- promocja
Rzym. Historia Wiecznego Miasta - ebook
Rzym. Historia Wiecznego Miasta - ebook
Miasto siedmiu wzgórz
Stolica Boga i grzechu, potęgi i rozkładu
Caput mundi
Rzym przez wieki oczarowywał, kusił i inspirował budowniczych imperiów, pisarzy, filmowców i podróżników.
Ferdinand Addis opowiada o burzliwych losach Wiecznego Miasta i wydarzeniach, które ukształtowały jego historię: od mitycznych początków, poprzez idy marcowe, wielki pożar Nerona, panowanie Borgiów, malowanie kaplicy Sykstyńskiej, dyktaturę Benita Mussoliniego, aż po kino Federica Felliniego.
Usłysz mowy senatorów na Forum Romanum i okrzyki ludu podczas walk gladiatorów. Poczuj pod stopami kamienną nawierzchnię via Appia. Spójrz w odmęty Tybru. Poznaj historię miasta, które jak żadne inne wywiera wpływ na wyobraźnię świata.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9018-1 |
Rozmiar pliku: | 9,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Powszechną praktyką w świecie akademickim i podręcznikach historii jest obecnie oznaczanie lat przed rokiem pierwszym i po nim skrótami p.n.e. i n.e., czyli odpowiednio przed naszą erą i naszej ery , a nie a.Ch. (łac. _ante Christum_) i AD (łac. _Anno Domini_).
I nie dzieje się tak bez powodu: historycy nie chcą narzucać komukolwiek z czytających systemu opierającego się na wierzeniach chrześcijańskich, niezależnie od wyznania. Nie czują się bowiem dobrze w otoczeniu religijnym sugerowanym przez zwrot _Anno Domini_ („roku Pańskiego”).
W innym kontekście pewnie mocno trzymałbym się tej konwencji. Jednak w tej książce różne względy skłoniły mnie do skierowania się ku formie tradycyjnej i właśnie dlatego celowo używam skrótów a.Ch. i AD. Podstawowym tematem tej książki jest przede wszystkim historia ludzi, którzy znaleźli swoje miejsce w historii. Nie jest to żaden podręcznik akademicki ani nie dotyczy historii jako dyscypliny quasi-naukowej. Nie rości sobie pretensji do abstrakcji czy bezosobowego autorytetu. W efekcie może kwestionować pogląd, że jakaś epoka może być „wspólna” czy stać się „naszą erą” – nas, czyli wszystkich. To książka o ludziach, ich doświadczeniach, uprzedzeniach i przekonaniach oraz mitach, którymi żyli.
Żadne rozwiązanie nie jest idealne. Ale AD i a.Ch. to nie tylko system znany, a dzięki temu rozpoznawalny dla większości postaci opisywanych w tej książce. Wartość znaczeniowa zawarta w tych skrótach to stwierdzenia, z którymi zgodziłaby się większość bohaterów książki. Umiejscowiłem ich w określonym otoczeniu historycznym, wykorzystując w miarę możliwości punkty orientacyjne, z których sami mogli korzystać.
(Innym systemem wykorzystywanym do datowania mógłby być ten bazujący na skrócie AUC – to znaczy łacińskim _ab urbe condita_ – czyli „od założenia miasta” (Rzymu), hipotetycznie zdefiniowanego na rok 753 a.Ch. Jednak z tego systemu rzadko korzystali nawet sami starożytni Rzymianie. Zwykle datowali lata na podstawie imion mężczyzn, którzy obejmowali urząd konsulów, lub panowania cesarzy. Uznałem zatem, że nawet dla najbardziej zaangażowanej osoby czytającej to rozwiązanie byłoby zbyt wymagające).I
DZIECI WILCZYCY
Romulus i powstanie Rzymu
753 rok a.Ch.
W samym środku żyznej równiny, w połowie drogi między górami a morzem, wije się wstęga rzeki opływającej kilka niewysokich wzniesień. Czy wzgórz jest siedem? To zależy, jak liczyć.
Bezpośrednio nad brzegami rzeki wznoszą się trzy: Palatyn, którego szerokie grzbiety w przyszłości będą się uginać pod ciężarem cesarskich pałaców. Wielki garb Awentynu, wzgórza – symbolu buntowniczych plebejuszy i obcych bogów. I wreszcie Kapitol, skalisty i stromy, który stanie się świętą cytadelą miasta Rzym.
Trzy kolejne grzbiety wznoszą się na wyżynie leżącej nieco dalej na północy. Wyciągają na południe swoje długie palce: Kwirynał, Wiminał i Eskwilin. Wyobraźmy sobie, że ich nagie wierzchołki nie giną jeszcze wśród ulic zapchanych samochodami, rezydencji gwiazd filmowych i ministrów czy linii kolejowych, po których kursują pociągi – na czas lub notorycznie spóźnione.
Wzgórze Celius jest siódme. Wznosi się nad podmokłym zagłębieniem, w którym za kilka stuleci powietrze będzie drżeć od ryku tłumu zgromadzonego w Koloseum.
Dlaczego mielibyśmy jednak zatrzymywać się na siedmiu wzgórzach? Co z tymi niższymi, takimi jak Oppius, Cispius i grzbietem Welia? Co z Janikulum na drugim brzegu rzeki, wzgórzem najeźdźców, gdzie _camicie rosse_ (czerwone koszule) Garibaldiego przeleją krew za wolność Włoch? Co z Pincius mons z napoleońskimi ogrodami? Co z ziemią, która pewnego dnia stanie się Testaccio, tzw. wzgórzem karnawałowym, usypanym z kawałków potłuczonych amfor po oliwie? A co z Monte Mario, punktem orientacyjnym wszystkich pielgrzymów? Co ze wzgórzem Watykan, z którego chrześcijanie pewnego dnia wypędzili pogańskich wróżbitów, by na ich grobowcach wznieść fundament wszechpotężnego Kościoła?
Teraz jednak, w tej scenie, z każdej strony pusty krajobraz atakuje przyszłość. Nie ma grzbietu, doliny, fragmentu na tej ziemi, która by któregoś dnia nie stała się świadkiem ważnych wydarzeń. Każde wzgórze, każdy pagórek, każdy staw, najmniejszy skrawek trawy czeka w milczeniu, by zyskać nazwę i zająć swoje miejsce w historii.
Rzeka Tyber spływała z gór, rzeźbiąc swoją drogę przez ziemię, trzcinowiska i podmokłe łąki oraz brzegi zacienione dębami, sosnami, chruściną zwaną drzewem truskawkowym, wysokimi topolami z liśćmi drżącymi na wietrze. To wszystko dary boga rzeki, hojnie rozdającego swoje prezenty równinom Lacjum.
Krainę tę zamieszkiwali wyłącznie bogowie i duchy: nimfy w leśnych sadzawkach; satyrowie o skórze spalonej słońcem; Janus o dwóch twarzach; wszechmocny Saturn; wieszcz zwany Pikusem, który wykorzystywał dzięcioła do głoszenia swoich proroctw; dzikooki Faun czający się w głębokich, zacienionych zaroślach.
A potem, pewnego dnia, spieniony powodzią ojciec Tyber poniósł w dół rzeki parę chłopców. Ludzkie dzieci. I tak zaczęła się historia Rzymu.
Działo się to zimą. Dzieci znalazły się na brzegu u stóp Palatynu. Wody Tybru niosły chłopców delikatnie, popychając ich w kierunku lądu, aż ich prowizoryczna kołyska zaplątała się w korzenie rozłożystego figowca. Tam w innych okolicznościach powinni byli zginąć.
Ale wilczyca zajmująca pobliską jaskinię pod Palatynem wyczuła ludzki zapach. Odnalazła dzieci, kierując się węchem, miękko stąpając po błocie. I choć była głodna w tę ciężką zimę, dostrzegła w nich jakąś boską iskrę. Zwinęła się w pobliżu bliźniaków i pozwoliła im pożywić się swoim mlekiem.
Obraz bliźniąt i wilczycy stał się symbolem Rzymu. Było to zdarzenie wykraczające poza historię, obraz niepotrzebujący żadnego „przed” ani „po”, które miałyby nadać mu moc. Wilk był stworzeniem wiecznym, jak bogowie, nieoswojonym i archetypowym o paradoksalnych cechach. Było to wszak stworzenie dzikie, ale opiekuńcze. Podobnie zresztą jak bliźnięta – niby nagie i bezbronne, ale dobrze odżywione i z niemowlęcą siłą i dziecięcym wielkim apetytem.
Bliźnięta i wilk byli ponadczasowi i boscy. Ale bliźnięta były również ludzkie. Być człowiekiem to znaczy mieć historię, czuć ciężar łańcuchów przyczyn i konsekwencji. Gawędziarze, którzy przekazywali z pokolenia na pokolenie opowieść o dwóch cudownych istotach, nie potrafili oprzeć się pokusie dodania kontekstu, uzupełnienia opowieści o przeszłość i przyszłość, zadawania pytań śmiertelnikom i odpowiadania na nie: Skąd się wzięli? Dokąd zmierzali? Bliźniakom, podobnie jak siedmiu wzgórzom, na których powstał Rzym, nadano imiona: Remus i Romulus – oto założyciele Rzymu.
Kultura starożytnej Italii została ukształtowana przede wszystkim przez Greków. Greckie opowieści były w Rzymie dobrze znane, zwłaszcza te, które znalazły się w wielkich helleńskich poematach epickich, _Odysei_ i _Iliadzie_. I mityczna chronologia przedstawiona w tych poematach stała się kontekstem, do którego mieli zostać dopasowani Romulus i Remus.
Przełomowym wydarzeniem mitologii greckiej był straszliwy wieloletni konflikt znany jako wojna trojańska. Najwięksi bohaterowie Grecji – Ajaks, Diomedes, Odyseusz, Agamemnon, niezwyciężony Achilles – oblegali bogatą Troję. Wojna się przeciągała. Obrońcy byli niezłomni. Nawet nieśmiertelni bogowie stanęli do tej walki i pojawili się na polu bitwy ku przerażeniu śmiertelników. W końcu po tym, jak wylano morze krwi, grupa Greków została przemycona za mury wewnątrz gigantycznego drewnianego konia. Napastnicy ostatecznie złupili miasto i wyrżnęli jego mieszkańców.
Bohaterowie, którzy walczyli pod Troją, zyskali sobie wieczną chwałę. A w późniejszych czasach miasta i miasteczka w całym basenie Morza Śródziemnego przypisywały sobie różne związki z bohaterami, którzy ścierali się pod Troją. Diomedes miał być rzekomo założycielem wielu miast południowej Italii. Mówi się, że sprytny Odyseusz pokonał królową czarodziejkę Kirke, zamieszkującą pewną wyspę u wybrzeży Italii. Arkadyjski bohater Ewander – wprawdzie nie weteran spod Troi, ale na pewno Grek – miał założyć osadę na samym Palatynie, w miejscu, gdzie ziejący ogniem olbrzym został zabity przez potężnego Herkulesa.
Dość wcześnie w historii Rzymu ustalono, że Romulus i Remus również byli częścią tego greckiego świata mitów. Jakżeby inaczej! Z czasem okazało się bowiem, że wilcze bliźnięta są dalekimi potomkami uchodźców spod Troi.
Bohater imieniem Eneasz, jak z dumą przekonywali Rzymianie, był jednym z niewielu ludzi, którym udało się uciec ze zrujnowanej Troi. Jego późniejsze przygody można było wręcz przyrównać do przygód samego Odyseusza: walczył z harpiami, uciekł cyklopowi Polifemowi, uniknął przerażającego wiru Charybdy; sztormy zagnały go na wybrzeże Afryki, gdzie złamał serce dumnej Dydonie, królowej Kartaginy. Popędzany przez przeznaczenie Eneasz opuścił Kartaginę, ścigany przedśmiertną klątwą królowej. Po wielu przygodach dotarł do Italii, a następnie założył miasto na stokach Gór Albańskich, skąd rozpościerał się piękny widok na równinę Lacjum. Potomkowie tego bohatera królowali Latynom, rządząc mądrze i uczciwie przez setki lat.
Ostatnim królem z linii Eneasza był Numitor, który po pewnym czasie został obalony przez zazdrosnego młodszego brata. Uzurpator wymordował też synów Numitora. Chcąc mieć pewność, że nie będzie już ani jednego członka rodziny Numitora, zmusił pozostałą przy życiu córkę króla, by została westalką i przysięgła, że będzie żyć w czystości, poświęcając się chronieniu świętego płomienia Westy.
Kiedy jednak pomimo złożonych ślubów okazało się, że kobieta zaszła w ciążę, broniła się nieszczęsna, przekonując, że ojcem nie jest żaden śmiertelnik, lecz jeden z bogów. Twierdziła, że została zmuszona do aktu miłosnego przez samego Marsa, niepokonanego pana wojny i wiosny, boga wszelkiej rozkwitającej roślinności.
To jednak nie wystarczyło, by mogła wyjść z tej historii bez szwanku. Została wtrącona do lochu. Bliźnięta, które powiła, wrzucono do Tybru. Miały utonąć.
I tak oto pochodzenie bliźniąt zostało wyjaśnione, dopasowane do szerszego kontekstu grecko-rzymskiej legendy. Ich cudowne pojawienie się pod drzewem figowym było zwrotem w mitologicznym dramacie rodzinnym, historią uznaną za wiarygodną, bo dawni słuchacze byli w zasadzie przyzwyczajeni do podobnych opowieści. Późniejsze losy dzieciństwa i młodości chłopców również nie wyróżniały się na tle konwencji gatunku: chłopięce dokonania w walce z bandytami i dzikimi bestiami; pełne radości spotkanie z zaginionym dziadkiem Numitorem; obalenie uzurpatora i ponowne wyniesienie Numitora na tron.
Dopiero po tych wszystkich przygotowaniach bliźniacy mogli powrócić nad rzekę, która stała się ich drogą do mitów, do krainy wilka i figowca, aby wykonać swoje zadanie: założyć Rzym.
Nowe miasto otrzymało nazwę Rom_a_, choć… wcale nie musiało się tak stać. Bliźniakom niezbyt bowiem podobała się myśl, że we dwójkę są współtwórcami miasta. Romulus zaproponował nazwę Roma, ale jego brat Remus chciał, żeby miasto nazywało się Remoria.
Tego konfliktu nie dało się rozwiązać zgodnie z zasadą starszeństwa. Bracia byli bliźniakami, tak samo silnymi i tak samo upartymi. Rozwiązanie mogło być tylko jedno: różnica zdań Romulusa z Remusem powinna zostać rozstrzygnięta zgodnie z wolą bogów. Prawo jednego z bliźniaków do panowania nad siedmioma wzgórzami miało zostać potwierdzone poprzez omen sił natury – na niebie nad ich głowami – ponieważ nieśmiertelni, jak powszechnie wiadomo, czasami przekazywali swoje życzenia, kierując lotem ptaków.
I tak bliźniacy skupili się na obserwacji nieba. Romulus znalazł sobie dogodne miejsce na Palatynie. Remus zaś wspiął się na Awentyn, gdzie usiadł i czekał na znak. I to właśnie Remus miał podobno pierwszy ujrzeć znak bogów. Dostrzegł bowiem sześć wielkich sępów kierujących się na wschód, co było uważane za bardzo dobry omen.
Nawet jednak w oczach bogów losy bliźniaków były zbyt ściśle splecione, by pozwolili na jednoznaczne wyróżnienie jednego kosztem drugiego. Oto bowiem w chwili, gdy Remus ogłaszał swoje zwycięstwo, Romulus dostrzegł na niebie kolejny znak. I choć jego ptaki pojawiły się później, było ich więcej. Remus widział sześć sępów, a Romulusowi ukazało się dwanaście.
Nie wszystkie wersje tej opowieści są zgodne w kwestii tego, co się wydarzyło potem. W większości mówi się, że doszło do rękoczynów. Zwycięzcą walki okazał się Romulus. Remus odszedł, wściekły po przegranej, rozpamiętujący klęskę. A Romulus rozpoczął samodzielnie prace nad stworzeniem podwalin nowego miasta.
W opowieściach na tym etapie – gdy Romulus odbywa niezbędne rytuały założycielskie – nie wspomina się o Remusie. Rzymianie rozumieli, że stworzenie miasta od zera jest nie lada sztuką – chodzi wszak o ludzką społeczność, powstającą na zupełnie pustej przestrzeni. Romulus z pokorą złożył bogom w ofierze pierwsze owoce zbiorów. Następnie, za pomocą lemiesza z brązu ciągniętego przez byka i śnieżnobiałą krowę, modląc się przez cały czas do Marsa, Westy i wszechmocnego Jowisza, wykonał pierwszą bruzdę w ziemi, aby wyznaczyć obwód swojego miasta.
Bruzda ta, zwana _pomoerium_, była świętą granicą między dwoma światami. Na zewnątrz znajdowała się otwarta kraina, świat dzikich bestii i prastarych duchów, gdzie czas niemal zatrzymał się w miejscu. Po wewnętrznej stronie wszystko było inne. Ten świat zaczął się rozpędzać. Romulus, patrząc na to oczami śmiertelnika, nie potrafił właściwie dostrzec różnicy, ale być może dzięki boskiemu pochodzeniu wyczuwał to instynktownie: grzmiącą nieuchronność tysięcy możliwości rozchodzących się w różnych kierunkach, wizji i obrazów Rzymu pewnego dnia w przyszłości.
Na tym etapie – w tym momencie stworzenia – ponownie pojawia się Remus. Widzi wał wznoszący się coraz wyżej wzdłuż świętej granicy miasta, śmieje się z pogardą i swobodnie przekracza niewysokie jeszcze umocnienia Rzymu.
Ale już po chwili pada na ziemię bez życia. W niektórych opowieściach śmiertelny cios zadał jeden z ludzi Romulusa; w innych to sam Romulus zamierzył się na brata łopatą używaną podczas budowy. Brat zabił brata. A Romulus, teraz już naprawdę samotny, w surowych słowach usprawiedliwił morderstwo: „Taki odtąd będzie los każdego wroga, który przekroczy moje mury”.
Tak wygląda opowieść o pochodzeniu Rzymian. Ta historia zmieniała się w ciągu wieków. Najpełniejsze wersje, które przetrwały od czasów starożytności, pochodzą z I wieku, ale nawet te poddane dość istotnej redakcji wersje literackie w wielu szczegółach po prostu się nie zgadzają. Spójny pozostaje jedynie absolutny rdzeń fabuły: bliźnięta, wilczyca, ptaki i tragiczna śmierć Remusa.
Źródła tej historii są równie niepewne jak jej znaczenie. Czy Romulus był pierwszy? Jego imię bez wątpienia wzięło się z nazwy miasta, a nie odwrotnie. Kiedy więc pojawił się Remus? I dlaczego? Skąd tradycja, w której to Remus, a nie Romulus był starszym z rodzeństwa? I czym można w ogóle tłumaczyć bratobójstwo? Istnieją wzmianki o starszej tradycji, według której Romulus i Remus razem zgodnie i szczęśliwie rządzili Rzymem. Po co więc wprowadzać do tej historii morderstwo? Po co plamić krwią moment założenia Rzymu?
Niektórzy historycy skłonni są wierzyć, że ów mit założycielski ma źródło w prawdziwych wydarzeniach. Że Romulus istniał naprawdę lub że przynajmniej był to ktoś podobny do niego. Przekonują, że opowieść ta przechowuje w mitologicznej formie nieznaną bliżej historię osady i lokalnych konfliktów. Inni interpretują mit w kategoriach czysto symbolicznych lub religijnych: założenie miasta jest symbolem stworzenia wszechświata; Romulus i Remus są pierwszymi bliźniakami, archetypem pary bliźniąt z mitologii praindoeuropejskiej, Człowiekiem i tym Innym. Człowiek rozpoczyna swoją podróż ku niebiosom od wysłania swojego cienia do podziemi.
Istniały opowieści, które dało się dopasować tak, by stały się mitem założycielskim Rzymu. Twórcą miasta mógł być Eneasz, Ewander lub nawet sam Herkules. Romulus mógł być synem Odyseusza i Kirke. Mógł też być synem zniewolonej Ocrisii, która zaszła w ciążę po kontakcie z fallusem wyrastającym z popiołów jej paleniska.
Z jakiegoś jednak powodu to właśnie opowieść o skonfliktowanych bliźniakach była przekazywana z pokolenia na pokolenie i z czasem została uznana za jedyną prawdziwą. Historia ta zrosła się z tkanką miasta. Dzieci w starożytnym Rzymie potrafiły wskazać drzewo figowe, przy którym bliźnięta dobiły do brzegu. Na Palatynie znajdowała się surowa drewniana chata, którą ludzie długo nazywali Domem Romulusa, nawet gdy miasto liczyło prawie milion mieszkańców.
Rzymscy antykwariusze twierdzili nawet, że ustalili datę założenia miasta przez Romulusa – miało się to stać 21 kwietnia 753 roku _ante Christum_ (według współczesnej rachuby). Rzymianie, mówiąc o przeszłości swojej historii, czasami liczyli czas latami, które upłynęły od założenia miasta, tj. _ab urbe condita_.
Nikt nie martwił się specjalnie tym, czy historia jest w pełni prawdziwa. Mit o Romulusie i Remusie służył, podobnie jak niepewna data założenia, za punkt wyjścia, punkt, od którego Rzymianie, patrząc wstecz, mogli mierzyć postęp. Mit założycielski mógł być czystą fikcją, lecz stanowił część pamięci miasta.
Losy bliźniąt były dla Rzymu opowieścią trudną. Jej znaczenie było czasami niezrozumiałe: wilk mógł być symbolem dzikiej surowości rzymskiej; bratobójstwo znajdowało uzasadnienie w późniejszych krwawych wojnach domowych. Romulus pojawia się w literaturze okresu starożytności jako ostrzeżenie lub wzór, bohater lub tyran, naczynie dla wszystkich niepokojów i nadziei Rzymu. Historię tę zawsze kwestionowano, modyfikowano lub używano jej w licznych ideach, wydarzenia z przeszłości były wykorzystywane do osiągnięcia nowych celów.
Od tamtej pory to samo dzieje się z wszystkimi rzymskimi opowieściami. Każde pokolenie tworzy nowe. Opowiada się je i zmienia, dodaje nowych bohaterów i złoczyńców, docenia się ich czyny lub analizuje dotychczasowe oceny: oto kalejdoskop kapłanów, kurtyzan, chłopów, żołnierzy, cesarzy, artystów, księżniczek, włóczęgów i wizjonerów – odciskających swoje piętno na kartach historii.
Kolejne rozdziały zawierają, na tyle, na ile to możliwe, fakty historyczne – przedstawiam w nich obrazy prawdziwego życia w Wiecznym Mieście. Żadna jednak opowieść o rzymskiej historii nie może być neutralna ani obiektywna. Fakty związane z Rzymem zawsze nabierają mitycznego wymiaru.