Sekret belfra - ebook
Sekret belfra - ebook
Jacek Markowski planuje odejść na emeryturę. Po śmierci żony nie potrafi odnaleźć się w samotnej rzeczywistości. Nic go nie cieszy, nic nie interesuje, a pracę traktuje jak zło konieczne. Kiedy komendant powierza mu ostatnią sprawę, inspektor czuje się przytłoczony. Na domiar złego przydziela mu do pomocy młodego i ambitnego Kacpra Pajdowicza, który do policji wjechał na plecach wysoko postawionego wujka. Kobieta z plaży, tak mówią o zamordowanej media. Bez tożsamości, bez linii papilarnych, bez tropów, po których można cokolwiek ustalić. Niewiadome mnożą się na każdym kroku. Nawet modus operandi budzi wątpliwości. Śladem są nieaktywny numer telefonu i kartka wyrwana z tomiku średniowiecznego perskiego poety. Tamam shud, czyli jest skończone. Ale czy aby na pewno? Agnieszka Kaźmierczyk po raz kolejny zabiera nas w podróż po meandrach ludzkiego umysłu. Urocza lawendowa wioska, szpital z tajemnicą sprzed lat, zdrada i milczenie, strach, choroba psychiczna, zemsta. To i wiele innych tajemnic sprawi, że nie oderwiecie się od tej powieści aż do ostatniej strony. Morderstwo. Niby nic nadzwyczajnego, przynajmniej w świecie książek, a jednak… Agnieszka Kaźmierczyk po raz kolejny wciąga nas w mroczny świat umysłów ludzi, którzy pozornie wydają się zupełnie zwyczajni. Młodszy inspektor Markowski otrzymuje ostatnią sprawę tuż przed przejściem na emeryturę. Nie ma już ani zapału, ani energii. Po prostu mu się nie chce. Na dodatek szef przydziela mu krewniaka na pomocnika, co wkurza go maksymalnie, bo nie ma dobrego zdania o chłopaku. Tymczasem sprawa zatacza coraz szersze kręgi, a jej korzenie wydają się tkwić w przeszłości. Ostatnia powieść Agnieszki Kaźmierczyk sprawi, że inaczej spojrzysz na swoich sąsiadów. Polecam, Barbara Mikulska, autorka książek dla dzieci, horrorów i powieści obyczajowych.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-395-9 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Jeszcze raz. Wszystko po kolei. Odejdźmy na bok. – Policjant pociągnął dziewczynę i chłopaka w stronę wydmy. Mundurowi zabezpieczali właśnie taśmą miejsce zbrodni.
– Mówiłem już. Wstaliśmy przed piątą, ubraliśmy się i poszliśmy pobiegać, jak co dzień. Kiedy dotarliśmy tutaj, zauważyliśmy kobietę. – Młody mężczyzna relacjonował, starając się zachować spokój. Jego oddech był jednak przyspieszony, wyrazy urywały się więc w połowie, próbował zapanować nad emocjami, co wydawało się trudne.
– Podeszliście do niej. – Mundurowy umiejętnie sterował rozmową.
– Tak. Kasia powiedziała: Zobacz, jak leży… Wzięliśmy ją za pijaczkę. Ale kiedy podeszliśmy bliżej, okazało się, że to zadbana kobieta w eleganckim stroju.
– Nie próbowaliście jej reanimować? – Policjant zapisywał coś w notesie, nie odrywając jednak wzroku od młodych.
– Wezwaliśmy policję i karetkę – tłumaczył się chłopak. – Z jej ust ściekała ślina… Przepraszam… Nie mieliśmy maseczek… – zaczął się miotać.
– Nieistotne. Zmarła prawdopodobnie w nocy. Nic by to nie dało. Ale na przyszłość dobrze by było zmienić jednak priorytety. Zostawiliście numer? – Zamknął notatnik.
– Możemy już pójść? Jest bardzo zimno… – włączyła się dziewczyna, która dygotała.
– Będziemy się kontaktować. Jesteście wolni. – Mężczyzna wrócił nad brzeg morza, gdzie zaczęli się już gromadzić pierwsi gapie.
Fale uderzały gwałtownie, jednak nie dosięgały stóp denatki. Policjant dopiero teraz przyjrzał się jej uważnie. Mogła mieć metr sześćdziesiąt wzrostu. Zgrabna, mniej więcej czterdziestokilkuletnia. Krótkie ciemne włosy podkreślały delikatne rysy twarzy. Mały zgrabny nos i lekko uchylone usta sprawiały wrażenie, jakby uśmiechała się po śmierci.
– Dlaczego tak ci wesoło? – Inspektor nieświadomie wyraził swoje wątpliwości na głos.
Ubrana w elegancką spódnicę, marynarkę i białą koszulę, wyglądała jakby wybierała się na ważne spotkanie, z pewnością nie był to strój, jaki zakłada się na wieczorny spacer po plaży. Chyba że miała randkę… – Przeszło przez myśl policjanta.
– Co już mamy? – spytał wysokiego dobrze zbudowanego blondyna, który właśnie się zbliżył.
– Przewozimy ją na sekcję, inspektorze – odparł młodszy mężczyzna.
– Nie o to pytałem – rzucił stanowczym tonem, patrząc na podwładnego. W tym czasie ciało kobiety zostało przeniesione do samochodu.
Wiatr i morze oraz coraz głośniejszy tłum uniemożliwiały swobodną wymianę zdań.
Mężczyźni skierowali się więc nieco bliżej wejścia na plażę i dopiero tutaj wznowili rozmowę.
– To jest naprawdę dziwna sprawa – zaczął tajemniczo młodszy.
– To znaczy? Co znaleźliście? Kim jest? – Policjant zmarszczył brwi.
– Paczka gum. Papierosy. Kilka drobiazgów. Nic więcej. Nie ma żadnych dokumentów. Ale to nie koniec. Nie da się zdjąć odcisków palców – mówił wyraźnie ożywiony.
– Słucham? – Inspektor nie dowierzał.
– No nie ma, nie ma linii papilarnych. Nie wiadomo, czy miała to schorzenie… mówili przed chwilą… aderma… derma… nie potrafię tego powtórzyć, czy też ktoś zadbał o to, by ich nie było – relacjonował. – Oczywiście trzeba będzie rozpowszechnić zdjęcia, przeszukać dokumentacje dentystyczne, sprawdzić doniesienia o zaginionych… – zdawał się tłumaczyć.
– Zostaw moją robotę dla mnie… Nie rejestrują gdzieś ludzi, którzy nie mają linii papilarnych? – Przełożony wydawał się niecierpliwić.
– Tylko gdyby ci ludzie sami to gdzieś zgłosili, na przykład, gdyby chcieli ubiegać się o dokument biometryczny. To już sprawdzono, ale nie ma aktualnie w Polsce żadnej zarejestrowanej osoby z podobnym schorzeniem. – Patrzył w piasek.
– Jeszcze coś? – Inspektor kręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć w to, co przed momentem usłyszał.
– Była w dobrej kondycji, ma umięśnione nogi, jędrne ciało, atletyczną budowę ramion. Nie stwierdzono żadnych obrażeń zewnętrznych, przynajmniej nic widocznego gołym okiem, ale zerknęliśmy tylko pobieżnie. A mimo to patolog stwierdził, oczywiście na oko, że ta śmierć na pewno nie była naturalna. Poczekajmy na raport – kończył.
– Musieli to przydzielić akurat mnie? – Spojrzał na młodszego kolegę, gestem dłoni powstrzymując go jednak od udzielenia odpowiedzi na to pytanie.
– Nam, panie inspektorze. Tak dla jasności – poprawił go podwładny.
– To, że wasz wuj… ech… – Machnął ręką i nie dokończył myśli. Młody mężczyzna pozwolił mu odejść.
Młodszy inspektor Markowski spostrzegł prokuratora, który wreszcie zechciał zjawić się na miejscu zdarzenia. Podszedł więc, mimo ogólnego zniechęcenia do nowej zagadki, próbując namówić go na krótką pogawędkę z przedstawicielami lokalnych mediów. Sam zainteresowany, zdawał się czytać w jego myślach, bo już z wystudiowanym uśmiechem na twarzy zwrócił się do zgromadzonych w okolicy policyjnej taśmy:
– Szanowni państwo, w tej chwili podejmujemy czynności zmierzające do ustalenia faktycznej przyczyny zgonu, oczywiście nie wykluczamy na ten moment żadnej opcji śmierci. Policja wszczęła postępowanie, sekcja zwłok da nam więcej informacji. Nie znamy tożsamości kobiety z plaży.
– Czy to możliwe, że zmarła przez wychłodzenie? – rzucił jeden z dziennikarzy.
– Podobno nie da się pobrać odcisków palców? – dodał kolejny.
– Drodzy państwo, będziemy rozmawiać, gdy patolog odkryje rzeczywistą przyczynę zgonu. Powtarzam, na ten moment nie wiemy nawet, czy śmierć nosi znamiona przestępstwa.
– Markowski! – Prokurator odszedł od stojących za linią dziennikarzy i zwrócił się do inspektora. – Raport, jak najszybciej.
– Wdepnęliśmy w jakieś gówno, Jurek. Tuż przed emeryturą. – Splunął.
– Zawsze to samo. Zadzwoń, jak przyjdzie ekspertyza. Jadę do domu. Jest szósta rano. – Bezskutecznie starał się otrzepać eleganckie buty z piasku.
– Raport. Nie przyniesie nic oprócz nowych pytań – mamrotał Markowski, opuszczając miejsce znalezienia zwłok.
Mieszkanie było puste. Markowski nie miał ani ochoty, ani potrzeby rozprawiania o nieoczekiwanym znalezisku, które stanie się za kilka dni, a może nawet już jutro wielką ogólnopolską sensacją. Nie każdego dnia znajduje się na plaży w niewielkiej miejscowości wypoczynkowej trupa, w dodatku bardzo eleganckiego, który na domiar złego nie ma linii papilarnych. Inspektor był zmęczony. Nie zamierzał dokładać więcej starań niż to konieczne do sprawy, która miała kończyć jego zawodową karierę. Wprawnym okiem ocenił i zaklasyfikował ją do tych, w których policyjne tropy prowadzą zazwyczaj donikąd.
Spojrzał na stół zastawiony brudnymi naczyniami, stertę ubrań piętrzących się na kanapie i uznał, że dobytku tego nie chciałby odziedziczyć nawet jego wróg. Gdyby zobaczyła to Zosia…
– Ostatnia sprawa i wynoszę się z tej nory – rzucił do siebie. Zdjął buty i położył się, nie zwracając uwagi na otaczający go bałagan. Zasnął bez trudu, choć musiał ułożyć nogę w odpowiedniej pozycji, by za chwilę nie wybudził go ból. Tej umiejętności, szybkiego zasypiania zawsze i wszędzie, zazdrościli mu wszyscy, którzy dobrze go znali. Nikogo nie dziwiły także ostatnie spóźnienia do pracy, od czasu śmierci żony współpracownicy przymykali oko na dziwactwa inspektora, odliczając dni do jego odejścia i dzieląc przedwcześnie jego „szaty” pomiędzy siebie.