Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Satyry Horacego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Satyry Horacego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 241 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wier­szem mia­ro­wym na ję­zyk pol­ski prze­ło­żył

Dr Mar­cel­li Mot­ty.

Po­znań,

W Ksie­gar­ni Jana Kon­stan­te­go Żu­pań­skie­go.

1853.

Ho­ra­cy­usz był w cią­gu 16. 17. i 18. wie­ku, kie­dy ję­zyk ła­ciń­ski uwa­ża­no za głów­ny śro­dek i nie­omal za głów­ny cel wy­kształ­ce­nia, ra­zem z Wir­gi­liu­szem ulu­bio­nym po­etą na­ro­du pol­skie­go. Wi­dzi­my to z licz­nych wy­dań i tłu­ma­czeń tego ry­mo­twór­cy, któ­re Po­la­cy tak w sa­mym kra­ju, jako też za gra­ni­cą ogła­sza­li, a z któ­rych znacz­ną część Jo­cher w swo­jem dzie­le bi­blio­gra­ficz­no-hi­sto­rycz­nem (Ob­raz bi­blio­gra­ficz­no-hi­sto­rycz­ny li­te­ra­tu­ry i nauk w Pol­sce etc… przez Ada­ma Jo­che­ra, Wil­no 1810.) przy­ta­cza. Naj­czę­ściej tym­cza­sem tłu­ma­czo­no Ody i Li­sty; tłu­ma­cze­nia Sa­tyr, ile mi wia­do­mo, są tyl­ko na­stę­pu­ją­ce:

1) Sa­ty­ry wszyst­kie Ho­ra­cy­usza wier­szem pol­skim przez jed­ne­go z oby­wa­te­lów li­tew­skich wy­ło­żo­ne w Wil­nie w druk. XX. scho­lar. piar. 1784. (tłu­ma­czem jest Mar­cin Ma­tu­sze­wicz, kasz­te­lan brze­ski).

2) Wy­bór pie­śni, sa­tyr i li­stów Ho­ra­cy­usza, tłu­ma­czo­nych przez cel­niej­szych pi­sa­rzów pol­skich. Wil­no u XX. Ba­zy­lia­nów, 1807.

3) Po­ezye Ho­ra­ce­go, prze­ło­żo­ne na ję­zyk pol­ski i przy­pi­sa­mi ob­ja­śnio­ne przez Mar­ci­na Fiał­kow­skie­go. Wro­cław u W. B. Kor­na, 1818.

Z tych tłu­ma­czeń, jako tez z in­nych, któ­re może ist­nie­ją, tyl­ko ostat­nie, mimo wszel­kich mo­ich sta­rań, wy­na­leść mó­głem.

Pierw­sze z nich, jak się po­ka­zu­je z Jo­che­ra Tom I. pag. 147. nie jest wca­le wier­nem tłu­ma­cze­niem, al­bo­wiem tłu­macz sam mówi w przed­mo­wie swo­jej: "a na­przód ta­ko­we tłu­ma­cze­nie nie jed­ne­go jest kształ­tu i spo­so­bu we wszyst­kich sa­ty­rach, w jed­nych bo­wiem aż nad­to pe­ri­ph­ra­ses, to jest am­pli­fi­ka­cyi czy­nił wcho­dząc w myśl au­to­ra i, do oby­cza­jów oj­czy­stych nad­cią­ga­jąc."… "Przy­dat­ki moje wła­sne" – mówi da­lej – "i je­że­li się czy­tel­ni­ko­wi po­do­bać będą, ale wię­cej mam wąt­pli­wo­ści, aby się po­do­bać mo­gły, bo oso­bli­wie trze­ciej sa­ty­ry w księ­dze pierw­szej przy­da­tek nie­któ­rych wiel­kich lu­dzi mógł ura­zić."

Dru­gie jest nie­zu­peł­ne i za­wie­ra tyl­ko nie­któ­re sa­ty­ry, jak to już sam ty­tuł wska­zu­je.

Trze­cie na­ko­niec tłu­ma­cze­nie pi­sa­ne pro­zą tak pod wzglę­dem for­my, jako tez i tre­ści jest nie­do­kład­nem; po­nie­waż i my­śli ory­gi­na­łu czę­sto­kroć są, nie­zro­zu­mia­ne lub od­da­ne we­dle gor­szych lek­cyi, i ję­zyk jego jest po­czę­ści nie­zręcz­ny i nie­po­praw­ny. Wy­da­nie to, al­bo­wiem obok tłu­ma­cze­nia od­dru­ko­wa­no dru­go­stron­nie i text ła­ciń­ski, sta­ło się te­raz też już rzad­kiem.

Tłu­ma­cze­nie ni­niej­sze jest tyl­ko pró­bą i nie ro­ści so­bie by­najm­niej pra­wa do do­sko­na­ło­ści. Tłu­ma­cze­nia nie­miec­kie Wir­gi­liu­sza i Ho­me­ra przez Vos­sa na­pro­wa­dzi­ły mnie na tę myśl, czy­by się na coś po­dob­ne­go i w ję­zy­ku pol­skim od­wa­żyć nie moż­na. O ile się wy­ko­na­nie tej my­śli po­wio­dło, to naj­le­piej czy­tel­ni­cy osą­dzić po­tra­fią; przy­czem jed­nak­że nad­mie­nić mu­szę, co się już zresz­tą samo przez się ro­zu­mie, że do bez­stron­ne­go osą­dze­nia, mia­no­wi­cie tego ro­dza­ju tłu­ma­cze­nia, rów­nie ko­niecz­nem jest po­rów­na­nie z ory­gi­na­łem, jako tez roz­po­zna­nie celu, jaki so­bie tłu­macz wła­ści­wie wy­tknął. Otóż więc ce­lem ni­niej­szej pró­by jest: w po­dob­nem me­trum, za­cho­wu­jąc tęż samą ilość wier­szy, dać ile moż­no­ści jak naj­wier­niej­sze prze­polsz­cze­nie ory­gi­na­łu, o ile na to i sens i wła­ści­wość oby­dwóch ję­zy­ków ze­zwa­la­ją. Że się przy ta­ko­wej pra­cy trze­ba było z nie­ma­łe­mi po­ty­kać trud­no­ścia­mi, któ­rych tu i owdzie na­wet nie moż­na było po­ko­nać, to każ­dy za­pew­ne z ła­two­ścią poj­mie i wy­ja­śnić so­bie, ztąd ze­chce uster­ki i wady tłu­ma­cze­nia.

Pod wzglę­dem me­trycz­nym mamy tu­taj tyl­ko słów kil­ka do nad­mie­nie­nia. W ję­zy­ku pol­skim nie ma, jak wia­do­mo, wła­ści­wych dłu­gich i krót­kich syl­lab, nie­za­leż­nych od przy­ci­sku; dłu­gą sta­je się syl­la­ba li tyl­ko przez przy­cisk, któ­ry w wy­ra­zach 2 – 3 – i 4-zgło­sko­wych nie­zmien­nie za­wsze pada na przed­ostat­nią, w wy­ra­zach zaś 5-zgło­sko­wych, na pierw­szą i przed­ostat­nią; krót­kie­mi są wszyst­kie inne bez­przy­ci­sko­we zgło­ski. Jed­no­zgło­sko­we wy­ra­zy wzię­li­śmy za krót­kie, z wy­jąt­kiem tych jed­nak­że, na któ­re w zda­niu głów­ny pada przy­cisk, jako tez jed­no­zgło­sko­wych przy­im­ków przed jed­no­zgło­sko­we­mi rze­czow­ni­ka­mi i za­im­ka­mi. Imio­na wła­sne ła­ciń­skie i grec­kie mu­sie­li­śmy zpolsz­czyć, co się zresz­tą zu­peł­nie zga­dza z du­chem ję­zy­ka pol­skie­go;

prze­to też do­sta­ją ten­że sam przy­cisk co i pol­skie wy­ra­zy. Za­koń­cze­nia ius, ia pi­sa­łem umyśl­nie: jus i ja, aby tym spo­so­bem wy­raź­nie ozna­czyć, że je na­le­ży wy­ma­wiać jed­no­zgło­sko­wo.

Co się ty­czy wier­sza sa­me­go, któ­re­go naj­pierw użył Mic­kie­wicz, zbli­ża on się naj­bar­dziej jesz­cze do sta­ro­żyt­ne­go He­xa­me­tru. Róż­ni­ca mię­dzy jed­nym a dru­gim za­le­ży na­tem, że He­xa­me­ter pol­ski da­le­ko jest jed­no­staj­niej­szym, a da­lej, że wła­ści­wie skła­da się z po­dwo­jo­ne­go Tri­me­tru dact… ca­ta­lect., po­nie­waż tu­taj miej­sce Spon­deu za­wsze Tro­cha­eus zaj­mo­wać musi. Kształt za­tem wier­sza jest na­stę­pu­ją­cy:

– uu|-uu|-u||-uu|-uu|-u.

Ca­esu­ra, czy­li śred­niów­ka przy­pa­da tu­taj nie­zmien­nie mię­dzy oba­dwa sze­re­gi, a za­tem po trze­ciej sto­pie. Pierw­sza sto­pa może za­miast Dak­ty­lu być Tro­che­jem i na­tem ogra­ni­cza się wszel­ka zmia­na, kto­rą, w po­wy­żej przy­to­czo­nem me­trum przed­się­wziąć moż­na; każ­da bo­wiem inna by­ła­by prze­rwą ryt­mu.

Księ­ga I.SA­TY­RA I.

Zkąd to po­cho­dzi, że trud­no taki się znaj­dzie Me­ce­no, coby po­prze­stał na lo­sie, któ­ry mu ro­zum na­strę­czył, albo przy­pa­dek na­rzu­cił; in­nych wzdy chwa­li dąż­no­ści?

"O wy kup­cy szczę­śli­we!" lata gdy cię­żeć mu po­czną

5 woła mno­gie­mi już wo­jak wy­praw tru­da­mi zła­ma­ny.

Ku­piec prze­ciw­nie, gdy nawą wi­chry z po­łu­dnia mio­ta­ją:

"lep­sza żoł­nier­ka! Bo cze­muż?… ze­trą się szy­ki, go­dzin­ka szwan­ku wnet zgo­nem się koń­czy, albo ra­do­snem zwy­cięz­twem.

"Ży­cie rol­ni­ka wy­sła­wia praw­nik w za­ko­nach prze­bie­gły

10 gdy wraz z pia­niem ko­gu­ta, klient we wro­ta ko­ła­cze.

Tam­ten wy­wle­czon do mia­sta z wio­ski, bo zło­żył rę­koj­mię, krzy­czy, że szczę­śliw je­dy­nie taki, co w mie­ście za­miesz­kał.

Tego ro­dza­ju przy­kła­dy, (tyle ich bo­wiem) po­tra­fią choć Fa­biu­sza ga­du­łę znu­żyć;… byś cza­su nie tra­ci­ły

15 słu­chaj do cze­go ja zmie­rzam. Z bo­gów je­że­li­by któ­ry rzekł: "ot uczy­nię, co chce­cie. Bę­dziesz wo­ja­ku na te­raz kup­cem; praw­ni­ku ty pil­nuj płu­ga; więc role zmie­niw­szy wy z tej stro­ny, wy z tam­tej zchódź­cie! Da­lej­że, co prę­dzej!

Cóż sto­icie?"… Nie przyj­mą;… szczę­ście wszak od nich za­le­ży!

20 Cze­muż­by Jo­wisz im nie­miał słusz­nie, oba­dwa po­licz­ki

z gnie­wu nadaw­szy, po­gro­zić: "lu­dzie, na po­tem nie będę tak po­wol­ny, bym uszu wa­szym ży­cze­niom nad­sta­wił!"

Zresz­tą, by tego nie zby­wać śmie­chem, jak taki, co pra­wić zwykł żar­ci­ki za­baw­ne,… cho­ciaż i nie­źle to cza­sem

25 praw­dę żar­ci­kiem osło­nić; (wszak­że przy­chleb­ny ba­ka­łarz abe­ca­dło pier­nicz­kiem żacz­kom czę­sto­kroć osła­dza), prze­cież igrasz­ki po­mi­niem, rze­czy po­waż­nie roz­bie­rzem.

Taki co cięż­ką zie­mi­cę twar­dym prze­wra­ca le­mie­szem i ten szal­bierz kup­czą­cy, żoł­dak i majt­ki, co śmia­ło

30 po wszem włó­czą, się mo­rzu, wszy­scy nam pra­wią, że tyl­ko na to się bie­dzą, by mo­gli spo­cząć bez­piecz­nie na sta­rość, na­peł­niw­szy spi­chle­rze: otóż jak mrów­ka ma­lucz­ka, (zwy­kli to bo­wiem przy­ta­czać), wiel­ce ro­bo­cze zwie­rząt­ko wszyst­ko co może, do swo­jej pyszcz­kiem za­włó­czy spi­żar­ni,

35 a prze­czu­wa­jąc złe doby, bywa prze­zor­ną za­wcza­su. –

– Ale, gdy z roku ob­ro­tem Wod­nik nie­bio­sa za­chmu­rzy, nie­wy­ła­żąc z swej dziu­ry, tego roz­trop­nie uży­wa, co ze­bra­ła, gdy cie­bie żad­ne od­pę­dzić od zy­sku skwa­ry nie­mo­gą, ni mro­zy, mo­rza, ni ogień, ni mie­cze;

40 wszel­ka prze­szko­da ci za nic, byle kto nie­był bo­gat­szy.

Cóż ci to nada, żeś nocą w zie­mi głę­bo­ko, ze stra­chem zło­ta i sre­bra nie­zmier­ne skar­by ukrad­kiem za­ko­pał? –

– "Sze­ląg zo­sta­nie się pod­ły, je­śli z nich bę­dziesz ubie­rał."

– Ja­kież ma za­pas po­wa­by, kie­dy na­ru­szyć go nie­mam?

45 Nie­chbyś na swo­jem kle­pi­sku kor­cy wy­mła­cał ty­sią­ce, w. brzuch się twój prze­to, za­rę­czam, wię­cej nie zmie­ści od nie­go.

Jak ów nie­wol­nik; co sa­kwy z chle­bem choć dźwi­ga w po­dro­ży na swym grzbie­cie zgar­bio­nym, wię­cej od in­nych, idą­cych bez cię­ża­ru, nie zy­ska. – Po­wiedz, za­le­żyż co na­tem

50 zgod­nie z na­tu­rą ży­ją­cym, mor­gów czy set­kę, czy ty­siąc

A jed­nak to miło z kop­ców. ogrom­nych ubie­rać!"

– Z ma­łych je­że­li mi na­brać tyle jest wol­no, co z wiel­kich, po­cóż nad moją skrzy­necz­kę two­je spi­chle­rze wy­no­sisz?

Tak, jak gdy­byś, żą­da­jąc wody li tyl­ko dzba­necz­ka lub ku­becz­ka, po­wie­dział: z rzekł­bym wiel­kiej za­czerp­nąć

wo­lał niż z mego stru­my­ka. Czę­sto już, wie­rzaj, tych lu­dzi, co w ob­fi­to­ści zby­tecz­nej swo­jej szu­ka­ją roz­ko­szy,

Au­fid gwał­tow­ny po­chło­nął z brze­gu wy­ło­mem po­rwa­nych.

Kto zaś li tyle po­żą­dać, ile mu trze­ba na­wyk­nie,

60 wody ten męt­nej nie pije, ani tez gi­nie w bał­wa­nach.

Za­śle­pio­na jed­nak­że ga­wiedź chci­wo­ścią zwod­ni­czą:

nie­ma nic na­zbyt! krzy­czy, wo­rek Jest mia­rą zna­cze­nia!

Cóż więc z nią po­cząć? Niech bę­dzie nędz­ną, o ile sa­mo­chcąc przy­tem ob­sta­je, jak ongi ma­wiał ów bo­gacz w Ate­nach, któ­ry w swem skęp­stwie plu­ga­wem ludz­kie wy­śmie­wał ję­zy­ki. Wy­gwiz­du­ją mnie wszę­dzie;… mniej­sza!… bo w domu za to

sam się po­cie­szę po­kla­skiem, oczy gdy wle­pię w szka­tu­łę!

Nur­ty zwod­ni­cze usta­mi Tan­tal spra­gnio­ny da­rem­nie chwy­ta… Ty śmie­jesz się?… po­zwól… Od­mień na­zwi­sko, wnet po­znasz,

70 że ta jest mowa o to­bie. Ze­wsząd-eś wo­rów na­zwłó­czył, na nich jak psi­sko wy­lę­gasz dy­sząc, a przy­tem je mu­sisz jak­by świę­to­ści sza­no­wać, cie­szyć się jak­by ob­raz­kiem.

Nie­znasz war­to­ści pie­nię­dzy? Nie­wiesz, jak użyć ich trze­ba? –

– "Kupi się chle­ba, ja­rzyn­ki, cza­sem i wina kwa­ter­kę,

75 sło­wem bez cze­go się czło­wiek zgo­ła już obyć nie­mo­że." –

– Czy ci tez miło, gdy czu­wasz dnia­mi i nocą bez du­szy, drząc przed ogniem, ra­bu­siem, wła­snych gdy bo­isz się lu­dzi, by cię złu­piw­szy nie ze­mkli? Drze­wo-bym rą­bać ot wo­lał, niź­li te skar­by po­sia­dać, sko­ro w nich tyle kło­po­tu!

80 A gdy się czło­wiek prze­zię­bi, cia­ło mu całe zbo­le­je, albo go inna cho­ro­ba wresz­cie do łoża przy­ku­je, czy cię pil­no­wać, na­pa­rzać bę­dzie kto­kol­wiek i bła­gać, dro­gim by to­bie oso­bom wró­cił wskrze­siw­szy cię le­karz?

Oj ni to żona, ni dzie­ci zdro­wia two­je­go nie pra­gną,

85 wszyst­kim bo ku­mom, są­sia­dom, sta­rym i mło­dym ob­mier­z­łyś.

Jesz­cze się dzi­wisz, pie­nią­dze ce­niąc nad wszyst­ko na­świe­cie, nikt że mi­ło­ści, boś nie­wart, zgo­ła-ć nie my­śli oka­zać?

Czy­liż to, gdy­byś twych krew­nych, któ­rych na­tu­ra ci sama dała bez two­ich za­bie­gów, ze­chciał w przy­jaź­ni utrzy­mać,

90 groch rzu­cał­byś o ścia­nę, rów­nie jak pu­stak co osła na wę­dzi­dle ujeż­dża w polu Mar­so­wem jak ko­nia? –'

Prze­stań­że wresz­cie już zbie­rać; ma­jąc zaś wię­cej, niż trze­ba, mniej nie­do­stat­ku się lę­kaj, za­cznij fol­go­wać mo­zo­łom.

Wszak­że na­by­łeś, coś żą­dał; nie­chaj (po­wiast­ka to krót­ka)

95 bę­dzie-ć Umi­djus na­uką. Taki on bo­gacz był pono, że aż kor­ca­mi pie­nią­dze mie­rzył, a ską­piec tak brzyd­ki, iż naj­po­dlej­szy nie­wol­nik gor­szej nie mie­wał suk­ma­ny.

Przy­tem do śmier­ci był cią­gle w stra­chu nie­zmier­nym, by z gło­du kie­dy nie­umarł; aż wresz­cie skne­rę spła­ta­ła we dwo­je

100 wy­zwo­le­ni­ca to­po­rem, dziel­na jak córa Tyn­da­ra. –

– "Źyć mi więc ra­dzisz jak żyje Men­jus roz­pust­nik, lub może

34 jak No­men­tan hu­la­ka? – – Koń­ce prze­ciw­ne mi za­wsze od­py­cha­ją­ce się ścią­gasz;… za­raz więc prze­to roz­wio­złym, utra­cy­uszem byś zo­stał, gdy­byś twe skner­stwo po­rzu­cił?

105 Wszak­że jest mię­dzy rze­zań­cem śro­dek, a te­ściem Wi­sel­la;

wszyst­ko mia­rę ma swo­ją, pew­na jest wszę­dzie gra­ni­ca;

za nią, bądź w lewo, bądź w pra­wo, za­cność się ostać­nie może. –

Nikt­że więc (wra­cam na­po­wrót) zgod­ny z swym lo­sem nie bę­dzie jak ów chci­wiec, i ra­czej in­nych wy­chwa­lać dąż­no­ścią

110 i że u kozy są­sia­da wy­mie peł­niej­sze, dla tego ze za­zdro­ści usy­chać? Z tłu­mem bied­niej­szych ze­chciej­my los nasz tyl­ko po­rów­nać;… po­cóż prze­ści­gać każ­de­go?

Za­wsze się w ta­kich go­ni­twach znaj­dzie przed nami bo­gat­szy;

jak to już w Cyr­ku się dzie­je; z szra­nek gdy wozy wy­pad­ną,

115 każ­dy woź­ni­ca na oślep przo­dem pę­dzą­cych do­jeż­dża, pa­trzy z po­gar­dą na resz­tę z tyłu da­le­ko dy­szą­cą.

Ztąd się też rzad­ko nada­rzy taki, co wy­krzekł­by śmie­le:

szczę­śliw ży­łem… i kon­tent z la­tek ubie­głych, jak syty po ban­kie­cie bie­siad­nik, że­gnał się z świa­tem ocho­czo.

120 Do­syć,… ni słów­ka nie do­dam, abyś nie my­ślał przy­pad­kiem, iżem cie­ką­co-okie­go sza­fy splą­dro­wał Kry­spi­na.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: