Sakramenty - ebook
Sakramenty - ebook
Każdy katolik wie, czym są sakramenty, jednak wielu nie rozumie, jaka jest ich istota i moc. Dlaczego są niezbędne w naszym życiu? Co sprawia, że mają tak wielkie znaczenie w drodze do wieczności?
Arcybiskup Fulton J. Sheen odkrywa przed czytelnikami tajemnicę siedmiu sakramentów. Tłumaczy, jak dzięki tym widzialnym znakom dostępujemy niewidzialnej łaski. Znany z niezwykłej charyzmy i daru kaznodziejskiego kapłan przeprowadza nas przez poszczególne etapy życia sakramentalnego. Opisuje pochodzenie i skuteczność każdego z sakramentów oraz pomaga nam zrozumieć, dlaczego to właśnie one są źródłem życia wiecznego.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66859-57-9 |
Rozmiar pliku: | 1 014 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
BOSKIE POCZUCIE HUMORU
Nikt nigdy nie zrozumie sakramentów, jeśli nie będzie miał czegoś, co można by nazwać „boskim poczuciem humoru”. Mówimy, że ktoś ma poczucie humoru, gdy widzi w rzeczach coś więcej, niż widać, i że ktoś nie ma poczucia humoru, gdy nie widzi nic poza tym, co widać. Gra słów nie rozśmieszy tego, kto nie uchwyci ich podwójnego znaczenia. Dla materialisty ten świat jest jak opuszczona kurtyna – nic nie można przez nią zobaczyć. Góra to po prostu góra, zachód słońca to tylko zachód słońca. Natomiast dla poetów, artystów i świętych świat jest przezroczysty jak szyba w oknie i mówi o czymś, co kryje się poza nim. Góra mówi na przykład o potędze Boga, zachód słońca o Jego pięknie, a płatki śniegu o Jego czystości.
Gdy Pan Wcielony chodził po ziemi, przyniósł na nią boskie poczucie humoru. Nasz Pan traktował poważnie tylko jedno – duszę. Powiedział: „Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mk 8, 37)¹. Poza nią wszystko wskazywało na coś innego. Owce i kozy, butelki z winem i łaty na ubraniu, wielbłądy i ucha igielne, zapalone lampy i czerwona łuna o zachodzie słońca, sieci rybackie i cesarskie monety, kielichy i drzwi do domów bogaczy – wszystko zmieniało się w metafory i stawało się opowieścią o królestwie Bożym.
Nasz Pan miał boskie poczucie humoru, ponieważ objawił, że cały wszechświat jest sakramentalny. Sakrament, w szerokim sensie tego słowa, łączy w sobie dwa elementy: jeden widzialny, drugi niewidzialny; jeden, który można zobaczyć lub usłyszeć, którego można spróbować albo dotknąć; i drugi – niewidzialny dla oczu. Jest jednak między tymi elementami pewien związek albo wspólna znaczeniowa przestrzeń, która je łączy. Słowo mówione jest rodzajem sakramentu, ponieważ jest w nim zarówno coś materialnego, co da się wychwycić uchem, jak i coś duchowego, czyli znaczenie słowa. Koń słyszy opowiadany dowcip tak samo jak człowiek. Można nawet przyjąć, że słyszy wypowiadane słowa lepiej. Różnica polega na tym, że gdy człowiek usłyszy dowcip, najczęściej się roześmieje, a gdy usłyszy go koń – nie wybuchnie końskim śmiechem. Jest tak dlatego, że koń słyszy tylko materialną część „sakramentu”, to znaczy dźwięk, podczas gdy człowiek odbiera również tę niewidzialną albo duchową, czyli sens słów.
Uścisk dłoni jest rodzajem sakramentu, ponieważ jest to coś widzialnego i dającego się odczuć (połączenie dwu dłoni), a także coś tajemniczego i niewidzialnego (wyraz przyjaźni). Pocałunek jest rodzajem sakramentu: jego fizyczna strona dokonuje się także wtedy, gdy ktoś całuje własną dłoń, ale duchowa strona tu się gubi, bo nie ma w tym geście okazania uczucia drugiej osobie. Skradziony pocałunek często budzi oburzenie między innymi dlatego, że nie jest to gest sakramentalny – ma wymiar fizyczny, ale nie ma duchowego, gdyż nie służy wzajemnemu okazaniu sobie szacunku albo uczucia.
Ta książka powstała, ponieważ żyjemy w świecie, który traktujemy zdecydowanie zbyt dosłownie. Złoto to złoto, wojna nuklearna to wojna nuklearna, śmieć to śmieć, a pieniądze to pieniądze. Nie widzimy znaczenia ani sensu w rzeczach, których dźwięki brzmią nam w uszach albo których blask świeci nam w oczy. W świecie bez boskiego poczucia humoru architektura utraciła dekoracje, a ludzie wyzbyli się dobrych manier i nie są wobec siebie uprzejmi. Gdy w świecie panowała pogodniejsza filozofia, gdy rzeczy uważano za czytelne znaki tego, co niewidzialne, architektura była pełna niezliczonych dekoracji: pelikan karmiący swoje dzieci własną krwią symbolizował ofiarę Chrystusa, gargulec wyglądający zza kolumny w katedrze mówił o tym, że pokusa czyha nawet w najświętszych miejscach. Gdy nasz Pan planował swój triumfalny wjazd do Jerozolimy, powiedział, że jeśli ludzie nie będą oddawać Mu czci, to „kamienie wołać będą” (Łk 19, 40), co też się stało – później, gdy wystrzeliły w górę w gotyckich katedrach.
Teraz kamienie milczą, ponieważ ludzie nie wierzą już w tamten świat; nie mają żadnych historii do opowiedzenia, żadnych znaczeń do przekazania, żadnej prawdy do zobrazowania. Gdy ginie wiara w to, co duchowe, architektura nie ma czego symbolizować. Podobnie gdy człowiek utraci przekonanie o istnieniu nieśmiertelnej duszy, upada szacunek dla tego, co ludzkie. Człowiek bez duszy jest rzeczą, czymś, czego można użyć, a nie czymś, co zasługuje na szacunek. Staje się czymś funkcjonalnym – jak budynek, klucz francuski lub koło. Kurtuazja, uprzejmość, dobre maniery, delikatność, z którymi ludzie powinni się do siebie odnosić, zanikają, gdy w człowieku nie widzi się obrazu Boga. Kurtuazja to nie łaskawość okazywana poddanemu przez pana ani traktowanie z góry czyichś problemów, ale ukłon serca składany wobec wartości człowieczeństwa. Kurtuazja jest dzieckiem świętości i tak jak dekoracja rodzi się z poczucia tego, co święte. Pomyślmy: gdyby ornamentyka wróciła do architektury, a kurtuazja do ludzkich obyczajów, to za jednym zamachem ludzie wyzbyliby się swojej nudnej dosłowności i zaczęliby żyć w świecie sakramentalnym, ciesząc się boskim poczuciem humoru.
Żyjemy, kierując się ku górze – jak wycelowana w niebo iglica albo tryskająca wodą fontanna. Ziemia, historia i natura muszą pozostać za nami, gdy szukamy zjednoczenia z Wiecznością. Błędem jest natomiast wybór postawy horyzontalnej, prostracji zmierzającej do śmierci, zamiast wyprostowanej postawy właściwej życiu. To choroba sekularyzmu i naturalizmu – utrzymujących, że to, co widzialne i doczesne, jest ostateczne, a to, co duchowe i niewidzialne, nie ma znaczenia.
Dwa poważne błędy mogą zniszczyć nasze rozumienie świata natury: odcięcie go całkowicie od wszechmocnego Boga i utożsamienie go z Nim. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z zegarem bez zegarmistrza, z obrazem bez malarza, z wierszem bez poety. W drugim przypadku mamy utożsamienie kowala i kutego żelaza, kucharza i gotowanego przez niego obiadu; brak rozróżnienia, kto jest mordercą, a kto ofiarą. Ateizm odcina stworzenie od jego Stwórcy, panteizm utożsamia naturę i Boga. Prawda jest taka, że świat naturalny jest znakiem tego, kim jest Bóg, albo na Niego wskazuje. Patrzymy na nieskazitelny płatek śniegu i dostrzegamy wielkość Boga. Świat jest pełen poezji – to grzech zamienia ją w prozę.
BIBLIA JEST SAKRAMENTALNA
Przybliżając się do znaczenia sakramentu, otwórzmy Biblię, która jest sakramentalna w tym sensie, że i ona ma pierwszy plan oraz tło. Na pierwszym planie stoją aktorzy, sprawuje się kult, jest świątynia, toczą się wojny, widzimy cierpienia i zwycięstwa ludzi. W tle jest przenikająca wszystko obecność Boga jako Głównego Aktora, który sądzi narody według ich posłuszeństwa albo nieposłuszeństwa prawu moralnemu i który używa zdarzeń oraz historycznych faktów jako typów czy też symboli czegoś, co dopiero ma się wydarzyć. Weźmy dla przykładu miedzianego węża na pustyni (por. Lb 21, 8–9). Gdy lud żydowski był nękany przez kąsające go jadowite węże, Bóg polecił Mojżeszowi, by sporządził węża z miedzi i zawiesił go na wysokim palu. Każdy, kto spojrzał na miedzianego węża, doznawał uzdrowienia. Było to niewątpliwie dość dziwne lekarstwo na jad i nie każdy z niego skorzystał, a gdyby próbować domyślić się tego przyczyny, zapewne było nią skupienie się na zaledwie jednej stronie symbolu, czyli błyszczącym, miedzianym przedmiocie wiszącym na drzewie. Ów miedziany wąż był jednak symbolem wiary: Bóg użył rzeczy materialnej jako symbolu zaufania Mu albo wiary w Niego.
Symbolika tego znaku ma dalszy ciąg. Stary Testament znalazł swoje wypełnienie w Chrystusie, który objawił całą tajemnicę miedzianego węża. Nasz Pan powiedział Nikodemowi, że jak miedziany wąż został wywyższony na pustyni, tak i On zostanie wywyższony na krzyżu (por. J 3, 14–15). Znaczenie tej starotestamentowej figury stało się jasne: miedziany wąż na pustyni wyglądał tak jak węże, które kąsały ludzi, ale choć wydawało się, że jest taki sam, nie było w nim trucizny. Jezus mówi, że jest jak ów miedziany wąż. On także zostanie wywyższony na rozwidlonym drzewie, na krzyżu. Choć będzie wyglądał, jakby był napełniony trucizną nieprawości, jako że jego ciało będzie nosiło rany zadane przez grzech, to jednak będzie bez winy. I jak ci, którzy patrząc z ufnością na miedzianego węża, doznawali uzdrowienia od ukąszeń, tak wszyscy, którzy będą patrzeć na Niego, wiszącego na krzyżu i dźwigającego grzechy i skazy tego świata, także dostąpią uzdrowienia z trucizny węża – Szatana.
Słowo „sakrament” w języku greckim oznacza tajemnicę, a św. Paweł nazywa Chrystusa „tajemnicą ukrytą od wieków i pokoleń” (Kol 1, 26). W Jezusie jest ukryte zarówno coś boskiego, jak i ludzkiego; coś wiecznego i doczesnego; coś niewidzialnego i widzialnego. Tajemnica Betlejem to tajemnica Syna Bożego, który przyjmuje ludzką naturę, aby zjednoczyć natury boską i ludzką w jednej Osobie. Ten, który w języku Pisma Świętego może „rozluźnić więzy Oriona” (Hi 38, 31), poddał się proroctwu mówiącemu o miejscu Jego urodzenia, które zostało wyznaczone rozkazem nieświadomego niczego cezara, gdy ów zarządził spis ludności w swoim imperium. Ten, który ubrał pola w bogactwo wszelakich ziół, został ubrany w skromne pieluszki. Ten, który ze swej ręki wypuszczał planety i krainy, maleńkimi rączkami nie mógł dosięgnąć głów ogrzewających go w stajence zwierząt. Ten, który stąpał po odwiecznych górach, był zbyt słaby, by chodzić. Odwieczne Słowo było nieme. Ptak, który zbudował gniazdo tego świata, wykluł się w nim.
Ludzka natura naszego Pana nie miała mocy uświęcania z siebie i przez siebie, to znaczy nie miałaby jej, gdyby była oddzielona od Bóstwa. Jednak dzięki tej jedności człowieczeństwo Chrystusa stało się przyczyną sprawczą naszego usprawiedliwienia i uświęcenia – i tak będzie aż do końca świata. Na tym polega ukryte znaczenie sakramentu. Człowieczeństwo Chrystusa jest nośnikiem boskiego życia i środkiem uświęcającym ludzi; sakramenty są także po to, by być znakami uświęcenia, które dokonało się dzięki Jego śmierci. Jak nasz Pan był widzialnym znakiem Boga, tak sakramenty stały się odczuwalnymi znakami łaski, którą On dla nas zdobył.
Gdyby ludzie byli aniołami albo czystymi duchami, świat nie potrzebowałby Chrystusa, który przyjął ludzką naturę i posługiwał się rzeczami materialnymi, aby nam objawić to, co boskie. Człowiek składa się jednak z materii i ducha, z ciała i z duszy, a zatem czuje się najlepiej wtedy, gdy widzi materię objawiającą to, co duchowe. Matczyne pieszczoty nie sprowadzają się do tulenia niemowlęcia od pierwszych chwil jego życia, ale raczej do tego, by przekazać mu cudowną i niewidzialną matczyną miłość. To nie materialną stronę rzeczy ceni człowiek, ale raczej to, na co owa rzecz wskazuje. Tomasz à Kempis powiedział: „Kto kocha mądrze, patrzy nie tyle na prezent od kochającego, ile na jego miłość”². Odrywamy metkę od prezentu, tak by nie było żadnego związku między miłością, ze względu na którą obdarowujemy, a samym podarunkiem. Gdyby człowiek nie miał duszy albo jego przeznaczeniem nie byłby świat duchowy, wtedy wystarczyłby nam komunizm. Gdyby człowiek był tylko istotą biologiczną, organizmem, zadowalałby się jedzeniem i spaniem, i śmiercią – jak bydlęta.
CO NAM DAJĄ SAKRAMENTY
Sakramenty dają nam boskie życie i łaskę. Chrystus przyjął ludzką naturę, by zapłacić za nasze grzechy – co dokonało się przez Jego śmierć na krzyżu – oraz by obdarować nas wyższym życiem: „Ja przyszedłem po to, aby miały życie, i miały je w obfitości” (J 10, 10). Można jednak powiedzieć, że przecież człowiek ma życie – biologiczne, fizjologiczne. Miał kiedyś życie wyższe, boskie, ale je utracił. Chrystus przyszedł po to, by tamto życie człowiekowi przywrócić. To boskie życie, inne niż ludzkie, nazywamy łaską, ponieważ jest gratisem, darmowym darem od Boga.
Pewnego razu na dnie stawu dwie kijanki dyskutowały o istnieniu. Jedna powiedziała do drugiej: „Myślę, że kiedyś wystawię głowę nad wodę, żeby zobaczyć, czy jest coś innego na tym świecie”. Druga na to: „Nie bądź głupia! Myślisz, że jest coś oprócz wody?”. Ten, kto żyje życiem naturalnym, lekceważy piękno wyższego życia w łasce.
Człowiek może żyć na trzech różnych poziomach: zmysłowym, intelektualnym i boskim. Można to porównać do trzykondygnacyjnego domu. Poziom zmysłów – parter – reprezentują ci, którzy nie wierzą w istnienie jakiejkolwiek rzeczywistości innej niż przyjemności, które płyną z ciała. Ich dom jest raczej ubogo umeblowany i przystosowany do tego, by doznawać w nim od czasu do czasu – i tylko przez chwilę – czegoś poruszającego. Mieszkaniec tego piętra nie jest zainteresowany tym, by nazywać go człowiekiem na wyższym poziomie egzystencji – tak naprawdę przeczy on istnieniu wyższych poziomów.
Pierwsze piętro to poziom intelektualny ludzkiej egzystencji. Tam mieszka naukowiec, historyk, dziennikarz, humanista – człowiek, który wspiął się na wyżyny możliwości ludzkiego rozumu i woli. Życie tutaj jest o wiele bardziej komfortowe i o wiele bardziej satysfakcjonujące dla ludzkiego ducha. Mieszkańcy pierwszego piętra mogą myśleć, że ich kondygnacja jest zamkniętym kosmosemj, i uważać za podejrzanych tych, którzy pragną wyższej formy życia.
Istnieje jednak kolejne piętro – poziom łaski. Dzięki niej ludzkie serce jest wypełnione światłem prawdy, którego nie zna rozum; światłem, dzięki któremu ludzka wola jest wzmacniana mocą znacznie przewyższającą wszystkie psychiczne siły, serce zaś porywa miłość, która nigdy nie zawodzi i daje pokój niemożliwy do odnalezienia na dwu niższych piętrach.
Za oknem jest światło, ale to do człowieka należy odsłonięcie zasłon. Odsłonięcie zasłon nie stwarza światła – to raczej warunek, by ono mogło nas dosięgnąć. Gdy Bóg nas ulepił, dał nam samych siebie. Gdy obdarował nas łaską, dał nam samego siebie. Gdy nas stworzył, dał nam siebie w taki sposób, że uczynił nas jednym z Nim.
Czasem przy szosie widać napisy „Jezus zbawia”. To jest prawda, zadajmy jednak ważne pytanie: jak nas zbawia? Jaka więź łączy nas z Chrystusem teraz, w XX wieku? Czy nawiążemy z Nim kontakt, jedynie o Nim czytając? Gdyby tylko o to chodziło, nasza więź z Nim byłaby niewiele silniejsza od tej, którą moglibyśmy mieć z Platonem. Gdyby Chrystus był jedynie wspomnieniem kogoś, kto żył wieki temu, raczej trudno byłoby dostrzec, że oddziałuje na nas inaczej niż Sokrates czy Budda.
Odpowiedzią na pytanie, w jaki sposób Chrystus nas zbawia, są sakramenty. Boskie życie Chrystusa jest nam przekazywane przez Kościół – Jego Mistyczne Ciało – dokładnie w taki sam sposób, w jaki było przekazywane wtedy, gdy Pan chodził po ziemi. Jak wtedy używał ludzkiej natury jako narzędzia boskości, a materialne przedmioty służyły Mu jako znaki i symbole udzielanej łaski, tak teraz posługuje się innymi ludźmi i przedmiotami materialnymi, aby rozdawać to samo boskie życie.
Czytamy, że w trakcie ziemskiego życia Jezusa były dwa rodzaje kontaktu z Nim. Był kontakt widzialny, możliwy dzięki ludzkiej naturze. W ten sposób Chrystus pomógł człowiekowi sparaliżowanemu (por. Mk 2, 1–12) i niewidomemu od urodzenia (por. J 9, 1–7), których dotknął. Ale był również kontakt niewidzialny, dzięki któremu Pan okazywał moc, czyniąc cuda na odległość. Tak dokonało się uzdrowienie sługi pewnego setnika z Nazaretu (por. Mt 8, 5–13). Ten drugi rodzaj kontaktu jest zapowiedzią sposobu, w jaki Chrystus, który jest teraz w niebie, udziela nam swojej mocy i komunikuje się z nami przez sakramenty.
SIEDEM WARUNKÓW ŻYCIA
Aby życie fizyczne albo naturalne mogło istnieć, wymaga spełnienia siedmiu warunków, z których pięć dotyczy osoby jako jednostki, a dwa pozostałe człowieka jako członka społeczeństwa. Oto pięć warunków odnoszących się do życia jednostkowego: 1) Aby mogło zaistnieć życie, trzeba się narodzić; 2) Należy się czymś karmić, bo kto nie będzie jadł, nie przeżyje; 3) Człowiek musi dojrzeć, pozostawić za sobą dzieciństwo i przyjąć odpowiedzialność osoby dorosłej; 4) Gdy się zrani, musi opatrzyć rany i je wyleczyć; 5) Gdy zachoruje (bo choroba jest czymś innym niż zranienie), musi się pozbyć oznak choroby. Natomiast jako członek społeczeństwa 1) musi podporządkować się władzy i sądom w relacjach z innymi ludźmi oraz 2) jest powołany do pomnażania gatunku ludzkiego.
Poza tym i ponad tym ludzkim życiem jest boskie życie w Chrystusie. Oto siedem warunków prowadzenia takiego życia: 1) Musimy narodzić się do niego duchowo i taki jest cel chrztu; 2) Musimy karmić boskie życie w naszej duszy i temu służy Eucharystia; 3) Musimy wzrastać do duchowej dojrzałości i wziąć za siebie odpowiedzialność jako członkowie duchowej armii Kościoła – z tym wiąże się bierzmowanie; 4) Musimy wyleczyć rany zadane przez grzech, przystępując do spowiedzi; 5) Musimy wymazać skutki choroby grzechu poprzez namaszczenie chorych; 6) Musimy żyć pod duchowymi rządami Kościoła – po to są święcenia kapłańskie; 7) Musimy przedłużać i krzewić królestwo Boże na ziemi i taki jest cel małżeństwa.
Każdy sakrament ma jakiś zewnętrzny, widzialny znak, na przykład chrzest – wodę, Eucharystia – chleb i wino. Ale sakrament to także forma albo formuła, albo słowa o duchowym znaczeniu nadawanym temu, co materialne, gdy jest udzielany. Trzy warunki sakramentu to zatem: 1) Ustanowienie przez Chrystusa; 2) Widzialny znak; 3) Moc przekazywania łaski albo boskiego życia, które zyskaliśmy przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa.
MOC I SKUTECZNOŚĆ SAKRAMENTÓW
Sakramenty czerpią swoją moc i skuteczność z męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Dlaczego trzeba było ofiary krwi, aby dać nam siedmiokrotne uświęcenie? Jest kilka powodów: Życie jest we krwi, ale tak samo grzech. Grzechy alkoholika, libertyna i osoby perwersyjnej znajdują zawsze odzwierciedlenie w ich twarzy, ich postępki są zakodowane w każdej komórce ich ciała i każdej kropli ich krwi. Jeśli zatem grzech ma być usunięty, musi zostać przelana krew, co jest symbolem oczyszczenia z grzechu. Śmierć żołnierzy często przynosi wolność narodowi; dar krwi jednego człowieka leczy drugiego z anemii. Bank krwi, z którego inni mogą czerpać uzdrowienie, wskazuje na inny bank krwi, z którego dusze mogą czerpać, by naprawić szkody wyrządzone przez grzech.
Co więcej, krew jest najlepszym symbolem ofiary, ponieważ krew to życie: gdy człowiek oddaje swoją krew, oddaje życie. Dlatego św. Piotr pisze: „Wiecie bowiem, że z odziedziczonego po przodkach waszego złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1, 18–19).
Krew Chrystusa ma nieprzemijającą wartość, ponieważ On jest Osobą Boską. Życie baranka jest cenniejsze niż życie muchy, życie człowieka jest cenniejsze niż życie zwierzęcia, a życie Boga-człowieka jest cenniejsze niż życie jakiejkolwiek istoty ludzkiej.
Nasz umysł, nasza wola i nasze sumienie doznają pełnego uświęcenia dzięki zasługom Chrystusa: „O ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu” (Hbr 9, 14).
WŁĄCZENIE W SAKRAMENT
Kalwaria to skarbnica boskiego życia albo łaski. Stamtąd płynie siedem rodzajów uświęcenia człowieka na różnych etapach jego egzystencji. Każdy z siedmiu strumieni to sakrament, przez który zostajemy duchowo obdarowani mocą Chrystusa Zmartwychwstałego. Gdy otrzymujemy sakrament, to boskie życie spływa do naszej duszy, dopóki nie postawimy tamy – tak jak woda nie popłynie z kranu, jeśli zatkamy go dłonią. Ale kran w naszym domu nie działałby bez zbiornika i wodociągu. Tak samo sakramenty nie miałyby mocy przekazywania łaski, gdyby nie pozostawały zanurzone w Zmartwychwstałym.
Sakramenty różnią się między sobą działaniem. Chrystus-życie naznacza nas inaczej, gdy się rodzimy i gdy jesteśmy bliscy śmierci; inaczej, gdy osiągamy wiek, kiedy jesteśmy zdolni do wzięcia odpowiedzialności, i inaczej, gdy zawieramy związek małżeński; inaczej, gdy się zranimy, i inaczej, gdy sprawujemy rządy. Światło słoneczne jest zawsze takie samo – niezależnie od tego, czy pada na błoto, by je osuszyć, czy na wosk, by go stopić. Pada na kwiaty, by rosły; pada na rany i je leczy. Tak jest też z krwią Chrystusa, która spływając na nas w różnych momentach życia, udziela nam różnych rodzajów mocy.
Oto założenie filozofii: „Cokolwiek się przyjmuje, przyjmuje się na sposób przyjmującego”. Jeśli wlejesz wodę do niebieskiej szklanki, wydaje się, że jest niebieska; jeśli wlejesz ją do czerwonej, wygląda na czerwoną. Gdy wylejesz wodę na wyschnięty grunt, zachowa się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy wylejesz ją na dywan albo dodasz do niej oleju. Tak samo jest z krwią Chrystusa i niesionymi przez nią łaskami – wszystko zależy od tego, kto je przyjmuje. Czy dusza przychodzi po wzmocnienie? Po pokarm? Po uzdrowienie? Po włączenie do duchowej armii? Czy przychodzi na długo? Efekt będzie inny w zależności od tego, czy człowiek jest duchowo martwy, czy duchowo żywy. Jeśli członek Kościoła jest duchowo martwy, krew Chrystusa go ożywi, jak to się dzieje w przypadku sakramentu pokuty albo chrztu.