- W empik go
Samosiejka - ebook
Samosiejka - ebook
Samosiejka to bajka terapeutyczna dla dorosłych – opowiada za pośrednictwem metaforycznych obrazów o traumie doznanej w dzieciństwie i jej konsekwencjach w dorosłości, o pogoni za uczuciem, bliskością i ciepłem, o doświadczaniu świata, zdobywaniu wiedzy życiowej i powrocie do korzeni – w szerokim rozumieniu tego słowa. Połączenie cech typowych dla bajki (m.in. antyteza: przemoc–słabość) z elementami baśniowymi, magicznymi, niezwykle umiejętne operowanie metaforą, ekspresywnym, nasyconym poetyckością językiem, nastrojem, kolorem i rytmem czyni utwór fascynującym, niezwykłym, przykuwa uwagę i nie pozwala się oderwać od narracji.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 472 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od dziecka fascynował ją świat niewidzialny. Jako mała dziewczynka zbierała kwiaty, a następnie z ich płatków tworzyła obrazy, które zakopywała w ziemi. Potem, co jakiś czas, odkopywała je i z przeogromną ciekawością patrzyła, jak się zmieniają…
Traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa sprawiły, że w dorosłym życiu stawiała na to, co zewnętrzne, konkretne, wybierała drogi prowadzące do sukcesu. Świat ukrytego piękna na jakiś czas pozostawiła daleko za sobą. Jednak wewnętrzny głos wciąż domagał się eksplorowania krainy niedostrzegalnej dla oka. Ten głos nigdy nie ucichł.
W czasie kiedy dominowały wartości umysłu, ukończyła studia magisterskie na Wydziale Filologii Angielskiej na UMCS w Lublinie oraz dwa kierunki studiów podyplo-mowych: Zarządzenie i Marketing na Politechnice Lubelskiej oraz Public Relations w Polskiej Akademii Nauk. Pracowała jako lektor w szkołach językowych i na uczelniach, w tym jako wykładowca języka angielskiego w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.
W życiu osobistym doświadczyła kryzysu ciała, umysłu, emocji i duszy; w swej historii ma zapisaną m.in. amnezję. W trakcie procesu zdrowienia zdobyła wiedzę, której nie da się zawrzeć w podręcznikach czy naukowych wywodach, wiąże się bowiem ściśle z bardzo indywidualnym emocjonal-nym ładunkiem. Przy odzyskiwaniu pamięci z dramatycznych wydarzeń, przy spotkaniu z uczuciami towarzyszącymi traumie konieczna jest dogłębna praca ze sobą – życiowe doświadczenia muszą być permanentnie poddawane refleksji.
Dziś odnajduje się w roli Eksperta przez Doświadczenie, dzieląc się wiedzą płynącą z krwi i kości, towarzysząc innym w chorobie i w procesie zdrowienia. Jest członkinią Polskiego Towarzystwa Badań nad Stresem Traumatycznym (PTBST), a także Europejskiego Towarzystwa Badań nad Stresem Traumatycznym (ESTSS). Pracuje jako Asystent Zdrowienia w Centrum Zdrowia Psychicznego w Lublinie.
Autorka krótkiej prozy pt. _Krótka historia o kamieniach_ oraz powieści _Już nie pytaj_. Obie książki oparte są na faktach i traktują o traumie.Za górami, za lasami, za rzekami, hen, het, daleko… a może nawet jeszcze dalej… tam gdzie do otchłannego snu układają się najbardziej rozbrykane drogi, a strumyki płyną opieszale… wyrosło drzewo Samosiejka. Jego Ojcem było Niebo, a Matką – Ziemia.
Dolina, którą zdobiło, była Niczyja. Wokół tylko dziewicze polany, tęgie łąki i niedostępny ugór, a za nimi wody przepastne jak beczka lub chude niby nitka oraz jeziora głębokie wzorem śmiertelnego snu i płytkie na miarę kałuży, gęste tajgi, dzikie bory, niesforne strumyki, majestatyczne góry, a jeszcze dalej… niezmierzone tafle oceanów.
Samosiejka rosła sobie beztrosko, wyciągając się błogo ku słońcu. Radowała się, gdy złota tarcza z nieba pieściła ją ciepłymi promieniami. Uśmiechała się filuternie do pierzastych obłoków. Chichotała, gdy muskał ją wiosenny deszcz. Podrygiwała figlarnie, gdy drapały ją jesienne burze. Pomrukiwała i chrząkała, gdy wokół niej grasował mroźny wiatr. Wychodziła naprzeciw nawet surowym huraganom. Pląsała z hulającymi wichurami to w lewo, to w prawo, bawiła się w chowanego z błyskawicami. Niczego się nie bała. Wszystko było dla niej na swoim miejscu. Wszystko było jednością i doskonałością. Lubiła grać w berka z gradem. Troskliwie spoglądała na pisklęta, które zadomawiały się w cieniu jej konaru. W snach raz roniła łzy, raz śmiała się do rozpuku, a kiedy indziej wędrowała – niesiona przez zaczarowane mgły – do hukliwych miast lub zwiedzała knieje i wspinała się po turniach, lub co tam jej się jeszcze zamarzyło…
Kiedy była troszkę, ale tylko troszkę większa, zaczęła bacznie obserwować ŻYCIE – od zalążka po zmierzch w Nieskończonej Odwieczności – próbując zrozumieć, w czym tkwi jego TAJEMNICA.
Wpatrywała się w cuda rysowane tańcem barwnych kwiatów. Z uważnością wsłuchiwała się w odległy szum fal, niekiedy rozpoznając w ich brzmieniu srogość, a kiedy indziej niezwyciężoną wolność, czasami zaś – ciche odgłosy spokojnego szczęścia. Podziwiała bujność obrazów malowanych przez niebo i chętnie uczyła się czytania z ich kształtów. Wiedziała już, kiedy nieboskłon nakłada woal refleksji, a kiedy przywdziewa szatę niezgody lub przysłania się zmierzchem nostalgii.
Samosiejkę cieszyło istnienie wszystkiego: małego jak mrówka, dużego jak hipopotam, prostego jak strzała, krzywego jak korzeń w lessowej dolinie wyniosłych drzew. Najbardziej jednak zdumiewała ją potęga błękitnego baldachimu, a że wzrok miała sokoli, dostrzegała, jak w niebotycznej oddali zlewa się w jedną całość z wielką wodą.
Samosiejka rosła sobie, wystrzeliwując w górę coraz to kolejne gałęzie… Wyczulała się też mocniej na pieśni dnia i posłusznie poddawała się nastrojom nocy.
Któregoś dnia w Niczyjej Dolinie ni stąd, ni zowąd pojawiły się DOBRO i ZŁO. Spodobała im się nieujarzmiona kraina bez okien i drzwi, w której mogły zbierać swoje plony.
DOBRO, wędrujące w poszukiwaniu Piękna, napotkało Samosiejkę i zachwyciło się delikatnością jej natury. Patrzyło na subtelne listki podfruwające niewinnie w rytm podmuchów zefirka i podziwiało ich wspólny pląs. Czystość i niewinność tych chwil była sielankowa i trwała długo.
Samosiejka nie znała dotąd Zła.
A ZŁO – spragnione zniszczenia, ciekawe brzydoty – napotkawszy Samosiejkę, najpierw stanęło jak wryte, potem, pełne gniewu, zaczęło zamaszyście zrywać jej gałęzie. Jedna po drugiej. Delikatne gałązki spadały na ziemię – jedna na drugą. ZŁO nie umiało znieść jej bezgrzeszności. Nie umiało ustać spokojnie, patrząc na czytelną od góry do dołu czystość. Nieskazitelność drażniła wszeteczeństwo. Rozwścieczone ZŁO skubało więc i rwało Samosiejkę z narastającym ferworem. Ryczało przy tym złowrogo. Zgnieciona zieleń i połamany brąz krzyczały, nie wiedząc, co się dzieje, a ZŁO mruczało pod nosem z zacietrzewieniem:
– Cóż za dziwak z tej Samosiejki!
Zgruchotana beztroska kwiliła już tylko, a to, co z niej pozostało, było dziwne, a może nawet jeszcze dziwniejsze… Zło poczuło, że ukończyło dzieło. Popatrzyło na suchy, pusty konar i uradowało się dokonanym spustoszeniem… Potem, nie oglądając się za siebie, pognało gdzieś dalej… Nie wiadomo gdzie i po co… ani… na jak długo.
DOBRO wzruszyło się.
– Cóż za oryginalna, smukła Samosiejka, prawie bez gałęzi, taka skromna… bez korony…
Od tej pory Samosiejka nie dowierzała jednak szeptowi DOBRA. Zmatowiała i przygasła niepewna swej urody. Przestała ucztować z wichurami i wesoło koncertować z błyskawicami.