Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Schowajcie to między bajki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Schowajcie to między bajki - ebook

Książka pt. „Schowajcie to między bajki, czyli niezwykły zbiór opowieści dla dzieci, rodziców i dziadków trochę też” to owoc kreatywności i wyobraźni utalentowanych uczestników konkursu literackiego „Bajkowy świat Riderò”, przeprowadzonego przez serwis Riderò w 2023 roku. Mamy nadzieję, że nasz zbiór bajek dostarczy czytelnikom wiele radości, rozrywki i wspaniałych chwil spędzonych w gronie rodziny.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8351-373-7
Rozmiar pliku: 5,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Drodzy Czytelnicy,

.

z ogromną radością przedstawiamy magiczny zbiór bajek pt. „Schowajcie to między bajki, czyli niezwykły zbiór opowieści dla dzieci, rodziców i dziadków trochę też”, który powstał w wyniku konkursu literackiego „Bajkowy świat Riderò”, przeprowadzonego przez serwis Riderò w 2023 roku.

.

Wierzymy, że wybrane opowieści uczestników, które ukazały się wraz z ilustracjami od Riderò, wypełnią dziecięce serca radością i sprawią przyjemność z czytania. Historie o magicznych przygodach, bohaterach, lekcjach życiowych i przyjaźni przenikają każdą stronę tej publikacji, przenosząc najmłodszych czytelników w krainę przygód i magii.

.

Książka, którą Państwo trzymają w rękach, to owoc kreatywności i wyobraźni utalentowanych uczestników konkursu. Chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim Autorom za współpracę i pomoc w powstaniu tego wyjątkowego zbioru.

Mamy nadzieję, że zbiór bajek pt. „Schowajcie to między bajki, czyli niezwykły zbiór opowieści dla dzieci, rodziców i dziadków trochę też” dostarczy Państwu wiele radości, rozrywki i wspaniałych chwil spędzonych w gronie rodziny. Pragniemy, aby opowieści te zagościły w Państwa sercach na długo, a sama książka stała się ulubioną pozycją w Państwa domowej bibliotece.

Życzymy miłej lektury i magicznych chwil spędzonych w krainie bajek!

Zespół RideròNiedźwiedź turysta

ANDRZEJ WRÓBLEWSKI

Gdzieś w Arktyki białych lodach

Mieszkał niedźwiedź, zwał się Felek.

Marzył ciągle o przygodach,

Chciał odwiedzić krajów wiele.

Przy tym trzeba wiedzieć wszystkim,

Że to niedźwiedź był polarny.

W oczach miewał groźne błyski,

Tęgi, wielki i mocarny.

Białe go zdobiło futro

I szpiczaste miał pazury.

Krzyknął: „Jechać chcę już jutro

Zwiedzić obce lasy, góry”.

Ostrzegały go niedźwiedzie,

Które razem z nim mieszkały:

„Lepiej tu na lodzie siedzieć

Niż wędrować przez czas cały”.

Wystawiła nos z przerębla

Pewna stara, mądra foka.

Do niedźwiedzia także rzekła,

By nie tracił lodów z oka.

Zadziwione także morsy

Poruszyły się na śniegu,

Wyprężyły grube torsy,

Ułożyły się w szeregu.

Rzekły wszystkie zgodnym chórem:

„Niedźwiedź chyba jest szalony,

Że ma myśli tak ponure,

By opuszczać własne strony.

Z takim futrem okazałym

Pewnie będzie za gorąco

Podróżować przez glob cały,

Zwłaszcza kiedy praży słońce”.

Niedźwiedź na te wszystkie głosy

Odpowiadał wciąż tak samo:

„Moje długie sierści włosy

Dla podróży nie są tamą”.

Głuchy na te dobre rady

Już nazajutrz bladym świtem

Zerwał się na równe łapy

I śniadanie zjadł obfite.

Mruknął basem jak zwierz dziki

I do zimnej wskoczył wody.

Płynął prosto do Afryki

Nowej szukać tam przygody.

Przez ocean i przez morza

Płynął dziarsko dniem i nocą.

Gdy wysepki jakieś dojrzał,

Robił przerwę, by odpocząć.

Minął brzegi Europy

I w ten sposób sobie znany

Mógł postawić wreszcie stopy

Tam, gdzie widzi się sawanny.

Przywitała go Afryka —

Ląd nagrzany mocno słońcem.

Upał prawie tam nie znika,

Dni i noce są gorące.

Niedźwiedź kroczy przez pustynię,

Futro mocno się nagrzewa.

Żadna rzeka tu nie płynie

Ani z prawa, ani z lewa.

Sucho w gardle mu się robi,

Futro parzy niby ogień.

Już nie musi ciała zdobić,

Rad by niedźwiedź zdjąć je sobie.

Lecz, niestety, może marzyć,

By ubranie swoje zmieniać.

Los go futrem tym obdarzył,

Nosi je od urodzenia.

Wolno człapie, ciężko dyszy,

Gęsty pot zalewa oczy.

W takiej łaźni ciężko wyżyć,

Żeby go choć deszczyk zmoczył.

Leżał niedźwiedź na pustyni

Przez noc całą aż do rana.

Nagle patrzy — w jednej linii

Gdzieś podąża karawana.

Sił ostatkiem niedźwiedź dyszy

I pomocy cicho wzywa.

Może go ktoś tam usłyszy,

Gdy pot znów mu z nosa spływa.

W karawanie to wielbłądy,

Choć powolne, to prym wiodą.

Patrzą: niedźwiedź tkwi bezbronny,

Trzeba go więc wzmocnić wodą.

Z garbów wody utoczyły

I częstują nią przybysza.

„Witaj wśród nas, gościu miły.

Wypij, żebyś już nie dyszał”

Między sobą mówią z cicha:

„Widok dla nas to koszmarny.

Po co do nas tu się wpychał

Dziwny niedźwiedź ten polarny?

Nie widziały nasze oczy,

By w Afryce takie zwierzę

Odważyło tu się wkroczyć,

Na pustynnym być spacerze.

Skąd się wziął ten niedźwiedź biały?

Chyba musiał się zagubić.

Może, z zimna sztywny cały,

Swych rodzinnych stron nie lubi?”.

Słyszał niedźwiedź te rozmowy,

Więc wielbłądom odpowiada:

„Chciałem poznać sam ląd nowy

I szczegóły wszystkie zbadać”.

Pokiwały mu wielbłądy,

Patrząc nań z politowaniem.

Niedźwiedź chyba jest niemądry —

Przybył bez przygotowania.

Tam w Arktyce siedzi w lodach,

Mróz właściwie się nie zmienia,

Lecz tu inna jest pogoda —

Nadaremnie szukać cienia.

Rząd wielbłądów poszedł dalej.

Niedźwiedź wodą posilony

Rezygnować nie chce wcale,

Nowe go ciekawią strony.

Gdy opadły mgły poranne,

Niedźwiedź wkroczył w inne sfery:

Trafił właśnie na sawannę,

Tam zobaczył słonie cztery.

Każdy słoń jest zaskoczony,

Trąbę zaraz wznosi w górę.

„W takim futrze w nasze strony

Nie ma wkraczać co w ogóle.

Niedźwiedź chyba nie wie wcale,

Co mu grozi w tym klimacie.

Żyć się nie da w tym upale,

Gdy się w grubej chodzi szacie”

Niedźwiedź słoniom wnet tłumaczy,

Po co tutaj je spotyka.

Chciał odmienny ląd zobaczyć,

Taki inny niż Arktyka.

Na to słonie zaryczały,

Trąby wciąż trzymając w górze:

„W takim futrze w te upały

Nie wytrzymasz ni dnia dłużej”.

Niedźwiedź mówi pewny siebie:

„Radę dam, spokojna głowa.

Choćbym przy rozgrzanym niebie

Miał się cały ugotować”.

Po tych słowach niedźwiedź odszedł,

Dysząc ciężko nieustannie.

Charczał, krztusił się po trosze,

Idąc dalej po sawannie.

Nagle oczom się otwiera

Jakaś inna okolica,

A zza krzaków nań spoziera

Lew, a z nim tuż obok lwica.

Do niedźwiedzia się zbliżyły

Dwa potężne drapieżniki.

Kształt puchatej białej bryły

Wydał im się czymś niezwykłym.

„Skąd się tutaj wziąłeś, bracie? —

Pyta zaraz lew niedźwiedzia. —

Cienia wcale tu nie znajdziesz,

Czyżbyś o tym sam nie wiedział?”

„Jestem tutaj po raz pierwszy —

Cicho niedźwiedź odpowiada. —

Zamiar taki mam najszczerszy,

By nieznany ląd ten zbadać”

Zadziwiona rzecze lwica:

„Chyba jesteś w dużym błędzie.

Tu, gdzie sucha okolica,

Ciężko ci przebywać będzie.

Nosisz futro takie grube,

Co nie sprawdza się w upale.

To jest ubiór na twą zgubę,

Nie pomoże ci on wcale”.

„Pozbyć futra się nie mogę —

Rzecze niedźwiedź zasapany. —

Muszę w dalszą ruszyć drogę,

Aby swoje spełnić plany”

Lwy spojrzały ze współczuciem.

„Co ten biedny niedźwiedź myśli?

Tu nie zazna żadnych uciech,

Chyba że mu lód się przyśni”

Choć go dwa lwy ostrzegały:

„Rajd po słońcu to nie żarty”,

To na darmo ich trud cały —

Dalej niedźwiedź szedł uparty.

Nagle znalazł małą rzeczkę,

Dosyć płytką i bagnistą.

Myśli: „Spocznę tu chwileczkę,

Mógłbym nawet trochę przysnąć”.

Lecz nie dane mu odpocząć,

Coś się nagle rusza z błota —

Niezbyt zgrabnie i ochoczo

Zjawia się pan hipopotam.

Dźwiga w górę ciężkie ciało,

Ziewa ze snu obudzony,

A na niego patrzy śmiało

Niedźwiedź w futro przystrojony.

„Cóż za stwór w mym błocie grzebie?

Jakaś dziwna to istota” —

Pyta tak samego siebie

Zaskoczony hipopotam.

Nie czekając, co się stanie,

Niedźwiedź zaraz się przedstawia:

„Przyjechałem tu, mój panie,

Przemierzając świata kawał.

Ja, polarny niedźwiedź Felek,

Dotąd tylko znałem lody.

Chciałem poznać tu miejsc wiele,

Choć odczuwam niewygody”.

„Nic dziwnego, drogi panie —

Odpowiada hipopotam. —

W takim futrze przebywanie

Tu, w Afryce, to przeszkoda.

Lepiej szybko stąd powrócić,

Gdzie zmrożony ląd na kości.

Tutaj słońce nie wystudzi,

Grzeje co dzień bez litości”

Hipopotam poczęstował

Ciemną wodą z błotnej mazi.

Niedźwiedź wiele nie skosztował,

Jeszcze czymś by się zaraził.

Szybko zatem podziękował

I oddalił się niezwłocznie.

Boleć go zaczęła głowa,

Myślał, że gdzieś w cieniu spocznie.

Tak wędrował przez równiny

Żarem słońca wysuszone.

Nagle ujrzał widok inny:

To obszary zalesione.

Wreszcie mógł odsapnąć w cieniach,

Bo do dżungli trafił wnętrza.

Tam zmniejszyły się cierpienia,

Z leśnej rosy rosła tęcza.

Myśląc, że odpocznie nieco,

Był, niestety, w dużym błędzie.

Patrzy: jakieś ptaki lecą

I lądują wokół wszędzie.

Kiedy zobaczyły Felka,

Chciały sobie pożartować.

Leci zatem chmara wielka,

Aby futro mu podziobać.

Papug masa kolorowa

Skubie każdy kłębek futra.

Gdy tak dalej będą dziobać,

Zniszczą futro to do jutra.

Choć mu było za gorąco,

Felek czuł się zagrożony.

Jak wyglądałby on w końcu —

Niedźwiedź futra pozbawiony?

Na dodatek harce papug

Małpy wnet zauważyły.

Żądne psot na łapu-capu

Osłabiały Felka siły.

Wreszcie całe towarzystwo

Gdzieś przegonił stary goryl,

Który przedtem trochę przysnął,

W krzakach drzemiąc do tej pory.

Krzyknął zaraz: „Co robicie?

Toż ten niedźwiedź na twarz pada.

Chcecie mu odebrać życie?

Fe, tak robić nie wypada”.

Wszystkie małpy i papugi

Znikły w gąszczach zawstydzone.

Goryl Felka przez czas długi

Wiódł przez knieje w dobrą stronę.

Dzięki temu na skraj dżungli

Wyprowadził Felka goryl.

Niedźwiedź mógł się w chłodzie ukryć,

Bo też wody miał do woli.

Trafił wreszcie na brzeg morza,

W którym płynąć mógł przed siebie,

Zgasić ciała swego pożar,

Znowu poczuć się jak w niebie.

Łatwiej teraz mógł powrócić

Do krainy lodów wiecznych.

Tam się w zimną wodę rzuci

I poczuje się bezpieczny.

Wyczerpany, wychudzony

Po wędrówce przez upały

Mógł zobaczyć znów swe strony,

Choć znużony, ale cały.

Wszyscy wnet go otoczyli

I pytają: „Jak tam było?”.

Niedźwiedź mruknął w pewnej chwili:

„Niezbyt fajnie i niemiło”.

Teraz morał dźwięczy w uszach,

Jego do nas płyną słowa:

Nigdy w podróż nie wyruszaj

Bez właściwych przygotowań.Fifinki, czyli krótka bajka o tajemniczych stworkach i małym Tymku

WALDEMAR KOTOWSKI

— Śpij już, Tymeczku — powiedziała mama i pocałowała w czoło swojego małego synka. — Niech ci się przyśni coś miłego.

Zmęczenie całego dnia nie pozwoliło jej zobaczyć, jak Tymek spojrzał na nią swoimi dużymi, inteligentnymi oczami, jak się uśmiechnął, patrząc za swoją wychodzącą mamą.

Tymek był pięcioletnim, niepełnosprawnym chłopcem, miał problemy z poruszaniem się, nie potrafił się jeszcze wysławiać i nosił okulary, ale przy wszystkich swoich niedoskonałościach był bardzo pogodnym i radosnym dzieckiem. Bardzo lubił układać puzzle i bawić się swoją ulubioną maskotką — tygryskiem. Jego świat nie kończył się w dziecięcym pokoju. Codziennie razem z mamą jeździł na rehabilitację, gdzie miał swoją ulubioną koleżankę Zosię i gdzie pracowała pani Agnieszka, rehabilitantka Tymka. Właśnie tam pewnego wiosennego dnia rozpoczęła się ta historia.

A tymczasem w pokoju Tymka…

W pokoju zapanował półmrok, tylko lampka wisząca nad łóżkiem chłopca rzucała słabą poświatę na dziecięcy pokój. Po wyjściu mamy ciszę panującą w sypialni Tymka zakłócał jedynie dźwięk telewizora dobiegający z pokoju rodziców.

Mały chłopczyk zapatrzył się w okno i powoli zapadając w sen, wyobraził sobie…

— Ciszaaaaaa! — krzyknął Fifinek, starając się przekrzyczeć gwar panujący w wielkiej sali Fifilandii.

— Czemu on się tak gniewa? — zdziwiła się Fifinka, jednocześnie spoglądając ze zdziwieniem na Fifkę.

Reszta grupy przerwała swoje zajęcia i zamarła w oczekiwaniu na słowa Fifinka.

— Słuchajcie teraz uważnie! — fuknął gniewnie najstarszy Fifinek. — Do was zwłaszcza to mówię, Fifilinko i Fifciu!

Obie wywołane przerwały w pół słowa swoją rozmowę.

— Jutro udajemy się wszyscy do przychodni rehabilitacyjnej, gdzie będziemy się zajmować chorymi dziećmi. Oczywiście nie muszę wam przypominać, że nasza pomoc pozostaje niezauważona, bo przecież dzieci i dorośli nie mogą nas zobaczyć. A nawet gdyby, to wyglądamy jak motki wełny, więc nikt się nie zorientuje.

— Tak, tak — mruknął pod nosem Fifcio, zerkając z uśmiechem na Fifkę. — Jesteśmy niewidzialnymi stworkami z Fifilandii.

— Proszę więc wszystkich o odpowiednie przygotowanie i zachowanie należytej uwagi.

Wszystkie Fifinki pokiwały głowami i rozeszły się do swoich łóżek.

Następnego dnia, kiedy słońce dopiero wychyliło się zza horyzontu, w pokoju Fifinków słychać już było wesoły gwar rozmów i śmiechów. Wszyscy czekali z niecierpliwością na fifinkową pocztę, która dostarczy ich do przychodni.

— Nie pchaj się na mnie! — fuknęła gniewnie Fifka, szczypiąc w ucho Fifcia.

— Ja się nie pcham — odpowiedział zdziwiony Fifcio. — Przecież wiesz, że ta nasza poczta kiepsko działa. To nie moja wina, że tu jest tak ciasno.

— Przestańcie się kłócić, bo zostaniecie w swoich łóżkach, a my polecimy sami — powiedziała ze stoickim spokojem Fifilinka, poprawiając swoją różową czuprynę.

Pośród tych wesołych okrzyków i przekomarzań upływał czas w oczekiwaniu na fifinkową pocztę. A było to dziwne i skomplikowane urządzenie. Nikt tak do końca nie wiedział, jak to działa, tylko najstarszy Fifinek znał tajemnicę fifinkowej poczty i strzegł jej jak oka w głowie.

Kiedy każdy już był gotowy do drogi… trzasnęło, fuknęło i oto wszyscy znaleźli się w przestronnej sali przychodni rehabilitacyjnej.

— Wow, jak tu ładnie — powiedziała Fifcia i pobiegła szybko do małej ślicznej dziewczynki, która siedziała na dużej piłce lekarskiej.

Każdy Fifinek znalazł sobie dziecko, któremu będzie pomagać w jego ćwiczeniach. W przychodni znajdowało się siedmioro dzieci w różnym wieku. Każde z nich było tutaj z innego powodu, każde chorowało na coś innego, a mimo to panowała tu radosna atmosfera. Wszystkie dzieci były uśmiechnięte i z chęcią poddawały się niełatwym czasami ćwiczeniom.

Na końcu sali, tuż pod oknem, na wysokim łóżku rehabilitacyjnym siedział Tymek, zapatrzony w swoją opiekunkę, panią Agnieszkę. Pani Agnieszka pracowała z dziećmi już bardzo długo, ale Tymka poznała dopiero parę dni wcześniej i od razu polubiła. Miał ogromne, schowane za okularami niebieskie oczy w kolorze nieba w letni dzień, krótko obcięte blond włoski, a jego uśmiech był tak ciepły, że każdy, kto na niego patrzył, sam się bezwiednie uśmiechał.

Właśnie w tę stronę poszli niezależnie od siebie Fifka i Fifek. Każde z nich od razu zauważyło mądre spojrzenie ogromnych oczu Tymka.

— Ja byłam pierwsza, idź do kogoś innego!

— Nie, to ja byłem pierwszy — krzyknął Fifek.

W tym momencie oboje zamarli w pół kroku, gdyż zauważyli z ogromnym zdziwieniem, że Tymek im się przygląda tak, jakby ich widział…

— Czy ty widzisz to, co ja? — zapytała cicho Fifka swojego zdumionego przyjaciela.

Jednak Fifek stał jak zamurowany. Jego wzrok połączył się niewidzialną linią ze wzrokiem Tymka. Obaj wyglądali jak wykuci z kamienia. „To niemożliwe, przecież nikt nie może nas widzieć” — pomyślał Fifek, starając się jednocześnie skulić w sobie tak, jakby chciał się stać jeszcze mniejszy.

— Kim jesteś? — zapytał Tymek stworka, który stał na podłodze przed jego łóżkiem. Jednocześnie kątem oka dostrzegł drugie podobne stworzonko, chociaż w innym kolorze.

— Aaaaaaaa… — cichutkie westchnienie wyrwało się z ust Fifki.

— Aaaaaaaa… — odpowiedział Tymek.

— To ty nas widzisz? — spytali jednocześnie Fifek i Fifka.

— Oczywiście, że was widzę — odparł z pewnym zdziwieniem Tymek, chociaż nie poruszył wcale ustami, tylko jego duże oczy patrzyły wymownie na nieznane mu istoty.

— Jak? Co? Dlaczego? To niemożliwe! — mówiły jeden przez drugiego zdumione Fifinki. — Przecież my jesteśmy niewidzialne!

— Ale ja was widzę — odparł ze spokojem Tymek, a jego oczy błyszczały z radości.

Fifka i Fifek podeszli w końcu niepewnie bliżej łóżka, mrugnęli oczkami i znaleźli się na jego końcu, tuż przy nogach siedzącego chłopca.

— Kim jesteście? — dopytywał Tymek. — Nigdy nie widziałem takich dziwnych stworków.

— Zaraz tam dziwnych — mruknął pod nosem Fifek.

— Cicho bądź — powiedziała Fifka, szturchając go w bok i jednocześnie uśmiechając się do Tymka. — Jesteśmy Fifinkami z Fifilandii i pomagamy dzieciom takim jak ty, aby ich rehabilitacja przebiegała szybciej. Widzisz tamtą fioletową Fifinkę?

Tymek spojrzał w kierunku, który wskazała Fifka, i mrugając oczami, kiwnął lekko głową.

— To Fifcia, dzisiaj opiekuje się tą dziewczynką na piłce.

— To Zosia — powiedział Tymek zadowolony, że może się pochwalić swoją koleżanką.

— Uhm — mruknęła Fifka i zamyśliła się na chwilę.

— Już wiem — powiedział Tymek — ja was widziałem u babci w koszyku, w którym trzyma swoje robótki ręczne. Tam leżały takie motki podobne do was.

Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka Fifinki przypominały troszkę motki wełny: były zaokrąglone, puszyste i bardzo mięciutkie. Gdyby wszyscy mogli je widzieć, każdy bardzo by chciał się do nich przytulać. Każdy Fifinek miał inny kolor, inną czuprynę i każdy był w innym stopniu puszysty. Jedynie ich oczka, podobne odrobinkę do małych guzików, sprawiały, że nie wyglądały one jak zwyczajne motki z babcinego koszyka z robótkami.

W tym momencie Fifek wskoczył na ramię Tymka i zapytał:

— Dlaczego ty nas widzisz?

— Nie wiem — odparł Tymek. — Ja nie mówię i jeszcze słabo chodzę. Tak do końca nikt nie wie, co mi jest, ale was od razu zauważyłem i mogę z wami rozmawiać — mówiąc to, uśmiechnął się od ucha do ucha.

Fifinki spojrzały na siebie i również na ich buźkach zagościł uśmiech.

— Wiesz, że jesteś pierwszym dzieckiem, które nas widzi? Nigdy nikt z nami nie rozmawiał, więc…

Tymek uniósł brwi w niemym pytaniu.

— …więc nie możesz nikomu o nas powiedzieć, bo wtedy wszyscy zaczną nas szukać i nie będziemy mogły już pomagać chorym dzieciom.

— Nawet mojej mamie mam nie mówić? — zapytał Tymek.

— Nikomu — odpowiedziały zgodnym chórem Fifek i Fifka. — Ale nie martw się, od dzisiaj będziemy już codziennie tu przychodziły i będziesz mógł z nami zawsze rozmawiać.

— Super! — ucieszył się Tymek. — Zawsze chciałem mieć przyjaciół. Czy będziecie też przychodziły do mnie do domu?

— A chciałbyś?

— Tak, tak, bardzo bym chciał! — radośnie krzyknął Tymek.

— Wobec tego mamy umowę — powiedział Fifek i zeskoczył zgrabnie na skraj łóżka.

Tymek spojrzał na panią Agnieszkę, ale ona sprawiała wrażenie bardzo zajętej masowaniem jego pleców i z pewnością nie widziała jego dziwnych gości.

Następnego dnia rano, kiedy mama weszła do pokoju Tymka, zauważyła ze zdziwieniem, że synek już nie śpi, a jego duże oczy były szeroko otwarte i wyjątkowo wesołe.

— Dzień dobry, kochanie. Jak się spało?

Tymek spojrzał na mamę i uśmiechnął się jeszcze bardziej. Chciał się z nią podzielić swoją radością z poznania nowych przyjaciół, ale… Czy te stworki widział naprawdę, czy tylko mu się śniły?… „Ech, jak ciężko będzie utrzymać to w tajemnicy przed rodzicami” — pomyślał zmartwiony chłopiec.

Po śniadaniu, na które zjadł swoje ulubione kuleczki czekoladowe z mlekiem, mama pomogła Tymkowi się ubrać, a potem poszli do łazienki umyć ząbki. Już nie mógł się doczekać, kiedy pójdą na rehabilitację i spotka swoich nowych przyjaciół.

W tym samym czasie w Fifilandii odbywała się burzliwa dyskusja…

— Kim jest ten chłopak, że nas widzi? — dziwiła się Fifilinka.

— Przecież to niemożliwe! — wołały inne Fifinki, patrząc jeden na drugiego.

— Czy inne dzieci też już nas będą teraz widzieć? — chciał wiedzieć Fifcio.

— Uspokójcie się wszyscy. Nie mówcie jednocześnie, zaraz wam wszystko wytłumaczę — powiedział donośnym głosem najstarszy Fifinek. — Ja sam jestem mocno zdziwiony tym faktem, bo od kiedy pamiętam, nigdy czegoś takiego nie było. Długo się nad tym zastanawiałem i wydaje mi się, że Tymek jest wyjątkowym dzieckiem. Widzi to, czego inne dzieci nie mogą zobaczyć, i rozumie dużo więcej, niż mogłem przypuszczać. Myślę, że możemy mu co nieco o sobie opowiedzieć. Na początek Fifka i Fifek nauczą go naszej piosenki, bo zauważyłem, że chyba ich polubił, a potem zdecydujemy, ile naszych tajemnic możemy mu zdradzić.

— Ja nie jestem taka pewna, czy to jest dobry pomysł… — zastanawiała się na głos Fifilinka.

— Oj tam, oj tam — odpowiedział jej Fifek. — To jest świetny pomysł!

— Tak, tak! — Fifka energicznie kiwnęła głową i popatrzyła wymownie na Fifilinkę.

— Dobrze, moi drodzy, zatem ogłaszam głosowanie w tej sprawie. Kto jest za tym, żeby nauczyć Tymka piosenki, niech podniesie rękę.

Prawie natychmiast i jednocześnie wyskoczyły w górę dwie rączki i, jak można było przewidzieć, były to ręce Fifka i Fifki. Za nimi na „tak” zagłosowały: Fifcia, Fifinka, Fifcio i na koniec Fifinek. W tym momencie wszyscy spojrzeli na Fifilinkę.

— No dobrze — powiedziała — przekonaliście mnie, ale…

— Na tym kończymy naszą dyskusję — zadecydował najstarszy Fifinek. — I przygotowujemy się do drogi, dzieci na nas czekają.

A tymczasem Tymek wchodząc z mamą na salę, rozglądał się niecierpliwie, ale nigdzie nie dostrzegł Fifinków. Tylko pani Agnieszka podeszła i zaczęła rozmawiać z mamą. Tymek pokiwał ręką do Zosi, która już ćwiczyła na materacu, a ona uśmiechnęła się do niego.

— Tymek! Tymeczku! — rozległ się głos mamy.

Chłopiec spojrzał na nią.

— Ja idę do pracy, kochanie, ty zostaniesz z panią Agnieszką, a za trzy godziny przyjedzie po ciebie tato.

Tymek pokiwał głową i obdarzył swoją mamę promiennym uśmiechem, jednak jego spojrzenie cały czas błądziło po sali w poszukiwaniu Fifinków. Kiedy mama już wyszła, a pani Agnieszka zaczęła mu masować nogi, Tymka oślepił wpadający przez okno promień słońca. Gdy odwrócił głowę, dostrzegł kilka małych kolorowych postaci krzątających się obok dzieci obecnych na sali.

— Cześć! — rozległy się blisko jego ucha znajome głosy. To Fifek i Fifka siedziały na ramieniu Tymka i uśmiechały się do niego.

— Cześć — odpowiedział odrobinkę zaskoczony, ale i ogromnie ucieszony Tymek. — Jak to się stało, że nie zauważyłem, jak tu weszliście?

— No wiesz… — zamyślił się Fifek — tego ci nie możemy na razie powiedzieć, bo tak do końca sami nie wiemy, jak działa nasza poczta. Tylko najstarszy Fifinek zna jej wszystkie tajniki. Ale nie martw się tym, chyba najważniejsze jest to, że tu jesteśmy?

— Tak, tak — powiedział chłopczyk.

— Mamy dla ciebie malutką niespodziankę… — Fifka zawiesiła głos i zrobiła tajemniczą minę.

— Hurra! — krzyknął Tymek. — Ja uwielbiam niespodzianki! — Jego oczy zalśniły blaskiem ciekawości.

— Nauczymy cię dzisiaj naszej piosenki, chcesz?

— Bardzo!

— To posłuchaj, my zaśpiewamy, a potem nauczymy ciebie.

Tymek klasnął w dłonie z radości, aż pani Agnieszka spojrzała na niego i zapytała:

— Lubisz, jak masujemy twoje stopy?

Tymek spojrzał roziskrzonym i nieobecnym wzrokiem na swoją rehabilitantkę i kiwnął głową, ale jego uwaga była już zajęta piosenką, którą zaczynały śpiewać Fifinki:

_Kto pomaga małym dzieciom, kiedy chore są?_

_Kto je zawsze rozweseli, kiedy smutne płaczą?_

_Kto im wytłumaczy, jak wygląda świat?_

_Kto opowie, czemu kwitnie róży kwiat?_

_Fifinki, Fifinki _— _małe stworki kudłate,_

_Uciekły babci z koszyka, udają mamę i tatę._

_Fifinki, Fifinki _— _małe stworki kudłate,_

_Uciekły babci z koszyka, udają mamę i tatę._

_Zawsze mają sto pomysłów, w co się można bawić._

_Dobrze wiedzą, jak dzieciakom radość dużą sprawić._

_Kolorowe, małe stworki uczą, bawią, pomagają,_

_Każdy problem wnet rozwiążą, dobre rady mają._

_Fifinki, Fifinki _— _małe stworki kudłate,_

_Uciekły babci z koszyka, udają mamę i tatę._

_Fifinki, Fifinki _— _małe stworki kudłate,_

_Uciekły babci z koszyka, udają mamę i tatę._

_Niewidzialne, wesołe, życzliwe istoty,_

_Zawsze mają masę ciekawej roboty._

_Kochają wszystkie dzieci _— _i małe, i duże,_

_Może mieszkają w koszyku, a może na chmurze._

_Fifinki, Fifinki _— _małe stworki kudłate,_

_Uciekły babci z koszyka, udają mamę i tatę._

_Fifinki, Fifinki _— _małe stworki kudłate,_

_Uciekły babci z koszyka, udają mamę i tatę._

Kiedy ucichły słowa piosenki, Tymek aż otworzył buzię ze zdziwienia.

— To jest super! Ja chcę się tego nauczyć i śpiewać z wami — powiedział podekscytowany chłopiec. — Bardzo mi się podobała wasza piosenka.

Nie tylko Tymek wysłuchał tej piosenki, bo zbiegły się wszystkie Fifinki i zaciekawione spoglądały na tego, który jako jedyny ze wszystkich dzieci je widział. Fifek i Fifka — dumne, że to one go pierwsze poznały i że to właśnie je Tymek zobaczył jako pierwsze — spojrzały z uśmiechem na siebie i zaczęły coś sobie szeptać na ucho. Wszyscy patrzyli z zaciekawieniem i czekali na wynik tej szeptanej narady. Jednak pierwszy odezwał się najstarszy Fifinek:

— Chyba już pora, aby Tymek, skoro nas widzi, poznał całą naszą grupę.

— Tak, tak, właśnie to chcieliśmy powiedzieć! — krzyknęli równocześnie Fifek i Fifka i patrzyli z nadzieją na Fifinka.

— Dobrze, zatem pozwolisz, drogi Tymku, że przedstawię ci całą naszą grupę.

Tymkowi oczy błyszczały z radości i nie mógł się wprost doczekać, aby poznać wszystkich obecnych. Tak bardzo się cieszył, że w jego świecie pojawiły się nieoczekiwanie takie ciekawe i dziwne istoty.

— Fifkę i Fifka już poznałeś — powiedział Fifinek, wskazując na dwoje Fifinków, a Tymek energicznie kiwnął głową. — Jak widzisz, Fifka jest czerwona i bardzo lubi się śmiać, a Fifek zielony i jeszcze ciągle zachowuje się jak beztroski nastolatek. Za nimi stoi Fifilinka, widać ją z daleka, bo ma czuprynę wysoko postawioną, w kolorze różowym, jest bardzo poważną i odpowiedzialną osóbką, że się tak wyrażę.

— A ta fioletowa to Fifcia! — krzyknął Tymek i mrugnął porozumiewawczo do Fifka i Fifki.

— Tak, tak, masz rację — powiedział Fifinek, a wywołana Fifcia uśmiechnęła się i ukłoniła.

— I na koniec została ostatnia para. Żółta osóbka to Fifincia z długą czuprynką, a jej najlepszy kompan to niebieski jak niebo Fifcio. Tak wygląda nasza gromadka, która od dzisiaj będzie tu codziennym gościem.

— A jak ty się nazywasz? — zapytał nieśmiało Tymek.

— Ja jestem Fifinek, najstarszy z nas wszystkich i tak to jest u nas urządzone, że kolor określa nasz wiek. Im ciemniejszy, tym starszy.

Tymek, ośmielony trochę, postanowił dowiedzieć się więcej na temat swoich przyjaciół i zapytał:

— Skąd wy jesteście?

— Z Fifilandii — odpowiedział Fifinek.

— A gdzie jest ta Fifilandia?

— Hmm… — zamyślił się Fifinek — tak właściwie można powiedzieć, że Fifilandia dzieli się na wiele fifinkowych posterunków, które są rozsiane po całym świecie.

— Ale, ale, my tu sobie rozmawiamy, a dzieci czekają — zauważyła rezolutnie Fifilinka.

— No tak, masz rację. Oczywiście miło mi się z tobą rozmawia, Tymku, ale rzeczywiście musimy wracać do obowiązków.

Na te słowa wszystkie Fifinki rozbiegły się do swoich podopiecznych.

„Fifinki, Fifinki — małe stworki kudłate… — nucił cicho Tymek refren nowej piosenki — uciekły babci z koszyka, udają mamę i tatę…” Dołączyły do niego wesoło Fifek i Fifka. W tym właśnie momencie do sali wszedł tato Tymka i podszedł do łóżka, na którym ćwiczył jego syn.

— Dzień dobry — powiedział do pani Agnieszki i pogłaskał Tymka po jego blond czuprynie.

Na jego widok Tymek rozpromienił się cały i powiedział do Fifinków konspiracyjnym szeptem:

— To jest mój tato.

— Uhm… — Fifinki pokiwały zgodnie głowami.

— Jak się dzisiaj sprawował Tymek? — zapytał tato panią Agnieszkę.

— Wie pan, Tymek robi niewiarygodne postępy w ćwiczeniach, jest bardzo chętny i nie sprawia żadnych kłopotów. Żeby wszystkie dzieci tak ładnie wykonywały swoje ćwiczenia, to ja bym niedługo nie miała tu nic do roboty.

Tato uśmiechnął się i spojrzał z dumą na swojego syna.

— To do jutra! — zawołały do Tymka Fifinki.

— Do zobaczenia — odpowiedział Tymek, biorąc tatę za rękę i kierując się w stronę wyjścia.

W drodze do domu w samochodzie tato obserwował swojego synka i zastanawiał się, skąd w nim zaszła taka zmiana. Bo, jak pamiętał, przez pierwsze dni Tymek niezbyt chętnie jeździł na rehabilitację. „Hmm, może ta opiekunka ma na niego taki dobry wpływ?” — myślał. Nie mógł wszak wiedzieć, bo i skąd, że swój entuzjazm Tymek zawdzięcza tym małym, puszystym stworkom, które pojawiły się tak nagle.

Późnym popołudniem w domu Tymka wszyscy siedzieli wokół stołu i układali jego ulubione puzzle z Kubusiem Puchatkiem. Rodzice z dumą patrzyli na swojego syna, który bardzo szybko i zręcznie wkładał poszczególne elementy układanki na swoje miejsce.

— Chyba trzeba będzie kupić już jakieś nowe, większe puzzle, bo te wydają się za proste dla Tymka — powiedziała mama.

— Masz rację. — Tato kiwnął głową i uśmiechając się, wetknął zgrabnie puzzla w brakujące miejsce.

— Oj, chłopcy, chłopcy — zaśmiała się mama. — Czasami się zastanawiam, który z was bardziej lubi się bawić.

Wieczorem, kiedy już ucichł gwar i hałas na ulicy, a w domu zapanowała cisza, Tymek leżał w swoim łóżku i czekał na mamę, która miała mu czytać bajkę. Jednak jego myśli były gdzieś daleko. Ciągle się zastanawiał, jak to się stało, że akurat on widzi Fifinki i może z nimi rozmawiać. Czuł, że to właśnie dzięki Fifinkom coś się w nim zmienia, że jakoś łatwiej mu się chodzi, że… „Kto pomaga małym dzieciom, kiedy chore są…” — wyrwało mu się z ust szeptem i w tym momencie spostrzegł, że w drzwiach pokoju stoi mama.

— Och! — powiedziała mama ze zdziwieniem. „Te wszystkie godziny rehabilitacji, te wizyty u lekarzy jednak dały efekt” — pomyślała.

Podeszła szybko do Tymka i mocno go przytuliła.

Tymek bardzo lubił się przytulać, ale dzisiaj wiedział, że to nie jest takie zwykłe przytulanie. Czuł, że od teraz jego życie bardzo się zmieni. Chociaż miał dopiero pięć lat, bardzo chciał być taki jak inne dzieci. Chciał biegać, jeździć na rowerze, śpiewać piosenki. Miał już swoje małe skryte marzenia.

Leżąc bezpiecznie w ramionach swojej kochanej mamy, powoli zapadał w sen. „Czy to wszystko mi się śniło? Czy ja to wszystko naprawdę widziałem? Czy jeszcze kiedyś zobaczę moich nowych przyjaciół?” Pytania mnożyły się jak ziarenka piasku na plaży, a Tymek coraz szybciej zasypiał. Kojący dotyk mamy i jej ciepła dłoń, która głaskała jego głowę, sprawiały, że ogarniał go coraz większy spokój i senność. Uśmiechnął się błogo i ostatnie, co zapamiętał przed zaśnięciem, to była wesoła minka Fifki i łobuzerski uśmiech Fifka.

— Do zobaczenia jutro — wyszeptał cichutko Tymek i…

A tymczasem w Fifilandii…

— Ojejku — powiedziała pani Stenia na widok bałaganu, jaki panował w sklepie z pasmanterią. — Kto porozrzucał te wszystkie motki z wełną? Kto zrobił taki nieporządek?

Wzięła koszyk i zebrała wszystkie kolorowe motki. Motki? A może to były Fifinki? Cóż… to może wiedzieć tylko mały Tymek, ale…

...ale on obiecał dochować tajemnicy…

Drogie dzieci, każde z Was ma wokół siebie jakąś swoją Fifilandię, każdemu z Was pomagają jakieś Fifinki czy inne istoty. Wystarczy się rozejrzeć wokół, wystarczy zamknąć oczy i mieć marzenia, a na pewno Wasze życie nabierze nowych kolorów, a świat wokół Was stanie się ciekawszy i weselszy!O lisie, który wskoczył na księżyc

KORNELIA MACHALICA

Dawno, dawno temu na skraju ciemnego lasu mieszkał mały, chyży lisek o imieniu Rudy. Nie był on jednak zwykłym przedstawicielem swojego gatunku. Wyróżniało go piękne, złote futerko i wielka bystrość umysłu. Jedną z jego cech charakterystycznych była też ciekawość. Musiał być zawsze, wszędzie tam, gdzie coś się dzieje. A że uwielbiał wędrować to tu, to tam po całej okolicy — często spotykało go wiele różnych interesujących sytuacji. Niektóre wydarzenia były niebezpieczne, a niektóre fascynujące. Jednak nasz nieustraszony bohater zawsze sam odkrywał tajemnice otaczającego go świata i natury.

Rudy potrafił suszyć rośliny i robić z nich zdrowotne napary. Dzięki swoim umiejętnościom posiadał liczne grono kolegów i koleżanek. Wprost nie mógł opędzić się od towarzystwa. Wszystkie potrzebujące pomocy zwierzęta mogły się do niego zwrócić i nigdy nie spotkały się z odmową. On sam przeżył wiele przygód w poszukiwaniu nowych nasion i leczniczych traw, ale jedna, która mu się przytrafiła, była zdecydowanie najniezwyklejsza. I ją właśnie Wam dzisiaj opowiem.

Pewnego wieczoru, kiedy Rudy biegał po polach, spojrzał w górę i ujrzał niesamowity widok — jasny, srebrzysty księżyc, który odbijał się w gładkiej tafli jeziora. Lisek nigdy nie zwracał na niego szczególnej uwagi. Przebiegał codziennie przez las w swoich ważnych sprawach, których nigdy nie brakowało. Zawsze miał bardzo dużo pracy, ale dziś było inaczej. Zapatrzył się na księżyc i siedział tak przez wiele godzin.

Nigdy wcześniej nie doświadczył takiego uczucia jak w ten dzień. Myślał o wielkim świecie, o nieznanych miejscach, odległych planetach, dalekich galaktykach… Nagle las wydał mu się wyjątkowo małą plamką w otchłani całego świata. Zaczął marzyć, że unosi się w powietrzu i leci w nieznane. Zrodziła się w nim wtedy nieopisana fascynacja księżycem. Rudy zaczął codziennie wychodzić na nocne spacery, aby podziwiać jego blask. Ze zdziwieniem odkrył, że co jakiś czas księżyc się zmienia: raz widać tylko pół jego tarczy, raz prezentuje się on w całej swojej okrągłej okazałości, później powoli zanika, aby gdzieś odejść na kilka dni. W swoich mądrych księgach przeczytał, że są to fazy: nów, kwadra i pełnia.

Przyciągany co dnia jego tajemniczym pięknem Rudy zaczął snuć marzenia o przyjaźni z księżycem. Nawiązanie relacji nie może być przecież takie trudne. Rozmyślał, jak zacząć pogawędkę i co tak naprawdę miałby mu powiedzieć. Do każdego wystarczy podejść i zacząć rozmawiać: zapytać, jak się ma, co lubi robić i jaki jest jego ulubiony kolor. Potem już rozmowa dalej toczy się sama. A z takim księżycem to nic nie wiadomo, bo raczej nie udzieli żadnej odpowiedzi.

Dobrych parę dni lisek bił się z myślami. Kiedy w końcu zebrał się na odwagę i podjął decyzję, że dziś odezwie się już na pewno, księżyca akurat nie było. Wyrzucał sobie, że źle obliczył dni jego fazy i będzie musiał znowu czekać. Jeszcze nigdy nie czuł przed nikim aż takiego respektu, ale jednocześnie wielkiej chęci nawiązania kontaktu. „Naprawdę niełatwo czasami rozpocząć” — myślał Rudy. Uczucie wahania było mu obce. Jako towarzyski lis z każdym potrafił nawiązać kontakt. W tej sytuacji było inaczej.

Pewnej nocy, gdy księżyc był szczególnie jasny, nasz bohater postanowił do niego przemówić. Wył z całych sił, wznosił w niebo głośne okrzyki. Opowiadał o wszystkim, co mu się ostatnio przytrafiło, wyznał też, że bardzo chciałby się zaprzyjaźnić. Księżyc, który przez wieki słyszał setki ludzkich głosów, był zdumiony, że teraz usłyszał głos lisa. Wielce zaintrygowany zszedł na ziemię, gdzie spotkał Rudego. Lisek patrzył urzeczony i milczał z wrażenia. Nagle księżyc przemówił:

— Witaj, przyjacielu. Bardzo mi miło cię poznać.

— Jesteś taki ogromny i jasny, księżycu. Co ciekawego mi powiesz? Jak jest w twoich stronach? — zapytał Rudy.

— Zupełnie inaczej niż tutaj, ale równie pięknie. Na mojej powierzchni możesz znaleźć kratery, góry, rozległe morza zakrzepłej lawy i grube warstwy pyłów, które gryzą każdego w nos.

— Musi tam być naprawdę ładnie. Czy będę mógł cię kiedyś odwiedzić? — zapytał z nadzieją lisek.

— Myślę, że tak. Obserwowałem cię wielokrotnie. Wydajesz się miłym stworzeniem. Wybacz, teraz muszę już iść dalej, ale przyjdź jutro. Porozmawiamy znowu.

Rudy — w zdumieniu — odszedł ze swojego miejsca. Sam nie do końca wierzył w to, co się wydarzyło. „Chyba ktoś powinien mnie uszczypnąć, aby sprawdzić, czy to na pewno nie był tylko sen” — myślał.

Następnego wieczora, kiedy tylko zrobiło się ciemno, lisek pobiegł co sił w łapach, aby przekonać się, czy to wszystko nie było tylko jakimś przywidzeniem. Punktualnie o godzinie dwudziestej księżyc pojawił się i zszedł. Od tego momentu zaczęli spędzać wspólnie wieczory.

Dzielili się swoimi marzeniami, planami i opowieściami. Rudy mówił księżycowi o swoich wędrówkach po lesie, o przyjaciołach zwierzątkach i ich zainteresowaniach. Wspominał z pasją o zamiłowaniu do odkrywania i suszenia roślin. Nauczył go wielu ciekawostek: pokazał przeróżne kształty nasion i opowiedział o ich właściwościach. Wytłumaczył, jak prawidłowo sadzić nasiona, aby wyrosły z nich piękne rośliny, i gdzie w lesie szukać najbardziej pachnących ziół. Księżyc zaś odwdzięczał się lisowi swoją wiedzą o kosmosie. Opowiadał mu o innych planetach, gwiazdach i dalekich galaktykach. Rudy z fascynacją słuchał tych historii, raz po raz wzdychając z utęsknieniem. Bardzo chciał kiedyś wyruszyć w taką podróż po wszechświecie. Nie wydawało mu się to jednak możliwe.

Przyjaźń między lisem a księżycem z każdym kolejnym wieczorem stawała się coraz silniejsza. Spędzali razem godziny, obserwując gwiazdy, opowiadając sobie żarty i śpiewając śmieszne piosenki. Towarzystwo księżyca niesamowicie wzbogaciło życie Rudego. Lisek zauważył, że dzięki przyjacielowi stało się ono jeszcze barwniejsze.

Pewnej nocy, gdy księżyc nie zszedł i nieco przygasł, Rudy bardzo zaniepokoił się o swojego przyjaciela. Bez wahania wyruszył na wyprawę, aby dowiedzieć się, co się z nim stało. Szybko spakował swój plecak i nie bardzo wiedząc, gdzie iść, ruszył najpierw na północ.

Nasz bohater wędrował przez lasy i góry. Dzień i noc, aby tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku z jego najlepszym kompanem. Po jakimś czasie dotarł na najwyższy szczyt, skąd bardzo dokładnie mógł przyjrzeć się niebu. Z wielkim smutkiem zobaczył, że księżyc zanikał coraz bardziej, tracąc swój przecudny blask. Rudy bez żadnego namysłu postanowił działać. Wiedział, że musi uratować swojego przyjaciela. Pędem wrócił do lasu i zebrał drużynę chętnych zwierząt. Na polance stawiły się między innymi sowy mądre głowy, zające, jelenie z sarnami, borsuk oraz rodzina niedźwiedzi. Wszyscy wspólnie naradzali się do późnych godzin. Kiedy leśna debata dobiegła końca, wszyscy jednogłośnie zdecydowali dołączyć do liska w tej wyjątkowej misji, ponieważ darzyli Rudego wielką sympatią. Chcieli razem wyruszyć do nieba, by dotrzeć do księżyca i dowiedzieć się, co mu dolega.

Po długiej i trudnej podróży drużyna Rudego dotarła na księżyc. Zdziwieni odkryli, że jego słabość wynikała z braku pozytywnej energii wysyłanej przez ludzi. Wszystko dlatego, że przestali oni zauważać, doceniać i podziwiać go na niebie. Zabiegani, wciąż pędząc przed siebie, nie mieli czasu, by spojrzeć w górę i się nim zachwycić. A on ze smutku blaknął i blaknął… Rudy i jego przyjaciele nie zastanawiali się długo. Zorganizowali ogromne przyjęcie na księżycu, na które zaprosili wszystkie zwierzęta z okolicy, a nawet ludzi z pobliskiej wioski.

Przyjęcie było niesamowite! Na stołach lśniła piękna zastawa, a pyszne jedzenie piętrzyło się na złotych paterach. Wszyscy razem śpiewali i tańczyli aż do świtu. Pszczoły przyleciały z beczkami słodkiego miodu, który lał się strumieniami z kieliszków. Wszyscy poświęcili swój cenny czas sobie nawzajem, a energia pozytywnych emocji, radości i przyjaźni zaczęła zasilać księżyc, który stopniowo odzyskiwał swoją dawną jasność. Rudy i przyjaciele zostali jeszcze przez kilka dni po tym niezwykle udanym wydarzeniu towarzyskim, by pomóc księżycowi odzyskać całkowitą moc.

W końcu nadszedł ten dzień, kiedy księżyc zregenerował się i zalśnił ponownie pełnym światłem na nocnym niebie. Wszyscy byli podekscytowani i dumni z tego, że mogli pomóc go uratować. Zwierzęta i ludzie zaczęli doceniać piękno księżyca i delektować się jego blaskiem.

W końcu jednak nastał dzień powrotu do ziemskiego legowiska. Księżyc i lis pożegnali się czule, zapewniając się nawzajem o głębi swych uczuć. Rudy był pełen wdzięczności za tę niezwykłą przygodę. Zrozumiał, że przyjaźń i poświęcenie są najważniejszymi wartościami w życiu. Bo tak naprawdę prawdziwa przyjaźń nie zna granic, nawet tych kosmicznych!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: