- W empik go
Samotny jak Szwed? - ebook
Samotny jak Szwed? - ebook
Zbiór reportaży, esejów i rozmów na temat samotności w wydaniu szwedzkim. Tubylewicz i jej bohaterowie zastanawiają się nad tym, czym samotność jest, czym bywa, co nas w niej przeraża, a co cieszy, dlaczego za nią tęsknimy, dlaczego przed nią uciekamy, jak nas zmienia, jakie stawia przed nami wyzwania. Wiele tu subiektywnych głosów i perspektyw, pełna uniwersalność i kopalnia wiedzy o różnicach kulturowych. Jednocześnie „Samotny jak Szwed?” to kolejna odkrywcza książka o naszych sąsiadach zza Bałtyku. Dla Tubylewicz Szwecja to lustro, w którym przegląda Polskę i siebie samą, a o Szwecji mówi się, że jest rajem dla samotników. Czy to prawda?
Autorka opowiada o szwedzkich singlach, rodzinach i indywidualizmie, a także o szwedzkiej duchowości, która realizuje się najlepiej w samotności na łonie natury. Wraz ze swoimi rozmówcami dochodzi do tego, że to introwertykom łatwiej jest odnaleźć życiowe zadowolenie, zastanawia się, czym jest samotność publicystki walczącej o subiektywizm w spolaryzowanej rzeczywistości, i nad tym, dlaczego nie chroni anorektyczek przed samotnością w tłumie wszechobecna tolerancja. W „Samotny jak Szwed?” jest miejsce dla samotności Pippi Långstrump i poety-noblisty, któremu nagle zabrakło słów.
Autorka opowiada nie tylko o licznych różnych spojrzeniach na temat samotności, ale także o swoich podróżach w poszukiwaniu krajobrazów samotności. Poetyckim i pięknym wizualnie uzupełnieniem tej historii są nastrojowe zdjęcia jej syna Daniela Tubylewicza z tak malowniczych miejsc jak Fårö, Gotlandia, Österlen i Bohuslän.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8032-576-0 |
Rozmiar pliku: | 6,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka, którą trzymasz w ręku, jest opowieścią o różnych odcieniach samotności. O tym, czym samotność jest, czym bywa, co nas w niej przeraża, a co cieszy, jak nas zmienia, jakie stawia przed nami wyzwania. To historia uniwersalna, ale także na wiele sposobów osobista. Wiele w niej subiektywnych głosów, wiele prywatnych perspektyw, trochę moich własnych przemyśleń i wspomnień. Jednocześnie książka ta, jak większość moich książek, traktuje o Szwecji. O Szwedach. O ich wrażliwości. Dlaczego? Bo Szwecja to kraj, z którego czerpię inspirację. To także lustro, w którym oglądam Polskę i siebie samą. Poza tym wśród krążących po świecie narodowych stereotypów bardzo silny jest ten o szwedzkim samotnictwie. O zdystansowaniu Szwedów, ich małomówności, niechęci do kontaktów i chłodzie napisano i powiedziano już całkiem sporo. Jest w tym miejsce i na prawdę, i na wyolbrzymienie oraz brak zrozumienia kodów kulturowych.
Niewątpliwie odosobnieniu sprzyja w Szwecji demografia. Wprawdzie żyje tu dziesięć milionów ludzi, więc Islandia to zdecydowanie nie jest, ale 97 procent powierzchni kraju to teren niezamieszkany. Dziewicza ziemia. Szwecja bardzo różni się tym od Polski, w której gdziekolwiek człowiek się ruszy, zaraz znajdzie się w tłumie. Często irytującym, z parawanami na zatłoczonej plaży, z namolnym, zbyt głośnym gadaniem w pociągowej strefie ciszy, z tłokiem w środkach komunikacji miejskiej i nadmiarem spacerowiczów w miejskich parkach. W Lesie Kabackim bywa tak dużo rowerzystów, że człowiek ma wrażenie, że porusza się w peletonie kolarskim. W Szwecji przestrzeń, spokój i ciszę znajdziesz wszędzie, nawet w centrum miasta. Ma to także związek ze sposobem bycia mieszkańców szwedzkich miast. Susan Sontag w swoim niezbyt przychylnym dla Szwedów Liście ze Szwecji pisała: „Nie znam nowoczesnego miasta tak cichego jak Sztokholm, niemal każdy hałas pochodzi w nim od maszyn. Ludzie prowadzą ciche rozmowy, szepczą i pomrukują w restauracjach, a wykłady i spektakle nagradzają stonowanym aplauzem”^(). Najsłynniejsza amerykańska intelektualistka napisała te słowa w 1969 roku po kilku miesiącach pobytu w stolicy Szwecji. Ja po 20 latach życia w tym mieście napisałam książkę pod tytułem Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą^(), więc wygląda na to, że od lat 60. zeszłego wieku poziom hałasu i tłoku nie wzrósł. Nie zgadzam się za to z Sontag, że szwedzka publiczność reaguje zawsze w sposób wyciszony i nieentuzjastyczny. Po genialnych spektaklach tanecznych w Dansens Hus trwające bez końca brawa i okrzyki nie ustępują spontanicznym reakcjom publiczności amerykańskiej.
Susan Sontag męczyła się w szwedzkiej ciszy. Nie przepadała też za rozmowami ze Szwedami, którzy wprawdzie już w latach 60. świetnie mówili po angielsku, za to mieli problem z wyrażaniem siebie i przekraczaniem wewnętrznej samotności, w jakiej zdawali się nieustannie tkwić: „Mówienie nigdy nie przestaje być dla Szwedów kłopotliwe: to balansowanie nad przepaścią. Za każdym razem, gdy zaczyna się konwersacja, możesz poczuć, jak pomiędzy rozmówcami narasta fizyczne napięcie. (...) Rozmowom zawsze grozi wygaśnięcie, zarówno z powodu imperatywu dyskretności, jak i ze względu na to, że tak kusi cisza. Milkliwość to szwedzka przywara narodowa. Czy zaczniecie się śmiać, jeśli przypomnę wam Gretę Garbo? Nie żartuję, Szwecja jest pełna prozaicznych i pozbawionych wdzięków małych Garbo. I momentów z filmów Bergmana, tych, w których bohaterowie niemo wyrażają męczarnię niezdolności wypowiedzenia tego, co czują”^().
Åke Daun, szwedzki kulturoznawca, który przez lata zajmował się badaniem i opisywaniem charakteru swoich rodaków, w książce Mentalność szwedzka konstatuje: „Dla wielu Szwedów jest coś poetyckiego w samotności, oczywiście jeśli nie jest ona permanentna i niechciana, zwłaszcza jeśli to samotność na łonie natury”^().
Daun, badając Szwecję od środka, potwierdził też to, co szybko wyczuwają turyści, imigranci i inni nowo przybyli. Szwedzi mają w sobie nieśmiałość i lekko introwertyczny rys przy pierwszym kontakcie: „Wielu Szwedów woli mieć »spokój«, choć trochę mniej jest takich, którzy posuwają się tak daleko, że celowo unikają jeżdżenia windą z sąsiadami. W towarzystwie nieznajomych nieliczni mają ochotę pogadać. (...) Samotność oferuje ulgę i wyzwolenie. Pozwala odpocząć od oczekiwań życia towarzyskiego. Poczucie spełnienia, jakie ma wielu Szwedów, błądząc samotnie po lesie, siedząc z wędką czy spacerując z psem, należy częściowo widzieć w tym kontekście: chodzi o uwolnienie od społecznego nacisku, od konieczności mówienia i dopasowania się, by mówić”.
Może jest tak, że szwedzka samotność to po prostu marzenie o wolności? Pragnienie wyzwolenia od zobowiązań? Tęsknota za wyrwaniem się z kołowrotka zdarzeń i społecznych oczekiwań? Za oddychaniem pełną piersią? Za czuciem każdą komórką ciała?
Na Fårö.
Uroda Szwecji, jej rozległość i bogactwo natury oraz niezliczona liczba miejsc, w których można pobyć sam na sam ze sobą, bardzo sprzyja takim pokusom. Odkryłam to, kiedy jako piętnastolatka po raz pierwszy wyruszyłam do sąsiadów po drugiej stronie Bałtyku. Razem z mamą odwiedziłyśmy jej bliską przyjaciółkę, która zabrała nas do letniego domu na wyspie Öland (czyli na Olandii). Wyspa ta pojawi się w książce pośród porad, gdzie w Szwecji można odnaleźć samotność w pięknym miejscu. Ale najpierw wspomnienie.
Piętnastoletnia ja i szwedzka wyspa pełna ciągnących się bez końca pastwisk, kamienistych, pustych plaż, łąk, wiatraków i lasów. Godzinami jeździłam sama na rowerze, uciekałam od towarzystwa, żeby samotnie kąpać się w morzu. Coś takiego we mnie wstąpiło, że rozkoszowałam się tym, że jestem i umiem być sama. Byłam tu i teraz, pełna skupienia i uważna, choć był to czas, kiedy świat jeszcze nie oszalał na punkcie mindfulness i innych technik medytacji. Bardzo dobrze mi to wówczas zrobiło, bo znajdowałam się w pierwszej, burzliwej fazie dorastania i w moim polskim życiu nic nie liczyło się bardziej od grupy rówieśników, zdania koleżanek i tego, czy tamten albo inny obiekt moich westchnień zwrócił na mnie uwagę. Było to przyczyną niezliczonych stresów oraz pogłębiającego się braku wiary w siebie. Na Olandii mogłam stać się niezależną, lubiącą wiatr, mech, morze i deszcz prawdziwą sobą. Tkwiła w tym radość i siła.