- W empik go
Sherlock Holmes. Z Tajnych Akt Światowej Sławy Detektywa - ebook
Sherlock Holmes. Z Tajnych Akt Światowej Sławy Detektywa - ebook
Sherlock Holmes to jeden z tych bohaterów popkultury, którego nikomu przedstawiać nie trzeba. „Podróż na północ” to jedno z wielu nieautoryzowanych przez Arthura Conan Doyle’a opowiadań o przygodach legendarnego londyńskiego detektywa i jego ucznia Harry’ego Taxona. Holmes rozwiązuje kryminalną zagadkę, nie tylko wykorzystując swoje niezwykłe talenty w dziedzinie dedukcji i szeroką wiedzę z zakresu chemii i psychologii, lecz także bezpośrednio stawiając czoła przemocy przy użyciu... pięści. Zagadkowe morderstwa, tajemnicze zaginięcia, zuchwałe kradzieże sprawiają, że czytelnik poczuje, że jest otoczony przez wszechogarniające zło.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8115-229-7 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1. Projekt podróży i nowy wypadek.
Rozdział 2. Wróg daje znać o sobie
Rozdział 3. Zamach w norweskim porcie
Rozdział 4. Niespodziane odkrycia mistrza detektywów w górach
Rozdział 5. Rozrywki w pewnym Établissement w Kristiansand
Rozdział 6. Bestialski zamach
Rozdział 7. Walka z norweskim niedźwiedziem
Rozdział 8. Droga wolna!
Rozdział 9. W francuskim konsulacie w Sztokholmie
Rozdział 10. Wymiana kul z powodu pamiętnika
Rozdział 11. Nowy przyjaciel
Rozdział 12. Łapka na ludzi
Rozdział 13. Ofiary biczowania
Rozdział 14. Paniczny strachRozdział 1
Projekt podróży i nowy wypadek.
Rzecz odbywa się w domu Sherlocka Holmesa, który w chwili, gdy nasze opowiadanie się rozpoczyna bawił czasowo w Paryżu.
– Więc postanowione, panie markizie? Jeżeli nie zginę dzisiejszej nocy, ewentualnie nie zostanę wolności przez moich wrogów pozbawiony – to jestem jutro punktualnie o dziesiątej wieczór w Calais!
Młody blondyn, do którego zwrócił swe słowa słynny angielski detektyw Sherlock Holmes był markiz Raul de Tanville.
Wielki detektyw miał sposobność przed kilku laty ocalić życie młodemu francuskiemu arystokracie. Odkrył bowiem i unicestwił łotrowski spisek, mający na celu zgładzenie ze świata markiza, właśnie w tym czasie, gdy odbierał milionową sukcesję. Od tej chwili miał Holmes w markizie Raulu najwierniejszego i najoddańszego przyjaciela, który dałby sobie za niego serdecznej krwi upuścić.
– Wspaniale! – zawołał z niekłamanym zadowoleniem francuz – Ale rachuję w zupełności na pana! A jeżelibyś pan słowa nie zdzierżył, to sam przybywam tu automobilem i przemocą uwiozę pana! Teraz jadę naprzód, by wszystko do podróży przygotować! A gdy tylko wstąpisz na mój pokład – wtedy pełną parą naprzód! Gdziekolwiek pan chcesz! Islandia, Norwegia, Biegun północny – wszystko mi jedno! – A zatem au revoir!...
Z uśmiechem zadowolenia pożegnał się i wyszedł. I wielki detektyw cieszył się bardzo na planowaną podróż.
Kazał służącemu podać sobie herbatę i zapalił swoją ulubioną, krótką fajeczką, po czym zabrał się do przeglądania codziennej poczty.
Wtem – zapukał ktoś.
– Entrez!
Wielki detektyw spojrzał zdumiony i podniósł się z fotelu. Przed nim stał szef paryskiej policji bezpieczeństwa – pan Andrieux.
– Dzięki Bogu, że pana zastaję panie Holmes! Nie chciałem tak ważnej sprawy poruczać telefonowi i dlatego wziąłem policyjny automobil i jak szalony przypędziłem do pana!
– Czy mogę panu służyć także szklaneczką herbaty? – spytał Holmes, jakby wcale nie zwracał uwagi na pełne znaczenia słowa policyjnego dostojnika.
– Et! daj mi pan spokój z tą lurą! Wolałbym kieliszek dobrego koniaku.
– Możesz pan mieć i koniak! – odpowiedział Sherlock Holmes i zadzwonił na lokaja.
– Dobra marka – rzekł z uznaniem p. Andrieux wychyliwszy napój do dna. – Ależ człowieku, człowieku! – zawołał – Czy nie jesteś wcale ciekaw na to, jaki interes sprowadza mnie do ciebie?
Wielki detektyw skrzywił się pociesznie słuchając relacji szefa paryskiej policji.
– Oto nie mniej nie więcej – zdarzył się taki niewytłumaczalny wypadek, że w stolicy Norwegii, Sztokholmie zginął od kilku dni bez śladu pełnomocnik wielkiego posiadacza dóbr niejaki baron Loewenhaupt.
Prócz osobistej przyjaźni, z jaką był dla barona miał i inne głębokie powody właściciel majoratu do silnego zaniepokojenia się tym zagadkowym zajściem. Zwrócił się więc w drodze dyplomatycznej do akredytowanego przedstawiciela swego dworu w Paryżu, by przysłał do Sztokholmu najlepszych detektywów francuskich, celem odszukania zaginionego.
Ambasador zwrócił się z tym zleceniem do szefa paryskiej policji bezpieczeństwa, p. Andrieux, który nie miał nic spieszniejszego, jak korzystając z chwilowej bytności Sherlocka Holmesa oddać w pewne, niezawodne ręce wielkiego detektywa tę wielką, a odpowiedzialną misję.
Mistrzowi Holmesowi, który nie takich już spraw się podejmował i ze znakomitym skutkiem przeprowadzał – nie zaimponowało zgoła to ostatnie zlecenie. Przeciwnie, krzyżowało jego plany, gdyż jak wiemy Sherlock Holmes wybierał się właśnie dla odpoczynku w podróż morską z swym przyjacielem, panem markizem de Tanville.
Na dowód wiarygodności słów swoich okazał detektywowi urzędową depeszę.
– Czy tą depeszę otrzymałeś pan bezpośrednio z urzędu spraw zewnętrznych? – zapytał Sherlock Holmes.
– Oczywiście! Prosto ze Sztokholmu!
– Nieszyfrowaną?
– Nie! przecież pan widzi!... Masz pan w ręku oryginał.
– Nie do uwierzenia! – zawołał z gniewem detektyw rzucając o stół depeszą. – Żeby tyle nieostrożności, tyle lekkomyślności popełnić za jednym zamachem! A pan – panie szefie ukoronowałeś jeszcze dzieło!
– Jak to? – zapytał zdziwiony i zmieszany Andrieux.
– Zan waż pan tylko! Nie ulega kwestii, że partia pretendenta postarała się o usunięcie pełnomocnika hrabiego. A teraz – jak pan sam powiadasz – pędzisz jak szalony automobilem przez cały Paryż do mnie, jakbyś umyślnie chciał ich naprowadzić na domysł, że mnie pan sprawę tą poruczasz!
– Do diabła! Może pan masz i słuszność!... Nie pomyślałem o tym!
– Widzisz pan więc jak mimo woli utrudniłeś mi pan działanie. I będę się mocno dziwił, gdy wrócę żywy ze Sztokholmu, a jeszcze więcej, jeżeli powrócę z dobrym rezultatem!
Po krótkim namyśle zdecydował się Sherlock Holmes wziąć tę niebezpieczną aferę w swoje ręce i to dlatego – jak zapewniał – że misja tanie koliduje w zbyt gwałtowny sposób z jego zamierzoną podróżą na Północ. Bo ostatecznie jadąc do północnego bieguna, może się zatrzymać choćby i w Sztokholmie i rozpocząć działanie jakie mu usilnie szef paryskiej policji narzuca. Dobrze! będzie się starał wyszukać zaginionego pełnomocnika hrabiego niech by go to nawet życie kosztowało!
– Zrób mi jednak małą grzeczność – rzeki Holmes – Jedź wprost ode mnie do wszystkich detektywów, jakich znasz w Paryżu, by w błąd wprowadzić ludzi, którzy mogliby pana szpiegować. Następnie zawiadom pan swój rząd ale szyfrowaną depeszą, że zlecenie to ja obejmuję.
Uszczęśliwiony i prawie do łez wzruszony szef pożegnał się ze znakomitym detektywem i wyszedł. Sherlock zaś polecił pomocnikowi swemu Harry’emu Taxonowi, by nazajutrz był kompletnie gotów do podróży. Młodzieniec przyjął ten rozkaz z niekłamaną radością.
Na drugi dzień wstąpili dwaj przyjaciele Sherlock Holmes i markiz w towarzystwie nieodstępnego Harry’ego Taxona na pokład jachtu „Aiglon” będącego własnością francuza i niebawem znaleźli się na zielonych falach kanału La Manche.
Sherlock zapytany o kierunek jazdy – oświadczył, że zwiedziłby chętnie Sztokholm, którego jeszcze wcale nie zna. Przyjaciel detektywa zgodził się z całą gotowością na to, domyślając się, że urzędowa służba powołuje go w te strony i zarazem ofiarował mu swoją pomoc, o ile byłaby na co przydatną a Holmes potrzebowałby jej. Wielki detektyw uścisnął z podziękowaniem dłoń Francuza.