Seks bez cycków, czyli seks dobrze zaprojektowany - ebook
Seks bez cycków, czyli seks dobrze zaprojektowany - ebook
Książka dla każdej kobiety, tej z cyckami i tej bez.
Swoiste vademecum zdrowia seksualnego dla wszystkich kobiet, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet po raku piersi. Poradnik, w którym poruszono kwestie dotyczące między innymi orgazmu, masturbacji, diety, sportu czy medytacji. Vademecum seksu, które prowadzi nas nie tylko do wiedzy o naszych erotycznych fantazjach i marzeniach, ale także o nas samych.
To książka dla kobiet, które chcą zmienić, poprawić, a może po prostu mieć udane życie seksualne. Można ją czytać jak się chce. Pomijać rozdziały, robić notatki, cytować i kwestionować. Warto też pamiętać, że nie zawsze będzie tak, jak sobie wymyśliłyśmy dawno temu. Nie będzie zgodnie z planem. Trochę jak w życiu, gdzie najlepsze scenariusze są jeszcze przed nami.
Zapraszamy do stworzenia swojego wymarzonego życia seksualnego.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8289-617-6 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
------------------------------------------------------------------------
Kiedy jestem dobra, jestem bardzo dobra, ale kiedy jestem zła, jestem jeszcze lepsza.
Mae West³
Rozpocznij od początku… a później czytaj, póki nie dotrzesz do końca: wtedy przestań czytać.
Lewis Carroll⁴
W trakcie naszego życia, my kobiety, mamy jedną na osiem szans, że zachorujemy na raka piersi. O dwa oczka więcej niż na kostce do gry. Albert Einstein uparcie twierdził, że Bóg nie gra w kości… A może jednak gra? Ja wyrzuciłam ósemkę w czerwcu 2020 roku.
Jestem ginekologiem, endokrynologiem i seksuologiem. Mój zawód to moja życiowa pasja. Powszechna opinia mówi więc, że nie przepracowałam ani jednej godziny… Na co dzień zajmuję się diagnostyką i terapią par niepłodnych, prowadzeniem ciąż oraz terapią zaburzeń seksualnych – zwłaszcza pochwicą, dyspareunią oraz obniżonym libido. Od kilku lat pomagam kobietom z zaburzeniami seksualnymi po terapii nowotworowej. Fakt, że stałam się ósemką, sprawił, iż postanowiłam zrobić w życiu trochę więcej… Moi przyjaciele i pacjentki zawsze twierdzili, że powinnam napisać książkę o seksie. Wzbraniałam się latami. W sumie nie wiem dlaczego? Przecież już piętnaście lat temu, będąc na początku mojej kariery zawodowej, wymyśliłam „Warsztaty zarządzania seksem”. Jeździłam po Polsce i pomagałam kobietom zrozumieć, na czym polega ich seksualność. A to, że dodatkowo woziłam torbę gadżetów, żeby zaprezentować, jak działa wibrator, kulki czy masażer na łechtaczkę, wzbudzało mnóstwo emocji. Pomysł napisania książki zrodził się, kiedy czułam, że ktoś zabiera mi moją kobiecość. To właśnie rak sprawił, że zaczęłam widzieć więcej. Książka porusza zatem wiele tematów tabu dotyczących seksu po terapii raka piersi. Tematów, o których lekarze i pacjentki nie mówią.
Napisałam ją dla każdej kobiety, tej z cyckami czy bez. Jest swoistym vademecum seksu, gdzie czarne konie, czyli orgazm i masturbacja, ścigają się z białymi – dietą, sportem i medytacją. Trochę jak nić Ariadny, która prowadzi nas do wiedzy o nas samych, o naszych fantazjach i marzeniach. Książka jest dla kobiet, które chcą zmienić, poprawić, a może po prostu mieć wystarczająco udane życie seksualne. Można ją czytać dowolnie. Trochę jak _Grę w klasy_ Cortázara. Pomijać rozdziały, robić notatki, cytować i kwestionować. Taki mały rollercoaster seksualny. I proszę pamiętajcie, że nie zawsze będzie tak, jak sobie ułożyłyście dawno temu. Nie będzie zgodnie z planem. Trochę jak w życiu, gdzie najlepsze scenariusze są jeszcze przed nami. Zapraszam więc do stworzenia osobistego wymarzonego filmu o własnym życiu seksualnym. O dobrze zaprojektowanym życiu seksualnym.
Do współpracy zaprosiłam Asię, która zrobiła rysunki do książki. Wybór jej zupełnie nie jest przypadkowy. Kiedy w sierpniu 2020 roku, miesiąc po operacji, wiedziałam już, że chcę napisać książkę, natrafiłam na jej rysunki na Instagramie. Zakochałam się. Nawiązałam z nią kontakt. Wiedziałam jedno: moja książka i jej rysunki stworzą niepowtarzalną kopalnię wiedzy i inspiracji dla KOBIET.
Jest to książka zarówno dla kobiet heteroseksualnych, jak i homoseksualnych, chociaż używam zwrotu „partner partnerka”. Po prostu zamieńcie „partner partnerka” na „partnerka partnerka”, proszę. I nie każcie mi pisać końcówek. Nie zabijajcie za to, że czasem być może nie napisałam profesorka czy ginekolożka, bo nie w końcówkach jest sens naszej kobiecej wolności. Omijajcie rozdziały, które was nie dotyczą. Nienawidzę dygać, a często dygam. Peszą mnie autorytety i ciągle czuję, że kobiety za mało wychodzą w świat. Bardzo szanuję też mężczyzn. Myślę, że w obecnym świecie czują się pogubieni i potrzebują naszej uwagi oraz miłości. A nie bycia tylko facetem, który zarabia na dom. Całe życie poświęciłam pracy z kobietami, szanuję każdą indywidualność, a najbardziej na świecie cenię wolność wyboru. Ważne jest, co czujemy i jaką mamy wrażliwość. Większość problemów dotyczących życia seksualnego u par homoseksualnych i heteroseksualnych jest podobna i nieodmiennie związana z samym nowotworem i jego leczeniem. Pisząc tę książkę, wróciłam już do normalności. Znowu pracuję po kilkanaście godzin na dobę, zapominam, co przeszłam, i chcę żyć zwyczajnie. Czasem jednak w nocy, kiedy położę się na prawym boku i nie czuję piersi z protezą, zaczynam być wdzięczna. Wdzięczna za to, że proteza mnie budzi i mówi: Żyj. Bądź wolna, szczęśliwa i żyj. Uważam, że blizny należy szanować, bo to one przybliżają nas do duchowości i akceptacji teraźniejszości. To one nocą szepczą, że nie wszystko jest zawsze zgodne z planem. A czasem w ogóle nic nie jest tak, jak sobie wymyśliłyśmy.
Chcę też złożyć swoisty hołd Michalinie Wisłockiej. Cudownej lekarce i kobiecie, która „rozbiła system patriarchalny”. Walczyła z całym światem. Ceniła wolność wyboru partnera czy partnerki. Kiedy czytam jej _Sztukę kochania_, myślę, że Michalina była po prostu genialna. W świecie, w którym rządzili mężczyźni, napisała arcydzieło i się nie poddała.
Przed napisaniem wstępu, który oczywiście powstał na końcu, przeczytałam _Czułą przewodniczkę_ Natalii De Barbaro. Wspaniała psychologia kobiecej duszy. Według Natalii to TY, kobieto, jesteś swoją czułą przewodniczką. Masz więc prawo do udanego i spełnionego życia seksualnego. Bez zakłamania, wstydu i udawania. Bez fałszywej skromności i udawanego feminizmu. Bez nienawiści do mężczyzn, bo coś w życiu nie wyszło. Możesz wybierać, jednak bez dygania w podzięce. Możesz wspierać innych, nie będąc męczennicą. Możesz być cudowną kochanką, ale tylko wtedy, kiedy ty sama tego chcesz. Będę przewodniczką po świecie twojej seksualności, ale potem zostawię cię samą. I to ty podejmiesz decyzję, co z tą wiedzą i w ogóle z życiem chcesz dalej zrobić. Kobiety, kocham was wszystkie i zawsze będę was wspierać. Aha, i tu właśnie się poryczałam :).Rozdział 1
Epidemiologia raka piersi i wszystkie nudne dane, które chce się pominąć, a może jednak nie?
Rozdział 1
------------------------------------------------------------------------
Epidemiologia raka piersi i wszystkie nudne dane, które chce się pominąć, a może jednak nie?
Żyje się tylko raz, ale jeśli robisz to właściwie, jeden raz wystarczy.
Mae West⁶
Wszyscy mamy dwa życia. To drugie zaczyna się w chwili, gdy zdamy sobie sprawę, że mamy tylko jedno.
Konfucjusz⁷
_Stop loss_, czyli unikamy strat
Dane epidemiologiczne najczęściej wydają się nudne, a statystyka przewidywalna, uporządkowana i często uspokajająca. Tak myślałam, aż do momentu kiedy wpadła mi w ręce książka Nassima Nicholasa Taleba _Czarny łabędź. Jak nieprzewidywalne zdarzenia rządzą naszym życiem_. Autor dzieła jest amerykańskim ekonomistą, filozofem i traderem. Urodził się w Libanie i często w swoich książkach powołuje się na wielokulturowe wychowanie i dzieciństwo.
Liban za czasów jego młodości był rajem na ziemi, gdzie przeplatały się kultury Wschodu i Zachodu. Przyciągał rzesze szpiegów, prostytutek, pisarzy, poetów, tenisistów, narciarzy i handlowców. Można tam było spotkać na każdym kroku kopię Jamesa Bonda, który pijąc martini, rozmawiał z piękną kobietą o przyjemnościach życia. Dzięki Talebowi i jego kompletnie niekonwencjonalnemu podejściu do rzeczywistości pokochałam statystykę. Zaczęłam częściej skupiać się na przypadkowości, prawdopodobieństwie i niepewności. Przekorny profesor Taleb, pisząc o statystyce, często podkreśla, że prowadzi ona do błędnych i absolutnie bezsensownych wniosków. Uwielbiam stwierdzenie, że w naturę prawdopodobieństwa wliczone są cuda, ale i słynne czarne łabędzie. Dlaczego czarne? W starożytności uważano bowiem, że łabędzie zawsze są tylko i wyłącznie białe.
Zobaczenie czarnego ptaka było uważane więc za zdarzenie niezwykłe i prawie niemożliwe. Współcześnie czarny łabędź jest metaforą sytuacji, która następuje nagle, nieoczekiwanie i ma ogromny wpływ na rzeczywistość. Czarne łabędzie to wszystkie regularne, ale bardzo rzadkie wydarzenia, kompletnie poza ludzkim wyobrażeniem. Kiedy jednak się zdarzają, całkowicie nas zaskakują. Spokojnie egzystując we współczesnym świecie, zakładamy, że wojny, nowotwory, ataki z 11 września, wybuchy nuklearne oraz śmiercionośne pandemie nas nie dotkną. Rynek ekonomiczny przyswoił czarne łabędzie szybko i wprowadził pojęcie paniki giełdowej. Okazuje się bowiem, że w trakcie nieprzewidywalnych zdarzeń dochodzi do gwałtownego wzrostu sprzedaży akcji. Skutkuje to dzienną około dziesięcioprocentową stratą na giełdzie i dochodzi do jej załamania. Taleb uważa, że nie da się przewidzieć czarnych łabędzi i nie ma sensu marnować na to czasu. W zamian trzeba budować pewną odporność portfela na negatywne wydarzenia. Inwestorzy wymyślili taktykę _stop loss_, gdzie ryzyko jest z góry definiowane i kontrolowane. Czy czujecie, co mam na myśli, mówiąc wam o całej tej giełdzie, ryzyku i ekonomii? Oczywiście, że czujecie. Nam, kobietom, grozi ryzyko, że jedna z nas na osiem zachoruje na raka piersi. W związku z tym, zgodnie z zasadą _stop loss_, powinnyśmy wykonywać badania mammograficzne i usg piersi raz na rok, żeby zminimalizować to ryzyko i zabezpieczyć się przed stratami zdrowotnymi i seksualnymi, które następują po raku. A jeżeli _stop loss_ zawiedzie i mimo wszystko znajdziemy się w Ekstremistanie, to na pewno z gotowymi rozwiązaniami do przetrwania. Jaki Ekstremistan, zapytacie? Taleb w _Czarnym łabędziu_ podzielił rzeczywistość na Przeciętnostan i Ekstremistan. Rok 2020 był swoistym Ekstremistanem dla świata. Łabędź mrugnął i cała ludzkość z maskami na twarzach i niepewnością jutra zaczęła funkcjonować w „nowej normalności”. Globalnie już wiecie, o co chodzi z tymi zdarzeniami nieprzewidywalnymi, tak więc…
Witamy w Przeciętnostanie
W tej krainie zawsze obowiązuje krzywa Gaussa, inaczej zwana rozkładem normalnym. To jeden z najważniejszych rozkładów prawdopodobieństwa w statystyce. Krzywa ma kształt dzwonu i większość zdarzeń mieści się w 90% pod dzwonem. Tylko po około 5 procent „wystaje” z dzwonu w jedną i drugą stronę. Łatwo można zatem przyciąć niesforne końce. Krzywa Gaussa promuje przeciętność. Wszystko jest przewidywalne i w zasadzie wiemy, jak się skończy. Punktem wyjścia jest normalny stan rzeczy, a wyjątki są rzadkością. Nie ma ostrych skoków i nieciągłości. Chodzimy do pracy, zakładamy rodziny i mamy dzieci. Nie ma żadnych trzęsień ziemi, nie otrzymujemy milionowych spadków po cioci z Ameryki. Pory roku następują po sobie regularnie, na Gwiazdkę ludzie kupują prezenty, a w lipcu lub w sierpniu jeżdżą na wakacje.
Tymczasem w Ekstremistanie
To już zupełnie inna perspektywa statystyczna. Wszystko jest dozwolone i zakazane jednocześnie. Punktem wyjścia Ekstremistanu są właśnie wyjątki i niezmiernie rzadkie sytuacje. Często mamy do czynienia ze skrajnymi wartościami, których nie można przewidzieć. Zupełnie jakby szklanka zawsze spadała ze stołu do góry, a nie w dół. Jednak bycie w Ekstremistanie sprawia, że możliwa jest na wielką skalę każda zmiana. Czy rak piersi jest takim właśnie czarnym łabędziem? Czy z perspektywy jednostki trafiamy właśnie do takiego osobistego Ekstremistanu i dokonujemy wielkich czynów? Niby wiemy, że rak piersi zdarza się często i prawdopodobne jest, że kiedyś i my zachorujemy. Jednak w rzeczywistości Przeciętnostanu zawsze myślimy, że statystyka dotyczy kogoś innego. Uspokaja nas stwierdzenie, że „tylko” jedna na osiem kobiet zachoruje. I w zasadzie, dopiero kiedy leżymy zupełnie same na sali operacyjnej, to powoli zdajemy sobie sprawę, że pod sufitem lata czarny ptak. I wcale tak szybko się go nie spodziewałyśmy w naszym życiu i nie jesteśmy przygotowane na jego widok. Nie pomogła taktyka ekonomiczna _stop loss_, a może giełda załamała się zbyt gwałtownie. Teraz to już nieważne… Trzeba stworzyć nowe, fascynujące życie w Ekstremistanie. I zamiast być skrzywdzoną przez los kobietą po raku, bądźmy od teraz kobietą statystycznie wyjątkową – kobietą numer osiem.
Cyfry i życie
Rak piersi stanowi 22 procent (¼) wszystkich nowotworów rozpoznawanych u kobiet. Jeden na osiem zgonów z powodu wszystkich nowotworów dotyczy właśnie tego raka. Na świecie w roku 2018 rozpoznano raka piersi u 2,09 miliona kobiet. Szacuje się, że rocznie umrze z powodu tego nowotworu pół miliona kobiet. W liczbie ludności do wymarcia to taki powiedzmy Gdańsk. Ogólnie, jak twierdzi Światowa Organizacja Zdrowia, na raka w 2018 roku zmarło 10 milionów ludzi, a u jednej na pięć osób rozwinął się jakiś rak przed 75. rokiem życia.
W Polsce rocznie na raka piersi choruje około 18 tysięcy kobiet, a w ciągu ostatnich pięciu lat rozpoznano nowotwór sutka u 68 tysięcy kobiet. Zachorowalność na te właśnie nowotwory wzrosła dwukrotnie na przestrzeni trzech ostatnich dekad. Szczególnie dotyczy to populacji kobiet w wieku 20–49 lat, czyli przed menopauzą i przed zakończeniem ich życia reprodukcyjnego.
A jednak przeżywamy
Znacząco wzrósł jednak odsetek kobiet z przeżyciem pięcioletnim. Około 77 procent kobiet po diagnozie raka piersi przeżyje ponad dziesięć lat. W Polsce na przestrzeni ostatnich pięciu lat rozpoznano raka u około 70 tysięcy kobiet. Znacznie poprawiła się diagnostyka, wczesna wykrywalność i metody leczenia. Rak piersi dotyka coraz częściej kobiety aktywne zawodowo, rodzinnie i seksualnie. Zachorowalność na ten nowotwór staje się już problemem społecznym i ekonomicznym. Polki, niestety, w porównaniu do Europejek, mają przy tej chorobie mniejsze szanse na przeżycie. Prognoza przygotowana na podstawie danych Krajowego Rejestru Nowotworów (KRN) na lata 2010–2025 wykazuje znaczny wzrost zachorowalności na raka piersi we wszystkich grupach wiekowych, a szczególnie w grupie 50–69 lat.
Seks na procentach
Okazuje się, że zaburzenia seksualne po nowotworze sutka występują u około 70 procent, a nawet u 90 procent kobiet, według niektórych badań statystycznych. Często też problemy intymne pozostają z kobietą przez wiele lat, długo po zakończeniu terapii. Niektóre z pań mówią, że czują się tak, jakby ktoś wyłączył im w głowie chęć na seks. Nagle usłyszały „pstryk” i wszystko zgasło. Badania wykazują, że najczęściej zaburzenia seksualne pojawiają się u kobiet po leczeniu chemioterapią. Statystyka jest bezwzględna i nikomu nie odpuszcza. Z powodu dysfunkcji seksualnych cierpią kobiety zarówno przed menopauzą, jak i po niej. Naukowcy zauważyli również, że często sama chemioterapia silnie niszczy libido. Jego obniżenie zaś nie ma związku z rodzajem przeprowadzonej operacji. Dotyczy bowiem w równym stopniu kobiet po całkowitym wycięciu piersi, jak i po operacji oszczędzającej. Potwierdza to badanie przeprowadzone na grupie 304 kobiet będących przed menopauzą i leczonych z powodu przewodowego nowotworu sutka. Po osiemnastu miesiącach obserwacji okazało się, że kobiety, które miały operację piersi, radioterapię, a nawet przyjmowały tamoksyfen, zachowały swoje libido. U pań, u których zastosowano dodatkowo chemioterapię, pożądanie istotnie statystycznie się zmniejszyło. Ponadto większość badań dowodzi, że głównym sprawcą problemów z życiem erotycznym jest wywołana leczeniem przedwczesna menopauza. Nie ma znaczenia, czy odpowiedzialna jest za nią chemioterapia, terapia hormonalna, obustronne wycięcie jajników czy przyjmowanie analogów gonadotropin, które blokują funkcję hormonalną jajników. Problem jest olbrzymi i w większości minimalizowany lub negowany przez lekarzy. Przestraszone pacjentki boją się zapytać o skutki uboczne leczenia. Ciągle pokutuje stwierdzenie: „Najważniejsze, że pani żyje”. Oczywiście, że najważniejsze. Ale co dalej? Dunki w tej kwestii zabrały głos i to dość jednoznacznie. Co druga kobieta w Danii z rozpoznanym rakiem piersi zgłosiła bowiem potrzebę konsultacji z profesjonalistą dotyczącej ich życia seksualnego i intymnego. Większość pań zadeklarowała chęć uczestniczenia w takiej terapii wraz z ich życiowym partnerem. Co druga badana Dunka uważała też, że konsultacje seksuologiczne powinny się odbywać wkrótce po rozpoczęciu terapii przeciwnowotworowej, a nie po jej zakończeniu.
Kruchość i Antykruchość
Nassim N. Taleb, znowu do niego wrócę, wprowadził te dwa pojęcia jako odpowiedź na czarnego łabędzia. Są one moim zdaniem rewelacyjnym punktem wyjścia do poradzenia sobie w naszym małym Ekstremistanie. W trakcie diagnozy i oczekiwania na operację lub chemię jesteśmy kruche i bezbronne. Wracając do ekonomii, która jest doskonałą metaforą tego stanu rzeczy, ogłaszamy całkowity spadek na naszej giełdzie życia. A więc biorąc pod uwagę statystykę, mamy więcej do stracenia niż do zyskania. Z perspektywy ekonomicznej mamy większy potencjał spadku niż wzrostu. Nasze akcje lecą na łeb. Możemy stracić życie, zdrowie, pierś, pracę i strasznie dużo marzeń. A co zyskujemy, moje drogie? Protezę, współczucie, perukę i grupę inwalidzką. Nie podoba mi się taka asymetria. W zasadzie to zawsze, kiedy o tym myślę, mam łzy w oczach i natychmiastową chęć działania. I tu znowu pomógł mi Taleb, ekonomia i _Antykruchość_ (_Jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy_) jako ewidentne zaprzeczenie współczucia. Czyli uczymy się wprowadzać w nasze życie sytuacje, w których więcej zyskujemy, a nie tracimy na tym pieprzonym raku. A więc potencjalne zyski z raka przewyższą potencjalne straty. Brzmi trochę jak utopia, ale ja w to wchodzę. A wy?
Strategia sztangi
Aby wytworzyć w sobie perfekcyjną antykruchość, proponuję zgodnie z teorią Taleba zastosować strategię sztangi, nazywaną także strategią bimodalną. Sztanga ma dwa końce z ciężarami, a pomiędzy nimi jest pręt, czyli strategia środka. My jednak nie chcemy w naszym życiu po raku stosować teorii centralnej i bezpiecznej. Moja propozycja jest przekorna. Z jednej strony zminimalizujmy straty po raku jak najlepszym i właściwym leczeniem w każdej postaci, z drugiej zaś wprowadźmy w życie metody, które zrównoważą naszą kruchość wywołaną terapią. Ryzyko śmierci spowodowane rakiem zrównoważmy zmianami, których zawsze się bałyśmy, antykruchością, jak by powiedział Taleb.
Pobawmy się zatem trochę w ekstremalne rozwiązania. Pozwolicie, że wam przypomnę, iż żyjemy w Ektremistanie. Kupmy różową perukę, nośmy duże implanty piersi, pod warunkiem, że takie chciałyśmy. Nie dajmy sobie wmówić, że skoro mamy 60–70 lat, to i tak nikt ich nie będzie oglądał. A może będzie i po operacji chcemy pójść na plażę nudystów. Zmieńmy pracę, jeśli chcemy, albo żyjmy w Bieszczadach i nie pracujmy przez kilka miesięcy. Wszystko jedno, każdy w swojej głowie ma potencjalne strefy bezsensownego komfortu i powtarza w kółko te same błędy poznawcze. Uważasz, że nie lubisz seksu oralnego? Spróbuj. Nie odpowiada ci opieka nad wnukami? To się nie opiekuj. Chcesz przejechać Europę na motocyklu? To przejedź. Chcesz, żeby twoje życie seksualne było rewelacyjne? To proszę bardzo. Jest taka możliwość. Nie masz partnera i 70 lat? Kup, proszę, wibrator. Tylko przekonsultuj ze swoim ginekologiem rozmiar i wielkość. Teoria sztangi zakłada ekstremalne rozwiązania, które prowadzą do szczęścia, a z perspektywy ekonomicznej – powodują hossę na giełdzie życia.
_Azart_, czyli o co chodzi ze szczęściem i statystyką
Czy jesteś szczęśliwa? Kiedy jesteś szczęśliwa? Dlaczego ludzie, kiedy pytasz ich o szczęście, spuszczają wzrok i mamroczą: „No jak każdy, życie jest ciężkie, w pewnym wieku już tylko praca i odpowiedzialność”. Czy szczęście dla każdego znaczy to samo? Jak bardzo nasze życie seksualne zależy od poczucia szczęścia? I w zasadzie, czy prawdą jest, że udane życie erotyczne nas uszczęśliwia, czy może jest odwrotnie? Dużo pytań, a mało odpowiedzi. Poczucie szczęścia nie jest oparte na badaniach naukowych i faktach, jest ulotne i darmowe. Nauka mówi jednak, że ekstrawertycy są szczęśliwsi niż introwertycy, a pary bezdzietne są bardziej szczęśliwe niż te, które mają dzieci. Ludzie, którzy mają udane życie seksualne, są szczęśliwsi niż ci, którzy go nie mają. Alkohol daje chwilowe szczęście, po którym pojawia się katastrofalna depresja w postaci kaca. Najszczęśliwszym krajem jest Islandia, a nie jakieś tam kraje, gdzie słońce świeci całymi dniami. Mitem jest, że szczęśliwe są biedne afrykańskie kraje. Faktem natomiast, że w państwach, gdzie jest największa dysproporcja społeczna między bogatymi i biednymi, szczęścia za bardzo nie widać. Może wyjątkowo po lekturze tego rozdziału siądziesz i pomyślisz, czym jest dla ciebie szczęście i dlaczego tak trudno ci znaleźć odpowiedź? Ten akapit powstał przypadkowo. Gdyby nie film, który obejrzałam, nawet słowa bym nie napisała o szczęściu. Jaka byłaby to strata dla książki. Film nosi tytuł _Jak dogonić szczęście_. Młody angielski psychiatra – Hector stwierdził, że nie może pomóc swoim pacjentom, ponieważ sam nie wie, czym jest szczęście. Postanowił więc poszukać go na świecie. Pojechał do Francji, Chin, Afryki i Tybetu. Wszędzie robił notatki. Nie ma co ukrywać, były proste i rewelacyjnie trafione. Po prostu popłyńmy ze szczęściem, bez zbędnych komentarzy. „Wiele osób myśli, że szczęście oznacza bycie bogatszym i ważniejszym”, „szczęście to możliwość kochania więcej niż jednej kobiety”, „aby być szczęśliwym, czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego”. I moje ulubione, które bardzo odpowiada technice sztangi: „unikanie nieszczęścia nie prowadzi do szczęścia”. Hector stwierdził także, że „szczęście to realizacja powołania”, „szczęście to bycie kochanym za to, kim jesteś” oraz „szczęście to potrawka ze słodkich ziemniaków”. Dla nas, kobiet statystycznie wyjątkowych, ważne są dwa stwierdzenia Hectora: „szczęście to poczucie, że się żyje” oraz „szczęście to umiejętność świętowania”.
Proszę, przenieśmy się teraz do Rosji, kraju Katarzyny Wielkiej, Dostojewskiego i Puszkina. _Azart⁸_ po rosyjsku znaczy sukces, ale zawsze nieodmiennie związany z ryzykiem, pasją i z ekscytacją. Widzę _azart_ jako synonim antykruchości. Rosja to naród doświadczony przez mrozy, politykę i biedę. Podobno Moskwa uznana jest za najmniej przyjazne miasto na świecie. Rosjanie stworzyli więc _azart_ jako odwet i otuchę, żeby przetrwać ból, ciężkie czasy i rozpacz. Rosjanie są emocjonalni, nie prowadzą błahych, nieistotnych rozmów o niczym. Przechodzą do sedna i mówią wprost, co myślą. Są emocjonalni, autentyczni i pokaleczeni polityką. Mówi się, że _azart_ jest jak rzut kostką do gry, jak zakochanie albo jak ruletka. I znowu ta moja ukochana kostka i numer osiem. Rzut kostką związany jest z ryzykiem, to wyjście poza strefę komfortu. Może to być obcięcie cycka albo małe spotkanie ze śmiercią. Ale potem, kiedy wygramy, trzeba umieć świętować. Jest szósta rano, ciemno i zimno, ale idź, pobiegaj, bo potem, kiedy wrócisz, będzie przyjemnie i poczujesz satysfakcję. Poczekaj z przyjemnością. Pozwól sobie za czymś zatęsknić. _Azart_ to wychodzenie z raka, z cierpienia. Wychodzenie z sukcesem, pasją i determinacją. Czasem, zanim osiągniemy szczęście, kroczymy na krawędzi, płaczemy na kolanach przy łóżku i jedziemy na chemię. A potem, kiedy przeżyjemy i wygramy, wszystkie czujemy ten przypływ dopaminy – szczęście. Można znowu cieszyć się życiem i świętować swoje drugie, świadome narodziny. Helen Russell w książce _Atlas szczęścia_ napisała: „ pozwala mi zrozumieć, jak Rosjanie radzą sobie z mroźną zimą, śnieżycą albo ciężkimi czasami. Dusza ludzka jest niezłomna. I może – jest cień możliwości – wszyscy mamy w sobie ten zapał, ten ogień, azart”⁹.Rozdział 2
Piersi – pośladki z przodu, czyli ewolucja ma zawsze rację
Rozdział 2
------------------------------------------------------------------------
Piersi – pośladki z przodu, czyli ewolucja ma zawsze rację
Lubimy o sobie myśleć jako o upadłych aniołach, ale w rzeczywistości jesteśmy małpą, która chodzi na dwóch nogach.
Desmond Morris¹⁰
Cel ewolucji jest czysto estetyczny, nie chodzi jej o żadne przystosowanie. Ewolucji chodzi o piękno, o osiągnięcie najbardziej doskonałej formy każdego kształtu.
Olga Tokarczuk¹¹
Paszport genetyczny do udanego seksu czy miłość romantyczna
Prawdziwy ewolucjonista wie, że najważniejsza jest reprodukcja i dobór naturalny. W świecie ssaków monogamia nie istnieje, wszyscy z natury jesteśmy poligamiczni. Według magazynu „Time” 72 procent mężczyzn do 55. roku życia myślało o zdradzie. Ile kobiet o tym myślało, niestety, nie podali… Ostatnie badania pokazują, że nawet samiec słynnej nornicy preriowej, który uchodził za wzór monogamicznego stworzenia, żyje ze swoją partnerką, ale raz na jakiś czas pozwala sobie jednak na skok w bok. Ten sielankowy obraz zburzony został przez naukowców z Ohio, kiedy okazało się, że około 60 procent ojców młodych nornic należało szukać poza rodzinnym gniazdem. Wierność obu płci nie jest uwarunkowana biologicznie, tylko świadczy raczej o uczuciu i zasadach moralnych. Celem ewolucyjnym kobiety jest znalezienie najbardziej odpowiednich genów dla swojego przyszłego potomstwa. Przy wyborze partnera pomocna jest grupa genów zwana Głównym Układem Zgodności Tkankowej (MHC, _Major Histocompatibility Complex_). Kobiety podświadomie wybierają mężczyzn, którzy różnią się od nich całkowicie właśnie tymi genami. Różnorodność w tym zakresie daje zdrowsze i bardziej odporne potomstwo, co wpływa korzystnie na przedłużenie gatunku. Grupa badaczy pod kierunkiem Steve’a Gangestada opublikowała ciekawy artykuł w „Psychological Science”. Pod naukową lupę wzięto 48 par i przebadano je w kierunku różnorodności antygenów zgodności tkankowej. Okazało się, że im bardziej podobne antygeny, tym pożądanie między partnerami było mniejsze, a także pojawiła się większa liczba zdrad. Kobiety z par o podobnych antygenach podczas owulacji były dużo bardziej atrakcyjne dla innych mężczyzn. Steve Gangestad i Randy Thornhill zaprojektowali też inne badanie dotyczące MHC. Grupa 49 losowo wybranych kobiet wąchała podkoszulki, w których przez dwie noce spali mężczyźni nieużywający żadnych perfum. Zadaniem kobiet była ocena atrakcyjności mężczyzn tylko na podstawie ich zapachu. Badane panie za najbardziej atrakcyjnych wytypowały panów o kompletnie innych niż ich własne antygenach zgodności tkankowych. Okazuje się, że wybieramy partnerów według zmysłu powonienia, często nie zdając sobie z tego sprawy. Mężczyźni natomiast wywąchują kobiety z symetryczną, atrakcyjną twarzą oraz te, które mają powszechny MHC. Pospolite MHC zmniejsza ryzyko wystąpienia rzadkich (chorobotwórczych) genów i wpływa korzystnie na płodność kobiety. I jak nie kochać ewolucji? Potrafi tak sprytnie połączyć reprodukcję z pożądaniem i nazwać to miłością romantyczną. Ewolucja wybiera nam partnerów seksualnych, a my akceptujemy jej wybory z zamkniętymi oczami. Wróćmy jeszcze do mężczyzn i ich preferencji ewolucyjnych. Celem płci męskiej jest przekazanie genów jak największej liczbie kobiet. Kobiety natomiast w wyborze partnera często kierują się jego dostępem do władzy i pozycją społeczną. Z perspektywy ewolucyjnej dla mężczyzn najważniejsza jest po prostu „płodna uroda”. Liczy się zatem gładka, czysta skóra, pełne wargi, błyszczące włosy, energiczność oraz ożywiona mimika. Jako piękne uchodzą kobiety o twarzach symetrycznych, rysach subtelnych, z dużymi oczami i małym podbródkiem. Twarze takie najbardziej przypominają twarz dziecka i wzbudzają w mężczyznach instynkt opiekuńczy. Ciekawe jest, że – pomimo kultu wręcz chudej sylwetki – mężczyźni zazwyczaj wolą panie o przeciętnych kształtach od tych bardzo szczupłych. Niestety, inteligencja nie jest jedną z najbardziej pożądanych kobiecych cech wymienianych przez panów w ankietach. Mężczyźni pragną partnerki, która będzie wierna w przyszłości, czyli chcą kobiet z przewidywalną lojalnością seksualną. Nie ma chyba sensu kłócić się z ewolucją, ponieważ natura jest, jaka jest. My jednak mamy własny rozum, przemyślenia, przeżycia i psychologiczne uwarunkowania. Same decydujemy, jakie życie i z kim chcemy prowadzić oraz komu chcemy być wierne. Warto jednak znać mechanizmy, które sprawiają, że czasem – wbrew logice i moralności – decydujemy się na pewne działania. Rozum i etyka swoje, a ewolucja i tak chwyta nas za rękę i ciągnie w miejsca, gdzie nie świecą latarnie. Ewolucja jest okrutna i twierdzi, że nasza atrakcyjność zależy od naszych cycków. I o tym właśnie będzie ten rozdział. O włączaniu latarni w miejscu, gdzie „kobietę bez piersi” zaprowadziła ewolucja. Proponuję po prostu wypić kawę z ewolucją i dowiedzieć się, po co nam te dwa sterczące z przodu wzgórki? A potem spokojnie pożegnać się z nią i zdecydować, co chcemy z tą wiedzą zrobić. Bo cycki cyckami, ale to mózg czyni cuda.
Pośladki z przodu, ale chodzimy na dwóch nogach
Ewolucja tu znowu nie owija w bawełnę. Kobieta jako posiadaczka wypukłego biustu stanowi wyjątek w naturze. U naczelnych ssaków gruczoły piersiowe służą tylko do karmienia potomstwa. Gdy nie wytwarzają mleka, pozostają nieaktywne i płaskie. Sygnały seksualne wysyłane przez samice innych naczelnych pochodzą głównie z tylnej części ciała. Kiedy samica ma ruję, w okolicach jej genitaliów występują widoczne obrzęki i wydziela ona charakterystyczny zapach. Jeżeli samiec złapie się na ten potężny seksualny magnes, to wspina się na łapach i pokrywa samicę od tyłu. Homo sapiens wstał z czterech łap i przyjął pozycję pionową. Okazało się, że kiedy stoimy do siebie twarzami, podstawowy wabik seksualny pozostaje zupełnie niewidoczny. Mam na myśli pośladki. Natura wyposażyła więc kobietę w atrapę pośladków i dała jej… piersi. Kobiece piersi, jak twierdzi Desmond Morris, są więc niczym innym jak tylko imitacją pośladków, żeby wzbudzić zainteresowanie seksualne. Tezę tę popiera fakt, że gruczoły piersiowe zbudowane są w dwóch trzecich z tkanki tłuszczowej, która nie wiąże się z produkcją mleka. Wyeksponowanie ich z przodu sprawiło, że kobieta ewolucyjnie zyskała na atrakcyjności, stojąc przodem do rozmówcy. Między piersiami jest charakterystyczna bruzda, która imituje szparę pośladkową. Jeżeli bruzdę tę pokażemy w dekolcie, to jędrna pupa z przodu gotowa. Morris w swoich dywagacjach poszedł jeszcze dalej. Uważa on bowiem, że podświadomie za pośladki, z uwagi na obły kształt, mogą uchodzić nawet odkryte ramiona i złączone kolana. Jaka ta ewolucja sprytna… nie wystarcza już jej jedna pupa, potrzebuje kolejnych trzech.
Małpa w każdym z nas Fransa de Waala i inne kontrowersje, czyli nie musimy czytać :)
Kiedy bonobo biegają bezwstydnie po dżungli, wypinając pośladki, kobiety zakrywają piersi stanikami, żeby było moralnie. Może opowiem wam trochę więcej o tych wyjątkowych małpach. Szympansy czarne lub karłowate, inaczej zwane bonobo, mają zgrabną i elegancką budowę ciała, palce pianistów i małe głowy. Samice jako prawie jedyne wśród małp człekokształtnych są posiadaczkami wystających, drobnych piersi. Tworzą społeczeństwa matriarchalne. Pozostają ze sobą w głębokich relacjach, iskają się i uprawiają razem seks.
Bonobo są bardzo łagodne i rzadko wdają się w konflikty. Jeżeli nawet wywiąże się między nimi sprzeczka, to – w celu pogodzenia się – bardzo szybko i naturalnie przechodzą od razu do seksu. Prowadzą bardzo promiskuityczne życie seksualne. W ciągu doby odbywają kilkanaście stosunków płciowych. Nie bywają zazdrosne. Większość swoich problemów rozwiązują, aranżując kontakty seksualne. Frans de Waal opisuje wiele interesujących sposobów interakcji w stadzie. Kiedy, na przykład, młoda samica nie mogła przejść po drzewie, bo samiec ją zablokował, najpierw lekko go ugryzła, a potem zaczęła ocierać się o niego łechtaczką i swobodnie, bez agresji przeszła dalej. Wykorzystała seks, żeby osiągnąć cel. W świecie naukowców, przyzwyczajonych do patriarchalnych społeczeństw, bonobo wzbudzają liczne polemiki. Dominującą pozycję samic traktuje się jak coś nieoczywistego i kontrowersyjnego, a równość seksualną i biseksualizm jako coś wyjątkowego. Okazuje się, że społeczność oparta na wysokim wskaźniku aktywności seksualnej i małej agresji wydaje się nam, ludziom, nienaturalna. Bonobo są seksualnie wyzwolone. Stosują wiele pozycji seksualnych, masturbują się i dopuszczają różne kombinacje partnerskie. Nie czują ograniczenia i wstydu. Mają duży repertuar zachowań seksualnych. Z łatwością przechodzą od fellatio do „szermierki na penisy”, gdzie samce, zwisając z drzew, pocierają się wzajemnie członkami. Seks i brak agresji im sprzyja. To właśnie samiec szympansa bonobo żyje dłużej i pozostaje w lepszym zdrowiu niż samiec „macho” szympansa zwyczajnego. W świecie szympansów zwyczajnych panuje bowiem patriarchat i agresja. W świecie szympansów karłowatych osobniki płci męskiej pozostają długo pod opieką matek, które je chronią i ustalają przyszłą hierarchię synów w stadzie. Samce, w odróżnieniu od samic, nie najlepiej tworzą wspólne relacje… Tu nie mogę się opanować, żeby nie wspomnieć, że materiał genetyczny kobiet i mężczyzn jest w 98 procentach zgodny z DNA bonobo. Aha, i jak powiedział Frans de Waal na jednym z kongresów: „Bonobo istnieją, czy nam się to podoba, czy nie” i zamknął wszelkie dyskusje. Podobno od bonobo przejęliśmy więzi między samicami, ale rodzinę nuklearną stworzyliśmy już sami. Rodzina nuklearna to mała rodzina, składająca się z matki, ojca i dzieci. Ludzie przecież się zakochują, pragną wierności oraz cenią stabilne, monogamiczne relacje społeczne. Porządek społeczny jest wpisany w nasz gatunek. Daje człowiekowi bezpieczeństwo oraz pozwala na długotrwałą opiekę nad potomstwem. Mężczyzna opiekuje się kobietą, ochrania potomstwo, a kobieta w zamian pozostaje mu wierna, czyli daje mu podświadomą gwarancję ojcostwa. Podobno nawet społeczeństwa patriarchalne powstały tylko po to, żeby kobiety pozostały wierne swojemu mężczyźnie. Już widzę to zdziwienie na twarzach. Chodzi o to, że mężczyźni nigdy nie mogą być pewni, czy wychowują swoje dziecko. Potrzebują gwarancji, że wszystkie jego ciężko zarobione i pomnożone pieniądze nie przejdą na potomka, który nie jest ich. Wszelkie formy zniewolenia kobiety sprawiają, że pewność ojcostwa staje się prawie stuprocentowa. Przypominam, pas cnoty w czasach średniowiecznych został podobno stworzony po to, żeby kobiety nie miały licznych kontaktów seksualnych i się nie masturbowały. No, ale jak to? Przecież kobiety przez wieki były monogamiczne, nie lubiły seksu, spełniały małżeński obowiązek, a głównym ich celem było podobanie się mężczyznom i rodzenie dzieci. Okazało się, że orgazm przywrócono nam dopiero kilkadziesiąt lat temu. No, dość ironii. Fakt faktem, że nasza seksualność wzbudzała zawsze wiele kontrowersji, rozpętywała wojny, zmieniała testamenty i rozbijała małżeństwa. A my, porządne kobiety, nic przez wieki nie czułyśmy. Nasze koszule miały wycięte dziurki i z zamkniętymi oczami „kochałyśmy się za Wiktorię”. Podobno to właśnie ta królowa udzieliła swojej córce rady przed nocą poślubną: „Zamknij oczy i myśl o Anglii”. To tylko przecież wyuzdane kochanice królów czuły rozkosz, zmieniały historię, ale o tym za chwilę.
Bogini z Willendorfu i Amazonki, porno i niezależność
Z perspektywy historycznej kobiece piersi są wielkim atrybutem seksualnym, ale stanowią również ważny symbol płodności i macierzyństwa. Seksowną kobietę i matkę w jednym z pewnością może przedstawiać prehistoryczna figurka Wenus z Willendorfu. Figurkę z epoki górnego paleolitu odnaleziono w 1908 roku w pobliżu miasteczka Willendorf w Austrii, a można obejrzeć ją w Naturhistorisches Museum w Wiedniu. Z miejsca założono, że jedenastocentymetrowa postać symbolizuje boginię płodności: bujne kształty, obfity biust, wydatny brzuch, grube uda i pośladki, bardzo dobrze widoczne łono, brak ust, oczu, nosa. Na marginesie, ciekawa interpretacja płodności sprzed prawie trzydziestu tysięcy lat. Jak twierdzą niektórzy, podobno nie była wcale symbolem płodności, lecz dziecięcą zabawką albo nawet pornograficzną lalką. Nie jest jasne, jaką rolę w tamtych społeczeństwach odgrywały takie figurki. Uważa się, że miały magiczną moc i wiązały się z kultem płodności. Ciekawe, że w 2018 roku Facebook zabronił publikacji zdjęcia Wenus z Willendorfu na swoich stronach ze względu na charakter pornograficzny dzieła. Dyrektor wiedeńskiego muzeum uznał, że nie ma żadnego powodu, żeby zakrywać Wenus ani w muzeum, ani w mediach społecznościowych. I wygrał sprawę w sądzie.
Z paleolitu przenieśmy się do antyku. W wielu zakątkach imperium rzymskiego odkrywano figurki przedstawiające postać bogini z wieloma piersiami, wizerunek wielopierśnej Artemidy z Efezu. Do dziś nie ustalono, czy sferyczne, wypukłe obiekty wokół jej torsu to kobiece piersi. Niektórzy twierdzą, że są to bycze jądra, ptasie jaja lub owoce granatu, które w tym rejonie uznawane są za symbol płodności. Faktem jest, że czczono tę boginię jako matkę i opiekunkę płodności.
Grecja też ma swoją piersiastą Wężową Boginię. Fajansową figurkę pochodzącą z kultury minojskiej odnaleziono w 1903 roku na Krecie, w ruinach pałacu Knossos. Brytyjski archeolog Arthur Evans zidentyfikował ją jako kapłankę lub boginię. Ma ona na głowie koronę z wizerunkiem pantery i w rozłożonych rękach trzyma dwa węże. Jej krągłe piersi są wyeksponowane i nagie, co zgodne było z ówczesną modą. Według niektórych interpretacji Wężowa Bogini może być symbolem seksualności, kobiecości, wolności i odnawiającej się siły życia.
Mityczne Amazonki, czyli „te, które nie mają piersi”, pochodziły od boga wojny Aresa i od nimfy Harmonii. Społeczność tę tworzyły jedynie kobiety, a rządziła nimi królowa. Ponoć obcinały sobie jedną pierś, żeby lepiej posługiwać się bronią. Amazonki były bardzo waleczną grupą kobiet, które świetnie strzelały z łuku i rzucały oszczepem. Właśnie brak jednej piersi pozwalał im na sprawniejsze naciąganie cięciwy czy wyprowadzanie rzutu. Podobno żyły i walczyły w okolicach Kapadocji w Azji Mniejszej. Raz do roku współżyły z cudzoziemcami, zachodziły w ciążę i rodziły dzieci. Zachowywały przy życiu głównie dziewczynki, które wychowywały na dzielne wojowniczki. Amazonki nie prowadziły domu, walczyły, były niezależne i nie bardzo lubiły mężczyzn. Według psychologii Junga Amazonki są odbiciem kobiecego ukrytego Ja, wyłamaniem się z tradycyjnego wzorca. Nie wychodziły za mąż, nie chciały mieć synów i walczyły na licznych wojnach. Nosiły hełmy ozdobione piórami, posiadały tarcze w kształcie półksiężyca i dumnie pokazywały jedną pierś. W kulturze Zachodu stały się symbolem kobiet odważnych, wojowniczych i niezależnych. Symbolem kobiet po raku piersi.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Albert Einstein – cytat przypisywany temu fizykowi, brak danych źródłowych (wszystkie przypisy pochodzą od autorki, chyba że wskazano inaczej).
2. Robert Frost, _Droga nie wybrana_, tłum. S. Barańczak.
3. Mae West – cytat przypisywany tej aktorce, brak danych źródłowych.
4. Lewis Carroll, _Przygody Alicji w Krainie Czarów_, przekł. M. Słomczyński.
5. Maya Angelou – cytat przypisywany tej pisarce i aktywistce, brak danych źródłowych.
6. Mae West – cytat przypisywany tej aktorce, brak danych źródłowych.
7. Konfucjusz – cytat przypisywany temu myślicielowi, brak danych źródłowych.
8. _Азарt_ (z ros.) – hazard, lecz także ekscytacja, zapał, zapamiętanie, gorączkowość, pasja, podniecenie (przyp. red.).
9. Hellen Russell, _Atlas szczęścia_, przeł. D. Malina.
10. Desmond John Morris, _Naga małpa_, przekł. T. Bielicki, J. Koniarek, J. Prokopiuk.
11. Olga Tokarczuk, _Prowadź swój pług przez kości umarłych_.