- promocja
Sabotażysta z Auschwitz - ebook
Sabotażysta z Auschwitz - ebook
W 1943 roku angielski żołnierz Arthur Dodd dostał się w Afryce Północnej do niewoli i po pobycie w kilku kolejnych obozach jenieckich znalazł się ostatecznie w obozie na obrzeżach małego polskiego miasta. Spędził tam prawie dwa lata. Kiedy wojna się skończyła, próbował opowiedzieć o swoich doświadczeniach jenieckich, ale niezwykle trudno przychodziło mu opisać to, czego był świadkiem. Wkrótce okazało się, że niewiele osób mu uwierzy. Obóz znajdował się w pobliżu pięknego niewielkiego miasta niedaleko Krakowa, znanego jako Oświęcim. Niemcy nadali mu inną nazwę, która stała się synonimem najbardziej potwornych i najciemniejszych momentów w historii ludzkości.
Nazwali je Auschwitz.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16447-5 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wydawnictwo pragnie podziękować za udostępnienie fotografii Wiener Holocaust Library oraz National Archives and Records Administration.
Podziękowania należą się Duncanowi Little, dziennikarzowi i badaczowi, za wiele godzin spędzonych na przeszukiwaniu archiwów krajowych w celu znalezienia istotnych faktów potwierdzających opowieść Arthura Dodda.
Dziękujemy National Archives za udostępnienie ich rejestrów, ponad stu pięćdziesięciu kilometrów regałów, w których znajduje się nie mniej niż dziewięć milionów dokumentów.
Chociaż dołożyliśmy wszelkich starań, aby nawiązać kontakt ze wszystkimi właścicielami praw autorskich, z góry przepraszamy za wszelkie niezamierzone zaniedbania i z przyjemnością dołączymy odpowiednie informacje dotyczące firm lub osób fizycznych w każdym kolejnym wydaniu tej publikacji.PROLOG
Pociąg zatrzymał się, a przesuwane drzwi wagonu otworzyły się z hurgotem. Około dwudziestu ludzi w środku uniosło ręce, by osłonić oczy przed blaskiem słońca i zeskoczyło z progu wagonu. Przywitał ich chór strażników Wehrmachtu oczekujących na ich przybycie. – _Bewegen sie! Bewegen! Schnell!_
Mężczyźni, po kilku godzinach spędzonych w ciemności, powoli przyzwyczajali się do jasnego światła dziennego i rozejrzeli dookoła. Roztaczała się przed nimi wizja wiejskiej idylli. Po prawej stronie rozciągały się łąki, a po lewej ujrzeli romantyczny mały zagajnik, idealne miejsce dla zakochanej pary.
W zasięgu wzroku nie było żadnych fabryk, ani śladu prac budowlanych. Nic nie wskazywało na obecność jakiegokolwiek przemysłu. Poprzedniej nocy przekroczyli granicę Niemiec i domyślili się, że prawdopodobnie są teraz w okupowanej Polsce. Podczas dyskusji na temat nowej lokalizacji, zgodzili się co do tego, że zostali przydzieleni do pracy w gospodarstwie rolnym. Byłaby to dobra wiadomość – czekało ich mnóstwo świeżego powietrza i owoców oraz warzyw.
Patrząc wzdłuż pociągu, Arthur dostrzegł bezładne sterty ubrań i butów leżących obok torów. Były tam spodnie, koszule, spódnice, niektóre bez wątpienia należały do małych dzieci. Nie poświęcił tej obserwacji zbyt wiele czasu – najważniejsze, że nie ziściły się jego najgorsze obawy dotyczące kolejnego etapu jenieckiej podróży.
Po krótkim marszu znaleźli się w obozie i jeśli Arthur czuł jakieś obawy, po przejściu przez bramę od razu się rozwiały. Wewnątrz ogrodzenia znajdowało się dziesięć drewnianych baraków. Jeńcy zostali wprowadzeni do najbliższego i byli mile zaskoczeni widokiem suchego i czystego wnętrza. Dalsze dochodzenie ujawniło rury centralnego ogrzewania biegnące wzdłuż ścian baraku, bieżącą ciepłą i zimną wodę w kranach nad umywalkami oraz solidne łóżka piętrowe, na których znajdowały się czyste i porządne materace.
Przez następne dwa tygodnie mężczyźni przebywali w obozie, który – jak mieli nadzieję – będzie ich miejscem zakwaterowania do końca wojny, a wiosną 1943 roku nikt nie miał pojęcia, jak długo ona potrwa.
Tydzień później Arthur obudził się powoli, słysząc odgłosy strażników kroczących centralnym korytarzem baraku, walących w drzwi karabinami. W ciągu ostatnich kilku dni liczba więźniów brytyjskich w obozie zwiększyła się z dwudziestu kilku do prawie dwustu. Jak dotychczas nie przydzielano im żadnej pracy i byli dość dobrze karmieni.
Strażnicy uśmiechali się i dobrze się bawili, ale nie było w tym nic przyjaznego. Działo się coś złowrogiego i jeńcy mieli się niebawem dowiedzieć co.
– _Der Feiertag endig! Arbeiten sie jetzt!_
Tych, którzy trochę znali niemiecki, pytano co się dzieje. Arthur dowiedział się że idą dziś do pracy. Wiedząc, że ten moment nadejdzie prędzej czy później, jeńcy wzruszyli ramionami i wyszli przed barak.
Po utworzeniu kolumny zostali wyprowadzeni z obozu na polną drogę biegnącą przez las. Arthur wraz z kolegami szedł z przodu. Po drodze natknęli się na grupę Ukrainek kopiących rowy pod czujnym okiem kilku uzbrojonych strażników, trzymających w dłoniach zwinięte pejcze. Strach i napięcie w oczach kobiet były wręcz namacalne. Wcześniej angielscy jeńcy przebywali przez jakiś czas w Farasabrinie we Włoszech, a Arthur przegapił wówczas doskonałą okazję do ucieczki. Zastanawiał się teraz, jak bardzo przyjdzie mu tego pożałować.
Kilka minut później dotarli do fabryki. Na poboczu zobaczyli młodą dziewczynę w wieku około piętnastu lat, którą brutalnie chłostał pejczem oficer SS. Klęczała bezradnie przed nim, ukazując nadciągającym jeńcom grozę niemieckiego bestialstwa. Włosy miała niechlujnie krótko ostrzyżone, a skórę głowy pokrytą bliznami. Świeże rany zadane przez niemieckiego esesmana krwawiły, a małe strużki krwi płynęły z jej czoła na podbródek.
Była naga do pasa, a Arthur widział po jej sterczących żebrach i zapadniętych policzkach, że od dawna nie była właściwie karmiona. Esesman zatrzymał się na chwilę, żeby złapać oddech, a młoda dziewczyna podniosła wzrok. Jej wielkie oczy błagały sadystycznego potwora, by przestał ją katować. Zaśmiał się głośno i krzyknął coś do dwóch strażników stojących obok, po czym znów zaczął bezlitośnie okładać ją pejczem po głowie i ramionach.
Dla niektórych brytyjskich jeńców było to zbyt wiele. Jeden z żołnierzy klepnął Arthura po ramieniu i zrobił krok do przodu. – Chodźcie ze mną, chłopaki – powiedział. – Trzeba dać nauczkę temu małemu draniowi!
Arthur i trzej inni poszli za nim w stronę oficera SS. Arthur krzyknął, żeby zostawił dziewczynę w spokoju. Nieprzyzwyczajony do kwestionowania swojej władzy oficer przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili przełożył pejcz do lewej dłoni i sięgnął po pistolet. W tym samym czasie żołnierz Wehrmachtu podniósł karabin, wycelował go w Anglików i krzyknął: – _Halt! Ich werde schießen!_
Tłumaczenie nie było konieczne; gdyby zrobili kolejny krok, oficer by ich zastrzelił. Pomiędzy dwoma Niemcami nie było czuć koleżeństwa. Najwyraźniej żołnierz chciał ich ostrzec.
– _Zurück in der Schlange!_
Jeńcy zatrzymali się, a oficer uśmiechnął się do żołnierza z karabinem. Wciąż trzymając pistolet w dłoni, podszedł do jeńców.
Ponieważ to Arthur krzyknął, stanął przed nim i spojrzał mu chłodno w oczy. Oficer był typem hitlerowskiego, aryjskiego adonisa: wysoki, przystojny, o blond włosach i stalowo-niebieskich oczach. Arthur patrzył mu prosto w oczy. Jego wstręt do nazistów przewyższał strach, który go ogarnął. Esesman pokiwał głową z cynicznym uśmiechem i cofnął się.
– _Ein anderer Zeit_ – wyszeptał do Arthura. „Innym razem”.
Arthur nie miał wątpliwości, że wkrótce się spotkają. Anglicy wrócili z powrotem do kolumny. Ponownie maszerując, spojrzeli za siebie i zobaczyli, że ich interwencja nie pomogła dziewczynie. Oficer bił ją teraz z większą zaciekłością niż wcześniej. Arthur zacisnął pięści i skrzywił się. Wiedział, że jej jedyną zbrodnią było bycie Żydówką. Nie zostało jej wiele życia.
Arthur obudził się nagle z krzykiem. Dygotał i cały był spocony. Znów ten koszmar! Kolejny z wielu, które mu się śniły od prawie czterdziestu lat. Jego żona Olwen dawno już przyzwyczaiła się do nagłych krzyków w nocy. Wstała bez słowa i zeszła na dół do kuchni. Kilka minut później wróciła z filiżanką herbaty i kilkoma tabletkami aspiryny. Przyłożyła do jego czoła flanelę nasączoną octem i szepnęła słowa pocieszenia.
– Znowu ten sam stary koszmar, kochanie?
Arthur skinął głową, ale dla niego było to coś więcej niż zły sen. Przeżywał na nowo zdarzenia, z którymi do tej pory nie potrafił się pogodzić.
W 1943 roku dostał się w Afryce Północnej do niewoli i po pobycie w kilku kolejnych obozach jenieckich znalazł się wreszcie w obozie na obrzeżach małego polskiego miasta. Spędził tam prawie dwa lata. Kiedy wojna się skończyła, próbował opowiedzieć o swoich doświadczeniach, ale niezwykle trudno przychodziło mu opisać to, co widział. W każdym razie zdawał sobie sprawę, że niewiele osób mu uwierzy; nie było tam angielskich żołnierzy, tylko Żydzi.
Ale Arthur tam był. Obóz znajdował się w pobliżu pięknego niewielkiego miasta niedaleko Krakowa, znanego jako Oświęcim. Niemcy nadali mu inną nazwę, która stała się synonimem najbardziej potwornych i najciemniejszych momentów w historii ludzkości.
Nazwali je Auschwitz.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Arthur Dodd urodził się i wychował w dzielnicy Castle w Northwich, małym miasteczku w hrabstwie Cheshire nad rzeką Weaver. Pierwszy mąż jego matki zginął w okopach Francji podczas I wojny światowej, a ona tuż po zawieszeniu broni poślubiła przyszłego ojca Arthura, zawodowego podoficera pułku Cheshire. Arthur przyszedł na świat 7 grudnia 1919 roku.
Jego ojciec był surowym, pełnym dystansu człowiekiem. Walczył w wojnie burskiej na przełomie wieków i jako sierżant dostał się do niewoli podczas I wojny światowej. Jako rodzic preferował wychowanie militarne w stylu wiktoriańskim i w konsekwencji nie spędzał zbyt wiele czasu z Arthurem i jego młodszą siostrą.
W wieku piętnastu lat Arthur zakończył szkolną edukację i zatrudnił się jako praktykant w Northwich Transport Company. Tam nauczył się jeździć samochodem i zaczął zgłębiać tajniki silnika spalinowego pod czujnym, przyjaznym okiem swojego szefa, Harolda Isherwooda. Otrzymywał wynagrodzenie w wysokości dziesięciu szylingów (pięćdziesiąt pensów) tygodniowo. Firma wykorzystywała samochód osobowy marki Ford, który służył do transportu mechaników do zepsutych ciężarówek. Arthur zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia. Właśnie w tym samochodzie nauczył się jeździć, a we wniosku o wydanie prawa jazdy dodał sobie rok, by móc zdać egzamin na początku 1935 roku. Rok później skłamał ponownie i otrzymał licencję na prowadzenie samochodów ciężarowych.
Wczesne dni pracy były dla Arthura prawdziwą przyjemnością. Harold zaprzyjaźnił się z chłopakiem i często razem chodzili na ryby nad jeden z wielu stawów w hrabstwie Cheshire. Zgodnie z prawem Arthur powinien przez siedem lat terminować i kiedy Harold otworzył własną firmę transportową w 1937 roku, zaproponował mu dokończenie terminowania pod jego okiem.
Choć propozycja była kusząca, dziesięć szylingów tygodniowo nie pozwalało na utrzymanie mieszkania poza domem, więc Arthur musiał odmówić. Poza tym jego matka nie chciała, by zajmował się transportem. W tamtych czasach kierowca musiał sam znajdować sobie przesyłki i spędzał poza domem nawet trzy tygodnie.
Pod nieobecność Harolda Arthur szybko się znudził i zaczął szukać innej firmy, która mogłaby go przyjąć. Gdy ukończył osiemnaście lat, poznał świat złomiarzy, zatrudniając się jako kierowca szanowanego lokalnego przedsiębiorcy Jimmy’ego Caffreya. Caffrey miał tylko jedną ciężarówkę, a większość zleceń otrzymywał od rady gminy Middlewich. W związku z tym Arthur wracał do domu co wieczór na herbatkę i zarabiał pięciu funtów tygodniowo, co było wówczas niemałą kwotą.
Caffrey był przyzwoitym człowiekiem i często udostępniał swoją ciężarówkę miejscowym, którzy wybierali się do szpitala Clatterbridge w dystrykcie Wirral. Za tę dodatkową pracę płacił Arthurowi pięć szylingów, czyli połowę tego, co zarabiał w Northwich Transport Company przez cały tydzień. Dla wielu ciężarówka Caffreya była jedynym środkiem transportu, którym mogli dostać się do szpitala, aby odwiedzić chorych krewnych, ale nie odmawiał też transportu tym, którzy chcieli się wybrać na jednodniową wycieczkę do miasta.
– Zabierz swoją mamę ze sobą – zwykł mawiać do Arthura. – Przejażdżka dobrze jej zrobi.
Pomimo hojności i życzliwości Caffreya, pani Dodd nadal była niezadowolona z pracy jaką wykonywał jej syn i ostatecznie przekonała go, by zatrudnił się w Weaver Navigation Company. Jego dziadek pływał barkami Salt Union po rzece, a jego wujek Jack był tam brygadzistą. Aby uszczęśliwić matkę, Arthur musiał porzucić ukochaną pracę i zadowolić się dużo niższymi zarobkami. W WNC zaczynał od wynagrodzenia zaledwie jednej gwinei (jeden funt i pięć pensów) tygodniowo, w wieku dwudziestu jeden lat dochodząc do trzydziestu ośmiu szylingów (jeden funt i dziewięćdziesiąt pensów).
Większość swoich zarobków przekazywał matce, tak jak to robił kiedy pracował dla Caffreya, więc w rzeczywistości to ona cierpiała z powodu jego niższych dochodów. Uważała jednak, że syn ma w WNC lepsze perspektywy zawodowe niż w firmie transportowej.
Przez pierwsze trzy miesiące pracował w Weston Point w Runcorn, gdzie zajmował się budową warsztatów garncarskich. Musiał codziennie dojeżdżać do pracy dwadzieścia kilometrów na starym damskim rowerze, a gdy wiatr wiał mu w twarz, podróż trwała nawet półtorej godziny. Dorośli dostawali na koszty podróży dziewięć pensów dziennie, ale Arthur nie skończył jeszcze dwudziestu jeden lat, otrzymywał więc tylko sześć pensów. Jako że cena biletu w obie strony wynosiła dziewięć pensów, droga biegnąca z Runcorn do Northwich była zawsze pełna chłopców, którzy dojeżdżali rowerami do pracy i z powrotem.
W 1938 roku sytuacja w Niemczech zaczęła wyglądać naprawdę groźnie i wszyscy rozprawiali o kolejnej wojnie.
Hitler był już u władzy od pięciu lat, gdy w marcu Niemcy zaanektowali Austrię. Ned Bebbington, dobry kolega Arthura z WNC, postanowił zaciągnąć się do Armii Terytorialnej. Arthura zachęcał do pójścia w jego ślady, ale matka stanowczo się temu sprzeciwiła. Przewidując w niedalekiej przyszłości wybuch wojny, wiedziała, że żołnierze terytorialni będą pierwszymi powołanymi i chciała zatrzymać swojego jedynego cennego syna w domu tak długo, jak to możliwe. (Traf chciał, że Ned został sierżantem w pułku Cheshire i spędził całą wojnę jako szef kantyny w Irlandii Północnej!).
Pod koniec lata 1938 roku Arthur odprowadzał w towarzystwie swojego bliskiego przyjaciela Alana Parksa do domu dwie dziewczyny. Szli brzegiem rzeki w pobliżu Hartford.
– Chcę się zaciągnąć do marynarki wojennej, Arthur – oznajmił Alan. – Może też się zaciągniesz?
Alanem powodował patriotyczny zapał ogarniający cały kraj, ale Arthur nie miał jeszcze dwudziestu lat i wciąż potrzebował zgody matki, która po raz kolejny odmówiła. Wojna okazała się być tragicznym czasem dla rodziny Parksów, gdyż zarówno Alan, jak i jego brat George zginęli. Alan stracił życie na pokładzie HMS „Repulse” w Singapurze, podczas gdy George zginął podczas służby w RAF.
We wrześniu 1939 roku działania rządów Francji i Wielkiej Brytanii były postrzegane przez wielu jako ugodowe w stosunku do agresywnych działań nazistowskich Niemiec. Hitlerowi pozwolono bez żadnego oporu zająć Kraj Sudetów, zamieszkany przez mniejszość niemiecką region Czechosłowacji.
W tym samym miesiącu wydawało się, że Arthur nie weźmie udziału w żadnej wojnie. Pewnego dnia pomagał w slipowaniu łodzi, kiedy jego lewa stopa utknęła między jej dnem a rolkami. Minęło kilka chwil, zanim pozostali członkowie brygady zdali sobie z tego sprawę, wskutek czego prawie urwało mu stopę; trzymała się nogi tylko ścięgnami podbicia. Ścięgno Achillesa zostało zerwane, a pięta poważnie okaleczona.
Stopę uratował przed amputacją doktor Booth w szpitalu w Northwich, ale oznajmił mu bez ogródek, że po zakończeniu długiego i bolesnego procesu rehabilitacji i tak przez resztę życia będzie inwalidą. Arthur codziennie chodził na bolesną fizjoterapię, aby rozciągnąć ścięgno Achillesa i móc całkowicie postawić piętę na ziemi. Czasami ból był nie do zniesienia, ale w ciągu zaledwie sześciu tygodni zakres ruchów powiększył się do takiego stopnia, że mógł powrócić do pracy jako magazynier w sklepach firmowych.
Latem 1939 roku, pomimo wielu ustępstw, Wielka Brytania została jednak wciągnięta w wojnę. 1 września Niemcy zaatakowały Polskę, demonstrując światu morderczą skuteczność wojny błyskawicznej. Nie było już miejsca na negocjacje. Hitler był gotowy na wojnę z Europą i rzucił rękawicę sprzymierzeńcom Polski. Wielka Brytania z dużym niepokojem ją podniosła, wypowiadając wojnę III Rzeszy.
Dla Arthura pierwsze miesiące wojny były ogromnym rozczarowaniem, na dodatek w lutym 1940 roku zmarła jego matka. Zaraziła się grypą, która ogarnęła kraj tej zimy i zmarła na zapalenie opłucnej. Jedyną pociechą był fakt, że odeszła z tego świata szczęśliwa, myśląc, że Arthur nie weźmie czynnego udziału w wojnie.
Przez cały ten czas, z pomocą dra Bootha, proces rehabilitacji Arthura trwał dalej. Arthur nigdy nie przyjął do wiadomości, że jego kalectwo jest trwałe. Kraj potrzebował ochotników, a Arthur znalazł sposób, by dołączyć do armii. Jego lekarz oczywiście wiedział, że nie ma szans na pozytywną opinię komisji lekarskiej, ale chciał, by Arthur myślał pozytywnie.
– Szczerze mówiąc, może to trochę potrwać, Arthurze – powiedział mu – ale może spróbujesz szczęścia? Kraj może wkrótce potrzebować wielu młodych ochotników.
W gabinecie lekarskim zbadał go specjalista ortopeda, doktor Hay, który uważnie obserwował Arthura, gdy ten rozebrał się do spodenek i chodził nerwowo po pokoju. Dr Hay dokonał oceny i wręczył raport szefowi komisji lekarskiej, weteranowi I wojny światowej, który nosił szkarłatną wstęgę na piersi i miał sumiaste siwe wąsy. Spojrzał na wyniki medyczne Arthura i powoli pokręcił głową.
– Przykro mi, chłopcze – powiedział – ale nie możemy cię przyjąć. Dostałeś kategorię B2 i obawiam się, że to nie wystarczy.
Widząc bezdenną rozpacz Arthura, na próżno próbował go pocieszyć.
– Słuchaj, chłopcze, to nie jest ocena ostateczna. Może solidnie weźmiesz się za rehabilitację nogi i spróbujesz za rok lub dwa?
Arthur spojrzał na podłogę i pokiwał głową w milczeniu, po czym odwrócił się. Już miał przejść przez drzwi wyjściowe, gdy oficer zawołał go:
– Poczekaj chwilę, czy masz prawo jazdy?
Najwyraźniej robił wszystko, co mógł, aby pocieszyć Arthura. Chłopak odpowiedział, że ma prawo jazdy na samochód ciężarowy, a twarz oficera rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
– Cóż, chłopcze, nie wiem, czy możemy dać ci karabin, ale możesz się przydać jako instruktor jazdy.
Zapewnił Arthura na pożegnanie, że armia wkrótce się z nim skontaktuje. Arthur był wniebowzięty. Będzie nosić mundur i służyć krajowi! Uśmiechnął się, myśląc o matce. Będzie służyć w armii i na dokładkę kierować samochodami! Matka byłaby wściekła!
– Nie martw się, mamo – powiedział do siebie. – Będę daleko od pola walki.ROZDZIAŁ DRUGI
Centrum Szkolenia Kierowców Armii znajdowało się przy Foundry Street w Whittington Moor, niedaleko Chesterfield. Kwaterowało tam około 150 mężczyzn. Kapral Saxby z pułku East Lancashire prowadził musztrę, pułkownik Cope był szefem mechaników, a sierżant Edwards prowadził szkolenie strzeleckie. Instruktorami jazdy oprócz Arthura byli trzej emerytowani londyńscy kierowcy autobusów, z których jednego nazywano Sierżantem Picketem. Pojazdami używanymi do szkolenia były trzytonowe ciężarówki Albion WD.FT11N z napędem na obie osie. Pierwszego dnia szkolenia Arthurowi polecono ustawić się w kolejce z innymi kursantami. Następnie został wepchnięty z pół tuzinem innych przyszłych kierowców do szoferki albiona, gdzie każdy z nich kolejno przechodził szkolenie. Większość chłopaków nigdy wcześniej nie prowadziła samochodu, a tym bardziej ciężarówki. Jakimś cudem nikt nie zginął podczas jazdy po placu manewrowym, za co Arthur z całego serca podziękował Panu pod koniec dnia.
Kiedy przyszła jego kolej, prowadzący szkolenie od razu zorientował się, że Arthur zna się na rzeczy. Sierżant Picket rzucił mu przeciągłe spojrzenie.
– Co umiesz jeszcze prowadzić? – zapytał.
– Wszystko – odpowiedział Arthur. – Sądziłem, że jestem tutaj by uczyć, a nie się szkolić! – Pomyłka została szybko naprawiona, a podczas rozmowy z Picketem okazało się, że został skierowany do Centrum Szkolenia, by uczyć młodych oficerów prowadzenia samochodów osobowych. W tym celu armia dostarczyła starego humbera snipe’a, ale Picket oznajmił zaskoczonemu Arthurowi, że umie prowadzić tylko autobus.
– Żartujesz sobie! – powiedział ze śmiechem Arthur.
– Obawiam się, że nie – odpowiedział Picket. – Nauczyłem się prowadzić londyńskie piętrusy i nigdy nie miałem okazji prowadzić niczego innego. Nie wiedziałbym od czego zacząć.
– Od początku – zażartował Arthur. Od dawna marzył, by zasiąść za kierownicą snipe’a, więc szybko wykorzystał okazję. – Wiesz co, może ja cię nauczę? Jeśli potrafisz prowadzić autobus, szybko nauczysz się prowadzić limuzynę. Mogę szkolić oficerów w prowadzeniu humbera.
Zostali przyjaciółmi.
Zajęcia z musztry odbywała się codziennie i chociaż Arthur był zwolniony z ćwiczeń fizycznych, dołączał ilekroć mógł, by realizować program rehabilitacji zalecany przez dra Bootha. Wojna i wizja zbliżającego się niebezpieczeństwa nie opuszczały rekrutów, a wkrótce mieli zademonstrować swoje nowo nabyte umiejętności na frontach na całym świecie, przewożąc broń i dostarczając zaopatrzenie. Problemy te jednak nie zaprzątały głowy Arthura. Pewnie i tak spędzi wojnę w Peak District.
Mimo napięcia zdarzały się też chwile weselsze. Pewnego razu kierowca kursant o nazwisku Wilson kichnął na paradzie i wypluł sztuczną szczękę na pokryty żużlem plac musztry. Kapral Saxby przez cały ranek był w fatalnym nastroju, ale nawet on nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
– Wiem, że wszyscy chcecie dobrać się do Niemców – powiedział, zwracając się do żołnierzy – ale wygląda na to, że Wilson chciałby zatopić w nich swoje kły!
Kompania skręcała się ze śmiechu, gdy Wilson starał się doprowadzić do porządku swoją protezę.
W Whittington istniało wiele różnych form rozrywki, w tym regularne wizyty pewnego niewidomego weterana z lokalnego klubu Legionu Brytyjskiego, który okazał się mistrzem warcabów. Wygrywał z każdym, pod warunkiem, że ochotnik najpierw przekazał darowiznę na fundusz klubu.
Po około miesiącu Picket został przewieziony do szpitala z silnymi bólami żołądka i po kilku dniach zmarł na zapalenie otrzewnej. W trakcie szkolenia stał się bliskim przyjacielem Arthura, więc chłopaka bardzo to dotknęło. Jednak w całej Europie działy się straszne rzeczy i musiał o tym zapomnieć. W momencie wybuchu wojny w Wielkiej Brytanii brakowało wykwalifikowanych kierowców. Tylko sześciu ochotników wysłanych do Whittington miało wcześniej okazję prowadzić samochód, a jeszcze mniej kierowało ciężarówką. W związku z tym umiejętności Arthura okazały się bardzo pożądane. Powiedziano mu, że armia potrzebuje kierowców ciężarówek ochotników, którzy udadzą się do Francji, by pomóc Brytyjskim Siłom Ekspedycyjnym, które rozpaczliwie walczą na kontynencie europejskim. Losy wojny potoczyły się źle i Brytyjczycy zostali zepchnięci do kanału La Manche przez dywizje pancerne Wehrmachtu.
W kwietniu 1940 roku Niemcy zajęły Norwegię i Danię, a miesiąc później brytyjski premier Neville Chamberlain podał się do dymisji. Chamberlain był zwolennikiem polityki appeasementu i po jej sromotnym fiasku musiał odejść. Utworzono rząd koalicyjny, a Winston Churchill został premierem, ale sytuacja we Francji nie uległa poprawie. Belgia broniła się dwa tygodnie i pod koniec maja wielu uważało, że inwazja na południowe wybrzeże Anglii jest nieuchronna. To były mroczne chwile.
W tym czasie absolutnym priorytetem dla War Office było uratowanie jak największej liczby żołnierzy Korpusu Ekspedycyjnego. W poprzek kanału La Manche wędrowała chmara cywilnych jachtów, ratując tylu żołnierzy brytyjskich, ile tylko mogła. Na francuskim wybrzeżu sytuacja stawała się krytyczna. Siły ekspedycyjne rozpaczliwie potrzebowały kierowców, więc Arthur zgłosił się na ochotnika. W czasach kryzysu jego niepełnosprawność okazała się nieistotna. Późnym wieczorem przewieziono go na południe i zakwaterowano w dużym magazynie tekstylnym, w którym spędził dwie noce. Nie miał najmniejszego pojęcia gdzie jest. Dołączyli do niego żołnierze z różnych jednostek stacjonujących w całym kraju, a ich zewnętrzny wygląd przeczył nerwowemu niepokojowi w ich sercach. Z kontynentu docierało niewiele wiadomości lub nie było ich wcale – wszyscy byli prawie całkowicie zależni od plotek i pogłosek. Tej nocy szalone napięcie doprowadziło do tragedii: jeden z żołnierzy całkowicie stracił panowanie nad sobą i zaczął strzelać we wszystkich kierunkach. Trzech ludzi zostało trafionych, jeden z nich zmarł. Szaleniec został w końcu obezwładniony, ale incydent ten nie pomógł w uspokojeniu już zszarganych nerwów, zwłaszcza gdy nadeszła wiadomość, że za kilka godzin wyruszają.
Przerzucono ich pociągiem na wybrzeże, a męcząca podróż trwała ponad dwa dni. Ich wagon przetaczano z jednej bocznicy na drugą, gdy pojawiała się kolejna grupa ochotników lub przepuszczano pociągi o większym priorytecie. Późnym popołudniem drugiego dnia pociąg zatrzymał się w porcie, którym był – jak przypuszczał Arthur, choć nigdy tego nie potwierdzono – Southampton. Wsiadł na prom i znalazł się w towarzystwie ludzi z różnych pułków: artylerzystów, saperów i żołnierzy różnych pułków piechoty. Arthur rozmawiał z wieloma z nich, ale nigdy więcej ich już nie spotkał.
Około 5 czerwca 1940 roku wylądowali na pustej plaży w St. Valery-en-Caux, 30 kilometrów na zachód od Dieppe, wyraźnie słysząc odgłosy pola bitwy. Brodzili w stronę brzegu, ale kiedy już do niego dotarli, nie mieli pojęcia co robić ani gdzie się zgłosić – nie dowodził nimi żaden oficer. W końcu podszedł do nich sierżant niosący pod pachą podkładkę do pisania z uchwytem na kartki, który próbował stwarzać pozory porządku.
– Czy ktoś umie jeździć na motocyklu? – zapytał, wyraźnie zakłopotany. Kiedy Arthur odpowiedział twierdząco, odniósł wrażenie, że była to pierwsza dobra wiadomość, którą sierżant słyszał od wielu dni. Wciąż stojąc w wodzie, Arthur otrzymał przydział do służb kurierskich.
Wspomnianym motocyklem okazał się ariel o pojemności 350 cm3 ze zwisającym na przewodach reflektorem. Sierżant wręczył mu przesyłkę i wskazał kierunek, w którym powinien się udać. Arthur uruchomił motocykl i od razu stwierdził, że jest zatankowany paliwem niskiej jakości, ma zamulony bak i bardzo nieregularnie pracujący gaźnik. Nadawał się bardziej do pchania niż do jeżdżenia.
Prostym systemem przekazywania wiadomości w ramach obszaru operowania pododdziałów 51. Górskiej (Highland) Dywizji Piechoty była grupa kurierów wysyłanych w sztafetach wzdłuż wybrzeża. W przypadku Arthura wyglądało to tak, że jechał (lub pchał) motocykl wzdłuż wybrzeża, dopóki nie spotkał kuriera jadącego z przeciwnej strony. Wymieniali się wtedy przesyłkami i zawracali. Ten sam system działał wewnątrz trzykilometrowego pasa terytorium francuskiego, wciąż utrzymywanego przez Brytyjczyków. W trakcie tych kursów Arthur widział resztki 51. Dywizji: zmaltretowanych, wykończonych i załamanych żołnierzy oraz oficerów. Cały czas nękały ich naloty Luftwaffe i nacierające czołgi 7. Dywizji Pancernej Rommla. Bezładne grupy żołnierzy pełzły powoli w kierunku plaży w poszukiwaniu wytchnienia.
Został zatrzymany przez jednego z oficerów oczekujących rozkazów, ale nie mógł mu nic powiedzieć; nie miał rozkazów dotyczących jego oddziału. Oficer opowiedział Arthurowi, że po wylądowaniu na francuskim wybrzeżu przez kilka tygodni prowadzili zacięte walki, ale ich dni były policzone. Arthur pojechał w swoją stronę, myśląc „Jak to dobrze, że nie widzą tego ludzie po drugiej stronie Kanału”. Brytyjczycy nie mogliby po tym spokojnie spać.
W miarę upływu dni odgłosy kanonady artyleryjskiej zbliżały się coraz bardziej. Wkrótce Rommel zepchnął armię brytyjską do morza. Nierówne starcie między wyczerpaną 51. Dywizją Górską, wspieraną przez francuski 9. Korpus Armijny a potężną niemiecką 7. Dywizją Pancerną, 2. Dywizją Zmotoryzowaną oraz 5. i 31. Dywizją Piechoty zbliżało się do nieuniknionego końca. Ciężar nieuchronnej porażki wisiał nad Brytyjczykami, dręczonymi w odwrocie przez przerażające ataki bombowców nurkujących Stuka, zrzucających swoje śmiercionośne bomby, które eksplodowały na piaszczystych wydmach plaż St. Valery, dziesiątkując oddziały.
Gdy wycie samolotów szturmowych ucichło w oddali, zastąpiły go bolesne krzyki ciężko rannych lub umierających ludzi. Arthur stracił rachubę, ile razy zeskakiwał z motoru do rowu, gdy kolejny Stuka atakował jego pozycję. Właśnie wtedy, gdy wydawało się, że nic gorszego nie może ich spotkać, na klifach pojawiła się niemiecka piechota i równocześnie rozpoczął się precyzyjny ostrzał artyleryjski. W ostatniej chwili przybyły wszelkiego autoramentu okręty i łodzie, a żołnierze otrzymali rozkaz, by płynąć w ich stronę. Było to 12 czerwca.
Większość popłynęła do najbliższych jednostek, ale jako dobry pływak, Arthur postanowił dotrzeć do holownika znajdującego się około 500 metrów od plaży. Doszedł do wniosku, że dalej od brzegu będzie miał większe szanse na wejście na pokład. Przepłynął przez gęsty olej pokrywający powierzchnię morza, a kiedy w końcu dotarł do holownika, zobaczył, że zwisające z burt opony służące za odbijacze są nim pokryte. Za każdym razem, gdy próbował wyjść z wody, tracił przyczepność i wpadał do niej z powrotem. Próbował gorączkowo, raz za razem, ale śliska powierzchnia nie pozwalała na wciągnięcie się na pokład. Czuł, że zaraz zemdleje z wyczerpania, pomyślał o swojej matce i przygotował się na spotkanie ze stwórcą.
„Już niedługo, mamo, już niedługo”.
Po raz kolejny ześlizgnął się pod wodę i życie przeleciało mu przed oczami. Niezliczone obrazy z przeszłości wydawały się błyskać w jego umyśle: rodzice, siostra, pastor z kościoła Świętej Trójcy, Harold Isherwood, Jimmy Caffrey, szkolni koledzy, członkowie chóru kościelnego, sprzedawca w sklepie ze sprzętem wędkarskim. Poczuł, że po raz ostatni wypływa na powierzchnię.
Ale nagle… coś nowego. Ktoś ciągnął go za włosy i po chwili wynurzył się na powierzchnię. Patrząc przez oczy pokryte olejem, zobaczył niskiego, krępego mężczyznę w filcowym kapeluszu. Wizja wydawała się absurdalna, ale nieznajomy najwyraźniej postanowił uratować Arthurowi życie – nie był jednak w stanie w pojedynkę wciągnąć go na pokład. Po chwili Arthur dostrzegł kolejną twarz, jakieś silne ramiona chwyciły go pod pachami i wciągnęły na pokład przez reling. Arthur zwymiotował morską wodą z olejem i patrzył w oszołomieniu, jak jego wymiociny, czarne od oleju, spływają po jego nogach, a potem zemdlał.ROZDZIAŁ TRZECI
Arthur szczęśliwie wylądował w Ramsgate i szybko doszedł do siebie. Oprócz połknięcia dużych ilości oleju nic mu się nie stało. Przez półtora dnia targały nim torsje, ale po dobrze przespanej nocy poczuł się o wiele lepiej.
Po badaniu lekarskim dołączył do żołnierza o imieniu Perkins i obydwaj zostali wysłani do Overstrand, niedaleko Cromer na wschodnim wybrzeżu Anglii. Tam włączono ich w skład lokalnej jednostki Home Guard i wręczono karabin Lewis pozbawiony amunicji. Do 1935 roku lewis był standardowym lekkim karabinem maszynowym armii brytyjskiej, ale od tego czasu został zastąpiony bardziej uniwersalnym karabinem maszynowym Bren. Nadwyżki armii zostały podzielone między inne oddziały Home Guard. Po załadowaniu mógł strzelać 550 pociskami kalibru 0,303 cala na minutę, ale w obecnym stanie był jedynie dekoracją. Miał jedynie sprawiać na pilotach niemieckich samolotów zwiadowczych wrażenie, że Wielka Brytania w pełnej gotowości czeka na inwazję, co było bardzo dalekie od prawdy.
Po szczęśliwej ewakuacji z Dunkierki sytuacja Wielkiej Brytanii w wojnie nie uległa poprawie. Do końca czerwca Niemcy zajęli Paryż, a Francuzi wywiesili białą flagę, zrywając jednocześnie stosunki dyplomatyczne z Anglią. Francja nie doszła do siebie po gigantycznych stratach poniesionych dwie dekady wcześniej, kiedy na jej własnej ziemi zginęło ponad trzy miliony Francuzów. Nie była też przygotowana psychicznie, ekonomicznie ani militarnie na kolejną wojnę i Hitler o tym wiedział. Chociaż Churchill i jego ministrowie nadal wywierali nacisk na amerykański rząd, licząc na pomoc finansową i dostawy uzbrojenia oraz surowców, Wielka Brytania w razie inwazji musiałaby sama bronić swoich brzegów.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki