Siedem czarnych mieczy - ebook
Siedem czarnych mieczy - ebook
Rewolwerowcy, szaleni magowie, potwory. WOW! - Chuck Wendig.
Pierwszy tom porywających przygód Sal Kakofonii w cyklu „Śmierć imperiów”
Okradziono ją z magii.
Pozostawiono na śmierć.
Zdradzonej przez tych, którym ufała najmocniej, i odartej z magii Sal Kakofonii nie pozostało nic prócz imienia, sławy i legendarnej broni. Ma jednak wolę silniejszą od czarów i świetnie wie, dokąd pójść.
Blizna to kraina rozdarta przez potężne imperia, do której zbuntowani magowie się udają, żeby zniknąć, zhańbieni żołnierze umrzeć, Sal zaś idzie tam z mieczem, bronią i listą siedmiu nazwisk. Zemsta sama w sobie jest nagrodą.
Jeśli zafascynowała cię magia i cynizm powieści Zemsta najlepiej smakuje na zimno Abercrombiego, kochasz brutalne westerny Sergia Leone i Clinta Eastwooda w stylu Dobry, zły i brzydki, to w nowym cyklu Sama Sykesa znajdziesz spektakularne połączenie tych uzależniających składników. Nie oderwiesz się od lektury i pokochasz Sal Kakofonię, bezwzględną antybohaterkę na krwawej drodze do zemsty i odkupienia.
Siedem czarnych mieczy – okrutny, brutalny epos. - Chuck Wendig, autor Star Wars: Koniec i początek.
Opowieść o Sal Kakofonii jest cudownie sarkastyczna i melancholijna zarazem. - Nicholas Eames, autor powieści Królowie Wyldu i Krwawa Róża.
Pod koniec pierwszej strony stwierdzicie, że Sykes jest zakochany w swoich bohaterach. Pod koniec drugiej przekonacie się, że wy też. - Myke Cole, autor m.in. Shadow Ops: Control Point.
Zabawna, szelmowska, wspaniała. - Pierce Brown, autor cyklu „Red Rising”
Sykes pisze z sercem, humorem i zrozumieniem, że jako ludzie wszyscy jesteśmy katastrofą. - R.F. Kuang, autor bestsellera Wojna makowa.
Ekscytująca i pomysłowa. - Peter V. Brett.
Świetna kompozycja akcji, magii, romansu i humoru. - Robin Hobb, autorka trylogii „Skrytobójca”
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-783-0 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Strażnica
Wszyscy uwielbiają porządne egzekucje.
Od murów cesarskiej Cathamy aż po najdalsze rubieże Rewolucji nie było ani jednego obywatela Blizny, który by uważał, że istnieje lepszy sposób na spędzenie popołudnia niż przyglądanie się murom ozdobionym fragmentami ciał odszczepieńców. A tamtego dnia w powietrzu za murami rewolucyjnej Strażnicy unosiło się napięcie wyczuwane przez wszystkich obywateli.
Tłumy się zebrały, żeby się przyglądać piachowi, nadal wilgotnemu po wczorajszym rozstrzeliwaniu i zmiatanemu od strony pala. Pluton egzekucyjny przycupnął obok, polerując swoje pikorusznice; jego członkowie się zakładali, który z nich trafi dzisiaj w serce biednego związanego dupka. W pobliżu przekrzykiwali się kramarze, sprzedając wszystko, od przekąsek i napojów po suweniry, żeby zapamiętano ten dzień, kiedy wszyscy porzucili na kilka krótkich godzin pracę, by obserwować, jak kolejny wróg Rewolucji zostaje powieszony i rozstrzelany.
Nie, żeby ostatnimi czasy było w Strażnicy dużo innych rozrywek.
Ze swej strony gubernator-bojowniczka Tretta Sroga starała się to wszystko ignorować: gromadzące się pod jej oknem na zewnątrz więzienia tłumy ludzi, ich żądające krwi głosy, płacz dzieci i śmiech mężczyzn. Skupiała się na odbiciu w lustrze, obciągając na sobie niebieski płaszcz mundurowy. Cywilom można było wybaczyć ich tchórzliwą żądzę krwi. Od oficerów Rewolucji wymagano wyższych standardów.
Jej czarne włosy, bardzo krótko ostrzyżone i zaczesane na oleju, były stosowne dla oficera. Kurtka mundurowa ciasno zapięta, spodnie wyprasowane i zapięte na pasek, szabla u boku, wszystko bez śladu kurzu, kłaczków czy rdzy. A co najważniejsze, to twarz; z tą twarzą, bez mrugnięcia okiem, posłała do grobu setki wrogów odpowiadających jej nienawistnymi spojrzeniami.
Można by się zastanawiać, jaki jest cel ubierania się galowo na egzekucję; w końcu przestępcza szumowina, która za sześć godzin zostanie pochowana w płytkim grobie, miała to w dupie. Jednak bycie oficerem Rewolucji oznaczało spełnianie pewnych wymogów. A Tretta nie osiągnęła swojego stanowiska, będąc luzaczką.
Przed wyjściem z kwatery poświęciła chwilę na poprawienie orderów na klapie munduru. Dwaj strażnicy zasalutowali sprężyście, po czym wyprostowali pikorusznice i ruszyli o trzy marszowe kroki za nią. Słońce wlewało się przez okna, kiedy schodzili po stopniach Dowództwa Kadry. Gdy ich mijała, zarówno żołnierze, jak i oficerowie stawali na baczność, wyciągając ramiona w salucie. Odpowiadała zdawkowymi kiwnięciami głowy, pozwalając im, po drodze do najdalszych drzwi pomieszczenia, przyjąć pozycję „spocznij”.
Stojący tam strażnik podniósł na nią wzrok.
– Gubernator-bojowniczko – pozdrowił ją, salutując.
– Sierżancie – odpowiedziała. – Jak się zachowuje więzień?
– Krnąbrnie i lekceważąco – odparł. – Rozpoczął poranek od chluśnięcia w strażnika przydziałową owsianką, bluznął kilkoma przekleństwami i wygłosił parę zdecydowanych sugestii na temat zawodowego i osobistego prowadzenia się matki strażnika. – Pociągnął nosem, skrzywił się. – Mniej więcej tego się spodziewaliśmy po Włóczędze.
Tretta powstrzymała się, by nie spojrzeć z podziwem. Biorąc pod uwagę sytuację, spodziewała się czegoś dużo gorszego.
Skinęła ręką. Strażnik usłuchał, przekręcił klucz w masywnych drzwiach i otworzył je pchnięciem. Tretta i jej eskorta zeszli w mrok więzienia Strażnicy, gdzie powitało ich milczenie pustych cel.
Jak wszystkie placówki Rewolucjonistów, Strażnica została zbudowana w celu przetrzymywania więźniów: cesarskich najeźdźców, kontrrewolucjonistów, ściganych bandytów, a niekiedy nawet Włóczęgów. W przeciwieństwie do wielu rewolucyjnych placówek Strażnica znajdowała się daleko od pól bitewnych Blizny i jej lochy nie były często wykorzystywane. Panowała tendencja, by każdego schwytanego łotra stracić w krótkim czasie za przestępstwa przeciwko Rewolucji, gdyż cywile mieli skłonność się niecierpliwić, kiedy się ich pozostawiało bez rozrywki.
Przez cały czas stacjonowania w Strażnicy Tretta odwiedziła więzienie tylko dwa razy, łącznie z dzisiejszym. Za pierwszym razem po to, żeby udającemu bandytę szpiegowi Cesarstwa zaoferować łaskę w zamian za posiadane przez niego informacje. Pół godziny później postawiła go przed plutonem egzekucyjnym. Do tamtego momentu był to więzień najdłużej przetrzymywany w Strażnicy.
Jak dotąd obecny pojmany pobił rekord o dwa dni.
Pokój przesłuchań znajdował się na samym końcu, za kolejnymi żelaznymi drzwiami pilnowanymi przez dwóch strażników. Obaj energicznie zasalutowali i otworzyli drzwi o skrzypiących zawiasach.
Mierzące siedem na siedem metrów pomieszczenie, wyposażone jedynie w stół i dwa krzesła, było niewiele większe od zwykłej celi i miało odrobinę ładniejsze drzwi. Umieszczone pod samym sufitem wąskie okno, z którego padał promień światła, nie zapewniało żadnej wentylacji i we wnętrzu panowała gorąca duchota.
Nie, żeby dało się to poznać, patrząc na więźnia.
Kobieta, najprawdopodobniej po dwudziestce, jak uznała Tretta, siedziała u jednego końca stołu. Miała na sobie brudne spodnie i pasujące do nich wysokie buty, rękawy i brzeg białej bluzki były obcięte, żeby odsłonić biegnące po jej przedramionach tatuaże oraz większą część pokaźnej blizny, ciągnącej się od obojczyka do brzucha; była to tego rodzaju krzykliwość, jakiej spodziewasz się po Włóczędze. Włosy, cesarska biel, miała nierówno obcięte z boków, a z tyłu splecione w nieporządny warkocz. I pomimo upalnej duchoty była spokojna, opanowana i blada jak lód.
Nie było w tej kobiecie niczego, czym Tretta by nie pogardzała.
Nie podniosła wzroku, gdy gubernator-bojowniczka weszła, nie zwróciła uwagi na podążających za nią dwóch uzbrojonych mężczyzn. Skute ręce spoczywały cierpliwie na blacie stołu. Nawet kiedy Tretta usiadła naprzeciwko niej, ledwo zdawała się to zauważać. Oczy więźniarki, bladobłękitne jak płytka woda, zdawały się spoglądać gdzieś indziej. Na wąskiej twarzy, ostrej i oszpeconej przez długą szramę nad prawym okiem, nie było śladu zaniepokojenia grożącą jej straszliwą śmiercią.
To irytowało Trettę bardziej, niż chciałaby to przyznać.
Gubernator-bojowniczka pochyliła się i złożyła przed sobą palce w piramidkę, dając tamtej możliwość pojęcia, w jakim tkwi szambie. Jednak po minucie milczenia zwyczajnie wyciągnęła rękę. Chwilę później pojawił się w niej plik papierów, który podał jej jeden ze strażników. Położyła przed sobą dokumenty i leniwie je przekartkowała.
– Nie powiem ci, że możesz ocalić życie – odezwała się po pewnym czasie. – Oficer Rewolucji mówi wyłącznie prawdę. – Podniosła wzrok na kobietę, która nie zareagowała. – Przed upływem sześciu godzin zostaniesz stracona za zbrodnie przeciwko Wspaniałej Rewolucji Pięści i Ognia. Nic, co powiesz, nie może tego zmienić. Za swoje występki zasługujesz na śmierć. – Zmrużyła oczy. – I tak się stanie.
W końcu kobieta zareagowała. Jej kajdany zagrzechotały cicho, kiedy podniosła ręce i podrapała blizny na twarzy.
Tretta prychnęła i mówiła dalej:
– Możesz jedynie wpłynąć na to, jak szybko się to stanie. Rewolucja nie jest bezlitosna. – Odnalazła właściwą kartkę i wyciągnęła przed siebie. – W zamian za informacje dotyczące wydarzeń z tygodnia masens, od jedenastego do dwudziestego, masakry w baronostwie Stark’s Mutter, zniszczenia baronostwa Lowstaff i zniknięcia plutonowego Cavrica Dumnego jestem skłonna zagwarantować ci w imieniu Kadry szybką i humanitarną śmierć. – Odłożyła kartkę na bok i się pochyliła. Kobieta unikała spojrzenia Tretty, patrząc nieco w lewo. – Z twojego powodu umarło mnóstwo ludzi – ciągnęła Tretta. – Przez ciebie zaginął jeden z naszych żołnierzy. Nim upłynie sześć godzin, a ty będziesz martwa, zdarzą się dwie rzeczy: dowiem się dokładnie, co się wydarzyło, a ty postanowisz, czy zginiesz od jednej kuli czy od stu ostrzy. – Położyła dłonie płasko na stole. – To, co za chwilę powiesz, zdecyduje o tym, ile krwi dzisiaj popłynie. Namyśl się dobrze, zanim się odezwiesz.
Słysząc to, kobieta w końcu spojrzała Tretcie w oczy. Bez strachu, wydawała się spokojna i opanowana, jak do tej pory. Ale kiedy się odezwała, zabrzmiało to słabo.
– Mogłabym się napić? – zapytała.
Tretta mrugnęła.
– Napić?
Kobieta się uśmiechnęła, patrząc na swoje skute dłonie.
– Jest gorąco.
Tretta zmrużyła oczy, ale mimo wszystko wykonała gest. Jeden ze strażników wyślizgnął się za drzwi, po czym wrócił po chwili z dzbankiem i szklanką. Napełnił ją i przesunął w stronę więźniarki. Podniosła naczynie, siorbnęła łyk, oblizała wargi i spojrzała na szklankę.
– Co to, kurwa, jest? – zapytała.
Tretta zmarszczyła brwi.
– Woda. A co miałoby być?
– Myślałam o ginie czy czymś takim – odparła tamta.
– Chciałaś wody.
– Chciałam się napić – odpaliła kobieta. – Przy całym tym zamieszaniu, które robisz w związku ze sposobem zabicia mnie, pomyślałam, że przynajmniej odeślesz mnie z czymś przyzwoitym. Nie mam prawa do ostatniego życzenia?
Twarz Tretty wykrzywił grymas oburzenia.
– Nie.
Kobieta zrobiła kwaśną minę.
– Miałabym je w Cathamie.
– Nie jesteś w Cathamie – warknęła Tretta. – Nie znajdujesz się blisko Cesarstwa, a jedyne cesarskie szumowiny w promieniu tysiąca kilometrów leżą pogrzebane w grobach obok tego, w którym zamierzam pochować ciebie.
– Taa, dość jasno to wyłożyłaś – mruknęła kobieta, wykonując nonszalancki gest. – Zbrodnie przeciwko Rewolucji i takie tam. Nie, żebym kiedykolwiek miała cię nazwać kłamczynią, madame, ale czy jesteś pewna, że schwytałaś właściwą dziewczynę? W Bliźnie jest mnóstwo szumowin, które musiały obrazić cię bardziej niż ja.
– Jestem pewna. – Tretta podniosła papiery i przerzuciła je do początku. – Więzień numer piętnaście-piętnaście-pięć alias… – Spiorunowała kobietę wzrokiem ponad krawędzią dokumentu… – Sal Kakofonia.
Wargi Sal wygiął krzywy uśmieszek. Skłoniła się tak elegancko, jak się dało, siedząc w kajdanach na krześle.
– Madame.
– Prawdziwa tożsamość: nieznana, miejsce urodzenia: nieznane, rodzinne miasto: nieznane – ciągnęła Tretta, czytając z kartki. – Deklarowana profesja: łowca nagród.
– Wolę „łowca głów”. Brzmi bardziej dramatycznie.
– Skazana – ostatnio – za morderstwa w dwunastu okręgach miejskich, podpalenia w trzech baronostwach, bezprawne posiadanie reliktów Rewolucji, herezję przeciwko Niebiosom, drobne kradzieże…
– W tej kradzieży nie było nic drobnego. – Sal wyciągnęła ręce. – Proszę mi pokazać ten dokument.
– …bluźnierstwo, nielegalne użycie magii, porwanie, wymuszenie i tak dalej, i tak dalej. – Tretta trzasnęła papierami o blat stołu. – Krótko mówiąc, wszystko to, czego bym się spodziewała po pospolitej Włóczędze. I jak w wypadku pospolitej Włóczęgi, spodziewam się, że ani jedna cholerna dusza w Bliźnie nie uroni choćby jednej łzy z powodu tego, co wpakuje cię do grobu. Jednak tym, co cię wyróżnia, jest szansa, jaką otrzymujesz, żeby przed śmiercią zrobić coś w przybliżeniu choćby dobrego, a to o niebo więcej od tego, co otrzymują inni łajdacy, zanim ptaki do czysta obiorą ich kości. – Zacisnęła szczęki, następne słowa wycedziła. – Jeśli zatem z twoim nazwiskiem, bez względu na to jak fałszywym, związana jest najmniejsza choć przyzwoitość, powiesz mi, co się stało. W Stark’s Mutter, w Lowstaff i z moim żołnierzem, Cavrikiem Dumnym.
Patrząc na Trettę lodowatym wzrokiem, Sal zacisnęła wargi. Zesztywniała na krześle, a Tretta przybrała jej pozę. Przez chwilę mierzyły się wzrokiem, jakby każda z nich się spodziewała, że druga wyciągnie miecz i zacznie nim wywijać.
Faktycznie Tretta niemal to zrobiła, kiedy Sal w końcu przerwała milczenie.
– Widziałaś wielu martwych Włóczęgów, madame? – zapytała cicho.
– Wielu – odparła zwięźle Tretta.
– Kiedy umierali, co mówili?
Tretta zmrużyła oczy.
– Głównie klęli. Przeklinali Cesarstwo, któremu służyli. Pecha, który ich do mnie sprowadził, mnie za odsyłanie ich do piekła, które ich wypluło.
– Sądzę, że nikt nie wie, jakie będą jego ostatnie słowa. – Sal przesunęła palcem po bliźnie nad okiem, spojrzenie skupiła teraz na jakimś odległym punkcie poza ścianami celi. – Wiem jednak, że moje nie będą przekleństwami. – Mlasnęła językiem. – Powiem, co chcesz wiedzieć, madame, o Lowstaff, Cavricu, o wszystkim innym. Dam ci to, czego chcesz, a potem wpakujesz mi kulę w łeb albo go zetniesz, albo pozwolisz rozedrzeć mnie ptakom. Nie będę protestowała. Proszę tylko o jedną rzecz.
Tretta stężała i sięgnęła dłonią do szabli, kiedy Sal pochyliła się nad stołem. Jej twarz przeciął uśmiech, długi i ostry jak głownia miecza.
– Zapamiętaj moje ostatnie słowa.
Tretta nie osiągnęła swojej rangi, pobłażając więźniom, zwłaszcza tak nikczemnym jak Włóczędzy. Zdobyła ją dzięki szacunkowi i wsparciu mężczyzn oraz kobiet, którzy każdego ranka oddawali jej honory. I nie osiągnęła tego, pozwalając, by ich los pozostał nieznany.
W związku z tym, przez wzgląd na nich i na Rewolucję, której służyła, skinęła głową. A Włóczęga oparła się na krześle i zamknęła oczy.
– Zaczęło się – powiedziała cicho – z ostatnim deszczem.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki