- W empik go
Rytmy narodowe - ebook
Rytmy narodowe - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 306 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
We Lwowie.
Nakładem Drukarni Ludowej pod zarządem St. Baylego.
1881.
SPIS PRZEDMIOTÓW.
* * *
OSTATNI RYCERZ.
Do Mieczysława Darowskiego… IX
Wstęp… 3
Koronacya… 5
Słowo o poznaniu się króla Jana z Marysieńką… 15
Nasza miłość… 24
Król u szlachcica na weselu… 34
Pieśń na weselu Heleny Pretwicównej o królu Janie… 63
Wincentemu Palowi… 91
Werona… 94
PIERWSZY KMIEĆ – KOŚCIUSZKO W SZWAJCARYI.
I… 101
II… 115
III… 129
PLEŚNI GMINNE.
Do pieśni gminnych…. 138
Bratu Gr. przesyłając poemat Jagodę… 139
Jagoda I… 141
II… 154
III… 157
IV… 161
V… 175
Przyjacielowi W. D… 181
Trzy piosnki Padury… 184
Powracającej do kraju pannie A. M… 187
Zaproszenie… 189
Z kalety dziada… 191
Wiosna… 195
Hej Boże… 199
OSTATNI RYCERZ.
Mieczysławowi
Darowskiemu
w dowód
najgłębszej cześci i przyjaźni
poświęca
AutorDO MIECZYSLAWA DAROWSKIEGO
Szczęśliwy, kogo przeszłość piękną swoją stroną,
Jak matka miłująca pociągnie na łono,
Temu jej pokarm słodki wróci czerstwość, zdrowie,
Męztwo w każdej przygodzie, wagę w każdem słowie,
Temu swe tajemnice i przyszłość wypowie.
Historyo, Tyś jest złotą Aryadny przędzą
Wśród labiryntów nicią zbłąkanych Tesei,
Ty nam po za obecnych dni niezmierną nędzą,
Gdy na skały rozbicia liczne statki pędzą,
Siostrę miłości gwiazdę odsłaniasz nadziei….
Ziemia, która ze siebie wieczny owoc wyda,
Nie zdradzi swej wyższości, nie zatraci miana….
Blaskiem ją w dniach upadku słońce Leonida,
I gwiazda oświeci Jana.
Przyjacielu szlachetny, ty wiesz pereł ile
W oceanie przeszłości narodowej drzemie,
Od gorszących widoków odwróć się na chwilę,
Pójdź ze mną, ucałujmy naszą polską ziemię,
A niechaj moje lekkie nieuczono rymy,
Lica twe wypogodzą, jak dziecka szczebioty;
Duszące ehatę naszą, wkrąg opadły dymy,
A dziecię, pieśń prostacza rozparta na płoty
Śmieje się ku błękitom kędy wzrok jej trzyma,
Obłok, postać we zbroi srebrnego olbrzyma.
ŁAKAWY CZYTELNIKU!
Notatki Imść Pana Samuela ze Skrzypny azali Cię zabawią nie wiem, mało w nich znajdziesz duchowego obroku, któregobyś już nie kosztował w innych tego rodzaju rymach. Nie są to kunsztowne osobliwości poetyczne, do jakowych ucho twoje przywykło wielkim się przysłuchując Rymotworcom, nie są to one Juljana Ursyna zalecane śpiewy, ani Wincentego Pola przedziwne gawędy, ot jeśli chcesz szukać jakimby takowe przypodobać, tedy w Serbów pieśniach znajdziesz najprędzej wzory na które się Pan Samuel wyraźnie zapatrywał, nie tyle wszakże żeby aż je naśladował; charakterów albowiem szlacheckich trudno mu było jakoś tak przestroić, ażeby na nich nieco polsczczyzny nie zostało, onej to którą jeden z uwielbionych poetów rubasznością nazwał, a która nie była rubaszną, jeśli o niej dowiadywać się raczysz rozczytując się w Zygmuntowskich autorach.
Notatki te wierszowane, nie poemata, nie rapsody zachowaj Boże, wiele zawierają błędów, a krom małej baczności na przepisy o sztuce rymotworczej naszego Horacyusza wielkiego Dmochowskiego, na rady takiego Osińskiego Aloizego, la Harpa, Boileau, Arystotelesa!! krom nie korzy – stania z osobliwych wzorów pisania wierszy, klasycznej doskonałości jeszcze też i zmyśleń nie mało przynoszą, i tak n… p… cała rzecz poznania się Jana z Marysieńką wymyślona poprostu, a słowa młodego Jana do Kondeusza wydadzą się pilnemu wartownikowi dziejów nieprzyzwoitą melankolją, czyli przedstawieniem w czarnym kolorycie najświetniejszej epoki Władysława IV, i będziesz miał racyę Czytelniku Łaskawy, a chociaż i niezupełnie będziesz miał racyę, albowiem rozżalony śmiercią dziada Żółkiewskiego pod Cecorą i ciągłymi zagonami tatarskiemi a tureckiemi Jan mógł mieć w myśli niedawne bo zaledwie o lat 20 odległe czasy o których wyraża się historyk.
"Cependant les Tatarts deleur côté, continuaient de me-trel'Ukraine, la Russie, le petite Pologne a feu et a sang; leurs courses etendues jusque non loin de, Cracovie".Że więc nie miał co chwalić polskiej fortuny toć chyba słuszna, kiedy rodzicę jego ową mężną Teofilę o mało Tatarowie nie ubiegli o czem historyk dostatecznie oznajmia, z ogłady zaś, pominając choćby też na onych dwu swoich mistrzów Rozankiewicza i Orchowskiego, których raptularz podróży po Francyi o ignoratyzmie onych denuncyuje, jako miał wynosić się niewiadomo.
Co zaś do szczegółu znajdowania się na dworze Anny austryackiej, wiadomo że Jan Sobieski otrzymał pozwolenie od ojca zaciągnięcia się do sławnej czerwonej kompanii, którą Richelieu Koronie legował, i tak Ludwik XIV wówczas dziecko pomiędzy swoimi muskieterami miał też i przyszłego wielkiego króla.
A racz i na to baczyć Czytelniku Łaskawy, że panowanie Władysława IV, jak bądź sławne zwycięztwem nad Moskwą, poddaniem się Sehina i traktatem Polanowskim żadnej stanowczej korzyści krajowi nie zapewniło i że za panowania tego W. Króla rozpoczęły się owe bunty kozackie wywołane przez Koniecpolskiego, które też i koniec Polski sprowadziły.
Pomimo najzacniejszej chęci wielkiego króla oświecenia i przyozdobienia kraju sztukami nadobnemi, okrorn jednego malerunku Dolabelli w Krakowie i onej warszawskiej kolumny Zygmunta III nic nam nie pozostało; zresztą umysł Jana zajęty cały wojenną sztuką, a powetowaniem cecorskiej klęski, mógł też na ozdoby flamandzkie i włoskie mało zwracać uwagi, jeśli zaś to wszystko nie wymawia, onej to czarnej melankolii, tedy rymotwórca apelować musi do ucieczki poetów muzą nazywanej, która wszelkie zmyślenia chwali i za Crimen takowych nie poczytuje.
Pan Samuel w jednym tylko ustępie o bitwie wiedeńskiej ściśle się historyi trzymał, ale bodajby lepiej był puścił wodze fantazyi, a jeśliby historya natem straciła, rymy jego zyskałyby wielce; co bądź co przyniosł, ty Czytelniku Łaskawy dobrem sercem przyjmuj, a chceszli powtórzyć zarzuty, które tu wzmiankowałem i pogniewać się świętym hororem uniesiony – i to ci wolno.WSTĘP.
W mojego dziadka domku cichym
Co ciekawości nie bywało…
Na powieść o tem dnia za mało,
Pod owym ciemnym starym strychem,
W mojego dziadka domku cichym.
Rozbita była tam ksiąg paka,
A gdzie się w cieniu krok posunie,
Skórki wisiały lisie, kunie,
Z mosiężną kulką też kulbaka,
Łasiczka tam spłoszona skacze,
Gołębie jęczą gdzieś grzywacze…
Papiery różne akta sprawy,
Znać pokończone już procesa,…
A na wspomnienie dawnej sławy
I zbroja jakby z Herkulesa,
Rzemienie, stary pancerz rdzawy.
Tam ja co ranku chyłkiem, ciszkiem,
Gdy jeszcze wszystko w śnie spoczywa,
Obejścia, wody mgła opływa,
Jużci na schodach, już pod stryszkiem,
Aby do książek chyłkiem, ciszkiem…
A prawdę rzekłszy niźli księga
Więcej wabiły chłopca gruszki,
Których tam korzec się ulęga,
Dalejże z gniazda na paluszki,
Na one książki, one gruszki.
Owóż śród wiela stary zwitek,
Przepisywałem raz i wtóry,
I zapamiętan do tej pory,
Czy na pożytek nie pożytek,
Ot wam przynoszę stary zwitek…
Był tam i króla obraz w sztychu,
Na koniu dzielnym bujnej grzywy,
Lecz ten mi rozwiał wietrzyk chciwy,
Gdym na świat wyniósł go z pod strychu.
A któż wie czy się tak nie stanie,
Z wielkością twoją królu Janie,
Gdy jej niegodna tknie się ręka,
Czy w pył się marny nie rozleci,
To co przedemną słońcem świeci…
Ha dziej się wolo… wszakć nie moje
Te co podaję rękopisy,
Do taktu jeno strunę stroję,
Nie harfa dzwoni a lirenka,
A te chwalebne święte rysy
Niechaj czytelnik złoży pięknie
Jeśli mu struna w myśl zabrzęknie…
I owo tak się rozpoczyna
Ona nie złotych słów Janina.O KRÓLU JANIE.
z notatek Jmci Pana Samuela ze Skrzypny.
KORONACYA.
Choć to dzień zimy, ostry luty,
Zbiegły się wszystkich ziem powiaty,
Na onym świetny kontusz suty,
Na drugim złoty pas bogaty.
Na innym kołpak więc niedźwiedzi,
Na owym będzie pancerz z miedzi,
Temu przy czapce czaple pióro
Zimowy wicher strzyże górą,
A ony rum obuszkiem czyni,
W wilczurach ciągną więc Litwini.
Rzeczpospolitej wszystkie stany
I lud i szlachta i mieszczany,
A gwarna, swarna ta pstrocizna,
Aleć je wiąże wraz ojczyzna.
Tam ujrzysz wszystkich ziem postacie,
One Kujawskie bogzapłacie.
Góralską guńkę, cudną prawie,
I Krakowiaka piórko pawie.
Chorągwi liczbą oko traci,
Ta piękniej dziana, ta bogaciej.
Scisk nie zdzierżony żadną władzą,
Zda się, że mury wraz rozsadzą,
A z wieży ptactwo czarnopióre,
Z krakaniem w śnieżną leci chmurę,
Prym odstąpiwszy więc żelazu,
Co z wieżyc huczy raz po razu….
I oto mary już pogrzebne
Ciągną dwu onych zmarłych panów,
A wiatr za nimi z polskich łanów
Snieg rzuca, gdyby strzałki srebrne.
Król Michał, przy nim Kaźmierz Waza,
Za wozem w zbroi Jan z żelaza,
Cały głęboko wmyślon w sobie,
Bo co mnie dziś, to jutro tobie.
Jan przy Olszowskim szedł prymasie,
Przy nim litewski hetman polny,
A smutek niósł na lica krasie,
Za trumny wiodąc krok powolny,
I orszak on był cudny, wierę,
Choć światło gasło w wiatru wianie,
Mnichy śpiewały miserere,
A naród krzyczał żyj nam Janie,
A ów z schylonem w dół obliczem,
Myślał jako i król jest niczem.
I patrzał na tych trumien dwoje,
Pulvis et ombra wtórząc sobie,
Aż naraz przetarł oczy swoje,
Za trumną koń bo szedł w żałobie,
Którego wiódł towarzysz młody,
Z pułku ruskiego wojewody.
I Jan zapomniał, że to króle,
A za Czarnieckim westchnął czule.
A potem czoło dał w pokorę,
Jak gdyby rzekł: twe miejsce biorę.
A owe tłumy w krąg prostacze,
Prawiły, owo królów płacze.
Więc hetman też od damascenki
Do ócz łuskowej podniósł ręki,
A tam królewscy prawią szatni
Ten temu w ucho: precz te bóle:
Jeśliż to polski król ostatni,
Będąc i po tym drugie króle.
U drzwi katedry, w głazie ryty,
Kamienny posąg Piotra Kmity,
Ni to odźwierny w starej zbroi,
Na straży pańskich grobów stoi,
Pociągnąć miecz w przygodnym razie..
Ku temu Jan się zwrócił cały,
Z śniegu strząsając hełm wytrwały,
Bo mu szła droga przy tym głazie.
A on Zygmuntów świadek wieka,
Jakby chciał rzec: i ciebie czeka
Wawel ostatni w królów rzędzie,
A potem panów już nie będzie.
I nad srebrnemi trumny prochów,
Zamkną się drzwi kamienne lochów.
Więc Jan stanąwszy tam po stronie,
Gdzie mary zgasłych panów stają"
Czuł jak mu oczy zapływają,
I że mu serce tłucze w łonie,
Jakoby dzwon, a strach go boży
Jako pacholę upowija,
I obie ręce na miecz złoży,
I gruba się wyciągnie szyja,
Jako rumaka, gdy trąb wrzaski
Uderzą w polu, rady zbycia,
Gdy w radach kłótnie a niesnaski;
Korony, berła, sławy, życia.
Przecież go z myśli tych rozwlecze
Chorągiew Litwy pojednana,
Którą przed progiem śnieg tam siecze,
Kędy się złoci pułk hetmana.
Więc ulżył sobie na te śluby,
I dłoń na wąs położył gruby.
A w tejże chwili do świątnicy
Przed one trumny srebrne świetne,
Prędko się ruszą pancernicy,
W zbroje odziani więc szlachetne;
I gdy ostatni chór dośpiewa,
Do tych królewskich trumien skoczą,
Miecze na onych łamiąc drzewa,
I z jękiem się z rumaków stoczą.
A brzęk rozlegnie się nad głową,
Jakby ostatnie królów słowo.
Więc potem przyjdą pieczętarze,
Siwe te brody, ważne twarze,
I pieczęć Polski mocnej znamię,
Pieczętarz, by wosk kruchy złamie.
I szloch się ozwie na pogrzebie:
Wrzkomo Ojczyzno niema ciebie.
Jest jeszcze jest, ta w twardej zbroi,
W szerokich piersiach Jana stoi.
Jest jeszcze jest marsowa pani,
Gotowa podnieść mocne prace,
Pokąd jej serce to hetmani,
Pokąd w tych piersiach się kołace.
Jest jeszcze jest na wielkie trudy
Olbrzymie walki odważona,
I naród swój i drugie ludy,
Obroni wręcz mocarska ona.
Wejrzyjcierz wszyscy ten nie wyda,
Ojczystej sławy on nie zdradzi,
Postąpże synu cny Alcyda,
Rozgrzany biskup rzecz prowadzi,
Otoć piastowy tron, a oto
Na głowę czapkę niosą złotą,.
Nie ciebie, ale sprawy boże
Ten polski naród uznał w tobie.
Ojczyzno! mąż ten mocny w sobie
I cześć aa barkach twą nieść może.
Niechże mu czoło obręcz złota
Około skroni tej opasze,
Zakrzyczcież wszystkie orły Lasze,
A dzwony grzmijcie hukiem grzmota,
A niechaj wieść z wichrami leci,
Że się nam wielki czyn odprawił,
I że Sobieski król Jan trzeci,
Na stopnie tronu stopę stawił,
Skronie złocistą oblókł czapką,
A w rękę sceptrum wziął i jabłko.
Na słowa te i drugich wiele
Zebrany jęknął kraj w kościele,
Około onych królów kości,
A dziwna bowiem w płacz z radości.
Toż na Prymasa wnet przyzwanie,
Sobieski Jan przed ołtarz stanie,
A ów mu świętą czyta rotę,
Jako utwierdzi ojców cnotę,
I prawa stare będzie chował,
I naród będzie swój miłował.
A Jan pochylił się jak zgięty
Przeważną mocą zeszłą z góry,
Jak gdyby nań stawiały pięty
Te króle ciche, te marmury,
Co leżą tam pokryte pyłem,
Ci Piastowice, Jagiellony,
A każdy krzyczał Polsce: żyłem,
A Bóg i Polska wie, czem byłem.
Królowie i ich święte żony,
I dziatki tych ostatnich Wazów,
Na barki mu sfruwały z głazów.
I każdy gniótł go złotą, piętą,
I każdy krzyczał mu momento!
A owy roty słowa wtórzył,
Panować będą, jakom służył,
A choć w płaszcz królów się obleczeni
Nie zmienim rzeczy nowym stanem,
I będę jakom był hetmanem,
I jako byłem będę mieczem.
Więc cienie królów miecz poświęcą,
Lecz znać tam brakło jakiejś strony,
Bo gdy zamkowe brzękły dzwony,
Cienie się w srebrne dymy skręcą,
I marmurową twarzą bladą,
Na swe grobowce się pokładą.
A szmery płyną nad ich kształty,
Będzieszże miał nad sercem wolę.
Złociste twe Hetmańskie pole,
Lecz w domu i w narodzie gwałty,
Czy twa hetmańska moc owłada,
Tak Wawel zmarłych panów gada.
Z porządku więc królewska pani,
Na poświęconym stopniu klęknie,
A wszystkie blaski były na niej,
I tak jej w onych było pięknie,
Że się zdawało, że świat cały
Jej przyniósł wszystko swe w posagu,
Urjańskie perły morskie wały,
A złoty piasek fale Tagu.
Że góry, morza, ziemskie lądy,
Czekały na jej na świat przyjście,
Że róże jej swe dały liście,
A dyamenty kraj Golkondy.Że wszystkie czarodziejstwa wdzięku
Niewieścia płeć jej w darze zniosła,
I że jak cudny kwiat wyrosła.
W koronie z złotym kwiatem w ręku.
I że nikt odtąd nie pochwali,
Londynów, Wiedni i Wersali,
Tylko o Maryi d'Arquen fama
Po całym świecie się rozleci,
Że ona tylko, ona sama,
Czaruje, włada, mówi, świeci.
Wszystko w niej dziwi i tumani,
Jej jak muzyka ruchy, zwroty,
Tylko ten czar spokojnej cnoty,
Tylko ten urok polskiej pani,
Ta duma, która nie jest pychą,
Ta dobroć, która kwitnie cicho,
To zimno głazów pełne cześci,
Co ją przetwarza w kościół całą,
Blasku wytrwania na boleści,
Ciekawe oko nie dojrzało.
Więc choć się cała złotem miga,
Choć ją… otacza pochwał fala,
Zdało się Anna i Jadwiga
Od Maryi d'Arquen stały zdala,
I drugie nasze panie, którem
Wawel otworzył swoje wnętrze,
Jedne od drugich wyższe, świętsze,
Spoczywające pod marmurem
Czarnym, czerwonym w owym Tumie,
Którego wszystkie dziwy, czary,
Tylko syn Polski wierny, starej,
I bohaterski syn zrozumie.
I miły Boże od tej chwili,
Dwojaki rząd i sąd się stanie,
Janież Sobieski nasz hetmanie,
Nie tobie pycha obcych dworów,
Jak różny Wiedeń a Jaworów,
Tak różny zamysł w panów głowie,
Tyranżby mieszkał w Jaworowie?
Król, co ze szlachtą za pan braty,
Król starej Polski, dziedzic chaty.
I zagrzmiał organ nutą grzmiąca,
Przyjdź duchu święty na mocarze,
Lecz jakieś duchy radość zmącą,
I nieme się przeciągną twarze,
Aż kiedy wyszedł Jan z kościoła,
Panem go swoim lud obwoła,
I przed katedry śnieżne schody
Dumne postąpią Wojewody.
A z armat dym wyleci z hukiem,
Gdy pierwsza Litwa krzyknie czołem!
Przed królem pierwszy Pac z buńczukiem
I miecznik Litwy z mieczem gołym,
Gdy ruszą środkiem w Grodzkie ściany,
Zaszumiał szczęściem lud pijany,
Tak, że się zdało, że zwodniczo
Mury ujęte jakimś czarem,
W Krakowie tym piastowskim starym
Dostały głosu i że krzyczą.
A w środku rynku w ostrym wietrze
Tron złoty Piastów lud otoczył,
I zdało się, że czas się przetrze,
Gdy Jan ku stopniom tronu kroczył,
Kiedy z nieznaną pierwej trwogą
Na pierwszy stopień stąpił nogą,
Z za chmury promyk się wydzielił,
Błysnął, na królu się zabielił,
A lud wnet wróżki cne wysnował,
Że szczęśnie będzie ten panował.
Toż gdy ta ręka w bojach znana
Ku mieczu sięgnie, duch się wzmoże,
I lwia ogromna postać Jana
Cała przed ludem się rozgorze.
Jak gdyby z miecza ogień siły
Zżeleźnił w królu wszystkie żyły,
I głos mu dał Zygmuntów dzwonu,
Gdy śnieg na stalną, sypał zbroję.
Jan odczuł wszystkie siły swoje,
I jak śród bitwy mówił z tronu:
Rycerze, bracia miłość wasza
Przecz mnie wyniosła śród narodu?
Oto bym stał jak Polska nasza
Murem na wstręcie tego wschodu,
Którego pycha tak urosła,
Ze przed niedawno zmarłym panem,
Przed królem my widzieli posła,
Z poddańczym, wyrzec wstyd, kaftanem,
Czausz Turecki trząsł nim w pysze,
I haracz rządził rok do roku,
A Lachy my chowali ciszę,
A szable nam grały u boku,
Nie w schwał i kiedy wstydy piekły,
Plątały się, zgrzytały, wlekły.
Ależ moc Boża była z ludem,
Miecz nasz połamał pogan siłę,
I krwawym trudem, bożym cudem,
Ów, co głów żądał, wziął mogiłę,
Złamana ręka próżno sięga
Po krzywy miecz nad Lackim krajem,
Chyli się wschodnia ta potęga,
Rycerze, temu dziś tu stajem.
To rzekłszy wraz żelazo lśniące
Sobieski w stronę wschodu zmierzy,
A w tejże chwili jasne słońce
Na Maryackiej błyśnie wieży,
I ta korona złota wdzięczna,
Królowej świata w oczach błyśnie,
A lud przy tronie w mur się ściśnie
I zagrzmi pieśń ta stutysięczna,
Niechaj do późnych nam stuleci
Panuje Polsce Król Jan trzeci!
I cne potomstwo jego wciąż…..
I zeszedł Król a spiżu gardła
Nad grodem Królów huk rozlały,
I znów się chmur opona zwarła,
I mroźne wiatry wraz powiały.
I zwolna nikły ludu fale,
Śnieg po ulicach z wichrem gonił,
I tylko husarz mknąc niedbale,
W ogromne orle skrzydła dzwonił,
Lecz i ten rychło znikł w zamieci,
Tak jął panować Król Jan trzeci.
* * *SŁOWO O POZNANIU SIĘ KRÓLA JANA Z MARYSIEŃKĄ.
Zwyczajem to od dawien dawna,
Co się w tej naszej Polsce chowa,
Nie dosyć fama nam domowa,
Lecz gdy po świecie młodzież sławna,
Do swej ojczystej wraca ziemi
Z laury śród obcych zdobytemi,
Wtedy i posłuch dadzą mowie,
I kielich wzniosą wnet prze zdrowie.
I tą postacią sercu drogąJuż też nacieszyć się nie mogą.
Wszystek ku niemu świat w zalotach,
Porówno panny jak matrony,
Stugębna sława na wsze strony
O kawalerskich prawi cnotach.
I temu Jan z Sobieskich rodu,
Od wschodu zabiegł do zachodu,
Do Francyi tej, gdzie piękna sława,
Którą się kraj ten z dawien chwali,
Na tarczy z polerownej stali,
Rycerskie rylcem pisze prawa,
A choć tam wybór zacnej młodzi,
Której Królewicz sam dowodzi,
Przedziwnej młodzian nasz postaci,
Wpośród najduższych nic nie traci.
Udatne członki, śniada cera,
Wąs co obficie z ust się skręca,
Oko przyszłego bohatera
Wszystkie na siebie wzroki znęca,
Budząc powszechny podziw dworu,
Sród kawalerów, dam wyboru,
I wszystkich serca łacnie chwyta,
We złotej zbroi taki Scyta…..
A wpaść tam w oko rzecz nielada,
Bo dwór to wielce polerowny;
Każde się słówko wpierw układa,
Każdy pachołek tam wymowny.
To choć spisywać takie słowa,
Taki obyczaj tam się chowa.
Coś jakby czary, jakby złuda,
One obrazy, one cuda.
A oneż w gajach tych wieczory,
Jakby z powieści pałac Franków;
Pieśni, a pląsy, a amory,
Istne schronienia dla kochanków.
A w zwierciadlanej kiedy sali
Rycerze siędą, do biesiady,
Kiedy to światło się rozpali,
Wonnością, gdy powieją sady,
Kiedy wśród męskiej tej ochoty
Zaperli wino w czarze złotej,
I pieśni brzękną też nie błache,
Zda się Heleński świat powraca,
Że w blasku słońca się wyzłaca
Twa pełna czara miły Bache.
I tylko patrzeć zkąd pyzate,
Zkąd wyjdą bożki koziostope,
Zkąd beczki błysną złotoczope,
I panny te w niebieską szatę
Odziane lekkie nóżką gołą,
Rychło wykręcą zwinne koło,
Na które tak od zorzy wcześnej,
Pan się pogląda bożek leśny;
A pełny śmiech wskroś lasy głuszy,
Kędy się ony Bache ruszy.
A też jedwabie, strusie pióra,
A wdzięk, któremu nic nie zdoła,
Iście bajeczny dwór Artura,
Rycerzy okrągłego stoła.
Jeno Izelda, czy tam która,
Giniewra niechaj biało-czoła,
Wyjdzie i niech to wszystko klęka,
Gdzie skinie taka śliczna ręka,
A boskie oko spojrzeć raczy;
Wszystkie się wnet poruszą czucia
I złotych strzał usłyszy kucia,
I krzyk radości i rozpaczy.
Miesiąc posrebrza wód kryształy,
Więc i miłości brzmią pochwały.
A choć tu oko Mazaryna
Nad Królewiczem bacznie czuwa,
Przecież złocistej czary wina,
To panie od się nie odsuwa.
Zwłaszcza gdy czoło porpurata,
Pod kapeluszem i z pompony,
Zaduma o nicości świata,
Co mu jak kielich wypróżniony
Żadnej już nie przedstawia treści,
Naonczas panicz w czaszę trąca,
Aż się przelewa ta szumiąca
Perłą, co na swej głębi mieści.
I już wydaje przyszłą skłonność,
Dziś kardynalskiej poddan pieczy,
I wabi go ten wdzięk i wonność,
I lutni brzęk i szczęki mieczy.
I tak ci zda się, żeś w te cienie
Zaszedł i że ci brzękła strzała,
I zabieliło dwu ramienie,
Półkoń i męzka półpierś brata.
Słuchasz, a on i w lutnią bije,
I kędyś pędza brzęki drzące,
A Centaura mądrość pije
W własnej osobie swojej słońce.
Tu kwiaty w każdej kwitną grzędzie,
Topol rozdziela swe balsamy,
Pod posągami nad wodami,
Miłosne bielą się łabędzie.
A w sali złotej Fraucymeru,
Gdzie zastawiony stół do szachów,
Sród kryształowych fontan szmeru,
Przy pannie zasiadł rycerz Lachów.
Wietrzyk jakoby w liście dmuchał,
Rozdziela one to koronki,
Co te najmilsze kryją członki,
A Jan zapatrzył się, zasłuchał,
I dzierżąc w dłoni złotą wieżę,
Oczyma w ślicznych rysach tonie,
I ani wie, że ta mu bierze
Tę koralową serca wieżę,
Co w bohaterskim bije łonie.
Rozbraja wiąże i rozczula,
Jak ta dzieweczka godzi w króla,
I patrzy tak olśniony wdzięki,
Onej to ślicznej Marysieńki….
Co jeszcze jakby róży pączek
Z pod liści bieli się koronek,
I kryje się wśród tych obsłonek,
I tylko widne ruchy rączek,
I ust uśmiechy te figlarne,
I opuszczone oczy czarne,
I wraz spokojna nad tablicą
Oparta jakby dumne lico,
One jagody cudo świata,
Po których wężyk śmiechu lata.
I tak już cała się rozświeca,
I męzka moc i moc kobieca,
Jakoby chęć zwycięztwa wieczna,
Gra piękna wraz i niebezpieczna.
A w ustach srebrne dzwoni słowo:
Panie Rycerzu, mat królową.
A na to grzecznie Jan odrzeka:
– Przeciw królowej trudna sprawa,
Uderza z bliska czy z daleka,
A zawżdy cios niechybny dawa,
I król czy rycerz tu niepewny….
A na to głosik brzęknie śpiewny,
Jakoby słowik spadł na szachy,
I rozniósł pieśni w złote gmachy:
– A czy i w życiu tak też bywa?
Ja nie wiem, cóż ja wiem, tak młoda….
I ni to szach, ni dłoń mu poda,
I nie wyzywa i wyzywa,
Ledwie, że wyszła z matki łona,
Harców miłośnych wyuczona.
A Jan, by w obraz wpatrzon jaki,
Pozostał można rzec z prostaki,
Jakoby w Jasyr szedł w niewolę….
Kiedy Kondeusz z królewicem
Z pogodnem, pełnem chwały licem,
Przy wyzłacanym stanął stole,
W pół zbroi jako zwykle chadza,
Jako to na tym żółwiu z stali
Wyższa spoczywa męzka władza,
I temu zbrój się mężom chwali.
Kapelusz wielki z pióropuszem
W łosiowej rękawicy ręka
Dzierżyła z dziwnym animuszem.
Przy mieczu, którym wrogów nęka.
Łosie też skórznie stopy kryły,
Na których niósł bojowe pyły.
Królewic zaś w sukience tkanej
Srebrnej jakoby z srebra lany,
Uśmiechał się po księcia stronie,
Jako Achilles przy Chironie.
I polskie pany co w tej dobie
Zjechali Władysławów swaty,
W jedwabiach, niby pół-Azjaty,
Jęli podawać słówka sobie,
Młodziuchną dworkę tę Luizy
Mierząc oczyma strojną w kryzy,
A kręcąc wąs, a czyniąc wróżki,
A mierząc to od głów do nóżki,
Jako to było jeszcze dziecię,
Zaledwie, że w trzynastym lecie,
I onych dworek orszak wabny
Cudne okrycia, jasne czoła,
Ony koniuszek nóżki zgrabnej,
Co zda się wietrzne kreśli koła.