Ryszard, z Bożej łaski... - ebook
Ryszard, z Bożej łaski... - ebook
Fascynujące zwieńczenie trylogii o Ryszardzie III, ostatnim angielskim władcy z linii Yorków, królu, który - jak się po latach okazuje – niesłusznie przeszedł do historii jako krwiożerczy potwór, a w rzeczywistości był władcą niezwykle sprawnym, odważnym i wrażliwym.
W tej błyskotliwie napisanej powieści, stanowiącej umiejętne połączenie historii i fikcji, Ryszard III, wbrew powtarzanemu od wieków stereotypowi, jawi się jako znakomity i inteligentny władca, którego miejsce w historii jako mordercy dwóch swoich poprzedników na tronie: szalonego Henryka VI, jego syna, księcia Edwarda Westminstera, a także swoich dwóch bratanków oraz inne zarzucane mu drobniejsze występki, jak zmuszenie Anny Neville do poślubienia go, a następnie zamordowanie jej, bo stała się przeszkodą w ożenku władcy z własną bratanicą, zawdzięcza czarnemu PR ze strony współczesnych wrogów oraz późniejszych kronikarzy tamtych burzliwych czasów, w tym samego Szekspira.
Urodzony w niebezpiecznych czasach spisków i zdrad, wychowany latach bratobójczej wojny zwanej Wojną Dwóch Róż, Ryszard dorastał się w cieniu swojego charyzmatycznego brata, króla Edwarda IV. Lojalny wobec swoich przyjaciół i namiętnie zakochany w jednej kobiecie, która została mu odmówiona, staje się utalentowanym graczem w świecie dworskich intryg. W końcu, uznawany dziś za ostatniego wojownika na tronie angielskim, staje na polu bitwy pod Bosworth przeciwko odwiecznym wrogom Yorków – Lancasterom, pod dowództwem Henryka Tudora…
"Ci, którzy znają postać Ryszarda III z Szekspira, znajdą w powieści Sharon Kay Penman obraz angielskiego monarchy całkowicie kontrastujący z tym utrwalonym przez słynnego dramaturga. Ryszard jest tu nieomal romantycznym bohaterem, pełnym dylematów, który idealnie nadaje się raczej do naszych współczesnych standardów niż wyobrażeń na temat pełnego okrucieństwa i mściwości władcy późnośredniowiecznej Anglii. I właśnie ta psychologiczna wiarygodność, poparta latami wnikliwych badań nad historycznymi źródłami, czyni z powieści Penman fantastycznie ciekawą książkę”.
„The New York Times Book Review”
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-150-3 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od roku 1459, gdy rozpoczyna się akcja tej książki, relacje między głównymi postaciami były następujące:
RÓD YORKÓW
Ryszard Plantagenet, książę Yorku
Cecylia Neville, jego małżonka
Edward, earl March, najstarszy syn
Edmund, earl Rutland, drugi syn
Jerzy, trzeci syn
Ryszard, najmłodszy syn, Dickon
Anna, księżna Exeter, najstarsza córka
Eliza, księżna Suffolk, druga córka
Małgorzata, najmłodsza córka
RÓD LANCASTERÓW
Henryk VI („Henryś”), król Anglii
Małgorzata Andegaweńska, królowa Anglii francuskiego rodu
Edouard, książę Walii, syn i następca
RÓD NEVILLE’ÓW
Ryszard Neville, earl Salisbury, brat Cecylii Neville
Ryszard Neville, earl Warwick, jego najstarszy syn
Anna Beauchamp, żona
Isabel Neville, starsza córka Warwicka
Anne Neville, młodsza córka Warwicka
Jan Neville, brat Warwicka
Izabela Inglethorpe, żona Jana
Jerzy Neville, biskup Exeter, brat Warwicka
Tomasz Neville, brat Warwicka
RÓD TUDORÓW
Jasper Tudor, brat przyrodni Henryka VI
Małgorzata Beaufort, żona Edmunda Tudora (brata przyrodniego Henryka VI), matka Henryka Tudora
Henryk Tudor, syn Małgorzaty Beaufort i Edmunda Tudora
Harry Stafford, książę Buckingham, powinowaty Edwarda i Ryszarda Plantagenetów
Henryk Beaufort, książę Somerset, powinowaty Henryka VI
Edmund Beaufort, jego brat
Jan Beaufort, brat Henryka i Edmunda
RÓD WOODVILLE’ÓW
Richard Woodville
Jacqeutta Woodville, jego żona
Elżbieta Woodville Grey, ich najstarsza córka
Antoni Woodville, faworyzowany brat Elżbiety
Katherine Woodville, młodsza siostra Elżbiety
Lionel, Edward, Richard i John — młodsi bracia Elżbiety
Tomasz Grey, najstarszy syn Elżbiety z małżeństwa z sir Johnem Greyem
Dick Grey, drugi syn Elżbiety z małżeństwa z sir Johnem Greyem
------------------------------------------------------------------------
1 Ze względu na niejasności, które mogłyby czytelnikowi utrudnić lekturę, w polskim tłumaczeniu zastosowano następującą konwencję zapisu imion i nazwisk: Edward (z rodu Yorków) i Edouard (z rodu Lancasterów); Anna (z rodu Yorków) i Anne (z rodu Neville’ów) (przyp. tłum.).
1
Middleham
Kwiecień 1483 roku
Ryszard stał po prawej ręce Anne. Lekko uścisnęła jego łokieć, ale tak był zaabsorbowany tym, co mówił John Scrope, że nawet tego nie zauważył. Rozmowa nie dotyczyła rzeczy, które Anne lubiła: Ryszard wraz z lordem Scrope’em dyskutowali o ostatnich intrygach księcia Albany skłóconego ze swym bratem Jakubem, królem Szkocji.
Na przekór swej woli Anne musiała przyznać, że najprawdopodobniej kolejna wojna ze Szkocją jest nieunikniona. Jakub odzyskał już swobodę poczynań, ale będąc słabym królem, był niebezpieczny. Anne dobrze wiedziała, że ani Ned, ani Ryszard nie ufali Jakubowi w nawet najmniejszym stopniu, przekonani o tym, że wcześniej lub później znowu zacznie on naruszać granice Anglii, która cieszyła się coraz mniejszym prestiżem pośród innych krajów. Ned rozpaczliwie potrzebował jakiegoś sukcesu, który zmazałby hańbę traktatu z Arras, a trudno o sukces większy niż zwycięstwo w wojnie.
Ona jednak tak bardzo nie chciała, aby cokolwiek stłumiło radość tego wieczoru! Nie chciała myśleć dzisiaj ani o Szkocji, ani o wojnie, ani o pająku konającym na francuskim tronie. Tak bardzo pragnęła się cieszyć, skoro mąż znowu znalazł się w Middleham, ona była otoczona przyjaciółmi i nadchodziła wiosna.
Nieznacznie się obracając, spojrzała po wielkiej sali i z satysfakcją spostrzegła, że inni goście nie zamierzali poddawać się frasunkom. Suta kolacja trwała niemal trzy godziny, teraz zaś minstrele Ryszarda cieszyli uszy chętnych swą muzyką. Ależ zabolałoby to earla Northumberlanda, pomyślała, gdyby wiedział, jak mało martwiono się jego nieobecnością!
Northumberland przysłał grzeczne przeprosiny, że nie będzie mógł skorzystać z zaproszenia z powodu dolegliwości biodra — co Ryszard skomentował, mówiąc, że mniej chyba chodzi o bóle w stawach, a bardziej o urażoną ambicję. Chociaż Ryszard zawsze dbał, aby nie podważać w żaden sposób autorytetu Northumberlanda, przez całe dziesięć lat obaj nigdy nie wykroczyli poza reguły chłodnej poprawności. I nie chodziło tylko o to, że Northumberland zawsze wykazywał znaczną rezerwę i ostrożność, gdyż jego wcześniejsze powiązania lancasterskie, a także fakt, że ród Percych, do którego należał, kiedyś sprawował władzę w Yorkshire, nie sprzyjały zadzierzgnięciu przyjaźniejszych więzi pomiędzy nim a Ryszardem.
Z dostojników Północy tego wtorkowego wieczoru w połowie kwietnia brakowało tylko Northumberlanda. Sala była pełna znajomych twarzy, których widok radował Anne. John i Alison Scrope’owie. Dick i Agnes Ratcliffe’owie. Rob i Joyce Percy. Metcalfowie z Nappa Hall. Lord Greystoke. Wszyscy członkowie rodu Fitz-Hugh.
Ledwie w głowie Anne pojawiło się to nazwisko, a już nie mogła się powstrzymać, by nie zerknąć w kierunku Véronique, natychmiast jednak skarciła w duchu samą siebie. Véronique i Franciszek byli zbyt ostrożni i dyskretni, aby na oczach wszystkich najmniejszym choćby gestem zdradzać łączące ich uczucie. Nie, to niesprawiedliwe wobec obojga, że czegokolwiek się tutaj lękała.
Anna Lovell wolała pozostać w Minster Lovell, z czego Anne była zadowolona przez wzgląd na Véronique. Ani przez chwilę nie przestawała się troszczyć o swoją przyjaciółkę, bardzo by chciała, aby Véronique zakochała się w kimś, kto mógłby się z nią ożenić. Tymczasem Anna Lovell była tak bezradna jak dziecko, dlatego niepodobna było przypuścić, że Franciszek kiedykolwiek zdecydowałby się na rozwód. Zarazem jednak Anne nie wątpiła, że darzy on Véronique prawdziwą miłością. Pozamałżeńskie związki rzadko trwają osiem lat, jeśli u ich podłoża nie leży głębokie wzajemne uczucie.
Poinstruowawszy minstreli, aby niebawem znowu podjęli muzykę do tańca, Anne dołączyła do Franciszka, Roba i Joyce Percych. Rob właśnie wrócił z Calais i nie szczędził opowieści o konającym francuskim królu.
— Czy to prawda, Rob, że w nocy Ludwik śpi przy tak wielu zapalonych świecach, że w pokoju jest jasno niczym w południe?
— Tak właśnie słyszałem. Od września w ogóle się już nie rusza z pałacu Plessis les Tours. — Francuszczyzna Roba była tak nędzna, że nazwa prawie nie dawała się rozpoznać, ale zupełnie tym niespeszony pierwszy zaczął się śmiać z nieporadności swego języka, po czym zaczął sypać kolejnymi plotkami przywiezionymi z Calais. — Ponoć służbie pod żadnym pozorem nie wolno używać w jego obecności słowa „śmierć”. Tak okropnie się jej boi od czasu, jak go powaliła ta choroba, że przeznacza podobno setki tysięcy liwrów na ofiary kościelne. Wyprosił od papieża korporał, którego używał święty Piotr, i wysłał statki aż do Wysp Zielonego Przylądka, aby tam poszukano jakichś remediów...
Anne słuchała już tylko jednym uchem, gdyż wpatrywała się we wprowadzanego do sali mężczyznę. Na pierwszy rzut oka potrafiła rozpoznać kuriera, tylu już ich się naoglądała, tym razem jednak było coś niezwykłego w tym, że posłaniec śmiał się stawić przed panem takim jak Ryszard, mając na sobie ślady przebytej drogi. Skoro był nieogolony i pokryty kurzem z dróg, znaczyło to, że dostarczał wiadomość, którą należało przekazać niezwłocznie. Natychmiast w umyśle Anne zapłonęły ostrzegawcze płomienie — nadchodziło niebezpieczeństwo. Zaraz jednak upomniała samą siebie, że kurier nie nosi barw królewskich, więc odrobinę się uspokoiła. Niecierpiąca zwłoki wiadomość od Neda mogła znaczyć tylko złe rzeczy: wojnę ze Szkotami albo Francuzami. Ale o niczym takim nie donosił William Hastings, znowu zatem zwróciła się do Roba i spytała:
— Rob, czy Francuzi bardzo się lękają rychłej śmierci króla? Jego syn ma dopiero trzynaście lat.
Rob przytaknął i nie mogąc się powstrzymać od zacytowania Eklezjasty, powiedział z namaszczeniem:
— „Biada tobie, ziemio, gdy król twój jest dziecięciem”1. O tak, ludzie na pewno się tym trapią. Wystarczy tylko przypomnieć sobie, co stało się z Anglią, kiedy Henryk Lancaster został monarchą, nie mając jeszcze roku... zamęt, krwawe łaźnie i spiski dookoła. A ja, mówiąc szczerze, serdecznie życzę tego Francji, kiedy Ludwik umrze, a władzę obejmie jego syn.
Franciszek dotknął jej ramienia z dziwnym wyrazem twarzy:
— Anne, nie jestem pewien, ale boję się, że coś jest nie w porządku.
Kiedy znowu spojrzała w kierunku Ryszarda, zobaczyła scenę nienaturalnie zastygłą. Kurier Hastingsa ciągle klęczał przed Ryszardem, wyciągając rękę, w której trzymał zapieczętowany dokument. Ryszard jeszcze po niego nie sięgnął, a jego twarz była osobliwie beznamiętna, chociaż nie malowało się na niej nic, co mogło budzić niepokój. Wszyscy, jak na skinienie różdżki, zaczęli się obracać w tym kierunku.
— Ach, Panie Przenajświętszy! — stłumionym głosem zawołała Anne, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Swój puchar z winem oddała Joyce i natychmiast skierowała się ku mężowi. Już kiedyś widziała podobny wyraz twarzy, który teraz zagościł na obliczu Ryszarda. Małgorzata Andegaweńska tak samo oniemiała i zdrętwiała słuchała, jak William Stanley donosił jej o śmierci syna.
Ale ledwie zrobiła kilka kroków, a cała scena ożyła. Ryszard gwałtownie odwrócił się i wybiegł z sali, po drodze bezceremonialnie odtrącając minstreli, którzy mieli nieszczęście stanąć mu na drodze. Wszystkie rozmowy w jednej chwili umilkły, ale wnet wybuchły ze zdwojonym wigorem. Kurier Hastingsa powstał, niepewnie się rozejrzał, a potem z opieczętowaną wiadomością w ręku ruszył w kierunku Anne. Ona zaś zareagowała zupełnie instynktownie; niczym krnąbrne dziecko zaplotła ręce z tyłu. Nie chciała wiedzieć, co jest w tym liście, nie śmiała go przyjąć, czując, że całkowicie odmieni to jej życie i życie wszystkich jej ukochanych.
— Madame? Wysłał mnie lord Hastings. — Mężczyzna miał głos ochrypły ze zmęczenia, ale w jego wzroku było niekłamane współczucie. — Bardzo boleję nad tym, że to ode mnie usłyszy pani, że Jego Królewska Mość, Edward, nie żyje.
Świece były tak oznaczone, aby odmierzały upływ czasu. Teraz poziom wosku zbliżał się do kreski oznaczającej godzinę pierwszą. Minęły trzy godziny; trzy pełne godziny! Gdzież on się podziewał? Ach, niechże wraca jak najspieszniej! Panienko Przenajświętsza, nie pozwól mu stracić głowy!
Anne, nie zdając sobie z tego sprawy, znowu zaczęła chodzić po komnacie. Znając Ryszarda tak dobrze jak nikt inny, mogła odgadnąć, co teraz robi. W głowie kłębiły jej się myśli. Najpierw skierowała kroki do ich sypialni, a potem do kaplicy. Kiedy jednak dotarła do stajni, było już za późno. Zdezorientowany koniuszy potwierdził, że Ryszard zerwał go ze snu i kazał natychmiast osiodłać wierzchowca. Jego Książęca Wysokość wyjechał już ponad kwadrans temu, powiedział Anne, dodając z troską w głosie:
— Pani moja, ośmielę się spytać: czy dzieje się coś złego? Książę tak spiął konia i pognał przez podgrodzie, jakby go goniły szatańskie psy.
Odtąd Anne nieustannie wyglądała przez okno wychodzące na północ, a potem od niego odchodziła tylko po to, by po chwili tam wrócić. Podgrodzie pogrążone było w mroku, dało się dostrzec tylko dwa czy trzy światełka, a poza tym panowała zupełna ciemność. Przecież może się zdarzyć, że Ryszard pomyli drogę, że jego wierzchowiec się potknie, że okuleje!
Nie, nie wolno jej zadręczać się takimi myślami. Ryszard znał wszystkie zakątki Wensley i Cover nie gorzej od rodowitego mieszkańca Yorkshire. Tak, zgoda, ale dosiadł White Surrey, dzikiego rumaka, którego dostał od Neda zeszłego czerwca w Fotheringhay. Przeznaczony do boju ogier, równie narowisty jak piękny. A jeśli rozjuszony poniósł i zrzucił gdzieś Ryszarda? Albo wpadł w jakąś rozpadlinę, łamiąc nogę? I któż się o tym dowie? Ogarnięty rozpaczą człowiek łatwo może podjąć nieroztropną decyzję, co pośród takich mokradeł może mieć fatalne skutki.
Może powinna wysłać ludzi na poszukiwanie Ryszarda? Gdyby jednak to uczyniła, nigdy by jej tego nie wybaczył. Tak, musi się uzbroić w cierpliwość; jeszcze trochę i na pewno wróci. Wybiegł bez okrycia, a noce w Yorkshire były ciągle zimne, gdyż dotkliwy chłód spływał ze zboczy Gór Pennińskich...
Loki, alaunt, którego sprezentowała Ryszardowi, aby przynajmniej odrobinę zastąpił mu utraconego Garetha, ocierał się o jej suknię niczym wielki srebrzystoszary kot, a jego ciemne ślepia były tak zatroskane, że poczuła łzy w oczach. Nie, nie wolno jej poddawać się takim nastrojom; musi zachować spokój, aby Ryszard, wróciwszy, mógł znaleźć w niej oparcie. Ale na miły Bóg, co właściwie mogła mu powiedzieć? On tak bardzo kochał Neda!
Dość już tego, zganiła samą siebie; kto jak kto, ale Ryszard to człowiek, który sam potrafi o siebie zadbać, a ona musi o tym pamiętać. Zerknęła na świece; było już późno. Na litość boską, gdzież on się podziewał?
O wiele lepiej by się stało, gdyby nie przeczytała listu Hastingsa albo przynajmniej potrafiła zapomnieć jego treść. Ale to było niemożliwe. Na przekór samej sobie, na przekór temu, co nieustannie powtarzała, ciągle sięgała po ten list i odczytywała słowa, które już i tak miała wypalone w pamięci. List porażający swoją zwięzłością, raptem dwa krótkie akapity. Anne nigdy specjalnie się nie zastanawiała nad wrażliwością Willa, ale jego maniery zawsze zdawały się nienaganne. W jakimże wielkim więc musiał pisać pośpiechu i napięciu, że takie były tego efekty!
Pierwsze zdanie powiadało tylko, że Edward nie żyje, zmarł 9 kwietnia w Westminsterze. W ostatnią środę... Wraz z Ryszardem polowali wtedy z sokołem na Carlton Moor, a do Middleham powrócili dopiero o zmierzchu. Był to wspaniały dzień, pełen śmiechu i promiennego słońca. Znienacka nawiedziła ją myśl, kiedy znowu nadarzy się taki dzień? Nie, nie wolno jej tak myśleć, nie może wpadać w panikę. Dlaczego jednak list Hastingsa pełen był jakiejś niewypowiedzianej grozy? Właściwie to drugie zdanie naprawdę ją przeraziło.
„Przed śmiercią król uczynił Cię, panie, protektorem całego królestwa. Zadbaj o bezpieczeństwo miłościwie nam panującego Edwarda V i przybywajcie do Londynu. Nie zwlekajcie, na miłość boską, a Ty, Jego Książęca Wysokość, bacz na siebie”. Z pewnością nie był to list dodający otuchy i spokoju ducha.
— Pani moja? — Véronique stała w progu komnaty kominkowej. — Anne, od bramy wjazdowej dają znaki. Jego Książęca Wysokość właśnie przyjechał.
Ryszard stał wprawdzie na wprost kominka, ale ciągle dygotał z zimna, a kiedy Anne podała mu kubek z grzanym winem, palce miał tak zdrętwiałe, że naczynie nie utrzymało się między nimi i upadło w ogień. Wydawało się, że Ryszard nie zauważył tego nawet wtedy, gdy płomienie zasyczały i strzeliły w górę.
— Masz tutaj, proszę — powiedziała Anne, szybko podając mężowi swój kubek. Z niepokojem patrzyła, jak unosi go do ust, i z trudem tylko powstrzymała się przed tym, by pomóc jego dłoni. Aby się upewnić, że się nie przeziębił, dotknęła wargami jego czoła, najchętniej jednak objęłaby go i przytuliła do siebie, pocieszając, jak robiła to z ich synem.
Jednak nie mogła tego uczynić. Był tylko dwa kroki od niej, a przecież poza zasięgiem. Nie, kochanie, powtarzała w duchu, nie odtrącaj mnie, pozwól sobie pomóc. Ale słów dudniących jej w głowie nie wypowiedziała.
— Gdzie jest list Hastingsa? — znienacka spytał Ryszard.
Anne przeklęła siebie w duchu za to, że nie schowała tej złowrogiej kartki, że nie pomyślała, aby udać, że gdzieś ją zawieruszyła. Nie powinien widzieć tego listu, w każdym razie nie tego wieczoru. Niechże jedną noc poświęci tylko na opłakiwanie brata, nie dręcząc się wątpliwościami, którymi nasycony był list Hastingsa. Co jednak miała począć, skoro list leżał na widoku na stole i Ryszard już po niego sięgał?
Widziała, jak w trakcie lektury twarz mu posępnieje. Oderwał wzrok od listu i spojrzał Anne prosto w twarz, zmrużył ciemne oczy, po czym wolno wycedził:
— Musiałem się o tym dowiedzieć od Willa Hastingsa. — W jego głosie ból walczył z tamowaną wściekłością. — Ta suka nie uznała nawet za stosowne poinformować mnie, że mój brat nie żyje.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
1 Biblia brzeska, Koh 10,16. Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza.