Sekretne życie zwierząt - ebook
Sekretne życie zwierząt - ebook
Poznaj najciekawsze tajemnice zwierzęcego świata.
W życiu codziennym bardzo często posługujemy się epitetami odwołującymi się do nazw zwierząt. Czasem używamy ich niestety w kontekście obraźliwym. Osłem lub baranem nazywamy kogoś upartego. Określenia małpa, suka czy hiena też nie zaliczają się do komplementów. Skojarzenia zwierzęce pojawiają się jednak także w znaczeniu pieszczotliwym. Mamy więc wśród bliskich kotki, pieski, misie, żabki i myszki. Czy takie porównania są zgodne z charakterem zwierząt? Na ile zwyczaje panujące wśród zwierząt możemy odnosić do naszego życia, a zwłaszcza do relacji w rodzinie?
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego ogrodu zoologicznego, jest nie tylko miłośnikiem oraz znawcą zwierząt i ich zwyczajów, lecz także uważnym obserwatorem swoich podopiecznych. Sekretne życie zwierząt to zbiór niezwykle interesujących historii zaczerpniętych ze świata zwierząt. Przeczytamy w nim o zwierzęcych macho, silnych samicach oraz idealnych partnerach, ale także o uwodzeniu, dozgonnej wierności, haremach, miłości macierzyńskiej, ustanawianiu hierarchii w stadzie, a nawet o tym, czy zwierzakom zdarzają się skoki w bok.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-728-1 |
Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy przed ponad ćwierćwieczem, zaraz po studiach, zaczynałem pracę jako naukowiec badający choroby dzikich ptaków, w ciągu roku przeczytałem wszystkie publikacje o wróblach i ich chorobach oraz pasożytach. Tego dotyczyła moja praca doktorska. Wszystkie publikacje miałem skatalogowane i znałem ich treść. Internetu jeszcze w zasadzie nie było, a właściwie – był, dostęp do niego umożliwiał jeden jedyny komputer w centralnej bibliotece i obsługiwała go jedna z pracownic. Nikt inny. Poszukiwanie publikacji było więc żmudną pracą prowadzoną w zaciszu bibliotek i wiązało się z wysyłaniem listów do autorów i koniecznością sporządzania notatek, gdyż kserokopiarki też nie były ogólnie dostępne. Szybko, bo w ciągu niespełna trzech lat, uporałem się z doktoratem, a potem wyjechałem na stypendia do Holandii i Norwegii. Tam były dostępne komputery i kserokopiarki, mimo to książek i artykułów nadal szukało się w bibliotekach. Po kilku latach poświęconych muchołówkom i sikorom postanowiłem napisać pracę habilitacyjną i znów skierowałem się do biblioteki, by sprawdzić, co nowego napisano o wróblach i ich pasożytach. Znałem setki publikacji na ten temat, ale w ciągu bez mała dziesięciu lat przybyło setki nowych, o których istnieniu nie miałem pojęcia.
Instytut Ekologii PAN, w którym wówczas pracowałem, przeżywał kolejny kryzys. Po moralnym i intelektualnym nastąpił kryzys ekonomiczny. Kto mógł, uciekał stamtąd. Uciekłem i ja. Przeniosłem się do warszawskiego ogrodu zoologicznego, by spełnić swoje marzenie i zrobić coś pożytecznego dla ochrony ukochanych przeze mnie od dzieciństwa ptaków.
Internet był coraz szybszy, a lawina ukazujących się w nim publikacji najpierw mnie przerażała, a potem zaczęła cieszyć. Mogłem znaleźć dane na dowolny temat. Umiałem się w tym środowisku poruszać, znam kilka języków, a nieobcy był mi także naukowy slang. Zauważyłem jednak, że w pogoni za wielością publikacji i wynikającą z nich liczbą cytacji i punktacji autorzy piszą prace coraz krótsze (ba, wydawcy nie oczekują już obszernych artykułów), używają skrótów (czasem zrozumiałych tylko dla specjalistów), cytują samych siebie (ale na szczęście nie tylko), zatem aby poznać i zrozumieć postęp wiedzy o jakimś stworzeniu trzeba przestudiować setki artykułów i wyłowić z nich sedno sprawy.
Typowym przykładem takich praktyk jest moja przygoda z wiedzą na temat remiza (Remiz pendulinus), małego ptaka budującego nietypowe dla naszych ptaków gniazda. Mieszka w Europie, ale za sprawą niezwykłego życia rodzinnego stał się znany ornitologom na całym świecie. Istnieje kilkanaście polskich publikacji na jego temat, ale w ciągu ostatnich dziesięciu lat opublikowano ich w Europie setki. Najwięcej poczynił pewien zespół badaczy szwedzkich i dwa zespoły Węgrów. Zalogowałem się do bibliotek uniwersytetów, na których ci ornitolodzy pracują, dostałem dostęp do ich aktualnych publikacji i teraz co kilka tygodni otrzymuję zawiadomienie o nowej publikacji któregoś z nich. O remizach! Szaleństwo! Labirynt pozornie podobnych prac w których naukowcy dyskutują o niuansach ptasiej biologii. Specjalista jakoś to opanuje, ale co ma zrobić zwykły miłośnik ptaków, który chce się dowiedzieć czegoś o biologii jakiegoś ptaszka? Dodajmy do tego osiągnięcia biologii molekularnej, dostęp naukowców do analiz DNA, nadajników satelitarnych, mikrokamer, dronów, superczułych mikrofonów i zrozumiemy, dlaczego wiedza biologiczna zaczyna być dostępna tylko dla specjalistów. A biolodzy mogą badać, co chcą, i na dodatek w skali całego świata. Nawet w odległych zakątkach Nowej Gwinei, tropikalnego półwyspu Jork w Australii czy w amazońskich lasach deszczowych.
Umysły analityczne uzbrojone w wyszukany sprzęt są w stanie podzielić na detale i zbadać wszystko. Każde zwierzę i każdy aspekt jego życia. Jednak jeśli się z takimi naukowcami chce podyskutować o życiu jakiegoś stworzenia, które badali przez lata, to usłyszymy naukowy żargon. A ten rzadko kiedy jest przyswajalny dla nie-specjalisty, dla przeciętnego śmiertelnika. Bardzo niewielu ludzi nauki potrafi syntetycznie opowiedzieć o tym, co badają. A jeszcze rzadziej chce się komuś w normalny, ludzki sposób przedstawić postępy nauki laikom, osobom zwyczajnie zainteresowanym przyrodą, ale niemającym czasu ani determinacji, by ślęczeć w Internecie i analizować publikacje fachowców. Stąd wynika społeczne zapotrzebowanie na tak zwanych popularyzatorów nauki, którzy ogarną ogrom wiedzy i ludzkim językiem o tym opowiedzą.
Napisałem do tej pory około tysiąca artykułów, od ćwierćwiecza mam w radiowej Trójce krótkie audycje, w których trochę żartobliwie opowiadam o ptakach i ich życiu, dodatkowo od kilku lat prowadzę autorski program Latające radio doktora Kruszewicza w Radiu dla Ciebie. Dzięki niemu mam co tydzień godzinę, by podyskutować z zaproszonym gościem, zrecenzować wybraną książkę, opowiedzieć o jakimś zwierzęciu lub jego problemach. Staram się, by wybrane przeze mnie utwory muzyczne pasowały do treści audycji. Przykładem niech będzie anegdotyczne już zdarzenie podczas audycji poświęconej zjawisku przemytu zwierząt. Gościem był wyspecjalizowany w temacie celnik. Pod koniec audycji zapowiedziałem, że teraz zaśpiewają nam zwierzęta o tym, co się dzieje z ludźmi, którzy je przemycają: grupa The Animals i House of the Rising Sun.
Jestem także autorem ponad trzydziestu książek, głównie o ptakach, ale nie tylko. Ostatnio wyżywam się w telewizji, gdzie byłem prowadzącym i współtwórcą kilkudziesięciu programów opowiadających o tajemnicach prywatnego życia zwierząt. Niniejsza książka jest efektem tej intelektualnej przygody. Drogi Czytelniku, gorąco zachęcam do jej lektury, a potem do samodzielnego poszukiwania dalszej wiedzy na temat, który Cię zaintryguje.
Władysławów, grudzień 2019MACHO W ZWIERZĘCEJ SKÓRZE
W świecie zwierząt często się zdarza, że to samce rządzą i to samce są królami i mocarzami. To one na ogół przewodzą całemu stadu i ustalają zasady dla wszystkich członków swojej społeczności. Osobiście wolałbym być pod władzą kobiety, ale w świecie zwierząt jest to ułożone zupełnie inaczej.
U ptaków samiec – „skrzydlaty macho” – jest najczęściej piękniejszy od samicy. Ubrany w bajecznie kolorowe pióra zwraca na siebie uwagę wymyślnym śpiewem. Zwykle jest zdecydowanym poligamistą. Chce posiąść jak najwięcej partnerek, by przekazać swoje geny potomstwu. Wręcz staje na głowie, aby zrobić na paniach dobre wrażenie. Popisuje się już podczas zalotów. I rzeczywiście samce jednego z gatunków z rodziny cudowronek stają na głowie, a raczej głową w dół zwisają z gałęzi, byleby tylko przypodobać się samicom. Aczkolwiek bywa i tak, że zaloty, nazwijmy je wręcz „grą wstępną”, nie trwają długo. Na przykład kaczory krzyżówek nie są subtelne i od razu przechodzą do rzeczy, siłą wymuszając kopulację na aktywnych płciowo samicach. Nie jest to wcale takie łatwe, gdyż narząd kopulacyjny kaczorka ma kształt świderka, a gwint w kloace kaczki, w który powinien się „wkręcić”, ma nieco inne spirale. Nam się wydaje, że widzimy gwałt, ale bez przyzwolenia samicy samczyk nie byłby w stanie wkręcić swojej śrubki gdzie trzeba…
W gromadzie, do której zalicza się człowiek, czyli u ssaków, wcale nie jest lepiej. Przykładowo, samiec zebry jest bardzo brutalny i nie bawi się w pieszczoty. To takie prawdziwe „końskie zaloty”. A u nosorożców gra wstępna polega na dzikiej gonitwie, szturchańcach, bodzeniu rogiem, a nawet gryzieniu. Feromony płciowe sprawiają, że osobniki w odpowiedniej fazie cyklu odnajdują się i gdy brakuje im doświadczenia lub nie są jeszcze w pełni gotowe do godów, może dochodzić do nieporozumień i aktów agresji.
Goryl wydaje nam się typowym macho, ale u goryli dominujące samce zwracają na siebie uwagę dużymi pośladkami i opiekuńczością. Czasem otwierają paszczę, by pokazać zęby, ale w stosunku do samic są wręcz szarmanckie. Są to jednak zwierzęta wyjątkowo inteligentne. Zarówno w świecie ludzi, jak i zwierząt inteligencja samców bardzo im pomaga i sprawia, że agresja wobec samic jest niepotrzebna. Ba, tam, gdzie jest inteligencja, tam może się pojawić miłość. W stadzie baranów lub w ławicy śledzi nie ma mowy o miłości. Samiec pawia ma wielki i niewygodny ogon, a łoś i jeleń noszą ogromne, ciężkie poroże. Żaby podczas godów rechoczą tak głośno, że łatwo mogą zostać namierzone przez drapieżniki. Zachowania godowe i samcze ozdoby mogą więc być dla nich zwyczajnie niebezpieczne.
Samce często ryzykują życie i poświęcają wiele energii, aby przyciągnąć uwagę płci przeciwnej. Nie zraża ich to, że jej przedstawicielki potrafią być nad wyraz wybredne. Właśnie z tego powodu samce są z reguły bardziej ozdobne i na wszelkie sposoby zwracają na siebie uwagę. Ubarwienie samców jest swoistym „chwytem reklamowym”. Dzięki kolorowym piórom przekazują one potencjalnym partnerkom informację, że są zdrowe i silne. Cechy, którymi skrzydlaci panowie chwalą się przed paniami, można porównać do tych, które w potocznym pojmowaniu mogą zrobić wrażenie na paniach w naszym, ludzkim świecie – są jak dobre samochody, kosztowne gadżety czy zasobny portfel. Pawi ogon jest jak luksusowe auto. Nie nadaje się do spraw codziennych. Nie ułatwia pawiowi zdobywania pożywienia, ochrony przed deszczem lub zimnem czy ucieczki przed drapieżnikami. Podobnie jaskrawoczerwony kabriolet nie sprawdzi się przy wyjeździe na zakupy czy odwożeniu dziecka do przedszkola. Ale pod dyskoteką…
Często poza odmiennym ubarwieniem samce wyróżniają się innymi ozdobami, takimi jak np. grzebień u koguta lub korale u indora. One również są atrybutem zdrowia i dobrej kondycji. Szczególnie samce posiadające długie pióra w ogonie, np. pawie lub rajskie ptaki, zdają się mówić do samicy: „Popatrz, jaki jestem silny i zdrowy. Nie dałem się złapać drapieżnikom, mimo że mam taki ogromny, kolorowy ogon”.
Jak świat zwierząt długi i szeroki, samce wyją, ryczą, beczą lub „śpiewają”. Po to, by przywołać partnerkę, odstraszyć rywala czy zaznaczyć terytorium. Supersamiec wyróżnia się dobrym głosem. Odpowiednio modulowany jest potężną bronią, która może zawrócić w głowie wymarzonej partnerce. Mistrzostwo w przywabianiu płci przeciwnej za pomocą miłosnych zaśpiewów osiągnęły samce ptaków. Im piękniejsze i bardziej skomplikowane trele, tym lepsze zdrowie i tym większa potencjalna długość życia samca. Te, które najdłużej i najpiękniej szczebiocą, nie tylko mają w mózgu największy obszar odpowiadający za śpiew, ale także są w lepszej kondycji fizycznej niż inne osobniki. Samica może więc śmiało założyć, że samiec, który ładnie i donośnie śpiewa, będzie najlepszym dawcą genów dla jej dzieci. Dlatego żywo reaguje na piękne trele. U jednych ptaków piękno pieśni polega na odtworzeniu skomplikowanej arii, a u innych na monotonnym brzęczeniu lub ćwierkaniu przez kilkadziesiąt sekund.
Kolejnymi mistrzami miłosnych pieśni są żaby. Robią wszystko, aby ich godowe rechotanie brzmiało jak najdonośniej. W zalotach liczy się jednak nie tylko donośność głosu, ale też ton. Im jest on głębszy i niższy, tym większe są szanse samca na zdobycie partnerki. Głęboki, nisko wibrujący głos oznacza duże rozmiary ciała – tak jest w całym zwierzęcym świecie. Duże zwierzęta mają bowiem większą krtań i dłuższe struny głosowe, które wydają dźwięki o niższych częstotliwościach. Co ciekawe, sporo zwierząt wykorzystuje ten fakt, aby podkoloryzować swoje fizyczne walory i tężyznę. Samce niektórych gatunków, między innymi koali, lwów, niektórych małp, na przykład wyjców, i jeleni, wykształciły w gardle struktury większe, niż wskazywałby na to ich wzrost. Taka krtań, nieproporcjonalnie duża w stosunku do reszty ciała, pozwala na wydawanie niższych dźwięków, które sugerują samicy, że ma do czynienia z naprawdę potężnym partnerem. I to działa – dowiodły tego obserwacje pand i jeleni. Samice były bardziej skłonne „oddać się” się samcom o niższym i bardziej donośnym głosie.
Co zaś do wyjców (skądinąd ciekawy przykład na to, jak mocno nazwa zwierzęcia przylgnęła do reprezentantów grupy artystów niezbyt udatnie zaznaczających swoją obecność na scenach muzycznych) to te niezbyt wielkich rozmiarów małpy – masa ich ciała bardzo rzadko przekracza dziesięć kilogramów – pod względem zdolności wokalnych dorównują tygrysowi. Proszę nie traktować tego jako przejawu gawędziarskich skłonności do koloryzowania. Tak jest naprawdę. Ich głęboki, niosący się na kilka kilometrów ryk ma niemal takie same parametry akustyczne co ryk największego kota drapieżnego naszej ery i jest zaliczany do najgłośniejszych w całym królestwie zwierząt.
My, ludzie, pod tym względem niespecjalnie różnimy się od zwierząt. Kobiety za najbardziej atrakcyjne uznają niskie głosy, a mężczyźni wolą głosy dość wysokie, ale wciąż przyjemne dla ucha, nie piskliwe. Te preferencje mają podłoże biologiczne. Niski głos u mężczyzny związany jest z wysokim stężeniem testosteronu, a wysoki u kobiety zwiastuje obfitość estrogenów, żeńskich hormonów płciowych. Kiedy mężczyzna mówi do atrakcyjnej kobiety, nieświadomie obniża głos.
LEW
Lew – król, symbol władzy. Wielki, potężny i groźny. Kiedy podchodzi do zdobyczy, którą uśmierciły jego lwice, wszyscy uciekają. To on musi się najeść pierwszy, potem lwice, a dopiero potem lwiątka. On – władca, pan i władca. Macho, lew, król zwierząt.
Nasz warszawski lew, Zulus, jest już starszym panem. Dostał do towarzystwa samicę, Sofię, która była ofiarą zorganizowanego na sporą skalę przemytu. Została skonfiskowana. Była po różnych przejściach. Miała krzywicę i wiele innych problemów zdrowotnych. Jest młodą partnerką Zulusa, ale potomstwa z tego nie będzie. Samica ma za sobą trudną przeszłość, jest schorowana, a on jest panem w podeszłym lwim wieku, ale się trzyma, głowę nosi wysoko, widać po nim władcę. Sofia go prowokuje, ale tylko czasem i tylko trochę. On nie poluje, nie powinien polować. Czy rycerz był od tego, żeby polować dla zdobycia pokarmu albo żeby uprawiać rolę? On miał bronić, walczyć i podobnie jest z lwem. Są jednak sytuacje wyjątkowe. W obronie stada przed licznymi intruzami lwice stają do walki razem z samcami. Najsilniejsze samce występują do przodu, a reszta stada staje za nimi.
Na co dzień jednak to przywódca gwarantuje stabilność całej grupy. Jeśli stojący na jej czele samiec straci życie, przyjdzie nowy lew i zabije wszystkie młode, więc gwarancją bezpieczeństwa samic i lwiątek jest trwanie, siła przywódcy. Jeżeli on będzie żył, przeżyją wszyscy, dlatego lwice o niego dbają. Polują, przynoszą pokarm i pokazują mu go, aby mógł zjeść jako pierwszy. Aby miał dobrą kondycję. To doskonały przykład pana i władcy. Rycerz-obrońca, taki jest król lew.
Porządek natury od wieków wyznacza role w lwim stadzie: do samców należy zdobywanie terytorium oraz ochrona stada i zapładnianie samic. Samice natomiast polują i opiekują się lwiątkami. Lwy jako jedyne kotowate żyją w grupach rodzinnych. Większość grup liczy od 2 do 12 dorosłych osobników (rzadziej do 30): spokrewnionych samic, ich potomstwa obojga płci oraz kilku młodych, niespokrewnionych samców. I jednego macho. Każde stado ma własną hierarchię, jednak nawet najsłabszy samiec zawsze zajmuje w niej wyższą pozycję od samic. W stadzie może być jeden samiec lub koalicja składająca się z 2–4 samców. O specyficznym układzie dwóch samców jeszcze opowiemy.
Niestety żaden lew żyjący w naturze nie jest w stanie długo utrzymać swojej pozycji w stadzie. Samce stale rywalizują z innymi lwami o przywództwo i rzadko się zdarza, by dorosły lew żył w jednym stadzie dłużej niż trzy lata. Seks w okresie rui lwic jest wyczerpujący. Samiec kopuluje nawet kilkadziesiąt razy dziennie. Do gwałtownych zbliżeń dochodzi co kilkanaście minut. Lew wchodzi w samicę od tyłu i kopuluje z nią szybko. Kopulacja u lwów trwa krótko i zazwyczaj nie kończy się sukcesem, bo choć lwica jest gotowa do stosunku, to owulację stymuluje akt płciowy. U dorosłych lwów do zapłodnienia dochodzi dopiero średnio po tysiącu próbach. Samiec musi stale pozostawać w pobliżu wybranki, żeby nie szukała innych partnerów. Samicy też nie jest łatwo – penis lwa jest pokryty maleńkimi kolcami, które drapiąc wnętrze pochwy, stymulują owulację, jednocześnie usuwając spermę konkurentów (jeżeli takowi się zdarzyli).
To wszystko zapewne jest dość wyczerpujące – nawet przy dobrej lwiej kondycji. Z tego właśnie powodu lew w naturze nie jest w stanie długo utrzymać pozycji głównego, zapładniającego stado samca. Jest przywódcą i opiekunem swoich lwic do czasu, gdy jego miejsce zajmuje nowy, młodszy rywal, a dotychczasowy przywódca musi odejść. Jeśli zostanie pokonany przez innego, opuszcza stado i z reguły już nigdy do niego nie wraca, prowadząc odtąd samotne życie. Rzadko jest to jednak długie życie.
Co może być dla wielu zaskakujące, ten symbol męskiej siły może żyć w związku homoseksualnym. Zdarza się bowiem, że dwa lwy żyją razem jako para. Ba, nierzadko wzajemnie się pokrywają. Mogą też razem obejmować przywództwo w stadzie. Okazują sobie czułość i bardzo się szanują. Czy przez to są mniej macho? Dla mnie nadal pozostają symbolem siły i witalności. Sam fakt, że dźwigają na co dzień swój atrybut, potężną grzywę ważącą wiele kilogramów, budzi mój respekt. Nie wiadomo tylko, czy takie samce pozostawiają po sobie potomstwo.
I coś jeszcze – słynny lwi ryk. W sprzyjających warunkach słychać go z odległości pięciu kilometrów. Dominujące samce ryczą, aby oznajmić intruzom swoją obecność na terytorium, a członkom stada wskazać swoje aktualne położenie. Taki swoisty GPS z alarmem…
ZEBRY
Często ludzie się zastanawiają, czy zebra jest biała w czarne paski czy czarna w białe paski. Otóż zbadano to dokładnie. Wiemy, że zebra jest czarna w białe paski. W rozwoju płodowym płód zebry jest czarny, a dopiero potem pojawiają się białe paski. U każdej zebry tworzą one unikatowy wzór.
Wszystkie znane nam gatunki zebr żyją w Afryce. Zebra stepowa i zebra Grevy’ego żyją na sawannach, zebra górska na terenach górskich. U dwóch pierwszych gatunków ogiery tworzą haremy okresowe, luźne, rozmyte, dlatego że wszystko, co w świecie zebr wiąże się z rozrodem, dzieje się podczas wędrówki. Te samce nie są agresywne w stosunku do innych osobników. Oczywiście – jak to w stadzie – zdarzają się bójki i przepychanki między innymi samcami, ale nie widać w ich zachowaniach prawdziwej agresji.
Bywają także zebry, które prowadzą samotny tryb życia. Bardziej niż do stada przywiązane są do konkretnego miejsca. Są to z reguły samce, które liczą na względy wędrujących samic pragnących skorzystać z trawy na łące bronionej przez ogiera. Bronionej jednak tylko przed innymi ogierami.
Jest natomiast jeden wyjątkowy gatunek zebry – zebra górska, którą mamy w ogrodzie zoologicznym w Warszawie. U tego gatunku haremy są niewielkie, grupy małe, żyjące w izolacji w trudno dostępnym terenie, a ogiery to istne diabły – prawdziwi macho. Ogier stojący na czele stada broni innym samcom dostępu do swoich klaczy. W grupie panuje ścisła hierarchia samic. Klacz o najwyższej pozycji w grupie przewodzi, podczas gdy samiec zabezpiecza tyły lub boki stada. Obszary życiowe poszczególnych grup sąsiadujących ze sobą często nakładają się na siebie, ale obecność ogiera w grupie zwykle powoduje, że inne samce trzymają się z daleka. A ogier pilnuje porządku!
Żyjąca w stadzie klaczka nie może się od niego oddalić. Pilnując swojej samicy, macho prześladuje inne ogiery, także te żyjące w bezpośrednim sąsiedztwie. Przyznać trzeba, że, mówiąc kolokwialnie, jest ostro! Bójki bywają bardzo zażarte, bardzo brutalne, toczone z prawdziwą furią i nieczystymi zagraniami. Mało tego, ogiery są też bardzo brutalne w stosunku do klaczy w swoim stadzie. Samice zebry górskiej muszą unikać dominującego ogiera, mogą mu pozwolić jedynie na krótkie zbliżenia. To utrudnia hodowlę tego gatunku w ogrodzie zoologicznym, a w naturze ma on małe szanse na przetrwanie.
To jest taki rodzaj macho, jakiego kobiety nie lubią. Macho agresywny. Taki macho powinien żyć sobie w górach na odludziu jak te zebry górskie.
GORYLE
Kiedy kobieta chce opisać potężnego, dominującego mężczyznę, mówi o nim – goryl. Tymczasem prawdziwy samiec goryla rzeczywiście jest potężny, ma owłosiony kark, ale nie jest agresywny. On rządzi swoim światem bardzo łagodnie. Jeśli przyjrzymy się życiu tych zwierząt, to zobaczymy, że kryje ono wiele tajemnic i niespodzianek – bo taki goryli macho jest bardzo przyjazny i dla samic, i dla samców.
Historia goryli w warszawskim zoo zaczęła się od dwóch samców – M’Tonge i Aziziego. M’Tonge był starszy od Aziziego i oczywiście go zdominował, nabierał masy. Kiedy samiec zaczyna dominować, natychmiast pojawiają się masa mięśniowa, zarost i odpowiednie ubarwienie. W wypadku goryli tym odpowiednim ubarwieniem jest srebrny grzbiet, dzięki któremu dorosłego samca nazywa się silverback (srebrzystogrzbiety). U dorosłych mężczyzn srebrna grzywa też jest symbolem dojrzałości.
W życiu stadnym goryli funkcjonują struktury haremowe, w których dominantem jest właśnie silverback, na ogół największy goryl w stadzie. Życie i hierarchia w stadzie są ustalone. Najważniejszy jest dominujący samiec. Młode samce popisują się przed młodymi samicami, stado opiekuje się ciężarnymi samicami, a matki dbają o swoje młode.
Co ciekawe, na przykład w przypadku goryli górskich biologiczne ojcostwo nie ma większego znaczenia. Młodymi w stadzie opiekuje się zwykle samiec, który zajmuje w nim dominującą pozycję. Nie faworyzuje swoich dzieci, cenne jest dla niego każde życie. Może to wynikać z faktu, że do niedawna zwierzęta te tworzyły grupy składające się z kilku samic i tylko jednego samca. W takim układzie umiejętność rozpoznawania swojego potomstwa nie była potrzebna, bo ryzyko, że młode należą do innego osobnika, było niewielkie. W gęstej dżungli dominujący samiec nie jest w stanie dopilnować wszystkiego…
Groźna mina samca nie jest grą na zastraszenie. Do obowiązków dominującego osobnika należy nie tylko obrona stada, ale też podejmowanie ważnych decyzji dotyczących jego życia. To samiec ustala, gdzie będą żerować, jak długo i kiedy ruszą dalej. To on obserwuje okoliczne zarośla i wybiera bezpieczne miejsca na nocleg. Od doświadczenia przywódcy zależy życie członków rodziny. W afrykańskiej dżungli goryle – bardzo uważni obserwatorzy – potrafią się zorientować, że w ich okolicy pojawił się jakiś obcy, czują, że się skrada. Wyczuwają go po zapachu i wtedy taki dominujący samiec daje sygnał – bije się w piersi. Ten dźwięk, wzmocniony dzięki workowi powietrznemu, który znajduje się pod mostkiem, dobrze się niesie. Intruz słyszy, że w pobliżu jest dominujący samiec, silny, potężny. Jeśli przywódca ginie, grupa się rozpada. W takich sytuacjach osierocone samice rozpraszają się, szukając innego samca, który otoczy je opieką. Wiele młodych wówczas ginie.
W naturze, nawet jeśli w stadzie są dominujące samce, czasem nie jest lekko ani przyjaźnie. Zdarza się, że się nawet biją, rozrabiają, ale każdy podległy samiec może się wówczas oddalić od stada i nic złego się nie wydarzy. Znajdzie swoje miejsce, swoją przestrzeń, odreaguje i może potem wrócić do grupy. Taki rodzaj terapii przez samotność i okresową banicję.
W warunkach ogrodów zoologicznych goryle żyją w przestrzeni zamkniętej, a to może sprzyjać konfliktom. Zależy nam więc na tym, żeby wychować macho, ale łagodnego. Naszemu zespołowi w warszawskim ogrodzie zoologicznym się to udało – wychowaliśmy M’Tonge, potężnego samca ważącego ponad 220 kilogramów. M’Tonge był nawet misterem – wygrał konkurs na najpiękniejszego goryla świata. Był potężny, miał duże pośladki – a to się podoba samicom. Goryl macho musi mieć potężne, solidnie umięśnione pośladki. Kiedy M’Tonge osiągnął odpowiednią masę, wyjechał do zoo w Szwajcarii, gdzie miał objąć funkcję dominującego samca. Pojechał z nim opiekun, żeby dać mu wsparcie, ale to nie było potrzebne. M’Tonge ogarnął wzrokiem tamtejsze samice i ich potomstwo. Samice były nim zachwycone. On wiedział, że jest potężnym samcem, ale wychowanym na łagodnego macho. Samice od razu okazały uległość, ba, nawet inny młody samiec, syn jednej z nich, też okazał uległość, a M’Tonge wykazał się wobec niego opiekuńczością.
W warszawskim zoo został Azizi, który nie był wtedy dominujący. Po pewnym czasie dołączyły do niego samce Bwana z Holandii i Viking z Moskwy. Kiedy Azizi skonfrontował się z nowymi samcami, jego masa ciała zaczęła się zwiększać. Pojawił się siwy grzbiet, siwe pośladki i nasz Azizi stał się macho, ale łagodnym.
Samce mieszkają razem, ale Azizi nie rozwiązuje konfliktów siłą. Viking czasami szczuje Bwanę na Aziziego, żeby narozrabiać, ale Azizi zawsze wykazuje siłę spokoju. Nie działają tu zatem kalki, jakie przypisujemy macho, takie jak agresywność czy niechęć do opieki nad dzieckiem. U goryli sprawy mają się zupełnie inaczej. Chociaż dominujące samce są zwykle największymi osobnikami w grupie, młodym i słabszym okazują łagodność i troskliwość.
Nie wszystkim kobietom podobają się mężczyźni w typie macho, choć są też takie, które o nich marzą.
W świecie goryli samiec musi być potężny, musi być władcą, w świecie ludzi wcale nie musi tak być. W świecie ludzi subtelny samiec też ma szanse u kobiet.
KONIE HUCULSKIE
Konie huculskie, jak sama nazwa wskazuje, pochodzą z Huculszczyzny, regionu w Karpatach Wschodnich. To bardzo odporne konie rasy prymitywnej, żyjące w trudnym terenie. Są niewielkie i przyjazne. Ich przodkami były konie rasy mongolskiej lub tarpany skrzyżowane z arabami.
Kto pracował z hucułami, ten wie, że są one łagodne do momentu, gdy się od nich zacznie wymagać więcej. Kiedy przekroczy się granice ich uległości wobec człowieka, przechodzą metamorfozę. Próba wymuszenia na nich czegoś może się skończyć agresją, bywa, że niebezpieczną dla człowieka.
Kiedy wchodzę na teren, na którym przebywa stado koni huculskich, jestem zagrożeniem – człowiekiem, który wtargnął do tabunu. Jak wówczas reaguje ogier? Staje tuż za mną, starając się oddzielić mnie od swoich klaczy i źrebiąt. On jest panem i władcą, on jest macho i spełnia bardzo ważną funkcję – broni tabunu. Musi to robić, w przypadku gdy obok żyją na przykład wilki. I jest nie tylko władcą, ale też w razie potrzeby obrońcą swojego stada. Koń posiadający najwyższą pozycję w stadzie ma również prawo przepędzenia każdego obcego konia. Ogiery pilnują porządku i dyscypliny w stadzie, nadają mu także kierunek podczas ucieczki. Co ciekawe, ogier może wtedy biec zarówno na początku, jak i na końcu stada. Zależy to od okoliczności.
W naturalnym środowisku stado składa się z klaczy, źrebiąt i ogiera, który chroni stado. To nie ogier jednak je prowadzi, tylko najmądrzejsza klacz. Najmądrzejsza, czyli ta, która wie, gdzie znaleźć wodę do picia oraz obfitujące w pożywienie pastwiska, i ma na tyle silną osobowość, że inne konie uznają jej wyższość. Tabun wie, której klaczy pozwolić dowodzić.
Na wolności zadaniem ogierów jest utrzymywanie grup klaczy w całości, zapładnianie ich, utrzymywanie ładu oraz ochrona stada przed niebezpieczeństwem. Konie huculskie na Polesiu i w Karpatach regularnie muszą odpędzać wilki próbujące porwać klacz lub źrebię. W warunkach hodowlanych wiodą jednak samotne życie – czasami w ogóle nie mają dostępu do klaczy – pobiera się od nich nasienie i nawet podczas zapłodnienia nie mają kontaktu z drugim koniem.
W stadzie hodowlanym rolę, jaka na wolności przypada ogierom, odgrywają wałachy. Ścigają się, popisują, walczą dla zabawy. Niektóre wałachy dobrze się dogadują z klaczami, mogą nawet tworzyć własną wspólnotę rodzinną z klaczą i jej źrebięciem.
Konie w stadzie nie tylko wspólnie się przemieszczają i jedzą. Razem spędzają również czas na zabawie. Takie zabawy bywają ostre, jednak są niezbędne do ich rozwoju. Biegają, stają dęba, skaczą, podgryzają się nawzajem, kopią, grzebią kopytami.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki