- promocja
Rzeczy, których nie wyrzuciłem - ebook
Rzeczy, których nie wyrzuciłem - ebook
Co zostaje po śmierci bliskiej osoby? Przedmioty, wspomnienia, urywki zdań? Narrator porządkuje książki i rzeczy pozostawione przez zmarłą matkę. Jednocześnie rekonstruuje jej obraz – mocnej kobiety, która w peerelowskiej, a potem kapitalistycznej rzeczywistości umiała żyć wedle własnych zasad. Wyczulona na słowa, nie pozwalała sobą manipulować, w codziennej walce o szacunek – nie poddawała się. Była trudna. Była odważna.
W tej książce nie ma sentymentalizmu – matka go nie znosiła – są za to czułość, uśmiech i próba zrozumienia losu najbliższej osoby. Jest też opowieść o tym, jak zaczyna odchodzić pierwsze powojenne pokolenie, któremu obiecywano piękne życie.
Właśnie tak gorszyła zacne panie. Warczała na nauczycielki. Pacyfikowała sprzedawców. Kazała milczeć antysemickim taksówkarzom. Nie reagowała na nasze: „Po co to robisz?”.
[fragment książki]
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65271-44-0 |
Rozmiar pliku: | 600 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To jest historia o rzeczach. I jeszcze o gadaniu. Czyli – o słowach i przedmiotach. Jest to także książka o mojej matce, i z tego powodu nie będzie zbyt wesoła.
Kiedyś sądziłem, że ludzi pamiętamy, dopóki możemy ich opisać. Teraz myślę, że jest odwrotnie: są z nami, dopóki nie umiemy tego zrobić.
Dopiero martwych ludzi mamy na własność, zredukowanych do jakiegoś obrazka czy kilku zdań. Postaci w tle. Teraz już wiadomo – byli tacy albo śmacy. Teraz możemy podsumować całą tę szarpaninę. Rozplątać niekonsekwencje. Postawić kropkę. Wpisać wynik.
Ale jeszcze nie wszystko pamiętam. Dopóki nie mogę ich opisać, jeszcze trochę żyją.
Czterdzieści lat temu – nie rozumiem, dlaczego akurat ta rozmowa nagrała się w mojej pamięci – narzekałem na jakąś audycję edukacyjną w Polskim Radiu, a moja matka powiedziała: „Nie wszystko w życiu da się zamienić na śmieszne historyjki”. Wiedziałem, że to prawda. Mimo to próbowałem.
W książce o designie wspomniałem, że w naszych egzemplarzach miesięcznika „Ty i Ja” brakowało stron z przepisami kulinarnymi. Tym razem napiszę, jak je odnalazłem.Trudna sztuka robienia awantur na poczcie
– Chciałbym odwołać abonament radiowo-telewizyjny mojej matki, gdyż zmarła.
– O kurczę.
– No tak.
– Nie o to chodzi, tylko jak abonament, to lepiej w okienku C. Pan weźmie numerek i koleżanka panu powie. – W tym momencie w jej oczach pojawia się błysk. Pomysł na psotę. – Lepiej niech pan idzie do informacji.
Jestem pułapką. Zgniłym jajem. Można mnie podrzucić koleżance z okienka C (kusząca myśl). Ale można – myśl jeszcze bardziej urocza – wepchnąć tej cwaniarze, która od rana siedzi na informacji i sprzedaje aktualną ofertę: koperty, kosmetyki ekologiczne oraz zbiór opowiadań Alice Munro3.
– Chciałbym odwołać abonament radiowo-telewizyjny mojej matki – zaczynam.
Stuk, stuk, skrob – tipsy drapią o klawiaturę.
– Taka pani nie płaciła abonamentu.
– Jak to nie płaciła?
– Od 1996 roku nie płaciła.
– Mam historię rachunku – oświadczam.
– Niech pan pokaże.
Ale moja przewaga natychmiast topnieje.
– Dlaczego tylko siedemnaście złotych płaciła?
– Nie wiem.
– To kto ma wiedzieć? – syczy. – Abonament tyle nie kosztuje.
Książka Alice Munro ma lakierowaną okładkę. Jest na niej czarno-białe zdjęcie kobiety bez głowy. Słoneczne bliki tańczą po lakierze, a obok stoi rozkładana kartka komunijna i papierowy kurczak. Byłoby zabawnie wrócić do domu i powiedzieć: „Popatrz, kupiłem na poczcie tom kanadyjskiej noblistki”.
– Co to za numer konta jest w ogóle? I czemu w Bydgoszczy?
– Nie wiem, ale moja matka płaciła pani firmie co miesiąc siedemnaście złotych – mówię hardo.
– Może spłacała kredyt w banku pocztowym?
– Nie spłacała.
– A skąd pan wie?
Próbuję sobie wyobrazić matkę, jak potajemnie zaciąga, a potem spłaca kredyt w banku pocztowym w Bydgoszczy.
Słyszę szmer kolejki. Kilka osób chce kupić zaległe kartki wielkanocne lub opłacić rachunki. Zaczynają się niecierpliwić.
Podnoszę wzrok na pracownicę Poczty Polskiej.
– Proszę nie mówić do mnie tym tonem – rzucam.
To kluczowy moment. Chwila, o której pisał poeta Kawafis:
Dla niektórych ludzi przychodzi taka godzina,
Kiedy muszą powiedzieć wielkie Tak
albo wielkie Nie.
Urzędniczka musi przemyśleć swoją strategię. Ponieważ dotąd jej „Nie” to było tylko małe „Nie”. Zwykłe, rutynowe „Nie”. Takie „Nie”, które liczy, że a nuż się uda. Że się zniechęcę i zniknę razem z aktem zgonu i historią rachunku.
Pierwsze „Nie” to panadol. Herbata z malinami. Nadzieja, że samo jakoś przejdzie. Rozejdzie się po kościach. Samo się załatwi. Pochopne kiwnięcie głową, aprobujący pomruk, nieznaczny ruch powiek mogą być potraktowane jak potwierdzenie, zgoda, cyrograf niebieskim długopisem. Podpis elektroniczny z okrągłą pieczęcią. A wtedy już koniec.
– Proszę do mnie nie mówić tym tonem. – Nadymam podgardle i stroszę pióra.
Jak w tańcu, rytmicznie i harmonijnie, zmierzamy do punktu, który nosi nazwę: „Ja Na Pana Nie Krzyczę”.
– Proszę na mnie nie krzyczeć.
– Ja na pana nie krzyczę.
– Właśnie że pani krzyczy.
– Pan krzyczy. Krzyczeć to pan sobie może w domu na żonę, a nie w urzędzie pocztowym.
– On krzyczy – potwierdza chór klientów. – A ludziom się spieszy.
– Ona krzyczy – rzuca chór klientów, którzy mają numerki do innego okienka.
Jeszcze nic nie jest przesądzone. Stoimy na rozstaju. Jedna droga prowadzi do: chcę rozmawiać z pani przełożonym – proszę bardzo – napiszę skargę – niech pan pisze – owszem napiszę – i rozpaczliwych prób trzaśnięcia drzwiami.
Ale jeszcze możemy pójść drogą deeskalacji.
– Ja mówię normalnie, panu coś się przesłyszało – stwierdza urzędniczka pojednawczo.
– Z pewnością – przyznaję. – Więc jak z tym abonamentem?
Zgrzyt, stuk, szuru buru – tipsy skrobią niemal przyjaźnie.
– Może to za radio?
Napięcie spada. Okręty zmieniają kurs. Samoloty wracają do bazy. Kolejka wzdycha.
Państwa upadają. Święte prawa własności przechodzą z rąk do rąk. Na polityków czeka trybunał stanu albo sąd w Hadze. Tylko urzędniczki są wieczne. Potężniejsze od premierów, prezydentów i sekretarzy. Ponieważ ich supermocą jest obojętność.
Mogą zapałać sympatią albo najeżyć się z niechęci. Ale to tylko pozór. One są ewolucją. My gatunkiem skazanym na wymarcie. Tłustym nielotem. Ociężałym przedstawicielem wielkiej fauny i lasem pierwotnym.