- W empik go
Sekcja M. Tom 5. Wet za wet - ebook
Sekcja M. Tom 5. Wet za wet - ebook
Nora Feller całkowicie zerwała z Sekcją M i z Charlotte Victorin. Ma nadzieję, że w Malmö zacznie nowe życie, zarówno prywatne, jak i zawodowe. Komendant policji przydzielił jej sprawę zabójstwa, które wywołało duże poruszenie. Ofiarą jest kobieta, która należy do wąskiego kręgu bogatej elity w jednej z miejscowości położonych na południe od miasta. Sprawa od samego początku wzbudza w Norze pewne podejrzenia. Odnosi wrażenie, że wszystkim steruje potężna, niewidzialna ręka, a ona jako policjantka coraz bardziej zbliża się do odkrycia prawdy. Czy dlatego coś jej grozi?
„Wet za wet” to piąta część serii kryminałów szwedzkiej pisarki Christiny Larsson. Tym razem autorce towarzyszy Caroline Grimwalker.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-0237-023-2 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeden rzut oka na mapę pokazuje, że Kofi Annan Street, Old Cape Road i Cape Point Road tworzą na niej trójkąt. Jednak nikt, kto patrzy na mapę leżącej w zachodniej Afryce Gambii, nawet się nie domyśla, że istnieją tu takie luksusy i jest tak pięknie. Sophia Bernhard układa się wygodnie na leżaku i poprawia biały słomkowy kapelusz z szerokim rondem. Dwa domy dalej, w dole po lewej stronie, stoi otoczona grubymi palmami rezydencja ambasadora Wielkiej Brytanii. Drzewa mają tak doskonały kształt, jakby wszystkie były odrysowane od jednego szablonu. Sąsiadem ambasadora jest minister finansów, a po drugiej stronie ulicy mieszka rodzina, która wynajmuje luksusowe jachty bogatym turystom odwiedzającym Cape Point Beach w Bakau.
Jest dopiero dziesiąta rano, ale słońce praży ją w delikatną szwedzką skórę. Bez względu na to, jakiego sposobu używa, nigdy nie może złapać ładnej opalenizny. Jej skóra przybiera co najwyżej kolor czerwonobrązowy. Inaczej jest z Laminem, który pokonuje kolejne długości basenu, albo z Momodou, który gra w piłkę na wypielęgnowanej i przystrzyżonej co do milimetra trawie. Sophia obserwuje obu młodych mężczyzn, podczas gdy wokół niej fruwają barwne kolibry. Prawdopodobnie przyciągają je słodko pachnące grządki orchidei.
Lamin i Momodou są stypendystami jej fundacji Nadzieja i Serce, która prowadzi w Gambii międzynarodową szkołę. Wczoraj, gdy na ostatniej lekcji weszła do sali, wywołała z niej dwóch uczniów z najstarszej klasy i poszła z nimi do wynajętego samochodu, Petra Hoffman zmierzyła ją zdumionym wzrokiem. Była jednak na tyle mądra, że tego nie skomentowała, co ona przyjęła z zadowoleniem. Petra nie zadawała zbędnych pytań. Pewnie zachowała się tak z obawy przed utratą pracy.
Lamin czuje, że Sophia na niego patrzy, więc wychodzi z wody i siada na brzegu basenu plecami do niej. Napręża się, jego mokre plecy lśnią w blasku słońca. Sofia uśmiecha się do siebie. W Gambii czuje się znacznie swobodniej niż w sztywnej, nudnej Szwecji. Szkoda, że Lena, Karin i inne koleżanki jej nie widzą. Dinozaury! W Höllviken mieszka od pewnego czasu, więc zawsze jej docinają, że one są tam od pokoleń, podczas gdy jej rodzina przeprowadziła się niedawno. Szkoda, że nie mogą jej teraz widzieć. Luksus, który ją otacza, jest innego rodzaju niż ten, który istnieje we wspaniałej Szwecji – kraju, w którym wszyscy powinni mieć „w sam raz”.
I pomyśleć, że upłynęły już dwa lata. Powołanie do życia międzynarodowej szkoły w Gambii było superpomysłem. Dzięki jej łaskawości chłopcy i młodzi mężczyźni bez nadziei na lepszą przyszłość zdobywają tu pierwszorzędne wykształcenie, o którym ich rówieśnicy mogą jedynie pomarzyć. Szeroko się uśmiecha, bierze szklankę z gazowaną lemoniadą i unosi do ust. To klasyczna sytuacja, w której wygrywają obie strony. Procedury w Gambii są proste, dzięki czemu łatwo tu o pieniądze, które często trafiają do jej kieszeni. Chłopcy chodzą do liceum i zdobywają nie tylko wykształcenie, ale także doświadczenia życiowe. Poza tym mogą przeżyć coś ciekawego. Dzięki temu, że ma z nimi do czynienia na co dzień, mimo swoich sześćdziesięciu jeden lat czuje się znowu młoda i pełna życia. Wie, że podoba im się jej luksusowe mieszkanie, i doceniają, że pozwala im pływać w swoim basenie.
Bierze tubkę olejku kokosowego i smaruje nim ramiona. Przed trzema miesiącami w jej życiu dokonała się ważna zmiana i teraz nie ciągnie jej z powrotem do Szwecji. Jej relacje z mężem ochłodły dawno temu. Mats jest zbyt miękki i ustępliwy, a ich nastoletnia córka Alice obraca się w niewłaściwym towarzystwie i robi wszystko, żeby zniszczyć sobie życie.
Tłumi westchnienie i sączy napój z lodem. Kiedyś, gdy Alice była małą, słodką dziewczynką, lubiła zabierać ją na różne imprezy, żeby się nią chwalić. Zazwyczaj słyszała te same komentarze, że jej córka jest ładna i dobrze wychowana. Niestety, od niedawna jakby diabeł w nią wstąpił. Sytuacja stała się już tak zła, że straciła siły i ochotę, żeby to dłużej tolerować, i sprawy związane z wychowaniem córki zostawiła Matsowi. Niech się czymś zajmie, kiedy wraca do domu z tej swojej nudnej pracy.
Złoszczą ją te pieprzone chwalipięty z Höllviken. Patrzą na nią z góry i ciągle im się wydaje, że otrzymały lepsze wychowanie, zarabiają więcej pieniędzy, zdobyły lepsze wykształcenie i mają więcej klasy. Na samo wspomnienie o nich ogarnia ją złość. Na szczęście już wkrótce zamknie tym jędzom usta. Raz na zawsze.
O stolik uderza piłka, budząc ją z zamyślenia. Momodou stoi kilka metrów od niej i patrzy na nią z przerażoną miną. Ona ma jednak inne sprawy na głowie i nie zamierza go upominać.
Nagle czuje w tyle głowy znajome łaskotanie. Dzieje się tak zawsze, gdy wpada na jakiś świetny pomysł. Już wie, jak może owinąć sobie te jędze wokół palca.
Twardym wzrokiem patrzy Momodou prosto w oczy i wypija kolejny łyk zimnego napoju.ROZDZIAŁ 1
Minister sprawiedliwości pozdrawia skinieniem głowy dwóch umundurowanych strażników, którzy stoją przy głównym wejściu do urzędu przy ulicy Herkulesgatan 17, i wychodzi na ulicę. Przed opuszczeniem budynku starym zwyczajem podnosi kołnierz płaszcza, ale szybko sobie uświadamia, że na dworze nie jest aż tak zimno, jak się spodziewał. Kwietniowe słońce świeci nad trwającym w stanie wiosennego wybudzenia Sztokholmem. Jak na tę porę roku jest niezwykle ciepło. Ale to nie wczesne nadejście wiosny wywołuje uśmiech na jego twarzy. Po wyjściu z budynku skręca w prawo w ulicę Drottninggatan.
Skuteczność działania Sekcji M jest faktem bezspornym. Chociaż ostatnia sprawa była trudna i skomplikowana, a eksplozja materiału wybuchowego i handel ludźmi wskazywały na to, że chodzi o przestępczość zorganizowaną, ekipie udało się tę sprawę rozwiązać w krótkim czasie. Ich sukces zwrócił powszechną uwagę. Dzwonili do niego z gratulacjami ministrowie z wielu krajów świata, a dyrektor departamentu stwierdził na rannym posiedzeniu, że sam premier zamierza wygłosić oświadczenie zawierające pochwałę dla członków sekcji. To powinno przekonać tego krnąbrnego Thoréna, szefa wydziału prawnego komendy głównej policji. Johan Thorén jeszcze nie tak dawno stwierdził, że Sekcja M jest już niepotrzebna. Za to ostatnio zachowywał się tak, jakby nie był już tego taki pewny. Po ostatnim sukcesie Sekcji M nie miał innego wyboru, jak tylko ogłosić z urzędu, że sekcja znowu stanie się jednostką samodzielną i wydzieloną. Teraz będzie mógł okazywać swoje niezdecydowanie w czasie wolnym od pracy.
Z ulicy Drottninggatan skręca w prawo, ciesząc oczy widokiem Riksdagu i mostu Riksbron. Jasnoniebieskie niebo, piękna zabudowa, porządni ludzie. To jego miasto. Kiedyś być może stanie na czele kraju. Ktoś mniej ambitny pewnie by się zadowolił tym poziomem życia, ale dla niego to tylko kolejny szczebel w drodze na szczyt. Jeszcze tam nie dotarł, ale cel jest w zasięgu ręki, co tylko dopinguje go do większego współzawodnictwa. Nie wyobraża sobie, że ktoś taki jak Thorén mógłby stanąć mu na drodze.
Jakaś kobieta w jasnoniebieskich szortach i jasnych jak len włosach uśmiecha się do niego nieśmiało, jakby nie była pewna, czy kiedyś się nie spotkali. Właśnie tak to wygląda, gdy ktoś jest Panem Ministrem całego szwedzkiego narodu. Uśmiecha się do niej powściągliwie i przyspiesza kroku.
Szorty w kwietniu. Coś takiego! Powinna istnieć jakaś granica.
W dwa tysiące osiemnastym roku Ministerstwo Sprawiedliwości przeniosło się z dzielnicy Rosenbad na ulicę Herkulesgatan, co na początku wywoływało szereg problemów logistycznych. Na domiar złego zwraca na niego uwagę o wiele mniej ważnych i znaczących osób, gdy tak jak teraz idzie ulicą, cieszy się z wiosennego słońca i wygląda przy tym jak zwykły przechodzień. Idąc koło kałuży, dostrzega przez chwilę na jej błyszczącej powierzchni swoje odbicie. Czuje się bardziej spokojny i pewny siebie. Wie, dokąd zmierza i jak dotrzeć do celu.
W tej samej chwili stadko gołębi zrywa się do lotu.
Przydzielony mu ochroniarz podejrzewa, że spotkanie lunchowe, na które minister się wybiera, dotyczyć będzie jedynie uciech cielesnych. Minister nie musi nawet się starać, żeby go zgubić. Ochroniarz ma wieloletnie doświadczenie w zakresie ochrony VIP-ów i zdążył się przyzwyczaić, że panowie zajmujący wysokie stanowiska wymykają się czasem z pracy, żeby pofiglować sobie z kochankami obu płci.
Zatrzymuje się przy restauracji Polpette, chwilę się rozgląda, po czym wchodzi do środka przez skromne, brązowe, drewniane drzwi. W ogródkach przy restauracjach zaczyna się codzienny ruch, gołębie wracają nad kałużę, a kilkaset metrów dalej jakaś dziewczynka stoi nad porcją lodów, które przed chwilą upuściła na chodnik.
Minister wchodzi do chłodnej, ciemnej klatki schodowej i idzie kamiennymi schodami na górę. Zastanawia się, co powiedzieć w czasie spotkania, które zaraz się zacznie. Będzie musiał przekonać Thoréna. Zżera go ciekawość, kim są pozostałe osoby, które Thorén zaprosił na rozmowę. Bez względu na to jedno jest dla niego jasne: Sekcja M, mobilna jednostka śledcza o szerokich kompetencjach, powinna nie tylko działać tutaj, ale także brylować na terenie całego kraju, żeby rozwiązywać również te zbrodnie, którymi na co dzień zajmuje się zwykła policja. Inna decyzja jest nie do zaakceptowania.
Zatrzymuje się na pierwszym piętrze i przez chwilę wsłuchuje w dźwięki dobiegające z dołu, od strony drzwi wejściowych do budynku. Potem wyjmuje klucz i otwiera nim drzwi kawalerki, która oficjalnie należy do Komisji Nadzoru. Zapach cygar i niemodnej wody po goleniu są potwierdzeniem, że dotarł na umówione miejsce.
Zdejmuje jasnobrązowy płaszcz z sierści wielbłąda i wiesza go na miedzianym haku w przedpokoju. Przeciąga dłonią po coraz rzadszych włosach i robi najbardziej urzędową minę, na jaką go stać. Na końcu prostuje plecy i wypina pierś.
To nieważne, kim są pozostali uczestnicy spotkania i co mają do powiedzenia. On już podjął decyzję, co oznacza, że oni też to zrobili – tylko jeszcze o tym nie wiedzą.ROZDZIAŁ 2
– Ależ, mamo, czy to naprawdę dobry pomysł?
Nora Feller wróciła właśnie do domu. Całą trasę z komendy pokonała rowerem. Po wejściu do mieszkania walczy przez chwilę z zimową kurtką. Próbuje ją zdjąć, a jednocześnie przytrzymuje telefon między brodą a ramieniem.
– Chcesz się przeprowadzić do Malmö? Czemu akurat tam?
– A czemu nie?
Głos jej mamy brzmi słabiej niż dawniej, jakby w ciągu ostatniego półrocza się skurczyła. Nie ma się jednak czemu dziwić: najpierw potrącił ją samochód i złamała szyjkę kości udowej, a zaraz potem dostała udaru i zapadła w śpiączkę. Pięćdziesiąt dwa lata to wciąż młody wiek, ale po tych wszystkich nieszczęściach jej mama się zmieniła i postarzała.
Teraz Norę dręczy sumienie, że tak rzadko kontaktowała się z matką. Ostatnie śledztwo, w które była zaangażowana, wymagało pełnej koncentracji, więc przeznaczyła na nie cały swój czas. W willi we Frösakull doszło do eksplozji bomby. Na miejscu zginęły dwie osoby. Trzecia odniosła tak rozległe obrażenia, że zmarła w szpitalu. Szybko się okazało, że zamach związany był z handlem ludźmi. Grupa przestępców więziła kobiety w kilku mieszkaniach w Andersbergu, dzielnicy Halmstadu. Wykorzystywali je jako niewolnice seksualne.
Na samą myśl o tym, jak okrutnie i brutalnie były traktowane, Norze robi się niedobrze. Mężczyźni, którzy zaspokajali w ten sposób swoje potrzeby seksualne, byli mężami, ojcami i szanowanymi obywatelami miasta. Po pewnym czasie policji udało się ustalić tożsamość martwej kobiety, której szczątki odkopano na terenie dzielnicy przemysłowej. Okazało się, że była jedną z wielu, które w nadziei na lepsze życie i lepszą przyszłość przybyły do Szwecji, gdzie trafiły do piekła. Śledztwo, które prowadzono w tej sprawie, stało się dla niej jeszcze bardziej nieznośne po tym, jak wmieszała się w nie Sekcja M. Później się dowiedziała, że Charlotte rozpowszechniała plotki, jakoby ona, Nora, musiała odejść z sekcji, ponieważ nie umiała się dopasować do obowiązujących standardów. Najchętniej zapomniałaby o tamtym okresie swojego życia, zwłaszcza o tym, czego się wtedy dowiedziała na temat metod stosowanych przez członków sekcji.
Wstaje z podłogi, zdejmuje sportowe obuwie, podchodzi do okna i wygląda na dwór z pomieszczenia, które przez ostatni rok nazywała swoim mieszkaniem. Na drzewach wystrzeliły jasnozielone pąki, w skrzynkach, które stoją na balkonach sąsiedniego bloku, rozkwitły pierwsze wiosenne kwiaty.
– Naprawdę planujesz przeprowadzkę do Malmö? Przecież tam działają gangi i ktoś ciągle do kogoś strzela.
Nora jest już tak zdesperowana, że postanowiła użyć tego argumentu, byle tylko nakłonić mamę do zmiany decyzji. Odpowiedzią jest głośny śmiech.
– Chcesz powiedzieć, że trafię na linię strzału? To by dopiero była sensacja!
Nora nie może się powstrzymać od uśmiechu. To mało prawdopodobne, żeby po tym wszystkim, co przeszła jej mama, jej los mógł się zmienić na gorsze. Fakt, że zachowała poczucie humoru, również tego czarnego, sprawia, że Norę ogarnia przyjemne ciepło. Dopiero teraz uświadamia sobie, jak bardzo się za nią stęskniła.
– Wiem, że media publikują na temat Malmö mnóstwo negatywnych informacji, ale okolica, w której mieszkała moja ciotka, to stara i bardzo urokliwa osada rybacka. Nazywa się Limhamn. Nie wiem, ile zapamiętałaś z naszych wizyt u ciotki, gdy byłaś mała, ale na pewno nie jest tam tak jak w dzielnicy Rosenlund, jeśli to ją miałaś na myśli.
– Rosengård.
– Nieważne… Chodzi o to, że miasto przedstawiane jest w mediach w złym świetle. To, o czym donoszą, rzadko bywa prawdą. Nie sądzisz?
Nora przeciąga dłonią po czole.
– Tak bywa, oczywiście.
Mona Feller kontynuuje, ale ton jej głosu jest już łagodniejszy:
– To naprawdę piękny dom. Ciocia nie miała własnych dzieci, a spośród wszystkich członków naszej rodziny najbliższe kontakty utrzymywała ze mną. To dlatego odziedziczyłam po niej ten dom. Brzmi to trochę jak scenariusz filmowy. Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
– Ale dlaczego Malmö? – podejmuje kolejną próbę Nora. – Przecież mogłabyś ten dom sprzedać i kupić coś w okolicy Halmstadu. Coraz częściej będziesz potrzebować pomocy, a ja już tu mieszkam. Po co przeprowadzać się do innego miasta, w którym nikogo nie znasz?
– Właśnie o to chodzi. Potrzebuję nowego impulsu do życia. Po tym, co ostatnio przeżyłam, właśnie tego mi potrzeba.
Tym razem głos pani Feller brzmi bardziej stanowczo.
Nora dotyka czołem chłodnej szyby i patrzy na parking przed budynkiem. Wracają wspomnienia związane z samochodem, z którego niedawno ktoś obserwował jej mieszkanie. Jest na sto procent pewna, że to była Charlotte Victorin. Na samo jej wspomnienie robi jej się kwaśno w ustach. Za nic w świecie nie chciałaby mieć z tą wariatką czegokolwiek wspólnego. Żeby pozbyć się niemiłego uczucia, uderza dwa razy dłonią o szybę, płosząc mewę. Ptak gwałtownie zawraca i odlatuje, wydając z siebie krótki, oburzony krzyk.
– Dom stoi w fantastycznym miejscu – kontynuuje pani Feller. – Widać z niego morze i most nad Sundem. Szczerze mówiąc, jestem już zmęczona życiem w Mossebergu. Wprawdzie mogę tu liczyć na stałą pomoc i opiekę, za to w Malmö byłabym sama w inny sposób. Ale zgadzam się z tobą co do tego, że taki wyjazd na pewno będzie dla mnie wyzwaniem.
– Wciąż nie rozumiem, jak sobie poradzisz w nowym mieście sama.
W telefonie zapada krótka cisza. Odpowiedź pada po chwili:
– Najlepiej by było, gdybyśmy zamieszkały razem. Co ty na to? Mogłabyś się wyprowadzić z Halmstadu i zamieszkać ze mną w Malmö. Miejsca dla dwóch osób na pewno wystarczy. Pracę załatwisz sobie bez problemu w miejscowej policji, bo jeśli sytuacja w mieście jest rzeczywiście taka zła, jak ją opisują, na pewno potrzebują tam więcej policjantów. W Limhamn jest morska promenada i mnóstwo przytulnych restauracji, a do Kopenhagi samochodem jedzie się godzinę.
Nora krąży po pokoju, przeciąga dłonią po twarzy. Nowe życie. Te dwa słowa kryją w sobie coś, co jej się podoba. Tylko co z pracą? Przecież całkiem niedawno dostała etat w Halmstadzie. Czuje się tu dobrze, bez problemu dogaduje się z Ulfem i całą resztą.
– Jeśli się ze mną nie przeprowadzisz, zrobię to sama – słyszy w odpowiedzi na swoje wątpliwości. Czuje, jak ogarnia ją panika.
– Sama sobie nie poradzisz.
– No to pojedź ze mną. Nie pierwszy raz zamieszkamy razem. Myślę, że razem będzie nam bardzo dobrze. Poza tym znajdziemy się daleko od…
Mona Feller nie wypowiada jego imienia i nazwiska, ale Nora wie, że miała na myśli Ingemara Wallina.
Od kiedy jej mama dostała skierowanie do centrum rehabilitacyjnego w Mossebergu, sędzia Wallin wisiał nad nią jak ciemna chmura. Mimo to mama nie chce zdradzić, o co w tym chodzi. Nora podejrzewa, że fundusz, z którego pochodziły hojne środki na opłacenie pobytu w tak ekskluzywnym ośrodku, może być powiązany z prezesem Sądu Najwyższego. Wystarczy trochę pogrzebać i wszystko stanie się jasne. Niestety, są dwa powody, dla których nie ma tego jak sprawdzić: praca w wydziale zabójstw pochłania cały jej czas, a w głosie mamy, gdy rozmawiają o Wallinie, za każdym razem pojawia się obca, mroczna nuta: żałość, smutek, a może nawet złość. Robi więc wszystko, żeby się pozbyć złych przeczuć, chociaż wyraźnie widzi, że coś jest nie tak. Być może powodem takiego zachowania jest jakaś dawna, przykra i niewypowiedziana pretensja.
– No więc jak będzie, córeczko? Podjęłaś decyzję?
Mona Feller czuje, że jej głos odzyskał dawną radość i siłę. Teraz znowu brzmi tak jak wcześniej, zanim doszło do tych wszystkich strasznych rzeczy. Być może powodem jest nadzieja na to, że Nora jednak z nią zamieszka.
Poza tym z Malmö do Göteborga jest dalej niż z Göteborga do Halmstadu, a tym samym dalej od Sekcji M, jej członków i ich macek. Dalej od Charlotte, Wallina i złych wspomnień z Katrineholmu.
Przytrzymuje telefon ramieniem i wyjmuje z lodówki butelkę wody gazowanej. Otwiera ją, wraca do pokoju i siada na niebieskiej, obitej materiałem kanapie. Kapituluje.
– Zgoda. Opowiedz mi więcej o tym domu, bo prawie wcale go nie pamiętam. Czy on naprawdę stoi nad samym morzem?ROZDZIAŁ 3
Charlotte Victorin wije się z rozkoszy i jęczy, gdy Nikolina pieści ją językiem. Nagle jeden z jej dwóch telefonów komórkowych emituje dwa sygnały. Po przerwie, która trwa pół minuty, telefon znowu dzwoni. Gdyby chciał się z nią skontaktować ktoś inny niż osoba posługująca się umówionym sposobem, Charlotte nigdy by nie odebrała. Za nic by nie przerwała Nikolinie tego, co sprawia tak ogromną przyjemność. Niestety musi odebrać, więc chwyta młodą kobietę za włosy i unosi jej głowę.
Nikolina robi zdziwioną minę. Jest naprawdę ładna. Z lekko rozchylonych, różowych ust nadal wystaje czubek języka. Twarz z błękitnymi oczami okalają długie, złotobrązowe włosy, które opadają na uda Charlotte i cudownie ją łaskoczą jedwabnym, delikatnym dotykiem. Dziewczyna unosi brwi, ale o nic nie pyta.
Charlotte wskazuje jej drzwi. Nikolina nadal nie rozumie, co się stało, podczas gdy telefon wciąż dzwoni.
Charlotte nie może dłużej czekać. Popycha dziewczynę, wskazuje jej drzwi i daje znak, żeby opuściła pokój masażu. Pierwszy raz odwiedziła ten salon przed rokiem. Szybko przekonała swoją ulubioną masażystkę, że o prawdziwym orgazmie marzą nie tylko faceci. Okazało się, że za dodatkową opłatą dziewczyna gotowa jest zrobić trochę więcej. W końcu Nikolina się domyśla, dlaczego Charlotte każe jej wyjść, i opuszcza pokój ze zwieszonymi ramionami.
– Słucham? – mówi Charlotte do słuchawki.
– To ja – odpowiada Wallin.
Na dźwięk jego głosu kurczy jej się żołądek. Charlotte natychmiast podnosi się z leżanki. Ta rozmowa nie była zaplanowana, bo gdyby ją uzgodnili, na pewno by o niej pamiętała. Czego on chce? Próbuje sobie skojarzyć, czy o czymś nie zapomniała, ale bezskutecznie. W jej głowie natychmiast zaczynają się kłębić myśli.
– Cześć – mówi i sama słyszy swój poddańczy ton. Zawsze brzmi tak, jakby nie potrafiła mówić inaczej, chociaż logicznie rzecz ujmując, to ona ma nad nim przewagę w tych rozmowach. Co w nim jest, że pod wpływem jego głosu zamienia się nagle w niepewną siebie dziewczynkę? – Przepraszam, że trochę to trwało, ale byłam czymś zajęta.
– Chcę ci tylko powiedzieć, że będzie tak, jak sobie życzyłaś.
Wallin jak zwykle od razu przechodzi do rzeczy. Żadnych czułości, pozdrowień ani pytań w rodzaju „Jak leci?”. Szkoda, bo takim językiem rozmawiają ze sobą dobrzy znajomi. Widocznie nigdy sobie na to nie zasłużyła. W lustrze dymnym wiszącym na ścianie widzi swoje ciemne oczy. Siłę czerpie ze złości.
– Domyślam się, że mówisz o Sekcji M?
Wallin mruczy coś w odpowiedzi.
– Sekcja M otrzyma jeszcze jedno zlecenie, ale bez względu na to, co powie minister sprawiedliwości, będzie to wasza ostatnia misja. Potem sekcja zostanie rozwiązana i każde z was wróci do swoich normalnych obowiązków. Czy wyraziłem się jasno?
Charlotte czuje przyspieszone bicie serca. Ostatnie zlecenie. Ostatnia szansa, żeby zabłysnąć. Wallin wydaje z siebie długie westchnienie.
– Wiele osób jest pod wrażeniem waszej nastawionej na wyniki pracy śledczej, dlatego przy tym zleceniu znowu staniecie się mobilną, samodzielną ekipą śledczą, a nie tylko konsultantami. Będziecie też mogli działać na terenie całego kraju.
Charlotte jeszcze raz przegląda się w lustrze. Teraz, gdy wie, jak sprawy się mają, i gdy do niej dotarło, co tak naprawdę powiedział jej ojciec, poczuła, że wraca jej pewność siebie. Na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Całe szczęście, że jest w tym małym pokoju sama. Już czuje smak nadchodzącego zwycięstwa nad Norą. Ostatecznie to ona, Charlotte, zaimponowała Wallinowi.
– To dobrze – odpowiada, wypowiadając te słowa chłodnym, obojętnym tonem. – Chciałabym mieć prawo do wybierania zleceń z listy.
– Przecież wiesz, że… – zaczyna ostrzegawczym tonem Wallin, ale Charlotte od razu mu przerywa. Decyduje się powiedzieć to, co od dawna chciała z siebie wyrzucić, dopóki nie opuści jej odwaga. Siłę, żeby to zrobić, czerpie z faktu, że przed chwilą dostała to, na czym tak jej zależało.
– Jeśli się nie zgodzisz, zadzwonię do Nory i powiem, kto jest jej prawdziwym ojcem. Co ty na to?
Wallin wydaje z siebie słaby, bolesny jęk, który przyprawia Charlotte o strach i ekscytację.
– Zresztą zgoda, niech będzie, jak chcesz – dodaje szybko, zanim Wallin zdążył odpowiedzieć. – Zdzwonimy się.
Rozłącza się i nagle doznaje uczucia, jakby włożyła palec do gniazdka i przeszedł ją prąd. Nigdy wcześniej nie rozmawiała z Wallinem z takim lekceważeniem.
A może bierze na siebie zbyt wiele obowiązków? Co będzie, jeśli Wallin się wkurzy i wyjawi całemu światu, kim tak naprawdę jest Charlotte Victorin? Może posunęła się za daleko? Przełyka ślinę i czuje dławienie w gardle. Faktem jest, że zbyt długo zachowywała się wobec niego w uniżony sposób. Płaszczyła się przed nim i szukała w jego oczach uznania, ale on za każdym razem ją odrzucał. Być może powinna zmienić ton, także w rozmowach z nim. Niech inni zaczną ją w końcu traktować z szacunkiem.
– Nikolina! – woła. Czeka niecierpliwie przez dwie sekundy i znowu ją woła. Tym razem drzwi się otwierają i dziewczyna wraca.
Charlotte mierzy wzrokiem jej szczupłą sylwetkę i obcisły, biały fartuch. Wyobraża sobie młode, jędrne ciało, które się pod nim kryje. Po rozmowie z Wallinem potrzebuje tylko jednego: chce dokończyć to, co zaczęły. Musi się pozbyć złych myśli i niepokoju, który pojawił się podczas rozmowy z Wallinem.
– Możesz się rozebrać – mówi do dziewczyny. – Trochę to potrwa.
Nikolina uśmiecha się krzywo i powoli zaczyna rozpinać swój biały fartuch. Przez cały czas patrzy jej prosto w oczy.ROZDZIAŁ 4
Trzy godziny później Charlotte wysiada z tramwaju przy ulicy Älvsborgsgatan w dzielnicy Majorna. Wprawdzie w normalnych okolicznościach tego nie robi, ale tym razem wystawia twarz na wiosenne słońce i zaciąga się świeżym, pachnącym powietrzem, które zwiastuje nadejście cieplejszych dni. Idący chodnikiem mały chłopiec z balonem szeroko się do niej uśmiecha. Odwzajemnia jego uśmiech i ku swemu zdumieniu pozdrawia jego mamę. Po krótkim spacerze wchodzi do znajdującego się przy ulicy Mariagatan pubu The Red Lion i mówi do barmana:
– Poproszę lampkę czerwonego wina.
Przeciąga palcami po kontuarze z ciemnego drewna i dodaje:
– Jakiś mocniejszy gatunek. Będę siedzieć na zewnątrz.
Barman potwierdza przyjęcie zamówienia i odwraca się do kilku rzędów ciemnozielonych butelek, które stoją tuż za nim na półkach. Charlotte kieruje się do szklanego ogródka i siada przy stojącym trochę z boku wolnym stoliku. Korci ją, żeby zadzwonić, ale na razie nie sięga po telefon. Dokonuje w myślach swego rodzaju przeglądu każdego z członków Sekcji M.
Petrović nie będzie uszczęśliwiony, bo wolałby już nigdy nie słyszeć o Sekcji M, ale to bez znaczenia – nie ma innego wyjścia. Na myśl o nim Charlotte uśmiecha się szyderczo. Ojciec i mąż. Kiedyś był zdolnym policjantem, ale na skutek kilku błędnych decyzji wpakował się w takie tarapaty, że musiał się zgodzić na podjęcie pracy w Sekcji M. Jest po uszy zadłużony. Jeśli będzie chciała, w każdej chwili go zadenuncjuje. Petrović wie, że jeżeli ją zmusi, ona wykorzysta przeciwko niemu jego najsłabszy punkt, którym są jego dzieci. Bez chwili wahania.
Alba Svensson jest forensykiem, w sekcji zajmuje się zabezpieczaniem śladów na miejscu zbrodni. Należy do najlepszych specjalistek w tej dziedzinie. W ekipie jest niezbędna. Dopóki dostaje te swoje tabletki i prochy, bez gadania wykonuje polecenia. Z drugiej strony taka współpraca to taniec na linie, bo od pewnego czasu Alba wygląda na wyczerpaną. Poza tym ciągle się drapie po tej swojej suchej skórze. Charlotte nazywa ją w myślach Skórzaną Łuską. Jak długo może jej jeszcze ufać? Przecież istnieje granica tego, co ludzki mózg jest w stanie przerobić, zanim zniszczą go narkotyki. Na szczęście Alba nie zaniedbuje swoich obowiązków i można na niej w pełni polegać.
Simon Bauer to informatyk, który cierpi na zaawansowaną postać zespołu Aspergera. Powinno go ucieszyć, że kończy pracę w dość licznym zespole, w którym jest zatrudniony jako konsultant. Simon ma cechy, które odpowiadają jej najbardziej: sumiennie wykonuje polecenia i nie zadaje zbędnych pytań. Facet z zaawansowanym autyzmem to wymarzony pracownik. Charlotte uśmiecha się w myślach: tacy jak on zawsze osiągają dobre wyniki w pracy.
To, że Sekcja M będzie jednostką samodzielną, uprości wiele spraw, chociaż nie wszyscy są tego świadomi. Ale to bez znaczenia.
Muszą sobie jakoś radzić bez Carla Astona, który pracował w sekcji jako lekarz medycyny sądowej. Co prawda jest wybitnym specjalistą, ale mu nie ufa. Zbyt wiele faktów wskazuje na to, że nie do końca akceptuje metody śledcze, którymi posługuje się sekcja. Gdyby znowu do nich trafił, mógłby stanowić prawdziwy problem, ale to żaden kłopot. Podobno przebywa w Syrii, gdzie pomaga identyfikować ofiary zamachu bombowego. Jeśli o nią chodzi, może tam zostać do końca świata.
Zjawia się barman z winem. Minę ma taką, jakby zamierzał wygłosić pogadankę na temat gatunku serwowanego alkoholu, ale Charlotte ucisza go krótkim „Dziękuję, to wszystko” i podaje kartę płatniczą.
Barman idzie po paragon, a Charlotte bierze pierwszy łyk wina. Potem wyjmuje z torebki jeden z telefonów i włączyła w nim aplikację umożliwiającą prowadzenie podglądu.
Sekcja M to osobna sprawa. Od teraz będzie mogła nią zarządzać według własnego uznania. Inaczej jest z Norą. Na szczęście w jej przypadku może łączyć korzyść z przyjemnością. Tak samo jest z wieloma innymi sprawami w życiu.
Opiera się plecami o krzesło, upija drugi łyk mocnego czerwonego wina i za pośrednictwem wgranej aplikacji uruchamia kamerkę zainstalowaną w mieszkaniu Nory w Halmstadzie.
– To nie było zaplanowane – mówi Nora. – Mam nadzieję, że zrozumiesz?
Charlotte skupia całą uwagę na ekranie. Z kim ona rozmawia?
– Nie, Katarino, zdaję sobie z tego sprawę.
Czyżby rozmawiała z Willius, szefową wydziału zabójstw w Halmstadzie?
– I bardzo przepraszam, że robię to bez uprzedzenia i po tak krótkim czasie, jaki z wami spędziłam. Praca z waszym zespołem sprawiała mi prawdziwą przyjemność. Zwłaszcza z tobą i Ulfem. Muszę jednak postawić rodzinę na pierwszym miejscu i zająć się mamą. Ona nie poradzi sobie bez mojej pomocy.
W pokoju zapada cisza. Nora wsłuchuje się w telefon.
– Dzięki. Owszem, zdaję sobie sprawę, że praca w takim mieście jak Malmö to coś innego. Gorszy klimat i tak dalej, ale sama wiesz, że mam odpowiednie doświadczenie.
Charlotte czeka do końca rozmowy. No proszę, a więc tak się sprawy mają? Wyłącza aplikację i odkłada telefon. Majorna o tej porze roku to ładne miejsce, ale Malmö? Jeśli o nią chodzi, potrafi się odnaleźć wszędzie. Miejsce to rzecz drugorzędna, liczy się głównie to, na czym jest skoncentrowana. Ale Malmö? Hm, czemu nie? Na liście, którą dostała od Wallina, z pewnością znajdzie kilka nazwisk z tego regionu.
Wypija resztę wina, prosi barmana o dolewkę i szuka w telefonie numeru Petrovicia. Jest coraz bardziej podekscytowana. Czuje się jak wąż, który rusza na polowanie. Wreszcie coś się dzieje. Od ostatniego śledztwa upłynęło zbyt wiele czasu. Nie mogła się doczekać, kiedy znowu zasadzi się na upatrzoną zdobycz. Tym razem dopilnuje, żeby Nora Feller już się nie podniosła.ROZDZIAŁ 5
Sophia Bernhard jest już tak poirytowana, że bębni palcami po wykonanym z kości słoniowej blacie biurka. Przed wejściem do jej pokoju przez cały czas krząta się sprzątaczka z odkurzaczem. Szum silnika jest tak ogłuszający, że bije w uszy. Ile kurzu może się znajdować na jednym metrze kwadratowym dywanu?
A może to szpieg? Myśl wydała jej się absurdalna, ale na wszelki wypadek postanawia nie ryzykować.
– Jainaba! – woła w kierunku kobiety, ale musi to zrobić jeszcze raz, bo sprzątaczka jej nie słyszy.
– Tak, proszę pani?
Kobieta wypowiada te słowa uniżonym tonem i staje w progu. Ubrana jest w czarno-białe służbowe ubranie. Stoi ze wzrokiem wbitym w podłogę, dokładnie tak, jak Sophia ją tego nauczyła.
– Idź posprzątać kuchnię. Potrzebuję trochę spokoju.
– Oczywiście, proszę pani – odpowiada kobieta i znika w korytarzu.
Sophia znowu skupia wzrok na ekranie monitora. Odpowiada na e-maila od ambasadora Filipin, odrzuca zaproszenie na galę w Sztokholmie i odpisuje na patetyczny, pełen miłości list od męża. Dzisiaj wpłynęły trzy wnioski o przyjęcie do szkoły. Każdy z nich powinien zawierać zdjęcie kandydata i list motywacyjny. Listów nie czyta, tylko ogląda zdjęcia. Dwaj kandydaci to ładni, wysportowani chłopcy. Trzeci wygląda na lekko upośledzonego, i to w którymś pokoleniu. Na dodatek ma wielką, wystającą szczękę. Na zdjęciu stoi przed swoją marną lepianką i szeroko się uśmiecha. W tle widać odwróconą tyłem kozę.
Nie, dziękuję, mówi w myślach Sophia. Wysyła mu wiadomość z odmową, a dwóm pozostałym potwierdzenie przyjęcia do szkoły. Na koniec zostawia sobie list, który dostała od prowadzonej przez królową Sylwię fundacji World Childhood Foundation. Wkrótce mają nawiązać ciekawą współpracę, co oznacza, że będzie musiała przygotować należycie sformułowaną odpowiedź. Było nie było, chodzi o członka rodziny królewskiej. Zamiast jednak wysłać odpowiedź, wybiera w książce adresowej numer telefonu Håkana Lindrina ze Stowarzyszenia Przedsiębiorców. Karin, Lena i Camilla już dostały od nich nagrodę, a ona ciągle czeka, chociaż bardzo jej na tym zależy. Na szczęście już wie, dlaczego tak się działo. Powód był jeden: pieniądze.
Wybiera numer, a gdy po trzecim sygnale Lindrin odbiera, Sophia informuje go, jak dużą darowiznę jej szkoła zamierza przeznaczyć w tym roku na działalność stowarzyszenia.
Jest pewna, że tegoroczna nagroda trafi tylko do niej i do nikogo innego.ROZDZIAŁ 6
Stojący przy ulicy Strandgatan mały, tynkowany i pomalowany na biało dom z dachem krytym czerwoną dachówką położony jest w naprawdę cudownym miejscu. Nie da się zaprzeczyć, że wszystko wygląda dokładnie tak, jak opowiadała mama. Nora wysiada z ciężarówki, żeby rozprostować nogi, i jej wzrok od razu biegnie w stronę wody. Do morza ma stąd jakieś sto kilkadziesiąt metrów. Powierzchnia wody jest gładka jak lustro. Na południe od tego miejsca wznosi się most biegnący nad Sundem. Konstrukcja majaczy w morskiej mgle, która zalega aż do Kopenhagi. Na północy znajduje się marina, a trochę dalej widać słynny drapacz chmur, Turning Torso.
– Pomożesz mi? – pyta córkę Mona Feller. Otwiera drzwi samochodu, ale jej wzrok biegnie w odwrotnym kierunku, w stronę domu. Prawie go nie widać za gałęziami bzu, które opadają na stary drewniany płot. Ciotka najwidoczniej nie dbała o ogród albo nie była już w stanie się nim zajmować, ponieważ w ostatnich latach życia była chora. Między sztachety wplątały się chwasty, jakby zamierzały wziąć w posiadanie biegnący za nim chodnik. Połowę bramy zakrywa ogromny kolczasty krzew. Z tego, co Nora zapamiętała, nazywa się rokitnik. Trawnik jest cały zarośnięty, chociaż wiosna dopiero się zaczęła.
– Musimy się zająć ogrodem – mówi pani Feller, podczas gdy Nora pomaga jej wysiąść z ciężarówki. – Krzaki zasłaniają widok. Wyobrażasz sobie, jakie zapachy rozsiewa ten ogród, gdy w maju i czerwcu kwitną bzy?
Po tym, jak wyładowanym po brzegi wozem meblowym, w który spakowały cały swój dobytek, przyjechały na miejsce, obie doznają tego samego poczucia nierzeczywistości, tyle że każda na inny sposób. Mona Feller nie może uwierzyć w swoje szczęście: odziedziczyła całkowicie spłacony dom i od razu może się do niego wprowadzić. Na dodatek w okresie rekonwalescencji będzie w nim mieszkać z ukochaną córką. Z kolei Nora, która nie tak dawno rozpakowywała swoje kartony po przeprowadzce z Göteborga do Halmstadu, zastanawia się, co z nią jest nie tak: raz za razem zmienia miejsce zamieszkania, a w wieku prawie trzydziestu lat postanowiła zamieszkać z mamą.
To już trzydziestka! Świadomość tego faktu spłynęła na nią nagle. Chyba inaczej wyobrażała sobie swoje życie w tym wieku. Jednak na widok uszczęśliwionej mamy nie może się powstrzymać od uśmiechu.
Fakt, że jej mama miała udar i przez pewien czas leżała w śpiączce, sprawił, że śmierć stała się dla Nory czymś bardziej namacalnym niż dla większości innych osób w młodym wieku. Trudno jej się pogodzić z myślą, że mamy kiedyś zabraknie. Najgorsze jest jednak to, że nie wiadomo, kiedy ten dzień przyjdzie. I chociaż praca w policji ją nauczyła, że śmierć potrafi zabrać kogoś w pełni życia, nie wyobrażała sobie, że ta prawda będzie mieć przełożenie na mamę. Na szczęście jej rehabilitacja przebiega prawidłowo.
Dom, który kiedyś należał do jakiegoś rybaka, przypomina nieoszlifowany diament. Nora zaciąga się powietrzem, które jest nasycone jodem. Rozgląda się po ulicy i po Gamla Limhamn. Wszędzie widzi małe domy z porośniętymi roślinnością ogrodami. Tulipany, narcyzy i kwiaty z rodziny szparagowatych tworzą w nich jaskrawą paletę barw. Nabiera głęboko powietrza i postanawia skupić się na rzeczach pozytywnych, które wiążą się z przeprowadzką. Musi przestać myśleć o pracy w Halmstadzie i kolegach, z którymi podczas ostatniego śledztwa bardzo się polubili.
– Tylko pomyśl, mamo: wkrótce zacznie się lato, a my będziemy chodzić na plażę, żeby brać poranną kąpiel. Morze dochodzi prawie do samego ogrodu. Proponuję, żebyśmy się najpierw rozejrzały po domu, a potem wniesiemy kartony, dobrze?
– Całkowicie się z tobą zgadzam – odpowiada pani Feller, machając z radością pękiem kluczy. Jej uśmiech przypomina grymas, ale Nora udaje, że tego nie widzi. Nie chce, żeby ten nieprzyjemny fakt zakłócił jej radość chwili.
Gdy schylają się pod gęstymi krzewami i wchodzą do ogrodu, dzwoni telefon. Nora puszcza przodem mamę, która idzie do drzwi wejściowych po nierównej kamiennej alejce, a ona odbiera połączenie.
– Feller, słucham.
– Czy rozmawiam z Norą Feller?
Głos w telefonie jest mroczny i formalny. Mężczyzna mówi z południowym dialektem. Jego głos wydaje się Norze znajomy.
– Tak, to ja.
– Mówi Leon Paulsson.
Jej nowy szef. Nora prostuje się, jakby Paulsson widział ją przez telefon.
– O, dzień dobry. Właśnie przyjechałyśmy z mamą do Malmö i urządzamy się w naszym nowym domu.
– Cieszę się. Witam w mieście. Myślę, że bardzo nam się przydasz w wydziale zabójstw. Mówię tak, opierając się na pochwałach na twój temat, które usłyszałem od twojej przełożonej w Halmstadzie. Powinnaś wiedzieć, że bardzo cię tam doceniali.
Nora drapie się zawstydzona po szyi. W czasie procesu rekrutacyjnego ani razu nie wspomniano o jej pracy w Sekcji M. Zdziwiło ją to, bo dobrze wie, że Charlotte nieraz obrzucała ją błotem. Ciekawe, czy jej kłamstwa dotarły też do Malmö i co wie Paulsson albo co mu się wydaje, że wie. Zastanawia się, co ma dalej mówić.
– Dziękuję. Nie mogę się doczekać poniedziałku.
– Świetnie. W takim razie nie będę dłużej przeszkadzał w urządzaniu się w nowym miejscu. Pewnie macie tam typowy dla przeprowadzek bałagan, ale za bardzo się nie przeciążaj. Spotkamy się w poniedziałek o wpół do ósmej w naszej komendzie przy ulicy Porslinsgatan. Odbiorę cię przy recepcji.
– Dziękuję. Niech tak będzie.
Niestety jej nowy szef już nie usłyszał tych słów, bo chwilę wcześniej się rozłączył.
– Noro, czy mogłabyś mi pomóc?! – woła pani Feller. – Nie mogę otworzyć drzwi.
Włożyła klucz do zamka i próbowała go przekręcić, ale chociaż ciągnie za klamkę dwiema rękami, jasnoniebieskie drzwi nie ustępują nawet na milimetr.
Drzwi, których nie można otworzyć, to bardzo konkretny, ziemski problem. Na szczęście jeden z tych, z którymi można sobie poradzić. Akurat w dniu takim jak ten. Nora macha w odpowiedzi ręką i rusza mamie z pomocą.ROZDZIAŁ 7
Charlotte stoi z kartonowym pudłem przewiązanym sznurkiem i wypełnionym różnymi drobiazgami i patrzy przez okno swojego pokoju w siedzibie policji w Göteborgu. Między budynkiem komendy a halą widowiskowo-sportową Ullevi biegnie ulica Skånegatan. Charlotte przygląda się nasadzeniom na bulwarze, które powoli zaczynają się zielenić. Może nazwa ulicy była zapowiedzią tego, że Sekcja M pojedzie do Skanii?
Nazwa placu – Ernst Fontells Plats – też pasuje do tego miejsca. W tysiąc dziewięćset dwudziestym trzecim roku Fontell został mianowany komendantem policji w Göteborgu. To on wymyślił metodę zdejmowania odcisków palców, która szybko się rozpowszechniła na całym świecie, a w Szwecji wprowadził do użytku policyjne radiowozy. Można powiedzieć, że ukoronowaniem jego idei stała się mobilna jednostka policji znana jako Sekcja M. Wszystko, czego potrzebują, żeby znaleźć sprawcę zbrodni, mają do dyspozycji w swoim autobusie. Liczy się skład personalny ich ekipy. Jest pewna, że bez niej Sekcja M nawet by się nie zbliżyła do wyniku, jaki osiągnęła, a kluczem do sukcesów jest ona: Charlotte Victorin.
Zwykle bywa tak, że to mężczyzna podsuwa dobry pomysł, a do perfekcji doprowadza go kobieta. Może w przyszłości ktoś nazwie taki autobus jej imieniem i nazwiskiem? Bardzo w to wątpi.
Mężczyźni. Zawsze i wszędzie oni. Jedna połowa ma kwalifikacje, druga jest za coś chwalona.
Nagle jej telefon dzwoni w charakterystyczny sposób. Sygnał jest zapowiedzią, że chce się z nią skontaktować konkretna osoba. Jednak Charlotte jest już tak wściekła z powodu panującej na świecie niesprawiedliwości, że nie ma ochoty odebrać. Siada w fotelu za biurkiem i z wewnętrznej kieszeni granatowej marynarki wyjmuje listę z nazwiskami. Kiedyś dostawała tylko teczkę z aktami osoby, która miała być obiektem kolejnego zlecenia, ale w końcu udało jej się wynegocjować silniejszą pozycję. Od dawna wiedziała, że się do tego nadaje, dlatego tym razem to ona wybierze ofiarę i kozła ofiarnego.
Wspólnym mianownikiem ludzi z listy jest to, że zrobili coś złego, ale uniknęli sprawiedliwości i dlatego jak najbardziej zasługują na wszystko, co postanowiła z nimi zrobić. Dosłownie. Czuje łaskotanie w kroczu i w brzuchu – jak zwykle, gdy szykuje się nowe zadanie.
Już wkrótce życie niektórych z tych osób dobiegnie końca. Wystarczy, że wybierze z listy dwa nazwiska, zaplanuje wszystko z Petroviciem i wyjaśni pozostałym członkom sekcji, co mają robić. Razem wykonują ważną pracę: na swój szczególny sposób czyszczą świat, usuwając z niego przestępców, którzy wymigali się od kary.
Autobus jest gotowy do wyjazdu, wkrótce wyruszą do Malmö. Bez względu na to, co kto myśli o Ernście Fontellu, zmiana otoczenia dobrze im zrobi i będzie dla nich czymś odświeżającym. Kiedy jakiś czas temu Sekcja M straciła status jednostki operacyjnej i zamieniła się w grupę konsultantów, uziemiono ich przy biurkach komendy w Göteborgu. A przecież ich skuteczność nie wynika z tego, że siedzą w budynku, tylko że są mobilni i niezależni.
Zaznacza na liście dwa nazwiska, od których zaczną. To właściwy wybór.
Przeciąga się i czuje, że jest coraz bardziej podekscytowana. Wprawdzie na początku każdego zlecenia zawsze jest dużo planowania, ale właśnie ta faza sprawia jej wiele przyjemności, chociaż czasem musi zrezygnować z niektórych swoich… hm… bardziej spektakularnych pomysłów. Cała ich ekipa jest jak dobrze naoliwiona maszyna, która już wcześniej wykonywała podobne czynności. Chodzi głównie o to, żeby we właściwy sposób rozdzielić obowiązki, biorąc pod uwagę to, w czym kto jest najlepszy.
Dochodzi do wniosku, że to właśnie takie metody odróżniają dobrego przełożonego od złego. Przez pewien czas zastanawia się nad nazwiskami, które wybrała. Niektórzy ludzie zasługują na zwykłą karę, niektórzy na śmierć. Na tym to polega. Ci, których wybrała, należą do tej drugiej kategorii. Krzywi się z obrzydzeniem. Telefon znowu dzwoni. Dwa sygnały, przerwa, dwa sygnały. W końcu postanawia odebrać.
– Tak? – rzuca do telefonu, przeglądając się w wygaszonym ekranie monitora. Ma nadzieję, że Wallin zapomniał, jakim tonem rozmawiała z nim ostatnio, i nie ukarze jej za to.
– Miałaś do mnie wczoraj zadzwonić.
– Przepraszam, ale wiele się ostatnio działo – odpowiada Charlotte, prześlizgując się wzrokiem po liście z nazwiskami. Może powinna przeprowadzić eksperyment polegający na sprawdzeniu, ile czasu człowiek może spędzić na kolanach w oparach kwasu fluorowodorowego?
– Naprawdę? – pyta chłodnym tonem Wallin. – Wydaje ci się, że tylko ty masz na głowie tyle spraw?
Wallin żachnął się i chciał kontynuować wypowiedź, ale Charlotte go uprzedziła:
– Dostałam listę z nazwiskami i obmyśliłam strategię działania, dzięki czemu nic więcej nie musisz robić. Uzgodniliśmy, że teraz to ja pociągam za sznurki, prawda?
Wallin zgrzyta zębami.
– No proszę. Już wybrałaś kolejne zlecenie? I co, wszystko jasne? – pyta.
Charlotte nie odpowiada, bo myślami jest gdzie indziej. Zastanawia się, czy orgazm może być bardziej intensywny, jeśli w trakcie stosunku ktoś umiera. Jeśli wierzyć durniom, którzy stosują asfiksję autoerotyczną, doznania, jakich doświadczają, gdy podczas szczytowania dochodzi do odcięcia dopływu tlenu, są wprost cudowne. Może powinna sprawdzić, jak to działa? Na przykład założyć ofierze torbę na głowę i wymusić orgazm?
A kąpiel w kwasie? Powolne duszenie? Obdarcie ze skóry całego ciała albo samych stóp, żeby potem zmusić ofiarę do dwukilometrowej przebieżki po wysypanej żwirem drodze? W niektórych przypadkach takie metody doprowadzą ofiarę do śmierci, w innych będą stanowić w pełni zasłużoną karę. I to właśnie ona, Charlotte Victorin, ma dokonać tego wyboru, zadecydować o czyjejś śmierci. Władza szumi jej w głowie jak najlepszy gatunek wina.
– Tak – odpowiada po chwili, kładąc palec na wybranym nazwisku. – Wszystko jest w pełni jasne.
Wallin nie musi wiedzieć więcej, a jej nie podoba się ton jego głosu. Zasługuje na to, żeby traktował ją lepiej.
– To dobrze. Niech tak będzie.
Wallin rozłącza się, a ona czuje, jak ogarnia ją fala ciepła.
Wie, że wygrała.
Oczami wyobraźni widzi wszystkie możliwości, które stwarza jej przyszłość. Kwitną jak kwiat niezwykłej urody.