- promocja
- W empik go
Sekrety żony Mandaryna - ebook
Sekrety żony Mandaryna - ebook
„Sekrety Żony Mandaryna” to powieść historyczna, obyczajowa i przygodowa z wątkami kryminalnymi. Akcja książki toczy się pod koniec XIX wieku, a jednym z jej głównych wątków jest budowa Harbinu przez Polaków, Chińczyków i Rosjan. Książka ma również za zadanie przybliżyć Czytelnikowi kulturę, tradycję, historię Chin. Jest to pierwsza część z planowanej trylogii: „Pocztówka z Harbinu”.
Polski Paryż w Chinach
Witold Sejkowski już wiedział, że jego miłość do pięknej Shaoyao, żony najbardziej wpływowego doradcy cesarza, zakończy się tragicznie. Nie potrafił jednak wyzbyć się zakazanego uczucia i postanowił walczyć do samego końca.
Aleksiej Fiodorowicz Romanowicz, niedoszły zabójca cara, nagle zdał sobie sprawę, że swój honor i życie byłej narzeczonej może ocalić wówczas, jeśli uda mu się wyjaśnić tajemniczą śmierć francuskiego dyplomaty.
Starsza Ciotka Song z uwagą przyglądała się skalpelowi. Dotarło do niej, że w jednej chwili za jego pomocą można zarówno przywrócić człowieka ze świata zmarłych, jak i posłać go tam na stałe.
Dahu, nieślubny syn angielskiego dyplomaty i krewnej sędziego prowincji, czuł, że nie należy do żadnego świata. Uzmysłowił sobie, że spokój odnajdzie dopiero w tym niezwykłym mieście, gdzie jechał z tajną misją.
Ta historia mogła wydarzyć się naprawdę w chińskiej metropolii założonej przez… Polaków, Rosjan i Chińczyków pod koniec XIX wieku. Harbin, znany jako Paryż Północy, sto lat temu, podobnie jak dziś jego europejski odpowiednik, był nie tylko miastem miłości, ale także szans na nowe życie…
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8595-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rodzina Sędziego Zhanga
Dziadek Ba – nestor rodu, dawny urzędnik cesarski, z zamiłowania kaligraf
Sędzia Zhang – ojciec Shaoyao, Haitang, Yulan i Chena, sędzia prowincji
Matka Mudan – żona Sędziego Zhanga, matka Shaoyao, Haitang, Yulan i Chena
Shaoyao – ich najstarsza córka
Haitang – ich średnia córka
Yulan – ich najmłodsza córka
Chen – ich najmłodsze dziecko i jedyny syn
Starsza Ciotka Song – starsza siostra Matki Mudan, wdowa po urzędniku cesarskim, biegła w znachorstwie i w obrzędach religijnych
Młodsza Siostra Dujuanhua – młodsza siostra Matki Mudan i matka Dahu, poliglotka
Dahu – syn Młodszej Siostry Dujuanhua i Edwarda Wrighta, lekarz medycyny zachodniej
Edward Wright – ojciec Dahu, angielski dyplomata
Niezwyciężony Wuyigaoqiang – zaufany służący rodziny Sędziego Zhanga, biegły w sztukach walki
Rodzina Gubernatora Liu
Stryj Liu – ojciec Panicza Wanga i Kuzynki Guihua, odległy krewny Sędziego Zhanga, gubernator prowincji
Gubernatorowa Lizhi – główna żona Stryja Liu i matka Panicza Wanga
Panicz Wang – jedyny syn Stryja Liu, pragnący zwiedzić inne kraje
Kuzynka Guihua – najstarsza córka Stryja Liu oraz jego konkubiny
Doradca Liang – ojciec Panny Baihe, wieloletni zaufany doradca Stryja Liu
Panna Baihe – córka doradcy Lianga zakochana bez wzajemności w Paniczu Wangu
Rodzina Dostojnika Zhou
Dostojnik Zhou – mąż Damy Songshu, cesarski doradca i stronnik cesarza Guangxu
Dama Songshu – główna żona Dostojnika Zhou, miłośniczka gry w Xiangqi
Pierwsza Konkubina Yu – partnerka Dostojnika Zhou, matka jego dwóch synów i trzech córek
Druga Konkubina Ge – partnerka Dostojnika Zhou, matka jego czterech synów i jednej córki
Walter Smith – zaufany lekarz Dostojnika Zhou
Rodzina Sędziego Huanga
Sędzia Huang – ojciec Prawego Baogonga, sędzia prowincji
Prawy Baogong – najmłodszy syn sędziego Huanga
Członkowie ekspedycji
Witold Sejkowski – podróżnik, jeden z członków ekspedycji inżyniera Adama Szydłowskiego
Aleksiej Fiodorowicz Romanowicz – brat Alony i szwagier Dymitra Mikołajewicza Aristowa, narzeczony Tatiany i jeden z członków ekspedycji inżyniera Adama Szydłowskiego, zwolennik Mikołaja II
inżynier Adam Szydłowski – głównodowodzący ekspedycji badawczo-naukowej mającej na celu znalezienie miejsca na budowę nowego miasta – siedziby Głównego Zarządu Kolei Wschodniochińskiej w Mandżurii
inżynier Jan – jeden z doradców inżyniera Adama Szydłowskiego
Piotr – jeden z członków ekspedycji inżyniera Adama Szydłowskiego, miłośnik dzieł Henryka Sienkiewicza
Paweł – najmłodszy z członków ekspedycji inżyniera Adama Szydłowskiego
Pozostałe postacie
Wróżbita Tang – taoistyczny wróżbita, przyjaciel Dostojnika Zhou
Czcigodny Ojciec Shouchi – buddyjski opat, przyjaciel Starszej Ciotki Song
pani Tai, pani Chuan i pani Zhu – sąsiadki rodziny Sędziego Zhanga
Doradca Jia – cesarski doradca specjalizujący się w sprawach karnych
Alona Fiodorowicz Aristow – starsza siostra Aleksieja Fiodorowicza Romanowicza i żona Dymitra Mikołajewicza Aristowa
Dymitr Mikołajewicz Aristow – mąż Alony Fiodorowicz Aristow i szwagier Aleksieja Fiodorowicza Romanowicza, doradca cara Mikołaja II
Gospodyni Wei – gospodyni, która gościła Witolda Sejkowskiego i Aleksieja Fiodorowicza Romanowicza
Yongshi – jej syn
Molihua – jej córka
Przewodnik Zhao – przewodnik, który pomagał ekspedycji inżyniera Adama Szydłowskiego
Wielebna Matka Lanhua – opatka w buddyjskim klasztorze
Złotousta Mushudianfen – mniszka w buddyjskim klasztorze, tłumaczka religijnych tekstów z sanskrytu na chiński
Pobożna Qiushuixian – młoda mniszka w buddyjskim klasztorze, uczennica Złotoustej Mushudianfen i pomocnica Matki Lanhua
Nikołaj Piotrowicz Dołgaczew – oficer Korpusu Straży Przygranicznej w Harbinie
pan Jing – jeden z przedsiębiorców w Harbinie
pan Bing – jeden z przedsiębiorców w Harbinie
pan Yang – jeden z mieszkańców Aszyche, później właściciel kamienicy w Harbinie
pan Xu, pan Sun – właściciele gorzelni Xian Fan
Postacie historyczne
Aleksander Iwanowicz Pawłow – rosyjski chargé d’affaires w Chinach w latach 1896-1898
Aleksander Aleksiejewicz Naryszkin – członek rosyjskiej Rady Państwowej, przedstawiciel wpływowego rodu powiązanego z rodziną cesarską
Kang Youwei – słynny chiński myśliciel i reformator, doradca cesarza Guangxu oraz przyjaciel Dostojnika Zhou
cesarz Guangxu (Zaitian) – przedostatni cesarz chiński z dynastii Qing, siostrzeniec cesarzowej wdowy Cixi, przyjaciel Dostojnika Zhou
cesarzowa Cixi – matka poprzedniego, zmarłego cesarza Tongzhi i ciotka obecnego cesarza Guangxu, faktyczna władczyni cesarstwa, przeciwniczka Dostojnika Zhou
Ludwik Czajkowski – inżynier i architekt, kierownik budowy dróg i budynków cywilnych w Harbinie, doradca inżyniera Adama Szydłowskiego
Karol Weber – inżynier, naczelnik wydziału żeglugi na rzece Sungari, autor projektów wielu budynków w Harbinie, doradca inżyniera Adama Szydłowskiego
Walenty Wells – inżynier, autor projektów wielu budynków w Harbinie, doradca inżyniera Adama Szydłowskiego
Stanisław Kierbedź – inżynier i wiceprezes Towarzystwa Kolei Wschodniochińskiej w latach 1896-1903, bratanek Stanisława Kierbedzia – słynnego warszawskiego budowniczego mostów
Roman Wysocki, Marian Raweński, Stanisław Popow – technicy, członkowie ekspedycji Adama Szydłowskiego (w źródłach historycznych zachowały się jedynie nazwiska postaci, dlatego imiona są wytworem wyobraźni)ROZDZIAŁ I
SPISEK
Shaoyao zwinnie przewlekła nitkę przez kolejną drobna perełkę. Mały, srebrzysty klejnocik przez moment zawisł na cienkiej jak pajęczyna nitce, aby po chwili dołączyć do swoich sióstr, które stały już równiutko w idealnym rządku. Dziewczyna spojrzała uważnie na swoje dzieło, po czym wybrała z puzderka kolejna kulkę – ta również miała podzielić los swoich towarzyszek. W ten sposób po kilkudniowej żmudnej pracy na aksamitnych czerwonych bucikach powstał swoisty gwiazdozbiór.
– Jak dobrze, że nie muszę ich nosić, mimo że są przeznaczone dla mnie – westchnęła po cichu.
Miniaturowe buciki na średniej wielkości obcasie mierzyły zaledwie 10 centymetrów i wyglądały, jakby uszyto je dla noworodka, a nie dorosłej kobiety. Starożytnym obyczajem, który ponoć wywodził się jeszcze z dynastii Song, dziewczynkom krępowano stopy, aby zapewnić im dobre zamążpójście. Uważano, że niewyobrażalnie bolesny zabieg, trwałe kalectwo i ból do końca życia, który towarzyszył posiadaczce lotosowych stóp, miały zostać wynagrodzone wspaniałym życiem u boku wymarzonego partnera.
Shaoyao na swoje szczęście urodziła się w rodzinie mandżurskiej i była blisko spokrewniona z dworem Qingów, na którym sprzeciwiano się tym praktykom. Mandżurowie, u których status kobiety był znacznie wyższy niż w Chinach, uważali sam obyczaj za barbarzyński, a także niepraktyczny, gdyż właściwie wyłączał kobiety z aktywnego życia. Dlatego też obecnie panujący mandżurski cesarz Guangxu próbował wyplenić ten okrutny proceder, a ojciec Shaoyao, Sędzia Zhang, który chciał się wkraść w jego łaski, profilaktycznie zakazał krępowania stóp swoim córkom. Wpływ na jego decyzję miała również matka dziewcząt, która chciała zaoszczędzić im cierpienia, a także obawiała się losu, jaki spotkał starszą córkę jej przyjaciółki. Dziewczynka zmarła w wyniku gangreny. Sąsiadki rodziny Sędziego Zhanga szeptały po cichu, że matka Shaoyao sama naraża przyszłość swoich córek na o wiele gorszy los. Im samym niezmiernie trudno było pogodzić się z przeznaczeniem własnych dzieci, ale uważały zabieg za wyższą konieczność.
Brak lotosowych stóp w znacznej mierze utrudniał znalezienie dla młodej dziewczyny godnego kandydata na męża. Jednak matka, pani Mudan, obmyśliła sprytny plan, który miał uchronić jej córkę od staropanieństwa. Otóż parę miesięcy temu namówiła swego męża, a ojca Shaoyao, Haitang, Yulan i Chena, aby wysłał posła do swojego dalekiego krewnego. Był nim sam gubernator prowincji, Stryj Liu, mający swoją siedzibę w Chengdu. Jako że z powodu sprawowanej funkcji mieszkał wraz z rodziną parę prowincji dalej, swoją krewniaczkę widział po raz ostatni, kiedy ta nie ukończyła jeszcze nawet roku. Nic więc nie mógł wiedzieć o „wadzie” dziewczyny. Ponadto Sędzia Zhang, aby uwiarygodnić urodę córki, przesłał w podarunku dla żony, dwóch konkubin i sześciu córek krewnego pięknie wyszywane aksamitne lotosowe buciki z zapewnieniem, że zostały one specjalnie wybrane przez jego córki. Do prezentu załączono zdjęcie Shaoyao w tradycyjnej, wytwornie zdobionej chińskiej sukni. Jednak jej najważniejszą zaletą okazał się nie misterny haft, ale długość. Otóż ubiór idealnie zasłaniał stopy.
Uradowany Stryj Liu naprędce zgodził się na przygotowania ślubne, gdyż jego dorosły syn kończył niedługo dwadzieścia lat i bardziej pociągały go zamorskie podróże niż to, by się ustatkować. Panicz Wang był jedynym męskim potomkiem sędziwego Stryja Liu i tylko on mógł zapewnić ciągłość rodu. Gubernator obawiał się o los swojego jedynego syna. Z jednej strony przemawiała tutaj ojcowska miłość i strach przed puszczeniem Panicza Wanga w daleką podróż, z drugiej zaś niepokój przed konsekwencjami jego ewentualnej przedwczesnej i zarazem bezdzietnej śmierci. Obawiał się, że wówczas nie zostałby nikt, kto mógłby przejąć nazwisko rodowe i czcić przodków.
Rodzice Panicza Wanga postanowili zatem szybko go ożenić. W tym celu skrócono nawet długotrwałą procedurę zaręczyn. Uszanowano jednak wielowiekową tradycję i posłano jedną z ciotek Shaoyao, aby przyjrzała się nowemu narzeczonemu swojej siostrzenicy. Podobny charakter miała również „niespodziewana” wizyta najstarszej córki drugiej konkubiny Stryja Liu, która przybyła z własnym małym orszakiem. Świta składała się ze służącej, garderobianej, pokojówki oraz medyka rodziny Liu. Mimo że Kuzynka Guihua była sympatyczną i dobrze wychowaną młodą damą, obawiano się jej przyjazdu. Matka Mudan postanowiła odseparować swoje córki od dalekiej krewniaczki, aby najstarsza córka Stryja Liu nie mogła wykryć podstępu. Dlatego też młodsze córki Yulan i Haitang odesłała zawczasu do zaprzyjaźnionej sąsiadki, która również uczestniczyła w „spisku”. Sama zaś Shaoyao poważnie „zaniemogła” i pozostawała w łóżku szczelnie opatulona kocami. Jedynie dziesięcioletni Chen miał prawo towarzyszyć kuzynce przez cały czas.
Rezolutny chłopczyk od razu zyskał przychylność gościa. Kuzynka Guihua, która wyczuła pewną niezrozumiałą niechęć do niej, tym bardziej starała się odwdzięczyć Chenowi za jego bezinteresowną przyjaźń, obdarowując go ciągle różnymi łakociami. Mimo że mały łakomczuch zjadał je z wielkim apetytem, część zapasów postanowił odłożyć dla młodszych sióstr. Po kilku dniach, ku wielkiemu żalowi Chena i wielkiej uldze pozostałych domowników, Kuzynka Guihua w ozdobnej lektyce udała się w towarzystwie służby w powrotną podróż.
W niecały miesiąc później do domu powróciła Starsza Ciotka Song. Jej przybyciu towarzyszyło wielkie ożywienie, gdyż wszyscy chcieli się jak najwięcej dowiedzieć o rodzinie Stryja Liu, a w szczególności o młodym Paniczu Wangu.
– Ach, nasza Shaoyao urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą! Widać, że poczciwy Staruszek, który rezyduje na Księżycu, dobrze połączył ciebie i Wanga za pomocą niewidzialnych magicznych nici, gdy byliście niemowlętami.
– Ciociu, a co by było, gdyby ta nitka pękła? – przerwał jej ciekawski Chen.
– Nie mów tak! – natychmiast ofuknęła go ciotka.
– Ale ja tylko… – Chłopiec zaczął się tłumaczyć, zaskoczony jej nagłą reakcją. Nieufnie spojrzał na swoją krewniaczkę.
– Jeśli nić by pękła, wtedy nasza Shaoyao nie mogłaby wyjść za mąż za Panicza Wanga – wytłumaczyła mu łagodnie matka. Chen, już nieco bardziej ośmielony, zaczął przysłuchiwać się dalszej rozmowie.
– Ach, Panicz Wang to młody i bardzo przystojny mężczyzna: postawny, z czarnymi oczami i do tego tak wszechstronnie utalentowany. Świetnie jeździ konno, a wieczorami czyta dzieła Mistrza Konga i jego uczniów. Ach, gdybym była chociaż kilka lat młodsza, od razu bym się w nim zakochała!
– Mamo, a co by było, gdyby Staruszek z Księżyca poplątał nici Shaoyao? W końcu ma ich tyle do zawiązania, że na pewno trudno utrzymać je w ładzie – szepnął do matki mały Chen.
– Cicho! Staruszek jest bardzo mądry i doświadczony. On nie może się pomylić. A teraz stój grzecznie i słuchaj ciotki – skarciła go matka. Syn Sędziego Zhanga posłusznie wykonał polecenie.
– Panicz Wang nie tylko pomaga swojemu ojcu w zarządzaniu majątkiem. – Starsza Ciotka Song nadal niewzruszenie prowadziła swój monolog. – Stryj Liu żalił się ostatnio, że jego syn zaczął potajemnie się pakować, gdyż zamierza wybrać się gdzieś hen za morze! Chce poznać świat, zdobyć wykształcenie w Londynie, aby po powrocie wykorzystać to, czego się nauczy. Wierzy, że dzięki temu zapobiegnie nieurodzajowi i głodowi, a kto wie – może nawet zapanuje nad pogodą? Dobry chłopak, ma słuszne idee, ale bardzo martwi tym swojego ojca. Przecież to się nie godzi, by dobry syn martwił swoich rodziców – żachnęła się kobieta.
– Shaoyao, Shaoyao, a co by było, gdyby Staruszek zawiązał ci przez pomyłkę na przykład cztery nitki? Jedna pękłaby od razu, druga po jakimś czasie, trzecia by się rozsupłała, a czwarta już nie. – Chen nadal zastanawiał się nad kolejnymi wariantami, jednak tym razem zapytał o to swoją starszą siostrę najciszej, jak potrafił, wierząc, że wreszcie ktoś wyjaśni mu wszelkie wątpliwości.
– Nie martw się! – odpowiedziała mu dziewczyna. – To niemożliwe. Staruszek jest nieomylny.
– Ale gdyby zastąpił go nagle jakiś uczeń? Na przykład mistrz byłby zmęczony, a uczeń zrobiłby to za niego. – Nie dawał za wygraną rezolutny i ciekawski Chen.
– Wtedy kto wie, jak potoczyłyby się moje losy, ale myślę, że dzięki tobie Kuzynka Guihua mile wspomina swój pobyt i do ślubu jednak dojdzie.
Mimo chłodnego przyjęcia córki Stryja Liu przez krewnych obie rodziny zgodziły się na dalsze negocjacje dotyczące małżeństwa. Być może paradoksalnie wpływ na tę decyzję miała „choroba” Shaoyao. Otóż, jak twierdziła Kuzynka Guihua, twarz Shaoyao promieniała urodą nawet w tym stanie. Panicz Wang doszedł do wniosku, że jeśli jego przyszła żona, będąc w niedyspozycji, wygląda tak olśniewająco, to kiedy jest w pełni sił, musi prezentować się jak niebiańska boginka. Czym prędzej więc kazał ponownie posłać swoją siostrę z wizytą do domu Sędziego Zhanga, aby przekazała propozycję ożenku.
Jak nietrudno się domyślić, z widoku Kuzynki Guihua najbardziej ucieszył się Chen, który wybiegł nawet na ulicę, aby ją powitać. Uradowany, z koszem pełnym słodyczy, powiadomił resztę domowników o przybyciu znakomitego gościa. Mimo że obie rodziny praktycznie wyraziły już wcześniej swoją aprobatę dla planów małżeńskich, zgodnie z tradycją, aby zachować honor, odmówiono posłance. Nastał więc czas negocjacji. Postanowiono, że Kuzynka Guihua oraz towarzyszący jej zaufany doradca Stryja Liu zamiast udawać się do swojego domu, a potem ponownie przyjeżdżać, pozostaną w rezydencji Sędziego Zhanga od razu. Po pierwsze chciano w ten sposób przyśpieszyć całą procedurę, po wtóre oszczędzić męczącej podróży swoim gościom, a szczególnie Kuzynce Guihua. Dziewczyna mimo młodego wieku niezbyt dobrze znosiła dalekie podróże z powodu swoich lotosowych stóp. Dokuczały jej zarówno upały, wtedy stan zapalny mocno się nasilał, jak i zimowe miesiące, gdyż wówczas wzmagał się jej reumatyzm, a w konsekwencji także ból w zdeformowanych kończynach. Kiedy chciała się przejść, najczęściej korzystała z pomocy swojej służącej albo doradcy Stryja Liu.
Mały Chen ponownie okazał się nieodłącznym towarzyszem Kuzynki Guihua. Tak samo jak poprzednim razem potrafił godzinami wsłuchiwać się w legendy, które mu opowiadała. Dwie służki młodej damy, dotrzymujące jej towarzystwa i pomagające w różnych czynnościach, codziennie udawały się na pobliski targ po słodycze dla młodego Chena.
Negocjacjami kontraktu ślubnego miał się zająć Doradca Liang, który od ponad dwudziestu lat doradzał Stryjowi Liu we wszystkich ważnych sprawach. Niemłody już mężczyzna był najbardziej zaufanym człowiekiem gubernatora i mógł się pochwalić nie tylko świetnie zdanymi egzaminami urzędniczymi, lecz także doświadczeniem, które nabył podczas wieloletniej praktyki jako cesarski urzędnik. I pewnie gdyby nie brak odpowiednich rodzinnych koneksji, dzięki swojemu wykształceniu i zdolnościom mógłby wspomagać wiedzą samego Syna Niebios, czyli cesarza. Niemniej funkcja doradcy gubernatora prowincji i tak była wyjątkowym awansem społecznym i godnym ukoronowaniem kariery syna zamożnego chłopa, na którego kształcenie ongiś złożyła się cała wioska.
Ustalono więc, że ceremonia zaślubin odbędzie się w Chengdu, gdzie swoją rodową siedzibę oraz posiadłości miała rodzina Liu. Tam też po ślubie miała na stałe przeprowadzić się Shaoyao. Doradca Liang zapewniał, że sędziwy Stryj Liu zadbał o to, aby Shaoyao otrzymała swoje oddzielne mieszkanie, gdzie będzie mogła przyjmować małżonka. Zaznaczył także, że stanie się najważniejszą żoną Panicza Wanga, zaś ewentualne przyszłe konkubiny męża będą jej całkowicie posłuszne.
– A wiecie, jaką ostatnio miałem przygodę? – przerwał na chwilę negocjacje Doradca Liang. – Otóż pewien zagraniczny gość, którego przyjął Gubernator Liu, nazwał jedną z jego konkubin „dostojną córką”. Nie mógł pojąć, jak to możliwe, że przedstawiciel prawa może, w jego mniemaniu, jawnie popełniać przestępstwo! – zaśmiał się.
– Przestępstwo?! Niemądry on! – przerwała święcie oburzona Starsza Ciotka Song.
– Spytał się mnie nawet, dlaczego przedstawiciel państwa popełnia bi… bi… Nawet nie pamiętam tego dziwnego cudzoziemskiego słowa – dodał Doradca Liang.
– Pewnie chodziło mu o „bigamię” – zaśmiała się Młodsza Siostra Dujunhua. – Obcokrajowcy mogą mieć oficjalnie tylko jedną żonę. Tak przynajmniej nakazuje im ich prawo i religia. Chociaż jakoś nie przeszkadza im, że wielu z nich ma na boku kochanki albo, co gorsze, porzuca dla nich swoje żony i dzieci! My przynajmniej nie jesteśmy tacy zakłamani!
– To wielki wstyd, nieprawdaż, pani Dujuanhua? – przytaknął Doradca Liang. – U nas tylko ten bierze sobie drugą żonę, kto potrafi zapewnić godziwy byt im obu oraz wszystkim swoim dzieciom! Tak jak nasz cesarz!
– Albo Gubernator Liu – podlizała się Starsza Ciotka Song.
– O właśnie! Tamten pewnie mu pozazdrościł sytuacji życiowej! Stąd te przytyki. A wracając do panny Shaoyao to, jak mówiłem wcześniej, stanie się ona główną żoną Panicza Wanga.
Lojalny podwładny gubernatora zapewnił również, że będzie ona mogła często odwiedzać swoich rodziców, mimo dosyć dużej odległości, jaka dzieliła obie rodziny. Sędzia Zhang od razu przystał na te warunki, radując się, że tak dobrze wydaje swoją córkę. To na nim jako ojcu spoczywała odpowiedzialność za zapewnienie jej godziwego bytu. Teraz zaś Shaoyao miała znaleźć się pod opieką i ochroną przyszłego męża. Ojciec rodziny wierzył, że młody Panicz Wang na pewno odpowiednio zaopiekuje się jego najstarszą córką.
Kiedy negocjacje dobiegły końca, pozostała jeszcze kwestia zgodności obu małżonków pod względem astrologicznym. I tak po zestawieniu „ośmiu znaków”, czyli godziny, dnia, roku urodzenia Shaoyao i Panicza Wanga uznano przepowiednie za dosyć pomyślne.
– Nasza Shaoyao jest Kotem Ziemią, a Panicz Wang Ognistym Bawołem. To wspaniały horoskop! – ucieszyła się Starsza Ciotka Song. – Bawoły są bardzo wiernymi małżonkami, a Koty potrafią stworzyć prawdziwe ognisko domowe. Także żywioły skłaniają się ku sobie, zapowiadając harmonię w małżeństwie.
– Ciociu, a co będzie, jeśli kot podrapie bawoła albo bawół niechcący nadepnie kotu na ogon? – zapytał ponownie mały Chen, który zapomniał już o wcześniejszych konsekwencjach swojej ciekawości. Chłopczyk pomimo tego, że był jeszcze dzieckiem i był znacznie młodszy od Shaoyao, czuł, że również na nim spoczywa odpowiedzialność za siostrę. Tego zawsze uczył go ojciec, przypominając mu przy tym, że jako męski potomek rodu musi dbać o niezamężne krewne. Dlatego też Sędzia Zhang pomimo wieku Chena pozwolił mu na uczestnictwo w tak doniosłym wydarzeniu.
– Czemu niebiosa zamiast spokojnego dziecka zesłały nam takiego upartego urwisa!? Czyżby konstelacje gwiazd przy urodzeniu się nie zgadzały? – westchnęła po cichu ciotka, nie udzielając małemu żadnej odpowiedzi.
Kuzynka Guihua uśmiechnęła się jednak i wybawiła Starszą Ciotkę Song z kłopotu, wsypując Chenowi do rąk całą garść cukierków. Sposób podziałał. Maluch zamiast interesować się zawiłościami astrologii, zajął się rozpakowywaniem przysmaków i ich szybką konsumpcją. Później za każdym razem, kiedy chciał o coś zapytać, jego kuzynka, która przezornie zaopatrzyła się w spore ilości słodyczy, podsuwała mu kolejne porcje. Dzięki temu cała rozmowa przebiegła nader spokojnie, zaś mały Chen po cichu liczył, że negocjacje przeciągną się do jutra. Wtedy pod pretekstem zadawania nowych pytań mógłby wyłudzić kolejne łakocie. Chłopiec żałował, że jego siostry Yulan i Haitang ponownie wysłano do zaprzyjaźnionej sąsiadki. Doszedł do wniosku, że same zadbałyby o pozyskanie słodyczy, a on nie musiałby czuć się zobowiązany do dzielenia się częścią swojego „łupu”. Niestety, ku rozpaczy Chena, negocjacje dobiegły końca jeszcze tego wieczoru. Na szczęście chłopiec szybko zapomniał o słodyczach, gdyż następnego dnia odbyła się ważna ceremonia. A mianowicie w rodzinnej kapliczce poświęconej przodkom uroczyście przedstawiono „osiem znaków”. Mimo że syn Sędziego Zhanga przebywał tam już wielokrotnie, przyglądał się tablicom pokrytym sinografami, czyli starodawnymi chińskimi znakami, z wielką uwagą, czując, że w obecnej chwili spoglądają na nich tysiące przodków. Zaczął się nawet do nich modlić, prosząc o szczęście dla Shaoyao oraz o pomyślny powrót Kuzynki Guihua.
Następnego dnia Kuzynka Guihua wyjechała. Zrozpaczony chłopiec postanowił podzielić się z nią skarbami i ofiarował jej na pamiątkę jeden ze swoich małych łuków, które kiedyś wykonał dla niego ojciec, oraz pięknie wykaligrafowaną, również z dużą pomocą ojca, kartkę. Na koniec wraz ze swoimi rodzicami odprowadził Kuzynkę Guihua oraz jej świtę aż do granic miasta.
Kolejnym etapem poprzedzającym już samą ceremonię zaślubin było wysłanie podarków ślubnych. Ojciec Shaoyao zakupił dla swojego przyszłego zięcia bogato zdobione siodło z najlepszej skóry, a także wysłał mu kilka pięknie wydanych traktatów konfucjańskich.
– Skoro, jak to podkreślałaś, siostro, Panicz Wang, jak przystało na uczonego młodzieńca, czyta dzieła naszego Mistrza Konga, to na pewno ucieszy się z tego podarku!
– I za każdym razem, kiedy sobie przypomni, kto mu podarował ten cenny prezent, będzie z czułością myślał o naszej Shaoyao – dodała wesoło Starsza Ciotka Song.
– A czytania będzie miał sporo, skoro jak sama nazwa wskazuje, Pięcioksiąg składa się z pięciu ksiąg. Dobrze, że szósta z nich zaginęła, bo chyba bym zbankrutował! – powiedział ojciec Shaoyao.
– A wiesz, że nasz Mistrz Kong albo, jak to teraz mówią cudzoziemcy, Konfucjusz, podobno stał się modny wśród zachodnich uczonych? Ponoć jego nauki docierają nawet za ocean. Nie sądzę jednak, aby wielu z nich było w stanie coś z tego zrozumieć. Sama Księga Przemian, służąca do wróżenia, jest trudna w odbiorze nawet dla nas, a co dopiero dla cudzoziemca, który myśli, że jak przejdzie się parę razy w Pekinie po dzielnicy europejskiej, to już zna dobrze naszą tradycję – mruknęła Starsza Ciotka Song, przypatrując się pięknie oprawionym woluminom i pozostałym podarkom.
Parę dni później rodzina Shaoyao otrzymała tradycyjną dziką gęś jako definitywną oznakę, że ślub się odbędzie, a także podarki ślubne. Żona pana Liu ofiarowała przyszłej synowej nefrytowe bransolety, natomiast córki trzy bogato zdobione wachlarze oraz parę czerwonych, obszytych złotym haftem lotosowych bucików. Także Chen otrzymał koszyk wypełniony po brzegi tradycyjnymi syczuańskimi słodyczami. Na dołączonej kartce wyraźnie zaznaczono, że chłopiec ma się sprawiedliwie podzielić ze swoimi siostrami. Przezorna Starsza Ciotka Song od razu zarekwirowała koszyk, obawiając się, że ani Yulan, ani Haitang, ani Shaoyao nie ujrzą jego zawartości, jeśli owe specjały zostaną na dłuższą chwilę pod opieką Chena.
– Sam Sun Wukong – Małpi Król – nie sprawiał w podróży tyle problemów poczciwemu pielgrzymowi Xuanzangowi, co nasz Chen! Rodzice bardzo go rozpieszczają. Nie usprawiedliwia ich to, że Chen jest ich jedynym, długo wyczekiwanym synem! Co prawda Sun Wukong stał się bohaterem, więc i może mojego siostrzeńca czeka świetlista przyszłość – rzekła po chwili zamyślona ciotka, która mimo wielokrotnego narzekania na Chena po prostu uwielbiała chłopca. Czasami nawet ku niezadowoleniu swojej siostry, a matki Chena, faworyzowała go.
Sama została parę lat temu wdową, a jej jedyne dziecko – córka – wyszła już za mąż za wysoko postawionego urzędnika. Jak ciotka często powtarzała, jej zięć był pracowity, zdolny i ambitny, ale z drugiej strony wyjątkowo uparty i dlatego też nigdy nie mogła z nim dojść do porozumienia. Kiedy więc przejął schedę po śmieci jej męża, postanowiła przeprowadzić się do siedziby swojego szwagra, Sędziego Zhanga. Na tę decyzję wpływ miał również fakt, że kilka miesięcy wcześniej do rezydencji wprowadziła się jej druga siostra – Młodsza Ciotka Dujuanhua – oraz jej, wtedy piętnastoletni, syn – Dahu. Odtąd też Starsza Ciotka Song poświęcała swą uwagę dzieciom siostry, a także pomagała w ich wychowaniu i prowadzeniu domu. Poza tym interesowała się astrologią i religią. Mimo że odpowiedzialnym za wszelkie obrządki religijne był ojciec Sędziego Zhanga, Dziadek Ba, to ona często doradzała mu w przeprowadzaniu różnych rytuałów i w kwestiach teologicznych. A w chwilach wolnych, chociaż nie miała ich nigdy za wiele, wraz ze swoją drugą młodszą siostrą, Dujuanhuą, uczyły Yulan i Haitang nushu, czyli pisma kobiecego. W obecnych czasach umiejętność posługiwania się tym systemem pisma nie była już tak skrzętnie ukrywana przed mężczyznami jak jeszcze pięćdziesiąt lat temu. Mimo to nadal spełniało ono swoją funkcję. Kobiety mogły porozumiewać się między sobą, nie będąc zmuszonymi do wyjawiania swoich tajemnic zazdrosnym mężom. Aby łatwiej było ukryć sekretne wiadomości, często umieszczano je w formie pisma hafciarskiego na wachlarzach, kartkach albo też wyszywano je na tkaninie. Niestety Starsza Ciotka Song nie miała cierpliwości do Yulan i Haitang, które z trudem opanowywały sztukę hafciarstwa. O wiele więcej zrozumienia dla błędów i oporu dziewczynek miała ich Młodsza Ciotka Dujuanhua, która potrafiła namówić młode damy do posługiwania się igłą i nicią. Nic więc dziwnego, że dziewczynki podczas pobytu Kuzynki Guihua wysłano do Młodszej Ciotki Dujuanhua, a nie do Starszej Ciotki Song.
Niestety ani ciotki, ani nikt inny z rodziny nie spodziewał się, że tak dokładnie zaplanowane wesele zostanie zapamiętane na długo i nie będzie niestety mile wspominane.ROZDZIAŁ II
KALIGRAFIA
Młody mężczyzna o wyglądzie Europejczyka spokojnym krokiem przemierzał ulice Pekinu, jednej z największych metropolii ówczesnego świata. Mimo że wąskie uliczki były zatłoczone i trudno było się szybko nimi poruszać, parterowe ceglano-drewniane budynki ozdobione licznymi detalami architektonicznymi, wykaligrafowane napisy w chińskich znakach – sinografach, kolorowe stragany, a także wesoły gwar nadawały miastu swoisty urok. Młody podróżnik z zachwytem spoglądał na to wszystko, próbując czasami coś uwiecznić w swoim notatniku.
Nagle wzrok przybysza przykuł narożnik dachu ozdobiony wielkim, wijącym się smokiem z dumnie podniesioną paszczą. Mityczny stwór także spoglądał swoimi kamiennymi oczami z nie mniejszym zainteresowaniem na niecodziennego gościa, który przybył do Chin z dalekich stron. Mężczyzna przystanął i zaczął rysować smoka w szkicowniku.
– Ciekawe, dlaczego te dachy są tak pofalowane i pozakrzywiane na rogach. Nie sądzę, aby wykonano je tak tylko dla ozdoby – powiedział ni to do siebie, ni to do portretowanego zwierzęcia.
Gdyby tylko smok potrafił mówić i był skory do rozmowy, zapewne wyjaśniłby tę zagadkę. Mężczyzna dowiedziałby się, że według chińskich wierzeń demony poruszają się, skacząc na dwóch nogach w liniach prostych, natomiast ześlizgują się po łukach. Dlatego też zarówno specyficzny kształt dachu, jak i progi umiejscawiane na przejściach do świątyń miały zapobiegać wtargnięciu złych mocy do środka. Smok jednak niestety jedynie intensywnie wpatrywał się w ciekawskiego podróżnika.
W pewnym momencie mężczyzna zauważył, że jest jeszcze ktoś, kto przygląda mu się uważniej niż smokom – akroteriom. Był to starszy Chińczyk ubrany w ozdobny tradycyjny strój składający się z długiej jedwabnej tuniki zwanej changshan.
– Ninhao! – odezwał się nieznajomy, po czym złożył ręce w specyficznym geście.
Młodzieniec, chociaż nie znał chińskiego, domyślił się, że jest to powitanie. Powtórzył więc to obco dla niego brzmiące słowo i starał się wykonać taki sam gest. Starszy człowiek uśmiechnął się, po czym ponownie wykonał ten sam ruch, jednak nieco wolniej. Podróżnik przyjrzał się uważnie, a następnie powoli raz jeszcze powtórzył gest. Tym razem wyszło mu już znacznie lepiej i jego nowy znajomy pokiwał z aprobatą głową. Przywołał go ruchem ręki.
– Huanying! Ni xiang shi wode keren, ma? – zapytał po chińsku. Niestety młody podróżnik nic nie zrozumiał z jego wypowiedzi, ale uśmiechnął się i ukłonił. Zaczął także mówić, ale w swoim ojczystym języku.
– Bardzo pana przepraszam, ale niestety nie rozumiem – powiedział.
Tym razem jednak to on nie został zrozumiany. Staruszek przez chwilę się zadumał, ale po chwili jego oczy pojaśniały. Delikatnie pociągnął młodzieńca za ramię i gestami nakazał, aby poszedł za nim. Żądny przygód podróżnik udał się za swoim przewodnikiem. Wędrowali tak przez prawie pół godziny. Mimo podeszłego wieku Chińczyk szedł raźnym krokiem, a na jego twarzy nie było widać żadnych oznak zmęczenia. Po chwili, jakby od niechcenia, zaczął nucić skoczną melodię, zachęcając swojego nowego towarzysza do akompaniowania mu. I tak po pewnym czasie nowo poznany duet dotarł do sporych rozmiarów drewnianej, bogato okutej bramy, która prowadziła na otoczony ze wszystkich stron budynkami dziedziniec.
– Wo jia! – Wskazał z dumą Chińczyk.
Jego towarzysz domyślił się, że chodziło mu o cały zespół domostw. Uśmiechnął się więc. Gospodarz jednak zamiast czekać na pochwały, zaprowadził go do największego budynku. Kazał jednemu ze służących zawołać swoją krewną, która potrafiła porozumiewać się w języku angielskim i nieco w języku francuskim. Sądził, że któryś z nich na pewno będzie zrozumiały dla przybysza.
Kiedy następnie weszli do salonu, gospodarz postanowił poczęstować gościa ciepłym napojem. Młody podróżnik miał szansę poznać smak zielonej herbaty. Mimo bariery językowej żadne z nich nie nudziło się, gdyż postanowili porozumiewać się za pomocą rysunków. Chińczyka zainteresowały także liczne szkice podróżnika z fragmentami świątyń, rysunki poszczególnych budynków, pojedyncze schematy, szkice, a także sceny rodzajowe. Wszystkie te rysunki zostały opatrzone licznymi notatkami w obcym języku za pomocą znaków łacińskich.
Po niedługim czasie dołączyła do nich czterdziestokilkuletnia kobieta. Przywitała się najpierw z ojcem swojego szwagra, a następnie zwróciła się do nieznajomego.
– Witamy serdecznie w naszym domu! – odezwała się do niego po angielsku.
Podróżnik ucieszył się, odpowiadając jej również w języku Szekspira.
– Bardzo dziękuję za gościnę. Nazywam się Witold Sejkowski. Jestem Europejczykiem, a właściwie Polakiem – przedstawił się.
– To ojciec mojego szwagra, Sędziego Zhanga, pan Ba. Ja mam zaś na imię Dujuanhua. – Młodsza Siostra Dujuanhua dokonała prezentacji. Dziadek Ba coś do niej powiedział.
– Bardzo ładnie rysujesz! – dodała.
– Dziękuję. – Witold uśmiechnął się.
Nagle Dziadek Ba wstał i podszedł do wielkiej komody. Następnie wyciągnął z niej rolkę papieru, kilka pędzli oraz inne przybory malarskie. Młodsza Ciotka Dujuanhua wzięła zaś niewielką czarkę i nalała do niej trochę wody.
– Co to jest? – zapytał Witold, spoglądając z zaciekawieniem na mały, granatowo-czarny podłużny kamień.
– To jest tusz. – Krewna Dziadka Ba przejęła już na stałe funkcję tłumacza. – Jak się go odpowiednio rozetrze, powstaje proszek. Odpowiednią ilość tego proszku trzeba połączyć z wodą, aby uzyskać płynny tusz – wyjaśniła.
Jej krewny wziął delikatnie największy z pędzli, a po chwili paroma ruchami, nie odrywając ani razu włosia od kartki, namalował podłużną kreskę. Następnie zaś podał czystą kartkę i pędzel swojemu gościowi. Witold wziął ostrożnie pędzel, po czym szybko narysował własną wersję kreski.
– Niedobrze, niedobrze! – Staruszek pokręcił głową, widząc zamiast pieczołowicie wykaligrafowanej kreski niekształtną podłużną plamę. Witold lekko się zaczerwienił, domyślając się, że popełnił jakieś faux pas.
– To wygląda jak ogon szczura – szepnął do siebie mistrz kaligrafii. – Spójrz. – Łagodnie, aczkolwiek stanowczo przykazał mu nauczyciel.
Następnie, podobnie jak przy wykonywaniu gestu powitalnego, zaczął powoli rysować kolejną kreskę. Witold bardzo uważnie przyglądał się całemu ceremoniałowi. Zwrócił też szczególną uwagę na pracę nadgarstka. Postanowił podjąć kolejną próbę i tym razem nie zawieść mistrza.
Dobrze, więc najpierw robimy plamę tutaj, nie odrywamy pędzla, idziemy ku górze, znowu robimy dziurę i zawracamy – myślał w duchu, starając się zapamiętać trudną dla niego sekwencję ruchów. Niestety kolejna próba była tylko trochę lepsza od pierwszej, ale Dziadek Ba dostrzegł i docenił wysiłek Witolda.
– Teraz poszło ci już lepiej – powiedział na głos. – Jednak to nadal jest ogon szczura, ale już przynajmniej najedzonego – dodał do siebie pod nosem.
Witold postanowił wypróbować nową umiejętność jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Dziadek Ba zaś, pełen cierpliwości, przyglądał mu się z uwagą. Czasami tylko pomógł odpowiednio ustawić dłoń i nadgarstek, tak aby ułatwić mu pisanie. Jednak dopiero za sześćdziesiątym ósmym razem staruszek nagrodził Witolda kolejną pochwałą.
– Bardzo dobrze! Musisz jednak jeszcze trochę poćwiczyć. Mimo że teraz wygląda jak rozgotowany makaron, to i tak bardziej przypomina swój pierwowzór niż poprzednie – podsumował wysiłki Witolda.
Patrząc na młodego ucznia, pomyślał, że cierpliwy i ambitny z niego człowiek. I tak mistrz i uczeń spędzili razem kilka godzin. Młodsza Ciotka Dujuanhua towarzyszyła im, z zainteresowaniem przyglądając się tajemniczemu notatnikowi. Przed wyjściem Witold otrzymał od swojego mistrza pięknie wykaligrafowany na czerwonym papierze znak szczęścia.
– Jeśli kiedyś będziesz w okolicy i będziesz chciał poćwiczyć kaligrafię, to przyjdź koniecznie – zapraszał go Dziadek Ba.
– Z wielką przyjemnością. Na pewno niedługo zajrzę! – obiecał solennie Witold.
Zanim jednak opuścił dom rodziny Dziadka Ba, dostrzegł młodą dziewczynę, która pilnie coś wyszywała. Przystanął, aby chociaż przez chwilę jej się przyjrzeć. Wyglądała na młodszą od niego może o dwa, trzy lata i była tak pochłonięta pracą, że nawet go nie spostrzegła.
Witold poczuł nagle, że chciałby, aby nieznajoma odwróciła twarz albo chociaż przemówiła, żeby mógł usłyszeć jej głos. Aby jednak swoim zachowaniem nie obrazić ani dziewczyny, ani rodziny swojego nauczyciela, ani jego samego, zasłonił częściowo swoją twarz podarowaną mu przed chwilą kartką ze znakiem szczęścia. Niedługo później usłyszał za sobą kobiecy głos. Przez moment myślał, że to nieznajoma, ale prawda okazała się bardziej prozaiczna.
– To Shaoyao, wnuczka Dziadka Ba i córka Sędziego Zhanga – powiedziała cicho Młodsza Ciotka Dujuanhua, którą zaskoczyło nietypowe zachowanie gościa. – Niedługo wychodzi za mąż – dodała po chwili. Słowa te zabrzmiały w jej ustach jak ostrzeżenie.ROZDZIAŁ III
NIEPOMYŚLNA WRÓŻBA
Dostojnik Zhou udał się wczesnym rankiem do świątyni poświęconej przodkom, aby prosić ich o opiekę i błogosławieństwo, tak jak zwykł czynić od lat. Był to jego ulubiony moment w ciągu dnia, kiedy miał chwilę nie tylko dla swoich czcigodnych antenatów, ale również dla siebie. Jako cesarski doradca miał wiele obowiązków na dworze, a jako głowa licznej rodziny jeszcze więcej zobowiązań i strapień. Musiał bowiem dbać o dobro swojej ukochanej żony Songshu i bronić jej przed jego dwiema wyjątkowo zazdrosnymi konkubinami. Ponadto to na nim ciążyła odpowiedzialność za odpowiednie wydanie najmłodszej córki za mąż oraz znalezienie godnych posad dla dwóch najmłodszych synów, którzy niedawno pomyślnie zdali egzaminy urzędnicze. Dodatkowo musiał przygotować się do dosyć odległej podróży, gdyż najstarsza wnuczka jego dawnego mentora i zarazem odległego krewniaka, Shaoyao, wychodziła za mąż za syna gubernatora, który mieszkał na drugim krańcu cesarstwa.
Jednak teraz starał się o tym nie myśleć i raźnym krokiem przemierzał korytarze pokaźnej rezydencji, aby szybko wyjść na dziedziniec i dotrzeć do pawilonu, w którym znajdował się rodzinny ołtarz. Dotarłszy na miejsce, pokłonił się i wymówił odpowiednią formułę modlitewną. Następnie zaś jedwabną szmatką ostrożnie przetarł sam ołtarz, po czym udekorował go kwiatami, które specjalnie dla niego wybrała jego żona Songshu.
Jako że dzisiaj wypadał dziewiąty dzień miesiąca, a liczba ta uznawana jest za wyjątkowo pomyślną, postanowił zapytać dawną Wyrocznię o wskazówki i przyszłość. Dostojnik Zhou czynił to zawsze tylko raz w miesiącu, aby nie nadużywać mądrości Wyroczni, a także aby nie urazić jej zbyt częstymi pytaniami. Dlatego po spełnieniu obowiązków wobec swoich przodków udał się do zaprzyjaźnionego wróżbity, który potrafił odczytywać i interpretować wszelkie przepowiednie. Wróżbita Tang był już przygotowany na przyjęcie gościa. Po krótkim przywitaniu podał Dostojnikowi Zhou podłużne naczynie, w którym znajdowały się sześćdziesiąt cztery patyki z numerami odpowiadającymi heksagramowi. Staruszek się skupił, po czym wybrał jeden z patyków i podał go mędrcowi. Tamten otworzył Księgę Przemian, po czym odczytał przyporządkowany fragment. Następnie Dostojnik Zhou wylosował kolejny patyczek, zaś wróżbita odczytał stosowny tekst. Sama czynność powtórzyła się jeszcze sześciokrotnie. I dopiero wtedy cała wróżba mogła dać pełen obraz.
– Hmmm – zamyślił się mędrzec.
Dostojnik Zhou spojrzał na niego z lekkim niepokojem. Wróżbita Tang, a zarazem jego przyjaciel, nigdy tak długo się nie zastanawiał.
– Coś niedobrego? – zapytał.
– I tak, i nie. Słowa wyroczni są czasami niejasne, a sens dwuznaczny, jednak zawsze przemawia przez nią wielka mądrość.
– Przecież wiem! Jestem mandarynem już od tylu lat. Dostałem tę godność jeszcze od starego cesarza Guangxu! Ach, biedny cesarz, gdyby wiedział, co dzieje się z jego następcą!
– Tak, tak, ale od dawna nie spotkałem się z tak zaskakującym zestawem heksagramów – powiedział jakby na usprawiedliwienie Wróżbita Tang. – Sam sens wróżby można odczytać tak: Gość stanie się wkrótce gospodarzem. Feniks i Smok będą razem, ale nie staną się jednością. Młode zastąpi stare, yang zaś zamieni się w ying. Para Feniksa i Smoka symbolizują parę cesarską albo małżeństwo. – Wróżbita się zamyślił.
– Jeśli chodzi o parę cesarską – Dostojnik Zhou ponownie powrócił to tematu polityki – to akurat by się zgadzało. Cesarz Guangxu wciąż bezskutecznie walczy ze swoją ciotką o władzę! Chociaż ostatnio sam byłem świadkiem, jak urzędnicy nie pozwolili dostarczyć cesarzowi memoriału napisanego przez myśliciela i reformatora Kang Youweia. Co prawda krytykuje on teksty następców Mistrza Konga z czasów Song, jakoby miały być sfałszowane, ale przynajmniej chce wprowadzić reformy podobne do tych, jakie przeprowadził japoński cesarz Mutsuhito.
– Ale o czym mówisz, Dostojniku Zhou? – zdziwił się Wróżbita Tang. – Przecież to my od wieków byliśmy inspiracją dla Japonii! Słyszałem kiedyś o starożytnym japońskim uczonym i doradcy cesarza Shotoku Taishi, który tłumaczył buddyjskie sutry z języka chińskiego na japoński! I napisał nawet do nich obszerne komentarze! Kazał także wysłać statek z kilkudziesięcioma młodzieńcami do Państwa Środka na nauki. Kiedy wrócili po kilkudziesięciu latach, uznano ich za uczonych. Ale nie tylko! Shotoku Taishi podobno planował wprowadzić w Japonii wzorowany na chińskim system rang urzędniczych. Gdyby mu się to udało, mandaryni mieszkaliby także w Japonii! – dodał podekscytowany.
– Ach – westchnął Dostojnik Zhou. – Z żalem muszę przyznać, że dzisiaj to uczeń pokonał mistrza! Dzięki reformom Japończycy wygrali ostatnią wojnę z nami, a my musieliśmy podpisać haniebny traktat z Shimonoseki. Straciliśmy nie tylko Koreę i Półwysep Liaotuński, ale musieliśmy otworzyć porty i do dzisiaj płacimy rujnujące nasz skarbiec ogromne reparacje wojenne – żachnął się gość wróżbity, po czym głośno zakaszlał, próbując złapać oddech.
Od wielu już miesięcy zaczynał kaszleć zawsze, kiedy zbytnio się wzruszył albo zdenerwował. Aby się uspokoić, wyciągnął z zanadrza małą nefrytową buteleczkę z misternym wzorem żółwia – symbolem długowieczności. Odkręcił nakrętkę, która okazała się także łyżką, i nabrał proszku, po czym go zjadł.
– To lekarstwo, które przepisał mi mój medyk. Podobno sproszkowany korzeń lukrecji ma pomóc na te częste ataki kaszlu – dodał, jakby się tłumacząc. Po chwili ponownie rozpoczął swój monolog: – Nasz kraj się rozpadnie, jeśli nadal będzie nami rządzić ta nieodpowiedzialna kobieta, Cixi. Wiesz, co zrobiła z pieniędzmi przeznaczonymi na modernizację chińskiej floty? Odrestaurowała swoją rezydencję w Letnim Pałacu i postawiła do tego wielką marmurową łódź! Po co nam jedna wielka marmurowa łódź zamiast stu okrętów wojennych? Nadzieja pozostała nam tylko w młodym cesarzu, który skłania się ku reformom. Cixi powinna zająć się sztuką, a nie rządzeniem. O wiele lepiej wychodzi jej malowanie obrazów i kaligrafia. Jest naprawdę utalentowana, a do tego sama wspiera artystów! Moim zdaniem minęła się z powołaniem. Powinna zostać mecenasem kultury i sztuki, a nie władcą.
– Masz rację. Sama wróżba by pasowała. Cesarz Guangxu tak naprawdę jest gościem w pałacu, a gospodynią Cixi. Jest również młody, w przeciwieństwie do Cixi, która już osiągnęła słuszny wiek. Tak więc i fraza „młode zastąpi stare” się zgadza. Zaś zdanie o Feniksie i Smoku idealnie oddaje sytuację w pałacu. Sama para cesarska: ciotka i siostrzeniec. Niby mieli rządzić razem, on jako cesarz, ona jako regentka, a wciąż walczą ze sobą – podsumował Wróżbita Tang.
– Nie rozumiem tylko jednego: dlaczego yin ma zastąpić yang? Przecież yin to siła żeńska, zaś yang męska. Nie powinno być na odwrót? – zdziwił się Dostojnik Zhou.
– Właśnie na to też chciałem zwrócić uwagę. Być może różnica wynika z tego, że sama wróżba miała dotyczyć ciebie, a nie sytuacji na dworze. I tym bardzo się martwię. Musisz uważać na siebie i szczególnie dbać o swoje zdrowie – przestrzegł go przyjaciel.
Dostojnik Zhou nie miał jednak zbyt dużo czasu na rozmyślanie o niepokojącej wróżbie, gdyż kiedy wrócił do domu, zastał zdyszanego posłańca, który przybył od jego dalszego krewnego, Sędziego Zhanga. Posłaniec pokłonił się, po czym wręczył gospodarzowi ozdobny zwój. Dostojnik Zhou domyślał się, co zawierał ów zwój, gdyż niedawno rozmawiał ze swoim dawnym uczniem – Dziadkiem Ba. Jak się po chwili okazało, nie mylił się. Sędzia Zhang w imieniu swojej całej rodziny oraz rodziny Stryja Liu zapraszał Dostojnika Zhou wraz z jego żoną, dwoma konkubinami, dziećmi i wnukami na zaślubiny Shaoyao i Panicza Wanga. Staruszek ucieszył się, gdyż o ile z Dziadkiem Ba spotkał się przed paroma dniami, to jego syna – Sędziego Zhanga – nie widział już od paru miesięcy. Czym prędzej więc kazał posłańcowi zanieść podziękowania. Następnie postanowił przyśpieszyć przygotowania do dalekiej podróży, gdyż ceremonia zaślubin miała odbyć się w domu pana młodego za niecały miesiąc.