Scooby-Doo! I Szaman - ebook
Scooby-Doo! I Szaman - ebook
Na Hawajach rewolucja w obyczajach! Zamiast wylegiwać się na plaży i serfować na spienionych falach oceanu, członkowie Tajemniczej Spółki zwiedzają laboratorium doktora Goodbine’a. Ten zacny geolog poświęcił życie studiowaniu minerałów wyplutych przez wielki wulkan Kumbaya wznoszą nad bajeczną wyspą. Pasjonuje się skamieniałą lawą równie mocno, jak Kudłaty i Scooby hawajską przyjęciem luau. Ale czy do smakowitego przyjęcia w ogóle dojdzie? Pojawienie się w laboratorium równie legendarnego, jak nieprzewidywalnego Wielkiego Szamana mocno zaburzy plany kulinarne naszych bohaterów. I postawi do pionu całą Tajemniczą Spółkę. Czy uda się rozwiązać szamańską zagadkę?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66620-74-2 |
Rozmiar pliku: | 5,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Kto się spóźni na hawajską ucztę luau, temu wiatr po kiszkach będzie hulał! – zawołał Kudłaty, wybiegając za Scoobym z hotelu. Tradycyjne naszyjniki z kwiatów, zwane lei, powiewały im wokół szyi, gdy pędzili przez parking w stronę najbliższych straganów z hawajskimi smakołykami.
– Kudłaty, Scooby! – rozległ się nagle za ich plecami głos Velmy. – Wracajcie!
Kudłaty i Scooby odwrócili się i truchcikiem, lecz bez entuzjazmu, podbiegli do stojących pod drzwiami hotelu Velmy, Daphne i Freda.
– Dajcie spokój, chłopaki – powiedział Fred – do wieczora nie ma mowy o obżeraniu się.
– Do wieczora? – jęknął Kudłaty. – To co będziemy robić w tym miasteczku przez cały dzień? W dodatku nie ma tu mojej ulubionej pizzerii ani baru z hamburgerami.
Fred, Daphne i Velma pokręcili głowami z dezaprobatą.
– Słuchaj, Kudłaty – zaczęła Daphne – mój wujek nie po to zaprosił nas na Hawaje, żebyśmy przesiadywali w pizzerii albo w barze.
– Daphne ma rację – dorzuciła Velma. – Powinniśmy jak najlepiej wykorzystać ten czas, poznając polinezyjską kulturę i podziwiając piękno wulkanicznego krajobrazu.
– Oczywiście najpierw musimy spełnić życzenie wuja i spotkać się z Horacym Goodbinem – dodała Daphne.
Kudłaty i Scooby spojrzeli po sobie.
– Nie będzie wyżerki? – zapytał Scooby.
– Nie będzie – westchnął Kudłaty.
– Nie martwcie się, chłopaki – próbowała ich pocieszyć Daphne. – Pojedziemy na fantastyczną i ekscytującą wycieczkę.
– Uwierz mi, Daphne – burknął Kudłaty – nie ma nic bardziej ekscytującego na świecie niż leżenie w cieniu rozłożystej palmy i sączenie przez słomkę koktajlu kokosowego. No, może oprócz pochłaniania chrupiących pyszności, świeżo podpieczonych na grillu – rozmarzył się znowu.
– Doprawdy? – zapytał Fred. – A co powiecie na to?
Fred wyciągnął rękę nad prawym ramieniem Kudłatego. Kudłaty i Scooby odwrócili się i popatrzyli we wskazanym kierunku. Przed nimi stał rząd zaparkowanych pojazdów.
– Chodzi ci o ten bordowy samochód? – zdziwił się Kudłaty.
– A może o tego niebieskiego jeepa? – zgadywał Scooby.
– Przecież nie przyjechaliśmy tutaj, żeby oglądać auta – jęknęła załamana Velma. – Spójrzcie wyżej, ponad samochodami. Widzicie coś interesującego?
Kudłaty i Scooby wlepili wzrok w przestrzeń za parkingiem.
– No nie wiem – bąknął Kudłaty. – Widzę tam tylko palmy.
– No i jakąś górę – dodał Scooby.
– To nie jest zwykła góra – obruszył się Fred. – To szczyt Kumbaya.
– Miejsce, gdzie Horacy Goodbine prowadzi swoje laboratorium – dorzuciła Daphne.
– No i jest to... wulkan – przypomniała Velma.
Kudłaty i Scooby wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
– Wu-wu-wulkan? – zająknął się Scooby.
– Prawdziwy? – przeraził się Kudłaty. – Z lawą rozlewającą się jak gorący sos do pizzy – tak piekący podniebienie, że trzeba zjeść górę lodów, aby ochłodzić sobie usta?
– Coś w tym stylu – skinęła głową Daphne.
– Super – Scooby’emu pociekła z pyska ślina na myśl o pizzy.
– Super? – ofuknął go Kudłaty. – Zmienisz zdanie, gdy wulkan wybuchnie, a rozżarzona lawa zamieni cię w kawałki psiej karmy.
– Wyluzuj, Kudłaty – uspokoiła go Velma. – Wulkan Kumbaya nie wybucha od setek lat.
Rozmowę przerwał im nagle klakson samochodu. Grupa przyjaciół dostrzegła wyjeżdżający zza hotelu minibus, pomalowany w brązową kratkę i zwieńczony wielkim pióropuszem sztucznych liści.
– Mniam, ananas – oblizał się Scooby.
– Czyż ta wyspa nie jest urocza? – Kudłaty błyskawicznie odzyskał dobry humor. – Nawet samochody przypominają jedzenie. Chciałbym spotkać tego, kto to wymyślił.
– Zaraz będziesz miał okazję – rzucił Fred – bo właśnie do tego samochodu wsiadamy.
Ananasowy minibus zatrzymał się przed nimi, a z jego okna wychyliła się kobieca głowa.
– Aloha, przyjaciele! – nieznajoma powitała ich hawajskim pozdrowieniem. – Wskakujcie do środka.
– Nie zmusicie mnie, żebym wsiadł do olbrzymiego ananasa na kółkach i pojechał na wycieczkę w pobliże tego niebezpiecznego wulkanu – zaczął znów marudzić Kudłaty.
– Nie wiedziałam, czy jedliście już śniadanie – kobieta z minibusu nie zwracała uwagi na narzekania Kudłatego – więc przywiozłam wam trochę orzechowych ciasteczek domowej roboty. Może się poczęstujecie?
Kudłatemu zaświeciły się oczy. Przepchnął się między przyjaciółmi i pierwszy wskoczył do samochodu.
– No to na co czekamy? – zapytał. – Jedzmy! To znaczy, chciałem powiedzieć: jedźmy!