Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rzut oka na pięćdziesięcioletnie działanie Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rzut oka na pięćdziesięcioletnie działanie Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 251 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

RZUT OKA NA PIĘĆ­DZIE­SIĘ­CIO­LET­NIE DZIA­ŁA­NIE TO­WA­RZY­STWA PO­MO­CY NA­UKO­WEJ IMIE­NIA KA­RO­LA MAR­CIN­KOW­SKIE­GO.

Po­znań.

Na­kła­dem i czcion­ka­mi Dru­kar­ni Dzien­ni­ka Po­znań­skie­go.

1891

Na dzień dzi­siej­szy przy­pa­da pięć­dzie­się­cio­let­nia rocz­ni­ca za­ło­że­nia To­wa­rzy­stwa Na­uko­wej Po­mo­cy, któ­re, dzie­więt­na­ste­go Kwiet­nia czter­dzie­ste­go pierw­sze­go roku za­wią­zaw­szy się praw­nie i osta­tecz­nie, roz­po­czę­ło ży­wot swój nor­mal­ny i dzia­ła­nie pu­blicz­ne. Pół wie­ku usil­nych i nie­da­rem­nych prac i po­świę­ceń, wśród trud­nych nie­mal za­wsze, i nie­raz nie­przy­ja­znych oko­licz­no­ści, za­słu­gu­je ze wszech miar na uwa­gę i uzna­nie; a jak dla po­je­dyń­cze­go czło­wie­ka, któ­ry się lat póź­niej­szych do­cze­kał, mi­łem jest i zba­wien­nem, gdy do­szedł do pew­ne­go kre­su, rzu­cić okiem na czas ubie­gły, przy­po­mnieć so­bie i roz­wa­żyć wy­pad­ki i losu ko­le­je, zdać so­bie spra­wę z po­stęp­ków swo­ich, ich war­to­ści i owo­ców, tak samo za­kła­dy pu­blicz­ne i wspól­ne na­ro­do­we po­czę­cia świę­cić zwy­kły z po­żyt­kiem dla ogó­łu pół­wie­ko­we i wie­ko­we rocz­ni­ce swe­go po­wsta­nia, uprzy­tom­nia­jąc so­bie cele, środ­ki i wy­ni­ki ist­nie­nia, nie­mniej wspo­mi­na­jąc lu­dzi, któ­rym byt swój, po­myśl­ny prze­bieg dłu­gie­go dzia­ła­nia, usta­le­nie i na­dzie­ję przy­szłe­go ży­wo­ta za­wdzię­cza­ją. W spół­e­czeń­stwie na­szem, ska­za­nem na cią­głe nie­mal ob­my­śla­nie środ­ków, aby ujść za­gła­dy, na cięż­ką bez wy­tchnie­nia wal­kę z prze­ciw­ne­mi losy, a słab­ną­cem czę­sto­kroć w wy­trwa­ło­ści i sile od­por­nej, nie­dziw, że nie­jed­no przed­się­wzię­cie, ma­ją­ce do­bro ogó­łu i ra­tu­nek na celu, roz­wia­ło się w sa­mych po­cząt­kach nie­mal i za­miast skut­ków zba­wien­nych klę­ski i gru­zy zo­sta­wi­ło po so­bie; To­wa­rzy­stwo Na­uko­wej Po­mo­cy jest jed­nem z tych, któ­re, w zdro­wej i szla­chet­nej my­śli po­czę­te, szczę­śli­wie do­szło do pół­wie­ko­we­go kre­su i w tym tak dłu­gim na sto­sun­ki ludz­kie lat prze­bie­gu, nie­za­wo­dząc nig­dy ocze­ki­wań, przy­no­sząc bez prze­rwy za­po­wie­dzia­ne przy pierw­szym ob­ja­wie swo­im ko­rzy­ści, spo­czę­ło na sil­nej ma­te­ry­al­nej i mo­ral­nej pod­sta­wie i za­słu­ży­ło so­bie na sza­cu­nek i współ­czu­cie po­wszech­ne. Wy­sta­wia ono za­ra­zem spół­e­czeń­stwu W. Ks. Po­znań­skie­go chlub­ne świa­dec­two ja­sne­go i ro­zum­ne­go po­ję­cia ży­wot­nych wa­run­ków i po­trzeb wspól­nych a ko­niecz­nych do dal­szej wal­ki o byt, jako też sta­łych chę­ci i nie­spo­ży­tej ofiar­no­ści dla spra­wy, któ­ra, do­star­cza­jąc na­sze­mu spół­e­czeń­stwu sił du­cha, z tym by­tem w tak ści­słym jest związ­ku. Nie bę­dzie więc od rze­czy, bę­dzie na­wet z po­żyt­kiem dla te­raź­niej­sze­go po­ko­le­nia i dla przy­szłych, je­śli, ko­rzy­sta­jąc z dzi­siej­szej rocz­ni­cy, przed­sta­wim, cho­ciaż mniej do­kład­nie może i w głów­nych tyl­ko za­ry­sach, po­cząt­ki To­wa­rzy­stwa i pię­dzie­się­cio­let­nią jego czyn­ność, oraz je­śli uwzględ­nim mę­żów, któ­rych po­świę­ce­niu i bez­in­te­re­sow­nej pra­cy win­ni­śmy uro­czy­stość dnia dzi­siej­sze­go. Na­zwę To­wa­rzy­stwa Na­uko­wej Po­mo­cy dla mło­dzie­ży W. Ks. Po­znań­skie­go trzy­dzie­ści lat temu za­szczy­co­no do­dat­kiem: Imie­nia Ka­ro­la Mar­cin­kow­skie­go, aby za­kład ów do­bro­czyn­ny po­zo­stał ży­wym po­mni­kiem, prze­ka­zu­ją­cym po­tom­no­ści pa­mięć męża, któ­ry był głów­nym jego za­ło­ży­cie­lem. W pierw­szych już la­tach mło­do­ści łą­czył Ka­ról Mar­cin­kow­ski, z nie­po­spo­li­tem uzdol­nie­niem do nauk i wy­bit­ną pra­wo­ścią cha­rak­te­ru, naj­go­ręt­sze uczu­cie mi­ło­ści do ro­dzin­ne­go kra­ju i współ­ziom­ków, oraz, z wy­rze­cze­niem się wszel­kich nie­mal oso­bi­stych wzglę­dów, nie­po­ha­mo­wa­ną chęć po­świę­ce­nia wie­dzy, pra­cy, ży­cia na­wet na do­bro na­ro­du swe­go, na do­bro ludz­ko­ści. Oka­zał te swo­je wła­ści­wo­ści wy­bo­ro­we już w cza­sie nauk uni­wer­sy­tec­kich, a świet­niej po­tem pierw­sze­mi laty prak­ty­ki le­kar­skiej w na­szem mie­ście, w służ­bie woj­sko­wej trzy­dzie­ste­go pierw­sze­go roku i na tu­łacz­ce po ob­cych kra­jach. Rzecz aż nad­to po­wszech­nie zna­na, iż­by­śmy ją tu­taj szcze­gó­ło­wo roz­po­wia­dać mie­li, zwłasz­cza, że jego ży­wot trzy­krot­nie już i ob­szer­nie bie­głem pió­rem skre­ślo­ny zo­stał. Po­mi­nąć jed­nak nie­mo­żem tej oko­licz­no­ści, iż nie­szczę­śli­wy wy­pa­dek wal­ki 1831 r., oso­bli­wie zaś dłuż­szy po­byt w za­chod­nich kra­jach, wpływ nie­ma­ły mu­siał wy­wrzeć na ob­ręb wy­obra­żeń tak roz­waż­ne­go czło­wie­ka i na kie­run­ki w poj­mo­wa­niu po­ło­że­nia, nie­do­ma­gań i po­trzeb na­ro­du na­sze­go, któ­re­go spra­wa i oca­le­nie nie­prze­sta­ły ani na chwi­lę głów­nym być przed­mio­tem jego my­śli i woli. W trzy­dzie­stym pierw­szym roku wi­dział co było istot­ną i rze­czy­wi­stą przy­czy­ną nie­mo­cy wy­si­leń; w An­glii i Fran­cyi wi­dział cze­go te­raź­niej­szość od nor­mal­nych spół­e­czeństw wy­ma­ga, czem w obec­nych cza­sach ludy żyją, wzma­ga­ją się i ro­sną w po­tę­gę, a zwra­ca­jąc uwa­gę na na­sze tu­taj sto­sun­ki wi­dział ja­sno, że tak, jak jest, dłu­żej być nie­po­win­no, je­śli oca­lo­nym ma zo­stać byt nasz na­ro­do­wy i spu­ści­zna oj­ców prze­ka­za­ną dal­szym po­ko­le­niom. "Z za­pa­try­wa­nia tego i po­rów­na­nia wy­cią­gnął so­bie ten wnio­sek, że na­ro­do­wi taką nie­mo­cą zło­żo­ne­mu nie sza­mo­tać się, ale zwol­na w siły mo­ral­ne i ma­te­ry­al­ne wzra­stać i rów­nie skrzęt­ne­mi jak na za­cho­dzie rę­ko­ma oświa­ty i pra­cy dźwi­gać się przy­stoi." Pra­ca tu­taj wy­si­la­ła się wten­czas, nie­mal wy­łącz­nie i we­dle daw­nych prak­tyk, oko­ło zie­mi, któ­ra co­raz wi­docz­niej usu­wać się już za­czy­na­ła z pod stóp wła­ści­cie­li; inne pod­sta­wy ma­te­ry­al – nego bytu i źró­dła za­rob­ku pra­wie cał­kiem le­ża­ły odło­giem, a po­czu­cie obo­wiąz­ków wzglę­dem ogó­łu, świa­do­ma chęć ra­to­wa­nia i za­cho­wa­nia tego, co spół­e­czeń­stwu po­zo­sta­wi­ła prze­szłość i co pra­wem bo­żem nada­ne naj­droż­szem mu być po­win­no, tak go­rą­ce w cia­snem kole wy­żej, wy­kształ­co­nych, uśpio­ne były w niż­szych war­stwach ludu, za­ję­tych je­dy­nie za­bez­pie­cza­niem so­bie li­che­go co­dzien­ne­go ży­wo­ta, nie­zręcz­nych do tego i prze­sta­rza­łych trzy­ma­jąc się środ­ków.

Po­zba­wie­ni sa­mo­ist­no­ści pań­stwo­wej, pod na­ci­skiem prze­moż­nych dąż­no­ści, krę­pu­ją­cych nasz roz­wój, je­śli zgi­nąć nie­chcem, je­śli chce­my źyć jak inni, mu­si­my sta­nąć z nimi na rów­ni i wy­ro­bić w jak naj­szer­szych ob­rę­bach spół­e­czeń­stwa na­sze­go też same za­so­by mo­ral­ne i ma­te­ry­al­ne, któ­re w te­raź­niej­szo­ści dla ży­cia spół­ecz­ne­go są nie­zbęd­ne; to była myśl, któ­ra owład­nę­ła du­cha i ser­ce Mar­cin­kow­skie­go, gdy wró­cił do nas pod ko­niec trzy­dzie­ste­go czwar­te­go roku i któ­rej urze­czy­wist­nie­niem, ile by mu sił star­czy­ło, za­jąć się po­sta­no­wił.

Bez dłu­giej zwło­ki, osiadł­szy znów w Po­zna­niu, sta­wił pierw­szy krok na tej dro­dze i spo­wo­do­wał kil­ku wy­kształ­ceń­szych mło­dzień­ców do chwy­ce­nia się han­dlu i rze­mio­sła, ło­żąc na ich utrzy­ma­nie i na­ukę w szko­le gdań­skiej i in­nych za­kła­dach, po więk­szej czę­ści z wła­snych fun­du­szów, po czę­ści tak­że z do­bro­wol­nych dat­ków, któ­rych mu, na we­zwa­nie, mien­ni przy­ja­cie­le nie szczę­dzi­li. Wszak­że były to tyl­ko pry­wat­ne i po­je­dyń­cze usi­ło­wa­nia, na inne bo­wiem wte­dy oko­licz­no­ści nie po­zwa­la­ły, prze­rwa­ne zresz­tą wię­zie­niem Mar­cin­kow­skie­go i in­ne­mi prze­szko­dy; a do­pie­ro w nie­co póź­niej­szym cza­sie, gdy w dru­giej po­ło­wie czter­dzie­ste­go roku swo­bod­niej­sze po­wie­wy po­li­tycz­ne oży­wi­ły na­dzie­ję moż­no­ści jaw­niej­sze­go i po­wszech­niej­sze­go dzia­ła­nia, za­czę­to za­sta­na­wiać się chęt­niej i ra­dzić czę­ściej o tem, co dla do­bra ogó­łu nie­zbęd­nie czy­nić na­le­ży. Na we­zwa­nie Mar­cin­kow­skie­go i zwy­kle w jego miesz­ka­niu od­by­wa­ły się z tego po­wo­du na­ra­dy, w któ­rych czyn­ny mia­ły udział oso­bi­sto­ści wy­bit­ne gor­li­wo­ścią dla spra­wy pu­blicz­nej, przedew­szyst­kiem zaś naj­bliż­si i do­świad­cze­ni jego przy­ja­cie­le: hr. Ma­ciej Miel­żyń­ski, Gu­staw Po­two­row­ski, Alek­san­der Men­dych, Jó­zef Szuł­drzyń­ski i Dr. Ka­ról Li­belt. Na­strę­cza­ły się róż­ne my­śli i kie­run­ki dzia­ła­nia; byli tacy, któ­rzy wszyst­kie nie­mal prą­dy ży­cia ogó­łu uwzględ­nić i ze­środ­ko­wać chcie­li, a dr. Li­belt wy­pra­co­wał pro­jekt sto­wa­rzy­sze­nia tym chę­ciom od­po­wied­ni. Wszak­że po­mysł ten, jak­kol­wiek zna­ko­mi­ty i obej­mu­ją­cy wszel­kie po­trze­by na­sze­go spół­e­czeń­stwa, nad­to sze­ro­kich był roz­mia­rów, nad­to róż­no­li­tych i wy­trwa­łych sił, tak ma­te­ry­al­nych, jako i mo­ral­nych, wy­ma­gał, iżby od razu z po­myśl­nym skut­kiem wy­ko­na­nym mógł zo­stać; prze­to po­sta­no­wio­no po­chwy­cić naj­pierw i nie­ba­wem wpro­wa­dzić w ży­cie je­den jego szcze­gół, t… j… kształ­ce­nie ubo­giej mło­dzie­ży i stwo­rzyć To­wa­rzy­stwo Na­uko­wej Po­mo­cy, idąc za radą i na­le­ga­niem Mar­cin­kow­skie – go, któ­ry, zdaw­na prze­ko­na­ny o jego ko­niecz­no­ści w tu­tej­szych stó­sun­kach, już pod­czas po­by­tu swe­go w Pa­ry­żu, czyn­nym był człon­kiem, jak świad­czy list księ­cia Ada­ma Czar­to­ry­skie­go, pi­sa­ny dn. 7 Mar­ca 58, roku do hr. Miel­żyń­skie­go, po­dob­ne­go To­wa­rzy­stwa za­ło­żo­ne­go na wy­chodz­twie.

Sko­ro za­miar ten sta­now­czo zo­stał po­wzię­ty, za­jął się na­tych­miast Mar­cin­kow­ski, wraz z przy­ja­ciół­mi swy­mi, jego urze­czy­wist­nie­niem. Trze­ba było prze­ko­nać się naj­pierw, jak przy­ję­tym bę­dzie przez współ­o­by­wa­te­li, czy znaj­dzie się mię­dzy nimi do­sta­tecz­na licz­ba ta­kich, któ­rzy­by się na lat pięć przy­najm­niej do re­gu­lar­nych skła­dek zo­bo­wią­zać chcie­li, czy i kie­dy sum­ma ta­ko­wych zo­bo­wią­zań umo­żeb­ni roz­po­czę­cie czyn­no­ści na­stęp­nych. W tym celu wy­pra­co­wa­no i przed­ło­żo­no na kil­ku więk­szych ze­bra­niach Pro­jekt do To­wa­rzy­stwa wspie­ra­nia kształ­cą­cej się mło­dzi Wiel­ko­pol­skiej, któ­ry w trzech pi­sa­nych oka­zach, (dwóch bez daty, jed­nym z datą: Go­styń 1-go Wrze­śnia 40 roku) za­cho­wał się jesz­cze w ak­tach. Oka­zy te, rów­ne co do tre­ści, nie­co od­mien­ne co do for­my, są pięk­nym do­wo­dem go­to­wo­ści spo­łe­czeń­stwa na­sze­go do skła­da­nia ofiar, gdy cho­dzi o do­bro ogó­łu; pod­pi­sa­ne zo­sta­ły przez dzie­więć­dzie­się­ciu ośmiu oby­wa­te­li, tak wiej­skich jako i miej­skich, z któ­rych spo­ra licz­ba zo­bo­wią­za­ła się do pła­ce­nia na rzecz To­wa­rzy­stwa co­rocz­nych skła­dek, wy­no­szą­cych sto, dwie­ście do pię­ciu­set ta­la­rów, a mię­dzy nimi… prócz Mar­cin­kow­skie­go, znaj­du­je­my zna­ne na­zwi­ska hr. Miel­żyń­skie­go Ma­cie­ja, G. Po­two­row­skie­go, hr. Ar­nol­da Skó­rzew­skie­go, hr. Wła­dy­sła­wa Ra­do­liń­skie­go, hr. Hek­to­ra i Ar­se­na Kwi­lec­kich, hr. Au­gu­sta Ciesz­kow­skie­go i in­nych. Prócz tego, aby wia­do­mość o roz­po­czę­tej spra­wie ro­ze­szła się sze­rzej mię­dzy pu­blicz­no­ścią i zy­ska­ła jej uzna­nie, uży­to Ty­go­dni­ka li­te­rac­kie­go, pi­sma wten­czas po­wszech­nie czy­ta­ne­go i ogło­szo­no dru­kiem, jako Do­da­tek do Nr. 45, z dn. 9 Li­stop. 1840. Pro­jekt ów w na­stę­pu­ją­cem brzmie­niu!

"DO­NIE­SIE­NIE. – Do Re­dak­cyi. – Nie dla sie­bie, ra­czej dla dru­gich żyć po­win­ni­śmy, a znaj­dzie­my w ogól­nem szczę­ściu na­ro­du swo­je wła­sne. O tej praw­dzie prze­ko­ny­wa­ją się cza­sy now­sze i wy­stę­pu­ją z brud­ne­go ego­izmu, któ­ry ka­lał całą prze­szłość. Obu­dza się ta praw­da i u nas, i za­czy­na­my czuć nie­do­sta­tek siły ogó­łu, dla tego, że każ­dy szcze­gół na swo­je się ogra­ni­czył i swo­je wła­sne tyl­ko pod­sy­cał. Cze­go je­den nie zro­bi, stu zro­bi, cze­go stu nie do­ka­że, ty­siąc do­ka­że. Tak po­wsta­ją i two­rzą się ol­brzy­mie lu­dów dzie­ła, tak z ma­ło­znacz­nych za­sił­ków po­tęż­na wzro­śnie i wzmo­że się siła, co cały wiek, całą prze­szłość po­tra­fi po­pchnąć w kie­ru­nek ten, a nie inny.

Nie o tak wie­le tu cho­dzi nam po­cząt­ku­ją­cym do­pie­ro w tym ro­dza­ju prac i za­bie­gów wspól­nych. Cho­dzi tyl­ko o wznie­sie­nie prze­my­słu w pro­win­cyi na­szej, któ­ry, od lat wie­lu przy­ci­śnio­ny, mało pod­sy­ca­ny, odło­giem leży po wsiach i ma­łych mia­stach; bo­gac­two i za­moż­ność nie wyro – wny­wa dla tego są­sied­nim na za­chód i po­łu­dnie pro­win­cy­om. Prze­mi­nę­ły i prze­pa­dły w nie­pa­mię­ci gor­li­we Su­ro­wiec­kie­go uwa­gi w dzie­le O upad­ku prze­my­słu i miast w Pol­sce, ale nie prze­mi­nę­ła po­trze­ba, któ­rej on, pra­wy oby­wa­tel, za­ra­dzić usi­ło­wał. Ta po­trze­ba pod­nie­sie­nia prze­my­sło­we­go sta­nu mię­dzy kra­jow­ca­mi, wię­cej niż kie­dy czuć się daje, i dla tego są­dzi­my, iż z przy­jem­no­ścią ogło­si Re­dak­cya po­ni­żej umiesz­czo­ny pro­jekt do za­ło­że­nia To­wa­rzy­stwa koń­cem dźwi­ga­nia oświa­ty i prze­my­słu kra­jo­we­go. Jako z jed­nej stro­ny tu wi­dzi­my chęć w oby­wa­te­lach za­ra­dze­nia da­ją­ce­mu się czuć nie­do­stat­ko­wi, tak z dru­giej spo­dzie­wać się mo­że­my, że ta chęć sta­nie się po­wszech­ną i każ­dy po­spie­szy i do­ło­ży grosz oszczę­dzo­ny na dzie­ło żywe, w bło­gie owo­ce płod­ne, szczyt­niej­sze nad wszel­kie kosz­tow­ne po­mni­ki z mar­mu­rów i bron­zów, któ­re­mi się kraj za­moż­ny i bo­ga­ty po­szczy­cić może, ale któ­re kraj ubo­gi chy­ba na iro­nią so­bie sta­wia. "PRO­JEKT DO TO­WA­RZY­STWA WSPIE­RA­NIA MŁO­DZI KSZTAŁ­CĄ­CEJ SIĘ WIEL­KO­POL­SKI.

"W ma­sie ludu ukry­wa się skarb mo­ral­nych i umy­sło­wych sił, któ­re nie­po­strze­żo­ne i nie­przy­ja­zne­mi oko­licz­no­ścia­mi przy­ci­śnio­ne, peł­zną bez­ko­rzyst­nie, lub też za­nie­dba­ne zły bio­rą kie­ru­nek i sta­ją się za­ra­zą to­wa­rzy­stwa; pod­nie­sio­ne zaś i wcze­śnie pie­lę­gno­wa­ne wy­da­ją, czy to w dzie­dzi­nie nauk i umie­jęt­no­ści, czy też prze­my­słu i han­dlu, bło­gie i ob­fi­te owo­ce. – W daw­niej­szych cza­sach po­boż­ne brac­twa, wie­lu tkli­wych na do­bro po­wszech­ne du­chow­nych i ma­jęt­ni oby­wa­te­le kra­ju po­świę­ca­li się po­dob­nej usłu­dze dla ro­dza­ju ludz­kie­go, lecz po­tok cza­su za­brał jed­nych, a dru­gich chę­ci i środ­ki osła­bił. Na­le­ży za­tem za­stą­pić ich w spo­sób sku­tecz­niej­szy i bar­dziej od­po­wia­da­ją­cy obec­nej po­trze­bie, sło­wem trze­ba po­lą­czo­ne­mi si­ła­mi coś wiel­kie­go utwo­rzyć. Boć i czas now­szy no­wych, nie­zna­nych daw­niej chwy­cił się sprę­żyn, aby wyż­szych do­piąć ce­lów; roz­po­wszech­nio­ne szko­ły ele­men­tar­ne i miej­skie, wy­zwo­le­nie do udziel­no­ści sta­nu wło­ściań­skie­go, nowe w każ­dym sta­nie i wie­ku wy­wo­ła­ły siły. W tych to wszak­że szko­łach wcze­śnie już po­znać moż­na przy­ro­dzo­ne jego uspo­so­bie­nie i ta­len­ta i mieć je na bacz­nej uwa­dze, by­le­by na­uczy­cie­le i du­chow­ni do­zór szkól­ny ma­ją­cy nie­usta­wa­li w sta­ra­niach od­kry­wa­nia w dzie­ciach zdol­no­ści i wy­bie­ra­nia z po­śród nich zdat­niej­szych. Tych to wła­śnie zdat­niej­szych, któ­rzy­by bez ob­cej po­rę­ki zmar­nieć mo­gli, wy­nieść na jaw, wy­kształ­cić, w mia­rę zdol­no­ści, na uży­tecz­nych człon­ków to­wa­rzy­stwa, po­zy­skać dla nauk, kunsz­tów i rze­miosł, pod­nieść przez to oświa­tę, prze­mysł i do­bre mie­nie, oto jest szczyt­ny cel, do któ­re­go, ra­chu­jąc na du­cha pu­blicz­ne­go i szla­chet­ny spo­sób my­śle­nia współ­o­by­wa­te­li na­szych, za­my­śla­my pod na­stę­pu­ją­ce­mi wa­run­ka­mi To­wa­rzy­stwo wspie­ra­nia zdol­nej, a bez spo­so­bu zo­sta­ją­cej mło­dzi, utwo­rzyć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: