Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sekretne życie zwierząt - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
25 marca 2020
Ebook
37,90 zł
Audiobook
37,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,90

Sekretne życie zwierząt - ebook

Poznaj najciekawsze tajemnice zwierzęcego świata.

W życiu codziennym bardzo często posługujemy się epitetami odwołującymi się do nazw zwierząt. Czasem używamy ich niestety w kontekście obraźliwym. Osłem lub baranem nazywamy kogoś upartego. Określenia małpa, suka czy hiena też nie zaliczają się do komplementów. Skojarzenia zwierzęce pojawiają się jednak także w znaczeniu pieszczotliwym. Mamy więc wśród bliskich kotki, pieski, misie, żabki i myszki. Czy takie porównania są zgodne z charakterem zwierząt? Na ile zwyczaje panujące wśród zwierząt możemy odnosić do naszego życia, a zwłaszcza do relacji w rodzinie?

Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego ogrodu zoologicznego, jest nie tylko miłośnikiem oraz znawcą zwierząt i ich zwyczajów, lecz także uważnym obserwatorem swoich podopiecznych. Sekretne życie zwierząt to zbiór niezwykle interesujących historii zaczerpniętych ze świata zwierząt. Przeczytamy w nim o zwierzęcych macho, silnych samicach oraz idealnych partnerach, ale także o uwodzeniu, dozgonnej wierności, haremach, miłości macierzyńskiej, ustanawianiu hierarchii w stadzie, a nawet o tym, czy zwierzakom zdarzają się skoki w bok.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8188-728-1
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Kiedy przed ponad ćwierć­wie­czem, zaraz po stu­diach, zaczy­na­łem pracę jako nauko­wiec bada­jący cho­roby dzi­kich pta­ków, w ciągu roku prze­czy­ta­łem wszyst­kie publi­ka­cje o wró­blach i ich cho­ro­bach oraz paso­ży­tach. Tego doty­czyła moja praca dok­tor­ska. Wszyst­kie publi­ka­cje mia­łem ska­ta­lo­go­wane i zna­łem ich treść. Inter­netu jesz­cze w zasa­dzie nie było, a wła­ści­wie – był, dostęp do niego umoż­li­wiał jeden jedyny kom­pu­ter w cen­tral­nej biblio­tece i obsłu­gi­wała go jedna z pra­cow­nic. Nikt inny. Poszu­ki­wa­nie publi­ka­cji było więc żmudną pracą pro­wa­dzoną w zaci­szu biblio­tek i wią­zało się z wysy­ła­niem listów do auto­rów i koniecz­no­ścią spo­rzą­dza­nia nota­tek, gdyż kse­ro­ko­piarki też nie były ogól­nie dostępne. Szybko, bo w ciągu nie­spełna trzech lat, upo­ra­łem się z dok­to­ra­tem, a potem wyje­cha­łem na sty­pen­dia do Holan­dii i Nor­we­gii. Tam były dostępne kom­pu­tery i kse­ro­ko­piarki, mimo to ksią­żek i arty­ku­łów na­dal szu­kało się w biblio­tekach. Po kilku latach poświę­co­nych mucho­łów­kom i siko­rom posta­no­wi­łem napi­sać pracę habi­li­ta­cyjną i znów skie­ro­wa­łem się do biblio­teki, by spraw­dzić, co nowego napi­sano o wró­blach i ich paso­ży­tach. Zna­łem setki publi­ka­cji na ten temat, ale w ciągu bez mała dzie­się­ciu lat przy­było setki nowych, o któ­rych ist­nie­niu nie mia­łem poję­cia.

Insty­tut Eko­lo­gii PAN, w któ­rym wów­czas pra­co­wa­łem, prze­ży­wał kolejny kry­zys. Po moral­nym i inte­lek­tu­al­nym nastą­pił kry­zys eko­no­miczny. Kto mógł, ucie­kał stam­tąd. Ucie­kłem i ja. Prze­nio­słem się do war­szaw­skiego ogrodu zoo­lo­gicz­nego, by speł­nić swoje marze­nie i zro­bić coś poży­tecz­nego dla ochrony uko­cha­nych przeze mnie od dzie­ciń­stwa pta­ków.

Inter­net był coraz szyb­szy, a lawina uka­zu­ją­cych się w nim publi­ka­cji naj­pierw mnie prze­ra­żała, a potem zaczęła cie­szyć. Mogłem zna­leźć dane na dowolny temat. Umia­łem się w tym śro­do­wi­sku poru­szać, znam kilka języ­ków, a nie­obcy był mi także naukowy slang. Zauwa­ży­łem jed­nak, że w pogoni za wie­lo­ścią publi­ka­cji i wyni­ka­jącą z nich liczbą cyta­cji i punk­ta­cji auto­rzy piszą prace coraz krót­sze (ba, wydawcy nie ocze­kują już obszer­nych arty­ku­łów), uży­wają skró­tów (cza­sem zro­zu­mia­łych tylko dla spe­cja­li­stów), cytują samych sie­bie (ale na szczę­ście nie tylko), zatem aby poznać i zro­zu­mieć postęp wie­dzy o jakimś stwo­rze­niu trzeba prze­stu­dio­wać setki arty­ku­łów i wyło­wić z nich sedno sprawy.

Typo­wym przy­kła­dem takich prak­tyk jest moja przy­goda z wie­dzą na temat remiza (Remiz pen­du­li­nus), małego ptaka budu­ją­cego nie­ty­powe dla naszych pta­ków gniazda. Mieszka w Euro­pie, ale za sprawą nie­zwy­kłego życia rodzin­nego stał się znany orni­to­lo­gom na całym świe­cie. Ist­nieje kil­ka­na­ście pol­skich publi­ka­cji na jego temat, ale w ciągu ostat­nich dzie­się­ciu lat opu­bli­ko­wano ich w Euro­pie setki. Naj­wię­cej poczy­nił pewien zespół bada­czy szwedz­kich i dwa zespoły Węgrów. Zalo­go­wa­łem się do biblio­tek uni­wer­sy­te­tów, na któ­rych ci orni­to­lo­dzy pra­cują, dosta­łem dostęp do ich aktu­al­nych publi­ka­cji i teraz co kilka tygo­dni otrzy­muję zawia­do­mie­nie o nowej publi­ka­cji któ­re­goś z nich. O remi­zach! Sza­leń­stwo! Labi­rynt pozor­nie podob­nych prac w któ­rych naukowcy dys­ku­tują o niu­an­sach pta­siej bio­lo­gii. Spe­cja­li­sta jakoś to opa­nuje, ale co ma zro­bić zwy­kły miło­śnik pta­ków, który chce się dowie­dzieć cze­goś o bio­lo­gii jakie­goś ptaszka? Dodajmy do tego osią­gnię­cia bio­lo­gii mole­ku­lar­nej, dostęp naukow­ców do ana­liz DNA, nadaj­ni­ków sate­li­tar­nych, mikro­ka­mer, dro­nów, super­czu­łych mikro­fo­nów i zro­zu­miemy, dla­czego wie­dza bio­lo­giczna zaczyna być dostępna tylko dla spe­cja­li­stów. A bio­lo­dzy mogą badać, co chcą, i na doda­tek w skali całego świata. Nawet w odle­głych zakąt­kach Nowej Gwi­nei, tro­pi­kal­nego pół­wy­spu Jork w Austra­lii czy w ama­zoń­skich lasach desz­czo­wych.

Umy­sły ana­li­tyczne uzbro­jone w wyszu­kany sprzęt są w sta­nie podzie­lić na detale i zba­dać wszystko. Każde zwie­rzę i każdy aspekt jego życia. Jed­nak jeśli się z takimi naukow­cami chce pody­sku­to­wać o życiu jakie­goś stwo­rze­nia, które badali przez lata, to usły­szymy naukowy żar­gon. A ten rzadko kiedy jest przy­swa­jalny dla nie-spe­cja­li­sty, dla prze­cięt­nego śmier­tel­nika. Bar­dzo nie­wielu ludzi nauki potrafi syn­te­tycz­nie opo­wie­dzieć o tym, co badają. A jesz­cze rza­dziej chce się komuś w nor­malny, ludzki spo­sób przed­sta­wić postępy nauki laikom, oso­bom zwy­czaj­nie zain­te­re­so­wa­nym przy­rodą, ale nie­ma­ją­cym czasu ani deter­mi­na­cji, by ślę­czeć w Inter­ne­cie i ana­li­zo­wać publi­ka­cje fachow­ców. Stąd wynika spo­łeczne zapo­trze­bo­wa­nie na tak zwa­nych popu­la­ry­za­to­rów nauki, któ­rzy ogarną ogrom wie­dzy i ludz­kim języ­kiem o tym opo­wie­dzą.

Napi­sa­łem do tej pory około tysiąca arty­ku­łów, od ćwierć­wie­cza mam w radio­wej Trójce krót­kie audy­cje, w któ­rych tro­chę żar­to­bli­wie opo­wia­dam o pta­kach i ich życiu, dodat­kowo od kilku lat pro­wa­dzę autor­ski pro­gram Lata­jące radio dok­tora Kru­sze­wi­cza w Radiu dla Cie­bie. Dzięki niemu mam co tydzień godzinę, by pody­sku­to­wać z zapro­szo­nym gościem, zre­cen­zo­wać wybraną książkę, opo­wie­dzieć o jakimś zwie­rzę­ciu lub jego pro­ble­mach. Sta­ram się, by wybrane przeze mnie utwory muzyczne paso­wały do tre­ści audy­cji. Przy­kła­dem niech będzie aneg­do­tyczne już zda­rze­nie pod­czas audy­cji poświę­co­nej zja­wi­sku prze­mytu zwie­rząt. Gościem był wyspe­cja­li­zo­wany w tema­cie cel­nik. Pod koniec audy­cji zapo­wie­dzia­łem, że teraz zaśpie­wają nam zwie­rzęta o tym, co się dzieje z ludźmi, któ­rzy je prze­my­cają: grupa The Ani­mals i House of the Rising Sun.

Jestem także auto­rem ponad trzy­dzie­stu ksią­żek, głów­nie o pta­kach, ale nie tylko. Ostat­nio wyży­wam się w tele­wi­zji, gdzie byłem pro­wa­dzą­cym i współ­twórcą kil­ku­dzie­się­ciu pro­gra­mów opo­wia­da­ją­cych o tajem­ni­cach pry­wat­nego życia zwie­rząt. Niniej­sza książka jest efek­tem tej inte­lek­tu­al­nej przy­gody. Drogi Czy­tel­niku, gorąco zachę­cam do jej lek­tury, a potem do samo­dziel­nego poszu­ki­wa­nia dal­szej wie­dzy na temat, który Cię zain­try­guje.

Wła­dy­sła­wów, gru­dzień 2019MACHO W ZWIE­RZĘCEJ SKÓRZE

W świe­cie zwie­rząt czę­sto się zda­rza, że to samce rzą­dzą i to samce są kró­lami i moca­rzami. To one na ogół prze­wo­dzą całemu stadu i usta­lają zasady dla wszyst­kich człon­ków swo­jej spo­łecz­no­ści. Oso­bi­ście wolał­bym być pod wła­dzą kobiety, ale w świe­cie zwie­rząt jest to uło­żone zupeł­nie ina­czej.

U pta­ków samiec – „skrzy­dlaty macho” – jest naj­czę­ściej pięk­niej­szy od samicy. Ubrany w bajecz­nie kolo­rowe pióra zwraca na sie­bie uwagę wymyśl­nym śpie­wem. Zwy­kle jest zde­cy­do­wa­nym poli­ga­mi­stą. Chce posiąść jak naj­wię­cej part­ne­rek, by prze­ka­zać swoje geny potom­stwu. Wręcz staje na gło­wie, aby zro­bić na paniach dobre wra­że­nie. Popi­suje się już pod­czas zalo­tów. I rze­czy­wi­ście samce jed­nego z gatun­ków z rodziny cudow­ro­nek stają na gło­wie, a raczej głową w dół zwi­sają z gałęzi, byleby tylko przy­po­do­bać się sami­com. Acz­kol­wiek bywa i tak, że zaloty, nazwijmy je wręcz „grą wstępną”, nie trwają długo. Na przy­kład kaczory krzy­żó­wek nie są sub­telne i od razu prze­cho­dzą do rze­czy, siłą wymu­sza­jąc kopu­la­cję na aktyw­nych płciowo sami­cach. Nie jest to wcale takie łatwe, gdyż narząd kopu­la­cyjny kaczorka ma kształt świ­derka, a gwint w klo­ace kaczki, w który powi­nien się „wkrę­cić”, ma nieco inne spi­rale. Nam się wydaje, że widzimy gwałt, ale bez przy­zwo­le­nia samicy sam­czyk nie byłby w sta­nie wkrę­cić swo­jej śrubki gdzie trzeba…

W gro­ma­dzie, do któ­rej zali­cza się czło­wiek, czyli u ssa­ków, wcale nie jest lepiej. Przy­kła­dowo, samiec zebry jest bar­dzo bru­talny i nie bawi się w piesz­czoty. To takie praw­dziwe „koń­skie zaloty”. A u noso­roż­ców gra wstępna polega na dzi­kiej goni­twie, sztur­chań­cach, bodze­niu rogiem, a nawet gry­zie­niu. Fero­mony płciowe spra­wiają, że osob­niki w odpo­wied­niej fazie cyklu odnaj­dują się i gdy bra­kuje im doświad­cze­nia lub nie są jesz­cze w pełni gotowe do godów, może docho­dzić do nie­po­ro­zu­mień i aktów agre­sji.

Goryl wydaje nam się typo­wym macho, ale u goryli domi­nu­jące samce zwra­cają na sie­bie uwagę dużymi poślad­kami i opie­kuń­czo­ścią. Cza­sem otwie­rają pasz­czę, by poka­zać zęby, ale w sto­sunku do samic są wręcz szar­manc­kie. Są to jed­nak zwie­rzęta wyjąt­kowo inte­li­gentne. Zarówno w świe­cie ludzi, jak i zwie­rząt inte­li­gen­cja sam­ców bar­dzo im pomaga i spra­wia, że agre­sja wobec samic jest nie­po­trzebna. Ba, tam, gdzie jest inte­li­gen­cja, tam może się poja­wić miłość. W sta­dzie bara­nów lub w ławicy śle­dzi nie ma mowy o miło­ści. Samiec pawia ma wielki i nie­wy­godny ogon, a łoś i jeleń noszą ogromne, cięż­kie poroże. Żaby pod­czas godów recho­czą tak gło­śno, że łatwo mogą zostać namie­rzone przez dra­pież­niki. Zacho­wa­nia godowe i sam­cze ozdoby mogą więc być dla nich zwy­czaj­nie nie­bez­pieczne.

Samce czę­sto ryzy­kują życie i poświę­cają wiele ener­gii, aby przy­cią­gnąć uwagę płci prze­ciw­nej. Nie zraża ich to, że jej przed­sta­wi­cielki potra­fią być nad wyraz wybredne. Wła­śnie z tego powodu samce są z reguły bar­dziej ozdobne i na wszel­kie spo­soby zwra­cają na sie­bie uwagę. Ubar­wie­nie sam­ców jest swo­istym „chwy­tem rekla­mo­wym”. Dzięki kolo­ro­wym pió­rom prze­ka­zują one poten­cjal­nym part­ner­kom infor­ma­cję, że są zdrowe i silne. Cechy, któ­rymi skrzy­dlaci pano­wie chwalą się przed paniami, można porów­nać do tych, które w potocz­nym poj­mo­wa­niu mogą zro­bić wra­że­nie na paniach w naszym, ludz­kim świe­cie – są jak dobre samo­chody, kosz­towne gadżety czy zasobny port­fel. Pawi ogon jest jak luk­su­sowe auto. Nie nadaje się do spraw codzien­nych. Nie uła­twia pawiowi zdo­by­wa­nia poży­wie­nia, ochrony przed desz­czem lub zim­nem czy ucieczki przed dra­pież­ni­kami. Podob­nie jaskra­wo­czer­wony kabrio­let nie spraw­dzi się przy wyjeź­dzie na zakupy czy odwo­że­niu dziecka do przed­szkola. Ale pod dys­ko­teką…

Czę­sto poza odmien­nym ubar­wie­niem samce wyróż­niają się innymi ozdo­bami, takimi jak np. grze­bień u koguta lub korale u indora. One rów­nież są atry­bu­tem zdro­wia i dobrej kon­dy­cji. Szcze­gól­nie samce posia­da­jące dłu­gie pióra w ogo­nie, np. pawie lub raj­skie ptaki, zdają się mówić do samicy: „Popatrz, jaki jestem silny i zdrowy. Nie dałem się zła­pać dra­pież­ni­kom, mimo że mam taki ogromny, kolo­rowy ogon”.

Jak świat zwie­rząt długi i sze­roki, samce wyją, ryczą, beczą lub „śpie­wają”. Po to, by przy­wo­łać part­nerkę, odstra­szyć rywala czy zazna­czyć tery­to­rium. Super­sa­miec wyróż­nia się dobrym gło­sem. Odpo­wied­nio modu­lo­wany jest potężną bro­nią, która może zawró­cić w gło­wie wyma­rzo­nej part­nerce. Mistrzo­stwo w przy­wa­bia­niu płci prze­ciw­nej za pomocą miło­snych zaśpie­wów osią­gnęły samce pta­ków. Im pięk­niej­sze i bar­dziej skom­pli­ko­wane trele, tym lep­sze zdro­wie i tym więk­sza poten­cjalna dłu­gość życia samca. Te, które naj­dłu­żej i naj­pięk­niej szcze­biocą, nie tylko mają w mózgu naj­więk­szy obszar odpo­wia­da­jący za śpiew, ale także są w lep­szej kon­dy­cji fizycz­nej niż inne osob­niki. Samica może więc śmiało zało­żyć, że samiec, który ład­nie i dono­śnie śpiewa, będzie naj­lep­szym dawcą genów dla jej dzieci. Dla­tego żywo reaguje na piękne trele. U jed­nych pta­ków piękno pie­śni polega na odtwo­rze­niu skom­pli­ko­wanej arii, a u innych na mono­ton­nym brzę­cze­niu lub ćwier­ka­niu przez kil­ka­dzie­siąt sekund.

Kolej­nymi mistrzami miło­snych pie­śni są żaby. Robią wszystko, aby ich godowe recho­ta­nie brzmiało jak naj­do­no­śniej. W zalo­tach liczy się jed­nak nie tylko dono­śność głosu, ale też ton. Im jest on głęb­szy i niż­szy, tym więk­sze są szanse samca na zdo­by­cie part­nerki. Głę­boki, nisko wibru­jący głos ozna­cza duże roz­miary ciała – tak jest w całym zwie­rzę­cym świe­cie. Duże zwie­rzęta mają bowiem więk­szą krtań i dłuż­sze struny gło­sowe, które wydają dźwięki o niż­szych czę­sto­tli­wo­ściach. Co cie­kawe, sporo zwie­rząt wyko­rzy­stuje ten fakt, aby pod­ko­lo­ry­zo­wać swoje fizyczne walory i tęży­znę. Samce nie­któ­rych gatun­ków, mię­dzy innymi koali, lwów, nie­któ­rych małp, na przy­kład wyj­ców, i jeleni, wykształ­ciły w gar­dle struk­tury więk­sze, niż wska­zy­wałby na to ich wzrost. Taka krtań, nie­pro­por­cjo­nal­nie duża w sto­sunku do reszty ciała, pozwala na wyda­wa­nie niż­szych dźwię­ków, które suge­rują samicy, że ma do czy­nie­nia z naprawdę potęż­nym part­ne­rem. I to działa – dowio­dły tego obser­wa­cje pand i jeleni. Samice były bar­dziej skłonne „oddać się” się sam­com o niż­szym i bar­dziej dono­śnym gło­sie.

Co zaś do wyj­ców (skąd­inąd cie­kawy przy­kład na to, jak mocno nazwa zwie­rzę­cia przy­lgnęła do repre­zen­tan­tów grupy arty­stów nie­zbyt udat­nie zazna­cza­ją­cych swoją obec­ność na sce­nach muzycz­nych) to te nie­zbyt wiel­kich roz­mia­rów małpy – masa ich ciała bar­dzo rzadko prze­kra­cza dzie­sięć kilo­gra­mów – pod wzglę­dem zdol­no­ści wokal­nych dorów­nują tygry­sowi. Pro­szę nie trak­to­wać tego jako prze­jawu gawę­dziar­skich skłon­no­ści do kolo­ry­zo­wa­nia. Tak jest naprawdę. Ich głę­boki, nio­sący się na kilka kilo­me­trów ryk ma nie­mal takie same para­me­try aku­styczne co ryk naj­więk­szego kota dra­pież­nego naszej ery i jest zali­czany do naj­gło­śniej­szych w całym kró­le­stwie zwie­rząt.

My, ludzie, pod tym wzglę­dem nie­spe­cjal­nie róż­nimy się od zwie­rząt. Kobiety za naj­bar­dziej atrak­cyjne uznają niskie głosy, a męż­czyźni wolą głosy dość wyso­kie, ale wciąż przy­jemne dla ucha, nie piskliwe. Te pre­fe­ren­cje mają pod­łoże bio­lo­giczne. Niski głos u męż­czy­zny zwią­zany jest z wyso­kim stę­że­niem testo­ste­ronu, a wysoki u kobiety zwia­stuje obfi­tość estro­ge­nów, żeń­skich hor­mo­nów płcio­wych. Kiedy męż­czy­zna mówi do atrak­cyjnej kobiety, nie­świa­do­mie obniża głos.

LEW

Lew – król, sym­bol wła­dzy. Wielki, potężny i groźny. Kiedy pod­cho­dzi do zdo­by­czy, którą uśmier­ciły jego lwice, wszy­scy ucie­kają. To on musi się najeść pierw­szy, potem lwice, a dopiero potem lwiątka. On – władca, pan i władca. Macho, lew, król zwie­rząt.

Nasz war­szaw­ski lew, Zulus, jest już star­szym panem. Dostał do towa­rzy­stwa samicę, Sofię, która była ofiarą zor­ga­ni­zo­wa­nego na sporą skalę prze­mytu. Została skon­fi­sko­wana. Była po róż­nych przej­ściach. Miała krzy­wicę i wiele innych pro­ble­mów zdro­wot­nych. Jest młodą part­nerką Zulusa, ale potom­stwa z tego nie będzie. Samica ma za sobą trudną prze­szłość, jest scho­ro­wana, a on jest panem w pode­szłym lwim wieku, ale się trzyma, głowę nosi wysoko, widać po nim władcę. Sofia go pro­wo­kuje, ale tylko cza­sem i tylko tro­chę. On nie poluje, nie powi­nien polo­wać. Czy rycerz był od tego, żeby polo­wać dla zdo­by­cia pokarmu albo żeby upra­wiać rolę? On miał bro­nić, wal­czyć i podob­nie jest z lwem. Są jed­nak sytu­acje wyjąt­kowe. W obro­nie stada przed licz­nymi intru­zami lwice stają do walki razem z sam­cami. Naj­sil­niej­sze samce wystę­pują do przodu, a reszta stada staje za nimi.

Na co dzień jed­nak to przy­wódca gwa­ran­tuje sta­bil­ność całej grupy. Jeśli sto­jący na jej czele samiec straci życie, przyj­dzie nowy lew i zabije wszyst­kie młode, więc gwa­ran­cją bez­pie­czeń­stwa samic i lwią­tek jest trwa­nie, siła przy­wódcy. Jeżeli on będzie żył, prze­żyją wszy­scy, dla­tego lwice o niego dbają. Polują, przy­no­szą pokarm i poka­zują mu go, aby mógł zjeść jako pierw­szy. Aby miał dobrą kon­dy­cję. To dosko­nały przy­kład pana i władcy. Rycerz-obrońca, taki jest król lew.

Porzą­dek natury od wie­ków wyzna­cza role w lwim sta­dzie: do sam­ców należy zdo­by­wa­nie tery­to­rium oraz ochrona stada i zapład­nia­nie samic. Samice nato­miast polują i opie­kują się lwiąt­kami. Lwy jako jedyne koto­wate żyją w gru­pach rodzin­nych. Więk­szość grup liczy od 2 do 12 doro­słych osob­ni­ków (rza­dziej do 30): spo­krew­nio­nych samic, ich potom­stwa obojga płci oraz kilku mło­dych, niespo­krew­nio­nych sam­ców. I jed­nego macho. Każde stado ma wła­sną hie­rar­chię, jed­nak nawet naj­słab­szy samiec zawsze zaj­muje w niej wyż­szą pozy­cję od samic. W sta­dzie może być jeden samiec lub koali­cja skła­da­jąca się z 2–4 sam­ców. O spe­cy­ficz­nym ukła­dzie dwóch sam­ców jesz­cze opo­wiemy.

Nie­stety żaden lew żyjący w natu­rze nie jest w sta­nie długo utrzy­mać swo­jej pozy­cji w sta­dzie. Samce stale rywa­li­zują z innymi lwami o przy­wódz­two i rzadko się zda­rza, by doro­sły lew żył w jed­nym sta­dzie dłu­żej niż trzy lata. Seks w okre­sie rui lwic jest wyczer­pu­jący. Samiec kopu­luje nawet kil­ka­dzie­siąt razy dzien­nie. Do gwał­tow­nych zbli­żeń docho­dzi co kil­ka­na­ście minut. Lew wcho­dzi w samicę od tyłu i kopu­luje z nią szybko. Kopu­la­cja u lwów trwa krótko i zazwy­czaj nie koń­czy się suk­ce­sem, bo choć lwica jest gotowa do sto­sunku, to owu­la­cję sty­mu­luje akt płciowy. U doro­słych lwów do zapłod­nie­nia docho­dzi dopiero śred­nio po tysiącu pró­bach. Samiec musi stale pozo­sta­wać w pobliżu wybranki, żeby nie szu­kała innych part­ne­rów. Samicy też nie jest łatwo – penis lwa jest pokryty maleń­kimi kol­cami, które dra­piąc wnę­trze pochwy, sty­mu­lują owu­la­cję, jed­no­cze­śnie usu­wa­jąc spermę kon­ku­ren­tów (jeżeli takowi się zda­rzyli).

To wszystko zapewne jest dość wyczer­pu­jące – nawet przy dobrej lwiej kon­dy­cji. Z tego wła­śnie powodu lew w natu­rze nie jest w sta­nie długo utrzy­mać pozy­cji głów­nego, zapład­nia­ją­cego stado samca. Jest przy­wódcą i opie­ku­nem swo­ich lwic do czasu, gdy jego miej­sce zaj­muje nowy, młod­szy rywal, a dotych­cza­sowy przy­wódca musi odejść. Jeśli zosta­nie poko­nany przez innego, opusz­cza stado i z reguły już ni­gdy do niego nie wraca, pro­wa­dząc odtąd samotne życie. Rzadko jest to jed­nak dłu­gie życie.

Co może być dla wielu zaska­ku­jące, ten sym­bol męskiej siły może żyć w związku homo­sek­su­al­nym. Zda­rza się bowiem, że dwa lwy żyją razem jako para. Ba, nie­rzadko wza­jem­nie się pokry­wają. Mogą też razem obej­mo­wać przy­wódz­two w sta­dzie. Oka­zują sobie czu­łość i bar­dzo się sza­nują. Czy przez to są mniej macho? Dla mnie na­dal pozo­stają sym­bolem siły i wital­no­ści. Sam fakt, że dźwi­gają na co dzień swój atry­but, potężną grzywę ważącą wiele kilo­gra­mów, budzi mój respekt. Nie wia­domo tylko, czy takie samce pozo­sta­wiają po sobie potom­stwo.

I coś jesz­cze – słynny lwi ryk. W sprzy­ja­ją­cych warun­kach sły­chać go z odle­gło­ści pię­ciu kilo­me­trów. Domi­nu­jące samce ryczą, aby oznaj­mić intru­zom swoją obec­ność na tery­to­rium, a człon­kom stada wska­zać swoje aktu­alne poło­że­nie. Taki swo­isty GPS z alar­mem…

ZEBRY

Czę­sto ludzie się zasta­na­wiają, czy zebra jest biała w czarne paski czy czarna w białe paski. Otóż zba­dano to dokład­nie. Wiemy, że zebra jest czarna w białe paski. W roz­woju pło­do­wym płód zebry jest czarny, a dopiero potem poja­wiają się białe paski. U każ­dej zebry two­rzą one uni­ka­towy wzór.

Wszyst­kie znane nam gatunki zebr żyją w Afryce. Zebra ste­powa i zebra Grevy’ego żyją na sawan­nach, zebra gór­ska na tere­nach gór­skich. U dwóch pierw­szych gatun­ków ogiery two­rzą haremy okre­sowe, luźne, roz­myte, dla­tego że wszystko, co w świe­cie zebr wiąże się z roz­ro­dem, dzieje się pod­czas wędrówki. Te samce nie są agre­sywne w sto­sunku do innych osob­ni­ków. Oczy­wi­ście – jak to w sta­dzie – zda­rzają się bójki i prze­py­chanki mię­dzy innymi sam­cami, ale nie widać w ich zacho­wa­niach praw­dzi­wej agre­sji.

Bywają także zebry, które pro­wa­dzą samotny tryb życia. Bar­dziej niż do stada przy­wią­zane są do kon­kret­nego miej­sca. Są to z reguły samce, które liczą na względy wędru­ją­cych samic pra­gną­cych sko­rzy­stać z trawy na łące bro­nio­nej przez ogiera. Bro­nio­nej jed­nak tylko przed innymi ogie­rami.

Jest nato­miast jeden wyjąt­kowy gatu­nek zebry – zebra gór­ska, którą mamy w ogro­dzie zoo­lo­gicz­nym w War­sza­wie. U tego gatunku haremy są nie­wiel­kie, grupy małe, żyjące w izo­la­cji w trudno dostęp­nym tere­nie, a ogiery to istne dia­bły – praw­dziwi macho. Ogier sto­jący na czele stada broni innym sam­com dostępu do swo­ich kla­czy. W gru­pie panuje ści­sła hie­rar­chia samic. Klacz o naj­wyż­szej pozy­cji w gru­pie prze­wo­dzi, pod­czas gdy samiec zabez­pie­cza tyły lub boki stada. Obszary życiowe poszcze­gól­nych grup sąsia­du­ją­cych ze sobą czę­sto nakła­dają się na sie­bie, ale obec­ność ogiera w gru­pie zwy­kle powo­duje, że inne samce trzy­mają się z daleka. A ogier pil­nuje porządku!

Żyjąca w sta­dzie klaczka nie może się od niego odda­lić. Pil­nu­jąc swo­jej samicy, macho prze­śla­duje inne ogiery, także te żyjące w bez­po­śred­nim sąsiedz­twie. Przy­znać trzeba, że, mówiąc kolo­kwial­nie, jest ostro! Bójki bywają bar­dzo zażarte, bar­dzo bru­talne, toczone z praw­dziwą furią i nie­czy­stymi zagra­niami. Mało tego, ogiery są też bar­dzo bru­talne w sto­sunku do kla­czy w swoim sta­dzie. Samice zebry gór­skiej muszą uni­kać domi­nu­ją­cego ogiera, mogą mu pozwo­lić jedy­nie na krót­kie zbli­że­nia. To utrud­nia hodowlę tego gatunku w ogro­dzie zoo­lo­gicz­nym, a w natu­rze ma on małe szanse na prze­trwa­nie.

To jest taki rodzaj macho, jakiego kobiety nie lubią. Macho agre­sywny. Taki macho powi­nien żyć sobie w górach na odlu­dziu jak te zebry gór­skie.

GORYLE

Kiedy kobieta chce opi­sać potęż­nego, domi­nu­ją­cego męż­czy­znę, mówi o nim – goryl. Tym­cza­sem praw­dziwy samiec goryla rze­czy­wi­ście jest potężny, ma owło­siony kark, ale nie jest agre­sywny. On rzą­dzi swoim świa­tem bar­dzo łagod­nie. Jeśli przyj­rzymy się życiu tych zwie­rząt, to zoba­czymy, że kryje ono wiele tajem­nic i nie­spo­dzia­nek – bo taki goryli macho jest bar­dzo przy­ja­zny i dla samic, i dla sam­ców.

Histo­ria goryli w war­szaw­skim zoo zaczęła się od dwóch sam­ców – M’Tonge i Azi­ziego. M’Tonge był star­szy od Azi­ziego i oczy­wi­ście go zdo­mi­no­wał, nabie­rał masy. Kiedy samiec zaczyna domi­no­wać, natych­miast poja­wiają się masa mię­śniowa, zarost i odpo­wied­nie ubar­wie­nie. W wypadku goryli tym odpo­wied­nim ubar­wie­niem jest srebrny grzbiet, dzięki któ­remu doro­słego samca nazywa się silver­back (sre­brzy­sto­grz­biety). U doro­słych męż­czyzn srebrna grzywa też jest sym­bo­lem doj­rza­ło­ści.

W życiu stad­nym goryli funk­cjo­nują struk­tury hare­mowe, w któ­rych domi­nan­tem jest wła­śnie silver­back, na ogół naj­więk­szy goryl w sta­dzie. Życie i hie­rar­chia w sta­dzie są usta­lone. Naj­waż­niej­szy jest domi­nu­jący samiec. Młode samce popi­sują się przed mło­dymi sami­cami, stado opie­kuje się cię­żar­nymi sami­cami, a matki dbają o swoje młode.

Co cie­kawe, na przy­kład w przy­padku goryli gór­skich bio­lo­giczne ojco­stwo nie ma więk­szego zna­cze­nia. Mło­dymi w sta­dzie opie­kuje się zwy­kle samiec, który zaj­muje w nim domi­nu­jącą pozy­cję. Nie fawo­ry­zuje swo­ich dzieci, cenne jest dla niego każde życie. Może to wyni­kać z faktu, że do nie­dawna zwie­rzęta te two­rzyły grupy skła­da­jące się z kilku samic i tylko jed­nego samca. W takim ukła­dzie umie­jęt­ność roz­po­zna­wa­nia swo­jego potom­stwa nie była potrzebna, bo ryzyko, że młode należą do innego osob­nika, było nie­wiel­kie. W gęstej dżun­gli domi­nu­jący samiec nie jest w sta­nie dopil­no­wać wszyst­kiego…

Groźna mina samca nie jest grą na zastra­sze­nie. Do obo­wiąz­ków domi­nu­ją­cego osob­nika należy nie tylko obrona stada, ale też podej­mo­wa­nie waż­nych decy­zji doty­czą­cych jego życia. To samiec ustala, gdzie będą żero­wać, jak długo i kiedy ruszą dalej. To on obser­wuje oko­liczne zaro­śla i wybiera bez­pieczne miej­sca na noc­leg. Od doświad­cze­nia przy­wódcy zależy życie człon­ków rodziny. W afry­kań­skiej dżun­gli goryle – bar­dzo uważni obser­wa­to­rzy – potra­fią się zorien­to­wać, że w ich oko­licy poja­wił się jakiś obcy, czują, że się skrada. Wyczu­wają go po zapa­chu i wtedy taki domi­nu­jący samiec daje sygnał – bije się w piersi. Ten dźwięk, wzmoc­niony dzięki wor­kowi powietrz­nemu, który znaj­duje się pod most­kiem, dobrze się nie­sie. Intruz sły­szy, że w pobliżu jest domi­nu­jący samiec, silny, potężny. Jeśli przy­wódca ginie, grupa się roz­pada. W takich sytu­acjach osie­ro­cone samice roz­pra­szają się, szu­ka­jąc innego samca, który oto­czy je opieką. Wiele mło­dych wów­czas ginie.

W natu­rze, nawet jeśli w sta­dzie są domi­nu­jące samce, cza­sem nie jest lekko ani przy­jaź­nie. Zda­rza się, że się nawet biją, roz­ra­biają, ale każdy pod­le­gły samiec może się wów­czas odda­lić od stada i nic złego się nie wyda­rzy. Znaj­dzie swoje miej­sce, swoją prze­strzeń, odre­aguje i może potem wró­cić do grupy. Taki rodzaj tera­pii przez samot­ność i okre­sową bani­cję.

W warun­kach ogro­dów zoo­lo­gicz­nych goryle żyją w prze­strzeni zamknię­tej, a to może sprzy­jać kon­flik­tom. Zależy nam więc na tym, żeby wycho­wać macho, ale łagod­nego. Naszemu zespo­łowi w war­szaw­skim ogro­dzie zoo­lo­gicz­nym się to udało – wycho­wa­li­śmy M’Tonge, potęż­nego samca ważą­cego ponad 220 kilo­gra­mów. M’Tonge był nawet miste­rem – wygrał kon­kurs na naj­pięk­niej­szego goryla świata. Był potężny, miał duże pośladki – a to się podoba sami­com. Goryl macho musi mieć potężne, solid­nie umię­śnione pośladki. Kiedy M’Tonge osią­gnął odpo­wied­nią masę, wyje­chał do zoo w Szwaj­ca­rii, gdzie miał objąć funk­cję domi­nu­ją­cego samca. Poje­chał z nim opie­kun, żeby dać mu wspar­cie, ale to nie było potrzebne. M’Tonge ogar­nął wzro­kiem tam­tej­sze samice i ich potom­stwo. Samice były nim zachwy­cone. On wie­dział, że jest potęż­nym sam­cem, ale wycho­wa­nym na łagod­nego macho. Samice od razu oka­zały ule­głość, ba, nawet inny młody samiec, syn jed­nej z nich, też oka­zał ule­głość, a M’Tonge wyka­zał się wobec niego opie­kuń­czo­ścią.

W war­szaw­skim zoo został Azizi, który nie był wtedy domi­nu­jący. Po pew­nym cza­sie dołą­czyły do niego samce Bwana z Holan­dii i Viking z Moskwy. Kiedy Azizi skon­fron­to­wał się z nowymi sam­cami, jego masa ciała zaczęła się zwięk­szać. Poja­wił się siwy grzbiet, siwe pośladki i nasz Azizi stał się macho, ale łagod­nym.

Samce miesz­kają razem, ale Azizi nie roz­wią­zuje kon­flik­tów siłą. Viking cza­sami szczuje Bwanę na Azi­ziego, żeby naroz­ra­biać, ale Azizi zawsze wyka­zuje siłę spo­koju. Nie dzia­łają tu zatem kalki, jakie przy­pi­su­jemy macho, takie jak agre­syw­ność czy nie­chęć do opieki nad dziec­kiem. U goryli sprawy mają się zupeł­nie ina­czej. Cho­ciaż domi­nu­jące samce są zwy­kle naj­więk­szymi osob­ni­kami w gru­pie, mło­dym i słab­szym oka­zują łagod­ność i tro­skli­wość.

Nie wszyst­kim kobie­tom podo­bają się męż­czyźni w typie macho, choć są też takie, które o nich marzą.

W świe­cie goryli samiec musi być potężny, musi być władcą, w świe­cie ludzi wcale nie musi tak być. W świe­cie ludzi sub­telny samiec też ma szanse u kobiet.

KONIE HUCUL­SKIE

Konie hucul­skie, jak sama nazwa wska­zuje, pocho­dzą z Huculsz­czy­zny, regionu w Kar­pa­tach Wschod­nich. To bar­dzo odporne konie rasy pry­mi­tyw­nej, żyjące w trud­nym tere­nie. Są nie­wiel­kie i przy­ja­zne. Ich przod­kami były konie rasy mon­gol­skiej lub tar­pany skrzy­żo­wane z ara­bami.

Kto pra­co­wał z hucu­łami, ten wie, że są one łagodne do momentu, gdy się od nich zacznie wyma­gać wię­cej. Kiedy prze­kro­czy się gra­nice ich ule­gło­ści wobec czło­wieka, prze­cho­dzą meta­mor­fozę. Próba wymu­sze­nia na nich cze­goś może się skoń­czyć agre­sją, bywa, że nie­bez­pieczną dla czło­wieka.

Kiedy wcho­dzę na teren, na któ­rym prze­bywa stado koni hucul­skich, jestem zagro­że­niem – czło­wie­kiem, który wtar­gnął do tabunu. Jak wów­czas reaguje ogier? Staje tuż za mną, sta­ra­jąc się oddzie­lić mnie od swo­ich kla­czy i źre­biąt. On jest panem i władcą, on jest macho i speł­nia bar­dzo ważną funk­cję – broni tabunu. Musi to robić, w przy­padku gdy obok żyją na przy­kład wilki. I jest nie tylko władcą, ale też w razie potrzeby obrońcą swo­jego stada. Koń posia­da­jący naj­wyż­szą pozy­cję w sta­dzie ma rów­nież prawo prze­pę­dze­nia każ­dego obcego konia. Ogiery pil­nują porządku i dys­cy­pliny w sta­dzie, nadają mu także kie­ru­nek pod­czas ucieczki. Co cie­kawe, ogier może wtedy biec zarówno na początku, jak i na końcu stada. Zależy to od oko­licz­no­ści.

W natu­ral­nym śro­do­wi­sku stado składa się z kla­czy, źre­biąt i ogiera, który chroni stado. To nie ogier jed­nak je pro­wa­dzi, tylko naj­mą­drzej­sza klacz. Naj­mą­drzej­sza, czyli ta, która wie, gdzie zna­leźć wodę do picia oraz obfi­tu­jące w poży­wie­nie pastwi­ska, i ma na tyle silną oso­bo­wość, że inne konie uznają jej wyż­szość. Tabun wie, któ­rej kla­czy pozwo­lić dowo­dzić.

Na wol­no­ści zada­niem ogie­rów jest utrzy­my­wa­nie grup kla­czy w cało­ści, zapład­nia­nie ich, utrzy­my­wa­nie ładu oraz ochrona stada przed nie­bez­pie­czeń­stwem. Konie hucul­skie na Pole­siu i w Kar­pa­tach regu­lar­nie muszą odpę­dzać wilki pró­bu­jące porwać klacz lub źre­bię. W warun­kach hodow­la­nych wiodą jed­nak samotne życie – cza­sami w ogóle nie mają dostępu do kla­czy – pobiera się od nich nasie­nie i nawet pod­czas zapłod­nie­nia nie mają kon­taktu z dru­gim koniem.

W sta­dzie hodow­la­nym rolę, jaka na wol­no­ści przy­pada ogie­rom, odgry­wają wała­chy. Ści­gają się, popi­sują, wal­czą dla zabawy. Nie­które wała­chy dobrze się doga­dują z kla­czami, mogą nawet two­rzyć wła­sną wspól­notę rodzinną z kla­czą i jej źre­bię­ciem.

Konie w sta­dzie nie tylko wspól­nie się prze­miesz­czają i jedzą. Razem spę­dzają rów­nież czas na zaba­wie. Takie zabawy bywają ostre, jed­nak są nie­zbędne do ich roz­woju. Bie­gają, stają dęba, ska­czą, pod­gry­zają się nawza­jem, kopią, grze­bią kopy­tami.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: