Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rytmy narodowe - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rytmy narodowe - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 306 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

RYT­MY NA­RO­DO­WE.

We Lwo­wie.

Na­kła­dem Dru­kar­ni Lu­do­wej pod za­rzą­dem St. Bay­le­go.

1881.

SPIS PRZED­MIO­TÓW.

* * *

OSTAT­NI RY­CERZ.

Do Mie­czy­sła­wa Da­row­skie­go… IX

Wstęp… 3

Ko­ro­na­cya… 5

Sło­wo o po­zna­niu się kró­la Jana z Ma­ry­sień­ką… 15

Na­sza mi­łość… 24

Król u szlach­ci­ca na we­se­lu… 34

Pieśń na we­se­lu He­le­ny Pre­twi­ców­nej o kró­lu Ja­nie… 63

Win­cen­te­mu Pa­lo­wi… 91

We­ro­na… 94

PIERW­SZY KMIEĆ – KO­ŚCIUSZ­KO W SZWAJ­CA­RYI.

I… 101

II… 115

III… 129

PLE­ŚNI GMIN­NE.

Do pie­śni gmin­nych…. 138

Bra­tu Gr. prze­sy­ła­jąc po­emat Ja­go­dę… 139

Ja­go­da I… 141

II… 154

III… 157

IV… 161

V… 175

Przy­ja­cie­lo­wi W. D… 181

Trzy piosn­ki Pa­du­ry… 184

Po­wra­ca­ją­cej do kra­ju pan­nie A. M… 187

Za­pro­sze­nie… 189

Z ka­le­ty dzia­da… 191

Wio­sna… 195

Hej Boże… 199

OSTAT­NI RY­CERZ.

Mie­czy­sła­wo­wi

Da­row­skie­mu

w do­wód

naj­głęb­szej cze­ści i przy­jaź­ni

po­świę­ca

Au­torDO MIE­CZY­SLA­WA DA­ROW­SKIE­GO

Szczę­śli­wy, kogo prze­szłość pięk­ną swo­ją stro­ną,

Jak mat­ka mi­łu­ją­ca po­cią­gnie na łono,

Temu jej po­karm słod­ki wró­ci czer­stwość, zdro­wie,

Męz­two w każ­dej przy­go­dzie, wagę w każ­dem sło­wie,

Temu swe ta­jem­ni­ce i przy­szłość wy­po­wie.

Hi­sto­ryo, Tyś jest zło­tą Ary­ad­ny przę­dzą

Wśród la­bi­ryn­tów ni­cią zbłą­ka­nych Te­sei,

Ty nam po za obec­nych dni nie­zmier­ną nę­dzą,

Gdy na ska­ły roz­bi­cia licz­ne stat­ki pę­dzą,

Sio­strę mi­ło­ści gwiaz­dę od­sła­niasz na­dziei….

Zie­mia, któ­ra ze sie­bie wiecz­ny owoc wyda,

Nie zdra­dzi swej wyż­szo­ści, nie za­tra­ci mia­na….

Bla­skiem ją w dniach upad­ku słoń­ce Le­oni­da,

I gwiaz­da oświe­ci Jana.

Przy­ja­cie­lu szla­chet­ny, ty wiesz pe­reł ile

W oce­anie prze­szło­ści na­ro­do­wej drze­mie,

Od gor­szą­cych wi­do­ków od­wróć się na chwi­lę,

Pójdź ze mną, uca­łuj­my na­szą pol­ską zie­mię,

A nie­chaj moje lek­kie nie­uczo­no rymy,

Lica twe wy­po­go­dzą, jak dziec­ka szcze­bio­ty;

Du­szą­ce eha­tę na­szą, wkrąg opa­dły dymy,

A dzie­cię, pieśń pro­sta­cza roz­par­ta na pło­ty

Śmie­je się ku błę­ki­tom kędy wzrok jej trzy­ma,

Ob­łok, po­stać we zbroi srebr­ne­go ol­brzy­ma.

ŁA­KA­WY CZY­TEL­NI­KU!

No­tat­ki Imść Pana Sa­mu­ela ze Skrzyp­ny aza­li Cię za­ba­wią nie wiem, mało w nich znaj­dziesz du­cho­we­go ob­ro­ku, któ­re­go­byś już nie kosz­to­wał w in­nych tego ro­dza­ju ry­mach. Nie są to kunsz­tow­ne oso­bli­wo­ści po­etycz­ne, do ja­ko­wych ucho two­je przy­wy­kło wiel­kim się przy­słu­chu­jąc Ry­mo­twor­com, nie są to one Jul­ja­na Ur­sy­na za­le­ca­ne śpie­wy, ani Win­cen­te­go Pola prze­dziw­ne ga­wę­dy, ot je­śli chcesz szu­kać ja­kim­by ta­ko­we przy­po­do­bać, tedy w Ser­bów pie­śniach znaj­dziesz naj­prę­dzej wzo­ry na któ­re się Pan Sa­mu­el wy­raź­nie za­pa­try­wał, nie tyle wszak­że żeby aż je na­śla­do­wał; cha­rak­te­rów al­bo­wiem szla­chec­kich trud­no mu było ja­koś tak prze­stro­ić, aże­by na nich nie­co pol­scz­czy­zny nie zo­sta­ło, onej to któ­rą je­den z uwiel­bio­nych po­etów ru­basz­no­ścią na­zwał, a któ­ra nie była ru­basz­ną, je­śli o niej do­wia­dy­wać się ra­czysz roz­czy­tu­jąc się w Zyg­mun­tow­skich au­to­rach.

No­tat­ki te wier­szo­wa­ne, nie po­ema­ta, nie rap­so­dy za­cho­waj Boże, wie­le za­wie­ra­ją błę­dów, a krom ma­łej bacz­no­ści na prze­pi­sy o sztu­ce ry­mo­twor­czej na­sze­go Ho­ra­cy­usza wiel­kie­go Dmo­chow­skie­go, na rady ta­kie­go Osiń­skie­go Alo­ize­go, la Har­pa, Bo­ile­au, Ary­sto­te­le­sa!! krom nie ko­rzy – sta­nia z oso­bli­wych wzo­rów pi­sa­nia wier­szy, kla­sycz­nej do­sko­na­ło­ści jesz­cze też i zmy­śleń nie mało przy­no­szą, i tak n… p… cała rzecz po­zna­nia się Jana z Ma­ry­sień­ką wy­my­ślo­na po­pro­stu, a sło­wa mło­de­go Jana do Kon­de­usza wy­da­dzą się pil­ne­mu war­tow­ni­ko­wi dzie­jów nie­przy­zwo­itą me­lan­kol­ją, czy­li przed­sta­wie­niem w czar­nym ko­lo­ry­cie naj­świet­niej­szej epo­ki Wła­dy­sła­wa IV, i bę­dziesz miał ra­cyę Czy­tel­ni­ku Ła­ska­wy, a cho­ciaż i nie­zu­peł­nie bę­dziesz miał ra­cyę, al­bo­wiem roz­ża­lo­ny śmier­cią dzia­da Żół­kiew­skie­go pod Ce­co­rą i cią­gły­mi za­go­na­mi ta­tar­skie­mi a tu­rec­kie­mi Jan mógł mieć w my­śli nie­daw­ne bo za­le­d­wie o lat 20 od­le­głe cza­sy o któ­rych wy­ra­ża się hi­sto­ryk.

"Ce­pen­dant les Ta­tarts de­leur côté, con­ti­nu­aient de me-trel'Ukra­ine, la Rus­sie, le pe­ti­te Po­lo­gne a feu et a sang; leurs co­ur­ses eten­du­es ju­sque non loin de, Cra­co­vie".Że więc nie miał co chwa­lić pol­skiej for­tu­ny toć chy­ba słusz­na, kie­dy ro­dzi­cę jego ową męż­ną Teo­fi­lę o mało Ta­ta­ro­wie nie ubie­gli o czem hi­sto­ryk do­sta­tecz­nie oznaj­mia, z ogła­dy zaś, po­mi­na­jąc choć­by też na onych dwu swo­ich mi­strzów Ro­zan­kie­wi­cza i Or­chow­skie­go, któ­rych rap­tu­larz po­dró­ży po Fran­cyi o igno­ra­ty­zmie onych de­nun­cy­uje, jako miał wy­no­sić się nie­wia­do­mo.

Co zaś do szcze­gó­łu znaj­do­wa­nia się na dwo­rze Anny au­stry­ac­kiej, wia­do­mo że Jan So­bie­ski otrzy­mał po­zwo­le­nie od ojca za­cią­gnię­cia się do sław­nej czer­wo­nej kom­pa­nii, któ­rą Ri­che­lieu Ko­ro­nie le­go­wał, i tak Lu­dwik XIV wów­czas dziec­ko po­mię­dzy swo­imi mu­skie­te­ra­mi miał też i przy­szłe­go wiel­kie­go kró­la.

A racz i na to ba­czyć Czy­tel­ni­ku Ła­ska­wy, że pa­no­wa­nie Wła­dy­sła­wa IV, jak bądź sław­ne zwy­cięz­twem nad Mo­skwą, pod­da­niem się Se­hi­na i trak­ta­tem Po­la­now­skim żad­nej sta­now­czej ko­rzy­ści kra­jo­wi nie za­pew­ni­ło i że za pa­no­wa­nia tego W. Kró­la roz­po­czę­ły się owe bun­ty ko­zac­kie wy­wo­ła­ne przez Ko­niec­pol­skie­go, któ­re też i ko­niec Pol­ski spro­wa­dzi­ły.

Po­mi­mo naj­zac­niej­szej chę­ci wiel­kie­go kró­la oświe­ce­nia i przy­ozdo­bie­nia kra­ju sztu­ka­mi na­dob­ne­mi, okrorn jed­ne­go ma­le­run­ku Do­la­bel­li w Kra­ko­wie i onej war­szaw­skiej ko­lum­ny Zyg­mun­ta III nic nam nie po­zo­sta­ło; zresz­tą umysł Jana za­ję­ty cały wo­jen­ną sztu­ką, a po­we­to­wa­niem ce­cor­skiej klę­ski, mógł też na ozdo­by fla­mandz­kie i wło­skie mało zwra­cać uwa­gi, je­śli zaś to wszyst­ko nie wy­ma­wia, onej to czar­nej me­lan­ko­lii, tedy ry­mo­twór­ca ape­lo­wać musi do uciecz­ki po­etów muzą na­zy­wa­nej, któ­ra wszel­kie zmy­śle­nia chwa­li i za Cri­men ta­ko­wych nie po­czy­tu­je.

Pan Sa­mu­el w jed­nym tyl­ko ustę­pie o bi­twie wie­deń­skiej ści­śle się hi­sto­ryi trzy­mał, ale bo­daj­by le­piej był pu­ścił wo­dze fan­ta­zyi, a je­śli­by hi­sto­rya na­tem stra­ci­ła, rymy jego zy­ska­ły­by wiel­ce; co bądź co przy­niosł, ty Czy­tel­ni­ku Ła­ska­wy do­brem ser­cem przyj­muj, a chcesz­li po­wtó­rzyć za­rzu­ty, któ­re tu wzmian­ko­wa­łem i po­gnie­wać się świę­tym ho­ro­rem unie­sio­ny – i to ci wol­no.WSTĘP.

W mo­je­go dziad­ka dom­ku ci­chym

Co cie­ka­wo­ści nie by­wa­ło…

Na po­wieść o tem dnia za mało,

Pod owym ciem­nym sta­rym stry­chem,

W mo­je­go dziad­ka dom­ku ci­chym.

Roz­bi­ta była tam ksiąg paka,

A gdzie się w cie­niu krok po­su­nie,

Skór­ki wi­sia­ły li­sie, ku­nie,

Z mo­sięż­ną kul­ką też kul­ba­ka,

Ła­sicz­ka tam spło­szo­na ska­cze,

Go­łę­bie ję­czą gdzieś grzy­wa­cze…

Pa­pie­ry róż­ne akta spra­wy,

Znać po­koń­czo­ne już pro­ce­sa,…

A na wspo­mnie­nie daw­nej sła­wy

I zbro­ja jak­by z Her­ku­le­sa,

Rze­mie­nie, sta­ry pan­cerz rdza­wy.

Tam ja co ran­ku chył­kiem, cisz­kiem,

Gdy jesz­cze wszyst­ko w śnie spo­czy­wa,

Obej­ścia, wody mgła opły­wa,

Już­ci na scho­dach, już pod strysz­kiem,

Aby do ksią­żek chył­kiem, cisz­kiem…

A praw­dę rze­kł­szy niź­li księ­ga

Wię­cej wa­bi­ły chłop­ca grusz­ki,

Któ­rych tam ko­rzec się ulę­ga,

Da­lej­że z gniaz­da na pa­lusz­ki,

Na one książ­ki, one grusz­ki.

Owóż śród wie­la sta­ry zwi­tek,

Prze­pi­sy­wa­łem raz i wtó­ry,

I za­pa­mię­tan do tej pory,

Czy na po­ży­tek nie po­ży­tek,

Ot wam przy­no­szę sta­ry zwi­tek…

Był tam i kró­la ob­raz w szty­chu,

Na ko­niu dziel­nym buj­nej grzy­wy,

Lecz ten mi roz­wiał wie­trzyk chci­wy,

Gdym na świat wy­niósł go z pod stry­chu.

A któż wie czy się tak nie sta­nie,

Z wiel­ko­ścią two­ją kró­lu Ja­nie,

Gdy jej nie­god­na tknie się ręka,

Czy w pył się mar­ny nie roz­le­ci,

To co przedem­ną słoń­cem świe­ci…

Ha dziej się wolo… wszakć nie moje

Te co po­da­ję rę­ko­pi­sy,

Do tak­tu jeno stru­nę stro­ję,

Nie har­fa dzwo­ni a li­ren­ka,

A te chwa­leb­ne świę­te rysy

Nie­chaj czy­tel­nik zło­ży pięk­nie

Je­śli mu stru­na w myśl za­brzęk­nie…

I owo tak się roz­po­czy­na

Ona nie zło­tych słów Ja­ni­na.O KRÓ­LU JA­NIE.

z no­ta­tek Jmci Pana Sa­mu­ela ze Skrzyp­ny.

KO­RO­NA­CYA.

Choć to dzień zimy, ostry luty,

Zbie­gły się wszyst­kich ziem po­wia­ty,

Na onym świet­ny kon­tusz suty,

Na dru­gim zło­ty pas bo­ga­ty.

Na in­nym koł­pak więc niedź­wie­dzi,

Na owym bę­dzie pan­cerz z mie­dzi,

Temu przy czap­ce cza­ple pió­ro

Zi­mo­wy wi­cher strzy­że górą,

A ony rum obusz­kiem czy­ni,

W wil­czu­rach cią­gną więc Li­twi­ni.

Rzecz­po­spo­li­tej wszyst­kie sta­ny

I lud i szlach­ta i miesz­cza­ny,

A gwar­na, swar­na ta pstro­ci­zna,

Aleć je wią­że wraz oj­czy­zna.

Tam uj­rzysz wszyst­kich ziem po­sta­cie,

One Ku­jaw­skie bog­za­pła­cie.

Gó­ral­ską guń­kę, cud­ną pra­wie,

I Kra­ko­wia­ka piór­ko pa­wie.

Cho­rą­gwi licz­bą oko tra­ci,

Ta pięk­niej dzia­na, ta bo­ga­ciej.

Scisk nie zdzier­żo­ny żad­ną wła­dzą,

Zda się, że mury wraz roz­sa­dzą,

A z wie­ży ptac­two czar­no­pió­re,

Z kra­ka­niem w śnież­ną leci chmu­rę,

Prym od­stą­piw­szy więc że­la­zu,

Co z wie­życ hu­czy raz po razu….

I oto mary już po­grzeb­ne

Cią­gną dwu onych zmar­łych pa­nów,

A wiatr za nimi z pol­skich ła­nów

Snieg rzu­ca, gdy­by strzał­ki srebr­ne.

Król Mi­chał, przy nim Kaź­mierz Waza,

Za wo­zem w zbroi Jan z że­la­za,

Cały głę­bo­ko wmy­ślon w so­bie,

Bo co mnie dziś, to ju­tro to­bie.

Jan przy Ol­szow­skim szedł pry­ma­sie,

Przy nim li­tew­ski het­man po­lny,

A smu­tek niósł na lica kra­sie,

Za trum­ny wio­dąc krok po­wol­ny,

I or­szak on był cud­ny, wie­rę,

Choć świa­tło ga­sło w wia­tru wia­nie,

Mni­chy śpie­wa­ły mi­se­re­re,

A na­ród krzy­czał żyj nam Ja­nie,

A ów z schy­lo­nem w dół ob­li­czem,

My­ślał jako i król jest ni­czem.

I pa­trzał na tych tru­mien dwo­je,

Pu­lvis et ombra wtó­rząc so­bie,

Aż na­raz prze­tarł oczy swo­je,

Za trum­ną koń bo szedł w ża­ło­bie,

Któ­re­go wiódł to­wa­rzysz mło­dy,

Z puł­ku ru­skie­go wo­je­wo­dy.

I Jan za­po­mniał, że to kró­le,

A za Czar­niec­kim wes­tchnął czu­le.

A po­tem czo­ło dał w po­ko­rę,

Jak gdy­by rzekł: twe miej­sce bio­rę.

A owe tłu­my w krąg pro­sta­cze,

Pra­wi­ły, owo kró­lów pła­cze.

Więc het­man też od da­ma­scen­ki

Do ócz łu­sko­wej pod­niósł ręki,

A tam kró­lew­scy pra­wią szat­ni

Ten temu w ucho: precz te bóle:

Je­śliż to pol­ski król ostat­ni,

Bę­dąc i po tym dru­gie kró­le.

U drzwi ka­te­dry, w gła­zie ryty,

Ka­mien­ny po­sąg Pio­tra Kmi­ty,

Ni to odźwier­ny w sta­rej zbroi,

Na stra­ży pań­skich gro­bów stoi,

Po­cią­gnąć miecz w przy­god­nym ra­zie..

Ku temu Jan się zwró­cił cały,

Z śnie­gu strzą­sa­jąc hełm wy­trwa­ły,

Bo mu szła dro­ga przy tym gła­zie.

A on Zyg­mun­tów świa­dek wie­ka,

Jak­by chciał rzec: i cie­bie cze­ka

Wa­wel ostat­ni w kró­lów rzę­dzie,

A po­tem pa­nów już nie bę­dzie.

I nad srebr­ne­mi trum­ny pro­chów,

Za­mkną się drzwi ka­mien­ne lo­chów.

Więc Jan sta­nąw­szy tam po stro­nie,

Gdzie mary zga­słych pa­nów sta­ją"

Czuł jak mu oczy za­pły­wa­ją,

I że mu ser­ce tłu­cze w ło­nie,

Ja­ko­by dzwon, a strach go boży

Jako pa­cho­lę upo­wi­ja,

I obie ręce na miecz zło­ży,

I gru­ba się wy­cią­gnie szy­ja,

Jako ru­ma­ka, gdy trąb wrza­ski

Ude­rzą w polu, rady zby­cia,

Gdy w ra­dach kłót­nie a nie­sna­ski;

Ko­ro­ny, ber­ła, sła­wy, ży­cia.

Prze­cież go z my­śli tych roz­wle­cze

Cho­rą­giew Li­twy po­jed­na­na,

Któ­rą przed pro­giem śnieg tam sie­cze,

Kędy się zło­ci pułk het­ma­na.

Więc ulżył so­bie na te ślu­by,

I dłoń na wąs po­ło­żył gru­by.

A w tej­że chwi­li do świąt­ni­cy

Przed one trum­ny srebr­ne świet­ne,

Pręd­ko się ru­szą pan­cer­ni­cy,

W zbro­je odzia­ni więc szla­chet­ne;

I gdy ostat­ni chór do­śpie­wa,

Do tych kró­lew­skich tru­mien sko­czą,

Mie­cze na onych ła­miąc drze­wa,

I z ję­kiem się z ru­ma­ków sto­czą.

A brzęk roz­le­gnie się nad gło­wą,

Jak­by ostat­nie kró­lów sło­wo.

Więc po­tem przyj­dą pie­czę­ta­rze,

Siwe te bro­dy, waż­ne twa­rze,

I pie­częć Pol­ski moc­nej zna­mię,

Pie­czę­tarz, by wosk kru­chy zła­mie.

I szloch się ozwie na po­grze­bie:

Wrz­ko­mo Oj­czy­zno nie­ma cie­bie.

Jest jesz­cze jest, ta w twar­dej zbroi,

W sze­ro­kich pier­siach Jana stoi.

Jest jesz­cze jest mar­so­wa pani,

Go­to­wa pod­nieść moc­ne pra­ce,

Po­kąd jej ser­ce to het­ma­ni,

Po­kąd w tych pier­siach się ko­ła­ce.

Jest jesz­cze jest na wiel­kie tru­dy

Ol­brzy­mie wal­ki od­wa­żo­na,

I na­ród swój i dru­gie ludy,

Obro­ni wręcz mo­car­ska ona.

Wej­rzyj­cierz wszy­scy ten nie wyda,

Oj­czy­stej sła­wy on nie zdra­dzi,

Po­stąp­że synu cny Al­cy­da,

Roz­grza­ny bi­skup rzecz pro­wa­dzi,

Otoć pia­sto­wy tron, a oto

Na gło­wę czap­kę nio­są zło­tą,.

Nie cie­bie, ale spra­wy boże

Ten pol­ski na­ród uznał w to­bie.

Oj­czy­zno! mąż ten moc­ny w so­bie

I cześć aa bar­kach twą nieść może.

Nie­chże mu czo­ło ob­ręcz zło­ta

Oko­ło skro­ni tej opa­sze,

Za­krzycz­cież wszyst­kie orły La­sze,

A dzwo­ny grzmij­cie hu­kiem grzmo­ta,

A nie­chaj wieść z wi­chra­mi leci,

Że się nam wiel­ki czyn od­pra­wił,

I że So­bie­ski król Jan trze­ci,

Na stop­nie tro­nu sto­pę sta­wił,

Skro­nie zło­ci­stą ob­lókł czap­ką,

A w rękę scep­trum wziął i jabł­ko.

Na sło­wa te i dru­gich wie­le

Ze­bra­ny jęk­nął kraj w ko­ście­le,

Oko­ło onych kró­lów ko­ści,

A dziw­na bo­wiem w płacz z ra­do­ści.

Toż na Pry­ma­sa wnet przy­zwa­nie,

So­bie­ski Jan przed oł­tarz sta­nie,

A ów mu świę­tą czy­ta rotę,

Jako utwier­dzi oj­ców cno­tę,

I pra­wa sta­re bę­dzie cho­wał,

I na­ród bę­dzie swój mi­ło­wał.

A Jan po­chy­lił się jak zgię­ty

Prze­waż­ną mocą ze­szłą z góry,

Jak gdy­by nań sta­wia­ły pię­ty

Te kró­le ci­che, te mar­mu­ry,

Co leżą tam po­kry­te py­łem,

Ci Pia­sto­wi­ce, Ja­giel­lo­ny,

A każ­dy krzy­czał Pol­sce: ży­łem,

A Bóg i Pol­ska wie, czem by­łem.

Kró­lo­wie i ich świę­te żony,

I dziat­ki tych ostat­nich Wa­zów,

Na bar­ki mu sfru­wa­ły z gła­zów.

I każ­dy gniótł go zło­tą, pię­tą,

I każ­dy krzy­czał mu mo­men­to!

A owy roty sło­wa wtó­rzył,

Pa­no­wać będą, ja­kom słu­żył,

A choć w płaszcz kró­lów się ob­le­cze­ni

Nie zmie­nim rze­czy no­wym sta­nem,

I będę ja­kom był het­ma­nem,

I jako by­łem będę mie­czem.

Więc cie­nie kró­lów miecz po­świę­cą,

Lecz znać tam bra­kło ja­kiejś stro­ny,

Bo gdy zam­ko­we brzę­kły dzwo­ny,

Cie­nie się w srebr­ne dymy skrę­cą,

I mar­mu­ro­wą twa­rzą bla­dą,

Na swe gro­bow­ce się po­kła­dą.

A szme­ry pły­ną nad ich kształ­ty,

Bę­dzie­szże miał nad ser­cem wolę.

Zło­ci­ste twe Het­mań­skie pole,

Lecz w domu i w na­ro­dzie gwał­ty,

Czy twa het­mań­ska moc owła­da,

Tak Wa­wel zmar­łych pa­nów gada.

Z po­rząd­ku więc kró­lew­ska pani,

Na po­świę­co­nym stop­niu klęk­nie,

A wszyst­kie bla­ski były na niej,

I tak jej w onych było pięk­nie,

Że się zda­wa­ło, że świat cały

Jej przy­niósł wszyst­ko swe w po­sa­gu,

Urjań­skie per­ły mor­skie wały,

A zło­ty pia­sek fale Tagu.

Że góry, mo­rza, ziem­skie lądy,

Cze­ka­ły na jej na świat przyj­ście,

Że róże jej swe dały li­ście,

A dy­amen­ty kraj Gol­kon­dy.Że wszyst­kie cza­ro­dziej­stwa wdzię­ku

Nie­wie­ścia płeć jej w da­rze znio­sła,

I że jak cud­ny kwiat wy­ro­sła.

W ko­ro­nie z zło­tym kwia­tem w ręku.

I że nikt od­tąd nie po­chwa­li,

Lon­dy­nów, Wied­ni i Wer­sa­li,

Tyl­ko o Ma­ryi d'Arqu­en fama

Po ca­łym świe­cie się roz­le­ci,

Że ona tyl­ko, ona sama,

Cza­ru­je, wła­da, mówi, świe­ci.

Wszyst­ko w niej dzi­wi i tu­ma­ni,

Jej jak mu­zy­ka ru­chy, zwro­ty,

Tyl­ko ten czar spo­koj­nej cno­ty,

Tyl­ko ten urok pol­skiej pani,

Ta duma, któ­ra nie jest py­chą,

Ta do­broć, któ­ra kwit­nie ci­cho,

To zim­no gła­zów peł­ne cze­ści,

Co ją prze­twa­rza w ko­ściół całą,

Bla­sku wy­trwa­nia na bo­le­ści,

Cie­ka­we oko nie doj­rza­ło.

Więc choć się cała zło­tem miga,

Choć ją… ota­cza po­chwał fala,

Zda­ło się Anna i Ja­dwi­ga

Od Ma­ryi d'Arqu­en sta­ły zda­la,

I dru­gie na­sze pa­nie, któ­rem

Wa­wel otwo­rzył swo­je wnę­trze,

Jed­ne od dru­gich wyż­sze, święt­sze,

Spo­czy­wa­ją­ce pod mar­mu­rem

Czar­nym, czer­wo­nym w owym Tu­mie,

Któ­re­go wszyst­kie dzi­wy, cza­ry,

Tyl­ko syn Pol­ski wier­ny, sta­rej,

I bo­ha­ter­ski syn zro­zu­mie.

I miły Boże od tej chwi­li,

Dwo­ja­ki rząd i sąd się sta­nie,

Ja­nież So­bie­ski nasz het­ma­nie,

Nie to­bie py­cha ob­cych dwo­rów,

Jak róż­ny Wie­deń a Ja­wo­rów,

Tak róż­ny za­mysł w pa­nów gło­wie,

Ty­ranż­by miesz­kał w Ja­wo­ro­wie?

Król, co ze szlach­tą za pan bra­ty,

Król sta­rej Pol­ski, dzie­dzic cha­ty.

I za­grzmiał or­gan nutą grzmią­ca,

Przyjdź du­chu świę­ty na mo­ca­rze,

Lecz ja­kieś du­chy ra­dość zmą­cą,

I nie­me się prze­cią­gną twa­rze,

Aż kie­dy wy­szedł Jan z ko­ścio­ła,

Pa­nem go swo­im lud ob­wo­ła,

I przed ka­te­dry śnież­ne scho­dy

Dum­ne po­stą­pią Wo­je­wo­dy.

A z ar­mat dym wy­le­ci z hu­kiem,

Gdy pierw­sza Li­twa krzyk­nie czo­łem!

Przed kró­lem pierw­szy Pac z buń­czu­kiem

I miecz­nik Li­twy z mie­czem go­łym,

Gdy ru­szą środ­kiem w Grodz­kie ścia­ny,

Za­szu­miał szczę­ściem lud pi­ja­ny,

Tak, że się zda­ło, że zwod­ni­czo

Mury uję­te ja­kimś cza­rem,

W Kra­ko­wie tym pia­stow­skim sta­rym

Do­sta­ły gło­su i że krzy­czą.

A w środ­ku ryn­ku w ostrym wie­trze

Tron zło­ty Pia­stów lud oto­czył,

I zda­ło się, że czas się prze­trze,

Gdy Jan ku stop­niom tro­nu kro­czył,

Kie­dy z nie­zna­ną pier­wej trwo­gą

Na pierw­szy sto­pień stą­pił nogą,

Z za chmu­ry pro­myk się wy­dzie­lił,

Bły­snął, na kró­lu się za­bie­lił,

A lud wnet wróż­ki cne wy­sno­wał,

Że szczę­śnie bę­dzie ten pa­no­wał.

Toż gdy ta ręka w bo­jach zna­na

Ku mie­czu się­gnie, duch się wzmo­że,

I lwia ogrom­na po­stać Jana

Cała przed lu­dem się roz­go­rze.

Jak gdy­by z mie­cza ogień siły

Zże­leź­nił w kró­lu wszyst­kie żyły,

I głos mu dał Zyg­mun­tów dzwo­nu,

Gdy śnieg na stal­ną, sy­pał zbro­ję.

Jan od­czuł wszyst­kie siły swo­je,

I jak śród bi­twy mó­wił z tro­nu:

Ry­ce­rze, bra­cia mi­łość wa­sza

Przecz mnie wy­nio­sła śród na­ro­du?

Oto bym stał jak Pol­ska na­sza

Mu­rem na wstrę­cie tego wscho­du,

Któ­re­go py­cha tak uro­sła,

Ze przed nie­daw­no zmar­łym pa­nem,

Przed kró­lem my wi­dzie­li po­sła,

Z pod­dań­czym, wy­rzec wstyd, ka­fta­nem,

Czausz Tu­rec­ki trząsł nim w py­sze,

I ha­racz rzą­dził rok do roku,

A La­chy my cho­wa­li ci­szę,

A sza­ble nam gra­ły u boku,

Nie w schwał i kie­dy wsty­dy pie­kły,

Plą­ta­ły się, zgrzy­ta­ły, wle­kły.

Ależ moc Boża była z lu­dem,

Miecz nasz po­ła­mał po­gan siłę,

I krwa­wym tru­dem, bo­żym cu­dem,

Ów, co głów żą­dał, wziął mo­gi­łę,

Zła­ma­na ręka próż­no się­ga

Po krzy­wy miecz nad Lac­kim kra­jem,

Chy­li się wschod­nia ta po­tę­ga,

Ry­ce­rze, temu dziś tu sta­jem.

To rze­kł­szy wraz że­la­zo lśnią­ce

So­bie­ski w stro­nę wscho­du zmie­rzy,

A w tej­że chwi­li ja­sne słoń­ce

Na Ma­ry­ac­kiej bły­śnie wie­ży,

I ta ko­ro­na zło­ta wdzięcz­na,

Kró­lo­wej świa­ta w oczach bły­śnie,

A lud przy tro­nie w mur się ści­śnie

I za­grzmi pieśń ta stu­ty­sięcz­na,

Nie­chaj do póź­nych nam stu­le­ci

Pa­nu­je Pol­sce Król Jan trze­ci!

I cne po­tom­stwo jego wciąż…..

I ze­szedł Król a spi­żu gar­dła

Nad gro­dem Kró­lów huk roz­la­ły,

I znów się chmur opo­na zwar­ła,

I mroź­ne wia­try wraz po­wia­ły.

I zwol­na ni­kły ludu fale,

Śnieg po uli­cach z wi­chrem go­nił,

I tyl­ko hu­sarz mknąc nie­dba­le,

W ogrom­ne orle skrzy­dła dzwo­nił,

Lecz i ten ry­chło znikł w za­mie­ci,

Tak jął pa­no­wać Król Jan trze­ci.

* * *SŁO­WO O PO­ZNA­NIU SIĘ KRÓ­LA JANA Z MA­RY­SIEŃ­KĄ.

Zwy­cza­jem to od da­wien daw­na,

Co się w tej na­szej Pol­sce cho­wa,

Nie do­syć fama nam do­mo­wa,

Lecz gdy po świe­cie mło­dzież sław­na,

Do swej oj­czy­stej wra­ca zie­mi

Z lau­ry śród ob­cych zdo­by­te­mi,

Wte­dy i po­słuch da­dzą mo­wie,

I kie­lich wznio­są wnet prze zdro­wie.

I tą po­sta­cią ser­cu dro­gą­Już też na­cie­szyć się nie mogą.

Wszy­stek ku nie­mu świat w za­lo­tach,

Po­rów­no pan­ny jak ma­tro­ny,

Stu­gęb­na sła­wa na wsze stro­ny

O ka­wa­ler­skich pra­wi cno­tach.

I temu Jan z So­bie­skich rodu,

Od wscho­du za­biegł do za­cho­du,

Do Fran­cyi tej, gdzie pięk­na sła­wa,

Któ­rą się kraj ten z da­wien chwa­li,

Na tar­czy z po­le­row­nej sta­li,

Ry­cer­skie ryl­cem pi­sze pra­wa,

A choć tam wy­bór za­cnej mło­dzi,

Któ­rej Kró­le­wicz sam do­wo­dzi,

Prze­dziw­nej mło­dzian nasz po­sta­ci,

Wpo­śród naj­duż­szych nic nie tra­ci.

Udat­ne człon­ki, śnia­da cera,

Wąs co ob­fi­cie z ust się skrę­ca,

Oko przy­szłe­go bo­ha­te­ra

Wszyst­kie na sie­bie wzro­ki znę­ca,

Bu­dząc po­wszech­ny po­dziw dwo­ru,

Sród ka­wa­le­rów, dam wy­bo­ru,

I wszyst­kich ser­ca łac­nie chwy­ta,

We zło­tej zbroi taki Scy­ta…..

A wpaść tam w oko rzecz nie­la­da,

Bo dwór to wiel­ce po­le­row­ny;

Każ­de się słów­ko wpierw ukła­da,

Każ­dy pa­cho­łek tam wy­mow­ny.

To choć spi­sy­wać ta­kie sło­wa,

Taki oby­czaj tam się cho­wa.

Coś jak­by cza­ry, jak­by złu­da,

One ob­ra­zy, one cuda.

A oneż w ga­jach tych wie­czo­ry,

Jak­by z po­wie­ści pa­łac Fran­ków;

Pie­śni, a plą­sy, a amo­ry,

Ist­ne schro­nie­nia dla ko­chan­ków.

A w zwier­cia­dla­nej kie­dy sali

Ry­ce­rze się­dą, do bie­sia­dy,

Kie­dy to świa­tło się roz­pa­li,

Won­no­ścią, gdy po­wie­ją sady,

Kie­dy wśród mę­skiej tej ocho­ty

Za­per­li wino w cza­rze zło­tej,

I pie­śni brzęk­ną też nie bła­che,

Zda się He­leń­ski świat po­wra­ca,

Że w bla­sku słoń­ca się wy­zła­ca

Twa peł­na cza­ra miły Ba­che.

I tyl­ko pa­trzeć zkąd py­za­te,

Zkąd wyj­dą boż­ki ko­zio­sto­pe,

Zkąd becz­ki bły­sną zło­to­czo­pe,

I pan­ny te w nie­bie­ską sza­tę

Odzia­ne lek­kie nóż­ką gołą,

Ry­chło wy­krę­cą zwin­ne koło,

Na któ­re tak od zo­rzy wcze­śnej,

Pan się po­glą­da bo­żek le­śny;

A peł­ny śmiech wskroś lasy głu­szy,

Kędy się ony Ba­che ru­szy.

A też je­dwa­bie, stru­sie pió­ra,

A wdzięk, któ­re­mu nic nie zdo­ła,

Iście ba­jecz­ny dwór Ar­tu­ra,

Ry­ce­rzy okrą­głe­go sto­ła.

Jeno Izel­da, czy tam któ­ra,

Gi­niew­ra nie­chaj bia­ło-czo­ła,

Wyj­dzie i niech to wszyst­ko klę­ka,

Gdzie ski­nie taka ślicz­na ręka,

A bo­skie oko spoj­rzeć ra­czy;

Wszyst­kie się wnet po­ru­szą czu­cia

I zło­tych strzał usły­szy ku­cia,

I krzyk ra­do­ści i roz­pa­czy.

Mie­siąc po­sre­brza wód krysz­ta­ły,

Więc i mi­ło­ści brzmią po­chwa­ły.

A choć tu oko Ma­za­ry­na

Nad Kró­le­wi­czem bacz­nie czu­wa,

Prze­cież zło­ci­stej cza­ry wina,

To pa­nie od się nie od­su­wa.

Zwłasz­cza gdy czo­ło po­rpu­ra­ta,

Pod ka­pe­lu­szem i z pom­po­ny,

Za­du­ma o ni­co­ści świa­ta,

Co mu jak kie­lich wy­próż­nio­ny

Żad­nej już nie przed­sta­wia tre­ści,

Na­on­czas pa­nicz w cza­szę trą­ca,

Aż się prze­le­wa ta szu­mią­ca

Per­łą, co na swej głę­bi mie­ści.

I już wy­da­je przy­szłą skłon­ność,

Dziś kar­dy­nal­skiej pod­dan pie­czy,

I wabi go ten wdzięk i won­ność,

I lut­ni brzęk i szczę­ki mie­czy.

I tak ci zda się, żeś w te cie­nie

Za­szedł i że ci brzę­kła strza­ła,

I za­bie­li­ło dwu ra­mie­nie,

Pół­koń i męz­ka pół­pierś bra­ta.

Słu­chasz, a on i w lut­nią bije,

I kę­dyś pę­dza brzę­ki drzą­ce,

A Cen­tau­ra mą­drość pije

W wła­snej oso­bie swo­jej słoń­ce.

Tu kwia­ty w każ­dej kwit­ną grzę­dzie,

To­pol roz­dzie­la swe bal­sa­my,

Pod po­są­ga­mi nad wo­da­mi,

Mi­ło­sne bie­lą się ła­bę­dzie.

A w sali zło­tej Frau­cy­me­ru,

Gdzie za­sta­wio­ny stół do sza­chów,

Sród krysz­ta­ło­wych fon­tan szme­ru,

Przy pan­nie za­siadł ry­cerz La­chów.

Wie­trzyk ja­ko­by w li­ście dmu­chał,

Roz­dzie­la one to ko­ron­ki,

Co te naj­mil­sze kry­ją człon­ki,

A Jan za­pa­trzył się, za­słu­chał,

I dzier­żąc w dło­ni zło­tą wie­żę,

Oczy­ma w ślicz­nych ry­sach to­nie,

I ani wie, że ta mu bie­rze

Tę ko­ra­lo­wą ser­ca wie­żę,

Co w bo­ha­ter­skim bije ło­nie.

Roz­bra­ja wią­że i roz­czu­la,

Jak ta dzie­wecz­ka go­dzi w kró­la,

I pa­trzy tak olśnio­ny wdzię­ki,

Onej to ślicz­nej Ma­ry­sień­ki….

Co jesz­cze jak­by róży pą­czek

Z pod li­ści bie­li się ko­ro­nek,

I kry­je się wśród tych ob­sło­nek,

I tyl­ko wid­ne ru­chy rą­czek,

I ust uśmie­chy te fi­glar­ne,

I opusz­czo­ne oczy czar­ne,

I wraz spo­koj­na nad ta­bli­cą

Opar­ta jak­by dum­ne lico,

One ja­go­dy cudo świa­ta,

Po któ­rych wę­żyk śmie­chu lata.

I tak już cała się roz­świe­ca,

I męz­ka moc i moc ko­bie­ca,

Ja­ko­by chęć zwy­cięz­twa wiecz­na,

Gra pięk­na wraz i nie­bez­piecz­na.

A w ustach srebr­ne dzwo­ni sło­wo:

Pa­nie Ry­ce­rzu, mat kró­lo­wą.

A na to grzecz­nie Jan od­rze­ka:

– Prze­ciw kró­lo­wej trud­na spra­wa,

Ude­rza z bli­ska czy z da­le­ka,

A za­wż­dy cios nie­chyb­ny dawa,

I król czy ry­cerz tu nie­pew­ny….

A na to gło­sik brzęk­nie śpiew­ny,

Ja­ko­by sło­wik spadł na sza­chy,

I roz­niósł pie­śni w zło­te gma­chy:

– A czy i w ży­ciu tak też bywa?

Ja nie wiem, cóż ja wiem, tak mło­da….

I ni to szach, ni dłoń mu poda,

I nie wy­zy­wa i wy­zy­wa,

Le­d­wie, że wy­szła z mat­ki łona,

Har­ców mi­ło­śnych wy­uczo­na.

A Jan, by w ob­raz wpa­trzon jaki,

Po­zo­stał moż­na rzec z pro­sta­ki,

Ja­ko­by w Ja­syr szedł w nie­wo­lę….

Kie­dy Kon­de­usz z kró­le­wi­cem

Z po­god­nem, peł­nem chwa­ły li­cem,

Przy wy­zła­ca­nym sta­nął sto­le,

W pół zbroi jako zwy­kle cha­dza,

Jako to na tym żół­wiu z sta­li

Wyż­sza spo­czy­wa męz­ka wła­dza,

I temu zbrój się mę­żom chwa­li.

Ka­pe­lusz wiel­ki z pió­ro­pu­szem

W ło­sio­wej rę­ka­wi­cy ręka

Dzier­ży­ła z dziw­nym ani­mu­szem.

Przy mie­czu, któ­rym wro­gów nęka.

Ło­sie też skórz­nie sto­py kry­ły,

Na któ­rych niósł bo­jo­we pyły.

Kró­le­wic zaś w su­kien­ce tka­nej

Srebr­nej ja­ko­by z sre­bra lany,

Uśmie­chał się po księ­cia stro­nie,

Jako Achil­les przy Chi­ro­nie.

I pol­skie pany co w tej do­bie

Zje­cha­li Wła­dy­sła­wów swa­ty,

W je­dwa­biach, niby pół-Azja­ty,

Jęli po­da­wać słów­ka so­bie,

Mło­dziuch­ną dwor­kę tę Lu­izy

Mie­rząc oczy­ma stroj­ną w kry­zy,

A krę­cąc wąs, a czy­niąc wróż­ki,

A mie­rząc to od głów do nóż­ki,

Jako to było jesz­cze dzie­cię,

Za­le­d­wie, że w trzy­na­stym le­cie,

I onych dwo­rek or­szak wab­ny

Cud­ne okry­cia, ja­sne czo­ła,

Ony ko­niu­szek nóż­ki zgrab­nej,

Co zda się wietrz­ne kre­śli koła.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: