- W empik go
Samowar - ebook
Samowar - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 151 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ktoż w Litwie nie zna starego Muchina? Któryż dom nie ma go przynajmniej raz na rok gościem? Od kogóż odlegli od miast mieszkańcy dostają wybornej lub miernej, w miarę jak chcą płacić, herbaty? Któż dostarczy ciepłego przed zimą tułuba? Smacznego na post kawioru? Słodkich dla paniczów i panienek konfitur, na które swoje całoroczne małe gromadzą dochody? Zna on już wszędzie po imieniu każdego, każdego dawnym mianuje przyjacielem, każdemu ma coś do przypomnienia, dla wielu przywozi ukłony i nowiny o zdrowiu od daleko mieszkających krewnych lub przyjaciół; słowem, on tu w Litwie ma pewnie więcej znajomych i dlań uprzejmych niżeli w swej rodzinnej stronie. Ten tedy Muchin w mroźny styczniowy poranek w wigilią Trzech Króli zajechał przed dom folwarczny rozległego zabudowania, którego dziedzic płacąc nieuważnej młodości długi, zbankrutował na koniec i, opuściwszy staroświeckie pradziadów swych gniazdo, popędził się w świat za fortuną, która mu z własnego domu uciekła. Muchin wie, czego komu potrzeba; po serdecznym więc przywitaniu się z gospodarzem, gdy mu towary przynieść rozkazano, dobywał tułuby z doskonałych macic dla jegomości, błamy kotów i okopconych zajęcy dla imości, a płócienka, rypsy i nie najlepsze perkaliki dla panienek; ale na ten raz Muchin się oszukał, bo pan Baltazar Sularski w ciągu roku, który przedzielił tu bytność kupca, z ekonoma został właścicielem części majątku rozdzielonego między dłużników rozrzutnego dziedzica, któremu własne jego dochody pożyczając jak swoje, naliczył sobie należność i za nią usadowił się wiecznym a wilczym prawem na folwarku, gdzie wprzód ekonomską zajmował gospodę. W przeszłym jeszcze roku Muchin nic już w pałacu, a wiele na folwarku utargowawszy poznał, na co się zanosi, i przepowiedział zły koniec dziedzicowi, i dlatego prosto już teraz przed folwark zajechał. Wniósłszy do izby towary postrzegł w niej niejakie odmiany: była na nowo wybieloną, na miejscu zydla stała kanapa, którą on niegdyś w pokojach dziedzica widział; przed nią stolik czeczotkowy, kilka krzeseł około stolika; na ścianach, na miejscu pobożnych obrazków, cztery pory roku, Vénus a la Titien i historia syna marnotrawnego. "Ha! – pomyślił stary lis – coś tu inszego pokazać przyjdzie". Jakoż z oburzeniem odrzuciła imość i panienki wszystko, co przyniósł, a jegomość objaśnił zadumienie Muchina wykrzykując w pełności ukontentowanej miłości własnej: – Ja tu już pan, panie Muchin! Ja pan! Diabli wzięli mego pana, podkomorzyca! A teraz ja tu pan! – No pozdrawlajem! pozdrawlajem – rzekł Muchin – napijemy się wódeczki za zdrowie pańskie! To dobrze! To wyśmienicie! Ja etomu oczeń rad! I imość kochanińka! I panienki tepier barysznie! Eto charaszo! Eto oczeń charaszo!