Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rzym, Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rzym, Tom 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 364 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

X

Piotr za­raz już na­stęp­ne­go ran­ka chciał roz­po­cząć sta­ra­nia, prze­ję­ty je­dy­ną my­ślą, aby skoń­czyć z tym wszyst­kim. Ale ogar­nę­ły go wąt­pli­wo­ści: do kogo miał naj­pierw za­pu­kać, od kogo roz­po­cząć skła­da­nie wi­zyt, aby unik­nąć po­peł­nie­nia błę­du w tym świe­cie, któ­ry był tak próż­ny i tak skom­pli­ko­wa­ny? Po­nie­waż otwie­ra­jąc drzwi od swe­go po­ko­ju spo­strzegł przy­pad­kiem na ko­ry­ta­rzu se­kre­ta­rza kar­dy­na­ła, don Vi­gi­lia, po­pro­sił go, aby za­szedł na chwi­lę.

– Czy mógł­by ksiądz od­dać mi pew­ną przy­słu­gę? Zda­ję się cał­ko­wi­cie na księ­dza. Po­trze­bu­ję życz­li­wej po­mo­cy.

Piotr wie­dział, że ten mały, chu­dy czło­wie­czek o żół­tej jak sza­fran ce­rze, nie­ustan­nie trzę­są­cy się z go­rącz­ki, któ­ry zda­wał się go uni­kać praw­do­po­dob­nie z oba­wy przed kom­pro­mi­ta­cją, jest do­sko­na­le po­in­for­mo­wa­ny i zna wszyst­kie in­try­gi mimo swej prze­sad­nej i bo­jaź­li­wej dys­kre­cji. Jed­nak­że od pew­ne­go cza­su don Vi-gi­lio był bar­dziej przy­stęp­ny i gdy spo­ty­kał swe­go są­sia­da, w oczach jego za­pa­lał się błysk, jak­by te dłu­gie dni bier­ne­go ocze­ki­wa­nia bu­dzi­ły w nim tę samą nie­cier­pli­wość, jaka prze­pa­la­ła Pio­tra. Tym ra­zem nie usi­ło­wał więc wy­krę­cić się od roz­mo­wy.

– Prze­pra­szam, że pro­szę księ­dza do po­ko­ju, gdzie jest taki nie­po­rzą­dek. Wła­śnie dziś rano otrzy­ma­łem pacz­kę z Pa­ry­ża z cie­płą odzie­żą i bie­li­zną. Niech ksiądz so­bie wy­obra­zi, że przy­je­cha­łem do Rzy­mu tyl­ko na dwa ty­go­dnie, z małą wa­liz­ką, a tym­cza­sem sie­dzę tu już bli­sko trzy mie­sią­ce i wiem tyle samo co w dniu mego przy­by­cia.

Don Vi­gi­lio lek­ko ski­nął gło­wą.

– Tak, tak, wiem.

Wów­czas Piotr wy­ja­śnił mu, że po­nie­waż mon­si­gno­re Nani za po­śred­nic­twem con­tes­si­ny ka­zał mu na­wią­zać kon­tak­ty dla obro­ny jego książ­ki, jest w wiel­kim kło­po­cie, gdyż nie wie, w ja­kim po­rząd­ku naj­ko­rzyst­niej bę­dzie skła­dać wi­zy­ty. Czy na­le­ży pójść przede wszyst­kim do mon­si­gno­ra For­na­ro, któ­ry, jak mu po­wie­dzia­no, ma na­pi­sać spra­woz­da­nie z jego książ­ki?

– Ach – za­wo­łał don Vi­gi­lio cały drżą­cy – więc mon­si­gno­re Nani po­su­nął się tak da­le­ko, że zdra­dził księ­dzu na­zwi­sko re­cen­zen­ta!… To jesz­cze bar­dziej zdu­mie­wa­ją­ce, niż przy­pusz­cza­łem!

I za­po­mi­na­jąc o wszyst­kim, nie pa­nu­jąc już nad sobą:

– Nie, nie! Niech ksiądz nie za­czy­na od mon­si­gno­ra For­na­ro! Niech ksiądz zło­ży przede wszyst­kim naj­niż­sze usza­no­wa­nie pre­fek­to­wi Kon­gre­ga­cji In­dek­su, Jego Emi­nen­cji kar­dy­na­ło­wi San­gu­inet­ti, gdyż nie prze­ba­czył­by nig­dy, gdy­by się do­wie­dział, że ksiądz udał się naj­pierw do ko­goś in­ne­go.

Za­milkł i do­rzu­cił cich­szym gło­sem, prze­ję­ty go­rącz­ko­wym dresz­czy­kiem:

– A do­wie­dział­by się na pew­no. Nic się nie da ukryć. Po­tem, jak­by ule­ga­jąc gwał­tow­ne­mu po­ry­wo­wi sym­pa­tii, ujął ręce mło­de­go, cu­dzo­ziem­skie­go księ­dza:

– Dro­gi księ­że Fro­ment, pro­szę mi wie­rzyć, że był­bym bar­dzo szczę­śli­wy, gdy­bym mógł księ­dzu w czymś po­móc, żal mi księ­dza, gdy wi­dzę jego pro­sto­tę du­cha. Pro­szę jed­nak nie żą­dać ode mnie rze­czy nie­moż­li­wych. Gdy­by ksiądz wie­dział, gdy­bym księ­dzu wy­znał, ja­kie nie­bez­pie­czeń­stwa nas ota­cza­ją… Jed­no mogę dziś jesz­cze po­wie­dzieć: nie na­le­ży w żad­nym wy­pad­ku li­czyć na po­par­cie kar­dy­na­ła Boc­ca­ne­ry. Kil­ka­krot­nie w mo­jej obec­no­ści wy­dał po­tę­pia­ją­cy sąd o książ­ce… Ale to świę­ty i nie­zwy­kle uczci­wy czło­wiek i je­śli nie wy­stą­pi w obro­nie księ­dza, nie bę­dzie też księ­dza ata­ko­wał, po­zo­sta­nie neu­tral­ny przez wzgląd na swo­ją sio­strze­ni­cę, con­tes­si­nę, któ­rą uwiel­bia i któ­ra opie­ku­je się księ­dzem… Gdy ksiądz go zo­ba­czy, pro­szę nie po­ru­szać tego te­ma­tu, to nie zda się na nic, a mo­gło­by go tyl­ko zi­ry­to­wać.

Pio­tra nie zmar­twi­ło zbyt­nio to zwie­rze­nie, gdyż już po pierw­szym wi­dze­niu się z kar­dy­na­łem, a póź­niej w cza­sie rzad­kich wi­zyt, ja­kie mu skła­dał, zro­zu­miał, że Boc­ca­ne­ra bę­dzie za­wsze jego prze­ciw­ni­kiem.

– Pój­dę więc po­dzię­ko­wać mu za jego neu­tral­ność. Ale don Vi­gi­liem owład­nę­ło zno­wu prze­ra­że­nie.

– Nie, nie, niech ksiądz tego nie robi, mógł­by się do­my­ślić, że mó­wi­łem coś na ten te­mat, to by po­cią­gnę­ło ka­ta­stro­fal­ne skut­ki! Moja po­sa­da mo­gła­by być za­gro­żo­na… Ja nic nie po­wie­dzia­łem, nic nie po­wie­dzia­łem. Niech ksiądz zło­ży wi­zy­ty kar­dy­na­łom, wszyst­kim kar­dy­na­łom. Umów­my się, że nic poza tym nie po­wie­dzia­łem księ­dzu.

I tego dnia don Vi­gi­lio nie chciał już dłu­żej roz­ma­wiać; i drżą­cy opu­ścił po­kój, prze­szu­ku­jąc z pra­wa i z lewa ko­ry­tarz swy­mi pło­mien­ny­mi, peł­ny­mi nie­po­ko­ju oczy­ma.

Bez­po­śred­nio po tej roz­mo­wie Piotr wy­szedł na mia­sto, by udać się do kar­dy­na­ła San­gu­inet­ti. Była do­pie­ro dzie­sią­ta, mógł go więc jesz­cze za­stać w domu. Kar­dy­nał zaj­mo­wał pierw­sze pię­tro nie­wiel­kie­go pa­ła­cu w po­bli­żu fran­cu­skie­go ko­ścio­ła Św. Lu­dwi­ka, w cia­snej, po­zba­wio­nej świa­tła i po­wie­trza ulicz­ce.

Piotr mu­siał dłu­go dzwo­nić, wresz­cie słu­żą­cy, któ­ry bez po­śpie­chu wkła­dał kurt­kę, uchy­lił drzwi i po­wie­dział, że Jego Emi­nen­cja wy­je­chał na wieś, do Fra­sca­ti.

Ksiądz przy­po­mniał so­bie wów­czas, że kar­dy­nał San­gu­inet­ti był istot­nie jed­nym z bi­sku­pów pod­sto­łecz­nych i w swo­im bi­skup­stwie, Fra­sca­ti, po­sia­dał wil­lę, do­kąd uda­wał się dla od­po­czyn­ku lub ze wzglę­dów dy­plo­ma­tycz­nych.

– Czy Jego Emi­nen­cja po­wró­ci wkrót­ce do Rzy­mu?

– Nie wia­do­mo. Jego Emi­nen­cja jest nie­zdrów. Po­le­cił mi, aby nikt nie za­kłó­cał mu spo­ko­ju we Fra­sca­ti.

Gdy Piotr zna­lazł się zno­wu na uli­cy, po­czuł się cał­ko­wi­cie wy­trą­co­ny z rów­no­wa­gi tym pierw­szym nie­po­wo­dze­niem. Czy miał nie od­kła­da­jąc tego na póź­niej, po­nie­waż spra­wa była pil­na, udać się do mon­si­gno­ra For­na­ro na są­sied­ni plac Na­vo­na? Ale przy­po­mniał so­bie, że don Vi­gi­lio po­le­cił mu, aby przede wszyst­kim zło­żył wi­zy­ty kar­dy­na­łom. Jak­by pod wpły­wem na­tchnie­nia zde­cy­do­wał, że od­wie­dzi na­tych­miast kar­dy­na­ła Sar­no, któ­re­go po­znał na jed­nym z po­nie­dział­ko­wych przy­jęć u don­ny Se­ra­fi­ny.

Mimo że Sar­no świa­do­mie usu­wał się w cień, wszy­scy uwa­ża­li kar­dy­na­ła za jed­ne­go z naj­po­tęż­niej­szych i naj­strasz­liw­szych człon­ków Świę­te­go Ko­le­gium, co nie prze­szka­dza­ło, że jego sio­strze­niec Nar­cyz twier­dził, iż nie znał czło­wie­ka bar­dziej tę­pe­go, gdy cho­dzi­ło o spra­wy wy­kra­cza­ją­ce poza za­sięg jego co­dzien­nych za­jęć. Piotr był prze­ko­na­ny, że na­wet je­śli kar­dy­nał Sar­no nie za­sia­da w Kon­gre­ga­cji In­dek­su, to w każ­dym ra­zie może dać do­brą radę, a na­wet wpły­nąć na opi­nię in­nych kar­dy­na­łów wy­zy­sku­jąc swe wiel­kie zna­cze­nie.

Piotr skie­ro­wał się pro­sto do pa­ła­cu Pro­pa­gan­dy, gdyż wie­dział, że na pew­no za­sta­nie tam kar­dy­na­ła. Pa­łac ten, któ­re­go cięż­ką fa­sa­dę spo­strze­ga się z Piaz­za di Spa­gna, jest ol­brzy­mią bu­dow­lą, nagą i ma­syw­ną, i zaj­mu­je cały na­roż­nik mię­dzy dwo­ma uli­ca­mi. Piotr, któ­re­mu sła­ba zna­jo­mość wło­skie­go utrud­nia­ła zro­zu­mie­nie wy­ja­śnień, za­gu­bił się we wnę­trzu pa­ła­cu, wcho­dził na pię­tra, skąd mu­siał scho­dzić z po­wro­tem, błą­kał się w tym praw­dzi­wym la­bi­ryn­cie scho­dów, ko­ry­ta­rzy i sal. Wresz­cie uda­ło mu się spo­tkać se­kre­ta­rza kar­dy­na­ła Sar­no, mło­de­go, mi­łej po­wierz­chow­no­ści księ­dza, któ­re­go po­znał kie­dyś w pa­ła­cu Boc­ca­ne­ra.

– Ależ oczy­wi­ście, je­stem pe­wien, że Jego Emi­nen­cja ze­chce księ­dza przy­jąć. Do­brze się sta­ło, że ksiądz przy­szedł wła­śnie w tej po­rze, bo Jego Emi­nen­cja bywa tu­taj zwy­kle do po­łu­dnia. Pró­szę za mną.

Znów roz­po­czę­ła się wę­drów­ka. Kar­dy­nał Sar­no, dłu­go­let­ni se­kre­tarz Świę­tej Pro­pa­gan­dy, stał obec­nie na cze­le ko­mi­sji, któ­rej za­da­niem było or­ga­ni­zo­wa­nie kul­tu w kra­jach Eu­ro­py, Afry­ki, Ame­ry­ki i Oce­anii; świe­żo zdo­by­tych dla ka­to­li­cy­zmu. Z tego ty­tu­łu miał w pa­ła­cu Pro­pa­gan­dy ga­bi­net i biu­ra ad­mi­ni­stra­cji, gdzie kró­lo­wał jak zdzi­wa­cza­ły urzęd­nik, któ­ry ze­sta­rzał się w swym fo­te­lu obi­tym skó­rą, nig­dy nie wy­cho­dząc poza cia­sny krąg zie­lo­nych kar­to­tek, a ze świa­ta zna­jąc tyl­ko wy­ci­nek uli­cy przed swo­im oknem.

Na koń­cu ciem­ne­go ko­ry­ta­rza, gdzie na­wet pod­czas dnia pa­li­ła się ga­zo­wa lam­pa, se­kre­tarz wska­zał Pio­tro­wi ław­kę. Wró­cił po upły­wie dłu­gie­go kwa­dran­sa i rzekł z miną bar­dzo uprzej­mą:

– Jego Emi­nen­cja jest za­ję­ty, ma wła­śnie kon­fe­ren­cję z mi­sjo­na­rza­mi, któ­rzy od­jeż­dża­ją. Ale za­raz ją skoń­czy i otrzy­ma­łem po­le­ce­nie, aby za­pro­wa­dzić księ­dza do ga­bi­ne­tu kar­dy­na­ła.

Gdy Piotr zo­stał sam w ga­bi­ne­cie, cie­ka­wie ro­zej­rzał się wo­ko­ło. Był to ob­szer­ny po­kój, obi­ty zie­lo­ną ta­pe­tą i ume­blo­wa­ny sprzę­ta­mi z czar­ne­go drze­wa, kry­ty­mi zie­lo­nym ada­masz­kiem.

W pew­nej chwi­li spa­ce­ru­jąc po ga­bi­ne­cie Piotr za­uwa­żył na ścia­nie mapę, któ­rej wi­dok za­jął go, po­bu­dził do głę­bo­kich re­flek­sji do tego stop­nia, że za­po­mniał, gdzie się znaj­du­je. Ta ko­lo­ro­wa mapa przed­sta­wia­ła cały świat ka­to­lic­ki, obie pół­ku­le glo­bu ziem­skie­go, gdzie róż­ne ko­lo­ry ozna­cza­ły te­ry­to­ria, za­leż­nie od tego, czy dany kraj na­le­żał do ka­to­li­cy­zmu zwy­cię­skie­go, ab­so­lut­ne­go wład­cy, czy też do ka­to­li­cy­zmu wo­ju­ją­ce­go z nie­wier­ny­mi. Dru­ga gru­pa kra­jów dzie­li­ła się z ko­lei na wi­ka­ria­ty lub pre­fek­tu­ry. Czyż nie był to, przed­sta­wio­ny gra­ficz­nie, od­wiecz­ny wy­si­łek ka­to­li­cy­zmu, aby za­wład­nąć świa­tem, wy­si­łek, któ­ry pod­jął od pierw­szej chwi­li swe­go ist­nie­nia i z któ­re­go nie zre­zy­gno­wał nig­dy?

Piotr pa­trząc na tę mapę uświa­do­mił so­bie ja­sno, że Urząd Pro­pa­gan­dy był ol­brzy­mią ma­szy­ną funk­cjo­nu­ją­cą od wie­lu wie­ków po to, by wchło­nąć całą ludz­kość. Fi­nan­so­wa­na hoj­nie przez pa­pie­ży, Pro­pa­gan­da roz­po­rzą­dza­ła znacz­nym bu­dże­tem i sta­no­wi­ła po­tę­gę zu­peł­nie od­ręb­ną, pa­pie­stwo w pa­pie­stwie. Piotr zro­zu­miał te­raz, dla­cze­go pre­fek­ta Kon­gre­ga­cji na­zy­wa­no czer­wo­nym pa­pie­żem; ja­kąż nie­ogra­ni­czo­ną wła­dzą cie­szył się ten czło­wiek zwy­cię­ski… i wład­czy, któ­re­go ręce się­ga­ły z jed­ne­go krań­ca świa­ta na dru­gi! Kar­dy­nał se­kre­tarz miał tyl­ko Eu­ro­pę cen­tral­ną, ma­leń­ki wy­ci­nek kuli ziem­skiej, on zaś całą resz­tę, bez­kre­sne prze­strze­nie, od­le­głe, nie zna­ne jesz­cze kra­iny. Mapa była opa­trzo­na cy­fra­mi. Rzym miał pod swą bez­spor­ną wła­dzą prze­szło dwie­ście mi­lio­nów ka­to­li­ków rzym­sko-apo­stol­skich; in­no­wier­cy ze Wscho­du i z kra­jów ob­ję­tych Re­for­mą prze­wyż­sza­li znacz­nie tę licz­bę, a cóż do­pie­ro je­śli do­dać mi­liard nie­wier­nych, któ­rych na­le­ża­ło na­wró­cić! Wy­mo­wa tych cyfr zro­bi­ła na Pio­trze ta­kie wra­że­nie, że wstrzą­snął nim dreszcz.. A więc to była praw­da? Oko­ło pię­ciu mi­lio­nów Ży­dów, pra­wie dwie­ście mi­lio­nów ma­ho­me­tan, po­nad sie­dem­set mi­lio­nów bra­ma­ni­stów i bud­dy­stów, nie li­cząc stu mi­lio­nów in­nych po­gan wy­zna­ją­cych róż­ne re­li­gie, ra­zem mi­liard, pod­czas gdy chrze­ści­jan było tyl­ko czte­ry­sta mi­lio­nów, i to skłó­co­nych ze sobą, po­dzie­lo­nych na dwa obo­zy, je­den za Rzy­mem, a dru­gi prze­ciw Rzy­mo­wi! Czyż to moż­li­we, by Chry­stus przez osiem­na­ście wie­ków nie po­tra­fił zjed­nać so­bie na­wet trze­ciej czę­ści ludz­ko­ści, a wszech­po­tęż­ny, wiecz­ny Rzym pa­no­wał za­le­d­wie nad jed­ną szó­stą wszyst­kich lu­dzi? Na sześć dusz jed­na tyl­ko mo­gła do­stą­pić zba­wie­nia, cóż to za prze­ra­ża­ją­ca pro­por­cja! Lecz mapa prze­ma­wia­ła bru­tal­nie, kra­je pod­da­ne wła­dzy Rzy­mu, za­bar­wio­ne na czer­wo­no, sta­no­wi­ły je­dy­nie nie­znacz­ny punkt, je­śli się je po­rów­na­ło z ob­sza­ra­mi za­bar­wio­ny­mi ko­lo­rem żół­tym, gdzie pa­no­wa­li inni bo­go­wie, i któ­re Pro­pa­gan­da mia­ła do­pie­ro pod­bić.

Ach! ta ar­mia w nie­ustan­nym po­cho­dzie, Piotr wi­dział ją, sły­szał w tej chwi­li, jak poza mo­rza­mi, po­przez kon­ty­nen­ty przy­go­to­wu­je i za­pew­nia pod­bój po­li­tycz­ny w imię re­li­gii. Nar­cyz mó­wił mu, że am­ba­sa­dy z wiel­ką uwa­gą śle­dzą wszyst­kie po­su­nię­cia Pro­pa­gan­dy w Rzy­mie; mi­sje bo­wiem czę­sto by­wa­ły na­rzę­dziem po­li­ty­ki po­szcze­gól­nych państw w od­le­głych kra­jach i mia­ły de­cy­du­ją­ce zna­cze­nie. Wła­dza du­chow­na za­pew­nia­ła wła­dzę świec­ką, zdo­by­te du­sze da­wa­ły cia­ła. Dla­te­go też Kon­gre­ga­cja pro­wa­dzi­ła nie­ustan­ną wal­kę po­pie­ra­jąc mi­sjo­na­rzy z Włoch lub z kra­jów za­przy­jaź­nio­nych, pa­trząc chęt­nym okiem na ich za­bor­cze za­ku­sy. Byłe za­wsze za­zdro­sna o swą ry­wal­kę fran­cu­ską, Or­ga­ni­za­cję Krze­wie­nie Wia­ry, z sie­dzi­bą w Lyonie, rów­nie bo­ga­tą jak Pro­pa­gan­da, rów­nie po­tęż­ną, roz­po­rzą­dza­ją­cą więk­szą ilo­ścią lu­dzi ener­gicz­nych i od­waż­nych. Kon­gre­ga­cja Pro­pa­gan­dy w Rzy­mie nie za­do­wa­la­ła się po­bie­ra­niem od niej znacz­ne­go ha­ra­czu pie­nięż­ne­go, lecz krzy­żo­wa­ła jej za­mia­ry od­su­wa­jąc ją na dru­gi pian wszę­dzie, gdzie oba­wia­ła się jej suk­ce­sów. Wie­le razy zda­rza­ło się, że mi­sjo­na­rze fran­cu­scy by­wa­li usu­wa­ni, a miej­sce ich zaj­mo­wa­li za­kon­ni­cy wło­scy lub nie­miec­cy. W tym po­nu­rym i peł­nym ku­rzu ga­bi­ne­cie, któ­re­go nig­dy nie roz­we­se­lał pro­mień słoń­ca, Piotr pod­świa­do­mie wy­czu­wa ist­nie­nie ta­jem­ne­go ogni­ska in­tryg po­li­tycz­nych pod po­kryw­ką cy­wi­li­za­cyj­nej ak­cji sze­rze­nia wia­ry. Prze­jął go zno­wu dreszcz, dreszcz jaki wy­wo­łu­ją rze­czy, któ­re się zna i któ­re na­gle oka­zu­ją się po­twor­ne i prze­ra­ża­ją­ce.

Bo czyż nie mo­gła wy­trą­cić z rów­no­wag: naj­bar­dziej roz­sąd­nych, ka­zać zbled­nąć naj­bar­dziej od­waż­nym ta ma­szy­na pod­bo­ju i wła­dzy o wszech­świa­to­wym za­się­gu, dzia­ła­ją­ca w cza­sie i w prze­strze­ni z od­wiecz­nym upo­rem, nie za­do­wa­la­ją­ca się ło­wie­niem dusz, ale dą­żą­ca do pa­no­wa­nia nad wszyst­ki­mi ludź­mi, a po­nie­waż nie może jesz­cze za­gar­nąć ich dla sie­bie, ustę­pu­ją­ca ich chwi­lo­wo do­cze­sne­mu wład­cy? Cóż to za gi­gan­tycz­ne ma­rze­nie: uśmiech­nię­ty Rzym, ocze­ku­ją­cy w spo­ko­ju chwi­li, kie­dy wchło­nie dwie­ście mi­lio­nów ma­ho­me­tan i sie­dem­set mi­lio­nów bra­ma­ni­stów i bud­dy­stów, po­łą­czo­nych w jed­nym na­ro­dzie, i za­pa­nu­je nad nimi jako je­dy­ny wład­ca du­cho­wy i świec­ki w imię trium­fu­ją­ce­go Chry­stu­sa!

Na od­głos kasz­lu Piotr od­wró­cił się i za­drżał wi­dząc kar­dy­na­ła Sar­no, któ­re­go wej­ścia nie sły­szał zu­peł­nie. Wy­da­wa­ło mu się, że zo­stał schwy­ta­ny na go­rą­cym uczyn­ku, że wkra­dał się w czy­jeś ta­jem­ni­ce. Sil­ny ru­mie­niec za­bar­wił mu twarz.

Ale kar­dy­nał przyj­rzał mu się uważ­nie za­ga­słym wzro­kiem, pod­szedł do biur­ka i opu­ścił się ocię­ża­le na fo­tel, nie mó­wiąc ani sło­wa. Ru­chem ręki zwol­nił go od ce­re­mo­nia­łu uca­ło­wa­nia pier­ście­nia.

– Przy­sze­dłem, aby zło­żyć Wa­szej Emi­nen­cji wy­ra­zy naj­głęb­sze­go po­wa­ża­nia. Czy Wa­sza Emi­nen­cja jest cier­pią­cy?

– Nie, nie, tyl­ko ka­tar wciąż mi do­ku­cza. A poza tym mam te­raz tyle pra­cy!

Piotr przy­pa­try­wał się kar­dy­na­ło­wi w si­nym świe­tle dnia. Był tak wą­tły, tak ka­le­ki z jed­ną ło­pat­ką wyż­szą od dru­giej, tak zu­peł­nie po­zba­wio­ny ży­cia, że na­wet spoj­rze­nie jego było mar­twe w twa­rzy znisz­czo­nej i zie­mi­stej. Księ­dzu przy­szedł na myśl je­den z jego krew­nych w Pa­ry­żu, któ­ry po trzy­dzie­sto­let­niej pra­cy w biu­rze miał po­dob­nie per­ga­mi­no­wą cerę, umar­łe oczy i otę­pia­łość w ca­łej po­sta­ci. Czyż to była praw­da, że ten oto za­su­szo­ny sta­ru­szek w zbyt ob­szer­nej, ob­szy­tej czer­wo­ną wy­pust­ką su­tan­nie był pa­nem świa­ta i do tego stop­nia miał w gło­wie całą mapę chrze­ści­jań­stwa, nig­dy nie wy­jeż­dża­jąc z Rzy­mu, że pre­fekt Pro­pa­gan­dy przed każ­dym, na­wet naj­mniej­szym po­su­nię­ciem za­się­gał jego rady?

– Pro­szę, niech ksiądz spo­cznie… Ksiądz przy­cho­dzi do mnie z ja­kąś proś­bą…

I w ocze­ki­wa­niu od­po­wie­dzi kar­dy­nał za­czął prze­rzu­cać wy­chu­dły­mi pal­ca­mi le­żą­ce przed nim akta, tak jak ge­ne­rał – świet­ny znaw­ca tak­ty­ki, któ­ry z dala od swej ar­mii pro­wa­dzi ją do zwy­cię­stwa, nie ru­sza­jąc się ze swe­go ga­bi­ne­tu i nie tra­cąc ani mi­nu­ty cza­su.

Tro­chę zmie­sza­ny tak ja­snym po­sta­wie­niem spra­wy, Piotr zde­cy­do­wał, że od­po­wie rów­nie szcze­rze.

– Istot­nie, po­zwo­li­łem so­bie przyjść, by za­się­gnąć rady Wa­sze; Emi­nen­cji. Przy­by­łem do Rzy­mu, by wy­stą­pić w obro­nie mo­jej książ­ki, i był­bym bar­dzo szczę­śli­wy, gdy­by Wa­sza Emi­nen­cja ze­chciał mną po­kie­ro­wać.

W krót­kich sło­wach Piotr zre­fe­ro­wał spra­wę, sta­ra­jąc się zy­skać przy­chyl­ność, kar­dy­na­ła. W mia­rę jak mó­wił, do­stoj­nik Ko­ścio­ła sta­wał się co­raz bar­dziej obo­jęt­ny, jak­by nie sły­szał i nie ro­zu­miał słów księ­dza. Wresz­cie po chwi­li mil­cze­nia ode­zwał się:

– Ach tak, ksiądz na­pi­sał książ­kę, mó­wio­no o tym kie­dyś u don­ny Se­ra­fi­ny. To był błąd, ksiądz nie po­wi­nien pi­sać. Bo i po co?… Je­że­li zaś Kon­gre­ga­cja In­dek­su chce po­tę­pić książ­kę, to czy­ni do­brze i wie do­sko­na­le, dla­cze­go to czy­ni. Cóż ja mogę na to za­ra­dzić? Nie je­stem na­wet człon­kiem Kon­gre­ga­cji i nie wiem o ni­czym.

Piotr sta­rał się na próż­no wy­ja­śnić kar­dy­na­ło­wi swą spra­wę, prze­mó­wić do jego uczuć, zroz­pa­czo­ny, że Sar­no jest tak nie­wzru­szo­ny i obo­jęt­ny. Spo­trzegł, że czło­wiek ten, prze­ja­wia­ją­cy tak nie­zwy­kle sze­ro­ką i wni­kli­wą in­te­li­gen­cję w dzie­dzi­nie, w któ­rej ob­ra­cał się od lat czter­dzie­stu, stę­piał na wszyst­ko, co wy­kra­cza­ło poza jego spe­cjal­ność. Z oczu kar­dy­na­ła zni­kła ostat­nia iskier­ka ży­cia, czasz­ka jego jak­by zma­la­ła, a cała twarz wy­ra­ża­ła po­nu­rą otę­pia­łość.

– Nic nie wiem, nic nie mogę – po­wta­rzał. – Nie mam zwy­cza­ju po­pie­ra­nia ko­go­kol­wiek…

Zdo­był się jed­nak na pe­wien wy­si­łek.

– Prze­cież Nani na­le­ży do Kon­gre­ga­cji. Cóż on księ­dzu ra­dzi?

– Mon­si­gno­re Nani ra­czył mi wy­ja­wić na­zwi­sko pra­ła­ta, któ­ry pi­sał re­cen­zję o mo­jej książ­ce, mon­si­gno­ra For­na­ro, i za­le­cił mi, bym go od­wie­dził.

Kar­dy­nał wy­dał się zdzi­wio­ny, jak­by prze­bu­dzo­ny ze snu. Oczy jego od­zy­ska­ły tro­chę bla­sku.

– Do­praw­dy? Do­praw­dy?… Je­śli Nani to po­wie­dział, to mu­siał mieć ja­kiś cel. Niech ksiądz zło­ży wi­zy­tę mon­si­gno­ro­wi For­na­ro.

Kar­dy­nał po­wstał z fo­te­la da­jąc w ten spo­sób do zro­zu­mie­nia, że uwa­ża wi­zy­tę za skoń­czo­ną. Piotr skło­nił się głę­bo­ko na znak po­dzię­ko­wa­nia. Nie za­da­jąc so­bie tru­du od­pro­wa­dze­nia go do drzwi, kar­dy­nał usiadł na­tych­miast przed biur­kiem i w śmier­tel­nej ci­szy po­ko­ju roz­legł się tyl­ko su­chy od­głos, jaki wy­da­wa­ły jego ko­ści­ste pal­ce prze­rzu­ca­jąc akta.

Piotr po­słusz­nie usłu­chał rady i skie­ro­wał się w stro­nę Piaz­za Na­vo­na, gdzie miesz­kał mon­si­gno­re For­na­ro. Nie za­stał go jed­nak, do­wie­dział się tyl­ko, że pra­łat bywa w domu do go­dzi­ny dzie­sią­tej. Na­za­jutrz Piotr przy­szedł zno­wu. Zo­stał przy­ję­ty na­tych­miast, gdy tyl­ko zło­żył swój bi­let. Mógł na­wet przy­pusz­czać, że go ocze­ki­wa­no, gdy­by nie szcze­re zdzi­wie­nie, a na­wet za­kło­po­ta­nie, ja­kie oka­zał na jego wi­dok go­spo­darz domu.

– Ksiądz Fro­ment, ksiądz Fro­ment – po­wtó­rzył kil­ka­krot­nie mon­si­gno­re trzy­ma­jąc w ręku bi­let Pio­tra. – Pro­szę, niech ksiądz ze­chce wejść… Mia­łem za­miar nie przyj­mo­wać dziś ni­ko­go, gdyż mam pil­ną ro­bo­tę, ale nic nie szko­dzi, pro­szę, niech ksiądz sia­da.

Piotr, za­chwy­co­ny, pa­trzył z po­dzi­wem na tego pięk­ne­go, ro­słe­go i wy­so­kie­go męż­czy­znę, w roz­kwi­cie swych pięć­dzie­się­ciu pię­ciu lat. Ró­żo­wy i sta­ran­nie wy­go­lo­ny, miał lek­ko si­wie­ją­ce wło­sy uło­żo­ne w loki, kształt­ny nos, wil­got­ne war­gi i oczy o piesz­czo­tli­wym wy­ra­zie – wszyst­ko, co wy­so­kie du­cho­wień­stwo rzym­skie po­sia­da­ło naj­bar­dziej po­cią­ga­ją­ce­go i de­ko­ra­cyj­ne­go. Wy­glą­dał na­praw­dę wspa­nia­le w swej czar­nej su­tan­nie z fio­le­to­wym koł­nie­rzem, cała zaś jego po­stać tchnę­ła peł­ną pro­sto­ty ele­gan­cją. Ob­szer­ny po­kój, w któ­rym przy­jął Pio­tra, roz­ja­śnio­ny we­so­łym świa­tłem, ja­kie da­wa­ły dwa wiel­kie okna wy­cho­dzą­ce na Piaz­za Na­vo­na, ume­blo­wa­ny ze sma­kiem, bar­dzo rzad­kim obec­nie u du­cho­wień­stwa rzym­skie­go, pach­niał przy­jem­nie i two­rzył po­god­ne i peł­ne życz­li­wo­ści tło.

– Pro­szę usiąść, księ­że Fro­ment. Cze­mu mam przy­pi­sać za­szczyt jego wi­zy­ty?

For­na­ro miał twarz ba­nal­nie uprzej­mą, jak­by nie do­my­ślał się ni­cze­go; i Piotr na­gle po­czuł się skrę­po­wa­ny tym na­tu­ral­nym py­ta­niem, któ­re­go prze­cież mógł był się spo­dzie­wać. Czy miał od razu przy­stą­pić do spra­wy, wy­znać de­li­kat­ny po­wód swej wi­zy­ty? Uznał, że jest to me­to­da naj­szla­chet­niej­sza i naj­szyb­ciej pro­wa­dzą­ca do celu.

– Mój Boże, mon­si­gno­re, wiem, że nie jest przy­ję­te po­stę­po­wać tak, jak po­stę­pu­ję. Lecz… po­ra­dzo­no mi, abym przy­szedł tu­taj, i zda­je mi się, że z uczci­wy­mi ludź­mi naj­le­piej jest być zu­peł­nie szcze­rym.

– Ale o co księ­dzu cho­dzi? – za­py­tał pra­łat z miną na­iw­ną, nie prze­sta­jąc się uśmie­chać.

– A więc po pro­stu do­wie­dzia­łem się, że Kon­gre­ga­cja In­dek­su po­wie­rzy­ła do oce­ny Wa­szej Wie­leb­no­ści moją książ­kę pod ty­tu­łem „Nowy Rzym”. Przy­cho­dzę, aby udzie­lić wszel­kich wy­ja­śnień, je­śli za­cho­dzi tego po­trze­ba.

Mon­si­gno­re pod­niósł obie ręce do góry, jak­by chcąc za­kryć so­bie uszy, aby nie sły­szeć słów go­ścia. Nadal jed­nak uprzej­my, za­wo­łał:

– Pro­szę nie mó­wić na ten te­mat, to mi robi naj­więk­szą przy­krość!… Pro­szę so­bie wy­obra­zić, że myl­nie księ­dza po­in­for­mo­wa­no, bo nikt nie po­wi­nien nic wie­dzieć, ani ja, ani kto­kol­wiek inny.

Na szczę­ście Piotr, któ­ry za­uwa­żył, jak wiel­kie wra­że­nie wy­wo­ła­ło na­zwi­sko ase­so­ra Świę­tej In­kwi­zy­cji, wpadł na po­mysł, aby po­wie­dzieć:

– Oczy­wi­ście, mon­si­gno­re, nie chciał­bym spra­wić Wa­szej Wie­leb­no­ści naj­mniej­sze­go kło­po­tu i nie ośmie­lił­bym się nig­dy go na­cho­dzić, lecz mon­si­gno­re Nani po­dał mi na­zwi­sko i ad­res Wa­szej Wie­leb­no­ści.

I tym ra­zem sku­tek był na­tych­mia­sto­wy. For­na­ro z wła­ści­wym so­bie wdzię­kiem uległ, ocią­ga­jąc się nie­co.

– Jak to, więc to mon­si­gno­re Nani po­peł­nił tę nie­dy­skre­cję? Ależ ja się na nie­go po­gnie­wam, mu­szę go zła­jać. Skąd on może o tym wie­dzieć? Nie na­le­ży prze­cież do Kon­gre­ga­cji i ktoś mógł go wpro­wa­dzić w błąd. Pro­szę mu po­wie­dzieć, że się po­my­lił i że ja nie mam nic wspól­ne­go ze spra­wą, któ­ra księ­dza in­te­re­su­je. No, no… kto by się spo­dzie­wał, że mon­si­gno­re Nani nie umie do­cho­wać ta­jem­ni­cy, któ­rą wszy­scy uwa­ża­ją za świę­tą!

Po­tem ze swym urze­ka­ją­cym spoj­rze­niem i uśmie­chem na ustach:

– Po­nie­waż mon­si­gno­re Nani tego so­bie ży­czy, chęt­nie po­roz­ma­wiam chwi­lę z księ­dzem, księ­że Fro­ment, za­zna­czam jed­nak, że ksiądz nie do­wie się ode mnie nic o moim ra­por­cie ani o tym, co są­dzą o książ­ce człon­ko­wie Kon­gre­ga­cji.

Sły­sząc te sło­wa Piotr uśmiech­nął się, gdyż prze­jął go po­dziw, jak wszyst­ko sta­je się ła­twe i pro­ste, gdy tyl­ko za­cho­wa się po­zo­ry. Za­czął więc jesz­cze raz tłu­ma­czyć pra­ła­to­wi, w ja­kim celu na­pi­sał książ­kę i jak bar­dzo był zdzi­wio­ny pro­ce­sem wy­to­czo­nym przez Kon­gre­ga­cję In­dek­su. Nie wie­dział, ja­kie mu się sta­wia za­rzu­ty, i gu­bił się w do­my­słach.

– Do­praw­dy? Do­praw­dy? – po­wta­rzał pra­łat zdu­mio­ny aż taką na­iw­no­ścią. – Kon­gre­ga­cja In­dek­su jest try­bu­na­łem i je­że­li zaj­mu­je się tą spra­wą, to dla­te­go, że na­de­sła­no jej akt oskar­że­nia. Książ­ka księ­dza zna­la­zła się przed są­dem tego try­bu­na­łu po pro­stu dla­te­go, że ktoś ją za­de­nun­cjo­wał.

– Tak, tak, wiem.

– A czy ksiądz wie tak­że, że oskar­że­nie wnie­śli trzej bi­sku­pi fran­cu­scy? Nie­ste­ty nie mogę wy­ja­wić ich na­zwisk. Ro­zu­mie ksiądz te­raz, że Kon­gre­ga­cja była zmu­szo­na zba­dać książ­kę, prze­ciw­ko któ­rej wy­to­czo­no za­rzu­ty.

Piotr pa­trzył z prze­ra­że­niem na mó­wią­ce­go. Aż trzech bi­sku­pów wnio­sło na nie­go skar­gę! Dla­cze­go? Z ja­kiej przy­czy­ny? Na­gle przy­szedł mu na myśl głów­ny jego pro­tek­tor.

– Jed­nak­że kar­dy­nał Ber­ge­rot ra­czył na­pi­sać list, gdzie wy­ra­ził swo­je uzna­nie i któ­ry za­mie­ści­łem jako wstęp do mo­jej książ­ki. Czy ten list nie jest do­sta­tecz­ną gwa­ran­cją dla epi­sko­pa­tu fran­cu­skie­go?

Mon­si­gno­re For­na­ro po­ki­wał gło­wą, za­nim zde­cy­do­wał się na od­po­wiedź:

– Tak, istot­nie, list Jego Emi­nen­cji jest bar­dzo pięk­ny… Je­stem jed­nak zda­nia, że by­ło­by le­piej, gdy­by był go nie na­pi­sał i ze wzglę­du na sie­bie, i przez życz­li­wość dla księ­dza, księ­że Fro­ment.

A po­nie­waż Piotr, któ­re­go zdu­mie­nie wzra­sta­ło, otwie­rał już usta, aby po­pro­sić go o wy­ja­śnie­nie:

– Nie, nie, ja nic nie wiem i nic nie mó­wię… Jego Emi­nen­cja kar­dy­nał Ber­ge­rot jest świę­tym czło­wie­kiem, któ­re­go wszy­scy ota­cza­ją czcią. Je­śli po­peł­nił błąd, to winę po­no­si wy­łącz­nie jego zbyt do­bre ser­ce.

Za­pa­dło mil­cze­nie. Piotr czuł, że roz­wie­ra się przed nim ot­chłań. Nie śmiał na­le­gać, po­wie­dział da­lej z pew­ną gwał­tow­no­ścią:

– Dla­cze­go oskar­żo­no wła­śnie moją książ­kę, a nie tyle in­nych? Nie mam za­mia­ru ba­wić się ja z ko­lei w do­no­si­ciel­stwo, lecz znam wie­le ksią­żek dużo nie­bez­piecz­niej­szych, a jed­nak Rzym przy­my­ka na nie oczy!

Tym ra­zem mon­si­gno­re wy­dał się bar­dzo za­do­wo­lo­ny z ta­kie­go ob­ro­tu roz­mo­wy.

– Ma ksiądz naj­zu­peł­niej­szą ra­cję! Nie­ste­ty nie mo­że­my do­się­gnąć i znisz­czyć wszyst­kich szko­dli­wych i nie­bez­piecz­nych ksią­żek. Na­le­ża­ło­by prze­czy­tać nie­zli­czo­ną licz­bę dzieł. Aby za­ra­dzić złe­mu, po­tę­pia­my z góry naj­gor­sze.

I za­głę­bił się w uprzej­me wy­ja­śnie­nia. W za­sa­dzie każ­dy wy­daw­ca jest obo­wią­za­ny, za­nim wy­dru­ku­je dzie­ło, od­dać rę­ko­pis do prze­czy­ta­nia i za­twier­dze­nia przez bi­sku­pa. Lecz obec­nie, wo­bec prze­ra­ża­ją­ce­go na­wa­łu pro­duk­cji wy­daw­ni­czej, wy­daw­cy nie mogą sto­so­wać się ści­śle do tej za­sa­dy, gdyż na­ra­zi­li­by bi­skup­stwa na strasz­li­wy kło­pot. Nie ma ani cza­su, ani pie­nię­dzy, ani od­po­wied­nich lu­dzi dla wy­ko­na­nia tej ol­brzy­miej pra­cy. To­też Kon­gre­ga­cja In­dek­su po­tę­pia z góry, nie czy­ta­jąc ich na­wet, wszyst­kie książ­ki już wy­dru­ko­wa­ne lub bę­dą­ce w przy­go­to­wa­niu, je­że­li na­le­żą do pew­nych ka­te­go­rii. A więc przede wszyst­kim książ­ki za­gra­ża­ją­ce oby­czaj­no­ści, książ­ki ero­tycz­ne, wszyst­kie po­wie­ści; na­stęp­nie Bi­blię tłu­ma­czo­ną na ję­zy­ki no­wo­cze­sne, bo­wiem świę­te księ­gi nie po­win­ny być przy­stęp­ne dla każ­de­go; wresz­cie książ­ki trak­tu­ją­ce o cza­rach, książ­ki na­uko­we, hi­sto­rycz­ne lub fi­lo­zo­ficz­ne, nie­zgod­ne z do­gma­ta­mi wia­ry; książ­ki he­re­tyc­kie, a poza tym książ­ki pi­sa­ne przez du­chow­nych na te­mat re­li­gii.

Były to wy­da­ne przez róż­nych pa­pie­ży mą­dre pra­wa, któ­rych wy­kład sta­no­wił wstęp do ka­ta­lo­gu ksią­żek ob­ję­tych klą­twą; gdy­by ten ka­ta­log był kom­plet­ny, wy­peł­nił­by całą bi­blio­te­kę. Na ogół bio­rąc, gdy się go prze­glą­da, wi­dać wy­raź­nie, że in­ter­dyk­cją ob­ło­żo­ne są głów­nie książ­ki pi­sa­ne przez księ­ży, po­nie­waż Rzym wo­bec ogro­mu pra­cy zwra­ca przede wszyst­kim uwa­gę na po­czy­na­nia du­cho­wień­stwa. Do tej wła­śnie ka­te­go­rii na­le­ży książ­ka księ­dza Pio­tra Fro­ment.

– Ła­two zro­zu­mieć – mó­wił da­lej mon­si­gno­re For­na­ro – że Kon­gre­ga­cja In­dek­su nie ma za­mia­ru ro­bić re­kla­my licz­nym złym książ­kom czy­niąc im za­szczyt zaj­mo­wa­nia się nimi każ­dą z osob­na, Jest ich całe mnó­stwo, a my nie mamy ani cza­su, ani nie­zbęd­nych środ­ków, aby oce­niać je po­je­dyn­czo. Za­tem tyl­ko od cza­su do cza­su rzu­ca­my klą­twę na książ­kę wy­jąt­ko­wo gor­szą­cą, a bar­dzo po­czyt­ną, zwłasz­cza je­śli jest na­pi­sa­na przez au­to­ra o gło­śnym na­zwi­sku i za­wie­ra bez­po­śred­nie ata­ki na re­li­gię. To wy­star­czy, aby przy­po­mnieć świa­tu, że ist­nie­je­my i że nie re­zy­gnu­je­my z na­szych praw i obo­wiąz­ków.

– Ale dla­cze­go moją książ­kę uzna­no za god­ną po­tę­pie­nia? – za­wo­łał po­ryw­czo ksiądz Piotr.

– Dro­gi księ­że Fro­ment, tłu­ma­czę to prze­cież księ­dzu tak ja­sno, jak tyl­ko mi wol­no. Książ­ka księ­dza cie­szy się po­wo­dze­niem, jest ta­nia i roz­cho­dzi się szyb­ko; nie mó­wię już o tym, że ma dużą war­tość li­te­rac­ką. By­łem za­chwy­co­ny siłą po­etyc­kie­go na­tchnie­nia i szcze­rze księ­dzu win­szu­ję tak nie­po­spo­li­te­go ta­len­tu. Czyż ksiądz so­bie wy­obra­ża, że mo­gli­śmy za­mknąć oczy na pu­bli­ka­cję, któ­ra pro­wa­dzi w kon­klu­zji do uni­ce­stwie­nia świę­tej na­szej wia­ry i oba­le­nia Rzy­mu?

Piotr słu­chał zdu­mio­ny do ostat­nich gra­nic.

– Oba­lić Rzym, wiel­ki Boże! Prze­cież ja ni­cze­go tak go­rą­co nie pra­gnę, jak uj­rzeć Rzym od­ro­dzo­ny i kró­lu­ją­cy nad świa­tem!

Unie­sio­ny pło­mie­niem en­tu­zja­zmu, Piotr bro­nił się, wy­gło­sił zno­wu swe wy­zna­nie wia­ry: ka­to­li­cyzm po­wra­ca­ją­cy do pier­wot­ne­go Ko­ścio­ła, czer­pią­cy ożyw­czą krew z idei bra­ter­skie­go chry­stia­ni­zmu Je­zu­sa, pa­pież uwol­nio­ny od cię­ża­ru kró­le­stwa ziem­skie­go, kró­lu­ją­cy nad całą ludz­ko­ścią w imię mi­ło­sier­dzia i mi­ło­ści, ra­tu­ją­cy świat od strasz­li­we­go kry­zy­su spo­łecz­ne­go, któ­ry mu gro­zi, by go do­pro­wa­dzić do praw­dzi­we­go kró­le­stwa bo­że­go, do wspól­no­ty chrze­ści­jań­skiej wszyst­kich lu­dów złą­czo­nych w je­den lud.

– Czyż oj­ciec świę­ty może mnie po­tę­pić? Czyż to nie są wła­ści­wie jego ta­jem­ne my­śli, któ­re moż­na wy­czuć? Mój je­dy­ny błąd, to chy­ba że mó­wię o tym zbyt wcze­śnie i w spo­sób zbyt swo­bod­ny. Ach, gdy­bym mógł być do­pusz­czo­ny przed ob­li­cze ojca świę­te­go, na pew­no roz­ka­zał­by na­tych­miast wstrzy­mać do­cho­dze­nie.

Mon­si­gno­re For­na­ro w mil­cze­niu ki­wał gło­wą, nie bio­rąc za złe mło­dzień­cze­go za­pa­łu księ­dza. Prze­ciw­nie, uśmie­chał się co­raz bar­dziej uprzej­mie, jak­by uba­wio­ny ma­rzy­ciel­ską na­iw­no­ścią mło­de­go czło­wie­ka. Wresz­cie od­po­wie­dział we­so­ło:

– Pro­szę mó­wić, mój dro­gi księ­że, pro­szę mó­wić… nie mam nic prze­ciw­ko temu, tyl­ko nie wol­no mi nic zdra­dzić… A co do wła­dzy świec­kiej, co do wła­dzy świec­kiej…

– A więc, co do wła­dzy świec­kiej? – za­py­tał Piotr.

I zno­wu mon­si­gno­re mil­czał. Uniósł do góry swą ład­ną twarz, wy­ko­nał parę wdzięcz­nych ge­stów bia­ły­mi rę­ko­ma. Gdy się ode­zwał, to po to, by od­po­wie­dzieć:

– A po­tem jest jesz­cze ta księ­dza nowa re­li­gia… Dwa razy spo­ty­ka się ta­kie sfor­mu­ło­wa­nie, nowa re­li­gia, nowa re­li­gia… Ach, mój Boże!

For­na­ro pod­nie­cał się co­raz bar­dziej, od­cho­dził pra­wie od zmy­słów, aż Piotr znie­cier­pli­wio­ny wy­krzyk­nął:

– Nie wiem, ja­kie bę­dzie orze­cze­nie Wa­szej Emi­nen­cji, mon­si­gno­re, lecz mogę go za­pew­nić, że nie mia­łem nig­dy za­mia­ru kry­ty­ko­wa­nia do­gma­tów. Moim naj­szczer­szym pra­gnie­niem było na­pi­sać książ­kę, któ­ra wska­za­ła­by ra­tu­nek cier­pią­cej ludz­ko­ści. By wy­dać spra­wie­dli­wy sąd, trze­ba brać pod uwa­gę in­ten­cję.

Mon­si­gno­re był zno­wu bar­dzo spo­koj­ny, bar­dzo oj­cow­ski.

– Och, in­ten­cje, in­ten­cje!

Wstał na znak, że uwa­ża roz­mo­wę za skoń­czo­ną.

– Pro­szę mi wie­rzyć, dro­gi księ­że Fro­ment, że czu­ję się bar­dzo za­szczy­co­ny jego wi­zy­tą… Oczy­wi­ście nie mogę zdra­dzić, jaka jest treść mo­je­go ra­por­tu; i tak zbyt wie­le mó­wi­li­śmy na ten te­mat, wła­ści­wie nie po­wi­nie­nem był słu­chać obro­ny księ­dza. Je­stem go­tów jed­nak uczy­nić wszyst­ko, aby przyjść księ­dzu z po­mo­cą, oczy­wi­ście, o ile to nie bę­dzie ko­li­do­wa­ło z mo­imi obo­wiąz­ka­mi… Ale oba­wiam się, że książ­ka księ­dza bę­dzie po­tę­pio­na.

A po­nie­waż Piotr wzdry­gnął się:

– Ach, nie­ste­ty tak!… Osą­dza się fak­ty, a nie in­ten­cje. Wszel­ka obro­na jest bez­ce­lo­wa, po­nie­waż książ­ka jest tym, czym jest. Usi­ło­wa­nia księ­dza, by wy­ja­śnić jej treść, są nada­rem­ne, nie uda się księ­dzu jej zmie­nić… Dla­te­go też Kon­gre­ga­cja nie wzy­wa nig­dy przed swój try­by­nał au­to­rów i wy­ma­ga od nich tyl­ko jed­nej rze­czy: od­wo­ła­nia dzie­ła. We­dług mnie naj­le­piej ksiądz zro­bi wy­co­fu­jąc książ­kę i pod­po­rząd­ko­wu­jąc się woli Kon­gre­ga­cji. Nie chce ksiądz? Mój dro­gi księ­że, jak­że ksiądz jest jesz­cze mło­dy!

Mon­si­gno­re ro­ze­śmiał się gło­śniej, wi­dząc gest pe­łen bun­tu i nie­ugię­tej dumy, jaki zro­bił mło­dy ksiądz. Po­tem u sa­mych drzwi ule­ga­jąc na­głe­mu od­ru­cho­wi szcze­ro­ści i zni­ża­jąc głos:

– Dro­gi księ­że, chciał­bym się w ja­kiś spo­sób przy­słu­żyć księ­dzu, dam księ­dzu do­brą radę… Ja w grun­cie rze­czy nie zna­czę nic. Skła­dam moje spra­woz­da­nie, dru­ku­je się je, czy­ta nie zwra­ca­jąc nań pra­wie żad­nej uwa­gi… Lecz se­kre­tarz Kon­gre­ga­cji, oj­ciec Dan­ge­lis, może wszyst­ko, na­wet rze­czy nie­osią­gal­ne… Ra­dzę księ­dzu zło­żyć mu wi­zy­tę w klasz­to­rze do­mi­ni­ka­nów za Piaz­za di Spa­gna… Pro­szę tyl­ko nie wy­mie­niać mego na­zwi­ska. Do wi­dze­nia, dro­gi księ­że Fro­ment! Do wi­dze­nia.

Piotr oszo­ło­mio­ny zna­lazł się na Piaz­za Na­vo­na nie wie­dząc już, w co wie­rzyć ani cze­go się spo­dzie­wać. Nie mógł się oprzeć tchórz­li­wym my­ślom: po co wal­czyć da­lej, gdy prze­ciw­ni­cy byli nie­zna­ni, nie­uchwyt­ni? Dla­cze­go upar­cie prze­dłu­żać po­byt w tym Rzy­mie tak po­ry­wa­ją­cym i przy­no­szą­cym tyle za­wo­dów? Uciek­nie, wró­ci tego sa­me­go wie­czo­ru do Pa­ry­ża, znik­nie tam, za­po­mni o swych gorz­kich roz­cza­ro­wa­niach, jak naj­po­kor­niej od­da­jąc się mi­ło­sier­nym prak­ty­kom. Piotr prze­ży­wał jed­ną z tych chwil za­ła­ma­nia we­wnętrz­ne­go, kie­dy za­da­nie tak bar­dzo upra­gnio­ne wy­da­je się nie­osią­gal­ne. Ale mimo tej roz­ter­ki szedł da­lej do celu. Kie­dy stwier­dził, że jest na Cor­so, po­tem na Via Con­dot­ti, a wresz­cie na Piaz­za di Spa­gna, zde­cy­do­wał, że wstą­pi jesz­cze do ojca Dan­ge­lis. Klasz­tor do­mi­ni­ka­nów znaj­do­wał się tuż przy ko­ście­le Tri­ni­ta dei Mon­ti.

Ach, ci do­mi­ni­ka­nie! my­ślał o nich za­wsze z sza­cun­kiem zmie­sza­nym z odro­bi­ną lęku. Przez dłu­gi sze­reg wie­ków ja­kąż dziel­ną sta­no­wi­li pod­po­rę teo­kra­tycz­nej i ab­so­lut­nej wła­dzy Ko­ścio­ła! Im to Ko­ściół za­wdzię­czał utrwa­le­nie swej wła­dzy, oni byli jego peł­ny­mi chwa­ły, zwy­cię­ski­mi żoł­nie­rza­mi. Pod­czas gdy świę­ty Fran­ci­szek pod­bi­jał dla Rzy­mu ser­ca pro­stacz­ków, świę­ty Do­mi­nik opa­no­wy­wał du­sze moż­nych i uczo­nych, wszyst­kie du­sze wy­ra­sta­ją­ce po­nad tłum. I czy­nił to z pa­sją, tra­wio­ny cu­dow­nym pło­mie­niem wia­ry i ener­gii, dzia­ła­jąc za po­mo­cą wszyst­kich moż­li­wych środ­ków. Ka­zał z am­bo­ny, wal­czył książ­ką, sto­so­wał ucisk po­li­cyj­ny i są­do­wy. Je­że­li nie był twór­cą in­kwi­zy­cji, to wy­ko­rzy­stał ją; jego ser­ce, prze­po­jo­ne mi­ło­ścią i sło­dy­czą, zwal­cza­ło schi­zmę ogniem i krwią. Ży­jąc wraz ze swy­mi mni­cha­mi w czy­sto­ści, ubó­stwie i po­słu­szeń­stwie, któ­re były naj­wyż­szy­mi cno­ta­mi w tych cza­sach py­chy i roz­wią­zło­ści, cho­dził od mia­sta do mia­sta, na­uczał bez­boż­nych, usi­ło­wał spro­wa­dzić ich na łono Ko­ścio­ła, a je­śli sło­wa nie wy­star­cza­ły, wy­da­wał ich Try­bu­na­łom Świę­tej In­kwi­zy­cji. Po­ry­wał się tak­że na na­ukę, chciał ją so­bie pod­po­rząd­ko­wać, ma­rzył, by w obro­nie Boga po­słu­gi­wać się ro­zu­mem i wie­dzą ludz­ką – przo­dek aniel­skie­go świę­te­go To­ma­sza, zwa­ne­go świa­tłem śre­dnio­wie­cza, któ­ry w swo­jej „Sum­mie” za­mknął wszyst­kie wia­do­mo­ści z dzie­dzi­ny psy­cho­lo­gii, lo­gi­ki, po­li­ty­ki i na­uki mo­ral­no­ści. I tak oto do­mi­ni­ka­nie za­peł­ni­li świat bro­niąc dok­try­ny Rzy­mu na słyn­nych ka­te­drach wszyst­kich kra­jów, zwal­cza­jąc pra­wie wszę­dzie du­cha swo­bo­dy na uni­wer­sy­te­tach, czuj­ni straż­ni­cy do­gma­tu, nie­zmor­do­wa­ni bu­dow­ni­czo­wie wiel­ko­ści pa­pie­ży, naj­po­tęż­niej­si z pra­cow­ni­ków sztu­ki, na­uki i li­te­ra­tu­ry, któ­rzy wznie­śli ol­brzy­mi gmach ka­to­li­cy­zmu, taki, jaki ist­nie­je jesz­cze dzi­siaj.

Ale dzi­siaj Piotr, któ­ry czuł, że gro­zi on za­wa­le­niem, ten gmach zbu­do­wa­ny z pia­sku i wap­na po wiecz­ne cza­sy, za­da­wał so­bie py­ta­nie, na co mo­gli się przy­dać ci pra­cow­ni­cy z in­nej epo­ki wraz z ich po­li­cją i try­bu­na­ła­mi uśmier­co­ny­mi nie­na­wi­ścią, wraz z ich sło­wem, któ­re­go nikt nie słu­chał, z ich książ­ka­mi, któ­rych nikt nie czy­tał, z ich skoń­czo­ną rolą uczo­nych i twór­ców cy­wi­li­za­cji – wo­bec wie­dzy współ­cze­snej, któ­rej praw­dy roz­sa­dza­ły do­gma­ty.

Sta­no­wią oni jesz­cze bez wąt­pie­nia wpły­wo­we i bo­ga­te zgro­ma­dze­nie, ale jak­że od­le­głe są cza­sy, gdy ge­ne­rał za­ko­nu do­mi­ni­ka­nów kró­lo­wał w Rzy­mie jako wład­ca świę­te­go pa­ła­cu, a w ca­łej Eu­ro­pie miał klasz­to­ry, szko­ły i pod­da­nych. Z tego bo­ga­te­go dzie­dzic­twa zo­sta­ła im tyl­ko pew­na ilość urzę­dów w ku­rii rzym­skiej, mię­dzy in­ny­mi sta­no­wi­sko se­kre­ta­rza Kon­gre­ga­cji In­dek­su, daw­ne­go od­dzia­łu Try­bu­na­łu In­kwi­zy­cji, któ­rej byli wszech­wład­ny­mi pa­na­mi.

Na­tych­miast wpro­wa­dzo­no Pio­tra do ojca Dan­ge­lis. Sala była ob­szer­na, pu­sta i bia­ła, za­la­na po­to­ka­mi słoń­ca. Znaj­do­wa­ły się tam tyl­ko stół, kil­ka ta­bo­re­tów i duży mie­dzia­ny kru­cy­fiks wi­szą­cy na ścia­nie. Obok sto­łu stał oj­ciec Dan­ge­lis, męż­czy­zna oko­ło pięć­dzie­siąt­ki, bar­dzo szczu­pły, udra­po­wa­ny w su­ro­wą sza­tę czar­no-bia­łą. W jego dłu­giej twa­rzy asce­ty, o wą­skich ustach, wą­skim no­sie i wą­skiej, zna­mio­nu­ją­cej upór bro­dzie, sza­re oczy mia­ły krę­pu­ją­cą nie­ru­cho­mość. Oka­zał się zresz­tą bar­dzo rze­czo­wy, bar­dzo pro­sty i rzekł z lo­do­wa­tą grzecz­no­ścią:

– Ksiądz Fro­ment, au­tor „No­we­go Rzy­mu”, nie­praw­daż? I usiadł na jed­nym z ta­bo­re­tów wska­zaw­szy dru­gi go­ścio­wi.

– Czy mogę wie­dzieć, jaki jest cel wi­zy­ty księ­dza?

Piotr mu­siał zno­wu tłu­ma­czyć się, bro­nić swej książ­ki. Przy­cho­dzi­ło mu to z tym więk­szym tru­dem, że sło­wa jego pa­da­ły wśród gro­bo­wo zim­nej ci­szy. Za­kon­nik słu­chał nie­ru­cho­my, z rę­ka­mi opar­ty­mi na ko­la­nach, utkwiw­szy w Pio­trze prze­ni­kli­we, ostre spoj­rze­nie. Gdy ksiądz za­milkł, oj­ciec Dan­ge­lis rzekł bez po­śpie­chu:

– Nie uwa­ża­łem za sto­sow­ne prze­ry­wać księ­dzu, ale nie po­wi­nie­nem był słu­chać tego wszyst­kie­go. Pro­ces już się roz­po­czął i żad­na siła ludz­ka nie zdo­ła wstrzy­mać jego bie­gu. Za­tem nie ro­zu­miem, cze­go ksiądz so­bie ży­czy?

– Ocze­ku­ję do­bro­ci i spra­wie­dli­wo­ści – wy­ją­kał drżą­cym gło­sem Piotr.

Bla­dy uśmiech, po­kor­ny i dum­ny za­ra­zem, wy­pły­nął na usta za­kon­ni­ka.

– Pro­szę się nie lę­kać. Bóg do­tych­czas za­wsze ra­czył mię oświe­cać w mych skrom­nych funk­cjach. Nie do mnie na­le­ży wy­da­wa­nie wy­ro­ku, je­stem tyl­ko urzęd­ni­kiem, któ­re­go za­da­nie po­le­ga na zbie­ra­niu i kla­sy­fi­ko­wa­niu do­ku­men­tów w związ­ku z tą lub inną spra­wą… Ich Emi­nen­cje, człon­ko­wie Kon­gre­ga­cji, wy­po­wie­dzą się na te­mat książ­ki księ­dza… Duch Świę­ty przyj­dzie im z po­mo­cą, księ­dzu nie po­zo­sta­nie nic in­ne­go, jak uko­rzyć się przed wy­ro­kiem, sko­ro zo­sta­nie opa­trzo­ny pod­pi­sem ojca świę­te­go.

Oj­ciec Dan­ge­lis za­milkł na­gle i wstał zmu­sza­jąc rów­nież Pio­tra do po­wsta­nia. A więc były to pra­wie te same sło­wa, któ­re mó­wił mon­si­gno­re For­na­ro, tyl­ko wy­po­wie­dzia­ne bez­względ­nie i rze­czo­wo, jak spo­koj­ne wy­zwa­nie. Wszę­dzie na­tra­fiał na tę samą, bez­i­mien­ną siłę, wspa­nia­le zor­ga­ni­zo­wa­ną ma­szy­nę, któ­rej po­szcze­gól­ne kół­ka nie chcą nic wie­dzieć o so­bie, a któ­ra miaż­dży. Dłu­go jesz­cze każą mu cho­dzić od jed­ne­go do dru­gie­go, ale nie od­naj­dzie nig­dy gło­wy, woli dzia­ła­ją­cej i ro­zu­mu­ją­cej. Po­zo­sta­wa­ło tyl­ko pod­dać się.

Mimo to za­nim opu­ścił klasz­tor, Piotr wpadł na po­mysł, aby jesz­cze raz wy­po­wie­dzieć na­zwi­sko mon­si­gno­ra Nani, któ­re­go wła­dzę za­czy­nał po­zna­wać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: