Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Seweryn Goszczyński - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Seweryn Goszczyński - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 304 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Mło­dzień­cze lata. – Pierw­sze pio­sen­ki.

Wiel­cy lu­dzie, któ­rych przy­kład wska­zu­je spół­cze­snym i po­tom­nym dro­gę mą­dro­ści i cno­ty, to naj­wyż­sza chlu­ba, naj­cen­niej­sze do­bro na­ro­dów. W wol­nych też kra­jach mło­de po­ko­le­nie uczy się czci i mi­ło­ści dla swych bo­ha­te­rów w domu i szko­le, a każ­de­mu z ziom­ków roz­ja­śnia się czo­ło i du­sza, gdy sław­ne ich imię wy­ma­wia.

Gdy­by więc Se­we­ryn Gosz­czyń­ski uro­dził się był w nie­pod­le­głym ja­kim kra­ju, jego pi­sma by­ły­by zna­ne w pa­ła­cach i cha­tach, a wszę­dzie skła­da­no­by na­leż­ny hołd jego pa­mię­ci. Ale on był sy­nem pol­skiej zie­mi, sku­tej w kaj­da­ny, dep­ta­nej przez wro­ga, – zie­mi, któ­ra nie ma pra­wa od­da­wać gło­śnej czci mę­żom, co dla jej do­bra pra­co­wa­li i z upad­ku pra­gnę­li swój na­ród po­dźwi­gnąć.

Więc może nie je­den z was, mili czy­tel­ni­cy, za­py­ta – po prze­czy­ta­niu ty­tu­łu ni­niej­szej ksią­żecz­ki – kim że był ów Se­we­ryn Gosz­czyń­ski? – Kim był? – Sław­nym po­etą, apo­sto­łem wol­no­ści, bo­ha­te­rem! Jego pieśń brzmia­ła mi­ło­ścią oj­czy­zny i swo­bo­dy, a nie­na­wi­ścią i wzgar­dą dla wszel­kiej prze­mo­cy; jego oręż bły­skał na świę­tem polu bi­tew o nie­pod­le­głość na­ro­du; jego sło­wo apo­stol­skie bu­dzi­ło nie­zna­ne przed­tem uczu­cia pod strze­chą wie­śnia­czą; sil­ny, nie­złom­ny, ogni­sty jego duch oży­wiał swo­im za­pa­łem znę­ka­nych, wąt­pią­cych, zro­spa­czo­nych.

Nie za­słu­gu­jeż taki czło­wiek na po­zna­nie? O za­iste, go­dzi się nam usłu­chać jego gło­su, któ­ry wzy­wa nas mi­ło­śnie: "Do mnie tu, ludu ser­decz­ny, ja brat to­bie, ja twój wiecz­ny U Go­dzi się zbli­żyć do po­ety-bo­ha­te­ra, aby świa­tłem jego my­śli, ża­rem uczuć oświe­cić umysł, ocie­plić ser­ce!

Se­we­ryn Gosz­czyń­ski przy­szedł na świat w mia­stecz­ku Iliń­cach, na Ukra­inie, w ośm lat po trze­cim roz­bio­rze Pol­ski, a więc w 1803 r.

Dzie­cię­ce lata, któ­rych wpływ na całe po­zo­sta­je ży­cie, ubie­gły w szczę­śli­wych dla przy­szłe­go po­ety wa­run­kach. Rzeź­we po­wie­trze ste­pów ukra­iń­skich wle­wa­ło nie­spo­ży­te siły w krzep­ki z na­tu­ry jego or­ga­nizm, przy­kład i na­uki za­cnej mat­ki bu­dzi­ły w nim za­mi­ło­wa­nie cno­ty; zdol­ni na­uczy­cie­le kształ­ci­li umysł; oj­ciec, były woj­sko­wy, rzu­cał w ser­ce pierw­szy po­siew ry­cer­skich i pa­tr­jo­tycz­nych uczuć opo­wie­ścią o po­wsta­niu Ko­ściusz­kow­skiem, w któ­rem czyn­ny brał udział, jako ofi­cer ar­ty­ler­ji

By­stry, nad wiek roz­wi­nię­ty chło­pak słu­chał z pło­ną­cem okiem o wy­pad­kach, któ­re przy­po­mi­na­ją naj­święt­sze na­sze chlu­by, naj­sroż­sze bo­le­ści, naj­wznio­ślej­sze ofia­ry, i ser­ce mu biło do wiel­kich czy­nów, a Pol­ska, dro­ga oj­czy­zna trzy­kroć roz­dar­ta a nie umar­ła, całą za­bra­ła du­szę.

Mi­łość swą dla niej wy­le­wać po­czął w ogni­stych pio­sen­kach, w szko­łach jesz­cze bę­dąc, w gim­na­zjum, w mie­ście Hu­ma­niu. Pierw­sze utwo­ry mło­de­go po­ety, zwłasz­cza jego "Duma na gru­zach Oj­czy­zny", zna­la­zły, cho­ciaż nie­dru­ko­wa­ne, mno­gich czy­tel­ni­ków. Po­da­wa­no je so­bie z rąk do rąk w od­pi­sach i czy­ta­ła je mło­dzież szkol­na i star­si lu­dzie po dwo­rach, po mia­stach, a myśl czy­ta­ją­cych zwra­ca­ła się od sa­mo­lub­nych za­bie­gów i drob­nych kło­po­tów oso­bi­stych ku wyż­szym ce­lom, ku spra­wom, cały na­ród ob­cho­dzą­cym.

Za­nie­po­ko­iło to po­li­cję mo­skiew­ską, jęła więc pio­sen­ki ści­gać, a ich au­to­ra prze­śla­do­wać. Żar­li­wość jej wsze­la­ko speł­zła na ni­czem: Gosz­czyń­ski umiał już i wów­czas z trud­nych ter­mi­nów obron­ną wy­cho­dzić ręką, a jego pio­sen­kom prze­śla­do­wa­nie tem więk­szy zjed­na­ło roz­głos, bo lu­dzie so­bie mó­wi­li: musi to być coś zna­ko­mi­te­go, kie­dy aż po­li­cję trwo­ży. Le­cia­ły więc te pio­sen­ki, niby ści­ga­ne ptasz­ki, szyb­ciej niż przed­tem, od domu do domu, skar­żąc się wszę­dzie ża­ło­ścią Pol­ski, pła­cząc jej bó­lem, dzwo­niąc jej na­dzie­ją.

Po ukoń­cze­niu w siedm­na­stym roku ży­cia nauk gim­na­zjal­nych w Hu­ma­niu, Gosz­czyń­ski udał się dla dal­szej pra­cy, dla dal­szej na­uki do War­sza­wy. Od­tąd nie sa­mem już sło­wem, ale i czy­nem słu­ży kra­jo­wi, a jego pie­śni i czy­ny wią­żą się ści­śle z dzie­ja­mi na­ro­du. Chcąc prze­to do­kład­nie zro­zu­mieć dal­szy bieg jego ży­cia, mu­si­my cof­nąć się wstecz i bo­daj po­krót­ce przy­po­mnieć so­bie o wy­pad­kach, ja­kie za­szły w Pol­sce w pierw­szych lat dzie­siąt­kach bie­żą­ce­go stu­le­cia.

II.

Rzut oka na spra­wy kra­jo­we. Gosz­czyń­ski w War­sza­wie.

Bro­ni­li się wa­lecz­nie Po­la­cy pod wo­dzą Ko­ściusz­ki przed zły­mi są­sia­da­mi, nie szczę­dzi­li ofiar z mie­nia i krwi. Ale po­mi­mo bo­ha­ter­skich wy­sił­ków, wal­ka za­koń­czy­ła się klę­ską. Wro­go­wie roz­dar­li po raz trze­ci na­sze zie­mie i ra­du­jąc się, że z po­tęż­ne­go nie­gdyś pań­stwa nie zo­sta­ło ni śla­du, urą­ga­li na­szej bo­le­ści, kra­ka­niem: Ko­niec Pol­sce! Za­gła­da Po­la­kom!

Ale "moc­niej­szy Pan Bóg, niż pan Rym­sza" – po­wia­da przy­sło­wie. Moc­niej­szym oka­zał się wie­lo­mil­jo­no­wy na­ród pol­ski od mo­nar­chów, któ­rzy spik­nę­li się na jego zgu­bę. Za­le­d­wie bo­wiem ci mo­nar­cho­wie po dru­gich spo­rach zgo­dzi­li się mię­dzy sobą, kto jaką część na­szej oj­czy­zny ma so­bie przy­własz­czyć, za­le­d­wie wy­kre­śli­li imię Pol­ski z po­mię­dzy na­ro­dów ży­ją­cych, – gdy ra­do­sna wieść prze­bie­gła świa­tem, że hen da­le­ko, na wło­skiej zie­mi po­wie­wa, jak za dni wol­no­ści i chwa­ły, cho­rą­giew na­sza bo­jo­wa ze srebr­nym or­łem. A pod oną cho­rą­gwią sto­ją zbroj­ne huf­ce pol­skich ry­ce­rzy i cu­dów wa­lecz­no­ści do­ka­zu­jąc, grom­ką pie śnią ca­łe­mu ob­wiesz­cza­ją świa­tu, że "Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła! "

Zdu­mie­li się Pol­sko-bój­cy. – Jaką siłą, jaką mocą zmar­twych­wsta­je ten na­ród? – py­ta­li.

Nie wie­cie? – Siłą ofia­ry, mocą nie­śmier­tel­nych ha­seł na­szych walk – ha­seł wol­no­ści, rów­no­ści, bra­ter­stwa!

Je­den z wo­dzów po­wsta­nia Ko­ściusz­kow­skie­go, je­ne­rał Dą­brow­ski, wy­mknął się po­ta­jem­nie z Pol­ski, strze­żo­nej przez wro­ga, do­tarł do sław­ne­go wo­dza Fran­cu­zów, do Na­po­le­ona, któ­ry to­czył zwy­cięz­kie woj­ny z ca­łym nie­mal świa­tem – i tak mu po­wie­dział: Rzek­nij sło­wo, ty, coś taki dziś po­tęż­ny, że do­po­mo­żesz do od­bu­do­wa­nia Pol­ski, a sta­ną przy to­bie ty­sią­ce pra­wych jej sy­nów. Od­da­my ci oręż i krew na wła­sność, pój­dzie­my za tobą w ogień i wodę, żad­nej nie pra­gnąc za­pła­ty za mę­stwo, za bli­zny, za śmierć, lecz wskrześ nam oj­czy­znę, wskrześ oj­czy­znę!

Szcze­rze, czy nie­szcze­rze Na­po­le­on obie­cy­wał. I oto na sło­wa jego ma­mią­ce, naj­dziel­niej­sza młódź na­sza po­rzu­ca domy, ro­dzi­ny, oj­czy­ste łany i wszyst­ko, co miłe czło­wie­ko­wi, za­cią­ga się do le­gjo­nów, – bo tak na­zy­wa­ły się owe huf­ce pol­skie, na ob­cej utwo­rzo­ne zie­mi, – wal­czy męż­nie i umie­ra bez żalu ze słod­ką my­ślą, że umie­ra dla Pol­ski, dla dro­giej.

I po­świę­ce­nie le­gjo­nów nie prze­mi­nę­ło bez skut­ku.

W na­gro­dę waż­nych usług, od­da­nych Fran­cji, za krew, rzę­si­ście prze­le­wa­ną na po­lach bi­tew, Na­po­le­on, któ­ry z bie­giem cza­su zo­stał ce­sa­rzem Fran­cu­zów, był zmu­szo­ny speł­nić choć część przy­najm­niej swo­ich obiet­nic. Ja­koż od­nió­sł­szy w r. 1807, przy po­mo­cy pol­skich huf­ców zwy­cię­stwo nad po­łą­czo­ne­mi woj­ska­mi Pru­sa­ków, Mo­ska­li i Szwe­dów, zbu­do­wał sil­ną ręką swo­ją nie­za­leż­ne pań­stwo pol­skie pod na­zwą Księ­stwa War­szaw­skie­go.

Księ­stwo War­szaw­skie, po­wsta­łe z czę­ści pru­skie­go jeno za­bo­ru, było bar­dzo ma­łem pań­stew­kiem w po­rów­na­niu do daw­nej Pol­ski. Li­czy­ło ono 4 mil­jo­ny za­le­d­wie miesz­kań­ców, a do­pie­ro we dwa lata póź­niej, gdy po­więk­szy­ło się czę­ścią za­bo­ru au­str­jac­kie­go, lud­ność jego wzro­sła do pię­ciu i pół mil­jo­nów. I te dru­gą cząst­kę oj­co­wi­zny od­zy­ska­li Po­la­cy orę­żem, za cenę krwi. Kie­dy bo­wiem Na­po­le­on wo­jo­wał w 1809 r. z Au­str­ją, woj­sko na­sze po­spie­szy­ło mu zno­wu z po­mo­cą, rzu­ca­ło się w naj­go­ręt­szy ogień bi­twy, prze­chy­la­ło sza­lę zwy­cię­stwa na stro­nę Fran­cu­zów. A na­le­ży pa­mię­tać, że w tem dziel­nem woj­sku naj­wię­cej było chło­pów. Kon­sty­tu­cja, jaką się rzą­dzi­ło Księ­stwo War­szaw­skie, zno­sząc pod­dań­stwo, zo­bo­wią­zy­wa­ła wszyst­kich miesz­kań­ców w wie­ku od 21 do 28 lat – z wy­jąt­kiem du­cho­wień­stwa i urzęd­ni­ków – sta­wać do po­pi­su. A ja­każ war­stwa na­ro­du mo­gła wię­cej od sta­nu wło­ściań­skie­go do­star­czyć po­pi­so­wych? I ci po­pi­so­wi wło­ścia­nie, ci ora­cze ry­cer­skiej zie­mi pol­skiej uda­wa­li się do puł­ków na­ro­do­wych chęt­nie, z we­so­łą pie­śnią na ustach, przy­gry­wa­jąc so­bie na skrzyp­cach. Za­cią­ga­li się na­wet do­bro­wol­nie do sze­re­gów, taką ocho­tą dla oj­czy­zny biły ich ser­ca. Oto je­den – z wie­lu in­nych – przy­kład tej ocho­ty.

"Pod mia­stem Lu­bar­to­wem – opo­wia­da pe­wien hi­sto­ryk, któ­ry żył w owych cza­sach – pru­ło kil­ka­dzie­siąt płu­gów na ni­wie, oko­ło któ­rej trak­tem prze­cho­dzi­ły woj­ska pol­skie z mu­zy­ką i śpie­wem: "Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła!" Na­głe to i nie­spo­dzie­wa­ne wi­do­wi­sko, zwłasz­cza gdy ora­cze usły­sze­li mowę pol­ską i uj­rze­li bar­wy na­ro­do­we, w ta­kie unie­sie­nie wpra­wi­ło orzą­cych, że wszy­scy po­rzu­ci­li płu­gi i wmie­sza­li się do­bro­wol­nie w sze­re­gi na­ro­do­we, i tak z przy­pię­te­mi ga­łąz­ka­mi ma­jo­wej zie­le­ni do Lu­bar­to­wa we­szli i wszy­scy z wła­snej ocho­ty za­cią­gnę­li się". W parę zaś ty­go­dni póź­niej ci nowo za­cięż­ni bili się wa­lecz­nie przy zdo­by­wa­niu Za­mo­ścia, daw­nej na­szej for­te­cy, a szło im jak z płat­ka, bo wło­ścia­nie re­kru­ci z Ga­li­cji, któ­rzy znaj­do­wa­li się w woj­sku au­str­jac­kiem, do­po­ma­ga­li bra­ciom, po­da­jąc im z góry ba­gne­ty i wcią­ga­jąc wdzie­ra­ją­cych się na wały". Ten rys cha­rak­te­ry­zu­je lud pol­ski. Star­czy w sze­ro­kiej jego pier­si tchu na czy­ny naj­pięk­niej­sze, na bo­ha­ter­stwo!

Zna­ko­mi­cie i we wszyst­kich kie­run­kach roz­wi­ja­ło się ży­cie na­ro­do­we w Księ­stwie War­szaw­skiem. "Zni­kły wszel­kie daw­ne przy­wi­le­je, za­byt­ki nie­rów­no­ści, roz­dzia­ły i po­dzia­ły ka­sto­we, zni­kła nie­zgo­da, par­tje – opo­wia­da za­słu­żo­ny hi­sto­ryk, któ­ry był świad­kiem onych cza­sów – nowa bu­do­wa wznio­sła się, bu­do­wa rów­no­ści, pra­wa i po­rząd­ku". Po­la­cy sta­ra­li się go­spo­da­ro­wać jak naj­mą­drzej na­tem, co już mie­li, ży­wiąc w ser­cu na­dzie­ję, pew­ność nie­mal, że wkrót­ce wskrze­szo­na zo­sta­nie cała wiel­ka oj­czy­zna, o któ­rej ży­cie do­bi­ja­ło się ośm­dzie­siąt pięć ty­się­cy pol­skie­go woj­ska, wal­cząc z od­wiecz­ny­mi wro­ga­mi obok Fran­cu­zów pod wo­dzą Na­po­le­ona.

Ale "chłop strze­la, a Pan Bóg kule nosi" – po­wia­da przy­sło­wie. Na­po­le­on, któ­ry przez lat wie­le wy­gry­wał wszyst­kie bi­twy, sam w koń­cu po­ko­na­ny w woj­nie z Ro­sją, mu­siał zrzec się na żą­da­nie mo­nar­chów eu­ro­pej­skich tro­nu fran­cu­skie­go i pójść na wy­gna­nie.

Po­zbyw­szy się groź­ne­go prze­ciw­ni­ka, ci mo­nar­cho­wie zje­cha­li w 1815 r. do Wied­nia na wal­ną na­ra­dę, czy­li kon­gres, aby ura­dzić, kto ja­kie zie­mie ze zdo­by­tych przez Na­po­le­ona kra­jów ma od­tąd dzier­żyć. Nie za­po­mnia­no, ma się ro­zu­mieć, na owym kon­gre­sie wie­deń­skim i o nas. Ale cóż do­bre­go wy­nik­nąć mo­gło dla Pol­ski z na­rad, w któ­rych głów­ny głos mie­li wro­go­wie, co ją trzy­krot­nie po­tar­ga­li, aby się wzbo­ga­cić na­szą krzyw­dą? Ja­koż na­stą­pił tu czwar­ty roz­biór na­szej oj­czy­zny, bo Au­str­ja i Pru­sy nie za­wa­ha­ły się za­gar­nąć zno­wu po czę­ści zie­mi, od­zy­ska­nej bez­przy­kład­nem po­świe­ce­niem ca­łe­go na­ro­du pol­skie­go. I w ten spo­sób okro­jo­ne, oka­le­czo­ne, o jed­ną trze­cią część ob­sza­ru zmniej­szo­ne Księ­stwo War­szaw­skie na­zwa­no – jak­by na szy­der­stwo – Kró­le­stwem Pol­skiem i przy­łą­czo­no je na wiecz­ne cza­sy do Ro­sji, pod rzą­dy ca­rów mo­skiew­skich, któ­rzy od­tąd przy­bie­ra­ją przy ko­ro­na­cji ty­tuł kró­lów pol­skich.

Po sied­miu la­tach swo­bo­dy, któ­rą cie­szy­ła się za Księ­stwa War­szaw­skie­go część przy­najm­niej na­ro­du, roz­po­czę­ło się po­now­ne drę­cze­nie cia­ła, za­bi­ja­nie du­cha Po­la­ków. Bo cho­ciaż Kró­le­stwo Pol­skie, czy­li – jak czę­sto pi­szą i mó­wią – Kró­le­stwo Kon­gre­so­we, to jest po­wsta­łe wsku­tek uchwał wie­deń­skie­go kon­gre­su – mia­ło od­dziel­ną kon­sty­tu­cję i wła­sny Sejm, po­zor­ne jeno były to do­bro­dziej­stwa. Car mo­skiew­ski, na­wy­kły do rzą­dów de­spo­tycz­nych, usi­ło­wał i w Pol­sce za­pro­wa­dzić po­ni­że­nie i znik­czem­nie­nie nie­wol­ni­cze, ja­kie ist­nia­ły w Ro­sji. Dzia­ły się więc w pań­stwie niby kon­sty­tu­cyj­nem nie­sły­cha­ne gwał­ty: za­my­ka­no szko­ły lu­do­we, usta­no­wio­no su­ro­wą cen­zu­rę, któ­ra nie prze­pusz­cza­ła w ga­ze­cie lub książ­ce ani jed­nej śmiel­szej my­śli; za­peł­nia­no wię­zie­nia naj­zac­niej­szy­mi oby­wa­te­la­mi lub pę­dzo­no ich wśród zgro­ma­dzo­ne­go tłu­mu do ro­bót hań­bią­cych, zbrod­nia­rzom wła­ści­wych, za to je­dy­nie, że byli cno­tli­wi, że ko­cha­li oj­czy­znę; po­ry­wa­no i wię­zio­no – bez wzglę­du na nie­ty­kal­ność ich oso­by – świa­tlej­szych po­słów, któ­rzy głos pod­no­si­li w Sej­mie w obro­nie krzyw­dzo­ne­go na­ro­du. Ale to wszyst­ko ni­czem jesz­cze wo­bec ka­tu­szy, na ja­kie ska­za­ne było nie­zrów­na­ne, wa­lecz­ne woj­sko pol­skie. Głów­nym wo­dzem siły zbroj­nej w Kró­le­stwie car mia­no­wał swe­go bra­ta, ca­re­wi­cza Kon­stan­te­go, z ry­sów twa­rzy na­wet zbli­żo­ne­go do zwie­rzę­cia, bo miał noz­drza za­miast nosa, szcze­ci­nę za­miast brwi, a głos jego ryk lub szcze­ka­nie bar­dziej, niż mowę ludz­ką, przy­po­mi­nał. Du­sza ca­re­wi­cza ty­rań­ska, wście­kła, a za­ra­zem tchórz­li­wa, god­ną była jego ob­li­cza. Ma­jąc nie­ogra­ni­czo­ną wła­dzę nad woj­skiem, ćwi­czył wpraw­dzie zna­ko­mi­cie w ob­ro­tach wojsk wych, ale też i znę­cał się nad ofi­ce­ra­mi i żoł­nie­rza­mi w bar­ba­rzyń­ski spo­sób. Sy­pa­ły się na ich gło­wy naj­do­tkliw­sze obe­lgi, hań­bią­ce kary. Na ćwi­cze­niach lub pa­ra­dach ca­re­wicz, ob­da­rzo­ny nie­zwy­kłą siłą cie­le­sną, rzu­cał się na osi­wia­łą na­wet w boju star­szy­znę, bił po twa­rzy, oba­lał z ko­nia, ko­pał no­ga­mi. Wie­lu ofi­ce­rów dla zmy­cia hań­by od­bie­ra­ło so­bie ży­cie, je­den z nich, prze­zac­ny, za­słu­żo­ny, prze­bił się w oczach ca­re­wi­cza szpa­dą, inni opusz­cza­li sze­re­gi, a ża­den z po­zo­sta­łych nie miał pew­no­ści, czy ju­tro po­dob­ny los i jego nie spo­tka.

Taki był stan rze­czy na skraw­ku na­szej oj­czy­zny, któ­ry się Kró­le­stwem Pol­skiem na­zy­wał i miał za­pew­nio­ne przez kon­gres mo­nar­chów pra­wa na­ro­do­we i swo­bo­dy oby­wa­tel­skie, a cóż do­pie­ro mó­wić o zie­miach na­szych, któ­re siłą gwał­tu zo­sta­ły wcie­lo­ne do Ro­sji, Au­str­ji i Prus? Tam do­pie­ro cier­pie­li Po­la­cy męki pie­kiel­ne! A cho­ciaż i im kon­gres za­pew­nił "przed­sta­wi­ciel­stwo i in­sty­tu­cje na­ro­do­we", uchwa­ły mo­nar­chów taki mia­ły sku­tek, że na Li­twie na­przy­kład, je­de­na­sto­let­nie dzie­ci sma­ga­no do krwi, po­czem za­ku­wa­no w kaj­da­ny, któ­re trze­ba było prze­ra­biać do mia­ry drob­nych nó­żek i zsy­ła­no na Sy­bir, a to wszyst­ko za wy­mó­wie­nie słów: Kon­sty­tu­cja Trze­cie­go Maja!

Mie­liż Po­la­cy uko­rzyć się, jak pod­li nie­wol­ni­cy, pod chłosz­czą­cą ręką wro­gów? Mie­liż wy­rzec się swo­bo­dy, oni, któ­rzy od­da­wa­li jej cześć tak daw­ną, jak ich hi­stor­ja? Od­trą­ci­ła­by ich świę­ta, krwią przod­ków na­sią­kła zie­mia, gdy­by się to sta­ło kie­dy! Ale ta­kie za­ćmie­nie du­cha nie może nig­dy na­stą­pić w na­ro­dzie, któ­ry przez wie­ki był wol­ny i po­tęż­ny, a za oj­czy­znę wal­czył nie­tyl­ko we wła­snym kra­ju, lecz i "na ni­lo­wych wód rów­ni­nie, na al­pej­skich skał gra­ni­cie, na ital­skim Ape­ni­nie, na hisz­pań­skich Sier­rów szczy­cie, na nie­miec­kiem każ­dem polu, na mo­skiew­skich wszyst­kich lo­dach ".

Ja­koż, wnet po upad­ku Księ­stwa War­szaw­skie­go po­wsta­ło w woj­sku ta­jem­ne pa­tr­jo­tycz­ne sto­wa­rzy­sze­nie, któ­re mia­ło na celu od­zy­ska­nie utra­co­nej nie­pod­le­gło­ści; od roku zaś 1819 za­wią­zu­ją się po­dob­ne sto­wa­rzy­sze­nia po wszyst­kich zie­miach daw­nej Pol­ski. Pra­wi sy­no­wie oj­czy­zny po­ro­zu­mie­wa­ją się tu ze sobą, aby wspól­ne­mi si­ła­mi pra­co­wać nad utrzy­ma­niem na­ro­do­wo­ści, nad wy­ła­ma­niem się z pod ob­ce­go jarz­ma.

W po­cząt­kach wła­śnie owej pra­cy ta­jem­nej Gosz­czyń­ski przy­był do War­sza­wy, gdzie od razu zwró­cił na sie­bie uwa­gę pa­tr­jo­tycz­nej mło­dzie­ży i zdo­byw­szy wstęp­nym bo­jem jej za­ufa­nie, zo­stał przy­ję­ty do taj­ne­go związ­ku, któ­ry no­sił na­zwę Sto­wa­rzy­sze­nia Wol­nych Bra­ci Po­la­ków.

Zwią­zek ów dzie­lił się na kil­ka grup, czy­li – jak je na­zy­wa­no – cho­rą­gwi, a każ­da cho­rą­giew obie­ra­ła so­bie za pa­tro­na ja­kie­goś sław­ne­go Po­la­ka. Tej na­przy­kład, do któ­rej przy­ję­to Gosz­czyń­skie­go, pa­tro­nem był Rej­tan, nie­złom­ny po­seł, co sprze­ci­wiał się pod­pi­sa­niu pierw­sze­go roz­bio­ru Pol­ski, aż wy­czer­pa­ny kil­ku­go­dzin­ną wal­ką ze zdraj­ca­mi, padł u pro­gu sali sej­mo­wej, wo­ła­jąc: "…depcz­cie tę krew, któ­rą ja za was go­tów wy­lać! depcz­cie te pier­si, któ­re się za­sta­wia­ją za cześć i swo­bo­dy wa­sze!"

Chwi­lę uro­czy­stą wstą­pie­nia do związ­ku, chwi­lę, w któ­rej ślu­bo­wał po­świę­cić całe ży­cie spra­wie wol­no­ści, Gosz­czyń­ski uwiecz­nił w pięk­nym wier­szu pod ty­tu­łem Wi­dze­nie. Opo­wia­da w nim, jak zda­la od oka ludz­kie­go, w kom­na­cie, za­wie­szo­nej ki­rem, zgro­ma­dzi­li się związ­ko­wi w ża­łob­nych stro­jach, z ob­li­czem w kap­tu­rze ukry­tem. Na znak gro­bo­wej, wiecz­nej ta­jem­ni­cy, wid­nia­ła na sto­le tru­pia czasz­ka sław­ne­go nie­gdyś het­ma­na, Chod­kie­wi­cza. Mi­go­ta­ły w niej pło­my­ki trzech lam­pek, jako gwiazd­ki na­dzie­ji dla trzech dziel­nic roz­dar­tej

Pol­ski. Obok czasz­ki po­ły­ski­wał miecz, ostat­nia gnę­bio­nych lu­dów uciecz­ka. "Skoń­czy­łem wła­śnie mej przy­się­gi sło­wa – mówi da­lej Gosz­czyń­ski – lecz du­sza nową wia­rą oskrzy­dlo­na, rwa­ła się w ta­kiej proś­bie z głę­bi łona:

– Przez to gro­bo­we mdłych świa­teł pa­ła­nie,

Przez tru­pią czasz­kę po dziel­nym het­ma­nie,

Przez ten miecz przy­siąg wzy­wam cię, Rej­ta­nie,

Wstąp w moją du­szę, pol­ski mę­czen­ni­ku!

Oto mię wi­dzisz w twych wy­znaw­ców szy­ku;

Nowy za­cięż­nik two­je­go zna­mie­nia,

Cze­kam od two­jej ła­ski po­świę­ce­nia.

Niech siła two­ja w moją du­szę spły­nie,

Bym szedł twą dro­gą w uczu­ciach i w czy­nie.

Za­le­d­wie skoń­czył w my­śli mo­dli­twę, gdy zda­ło mu się w ma­rze­niu, jako mury kom­na­ty roz­su­wa­ją się, opa­da­ją i już bez­miar po­wie­trza go ota­cza. A tam w gó­rze po błę­ki­cie nie­ba, świe­cąc jak tę­cza, pły­nie ja­snych du­chów gro­ma­da, śpie­wa­ją­ca cza­row­ny hymn na cześć oj­czy­zny i wol­no­ści. Po chwi­li, gdy pierw­sze wa­dze­nie zni­kło w bla­skach, wy­nu­rzył się z onej ja­sno­ści mąż i osło­nił kor­nie chy­lą­cą się gło­wę mło­dzień­ca cho­rą­gwią krwa­wej bar­wy, po któ­rej prze­my­kał pło­myk i pi­sał ogni­ste­mi zgło­ski imię Rej­ta­na.

Wiersz swój koń­czy po­eta sło­wa­mi:

Nie wiem, jak dłu­go w tym za­chwy­cie sta­łem,

Bo w nie­skłó­co­nej, ta­jem­ni­czej ci­szy

Wciąż pieśń ta brzmia­ła – a ja słu­cha­łem.

A choć uci­chła, do­tąd ją sły­szy

Du­sza w swej głę­bi. – Od­tąd całe ży­cie

Śpie­wam ją ser­cem – przez nią, bra­cia mili,

Za­wsze mię ta­kim uj­rzy­cie,

Ja­kim by­łem w owej chwi­li.

I speł­ni­ły się wiesz­cze sło­wa: do ostat­nie­go tchnie­nia po­zo­stał, ja­kim był pod cho­rą­gwią Rej­ta­na: ko­cha­ją­cym oj­czy­znę i wol­ność, go­to­wym do ofiar, nie­ska­zi­tel­nym.

Po jed­no­rocz­nym za­le­d­wie po­by­cie w War­sza­wie, Gosz­czyń­ski udał się z po­wro­tem na Ukra­inę, a po­wo­dy, któ­re go skło­ni­ły do tego kro­ku, ma­lu­ją jego uspo­so­bie­nie. Sta­ło się to tak:

Na­ród grec­ki, nie­gdyś pierw­szy z oświa­ty i wa­lecz­no­ści, od czte­rech zaś wie­ków po­zo­sta­ją­cy w jarz­mie tu­rec­kiem, pod­niósł w owym cza­sie, w r. 1821, oręż, aby ze­rwać pęta nie­wo­li.

Po­wsta­nie grec­kie bu­dzi­ło go­rą­ce współ­czu­cie w Pol­sce, któ­ra z wła­sne­go do­świad­cze­nia wie­dzia­ła, jak gorz­kim jest chleb nie­wo­li. Zbie­ra­no więc skład­ki dla wal­czą­ce­go na­ro­du, a młod­si, go­ręt­si Po­la­cy spie­szy­li do Gre­cji, aby siecz­ny miecz ofia­ro­wać jej wy­zwo­le­niu. Za­pa­lił się i Gosz­czyń­ski, li­czą­cy wów­czas ośm­na­ście wio­sen, do tej my­śli. Za­mie­nić pió­ro na oręż wy­da­ło mu się tak szczyt­ną rze­czą, że ci­snąw­szy bez na­my­słu w pło­mień świe­żo ukoń­czo­ną po­wieść, ja­ko­też wier­sze, na­pi­sa­ne w War­sza­wie, pu­ścił się pie­szo, o su­chym ka­wał­ku chle­ba do Hu­ma­nia, gdzie miał zna­jo­mych i przy­ja­ciół, w na­dzie­ji że znaj­dzie tam środ­ki na dal­szą po­dróż i przez mo­rze Czar­ne, a po­tem Śród­ziem­ne do­sta­nie się do Gre­cji. W stu­mi­lo­wej wę­drów­ce do­znał mło­dy po­eta wie­le zmę­cze­nia, bie­dy i przy­gód, ale krze­pi­ła go myśl ra­do­sna, że wal­czyć bę­dzie z krzyw­dzi­cie­la­mi, że weź­mie udział w boju o wol­ność.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: