Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sabotażysta z Auschwitz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,00

Sabotażysta z Auschwitz - ebook

W 1943 roku angielski żołnierz Arthur Dodd dostał się w Afryce Północnej do niewoli i po pobycie w kilku kolejnych obozach jenieckich znalazł się ostatecznie w obozie na obrzeżach małego polskiego miasta. Spędził tam prawie dwa lata. Kiedy wojna się skończyła, próbował opowiedzieć o swoich doświadczeniach jenieckich, ale niezwykle trudno przychodziło mu opisać to, czego był świadkiem. Wkrótce okazało się, że niewiele osób mu uwierzy. Obóz znajdował się w pobliżu pięknego niewielkiego miasta niedaleko Krakowa, znanego jako Oświęcim. Niemcy nadali mu inną nazwę, która stała się synonimem najbardziej potwornych i najciemniejszych momentów w historii ludzkości.

Nazwali je Auschwitz.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-16447-5
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘ­KO­WA­NIA

Wydaw­nic­two pra­gnie podzię­ko­wać za udo­stęp­nie­nie foto­gra­fii Wie­ner Holo­caust Library oraz Natio­nal Archi­ves and Records Admi­ni­stra­tion.

Podzię­ko­wa­nia należą się Dun­ca­nowi Lit­tle, dzien­ni­ka­rzowi i bada­czowi, za wiele godzin spę­dzo­nych na prze­szu­ki­wa­niu archi­wów kra­jo­wych w celu zna­le­zie­nia istot­nych fak­tów potwier­dza­ją­cych opo­wieść Arthura Dodda.

Dzię­ku­jemy Natio­nal Archi­ves za udo­stęp­nie­nie ich reje­strów, ponad stu pięć­dzie­się­ciu kilo­me­trów rega­łów, w któ­rych znaj­duje się nie mniej niż dzie­więć milio­nów doku­men­tów.

Cho­ciaż doło­ży­li­śmy wszel­kich sta­rań, aby nawią­zać kon­takt ze wszyst­kimi wła­ści­cie­lami praw autor­skich, z góry prze­pra­szamy za wszel­kie nie­za­mie­rzone zanie­dba­nia i z przy­jem­no­ścią dołą­czymy odpo­wied­nie infor­ma­cje doty­czące firm lub osób fizycz­nych w każ­dym kolej­nym wyda­niu tej publi­ka­cji.PRO­LOG

Pociąg zatrzy­mał się, a prze­su­wane drzwi wagonu otwo­rzyły się z hur­go­tem. Około dwu­dzie­stu ludzi w środku unio­sło ręce, by osło­nić oczy przed bla­skiem słońca i zesko­czyło z progu wagonu. Przy­wi­tał ich chór straż­ni­ków Wehr­machtu ocze­ku­ją­cych na ich przy­by­cie. – _Bewe­gen sie! Bewe­gen! Schnell!_

Męż­czyźni, po kilku godzi­nach spę­dzo­nych w ciem­no­ści, powoli przy­zwy­cza­jali się do jasnego świa­tła dzien­nego i rozej­rzeli dookoła. Roz­ta­czała się przed nimi wizja wiej­skiej idylli. Po pra­wej stro­nie roz­cią­gały się łąki, a po lewej ujrzeli roman­tyczny mały zagaj­nik, ide­alne miej­sce dla zako­cha­nej pary.

W zasięgu wzroku nie było żad­nych fabryk, ani śladu prac budow­la­nych. Nic nie wska­zy­wało na obec­ność jakie­go­kol­wiek prze­my­słu. Poprzed­niej nocy prze­kro­czyli gra­nicę Nie­miec i domy­ślili się, że praw­do­po­dob­nie są teraz w oku­po­wa­nej Pol­sce. Pod­czas dys­ku­sji na temat nowej loka­li­za­cji, zgo­dzili się co do tego, że zostali przy­dzie­leni do pracy w gospo­dar­stwie rol­nym. Byłaby to dobra wia­do­mość – cze­kało ich mnó­stwo świe­żego powie­trza i owo­ców oraz warzyw.

Patrząc wzdłuż pociągu, Arthur dostrzegł bez­ładne sterty ubrań i butów leżą­cych obok torów. Były tam spodnie, koszule, spód­nice, nie­które bez wąt­pie­nia nale­żały do małych dzieci. Nie poświę­cił tej obser­wa­cji zbyt wiele czasu – naj­waż­niej­sze, że nie ziściły się jego naj­gor­sze obawy doty­czące kolej­nego etapu jeniec­kiej podróży.

Po krót­kim mar­szu zna­leźli się w obo­zie i jeśli Arthur czuł jakieś obawy, po przej­ściu przez bramę od razu się roz­wiały. Wewnątrz ogro­dze­nia znaj­do­wało się dzie­sięć drew­nia­nych bara­ków. Jeńcy zostali wpro­wa­dzeni do naj­bliż­szego i byli mile zasko­czeni wido­kiem suchego i czy­stego wnę­trza. Dal­sze docho­dze­nie ujaw­niło rury cen­tral­nego ogrze­wa­nia bie­gnące wzdłuż ścian baraku, bie­żącą cie­płą i zimną wodę w kra­nach nad umy­wal­kami oraz solidne łóżka pię­trowe, na któ­rych znaj­do­wały się czy­ste i porządne mate­race.

Przez następne dwa tygo­dnie męż­czyźni prze­by­wali w obo­zie, który – jak mieli nadzieję – będzie ich miej­scem zakwa­te­ro­wa­nia do końca wojny, a wio­sną 1943 roku nikt nie miał poję­cia, jak długo ona potrwa.

Tydzień póź­niej Arthur obu­dził się powoli, sły­sząc odgłosy straż­ni­ków kro­czą­cych cen­tral­nym kory­ta­rzem baraku, walą­cych w drzwi kara­bi­nami. W ciągu ostat­nich kilku dni liczba więź­niów bry­tyj­skich w obo­zie zwięk­szyła się z dwu­dzie­stu kilku do pra­wie dwu­stu. Jak dotych­czas nie przy­dzie­lano im żad­nej pracy i byli dość dobrze kar­mieni.

Straż­nicy uśmie­chali się i dobrze się bawili, ale nie było w tym nic przy­ja­znego. Działo się coś zło­wro­giego i jeńcy mieli się nie­ba­wem dowie­dzieć co.

– _Der Feier­tag endig! Arbe­iten sie jetzt!_

Tych, któ­rzy tro­chę znali nie­miecki, pytano co się dzieje. Arthur dowie­dział się że idą dziś do pracy. Wie­dząc, że ten moment nadej­dzie prę­dzej czy póź­niej, jeńcy wzru­szyli ramio­nami i wyszli przed barak.

Po utwo­rze­niu kolumny zostali wypro­wa­dzeni z obozu na polną drogę bie­gnącą przez las. Arthur wraz z kole­gami szedł z przodu. Po dro­dze natknęli się na grupę Ukra­inek kopią­cych rowy pod czuj­nym okiem kilku uzbro­jo­nych straż­ni­ków, trzy­ma­ją­cych w dło­niach zwi­nięte pej­cze. Strach i napię­cie w oczach kobiet były wręcz nama­calne. Wcze­śniej angiel­scy jeńcy prze­by­wali przez jakiś czas w Fara­sa­bri­nie we Wło­szech, a Arthur prze­ga­pił wów­czas dosko­nałą oka­zję do ucieczki. Zasta­na­wiał się teraz, jak bar­dzo przyj­dzie mu tego poża­ło­wać.

Kilka minut póź­niej dotarli do fabryki. Na pobo­czu zoba­czyli młodą dziew­czynę w wieku około pięt­na­stu lat, którą bru­tal­nie chło­stał pej­czem ofi­cer SS. Klę­czała bez­rad­nie przed nim, uka­zu­jąc nad­cią­ga­ją­cym jeń­com grozę nie­miec­kiego bestial­stwa. Włosy miała nie­chluj­nie krótko ostrzy­żone, a skórę głowy pokrytą bli­znami. Świeże rany zadane przez nie­miec­kiego eses­mana krwa­wiły, a małe strużki krwi pły­nęły z jej czoła na pod­bró­dek.

Była naga do pasa, a Arthur widział po jej ster­czą­cych żebrach i zapad­nię­tych policz­kach, że od dawna nie była wła­ści­wie kar­miona. Eses­man zatrzy­mał się na chwilę, żeby zła­pać oddech, a młoda dziew­czyna pod­nio­sła wzrok. Jej wiel­kie oczy bła­gały sady­stycz­nego potwora, by prze­stał ją kato­wać. Zaśmiał się gło­śno i krzyk­nął coś do dwóch straż­ni­ków sto­ją­cych obok, po czym znów zaczął bez­li­to­śnie okła­dać ją pej­czem po gło­wie i ramio­nach.

Dla nie­któ­rych bry­tyj­skich jeń­ców było to zbyt wiele. Jeden z żoł­nie­rzy klep­nął Arthura po ramie­niu i zro­bił krok do przodu. – Chodź­cie ze mną, chło­paki – powie­dział. – Trzeba dać nauczkę temu małemu dra­niowi!

Arthur i trzej inni poszli za nim w stronę ofi­cera SS. Arthur krzyk­nął, żeby zosta­wił dziew­czynę w spo­koju. Nie­przy­zwy­cza­jony do kwe­stio­no­wa­nia swo­jej wła­dzy ofi­cer przez chwilę wyglą­dał na zasko­czo­nego, ale po chwili prze­ło­żył pejcz do lewej dłoni i się­gnął po pisto­let. W tym samym cza­sie żoł­nierz Wehr­machtu pod­niósł kara­bin, wyce­lo­wał go w Angli­ków i krzyk­nął: – _Halt! Ich werde schießen!_

Tłu­ma­cze­nie nie było konieczne; gdyby zro­bili kolejny krok, ofi­cer by ich zastrze­lił. Pomię­dzy dwoma Niem­cami nie było czuć kole­żeń­stwa. Naj­wy­raź­niej żoł­nierz chciał ich ostrzec.

– _Zurück in der Schlange!_

Jeńcy zatrzy­mali się, a ofi­cer uśmiech­nął się do żoł­nie­rza z kara­bi­nem. Wciąż trzy­ma­jąc pisto­let w dłoni, pod­szedł do jeń­ców.

Ponie­waż to Arthur krzyk­nął, sta­nął przed nim i spoj­rzał mu chłodno w oczy. Ofi­cer był typem hitle­row­skiego, aryj­skiego ado­nisa: wysoki, przy­stojny, o blond wło­sach i sta­lowo-nie­bie­skich oczach. Arthur patrzył mu pro­sto w oczy. Jego wstręt do nazi­stów prze­wyż­szał strach, który go ogar­nął. Eses­man poki­wał głową z cynicz­nym uśmie­chem i cof­nął się.

– _Ein ande­rer Zeit_ – wyszep­tał do Arthura. „Innym razem”.

Arthur nie miał wąt­pli­wo­ści, że wkrótce się spo­tkają. Anglicy wró­cili z powro­tem do kolumny. Ponow­nie masze­ru­jąc, spoj­rzeli za sie­bie i zoba­czyli, że ich inter­wen­cja nie pomo­gła dziew­czy­nie. Ofi­cer bił ją teraz z więk­szą zacie­kło­ścią niż wcze­śniej. Arthur zaci­snął pię­ści i skrzy­wił się. Wie­dział, że jej jedyną zbrod­nią było bycie Żydówką. Nie zostało jej wiele życia.

Arthur obu­dził się nagle z krzy­kiem. Dygo­tał i cały był spo­cony. Znów ten kosz­mar! Kolejny z wielu, które mu się śniły od pra­wie czter­dzie­stu lat. Jego żona Olwen dawno już przy­zwy­cza­iła się do nagłych krzy­ków w nocy. Wstała bez słowa i zeszła na dół do kuchni. Kilka minut póź­niej wró­ciła z fili­żanką her­baty i kil­koma tablet­kami aspi­ryny. Przy­ło­żyła do jego czoła fla­nelę nasą­czoną octem i szep­nęła słowa pocie­sze­nia.

– Znowu ten sam stary kosz­mar, kocha­nie?

Arthur ski­nął głową, ale dla niego było to coś wię­cej niż zły sen. Prze­ży­wał na nowo zda­rze­nia, z któ­rymi do tej pory nie potra­fił się pogo­dzić.

W 1943 roku dostał się w Afryce Pół­noc­nej do nie­woli i po poby­cie w kilku kolej­nych obo­zach jeniec­kich zna­lazł się wresz­cie w obo­zie na obrze­żach małego pol­skiego mia­sta. Spę­dził tam pra­wie dwa lata. Kiedy wojna się skoń­czyła, pró­bo­wał opo­wie­dzieć o swo­ich doświad­cze­niach, ale nie­zwy­kle trudno przy­cho­dziło mu opi­sać to, co widział. W każ­dym razie zda­wał sobie sprawę, że nie­wiele osób mu uwie­rzy; nie było tam angiel­skich żoł­nie­rzy, tylko Żydzi.

Ale Arthur tam był. Obóz znaj­do­wał się w pobliżu pięk­nego nie­wiel­kiego mia­sta nie­da­leko Kra­kowa, zna­nego jako Oświę­cim. Niemcy nadali mu inną nazwę, która stała się syno­ni­mem naj­bar­dziej potwor­nych i naj­ciem­niej­szych momen­tów w histo­rii ludz­ko­ści.

Nazwali je Auschwitz.ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

Arthur Dodd uro­dził się i wycho­wał w dziel­nicy Castle w Nor­th­wich, małym mia­steczku w hrab­stwie Che­shire nad rzeką Weaver. Pierw­szy mąż jego matki zgi­nął w oko­pach Fran­cji pod­czas I wojny świa­to­wej, a ona tuż po zawie­sze­niu broni poślu­biła przy­szłego ojca Arthura, zawo­do­wego pod­ofi­cera pułku Che­shire. Arthur przy­szedł na świat 7 grud­nia 1919 roku.

Jego ojciec był suro­wym, peł­nym dystansu czło­wie­kiem. Wal­czył w woj­nie bur­skiej na prze­ło­mie wie­ków i jako sier­żant dostał się do nie­woli pod­czas I wojny świa­to­wej. Jako rodzic pre­fe­ro­wał wycho­wa­nie mili­tarne w stylu wik­to­riań­skim i w kon­se­kwen­cji nie spę­dzał zbyt wiele czasu z Arthu­rem i jego młod­szą sio­strą.

W wieku pięt­na­stu lat Arthur zakoń­czył szkolną edu­ka­cję i zatrud­nił się jako prak­ty­kant w Nor­th­wich Trans­port Com­pany. Tam nauczył się jeź­dzić samo­cho­dem i zaczął zgłę­biać taj­niki sil­nika spa­li­no­wego pod czuj­nym, przy­ja­znym okiem swo­jego szefa, Harolda Isher­wo­oda. Otrzy­my­wał wyna­gro­dze­nie w wyso­ko­ści dzie­się­ciu szy­lin­gów (pięć­dzie­siąt pen­sów) tygo­dniowo. Firma wyko­rzy­sty­wała samo­chód oso­bowy marki Ford, który słu­żył do trans­portu mecha­ni­ków do zepsu­tych cię­ża­ró­wek. Arthur zako­chał się w nim od pierw­szego wej­rze­nia. Wła­śnie w tym samo­cho­dzie nauczył się jeź­dzić, a we wnio­sku o wyda­nie prawa jazdy dodał sobie rok, by móc zdać egza­min na początku 1935 roku. Rok póź­niej skła­mał ponow­nie i otrzy­mał licen­cję na pro­wa­dze­nie samo­cho­dów cię­ża­ro­wych.

Wcze­sne dni pracy były dla Arthura praw­dziwą przy­jem­no­ścią. Harold zaprzy­jaź­nił się z chło­pa­kiem i czę­sto razem cho­dzili na ryby nad jeden z wielu sta­wów w hrab­stwie Che­shire. Zgod­nie z pra­wem Arthur powi­nien przez sie­dem lat ter­mi­no­wać i kiedy Harold otwo­rzył wła­sną firmę trans­por­tową w 1937 roku, zapro­po­no­wał mu dokoń­cze­nie ter­mi­no­wa­nia pod jego okiem.

Choć pro­po­zy­cja była kusząca, dzie­sięć szy­lin­gów tygo­dniowo nie pozwa­lało na utrzy­ma­nie miesz­ka­nia poza domem, więc Arthur musiał odmó­wić. Poza tym jego matka nie chciała, by zaj­mo­wał się trans­por­tem. W tam­tych cza­sach kie­rowca musiał sam znaj­do­wać sobie prze­syłki i spę­dzał poza domem nawet trzy tygo­dnie.

Pod nie­obec­ność Harolda Arthur szybko się znu­dził i zaczął szu­kać innej firmy, która mogłaby go przy­jąć. Gdy ukoń­czył osiem­na­ście lat, poznał świat zło­mia­rzy, zatrud­nia­jąc się jako kie­rowca sza­no­wa­nego lokal­nego przed­się­biorcy Jimmy’ego Caf­freya. Caf­frey miał tylko jedną cię­ża­rówkę, a więk­szość zle­ceń otrzy­my­wał od rady gminy Mid­dle­wich. W związku z tym Arthur wra­cał do domu co wie­czór na her­batkę i zara­biał pię­ciu fun­tów tygo­dniowo, co było wów­czas nie­małą kwotą.

Caf­frey był przy­zwo­itym czło­wie­kiem i czę­sto udo­stęp­niał swoją cię­ża­rówkę miej­sco­wym, któ­rzy wybie­rali się do szpi­tala Clat­ter­bridge w dys­tryk­cie Wir­ral. Za tę dodat­kową pracę pła­cił Arthu­rowi pięć szy­lin­gów, czyli połowę tego, co zara­biał w Nor­th­wich Trans­port Com­pany przez cały tydzień. Dla wielu cię­ża­rówka Caf­freya była jedy­nym środ­kiem trans­portu, któ­rym mogli dostać się do szpi­tala, aby odwie­dzić cho­rych krew­nych, ale nie odma­wiał też trans­portu tym, któ­rzy chcieli się wybrać na jed­no­dniową wycieczkę do mia­sta.

– Zabierz swoją mamę ze sobą – zwykł mawiać do Arthura. – Prze­jażdżka dobrze jej zrobi.

Pomimo hoj­no­ści i życz­li­wo­ści Caf­freya, pani Dodd na­dal była nie­za­do­wo­lona z pracy jaką wyko­ny­wał jej syn i osta­tecz­nie prze­ko­nała go, by zatrud­nił się w Weaver Navi­ga­tion Com­pany. Jego dzia­dek pły­wał bar­kami Salt Union po rzece, a jego wujek Jack był tam bry­ga­dzi­stą. Aby uszczę­śli­wić matkę, Arthur musiał porzu­cić uko­chaną pracę i zado­wo­lić się dużo niż­szymi zarob­kami. W WNC zaczy­nał od wyna­gro­dze­nia zale­d­wie jed­nej gwi­nei (jeden funt i pięć pen­sów) tygo­dniowo, w wieku dwu­dzie­stu jeden lat docho­dząc do trzy­dzie­stu ośmiu szy­lin­gów (jeden funt i dzie­więć­dzie­siąt pen­sów).

Więk­szość swo­ich zarob­ków prze­ka­zy­wał matce, tak jak to robił kiedy pra­co­wał dla Caf­freya, więc w rze­czy­wi­sto­ści to ona cier­piała z powodu jego niż­szych docho­dów. Uwa­żała jed­nak, że syn ma w WNC lep­sze per­spek­tywy zawo­dowe niż w fir­mie trans­por­to­wej.

Przez pierw­sze trzy mie­siące pra­co­wał w Weston Point w Run­corn, gdzie zaj­mo­wał się budową warsz­ta­tów garn­car­skich. Musiał codzien­nie dojeż­dżać do pracy dwa­dzie­ścia kilo­me­trów na sta­rym dam­skim rowe­rze, a gdy wiatr wiał mu w twarz, podróż trwała nawet pół­to­rej godziny. Doro­śli dosta­wali na koszty podróży dzie­więć pen­sów dzien­nie, ale Arthur nie skoń­czył jesz­cze dwu­dzie­stu jeden lat, otrzy­my­wał więc tylko sześć pen­sów. Jako że cena biletu w obie strony wyno­siła dzie­więć pen­sów, droga bie­gnąca z Run­corn do Nor­th­wich była zawsze pełna chłop­ców, któ­rzy dojeż­dżali rowe­rami do pracy i z powro­tem.

W 1938 roku sytu­acja w Niem­czech zaczęła wyglą­dać naprawdę groź­nie i wszy­scy roz­pra­wiali o kolej­nej woj­nie.

Hitler był już u wła­dzy od pię­ciu lat, gdy w marcu Niemcy zaanek­to­wali Austrię. Ned Beb­bing­ton, dobry kolega Arthura z WNC, posta­no­wił zacią­gnąć się do Armii Tery­to­rial­nej. Arthura zachę­cał do pój­ścia w jego ślady, ale matka sta­now­czo się temu sprze­ci­wiła. Prze­wi­du­jąc w nie­da­le­kiej przy­szło­ści wybuch wojny, wie­działa, że żoł­nie­rze tery­to­rialni będą pierw­szymi powo­ła­nymi i chciała zatrzy­mać swo­jego jedy­nego cen­nego syna w domu tak długo, jak to moż­liwe. (Traf chciał, że Ned został sier­żan­tem w pułku Che­shire i spę­dził całą wojnę jako szef kan­tyny w Irlan­dii Pół­noc­nej!).

Pod koniec lata 1938 roku Arthur odpro­wa­dzał w towa­rzy­stwie swo­jego bli­skiego przy­ja­ciela Alana Parksa do domu dwie dziew­czyny. Szli brze­giem rzeki w pobliżu Hart­ford.

– Chcę się zacią­gnąć do mary­narki wojen­nej, Arthur – oznaj­mił Alan. – Może też się zacią­gniesz?

Ala­nem powo­do­wał patrio­tyczny zapał ogar­nia­jący cały kraj, ale Arthur nie miał jesz­cze dwu­dzie­stu lat i wciąż potrze­bo­wał zgody matki, która po raz kolejny odmó­wiła. Wojna oka­zała się być tra­gicz­nym cza­sem dla rodziny Park­sów, gdyż zarówno Alan, jak i jego brat Geo­rge zgi­nęli. Alan stra­cił życie na pokła­dzie HMS „Repulse” w Sin­ga­pu­rze, pod­czas gdy Geo­rge zgi­nął pod­czas służby w RAF.

We wrze­śniu 1939 roku dzia­ła­nia rzą­dów Fran­cji i Wiel­kiej Bry­ta­nii były postrze­gane przez wielu jako ugo­dowe w sto­sunku do agre­syw­nych dzia­łań nazi­stow­skich Nie­miec. Hitle­rowi pozwo­lono bez żad­nego oporu zająć Kraj Sude­tów, zamiesz­kany przez mniej­szość nie­miecką region Cze­cho­sło­wa­cji.

W tym samym mie­siącu wyda­wało się, że Arthur nie weź­mie udziału w żad­nej woj­nie. Pew­nego dnia poma­gał w sli­po­wa­niu łodzi, kiedy jego lewa stopa utknęła mię­dzy jej dnem a rol­kami. Minęło kilka chwil, zanim pozo­stali człon­ko­wie bry­gady zdali sobie z tego sprawę, wsku­tek czego pra­wie urwało mu stopę; trzy­mała się nogi tylko ścię­gnami pod­bi­cia. Ścię­gno Achil­lesa zostało zerwane, a pięta poważ­nie oka­le­czona.

Stopę ura­to­wał przed ampu­ta­cją dok­tor Booth w szpi­talu w Nor­th­wich, ale oznaj­mił mu bez ogró­dek, że po zakoń­cze­niu dłu­giego i bole­snego pro­cesu reha­bi­li­ta­cji i tak przez resztę życia będzie inwa­lidą. Arthur codzien­nie cho­dził na bole­sną fizjo­te­ra­pię, aby roz­cią­gnąć ścię­gno Achil­lesa i móc cał­ko­wi­cie posta­wić piętę na ziemi. Cza­sami ból był nie do znie­sie­nia, ale w ciągu zale­d­wie sze­ściu tygo­dni zakres ruchów powięk­szył się do takiego stop­nia, że mógł powró­cić do pracy jako maga­zy­nier w skle­pach fir­mo­wych.

Latem 1939 roku, pomimo wielu ustępstw, Wielka Bry­ta­nia została jed­nak wcią­gnięta w wojnę. 1 wrze­śnia Niemcy zaata­ko­wały Pol­skę, demon­stru­jąc światu mor­der­czą sku­tecz­ność wojny bły­ska­wicz­nej. Nie było już miej­sca na nego­cja­cje. Hitler był gotowy na wojnę z Europą i rzu­cił ręka­wicę sprzy­mie­rzeń­com Pol­ski. Wielka Bry­ta­nia z dużym nie­po­ko­jem ją pod­nio­sła, wypo­wia­da­jąc wojnę III Rze­szy.

Dla Arthura pierw­sze mie­siące wojny były ogrom­nym roz­cza­ro­wa­niem, na doda­tek w lutym 1940 roku zmarła jego matka. Zara­ziła się grypą, która ogar­nęła kraj tej zimy i zmarła na zapa­le­nie opłuc­nej. Jedyną pocie­chą był fakt, że ode­szła z tego świata szczę­śliwa, myśląc, że Arthur nie weź­mie czyn­nego udziału w woj­nie.

Przez cały ten czas, z pomocą dra Bootha, pro­ces reha­bi­li­ta­cji Arthura trwał dalej. Arthur ni­gdy nie przy­jął do wia­do­mo­ści, że jego kalec­two jest trwałe. Kraj potrze­bo­wał ochot­ni­ków, a Arthur zna­lazł spo­sób, by dołą­czyć do armii. Jego lekarz oczy­wi­ście wie­dział, że nie ma szans na pozy­tywną opi­nię komi­sji lekar­skiej, ale chciał, by Arthur myślał pozy­tyw­nie.

– Szcze­rze mówiąc, może to tro­chę potrwać, Arthu­rze – powie­dział mu – ale może spró­bu­jesz szczę­ścia? Kraj może wkrótce potrze­bo­wać wielu mło­dych ochot­ni­ków.

W gabi­ne­cie lekar­skim zba­dał go spe­cja­li­sta orto­peda, dok­tor Hay, który uważ­nie obser­wo­wał Arthura, gdy ten roze­brał się do spode­nek i cho­dził ner­wowo po pokoju. Dr Hay doko­nał oceny i wrę­czył raport sze­fowi komi­sji lekar­skiej, wete­ra­nowi I wojny świa­to­wej, który nosił szkar­łatną wstęgę na piersi i miał sumia­ste siwe wąsy. Spoj­rzał na wyniki medyczne Arthura i powoli pokrę­cił głową.

– Przy­kro mi, chłop­cze – powie­dział – ale nie możemy cię przy­jąć. Dosta­łeś kate­go­rię B2 i oba­wiam się, że to nie wystar­czy.

Widząc bez­denną roz­pacz Arthura, na próżno pró­bo­wał go pocie­szyć.

– Słu­chaj, chłop­cze, to nie jest ocena osta­teczna. Może solid­nie weź­miesz się za reha­bi­li­ta­cję nogi i spró­bu­jesz za rok lub dwa?

Arthur spoj­rzał na pod­łogę i poki­wał głową w mil­cze­niu, po czym odwró­cił się. Już miał przejść przez drzwi wyj­ściowe, gdy ofi­cer zawo­łał go:

– Pocze­kaj chwilę, czy masz prawo jazdy?

Naj­wy­raź­niej robił wszystko, co mógł, aby pocie­szyć Arthura. Chło­pak odpo­wie­dział, że ma prawo jazdy na samo­chód cię­ża­rowy, a twarz ofi­cera roz­ja­śniła się w sze­ro­kim uśmie­chu.

– Cóż, chłop­cze, nie wiem, czy możemy dać ci kara­bin, ale możesz się przy­dać jako instruk­tor jazdy.

Zapew­nił Arthura na poże­gna­nie, że armia wkrótce się z nim skon­tak­tuje. Arthur był wnie­bo­wzięty. Będzie nosić mun­dur i słu­żyć kra­jowi! Uśmiech­nął się, myśląc o matce. Będzie słu­żyć w armii i na dokładkę kie­ro­wać samo­cho­dami! Matka byłaby wście­kła!

– Nie martw się, mamo – powie­dział do sie­bie. – Będę daleko od pola walki.ROZ­DZIAŁ DRUGI

Centrum Szko­le­nia Kie­row­ców Armii znaj­do­wało się przy Foun­dry Street w Whit­ting­ton Moor, nie­da­leko Che­ster­field. Kwa­te­ro­wało tam około 150 męż­czyzn. Kapral Saxby z pułku East Lan­ca­shire pro­wa­dził musz­trę, puł­kow­nik Cope był sze­fem mecha­ni­ków, a sier­żant Edwards pro­wa­dził szko­le­nie strze­lec­kie. Instruk­to­rami jazdy oprócz Arthura byli trzej eme­ry­to­wani lon­dyń­scy kie­rowcy auto­bu­sów, z któ­rych jed­nego nazy­wano Sier­żan­tem Pic­ke­tem. Pojaz­dami uży­wa­nymi do szko­le­nia były trzy­to­nowe cię­ża­rówki Albion WD.FT11N z napę­dem na obie osie. Pierw­szego dnia szko­le­nia Arthu­rowi pole­cono usta­wić się w kolejce z innymi kur­san­tami. Następ­nie został wepchnięty z pół tuzi­nem innych przy­szłych kie­row­ców do szo­ferki albiona, gdzie każdy z nich kolejno prze­cho­dził szko­le­nie. Więk­szość chło­pa­ków ni­gdy wcze­śniej nie pro­wa­dziła samo­chodu, a tym bar­dziej cię­ża­rówki. Jakimś cudem nikt nie zgi­nął pod­czas jazdy po placu manew­ro­wym, za co Arthur z całego serca podzię­ko­wał Panu pod koniec dnia.

Kiedy przy­szła jego kolej, pro­wa­dzący szko­le­nie od razu zorien­to­wał się, że Arthur zna się na rze­czy. Sier­żant Pic­ket rzu­cił mu prze­cią­głe spoj­rze­nie.

– Co umiesz jesz­cze pro­wa­dzić? – zapy­tał.

– Wszystko – odpo­wie­dział Arthur. – Sądzi­łem, że jestem tutaj by uczyć, a nie się szko­lić! – Pomyłka została szybko napra­wiona, a pod­czas roz­mowy z Pic­ke­tem oka­zało się, że został skie­ro­wany do Cen­trum Szko­le­nia, by uczyć mło­dych ofi­ce­rów pro­wa­dze­nia samo­cho­dów oso­bo­wych. W tym celu armia dostar­czyła sta­rego hum­bera snipe’a, ale Pic­ket oznaj­mił zasko­czo­nemu Arthu­rowi, że umie pro­wa­dzić tylko auto­bus.

– Żar­tu­jesz sobie! – powie­dział ze śmie­chem Arthur.

– Oba­wiam się, że nie – odpo­wie­dział Pic­ket. – Nauczy­łem się pro­wa­dzić lon­dyń­skie pię­trusy i ni­gdy nie mia­łem oka­zji pro­wa­dzić niczego innego. Nie wie­dział­bym od czego zacząć.

– Od początku – zażar­to­wał Arthur. Od dawna marzył, by zasiąść za kie­row­nicą snipe’a, więc szybko wyko­rzy­stał oka­zję. – Wiesz co, może ja cię nauczę? Jeśli potra­fisz pro­wa­dzić auto­bus, szybko nauczysz się pro­wa­dzić limu­zynę. Mogę szko­lić ofi­ce­rów w pro­wa­dze­niu hum­bera.

Zostali przy­ja­ciółmi.

Zaję­cia z musz­try odby­wała się codzien­nie i cho­ciaż Arthur był zwol­niony z ćwi­czeń fizycz­nych, dołą­czał ile­kroć mógł, by reali­zo­wać pro­gram reha­bi­li­ta­cji zale­cany przez dra Bootha. Wojna i wizja zbli­ża­ją­cego się nie­bez­pie­czeń­stwa nie opusz­czały rekru­tów, a wkrótce mieli zade­mon­stro­wać swoje nowo nabyte umie­jęt­no­ści na fron­tach na całym świe­cie, prze­wo­żąc broń i dostar­cza­jąc zaopa­trze­nie. Pro­blemy te jed­nak nie zaprzą­tały głowy Arthura. Pew­nie i tak spę­dzi wojnę w Peak District.

Mimo napię­cia zda­rzały się też chwile wesel­sze. Pew­nego razu kie­rowca kur­sant o nazwi­sku Wil­son kich­nął na para­dzie i wypluł sztuczną szczękę na pokryty żuż­lem plac musz­try. Kapral Saxby przez cały ranek był w fatal­nym nastroju, ale nawet on nie mógł powstrzy­mać się od śmie­chu.

– Wiem, że wszy­scy chce­cie dobrać się do Niem­ców – powie­dział, zwra­ca­jąc się do żoł­nie­rzy – ale wygląda na to, że Wil­son chciałby zato­pić w nich swoje kły!

Kom­pa­nia skrę­cała się ze śmie­chu, gdy Wil­son sta­rał się dopro­wa­dzić do porządku swoją pro­tezę.

W Whit­ting­ton ist­niało wiele róż­nych form roz­rywki, w tym regu­larne wizyty pew­nego nie­wi­do­mego wete­rana z lokal­nego klubu Legionu Bry­tyj­skiego, który oka­zał się mistrzem war­ca­bów. Wygry­wał z każ­dym, pod warun­kiem, że ochot­nik naj­pierw prze­ka­zał daro­wi­znę na fun­dusz klubu.

Po około mie­siącu Pic­ket został prze­wie­ziony do szpi­tala z sil­nymi bólami żołądka i po kilku dniach zmarł na zapa­le­nie otrzew­nej. W trak­cie szko­le­nia stał się bli­skim przy­ja­cie­lem Arthura, więc chło­paka bar­dzo to dotknęło. Jed­nak w całej Euro­pie działy się straszne rze­czy i musiał o tym zapo­mnieć. W momen­cie wybu­chu wojny w Wiel­kiej Bry­ta­nii bra­ko­wało wykwa­li­fi­ko­wa­nych kie­row­ców. Tylko sze­ściu ochot­ni­ków wysła­nych do Whit­ting­ton miało wcze­śniej oka­zję pro­wa­dzić samo­chód, a jesz­cze mniej kie­ro­wało cię­ża­rówką. W związku z tym umie­jęt­no­ści Arthura oka­zały się bar­dzo pożą­dane. Powie­dziano mu, że armia potrze­buje kie­row­ców cię­ża­ró­wek ochot­ni­ków, któ­rzy uda­dzą się do Fran­cji, by pomóc Bry­tyj­skim Siłom Eks­pe­dy­cyj­nym, które roz­pacz­li­wie wal­czą na kon­ty­nen­cie euro­pej­skim. Losy wojny poto­czyły się źle i Bry­tyj­czycy zostali zepchnięci do kanału La Man­che przez dywi­zje pan­cerne Wehr­machtu.

W kwiet­niu 1940 roku Niemcy zajęły Nor­we­gię i Danię, a mie­siąc póź­niej bry­tyj­ski pre­mier Neville Cham­ber­lain podał się do dymi­sji. Cham­ber­lain był zwo­len­ni­kiem poli­tyki appe­ase­mentu i po jej sro­mot­nym fia­sku musiał odejść. Utwo­rzono rząd koali­cyjny, a Win­ston Chur­chill został pre­mierem, ale sytu­acja we Fran­cji nie ule­gła popra­wie. Bel­gia bro­niła się dwa tygo­dnie i pod koniec maja wielu uwa­żało, że inwa­zja na połu­dniowe wybrzeże Anglii jest nie­uchronna. To były mroczne chwile.

W tym cza­sie abso­lut­nym prio­ry­te­tem dla War Office było ura­to­wa­nie jak naj­więk­szej liczby żoł­nie­rzy Kor­pusu Eks­pe­dy­cyj­nego. W poprzek kanału La Man­che wędro­wała chmara cywil­nych jach­tów, ratu­jąc tylu żoł­nie­rzy bry­tyj­skich, ile tylko mogła. Na fran­cu­skim wybrzeżu sytu­acja sta­wała się kry­tyczna. Siły eks­pe­dy­cyjne roz­pacz­li­wie potrze­bo­wały kie­row­ców, więc Arthur zgło­sił się na ochot­nika. W cza­sach kry­zysu jego nie­peł­no­spraw­ność oka­zała się nie­istotna. Póź­nym wie­czo­rem prze­wie­ziono go na połu­dnie i zakwa­te­ro­wano w dużym maga­zy­nie tek­styl­nym, w któ­rym spę­dził dwie noce. Nie miał naj­mniej­szego poję­cia gdzie jest. Dołą­czyli do niego żoł­nie­rze z róż­nych jed­no­stek sta­cjo­nu­ją­cych w całym kraju, a ich zewnętrzny wygląd prze­czył ner­wo­wemu nie­po­ko­jowi w ich ser­cach. Z kon­ty­nentu docie­rało nie­wiele wia­do­mo­ści lub nie było ich wcale – wszy­scy byli pra­wie cał­ko­wi­cie zależni od plo­tek i pogło­sek. Tej nocy sza­lone napię­cie dopro­wa­dziło do tra­ge­dii: jeden z żoł­nie­rzy cał­ko­wi­cie stra­cił pano­wa­nie nad sobą i zaczął strze­lać we wszyst­kich kie­run­kach. Trzech ludzi zostało tra­fio­nych, jeden z nich zmarł. Sza­le­niec został w końcu obez­wład­niony, ale incy­dent ten nie pomógł w uspo­ko­je­niu już zszar­ga­nych ner­wów, zwłasz­cza gdy nade­szła wia­do­mość, że za kilka godzin wyru­szają.

Prze­rzu­cono ich pocią­giem na wybrzeże, a męcząca podróż trwała ponad dwa dni. Ich wagon prze­ta­czano z jed­nej bocz­nicy na drugą, gdy poja­wiała się kolejna grupa ochot­ni­ków lub prze­pusz­czano pociągi o więk­szym prio­ry­te­cie. Póź­nym popo­łu­dniem dru­giego dnia pociąg zatrzy­mał się w por­cie, któ­rym był – jak przy­pusz­czał Arthur, choć ni­gdy tego nie potwier­dzono – Southamp­ton. Wsiadł na prom i zna­lazł się w towa­rzy­stwie ludzi z róż­nych puł­ków: arty­le­rzy­stów, sape­rów i żoł­nie­rzy róż­nych puł­ków pie­choty. Arthur roz­ma­wiał z wie­loma z nich, ale ni­gdy wię­cej ich już nie spo­tkał.

Około 5 czerwca 1940 roku wylą­do­wali na pustej plaży w St. Valery-en-Caux, 30 kilo­me­trów na zachód od Dieppe, wyraź­nie sły­sząc odgłosy pola bitwy. Bro­dzili w stronę brzegu, ale kiedy już do niego dotarli, nie mieli poję­cia co robić ani gdzie się zgło­sić – nie dowo­dził nimi żaden ofi­cer. W końcu pod­szedł do nich sier­żant nio­sący pod pachą pod­kładkę do pisa­nia z uchwy­tem na kartki, który pró­bo­wał stwa­rzać pozory porządku.

– Czy ktoś umie jeź­dzić na moto­cy­klu? – zapy­tał, wyraź­nie zakło­po­tany. Kiedy Arthur odpo­wie­dział twier­dząco, odniósł wra­że­nie, że była to pierw­sza dobra wia­do­mość, którą sier­żant sły­szał od wielu dni. Wciąż sto­jąc w wodzie, Arthur otrzy­mał przy­dział do służb kurier­skich.

Wspo­mnia­nym moto­cy­klem oka­zał się ariel o pojem­no­ści 350 cm3 ze zwi­sa­ją­cym na prze­wo­dach reflek­to­rem. Sier­żant wrę­czył mu prze­syłkę i wska­zał kie­ru­nek, w któ­rym powi­nien się udać. Arthur uru­cho­mił moto­cykl i od razu stwier­dził, że jest zatan­ko­wany pali­wem niskiej jako­ści, ma zamu­lony bak i bar­dzo nie­re­gu­lar­nie pra­cu­jący gaź­nik. Nada­wał się bar­dziej do pcha­nia niż do jeż­dże­nia.

Pro­stym sys­te­mem prze­ka­zy­wa­nia wia­do­mo­ści w ramach obszaru ope­ro­wa­nia pod­od­dzia­łów 51. Gór­skiej (High­land) Dywi­zji Pie­choty była grupa kurie­rów wysy­ła­nych w szta­fe­tach wzdłuż wybrzeża. W przy­padku Arthura wyglą­dało to tak, że jechał (lub pchał) moto­cykl wzdłuż wybrzeża, dopóki nie spo­tkał kuriera jadą­cego z prze­ciw­nej strony. Wymie­niali się wtedy prze­sył­kami i zawra­cali. Ten sam sys­tem dzia­łał wewnątrz trzy­ki­lo­me­tro­wego pasa tery­to­rium fran­cu­skiego, wciąż utrzy­my­wa­nego przez Bry­tyj­czy­ków. W trak­cie tych kur­sów Arthur widział resztki 51. Dywi­zji: zmal­tre­to­wa­nych, wykoń­czo­nych i zała­ma­nych żoł­nie­rzy oraz ofi­ce­rów. Cały czas nękały ich naloty Luft­waffe i nacie­ra­jące czołgi 7. Dywi­zji Pan­cer­nej Rom­mla. Bez­ładne grupy żoł­nie­rzy peł­zły powoli w kie­runku plaży w poszu­ki­wa­niu wytchnie­nia.

Został zatrzy­many przez jed­nego z ofi­ce­rów ocze­ku­ją­cych roz­ka­zów, ale nie mógł mu nic powie­dzieć; nie miał roz­ka­zów doty­czą­cych jego oddziału. Ofi­cer opo­wie­dział Arthu­rowi, że po wylą­do­wa­niu na fran­cu­skim wybrzeżu przez kilka tygo­dni pro­wa­dzili zacięte walki, ale ich dni były poli­czone. Arthur poje­chał w swoją stronę, myśląc „Jak to dobrze, że nie widzą tego ludzie po dru­giej stro­nie Kanału”. Bry­tyj­czycy nie mogliby po tym spo­koj­nie spać.

W miarę upływu dni odgłosy kano­nady arty­le­ryj­skiej zbli­żały się coraz bar­dziej. Wkrótce Rom­mel zepchnął armię bry­tyj­ską do morza. Nie­równe star­cie mię­dzy wyczer­paną 51. Dywi­zją Gór­ską, wspie­raną przez fran­cu­ski 9. Kor­pus Armijny a potężną nie­miecką 7. Dywi­zją Pan­cerną, 2. Dywi­zją Zmo­to­ry­zo­waną oraz 5. i 31. Dywi­zją Pie­choty zbli­żało się do nie­unik­nio­nego końca. Cię­żar nie­uchron­nej porażki wisiał nad Bry­tyj­czy­kami, drę­czo­nymi w odwro­cie przez prze­ra­ża­jące ataki bom­bow­ców nur­ku­ją­cych Stuka, zrzu­ca­ją­cych swoje śmier­cio­no­śne bomby, które eks­plo­do­wały na piasz­czy­stych wydmach plaż St. Valery, dzie­siąt­ku­jąc oddziały.

Gdy wycie samo­lo­tów sztur­mo­wych uci­chło w oddali, zastą­piły go bole­sne krzyki ciężko ran­nych lub umie­ra­ją­cych ludzi. Arthur stra­cił rachubę, ile razy zeska­ki­wał z motoru do rowu, gdy kolejny Stuka ata­ko­wał jego pozy­cję. Wła­śnie wtedy, gdy wyda­wało się, że nic gor­szego nie może ich spo­tkać, na kli­fach poja­wiła się nie­miecka pie­chota i rów­no­cze­śnie roz­po­czął się pre­cy­zyjny ostrzał arty­le­ryj­ski. W ostat­niej chwili przy­były wszel­kiego auto­ra­mentu okręty i łodzie, a żoł­nie­rze otrzy­mali roz­kaz, by pły­nąć w ich stronę. Było to 12 czerwca.

Więk­szość popły­nęła do naj­bliż­szych jed­no­stek, ale jako dobry pły­wak, Arthur posta­no­wił dotrzeć do holow­nika znaj­du­ją­cego się około 500 metrów od plaży. Doszedł do wnio­sku, że dalej od brzegu będzie miał więk­sze szanse na wej­ście na pokład. Prze­pły­nął przez gęsty olej pokry­wa­jący powierzch­nię morza, a kiedy w końcu dotarł do holow­nika, zoba­czył, że zwi­sa­jące z burt opony słu­żące za odbi­ja­cze są nim pokryte. Za każ­dym razem, gdy pró­bo­wał wyjść z wody, tra­cił przy­czep­ność i wpa­dał do niej z powro­tem. Pró­bo­wał gorącz­kowo, raz za razem, ale śli­ska powierzch­nia nie pozwa­lała na wcią­gnię­cie się na pokład. Czuł, że zaraz zemdleje z wyczer­pa­nia, pomy­ślał o swo­jej matce i przy­go­to­wał się na spo­tka­nie ze stwórcą.

„Już nie­długo, mamo, już nie­długo”.

Po raz kolejny ześli­zgnął się pod wodę i życie prze­le­ciało mu przed oczami. Nie­zli­czone obrazy z prze­szło­ści wyda­wały się bły­skać w jego umy­śle: rodzice, sio­stra, pastor z kościoła Świę­tej Trójcy, Harold Isher­wood, Jimmy Caf­frey, szkolni kole­dzy, człon­ko­wie chóru kościel­nego, sprze­dawca w skle­pie ze sprzę­tem węd­kar­skim. Poczuł, że po raz ostatni wypływa na powierzch­nię.

Ale nagle… coś nowego. Ktoś cią­gnął go za włosy i po chwili wynu­rzył się na powierzch­nię. Patrząc przez oczy pokryte ole­jem, zoba­czył niskiego, krę­pego męż­czy­znę w fil­co­wym kape­lu­szu. Wizja wyda­wała się absur­dalna, ale nie­zna­jomy naj­wy­raź­niej posta­no­wił ura­to­wać Arthu­rowi życie – nie był jed­nak w sta­nie w poje­dynkę wcią­gnąć go na pokład. Po chwili Arthur dostrzegł kolejną twarz, jakieś silne ramiona chwy­ciły go pod pachami i wcią­gnęły na pokład przez reling. Arthur zwy­mio­to­wał mor­ską wodą z ole­jem i patrzył w oszo­ło­mie­niu, jak jego wymio­ciny, czarne od oleju, spły­wają po jego nogach, a potem zemdlał.ROZ­DZIAŁ TRZECI

Arthur szczę­śli­wie wylą­do­wał w Rams­gate i szybko doszedł do sie­bie. Oprócz połknię­cia dużych ilo­ści oleju nic mu się nie stało. Przez pół­tora dnia tar­gały nim tor­sje, ale po dobrze prze­spa­nej nocy poczuł się o wiele lepiej.

Po bada­niu lekar­skim dołą­czył do żoł­nie­rza o imie­niu Per­kins i oby­dwaj zostali wysłani do Over­strand, nie­da­leko Cro­mer na wschod­nim wybrzeżu Anglii. Tam włą­czono ich w skład lokal­nej jed­nostki Home Guard i wrę­czono kara­bin Lewis pozba­wiony amu­ni­cji. Do 1935 roku lewis był stan­dar­do­wym lek­kim kara­binem maszy­no­wym armii bry­tyj­skiej, ale od tego czasu został zastą­piony bar­dziej uni­wer­sal­nym kara­binem maszy­no­wym Bren. Nad­wyżki armii zostały podzie­lone mię­dzy inne oddziały Home Guard. Po zała­do­wa­niu mógł strze­lać 550 poci­skami kali­bru 0,303 cala na minutę, ale w obec­nym sta­nie był jedy­nie deko­ra­cją. Miał jedy­nie spra­wiać na pilo­tach nie­miec­kich samo­lo­tów zwia­dow­czych wra­że­nie, że Wielka Bry­ta­nia w peł­nej goto­wo­ści czeka na inwa­zję, co było bar­dzo dale­kie od prawdy.

Po szczę­śli­wej ewa­ku­acji z Dun­kierki sytu­acja Wiel­kiej Bry­ta­nii w woj­nie nie ule­gła popra­wie. Do końca czerwca Niemcy zajęli Paryż, a Fran­cuzi wywie­sili białą flagę, zry­wa­jąc jed­no­cze­śnie sto­sunki dyplo­ma­tyczne z Anglią. Fran­cja nie doszła do sie­bie po gigan­tycz­nych stra­tach ponie­sio­nych dwie dekady wcze­śniej, kiedy na jej wła­snej ziemi zgi­nęło ponad trzy miliony Fran­cu­zów. Nie była też przy­go­to­wana psy­chicz­nie, eko­no­micz­nie ani mili­tar­nie na kolejną wojnę i Hitler o tym wie­dział. Cho­ciaż Chur­chill i jego mini­stro­wie na­dal wywie­rali nacisk na ame­ry­kań­ski rząd, licząc na pomoc finan­sową i dostawy uzbro­je­nia oraz surow­ców, Wielka Bry­ta­nia w razie inwa­zji musia­łaby sama bro­nić swo­ich brze­gów.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: