Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Saga rodu Porsche - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
17 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Saga rodu Porsche - ebook

Długoletni redaktor naczelny magazynu „Der Spiegel” i autor bestsellerów Stefan Aust oraz dziennikarz i ekspert Porsche Thomas Ammann biorą pod lupę mit jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek motoryzacji.

Intrygująca historia samochodowego klanu, a jednocześnie reprezentatywny wycinek historii gospodarki.

Porsche od lat fascynuje wielbicieli samochodów w Niemczech i na całym świecie. Lecz co kryje się pod blaszaną karoserią o niepowtarzalnych kształtach? Porsche jest najzyskowniejszą firmą motoryzacyjną świata, od trzech pokoleń nierozerwalnie związaną z dziejami pewnej rodziny. Gdy za pomocą zgromadzonego miliardowego majątku podjęto próbę przejęcia koncernu Volkswagena, między dwoma gałęziami rodu – rodzinami Porsche i Piëch – doszło do walki o władzę. Niniejsza książka zgłębia fenomen marki Porsche. Opisuje nieprzerwaną fascynację, jaką technologia i design budzą w milionach ludzi. Opowiada o bogatych we wzloty i upadki dziejach firmy Porsche, które są odzwierciedleniem współczesnej historii Niemiec – od współpracy z Hitlerem po skandale obyczajowe i malwersacje.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7508-986-8
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

VOLKSWAGEN I PORSCHE – POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI

To miejsce ma tradycję. Walne zgromadzenia spółki Volkswagen AG już od lat odbywają się w Centrum Kongresowym w Hamburgu (CCH). Jednakże tym razem jest inaczej. W kwietniu 2010 roku odbywa się pierwsze walne zgromadzenie koncernu Volkswagena po nieudanej próbie przejęcia go przez producenta sportowych samochodów Porsche. Obecnie połączone firmy Volkswagen i Porsche znajdują się pod jednym dachem, chociaż fuzja obu koncernów formalnie jeszcze się nie zakończyła. Firmy są ze sobą powiązane w wieloraki sposób, nie tylko finansowo, ale i personalnie. Tego dnia odbywa się pierwsze spotkanie na szczycie najważniejszych graczy w minionych rozgrywkach o przejęcie. Wśród nich są dwaj prezesi rad nadzorczych, Ferdinand Piëch i Wolfgang Porsche, podwójny prezes zarządu, Martin Winterkorn, oraz Christian Wulff, wówczas jeszcze prezes rady ministrów, w 2010 roku wybrany na prezydenta (w lutym 2012 roku ustąpił z urzędu). W jednej z wielkich sal na parterze Centrum Kongresowego koncern prezentuje się zebranej prasie i akcjonariuszom. Od samego rana goście szturmują miejsce imprezy. Jak na wystawie samochodów Grupa Volkswagena przedstawia najnowsze modele wszystkich swoich marek aut osobowych: Volkswagen, Audi, Škoda, Seat, Lamborghini, Bentley, Bugatti. Naturalnie najmłodsza córka koncernu, spółka Porsche, także zajmuje na wystawie eksponowane miejsce. To wyraźny dowód na to, jak wielkie zmiany zaszły w Volkswagenie od czasów minionej monokultury Garbusa. Koncern nie zamierza skąpić na swej spektakularnej autoprezentacji, toteż pieczołowicie zadbano o hojny poczęstunek. Na jednym z krańców sali przygotowano dla gości kawę i śniadanie z widokiem na wyglansowane na wysoki połysk modele. Drobni akcjonariusze powinni poczuć, że właściwie ulokowali swój kapitał. I nawet jeśli roczna dywidenda nie okazałaby się zbyt pokaźna, to przynajmniej wypada, by mieli możliwość dobrze się najeść.

Fot. 3 Spacer po światowym królestwie motoryzacji: Ferdinand Piëch z małżonką Ursulą w czasie walnego zgromadzenia Volkswagena w Hamburgu w kwietniu 2010 roku.

Tuż po ósmej rano: przybycie patriarchy. Szef rady nadzorczej Volkswagena pojawia się jako pierwszy w towarzystwie małżonki Ursuli. Na początek dokładnie lustruje kolorową paletę modeli. W rzeczywistości ów spacer stanowi pewien rytuał, tradycję, która stała się przyjemnością – dla zgromadzonych menadżerów przedsiębiorstwa, dla gości, dla prasy, no i oczywiście dla samych Piëchów również. Para kroczy dostojnie przez światowe królestwo motoryzacji, podchodzi do stanowisk, na których prezentowane są kolejne marki, zatrzymuje się na krótką pogawędkę ze znajomymi i/lub podwładnymi. Ursula na prośbę męża zajmuje miejsce w jednym z eleganckich nowych modeli. Przy takich okazjach Piëch prezentuje się jako troskliwy towarzysz, który nie wstydzi się nieść torebki za żoną. Władca światowego koncernu z damską torebką od Louisa Vuittona – jedna z ulubionych scenek fotografów i kamerzystów.

Przy stanowisku Audi A8 szef osobiście wsiada na tylne siedzenie samochodu, by przetestować pewne szczególne nowe rozwiązanie, a jednocześnie zaprezentować je w ten sposób publiczności. Obecni dziennikarze dosłownie wciskają się do auta. Błyskają flesze, gdy najpotężniejszy menadżer branży motoryzacyjnej z widoczną przyjemnością powoli opuszcza się do pozycji horyzontalnej na automatycznie regulowanej tylnej kanapie auta. Wersja high-end luksusowego Audi oferuje zestresowanym menadżerom kosztowny dodatek zapewniający komfort, który znają wyłącznie z biznesklasy w samolotach. Przesłanie Piëcha jest jasne: patrzcie wszyscy, coś takiego istnieje wyłącznie w Audi, konkurencja ze Stuttgartu ani z Monachium tego nie ma. Może jednak pamięta, że tego rodzaju mobilne łóżko polowe było już kiedyś wbudowane w jednym jedynym samochodzie w Niemczech – w aucie marki Horch z 1939 roku. A Horch (z łaciny: Audi) jako marka należał wszak do dawnej spółki Auto Union.

Piëch podnosi oparcie, wraca do pozycji siedzącej i wychodzi z auta. A później rozgrywa się scenka niepozbawiona pewnego komizmu: szef rady nadzorczej i współwłaściciel koncernu składa zamówienie. Uprzejmie zwraca się do jednej z kobiet w uniformie Audi:

Fot. 4 Pozycja horyzontalna: Piëch, fan samochodów, testuje klasę biznes w nowym Audi A8.

– Czy jest tu pan Stadler?

Chodzi o Ruperta Stadlera, prezesa zarządu Audi i jednego z wychowanków Piëcha. Ten jest jednak nieobecny. Nie szkodzi.

– Czy może pani przyjąć zlecenie? – Piëch pyta grzecznie przedstawicielkę Audi. – Zamówiliśmy już ten samochód, a teraz chcielibyśmy mieć w nim dodatkowo jeszcze takie siedzenie.

– Damy sobie z tym radę.

– Dziękuję.

Sprawa została załatwiona. Dostawę nowego rozkładanego siedzenia wraz z autem zrealizowano najprawdopodobniej najszybciej jak to było możliwe. Piëch był i jest władcą koncernu i w dającej się przewidzieć przyszłości może co najwyżej zostać zastąpiony przez swoją żonę, jeśli ta, zgodnie z planem, przejmie kierownictwo niedawno założonej przez męża fundacji. Przyszedł czas na kolejne punkty obchodu – najpierw Bentley, później Seat i wreszcie Porsche.

Krótkie pytanie:

– Czy jest pan zadowolony z rozwoju Porsche?

Pada lakoniczna odpowiedź:

– Tak, dziś o tym usłyszymy.

Zaraz po ukończeniu studiów na wydziale budowy maszyn w Zurychu Piëch rozpoczął w Porsche swoją zawodową karierę. Pod kierownictwem wuja Ferry’ego na początku lat sześćdziesiątych uczestniczył w budowie pierwszego sześciocylindrowego silnika bokser do modelu 911. Jego kuzyn Ferdinand Alexander Porsche, nazywany Butzim, stworzył wówczas nieprzemijającą linię karoserii 911. I forma tego projektu, i jego zasadnicza koncepcja mają się dobrze do dnia dzisiejszego. Ferdinand Alexander, najstarszy z synów Porschego, zmarł 5 kwietnia 2012 roku w wieku siedemdziesięciu sześciu lat. Twórca modelu 911 do samego końca był honorowym prezesem rady nadzorczej Porsche AG. Jego projekt stulecia jeszcze przez długi czas będzie kształtował obraz marki.

Już od najwcześniejszego dzieciństwa Butzi był ulubionym kuzynem Burliego, jak zdrobniale nazywano małego Ferdinanda Piëcha. W obliczu tak dużej liczby Ferdynandów w domu rodzinnym dla rozróżnienia chłopców używano bowiem pieszczotliwych zdrobnień. „Wspólnie zbieraliśmy mosiężne łuski nabojów dział lotniczych – wspomina Piëch w swojej _Auto.Biografii_. – Za tyle i tyle mosiądzu dostałem niemiecki stalowy hełm , Butzi miał mniej mosiężnych łusek i dostał jedynie skrzynkę Czerwonego Krzyża”.

Można by dyskutować, co w okresie powojennym było bardziej przydatne.

Piëch jest technikiem z krwi i kości, pełnokrwistym inżynierem, który najpierw w Porsche, następnie w Audi, a później w Volkswagenie wymyślał niezliczone prekursorskie konstrukcje albo znacząco przyspieszał prace nad nimi. Okazał się technicznym wizjonerem przy projektowaniu silników Diesla, systemów napędowych, lekkich karoserii, aut z silnikami spalającymi litr paliwa na sto kilometrów i wielu innych konstrukcji. Innowacje, jak na przykład napęd na cztery koła (_quattro_) i silnik TDI z bezpośrednim wtryskiem, które pod jego kierownictwem weszły do produkcji samochodów, stanowiły wzór dla całej branży i dziś w wielu przypadkach nie można byłoby się bez nich obejść. Poza tym Piëch jest jednym z bardzo nielicznych ludzi, którym udało się pokonać drogę od inżyniera do dyrektora przedsiębiorstwa. Mimo to twierdzi, iż nie jest dumny ze swoich dokonań.

– Nie, wtedy człowiek szybko staje się zarozumiały – mówi w wywiadzie. – Praca sprawia mi przyjemność, a do tego miałem jeszcze wiele szczęścia.

Piëch kocha wszystko, co ma koła i porusza się za pomocą własnego napędu: motocykle, samochody osobowe, wyścigowe auta, ciężarówki. Ponadto nawet w zaawansowanym wieku nadal jest brawurowym kierowcą, co może potwierdzić każdy, kto kiedykolwiek usiadł obok niego na fotelu pasażera.

– Kocha auta bardziej niż cokolwiek innego – potwierdził były menadżer Volkswagena, Daniel Goeudevert. – Ma do nich erotyczny stosunek.

Goeudevert miał wiele okazji, by się o tym przekonać. Dawny menadżer Forda wszedł w 1990 roku do zarządu Volkswagena; początkowo zajmował się zakupami i logistyką, ale już wkrótce został prezesem zarządu marki dla segmentu Volkswagena i zastępcą ówczesnego szefa Volkswagena, Carla H. Hahna. W tamtym czasie Piëch był już od kilku lat szefem Audi, spółki zależnej Volkswagena. Obaj byli w pewnym sensie kolegami po fachu, chociaż o zupełnie innych usposobieniach. Goeudevert studiował literaturę we Francji, najpierw w swoim rodzinnym mieście Reims, a później w Paryżu, następnie zaś zmienił kierunek zainteresowań i rozpoczął pracę jako sprzedawca w salonie samochodowym. Uchodził za pięknoducha, a ze względu na poglądy przypisywano mu sympatię do partii Zielonych, toteż na piętrze zarządu nazywano go „nonkonformistą”, który potrafił zachwalać zalety miejskiej komunikacji publicznej i żądał od swoich kolegów z przemysłu motoryzacyjnego, by zaczęli konstruować auta bardziej przyjazne dla środowiska. Naprzeciw niego stał natomiast bezkompromisowy inżynier Piëch, który w Audi na stałe wprowadził seryjny napęd na cztery koła, w Porsche zaś wysyłał na tor samochody wyścigowe z silnikami o mocy dochodzącej do 1100 koni mechanicznych.

Gdy zaczęto szukać następcy Hahna, wieloletniego prezesa zarządu Volkswagena, wyłoniły się kandydatury dwóch rywali, Piëcha i Goeudeverta. „Sądzę, że razem z Goeudevertem moglibyśmy stworzyć dobry tandem – przyznaje Piëch w swojej _Auto.Biografii_. – Właśnie zestawienie dwóch tak różnych typów osobowości jak Goeudevert i ja mogłoby zaowocować powstaniem czegoś nietuzinkowego”.

Nietrudno się domyślić, kogo Piëch swego czasu typował do roli szefa.

– Nie lubię być na drugim miejscu – tak od dawna brzmiało jego credo. I do dziś nic się nie zmieniło. Wiadomo, jak wyścig rywali się zakończył. Przegrany Goeudevert został mianowany zastępcą nowego prezesa zarządu, ale nie zagrzał długo miejsca na tym stanowisku. Wkrótce po objęciu funkcji Piëch zaczął torpedować wszystkie projekty zainicjowane przez Goeudeverta, między innymi zawiązanie spółki joint venture z twórcą zegarków Swatch, Nicolasem Hayekiem, mające na celu budowę Swatchmobila, małego samochodu z dwoma siedzeniami i silnikiem umieszczonym z tyłu.

– Dla mnie to były wrotki dla słonia, nawet nie sensowny skuter z kabiną – wspomina Piëch. Na innych polach również dochodziło do wzajemnych niesnasek.

– Nadszedł moment, w którym pan Piëch obwieścił mi, że stracił do mnie zaufanie – opowiada Goeudevert. – A nie jestem typem człowieka kurczowo trzymającego się stanowiska, jeśli współpraca przestaje się układać.

Goeudevert odszedł i dziś bez urazy wspomina ów epizod z życia zawodowego. Od jakiegoś czasu znów mieszka we Francji i pracuje jako konsultant do spraw zarządzania, a także autor książek o tytułach takich jak: _Zasada nenufaru_ czy _Niszcząca moc żądzy posiadania_. W odniesieniu do Piëcha Goeudevert przyznaje dziś, że ten okazał się idealnym prezesem dla Volkswagena.

– Ja nie byłbym tak dobry – mówi Goeudevert – ponieważ trwałbym przy swojej koncepcji: małe, przyjazne dla środowiska samochody. W tamtym czasie by mnie wyśmiano.

Tymczasem wzgardzony przez Volkswagena Swatchmobil został zbudowany przez Mercedesa. Dziś lepiej znany jest pod nazwą Smart.

– Ten późny sukces rynkowy – wyznał Piëch – nie budzi we mnie najmniejszej zazdrości. Ponieważ wiem, że odnotowują ogromne straty.

Profesjonalizm Piëcha w dziedzinie motoryzacji do dziś wzbudza podziw u Goeudeverta. Pewnego razu cały zarząd Volkswagena wyruszył do Finlandii na testy nowych silników Diesla.

– Po długim dniu pracy dotarliśmy na miejsce – opowiada Goeudevert. – Później, koło dziesiątej wieczorem, przyszedł Piëch i oznajmił, jak zwykle uprzejmie, ale sucho: „Jutro rano między wpół do czwartej a czwartą spotykamy się przy autach”. Pomyślałem, że się przesłyszałem.

Nie było mowy, żeby się wykręcić. Wszyscy musieli się stawić. Jednakże Goeudevert przyznał, że wstawszy wczesnym rankiem, zrozumiał wreszcie sens domniemanego znęcania się nad współpracownikami.

– Piëch wiedział, że podwyższona wilgotność porannego powietrza może doprowadzić do powstania w silniku diesla owego typowego odgłosu maszyny do szycia. Godzinę lub dwie później ten efekt już by się nie pojawił.

Drobny epizod, wskazujący na najważniejsze zasady, jakimi kierował się Piëch. Uchodził on za fanatyka jakości, który przy projektach samochodów nie dopuszczał, by o czymkolwiek zadecydował przypadek i sam wgryzał się w najdrobniejsze szczegóły. To chyba jedna z tajemnic sukcesu Volkswagena – od początku lat dziewięćdziesiątych kierują nim osoby znające się na produktach lepiej niż menadżerowie konkurencji.

Fot. 5 Bliskość produktu: szef zarządu Volkswagena, Martin Winterkorn, w niecodziennej pozie.

– Piëch, jak żaden z ludzi, których dotąd poznałem, stanowi wprost ucieleśnienie przemysłu motoryzacyjnego i samego samochodu – ocenia go największy rywal, Goeudevert.

I tak, jako kolejny główny aktor, na walne zgromadzenie Volkswagena w Hamburgu wkracza Martin Winterkorn, wieloletni towarzysz Ferdinanda Piëcha, który teraz kieruje zarządem w Wolfsburgu. On również, podobnie jak Piëch, jest inżynierem, a dopiero w drugiej kolejności menadżerem finansowym. Winterkorn był szefem do spraw jakości, a później rozwoju w Volkswagenie, następnie szefem zarządu Audi, a w końcu, po odejściu Bernda Pischetsriedera, został mianowany prezesem zarządu Volkswagena. Winterkorn pojawia się tego ranka z małą świtą i w szybkim tempie obchodzi wszystkie auta prezentowane w wielkiej sali Centrum Kongresowego. Wszystkie po kolei. A są ich dziesiątki. Wsuwa się do dużego Audi A8, by skontrolować jakość wykonania, ze spokojem prezentując fotografom siedzenie. To koszmarna sytuacja dla każdego doradcy od kreowania wizerunku, tymczasem Winterkorn demonstruje pewność siebie i opanowanie. Klęka przy tyle któregoś z Seatów, sprawdzając mocowanie zderzaka. Później postanawia dokonać inspekcji wnętrza terenowego Volkswagena Amarok, ale lewe drzwi są zamknięte. Niezadowolony fuka na jednego z otaczających go dziennikarzy w ciemnym garniturze, którego pomylił z pracownikiem:

– Dlaczego drzwi są zamknięte?

– Prawe drzwi są otwarte – odpowiada mężczyzna.

– Dlaczego tylko prawe? – rzuca i rusza dalej.

Szef Volkswagena wyjątkowo długo oddaje się swemu ulubionemu zajęciu: sprawdza, czy spojenia karoserii są dokładnie dopasowane. Do tego używa kart bankowych, które pożycza od współpracowników. W otoczeniu Winterkorna zawsze dobrze jest mieć przy sobie odpowiednią kartę. Winterkorn przesuwa ją wzdłuż szczelin między błotnikami a maską albo między drzwiami a nasadą dachu, jak zwykle robi się to za pomocą lasera. I nie wybiera samochodów na chybił trafił, ale kontroluje systematycznie każdy model, który ma pod ręką. Dodatkowo szef sprawdza dłonią spojenia między częściami nadwozia i jakość lakieru.

– On głaszcze samochód – zaobserwował już wcześniej Daniel Goeudevert. – Nigdy tego nie rozumiałem, ale zawsze podziwiałem.

Szef Winterkorna, Ferdinand Piëch, również znany był w koncernie z owej sztuki wyczuwania fug, dzięki czemu wśród współpracowników zdobył sobie przydomek Ferdl Fuga albo też Fetyszysta Szczelinomierz. Dla Piëcha, a tym samym także dla Winterkorna, była to niezwykle istotna kwestia. „Lepsze wykonanie – tłumaczy Piëch w swojej _Auto.Biografii_ – postrzega się jako widoczny składnik jakości”.

Jego zainteresowanie „najdrobniejszym milimetrem” zaczęło się jeszcze w czasie pracy w Audi, kiedy to intensywnie analizowano jakość wykonania japońskich samochodów. Japończycy uchodzili wówczas za wzór i w spoinach byli o pół milimetra lepsi od Niemców. Winterkorn był swego czasu odpowiedzialny za zapewnienie jakości i sprawdził się w kwestii spoin. Piëch uważa, że inni producenci zdołali tymczasem zbliżyć się znacząco do poziomu Volkswagena, mimo to jego marka w większości przypadków wciąż utrzymuje „minimalną przewagę”.

Winterkorn przystaje na chwilę przy stanowisku nowej spółki-córki Porsche. Od końca 2009 roku jest także prezesem zarządu Porsche Automobil Holding SE, właśnie tej firmy, która kilka miesięcy wcześniej, pod innymi auspicjami, zamierzała połknąć koncern Volkswagena. Winterkorn z upodobaniem przygląda się sportowemu samochodowi ze swojej szwabskiej ojczyzny: Boxsterowi. Obok Porsche 911, Cayenne, a przed nim pierwszy raz zaprezentowany model Panamera. Obydwa powstały jeszcze w epoce Wiedekinga. Tu też następują nieuniknione testy, czy jakość karoserii spełnia już standardy Volkswagena. Taki fanatyk jakości jak Winterkorn powinien wyczuć niedociągnięcia, przede wszystkim w jakości lakieru. Tymczasem inne kłopoty leżą mu na sercu: pozostałe po poprzednim zarządzie Porsche miliardowe długi z tytułu spekulacji akcjami. W tygodniu poprzedzającym walne zgromadzenie w 2010 roku Volkswagen z podwyższenia kapitału uzyskał dokładnie cztery miliardy euro, ale długi koncernu wynoszą jedenaście miliardów. Rzecz jasna nowi panowie z Wolfsburga liczą na to, że w przyszłości rentowne luksusowe auta z Zuffenhausen wniosą do firmowej kasy swoją część zysku. Wolfsburczycy już zapowiedzieli, że marka ma ogromny potencjał i po nowych modelach spodziewają się zwiększenia obrotów o pięćdziesiąt procent. Wówczas sprzedaż wyniosłaby sto pięćdziesiąt tysięcy samochodów rocznie, albo i więcej...

Pojawia się okazja do krótkiego wywiadu.

– Czy jest pan zadowolony z włączenia do koncernu nowej spółki-córki?

– Bardzo zadowolony.

– Czy wszystko idzie po pańskiej myśli?

– Tak. Wszystko zmierza we właściwym kierunku, tak jak się spodziewaliśmy.

– Co szczególnego widzi pan w Porsche?

– Markę. Markę Porsche, fascynację tą marką, jej mit. To fascynujące samochody.

– Jedyne w swoim rodzaju?

– Tak.

Wchodzi Wolfgang Porsche, prezes rady nadzorczej Porsche Holding SE, rzecznik gałęzi rodu Porsche, a jednocześnie człowiek, który w konsekwencji odpowiada za nieudane przejęcie. Specjalnie dla fotografów zajmuje miejsce w nowym Boxsterze Spyder. Na miejscu pasażera, ale nie należy uważać tego za symboliczny gest. Za kierownicą siedzi Michael Macht, ówczesny szef zarządu spółki Porsche AG, niedługo później mianowany dyrektorem do spraw produkcji w Volkswagenie. Porsche i Macht uśmiechają się do kamer. Wiara – to ich dewiza. Oto pierwsze walne zgromadzenie od czasu, gdy Porsche stracił, a precyzyjniej rzecz ujmując, przegrał, swą od sześćdziesięciu lat utrzymywaną niezawisłość.

Pada pytanie skierowane do Wolfganga Porsche:

– Co oznacza dla pana dzisiejszy dzień?

– To szczególny dzień. Pierwszy raz bierzemy udział w zgromadzeniu, a połączony koncern działa bez zarzutu. To przecież zawsze był nasz cel.

– Tak czy inaczej?

– Tak czy inaczej.

– Czy jest pan nieszczęśliwy z powodu rozwoju wypadków?

– Nie wszystko można sobie poukładać. Ale kierunek jest dobry, a razem tworzymy siłę. To najważniejsze, w końcu jesteśmy jeszcze odpowiedzialni za współpracowników. Należy robić to, co jest możliwe do zrobienia.

– W lipcu mówił pan o micie Porsche. Co się z nim stało albo co się z nim dzieje teraz?

– Uważam, że przetrwa. Jeżeli przedsiębiorstwu pozostawi się pewną samodzielność, a jestem przekonany, że tak będzie. Nie wolno nas chować pod pierwszym lepszym kapeluszem, wtedy staniemy się... Po prostu trudno jest ten mit przełożyć na słowa. Trzeba nim żyć. A do tego łatwo go zniszczyć.

Fot. 6 „Tak czy inaczej” – Wolfgang Porsche rozmawia na walnym zgromadzeniu Volkswagena w Hamburgu w kwietniu 2010 roku.

Porsche to teraz też jeden z Volkswagenów. Tymczasem do sali, w której ma się odbyć zgromadzenie, przybywają pozostali członkowie rady nadzorczej. Prezes rady ministrów, Christian Wulff, posiadający dwadzieścia procent udziałów w Volkswagenie przedstawiciel kraju związkowego Dolna Saksonia stoi w pomieszczeniu dla gości. Natychmiast otacza go wianuszek dziennikarzy. Wulff oznajmia, że według niego Volkswagen znajduje się w fazie konsolidacji i nie dąży do dalszej ekspansji. Jego zdaniem Volkswagen powinien zachować rozsądek i nie zmieniać kursu. Zgodnie z zasadą „pogłębienie przed poszerzeniem”, jak mawiają politycy.

W tym czasie na podium pojawiła się interesująca grupka. Bernd Osterloh, wpływowy szef rady zakładowej Volkswagena i jeden z najzagorzalszych wrogów Wiedekinga w rozgrywkach o przejęcie firmy, z demonstracyjną uprzejmością pozdrawia Ferdinanda Piëcha. Winterkorn przyłącza się do zebranych. Stoją razem, rozmawiają, dowcipkują i uśmiechają się serdecznie. Tego typu obrazki mają pokazać opinii publicznej, kto z kim najlepiej się dogaduje u największego europejskiego konstruktora aut. Kto z kim zupełnie się nie dogaduje, okaże się dopiero wtedy, gdy się dokładniej przyjrzymy. Tymczasem na podium wspiął się Wolfgang Porsche, członek rady nadzorczej Volkswagena. Kątem oka obserwuje kuzyna Ferdynanda, dyskretnie, ale bardzo uważnie. Gdy ten niespodziewanie się odwraca, dochodzi prawie do spotkania. Wolfgang Porsche wykonuje gest, jakby chciał kuzynowi podać rękę, ale Piëch wymija go, nie podnosząc wzroku. Porsche nieruchomieje na chwilę. Dzieli ich od siebie niecały metr. Tyle na temat rodzinnych więzów.

Piëch spełnia prośbę fotografów i razem z Winterkornem i Wulffem ustawia się przed obiektywami. Scenka przypomina pozowanie do obowiązkowego zdjęcia zwycięzców Formuły 1. Na Wolfganga Porsche, który usiadł w swoim fotelu, w drugim rzędzie po prawej od góry, właściwie nikt nie zwraca uwagi. Układ sił między dwoma kuzynami uległ drastycznej zmianie. W radzie nadzorczej Porsche, reprezentowana przez Wolfganga rodzina Porsche zawsze miała o jeden głos więcej od klanu Piëchów. Teraz przedsiębiorstwo opanował Volkswagen i kuzyn Ferdynand Piëch razem ze swoim zaufanym człowiekiem, Martinem Winterkornem, a także kraj związkowy Dolna Saksonia, dyktują swoje warunki w królestwie wolfsburczyków. Później w sprawozdaniu z walnego zgromadzenia znajdzie się notatka, że Piëch pozostanie na fotelu szefa gremium kontrolnego do 2012 roku, albowiem Volkswagen jest niezwykle bliski jego sercu. W związku z powyższym do tego czasu zamierza dopilnować, by w 2012 roku nie pozostało po nim puste miejsce. W kwietniu 2012 roku Piëch skończył siedemdziesiąt pięć lat i postanowił przedłużyć swoją kadencję prezesa rady nadzorczej o kolejne pięć lat. Sześćdziesięciopięcioletni Winterkorn też na razie nie myśli o emeryturze. Będzie szefem zarządu koncernu co najmniej do 2016 roku. Możliwe nawet, że rok lub dwa dłużej, albowiem ma jeszcze wiele planów. Z kolei później mógłby przejąć, w schedzie po swoim mentorze Piëchu, stanowisko szefa gremium kontrolnego w radzie nadzorczej.

Tymczasem obecny prezes rady nadzorczej, Piëch, udziela głosu obecnemu prezesowi zarządu, Winterkornowi, który kieruje się w stronę mównicy. Wszystko dzieje się w rok po wielkim kryzysie ekonomicznym. Sprzedaż w Europie Zachodniej znów spadła, gdy wygasły państwowe programy dofinansowania, na przykład premie za złomowanie pojazdów. Mimo to Winterkorn epatuje wiarą. Przedsiębiorstwo pokłada nadzieje w szybko rozwijających się rynkach, jak Chiny i Indie, a także w Europie Wschodniej, Brazylii i Stanach Zjednoczonych.

– Zarobimy więcej pieniędzy i poprawimy wynik działalności operacyjnej – obiecuje akcjonariuszom i analitykom.

W ubiegłych miesiącach Winterkorn ogłosił swoją _Strategię 2018_, zgodnie z którą Volkswagen do roku 2018 ma się znaleźć na szczycie światowej czołówki producentów aut pod względem ekonomicznym i ekologicznym. Krótko mówiąc, ma zostać numerem jeden na świecie. Volkswagen daje sygnał do ataku: jeszcze więcej modeli, przyjazne dla środowiska systemy napędowe, konsekwentne wykorzystywanie systemu budowy modułowej, co pozwoli na znaczne obniżenie kosztów prac rozwojowych i produkcji, oraz rozszerzenie globalnej ekspansji.

W tę strategię wpisują się również wielkie plany co do małej firmy sportowych aut Porsche.

– W przyszłym roku – zapowiada Winterkorn na walnym zgromadzeniu 2010 – chcemy połączyć Porsche SE z Volkswagenem AG w jeden silny, zintegrowany koncern. W ten sposób wykorzystamy historyczną szansę, która otworzyła się dla obu przedsiębiorstw.

W tym czasie Volkswagen i Porsche znów połączyły się pod wspólnym znakiem. Tak, jak w przeszłości.PIONIER FERDINAND PORSCHE I AUTO Z NAPĘDEM ELEKTRYCZNYM – WCIĄŻ GORĄCY TEMAT

Saga Porsche zaczęła się przed ponad stu trzydziestu laty w położonej na dwóch brzegach Nysy miejscowości Maffersdorf (dziś Vratislavice nad Nysą w Czechach). Nastał wiek przemysłu. Swój triumfalny pochód rozpoczęły żelazo i stal, elektryczność i ropa. Maffersdorf też przeżywało rozkwit. Mieszczące się tutaj fabryki dywanów znane były daleko poza granicami państwa i przyciągały robotników z całego kraju. W 1850 roku Maffersdorf liczyło trzy tysiące mieszkańców, zaś w 1880 miało ich już pięć tysięcy.

W położonym nieopodal apteki domu numer trzydzieści osiem przy ulicy Hauptstrasse Anna Porsche, żona hydraulika Antona, obdarowała męża trzecim dzieckiem. Ochrzcili je imieniem Ferdinand. Wydarzyło się to 3 września 1875 roku. Porschowie stanowili w Maffersdorfie szanowaną rodzinę. Anton Porsche, mistrz hydrauliki, był założycielem miejscowego stowarzyszenia oświatowego, przewodniczącym okręgowego związku strażackiego, założycielem i kapitanem straży pożarnej w Maffersdorfie, przewodniczącym związku weteranów i zastępcą burmistrza. Posiadał kilka konnych powozów.

Fot. 7 Miejscowość, w której urodził się Porsche, Maffersdorf.

Fot. 8 Dom rodzinny Ferdinanda Porsche w Maffersdorfie.

W domu rodziny Porsche obowiązywały surowe zasady. Poglądy Antona dotyczące wychowania dzieci były bardzo wiktoriańskie. Ferdinand dorastał wraz z trójką rodzeństwa: Anną, Hedwigiem i Oskarem.

Fot. 9 Mistrz hydrauliki Anton Porsche (w środku) z pomocnikami i z synem Ferdinandem (w pierwszym rzędzie po prawej).

Ferdinand Porsche był już na świecie, gdy człowiek nazwiskiem Siegfried Marcus, mechanik i wynalazca z Wiednia, eksperymentował z wozem napędzanym silnikiem. Był to pierwszy benzynowy pojazd drogowy, który na razie nie wzbudził większego zainteresowania. W roku 1886, kiedy Ferdinand miał jedenaście lat, dwaj przedsiębiorcy, Gottlieb Daimler w Cannstatt i Carl Benz w Mannheim, skonstruowali swoje pierwsze pojazdy silnikowe. We wrześniu 1886 roku prasa w Mannheim w ten oto sposób opisywała trzykołową konstrukcję Benza: „ten pojazd ma przed sobą przyszłość”, ponieważ „bez większych kłopotów można go uruchomić i przy maksymalnej prędkości będzie najtańszym środkiem transportu dla podróżujących w interesach, a ewentualnie również dla turystów”.

Początek ery samochodów nie zrobił na mieszkańcach Maffersdorfu specjalnego wrażenia. Inaczej natomiast przedstawiała się sprawa ze światłem elektrycznym, wynalazkiem Amerykanina Thomasa Alva Edisona, które dotarło do niewielkiej gminy za pośrednictwem pewnej centrali handlowej w Budapeszcie. Owa tajemnicza siła wzbudziła ogromne zainteresowanie małego Porsche, który już jako trzynastolatek zaczął eksperymentować z elektrycznością. Lampy gazowe zastąpiono światłem elektrycznym, a w głowie Ferdinanda Porsche zaczęły rodzić się nowe pomysły dotyczące jego własnej przyszłości, całkowicie różne od planów ojca, który zamierzał przyuczyć syna do zawodu hydraulika i uczynić swoim następcą. Anton Porsche zabronił chłopcu zajmować się elektrycznością, ale ten w tajemnicy dalej robił swoje. Na zdjęciu z tamtego okresu Ferdinand stoi obok instalacji elektrycznej, którą skonstruował dla matki. Dom rodziny Porsche był przez długi czas jedynym miejscem w całej miejscowości, które dysponowało światłem pochodzącym z tego źródła.

Po szkole podstawowej Porsche rozpoczął naukę w zakładzie hydraulicznym ojca, popołudniami zaś uczęszczał na wieczorowe kursy państwowej szkoły rzemiosła w oddalonym o pięć kilometrów Reichenbergu. Ale młodego Ferdinanda ciągnęło w świat i po jakimś czasie udało mu się odnieść zwycięstwo nad surowym ojcem, który pozwolił mu pojechać do Wiednia. Stolica Monarchii Austro-Węgierskiej była wówczas trzecią co do wielkości metropolią świata i przyciągała ówcześnie każdego, kogo interesował gwałtowny rozkwit nauki. Ferdinand Porsche w wieku osiemnastu lat podjął pracę jako praktykant w zakładach Vereinigte Elektrizitätswerke AG Béla Egger w Wiedniu, później znanych pod nazwą Brown Boveri. Szybko poczynił pierwsze kroki na drodze kariery zawodowej. W ciągu czterech lat Porsche awansuje na stanowisko kierownika cechowni.

Podczas jazdy próbnej pojazdem z silnikiem elektrycznym Béla Egger młody Porsche wpada w oko fabrykantowi Ludwigowi Lohnerowi. Lohner w trzecim pokoleniu prowadzi w Wiedniu fabrykę powozów konnych i od roku 1897 ma prawo mienić się dostawcą dworu Monarchii Austro-Węgierskiej. Ludwig Lohner dostrzegł znak czasu i wierzył w przyszłość pojazdów z napędem silnikowym. Od 1897 roku zaczął budować pierwsze samochody benzynowe. Rok później zaś zwerbował młodego Ferdinanda Porsche do swojej firmy.

Był to początek niezwykłej kariery.

Fot. 10 Przed wyjazdem do Wiednia: dziewiętnastoletni Ferdinand Porsche obok własnoręcznie skonstruowanego domowego urządzenia produkującego prąd.

– Nie znam nikogo, kto w całej historii motoryzacji miałby taki wpływ na rozwój samochodu i taką produktywność, chociaż nigdy nie studiował – powiedział Carl H. Hahn, późniejszy szef Volkswagena. Hahn, urodzony w 1926 roku, zdążył jeszcze poznać Ferdinanda Porsche. Ojciec Hahna był menadżerem w DKW i w latach trzydziestych XX wieku należał do założycieli spółki Auto Union, dla której Porsche skonstruował między innymi tak zwane Srebrne Strzały. W owym czasie nazwą tą określano wszystkie samochody rajdowe uczestniczące w wyścigach Grand Prix.

– Wiedziałem, że jest ważną postacią – wspomina Carl H. Hahn. – Pewnego razu siedziałem w jednym z jego samochodów wyścigowych, a pracownicy mnie pchali. To było oczywiście prawdziwe spełnienie chłopięcych marzeń.

Pierwszym autem zbudowanym przez Porschego, gdy ten miał dwadzieścia cztery lata, był Lohner-Porsche, najnowocześniejsza konstrukcja w owym czasie. Obydwa silniki umieszczone w piastach kół na przedniej osi dawały przez dwadzieścia minut po siedem koni mechanicznych każdy, podczas gdy normalnie moc wynosiła dwa i pół konia. Akumulator zapewniał zasięg pięćdziesięciu kilometrów. Minimalna prędkość pojazdu wynosiła siedemnaście kilometrów na godzinę, a maksymalna prawie pięćdziesiąt. Elektryczny hamulec działał na przednie koła, zaś mechaniczny hamulec taśmowy na tylne. Samochód ważył równo tonę, przy czym waga samego akumulatora wynosiła czterysta dziesięć kilogramów, a każde z przednich kół wraz z silnikiem elektrycznym po sto piętnaście kilogramów.

„Epokowe odkrycie – napisano w jednym z ówczesnych fachowych pism. – Produkcja pierwszego na świecie pojazdu bez transmisji polega na całkowitym pozbyciu się przekładni pośrednich, jak koła zębate, pasy, łańcuchy, dyferencjały i tym podobne”. Jak donosiła prasa fachowa, „samochód nie traci stabilności na ostrych zakrętach ani na gładkim bruku, chyba że na krótko, podobnie jak pojazdy konne, w których bardzo rzadko i tylko przez chwilę odczuwa się przykre zarzucanie”.

Fot. 11 Hightech ze światowej metropolii: produkcja samochodów elektrycznych Lohner w Wiedniu około 1890 roku.

Prawie siedemdziesiąt lat później przełomowe odkrycie Porschego znalazło zastosowanie w epoce lotów kosmicznych. W misjach Apollo 15, 16 i 17 NASA wykorzystało pomysł silnika umieszczonego w piaście koła do konstrukcji pojazdów księżycowych, które łącznie przejechały po Księżycu około dziewięćdziesięciu kilometrów. Pomysły Porschego są dziś bardziej aktualne niż kiedykolwiek dotąd.

– Jeśli spojrzymy na to przez pryzmat bieżących dyskusji na temat przyszłości samochodu, idącej w kierunku napędu elektrycznego – mówi Carl H. Hahn – i uświadomimy sobie, że młody Porsche w wieku dwudziestu lat odebrał swój pierwszy patent na silnik umieszczony w piaście koła, to trudno sobie wyobrazić coś piękniejszego.

Lohner-Porsche zrobił furorę na paryskiej wystawie światowej w 1900 roku. Wynalazek sprawił, że Porsche w ciągu jednej nocy stał się sławny, Lohner zaś sprzedał równo trzysta egzemplarzy swego pojazdu. W zależności od wersji nadwozia i mocy silnika Lohner-Porsche kosztował od dziesięciu do trzydziestu pięciu tysięcy koron austriackich i był znacznie droższy od samochodu napędzanego benzyną. Tak więc już w tamtym czasie posiadanie Porsche było czymś ekskluzywnym. Klientela składała się głównie z prominentów, jak wiedeński potentat kawowy Julius Meinl, książę Egon von Fürstenberg, fabrykant czekolady i pionier kina Ludwig Stollwerck, bankier baron Nathan Rothschild czy książę Max Egon von Thurn-Taxis. W roku 1900 Porsche budował również samochody wyścigowe napędzane silnikami w piastach, przy czym same akumulatory potrzebne do uzyskania odpowiedniej mocy ważyły około tysiąca ośmiuset kilogramów. Porsche osobiście testował wszystkie swoje konstrukcje, również w warunkach rajdowych. „Jako kierowca rajdowy też chyba nieźle sobie radził, ale nigdy nie ciągnęło go do jazdy innymi samochodami niż własne – wyjaśnia Ferdinand Piëch w swojej _Auto.Biografii_. – Podobnie było zresztą z Ettore Bugattim. Dwie młode gwiazdy kilka razy miały okazję się spotkać”. Niespełna sto lat później dawni rywale, Porsche i Bugatti, zgodnie połączyli się pod jednym dachem – stało się to za sprawą Piëcha, wnuka Porschego.

Ferdynand Porsche dalej głowił się nad swymi konstrukcjami, szukając przede wszystkim możliwości zwiększenia zasięgu, a jednocześnie utrzymania rozsądnej wagi pojazdu. W tamtych czasach pojazdy napędzane wyłącznie elektrycznie już po kilkudziesięciu kilometrach musiały zatrzymać się i doładować akumulatory. To zresztą zasadniczy problem elektrycznego auta, który po ponad stu latach nie doczekał się jeszcze skutecznego rozwiązania.

– Później wpadł na pomysł, by w pojeździe umieścić silnik, który z kolei napędzałby generator i ładował baterie – tłumaczy Carl H. Hahn. – Innymi słowy, wszystko, co dziś dyskutuje się na poziomie najnowszych technologii i koncepcji, Porsche wymyślił już jako dwudziestoletni chłopak.

Podczas paryskiego Salonu Samochodowego w 1901 roku Ferdinand Porsche zaprezentował swój nowy projekt – Semper Vivus (zawsze żywy). Ten wynalazek ponownie zaprowadził wizjonera na niezbadane tereny. Pojazd miał dwa metry wysokości i posiadał dwa silniki spalinowe, do tego dwa elektryczne silniki w piastach oraz akumulator do magazynowania energii – było to pierwsze auto hybrydowe na świecie. Semper Vivus miał łącznie 2,7 konia mechanicznego i poruszał się z prędkością trzydziestu pięciu kilometrów na godzinę. W trakcie jazdy oba jednocylindrowe silniki napędzały generator, nieprzerwanie ładując akumulator. Prototyp przejeżdżał do dwustu kilometrów bez postoju. Porsche nie zaprzestał prac nad konstrukcją pojazdu i w końcu przygotował go do produkcji seryjnej. Od roku 1902 oferowano go jako model Mixte. Tymczasem opracowana technologia nie była zadowalająca, z uwagi bowiem na ciężar przednich kół samochodem ciężko było kierować, a ponadto kosztował dwa razy więcej niż konwencjonalne pojazdy.

Fot. 12 Pierwszy pojazd hybrydowy na świecie: Semper Vivus ze swoim twórcą, Ferdinandem Porsche (po prawej).

Dokładnie sto dziesięć lat później przedsiębiorstwo Porsche doprowadziło do zmartwychwstania „zawsze żywego” prototypu z 1901 roku. W ciągu trzyletniej współpracy z fachowcami z Porsche Engineering i wyspecjalizowaną w budowie karoserii firmą Drescher z Hinterzarten w Szwarzwaldzie powstał identyczny z oryginałem bliźniak modelu Semper Vivus. Postanowiono nie tylko uzyskać identyczny wygląd i odtworzyć wszystkie detale, ale także moc oryginału.

– Po dawnym prototypie nie pozostało nic poza kilkoma starymi szkicami i pożółkłymi czarno-białymi fotografiami – powiedział uczestniczący w pracach rekonstrukcyjnych Benjamin Drescher.

Szczęśliwym trafem udało się gdzieś zdobyć obydwa oryginalne silniki benzynowe. Na jeden z nich restauratorzy natknęli się przypadkiem na bazarze z częściami samochodowymi w Strasburgu, drugi zaś znaleźli w Anglii. Szacuje się, że rekonstrukcja kosztowała około pół miliona euro. Teraz pojazd znajduje się w trasie i jest prezentowany publiczności.

Obecnie rozwiązanie technologiczne, którym Ferdinand Porsche zaskoczył świat motoryzacji, przeżywa w Porsche swój _comeback_. Dyskusje na temat ochrony środowiska i tu znalazły swe odbicie. Powstały pierwsze seryjne modele hybrydowe: samochód terenowy Cayenne i sportowa limuzyna Panamera. Napęd hybrydowy ma przestać stanowić tabu nawet dla modelu 911. Musiało upłynąć ponad sto lat, by ponownie zainteresowano się połączeniem silnika z napędem elektrycznym i benzynowym. W obecnej sytuacji przypomnienie epokowego wynalazku założyciela przedsiębiorstwa, będącego dowodem wieloletniego doświadczenia firmy i wskazującego na jej fachowe kompetencje, na pewno nie zaszkodzi wizerunkowi spółki.

Ponowne wejście Porsche w epokę elektryczności miało miejsce podczas Genewskiego Salonu Samochodowego w 2010 roku. Firma w obecności wnuków Porsche i całego zarządu uroczyście przedstawiła nowiutkiego oldtimera, hybrydowego Porsche, zbudowanego według wzoru starego modelu z 1901 roku. Porsche 918 Spyder, sportowy samochód z technologią _plug-in_, może jeździć zarówno na benzynę, jak i na prąd. Ówczesny szef Porsche, Michael Macht, zapowiedział, że jest to „całkowicie nowy rozdział w historii przedsiębiorstwa”.

W ten sposób sto dziesięć lat po prototypie Ferdinanda Porsche jeszcze raz wynaleziono elektryczne auto – ostatni krzyk mody przemysłu motoryzacyjnego. Według danych Porsche, nowy 918 Spyder łączy w sobie najnowszą technologię rajdową z napędem elektrycznym, tworząc przy tym fascynujące spektrum: z jednej strony zużycie paliwa jak w najmniejszych samochodach małolitrażowych, wynoszące około trzech litrów na sto kilometrów, z drugiej zaś osiągi sportowego supersamochodu uzyskującego prędkość ponad trzystu dwudziestu kilometrów na godzinę. W marcu 2011 roku rozpoczęła się przedsprzedaż 918 Spydera, w 2013 roku firma zaczęła dostarczać go nabywcom. Auto kosztuje siedemset sześćdziesiąt osiem tysięcy dwadzieścia sześć euro. W ten sposób stał się najdroższym samochodem produkowanym seryjnie, jaki kiedykolwiek sprzedawano w Niemczech.

– 918 Spyder jest dokładnie tym, czego nasi klienci oczekują od Porsche – wyjaśniał ówczesny szef Porsche, Macht, podczas prezentacji w Genewie. – W przyszłości nadal chcą jeździć sportowymi samochodami, z drugiej strony musimy przecież zareagować na ograniczenia emisji spalin i oczywiście wyczerpywanie się naturalnych rezerw. Tym autem natomiast można sobie pozwolić na sportową jazdę, a dodatkowo dwadzieścia pięć kilometrów da się przejechać wyłącznie na prądzie.

_Ciąg dalszy w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: