Seks na wysokich obcasach - ebook
Seks na wysokich obcasach - ebook
Dziennikarka „Wysokich Obcasów” Paulina Reiter przeprowadziła piętnaście niezwykle szczerych rozmów z edukatorką seksualną, autorką wielu książek dr Alicją Długołęcką na temat kobiecej zmysłowości, życia erotycznego i związków. Czym jest pożądanie? Dlaczego często wstydzimy się naszych ciał? Jak bardzo to uczucie komplikuje nasze życie seksualne? O czym fantazjują kobiety? Gdzie znajduje się punkt G? Jak być atrakcyjną dla mężczyzn, a zwłaszcza dla długoletniego partnera? Jak internet i pornografia działają na panów? To tylko część pytań postawionych w tym jedynym w swoim rodzaju przewodniku po dzisiejszej sztuce kochania. Obie rozmówczynie udowadniają w nim, że smak miłości najpełniej można poznać, odnajdując własną wartość, niezależną od akceptacji mężczyzny i osiągniętego wieku. W atmosferę intymnej rozmowy wprowadzają ilustracje znanej rysowniczki Agaty „Endo” Nowickiej.
Kategoria: | Rozmowy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-832-680-382-6 |
Rozmiar pliku: | 6,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O naturze kobiecego pożądania
Czy jeśli nie masz ochoty na seks, jest z tobą coś nie tak. Czy zmuszać się do seksu. Jak ma się zachować partner osoby, która nie chce się kochać. Jak budzić pożądanie.
Kobiety się skarżą: Nie mam ochoty na seks, coś jest ze mną nie tak. Czy jest na to jakaś tabletka? Co robić?
Najlepszym sposobem jest wyczuwanie energii kosmicznej.
Słucham?
Pani się śmieje. A każda osoba, która to czuła, wie, o czym mówię. To doznanie w pewnym sensie mistyczne. Pożądanie jest drogą do bliskości, pierwotnego poczucia zjednoczenia z drugim człowiekiem, dlatego jest tak nęcące i niebezpieczne. Jeśli mamy rozmawiać o braku ochoty na seks, musimy najpierw porozmawiać o pożądaniu. Żeby wiedzieć, czego nam brakuje.
Możemy oczywiście zacząć od Freuda, u którego było ono ściśle związane z libido – popędem seksualnym. To jest bliska mi perspektywa, bo libido jest energią życiową. To coś, co buduje i napędza do życia. A z drugiej strony może też się przejawiać w dążeniu do śmierci.
Eksperymentuj z pożądaniem
Stara bajka. Eros i Tanatos.
Możemy sięgnąć jeszcze wcześniej, do XVIII wieku i libertynów, którzy byli anatomami pożądania. Uważali, że człowiek jest absolutnie wolny. W przekraczaniu norm również – co z rozkoszą i cierpieniem czynili, eksperymentując na sobie. I być może jest tak, jak pisał Kundera, a przed nim wielu innych: Choderlos de Laclos, Denon czy markiz de Sade – że istotą pożądania nie jest samo erotyczne doznanie, ulotne i często będące namiastką naszych utajonych pragnień, ale samo pożądanie pożądania właśnie.
Czyli eksperymentować bez końca?
Można, ale to igranie z ogniem. Oglądała pani „Imperium zmysłów”?
Tak. Mój narzeczony prawie zemdlał przy ostatniej scenie z przerażenia. Namawia pani do rozwiązłego życia?
Nie. Ale do tego, żeby być samoświadomym. Pierwszym krokiem jest poddanie się pożądaniu – trzeba poznać jego siłę, żeby potem, kiedy rozpali się ponownie, powstrzymać je i przyjrzeć się spustoszeniu, jakie powoduje tęsknota za nim. To bywa trudne. Zdobywanie umiejętności świadomego włączania się w jego nurt daje cudowne poczucie wolności, rozkoszy i uroku chwili z jednej strony, z drugiej – rozpoznawania tego, co może spowodować, że pożądanie doprowadzi nas do uczucia poniżenia i braku. Pożądanie balansuje pomiędzy tym, co nazywamy radością życia, jego pełnią, a poczuciem samotności i pustki – tej najgłębszej, w wymiarze egzystencjalnym.
Ale pożądanie z reguły jest niespodziewane.
Tak, ale w wieku dojrzałym powinniśmy już umieć się włączać i wyłączać z tej energii. To umożliwi nam korzystanie z tej siły. Osobiście wierzę w wielką twórczą siłę pożądania, jego moc, która potrafi dokonywać wewnętrznej przemiany w nas samych w wielu obszarach życia, a więc sublimacji. Koncentrując się na silnych doznaniach ciała, automatycznie koncertujemy się na sobie. To może być dobra energia. Chociaż jeśli nie umiemy nią pokierować, to może nam zrujnować życie. Przypomina stan manii, na poziomie biochemicznym też.
Cały czas rozmawiamy o tym, kiedy pożądanie jest. A kiedy go nie ma?
Jeśli mamy mówić o braku pożądania, to zaznaczę tylko, że gdyby na moim miejscu siedział mężczyzna, powiedziałby co innego. Bo poza tym, że jestem kobietą prywatnie...
To i zawodowo?
I kompletnie co innego wyciągam z wiedzy. Seksuologia jest nauką stworzoną przez mężczyzn.
Pożądanie przychodzi falami
Czym się różnią te podejścia?
W perspektywie męskiej za normę uznaje się, że pożądanie jest. Może być słabsze lub mocniejsze, ale jeśli go nie ma, to jest jakaś patologia. Gdy jest za wysokie, mamy hiperlibidemię, gdy za niskie – hipolibidemię. Jeśli więc u kobiety zdiagnozuje się obniżony poziom popędu w ujęciu klasycznym, trzeba by ją leczyć.
A z kobiecej perspektywy pożądanie jest fazowe. Już w starożytnych pismach indyjskich i egipskich opisywano, że pożądanie kobiety jest podporządkowane cyklom księżycowym. Przypływa i odpływa. Po zakończeniu miesiączki rośnie do momentu owulacji, potem maleje.
Różne rzeczy dzieją się z pożądaniem w ciąży. To jest związane z burzą hormonalną i z tym, jak odbieramy ciążę. Czy jest stanem wyczekanym, błogosławionym, czy fizjologicznym, który ciężko znosimy, czy jest dramatem? Jak postrzegamy partnera – czy staje się istotą jeszcze bardziej seksualną, bo wziął udział w cudzie tworzenia nowego człowieka, czy wręcz przeciwnie staje się dla nas przez to aseksualny?
Wiele związków rozpada się w pierwszych latach wychowania dziecka. Kobiety mówią, że im się nie chce, a mężczyźni: „Byłaś inna przed urodzeniem dziecka”.
I to, że kobietom się nie chce, nie znaczy, że są chore.
Nie ma w tym nic złego, że kobieta nie odczuwa pożądania przez rok, dwa, bo akurat ma inne priorytety. To przychodzi falami. Ale warto mieć świadomość, że się jest istotą seksualną. Zawsze. I nie żegnać się z tym uczuciem, nawet jeśli już od dawna nie dało znać o sobie albo kiedyś czułyśmy je częściej i mocniej.
To coś tkwi w nas i możemy mieć do tego dostęp. I tutaj mówię do kobiet samotnych – to nie jest tak, że jak nie ma partnera, to nie ma pożądania. Co prawda kobiety muszą się mierzyć ze stereotypem kulturowym, że „samotna masturbacja” to coś smutnego. Kobieta, która ma kontakt z własną energią seksualną, jest o wiele bardziej otwarta na kontakty z ludźmi, na flirt, na twórczość, jest bardziej pogodna.
Oziębłe kobiety nie są zimne
A przecież istnieją kobiety, które są tzw. kobietami oziębłymi – nigdy nie miały chęci i nigdy seks ich nie kręcił.
Oziębłość nie jest jakąś niezmienną cechą. Wiele kobiet nie poczuło, czym jest pożądanie, bo się na nie nie otworzyły. A dlaczego? Wychowanie grzecznej dziewczynki jest wzorcem aseksualnego wychowania, przygotowania do życia według „scenariusza bez radości”. Uczy, że nie można okazywać spontanicznie uczuć pozytywnych.
„Oziębłe kobiety” nie są zimne, tylko mają problem z ekspresją pozytywnych emocji, nie dają sobie do tego prawa. To się przekłada na to, czy umiemy się bawić, czy lubimy aktywność fizyczną – od sportu po taniec – czy mamy dobry kontakt ze swoim ciałem i czy potrafimy się upić na wesoło. To są symptomy tego, czy będziemy też otwarte na flirt, nie mówiąc już o pójściu na całość, czyli poddaniu się fali pożądania. Bo to wymaga odwagi. „Oziębłe kobiety” podświadomie czują, że pożądanie to siła, którą trudno okiełznać.
Co jeszcze nas blokuje?
Strach przed ciążą. Kryzysy związane z samooceną. Troska o opinię partnera. To, czy czujemy się pożądane, jak jesteśmy traktowane. Często problemem jest zazdrość – obsesyjne myślenie w trakcie relacji, z kim on to robił i dlaczego, i czy to znaczy, że jestem gorsza.
A pigułki antykoncepcyjne? Mówi się, że obniżają libido.
Kobieta stosująca pigułkę nie ma skoków hormonalnych, bo nie ma owulacji, i to czasami może dawać taki efekt.
Tam, gdzie jest obowiązek, nie ma pożądania
Idźmy dalej. Obowiązek małżeński. Co pani o tym myśli?
W rozmowie o pożądaniu mogę powiedzieć, że tam, gdzie jest obowiązek, tam nie ma pożądania. Sprzeczność sama w sobie.
Ale czasami małżonkowie się poświęcają, mimo że nie mają ochoty. Dla dobra związku.
Z poświęcania się nic dobrego nigdy nie wynika, czy o seks, czy o gotowanie chodzi. Jak się będziemy poświęcać, codziennie gotując obiad, to po pierwsze, będzie niedobry, a po drugie, pewnego dnia rzucimy talerzem, bo ile można. W seksie też ktoś się w końcu zbuntuje. Albo będzie bardzo smutny.
Wie o tym wiele osób, bo było dzieckiem w takim związku. Dzieci świetnie wyczuwają i wiedzą, jak smutne jest życie w domu, w którym więź staje się obowiązkiem.
Weźmy przykład: 50-letnia kobieta, oziębła. Będziemy ją namawiać do seksu?
Nie, dlaczego? Jest dojrzała, ma rozum. Być może podpatrzy coś u córki? Często edukacja seksualna idzie w odwrotną stronę – matki dochodzą do wniosków, patrząc na swoje dzieci. Na początku walczą z nimi, a w tak zwanych chwilach prawdy mówią: „Zazdroszczę ci i cieszę się, że poszłaś swoją drogą”. 60-latka 40-latce często takie rzeczy mówi.
Dobranie seksualne nie jest najważniejsze w małżeństwie, ale jest ważne
Ale często taka kobieta ma męża, który ma ochotę. Co robić?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Zawsze można cynicznie powiedzieć: widziały gały, co brały. Dobranie seksualne nie jest najważniejsze w małżeństwie, ale jest ważne. Z biologicznego punktu widzenia jest miernikiem szans na zdrowe potomstwo, bo pożądanie jest dobrym miernikiem zróżnicowania genetycznego. Na nieświadomym „feromonowym” poziomie najbardziej pożądamy tych osób, z którymi będziemy miały potencjalnie zdrowe dzieci. Ciekawie to sobie natura obmyśliła.
Ciekawe. Mnie za młodu pociągali popaprańcy.
A to już konsekwencje wychowawcze. Męskie wzorce, niezaspokojone potrzeby emocjonalne itd. Wracając do problemu – ekstremalne różnice temperamentów to trudna sprawa. Trzeba zacząć pracę od siebie i liczyć na dobrą wolę z drugiej strony, ale ciężko będzie. Takie związki ratuje zgodność i dobre porozumienie w innych życiowych sprawach.
Co może zrobić fajny partner, który nie chce naciskać, a jednocześnie bardzo by chciał się pokochać?
Poinformować, że ma ochotę na seks, ale że poczeka. Dać czas. Czasami dużo czasu. Nie jestem za ciągłym analizowaniem sytuacji, raczej za życzliwym trwaniem. Wspieraniem. Można delikatnie próbować zachować bliskość fizyczną, czułość. Nie obrażać się i nie stawiać jeszcze większej granicy.
Ludzie bardzo z tego powodu cierpią. Mówią: „Jak nie chcesz, to nie”. Kobiety myślą: „A więc jemu chodzi tylko o seks”. Mężczyźni w takiej sytuacji zresztą też potrzebują czułości i rozmowy.
Czyli nie brać tego do siebie.
Tak. Chociaż osoba, która się zamknęła, powinna to powiedzieć. To się należy tej drugiej stronie. I jeśli jest wystarczająco dojrzała, to powie, że potrzebuje czasu, że nie jest to związane bezpośrednio z partnerem, ale że to jej osobisty problem, albo po prostu, że nie wie, co się z nią dzieje.
Wróćmy do naszej kobiety. Mówiła pani, że ma zacząć pracować nad sobą. Jak?
Często kobiety mają problemy w łóżku, bo są nauczone, że nie są za seks odpowiedzialne. Kobiecie nie wypada nie tylko go inicjować, ale i być ekspresyjną i mieć oczekiwania.
Jak by miała pracować nad sobą? Ma oglądać pornosy? Masturbować się przed internetem? Wielu kobietom to nie pasuje. Zanim przejdziemy do kwestii masturbacji, powiedzmy, że przede wszystkim powinna się otworzyć na świat.
Nauka namiętności, czyli jedź na wakacje
Wracamy do kosmicznej energii?
Tak. Podchodząc do tego praktycznie: jedziemy na wakacje – same, bez dzieci, nawet bez partnera. Otwarcie wymaga luzu psychicznego. Każda z nas odkryje go w innym momencie. Jedna, kiedy boso idzie zrobić siku rano na trawie i przelecą nad nią żurawie. Chodzi o ducha wolności – to odczucie może się pojawić podczas samotnego biegania po jodłowym lesie albo pływania nago w jeziorze.
A zatem relaks. Tak mi się wydawało, że kobietom nie chce się głównie dlatego, że są zmęczone. Czytałam w internecie, że statystyczny stosunek seksualny Polaka trwa 18 minut, a pod tekstem znalazłam ogromne forum, na którym ludzie – a zwłaszcza panowie – piszą, że jakie 18 minut, ja z moją panią kocham się trzy godziny. Myślę sobie: kobieta wraca do domu, usypia dziecko, posprząta, poczyta, robi się północ i przez trzy godziny uprawia namiętny seks, a o siódmej rano wstaje wypoczęta, by szykować dziecko do szkoły, pójść do pracy i tak co noc.
Proza życia zabija pożądanie. Dlatego lubimy gdzieś pojechać, zniknąć. Tęsknimy za tym także ze stałymi partnerami, tylko jak to zorganizować? Bo jak już zorganizujemy taki wypad, to mamy poczucie winy, że nasza mama siedzi z dziećmi, że zawalamy coś ważnego z pracy albo że nic z tego nie wyjdzie.
To może coś innego nam pomoże, nie wyjazd?
Aktywność fizyczna, która podwyższa nastrój na poziomie biochemicznym. Kreatywność. Gdy robimy coś spontanicznie i nie jest to związane z obowiązkiem, deadline’em.
A potem przychodzi czas na pracę z wyobraźnią. Bo praca z seksualnością kobiet jest głównie pracą z wyobraźnią. A jak wiemy, organ nieużywany zanika. Mam na myśli konkretne obszary w mózgu, bo sygnał do łechtaczki idzie z mózgu, rzadko odwrotnie.
Zastanów się co cię podnieca
Na czym polega ta praca?
Kobiety mają różne wyobrażenia na temat tego, co je podnieca. Często mylne – opieramy się na wyobrażeniach z młodości, a przecież rozwijamy się z wiekiem i zmieniamy.
To jak eksperymentować?
Rozmawiać z koleżankami na babskich spotkaniach, pytać, co je podnieca, bo może się okazać, że na nas to też działa. Czytać np. Anais Nin, oglądać filmy, niekoniecznie porno. To powinno dać do myślenia, że tyle kobiet wspomina, iż najbardziej erotyczną sceną, jaką widziały, jest ta z „Fortepianu”.
Nieokiełznany dzikus.
I scena przy fortepianie. I jak on jej tę dziurkę palcem robi w wełnianych rajstopach. Od tego się zaczyna, potem samemu się tworzy. To jest zabawa dla zabawy. A potem zaczyna się praca z ciałem, którą w seksuologii określa się jako trening masturbacyjny.
Czyli najpierw uczymy się podniecać same.
Bo jesteśmy uwarunkowane kulturowo, że ma się pojawić cudowny mężczyzna, który wie doskonale, jak nas zaczarować i tak nas poprowadzić, żeby było wspaniale. A to od nas zależy, czy będziemy się czuły wspaniale.
W książkach jest napisane, że masturbacja to zastępcza forma rozładowania napięcia seksualnego. Z takim podejściem do niczego nie dojdziemy. U kobiety nic się nie wydarzy, jeśli będzie miała poczucie, że robi coś, żeby się wyleczyć, pozbyć jakiegoś napięcia. Niczego się nie pozbywamy. Wręcz przeciwnie, to jest coś, co nas buduje. Robić to dla przyjemności i nie mieć z tego powodu żadnego poczucia winy. Wbrew pozorom to trudne, dlatego czasami terapia jest długa.
W przypadku mężczyzn praca nad pożądaniem polega na kontroli i rozwijaniu techniki, w przypadku kobiety bardziej na otwieraniu się i pozbywaniu hamulców, które siedzą w głowie.
Daj sobie trochę luzu
A może jednak uda się wymyślić jakąś damską viagrę?
Nie ma niczego takiego. Co prawda są środki z L – argininą, np. vamea, które podnoszą poziom tlenku azotu, ale nie przynoszą spektakularnych rezultatów. Są to leki analogiczne do viagry, która ułatwia erekcję członka, a ułatwienie erekcji łechtaczki na niewiele się zda. Hamulce, które powstrzymują kobietę, są innego rodzaju.
Czyli lepiej wypić kieliszek wina.
Generalnie tak. Dać sobie trochę luzu. Mamy olbrzymią tendencję do umieszczania się w rolach. Staramy się spełnić oczekiwania rodziców, partnera, dzieci, przyjaciół. Wizerunek, który sobie budowałyśmy latami, jest silnym hamulcem.
Znam wiele kobiet, które zdecydowały się na większą wolność seksualną, gdy kończyły związki, w których czuły, że obumierają. Zwykle dopiero wtedy, gdy ich dzieci były już dorosłe.
Gdy pożądanie przemija
Co może poradzić para, która widzi, że pożądanie przemija? Pisze do nas pani, że wszystkie pocałunki są takie same.
Trzeba się z tym pogodzić. Nie będziemy cały czas czuć tego, co na początku. Nie można być w manii przez całe lata. Osłabienie pożądania zazwyczaj zaczyna się po trzech miesiącach, a po trzech latach zdecydowanie słabnie. W stałych związkach, które mają udane życie seksualne, silne pożądanie przeistacza się w czułość i bliskość. Kobiety nie lubią o tym słuchać, bo my byśmy chciały cały czas trwać w monogamicznym pożądaniu. A pożądanie nie jest czymś, co jest nam dane na stałe z ukierunkowaniem na jedną osobę. Na pewno nie jest nierozerwalnie związane z uczuciem miłości. Bywa, ale nie musi.
Nie można przez 20 lat się tak samo pożądać?
Z reguły nie. Przypadki nawracającego pożądania spotykane są w związkach dynamicznych. Takich, w których ludzie od siebie odchodzą, żeby do siebie wrócić. Dosłownie i mniej dosłownie. Czasami trzeba siebie zaskoczyć.
Wielu mężczyzn o tym mówi, że odchodzą od żony, bo przestała się rozwijać i zaskakiwać. Przychodzi taki moment, że mimo że jest matką jego dzieci i że on akceptuje ją w roli żony, przyjaciółki, której się wypłakuje, wracając z pracy, to przestaje być dla niego pociągająca. I idzie za kobietą, która go fascynuje.
Młodszą.
Niekoniecznie. Odchodzi nie dlatego, że żonie nieco oklapły piersi. Umówmy się, że to będzie na trzecim miejscu. Na pierwszym miejscu będzie to, że spotyka kobietę, która jest fascynująca, inspirująca, „niesamowita”.
Seks nie lubi kumplostwa
A żona mu spowszedniała.
Niestety, nadmierna bliskość jest zabójcza dla seksu. Bo seks – jako kobieta mówię to z żalem – nie lubi kumplostwa. Seks lubi oddzielność, indywidualność.
To jest to, o czym się pisze w poradnikach: bądź dla swojego faceta tajemnicą, bądź nieprzewidywalna, bo przewidywalność jest cudowna w przyjaźni, ale zabija seks.
Mamy eksperymentować w łóżku.
Ale tu nie chodzi o wydumane eksperymentowanie – skoro nigdy nie bawiliśmy się wibratorem i spróbujemy tego po 15 latach, to nic z tego nie wyjdzie. Może się pojawić taka ochota, ale niech ona się pojawia ze środka. Jednak nie łudźmy się, że to racjonalny sposób na naprawienie związku i koniecznie musimy to zrobić! Tu chodzi o postrzeganie drugiej osoby na poziomie ogólnym – że jest nieprzewidywalna, że jest dla nas zagadką, że jest wolna.
No, ale jak nie jest już zagadką?
A właśnie, że jest. Albo zawsze może się stać. Lubimy myśleć, że znamy go do końca. Same też podajemy wszystko na talerzu. To właśnie prowadzi do tego, że ludzie duszą się w związku. Niby świetnie się rozumieją, a w pewnym momencie czują, że są ubezwłasnowolnieni. I pewnego dnia ktoś wstaje z kanapy i w jeden dzień się wyprowadza. Kobiety i mężczyźni to robią. Mówią, że się duszą, że umierają. Idą na terapię i okazuje się, że o co chodzi? Żeby mieć swoje zainteresowania, żeby razem nie pracować, żeby mieć oddzielnych przyjaciół, żeby flirtować. Znam wiele kobiet po czterdziestce, pięćdziesiątce, które zdecydowały się na relacje z „tajemnicą w tle”. Przeszukują internet, wyjeżdżają i poznają nowych ludzi. I nagle okazuje się, że gospodyni domowa, oziębła żona, która kochała się tylko po misjonarsku, odkrywa, że dzieją się z nią niesamowite rzeczy.
Czy pani sugeruje, że nie ma co wprowadzać eksperymentów typu SM czy zaproszenie dodatkowej partnerki, bo to raczej nie wypali, tylko wdać się w romans?
Nie. Podkreślam, żeby się aż tak bardzo nie poddać ułudzie zjednoczenia i totalnej bliskości w stałym związku. Model papużek nierozłączek się nie sprawdza. Nie zakładajmy na sto procent, że partner będzie nam wierny, i nie zakładajmy, że my jesteśmy takie święte i będziemy wierne do końca. Tego też nie wiemy. Nie zakładajmy, że wszystko musimy robić razem, że mamy bardzo podobne poglądy i że to cudownie, że są takie podobne. W związkach, w których nie ma tarć, z reguły jedna osoba ustępuje. A jak jedna osoba cicho siedzi i ustępuje, to i z seksem prawdopodobnie będzie źle.
Mężczyzn podnieca podziw
To okropne, że pożądanie zanika.
Ale małżeństwo czy stały związek nie może się przecież opierać na pożądaniu. Możemy o nie dbać i je rozwijać, choć nigdy nie będzie tak jak na początku.
W pewnym poradniku o seksie było takie fajne zdanie, że nie ma nic bardziej podniecającego dla kobiety od tego, kiedy przychodzi zmęczona z pracy, a mąż jej masuje stopy. Nie chodzi o sam masaż. Może ją drapać po głowie. Chodzi o okazanie troski i zainteresowania.
Mężczyzn też to podnieca?
Rzadziej.
Czyli jednak musimy się uzbroić w szpilki i pończochy?
Nie chodzi wyłącznie o atrakcyjność fizyczną. Nie z tego powodu mężczyźni wchodzą w relacje z młodszymi kobietami. Z biologicznego punktu widzenia to nawet ma sens, biorąc pod uwagę dobranie seksualne – kobieta im starsza, tym bardziej „rozbuchana seksualnie”, a mężczyźnie z wiekiem poziom libido spada.
Fascynujące.
Prawda bywa brutalna. Mężczyźni często uciekają od równych wiekiem kobiet, bo te są zbyt wymagające. Nie ekscytują się byle czym. A mężczyzn najbardziej podnieca podziw. To niby jest podobne do tej troski i zachwytu, który i my chcemy w nich wzbudzać, jednak u mężczyzn dotyczy to całokształtu, a u nas jest związane z ulotnymi, ale istotnymi chwilami. Dlatego jesteśmy nieodporne na chwyt związany z zapamiętaniem jakiegoś szczegółu z pierwszego spotkania.
„Miałaś wtedy na sobie tę czerwoną sukienkę”. Coś takiego?
Tak. I kobieta jest ugotowana. To silniejsze od każdej z nas.