- W empik go
Salon sztuki za czasów Trzeciej Republiki - ebook
Salon sztuki za czasów Trzeciej Republiki - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 162 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Praca w jury była ciężką pańszczyzną i nawet Bongrand ledwie już się trzymał na swych krzepkich nogach. Woźni co dzień szykowali nowy materiał – tnie kończący się szereg wielkich obrazów, ustawionych na ziemi i poopieranych o ściany, ciągnął się przez sale pierwszego piętra dookoła całego Pałacu Przemysłu – i każdego popołudnia, od godziny pierwszej, czterdziestu członków jury, z przewodniczącym uzbrojonym w dzwonek na czele, rozpoczynało ten sam spacer, aż do wyczerpania wszystkich liter alfabetu. Orzekano stojąc. Starali się jak (najszybciej odwalić tę robotę i najgorsze płótna były odrzucane bez głosowania. Niejednokrotnie jednak dyskusje zmuszały do zatrzymania się, kłócili się przez dziesięć minut i odstawiali kłopotliwy obraz do powtórnego przeglądu, który się odbywał wieczorem. Towarzyszyło im dwu ludzi trzymających dziesięciometrowy sznur rozciągnięty w odległości czterech kroków od linii obrazów; miał on utrzymać na odpowiednim dystansie jurorów, którzy w zapale dyskusji tłoczyli się i nieraz wyrywali sznur z rąk woźnych naporem swoich brzuchów. Za jury szło siedemdziesięciu woźnych w białych kitlach i, pod wodzą brygadiera, sortowali obrazy podług decyzji przekazywanych im przez sekretarzy: przyjęte oddzielano od odrzuconych, które odnoszono na bok, jak trupy po bitwie. Obchód trwał dwie bite godziny, bez przerwy, bez chwili odpoczynku, bo nie było na czym usiąść – nużąca dreptanina poprzez zimne przeciągi, które i najbardziej zahartowanych zmuszały do wkładania futer.
Toteż z ogromną ulgą witali wszyscy godzinę trzecią, o której szli na przekąskę: pół godziny odpoczynku w bufecie, gdzie można było dostać bordeaux, czekoladę i sandwicze. Tam właśnie odbywały się przetargi o wzajemne ustępstwa, tam wymieniano wpływy i głosy. Większość jurorów miała z sobą wielkie notesy, żeby o nikim nie zapomnieć wśród gradu próśb o protekcję, który wciąż na nich spadał; zaglądali więc do notesów i obiecywali, że będą głosować za pupilami kolegi, jeśli ów w zamian za to będzie głosował za ich pupilami. Ci zaś, co nie brali udziału w tych intrygach – ludzie zbyt surowi albo zbyt beztroscy – palili papierosy w błogiej zadumie.
Po czym znów się zaczynała praca, lecz teraz już nie tak ciężka, w jednej tylko sali, gdzie były i krzesła, i stoły, ą na… nich pióra, papier i atrament. Oceniano tutaj wszystkie obrazy mniejszego formatu, nie przekraczające półtora metra długości i szerokości. „Przechodziły przez sztalugi”, ustawiano je po dziesięć lub dwanaście na czymś w rodzaju kozła przykrytego zielonym rypsem. Wielu jurorów drzemało rozkosznie w swych fotelach, niektórzy załatwiali korespondencję i przewodniczący nieraz musiał ich przywoływać do porządku, żeby uzyskać jakąś przyzwoitą większość głosów. Niekiedy powiew namiętności przelatywał przez salę, wszyscy ożywiali się i z takim zapałem głosowali przez podniesienie ręki, że aż kapelusze i laski wyskakiwały ponad wzburzoną falą głów.
Tam to właśnie „na sztalugi” zawędrowało wreszcie Umarłe dziecfco. Fagerolles, który miał notes aż czarny od zapisków, już od tygodnia prowadził skomplikowane targi, żeby pozyskać głosy dla Klaudiusza; lecz sprawa była ciężka, nie dawała się pogodzić z innymi zobowiązaniami, jakie też miał przecież, wszędzie mu odmawiano, ilekroć wymienił nazwisko przyjaciela; stwierdzał z przykrością, że nie może liczyć na żadną pomoc ze strony Bongranda; ten w ogóle nie miał notesu i zresztą tak był niezręczny, że najlepiej napięte interesy psuł wybuchami niewczesnej szczerości. Fagerolles dawno już byłby dał za wygraną w sprawie Klaudiusza, gdyby się nie uparł, gdyby nie chciał dowieść swej potęgi przeprowadzając to przyjęcie, które uważano za niewykonalne. Okaże się, czy narzucenie jury swojej woli nie leży jeszcze w jego mopy! Być może również, że w głębi jego sumienia odzywał się głos sprawiedliwości, cichy szacunek dla człowieka, którego okradał z pomysłów.