Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Siedem kamieni - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Siedem kamieni - ebook

Nick przywołany dźwiękiem dzwonka otwiera drzwi. Na wycieraczce znajduje się małe zawiniątko. To pamiętnik jego zmarłego ojca. Wewnątrz opisane są niezwykle interesujące badania nieznanej dotąd wyspy, leżącej gdzieś na Oceanie Atlantyckim. Ponoć na niej ukryty jest wielki skarb. Żeby go odnaleźć chłopiec musi zdobyć siedem niepowtarzalnych kamieni i odszukać skarbiec. Na wyspie czeka na niego wiele niebezpieczeństw. Czy Nick poradzi sobie z wyzwaniem? Odpowiedź kryje się w środku.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8273-569-7
Rozmiar pliku: 3,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Pamiętnik Henry’ego Pevera

Był 25 czerwca 1994 roku. Spokojne sobotnie popołudnie. Na przedmieściach Londynu padał delikatny, letni deszcz. Krople wody powoli i z gracją uderzały o wilgotny już bruk ulicy. Na zewnątrz wiał lekki wiatr, który filigranowo przesuwał morza trawy w przydomowych ogródkach.

Dwudziestokilkuletni Nick Pever siedział w swoim wygodnym fotelu i przeglądał gazetę z najnowszymi wiadomościami dotyczącymi okolicy.

Ten wysoki, niebieskooki szatyn od zawsze budził sympatię w gronie rówieśników. Swoim koleżeństwem i spokojnym podejściem do każdego problemu potrafił opanować każdego choleryka. Jego spostrzegawczość i zaradność nie raz nie dwa wyciągała go z tarapatów. Zadziwiał swoją tolerancją i wyrozumiałością. Wymagał od siebie więcej niż inni. Ta ponadprzeciętna ambicja niekiedy działała jak miecz obosieczny, bo bywało i tak, że zarywał noce na nauce do egzaminów i zaniedbywał dobre nawyki żywieniowe. Emanował rzetelnością i odpowiedzialnością. Kochał sztukę, szczególnie malarstwo i muzykę. Był dobrodusznym realistą, zawsze skorym do pomocy. Miewał swoje dąsy, jednak były to jedynie przejściowe fanaberie.

Z czasopisma pachnącego jeszcze farbą drukarską dowiedział się między innymi, że na przeciwnej ulicy ma powstać kilka zupełnie nowych, nowoczesnych domów jednorodzinnych.

W jego niewielkiej kawalerce wynajmowanej od dobrego znajomego ze studiów mógł co najwyżej pomarzyć o takim mieszkaniu. Nie było go bowiem stać na taki luksus. Pracował w lokalnej fabryce obuwia kilka przecznic dalej, więc nie przelewało mu się. Na samochód też nie miał wystarczającej sumy pieniędzy, toteż dojeżdżał rowerem bądź szedł pieszo, gdy pogoda sprzyjała. Pomimo tego lubił swój zawód. Czuł się spełniony. Miał niezbyt dobrze płatny, ale za to prosty i uczciwy fach. Dla niego pieniądze nie grały pierwszych skrzypiec. Matka wychowała go w duchu skromności i bezinteresowności.

Na łamach dziennika opublikowano porywający artykuł szlagierowego redaktora, z którego wynikało, że kilka dni temu miasto wydało całkiem pokaźną kwotę na gruntowny remont miejskiego skweru. Budżet miasta uszczuplał o prawie sto tysięcy funtów. Posadzono kilkanaście nowych drzew, krzewów i kwiatów. Kolorowe rabaty stworzone z róż i nagietków koiły zmęczony wzrok przechodniów. Odrestaurowana została też klasyczna fontanna, licząca już parę dobrych stuleci. Ponadto wyrównano wszystkie dróżki i alejki oraz naprawiono i odmalowano połamane płoty.

Nick zjadł swoje ulubione maślane herbatniki i popił czarną herbatą. Zaczął podświadomie rozmyślać o niespodziewanie i przedwcześnie zmarłym tydzień temu ojcu. Przypominał sobie o ich wspólnych spacerach po lesie i spędzonych razem chwilach. Rozmyślał o jego uporczywych, wieczornych nieobecnościach i wystygłych kolacjach. Ojciec Nicka był zapalonym antropologiem. Ciągle był zajęty swoimi badaniami, jednak zawsze starał się znajdować czas dla syna. Często brał udział w ekspedycjach naukowych i wyjeżdżał na długie tygodnie gdzieś hen daleko od rodzinnego miasta. Wracał szczęśliwy i zadowolony ze swojej pracy. Zgłębiał wiedzę na temat nieznanej dotąd cywilizacji mieszkającej gdzieś na dalekim oceanie. Nicka niespecjalnie interesowały odkrycia i obserwacje ojca. Uważał, że studiowanie jakiejś dzikiej, prawie wymarłej kultury nie jest niczym ekscytującym. Nie spodziewał się, że wkrótce jego zdanie na ten temat miało się zmienić.

Nick usłyszał rozlegający się dźwięk dzwonka do drzwi. Był zaskoczony, ponieważ nie oczekiwał niczyjej wizyty ani żadnej korespondencji. Na jego twarzy można było dostrzec grymas mieszanki niepokoju i zaintrygowania.

Udał się do drzwi. Nacisnąwszy klamkę, najpierw lekko je uchylił, następnie otworzył na oścież. Rozejrzał się wokół, ale nie dostrzegł nikogo, kto mógłby nacisnąć guzik.

Na wycieraczce znalazł niewielki pakunek zawinięty w jasnobrązowy papier, opleciony ciemną dratwą. Wziął paczkę do ręki i obejrzał ją z każdej strony. Nie znalazł na przesyłce tożsamości nadawcy. Nick wrócił do pokoju i ostrożnie przeciął dratwę okalającą tajemniczy przedmiot. Rozpakował zawiniątko i wyciągnął stary, lekko pognieciony, hebanowy brulion. Na okładce widniał tytuł: „Pamiętnik Henry’ego Pevera”. Nick nie mógł uwierzyć własnym oczom. Właśnie w jego dłoniach spoczywał memuar zmarłego ojca. Miał zaszczyt spoglądać na wszystkie jego dotychczasowe zapiski i analizy z ostatnich kilkunastu lat badań.

Nick powoli i z wyczuciem przewertował strony notatnika, jakby były wykonane z bardzo delikatnego materiału i mogły się w każdej chwili rozpaść na tysiące kawałeczków. W kilka minut mógł poznać dobytek ojca, który kompletował go przez długie lata mozolnej pracy. Kartka po kartce, szkic za szkicem, bez pośpiechu i z elegancją Nick poznawał sekrety zeszytu. Henry opisał w nim wiele faktów, które udało mu się ustalić, głównie dzięki jego wnikliwym dociekaniom. Tak brzmiał jeden z wielu fragmentów opisu wyspy oraz nieznanego ludu na niej żyjącego:

Tysiąc kilometrów na południowy zachód od Porto leży niewielka wyspa. Mieści się między Azorami a Wyspami Kanaryjskimi. Ta położona na Oceanie Atlantyckim kolebka niezbadanego dotąd życia intrygowała mnie od samego początku. Poświęciłem dla niej całe moje życie i zgłębiłem prawie wszystkie jej sekrety.

Wyspa ma owalną sylwetkę. Otoczona jest w większości piaszczysto-kamienistą plażą. Północno-zachodni kraniec tworzy delta rzeki. Wysokie palmy stanowią lwią część tutejszej szaty roślinnej. Pomiędzy niezliczonymi paprociami rosną tam także różnorodne dzikie krzewy, takie jak monstery, draceny czy agawy. Ponadto można natrafić na niesklasyfikowane dotychczas gatunki, rosnące tylko na tej wyspie. Zaprawdę, niesłychane!

Fauna składa się z interesujących, pięknych, ale czasem i niebezpiecznych zwierząt. Najczęściej spotykane są wilgi zwyczajne, koczkodany oliwkowe i pomniejsze ssaki bytujące wśród zarośli. Jeżeli szczęście nas opuściło, natkniemy się na potężnego lamparta plamistego. Podobno na wyspie żyje tylko jeden taki osobnik. Wśród tutejszych uznawany jest za króla lasu. Nikomu nie życzę spotkania z nim w cztery oczy.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o niezwykłych rybach zamieszkujących tutejsze wody. Niezliczone odmiany tuńczyków i makreli urozmaicają plemienny jadłospis. Do ich połowu tubylcy używają prymitywnych włóczni. W tym celu ostrzą ich końce z niesamowitą zapalczywością. Pragną, by zwierzę męczyło się jak najkrócej. Przybrzeżne wody skrywają też wiele groźnych stworzeń. Można natrafić na świecące, obślizgłe meduzy. Żarłacze białe i błękitne nie stronią od pechowców, którzy udali się na głębiny.

Na wyspie żyje rdzenny lud. Choć wydają się niesforni, promieniują inteligencją i bystrością. Posiadają ustaloną hierarchię. Na czele społeczności stoi Najwyższy Kapłan — wódz plemienia. Rządzi rozsianymi po całej wyspie klanami. Mieszka w świątyni, w centralnej części wyspy. Następnie władza zstępuje na przywódców klanów. Jest ich czterech. Ci sprawują pieczę nad pospolitymi osobnikami. Mieszkańcy szanują tę drabinę wartości i jeszcze nikt nie postanowił jej się przeciwstawić.

Warto zauważyć, że w ich kulturze każdy klan wykształcił swój własny dialekt oparty na ujednoliconym języku, który rozumie każda osoba z klanu. Co zadziwiające, potrafią również porozumiewać się z obcymi ludźmi spoza wyspy.

Noszą ozdoby wyciosane z jasnego drewna. Malują je pigmentami, uzyskanymi ze zmielonych tutejszych owadów, roślin i minerałów. Mają pomalowane twarze i torsy. Kolor i kształt malunków oznaczają przynależność do danego klanu.

Najmniej liczny jest elitarny Klan Słońca. Zwą się _Nal Nus_. Na ich ciele widnieją żółte ilustracje tej gwiazdy. Są strażnikami świątyni, w której przebywa Najwyższy Kapłan. Stanowią enklawę w samym centrum. Do starć i obrony używają oszczepów. Osoby do niego wybrane są dokładnie wyselekcjonowane. Obywatele uważają przynależność do Klanu Słońca za największy zaszczyt i wyróżnienie.

Kolejną grupę stanowi Klan Dżungli — _Nal Elgnu_. Przebywają w zachodnich regionach wyspy. Tatuują sobie zielone ptaki na ramionach i czole. Do ich zadań należy pilnowanie gęstwiny, aby nikt nie wyrządził jej żadnej szkody. Są poniekąd gwardią lasu. Kiedy nawiążemy z nimi kontakt wzrokowy, przeważnie jest już za późno na jakąkolwiek reakcję. Atakują w grupach i są porażająco przebiegli. Tuziny lotek nasączonych w toksynie jadowitych gadów skutecznie odstraszają wrogów.

Równie interesujący jest północny Klan Ognia — _Nal Erif._ Na ich piersiach widnieją czerwone płomienie. Symbolizują odwagę i manifestują siłę. Jako oręża używają proc, skonstruowanych z lokalnych surowców. Miotają „_ognistymi kamieniami”_. Nazywają tak odłamki pozyskane ze skały wulkanicznej. Przedstawicieli tego walecznego grona najczęściej można spotkać właśnie w okolicach wulkanu. Nie oznacza to, że na obrzeżach ich terytorium można czuć się zupełnie bezpiecznie.

Warto zwrócić też uwagę na wschodni Klan Chmur — _Nal Duol_. To istoty strzegące górskich przełęczy. Ich włosy są śnieżnobiałe, prawie jak mleko. Usta mają ciemnoszare, niemal czarne, podobne do skał gór, w których bytują. Poruszają się zwinnie i bezszelestnie. Ich podstawową bronią są łuki ciskające strzały, których groty przypominają strukturą trójkąty o równych bokach. Choć na wyspie nie ma zbyt wielu wysokich wzniesień, jedno z nich budzi ogromny respekt. To Góra Prawdy, zwana też _Niatom Turt_. Przebyć mogą ją jedyni ci, którzy mają pokojowe intencje. Tych zaś, którzy pragną jedynie się wzbogacić kosztem innych, góra podobno zabiera. Na szczęście nie miałem tej wątpliwej przyjemności poznać, w czym dokładnie rzecz leży.

W skład ostatniego grona wchodzi południowy Klan Oceanu, nazywany _Nal Naeko._ Na plecach mają namalowane ryby. Prawdopodobnie rekiny, do których czują wielki respekt i bojaźń. Głowy mają przepasane niebieskimi opaskami, co odróżnia ich klan od reszty. Do walki i zbierania pożywienia używają sztyletów. Świetnie pływają. Są powściągliwi, ugodowi i roztropni w swoich działaniach.

Z moich obserwacji wynika, że tutejsza ludność przejawia skłonności do sprawowania kultu i swego rodzaju tradycji. Podczas każdego zaćmienia Słońca składają hołd Najwyższemu Kapłanowi, by ten odpędził mrok i znów zapanowała światłość. Wierzą, że ich wódz potrafi kierować ciałami niebieskimi.

Żywią się głównie dzikimi owocami, orzechami kokosowymi i rybami, które uda im się upolować. Szczególnie cenią sobie mango i granaty. Większych zwierząt starają się unikać ze względu na skromny arsenał.

Dysponują ściśle określonym kodeksem postępowania, według którego żyją. Nie wolno im zabijać swoich, jednakże mają pozwolenie żywić się pobratymcami zmarłymi z przyczyn naturalnych. Wykazują skłonności do antropofagii, dlatego lepiej ich unikać. To fascynująca, lecz groźna cywilizacja.

Warto mieć na uwadze również fakt, iż ostatnimi czasy dało się zaobserwować przedziwne zjawisko, które członkom naszej wyprawy spędza sen z powiek. Mianowicie od kilku dni rejestrujemy, że personelowi znikają różne przedmioty, najczęściej wartościowe, takie jak biżuteria czy akcesoria odzieżowe.

Nick z admiracją czytał kolejne strony pamiętnika. Henry z pewnością chciałby, aby Nick dokończył jego dzieło i odkrył wyspę do końca. Ojciec posadził drzewo, a syn miał zerwać owoce. W notatniku opisał też, w jaki sposób ma dostać się na wyspę. Mowa jest między innymi o podróży do Portugalii. Najpierw musi polecieć do Lizbony. Stamtąd ma pojechać pociągiem do Porto. Tam będzie czekać na niego jego pilot — José, kuzyn Henry’ego. Kiedyś wyrobił sobie licencję pilota. Polecą razem na wyspę.

Ojciec Nicka był szczodry, toteż nie zostawił go bez gotówki. Na końcu notesu schowany był załącznik. Nick ostrożnie podważył nożykiem kopertę. Wyciągnąwszy jej zawartość, poczuł narastającą falę gorąca. Przed oczyma miał plik karmazynowych banknotów — dobre kilkaset funtów. Na odwrocie koperty widniał napis: „Na podróż”.

Między stronicami notesu Nick znalazł też enigmatyczną instrukcję. Musiał odnaleźć siedem wyjątkowych kamieni, ukrytych gdzieś na wyspie. Ponadto jego misją będzie odszukanie Sekretnego Miasta, w którym ich wszystkich użyje, by otworzyć wrota do Wielkiego Skarbca. Jednak położenie tego miejsca nie jest znane. Nick ma za zadanie je zlokalizować. Henry zostawił wskazówki, gdzie można szukać tych niezwykłych minerałów. Podpowiedź była wierszowaną zagadką.

_Pierwszy ukryty, gdzie woda się pieni;_

_szafir, błękitnym blaskiem olśniewa._

_Drugi to rubin, tak pięknie się czerwieni;_

_schowany w górze, co ogień rozsiewa._

_Trzeci zaś ponad chmurami spoczywa,_

_diamentem przez ludzi zwany._

_Czwarty z wdziękiem w zieleni się skrywa;_

_szmaragd, w dzikiej puszczy zapomniany._

_Piąty — w ciemnościach leżeć lubujący;_

_ametyst, co oczy fioletem kusi._

_Szósty — onyks czernią emanujący,_

_z szyi tubylczej zdobyty być musi._

_Siódmy, zostawszy na koniec podany,_

_złotą barwę przybiera._

_To bursztyn — kamień wyspie podarowany,_

_głupców w ruiny zabiera._

Nick nie był skonsternowany zagwozdką podaną przez ojca. Już dawno przywykł do jego lirycznych zamiłowań. Po kilku dłuższych chwilach w głowie Nicka kotłował się tabun zagmatwanych myśli i multum wieloaspektowych koncepcji.

W tym momencie zdał sobie sprawę, że postawiono go przed arcyważnym ultimatum. Czy pójdzie w ślady ojca i dokończy to, co zaczął? Czy może zrezygnuje z górnolotnych planów i potencjalnego dobrobytu?

W jego umyśle kłębiły się dziesiątki jak nie setki pytań. Czuł gorzki niepokój zmieszany ze słodką ekscytacją. Skonstatował, że to za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Położył się spać wcześniej niż zwykle. Mimo to, dopiero o godzinie drugiej w nocy sen go zmorzył.

Przyśnił mu się niedawny pogrzeb taty. Patrzył na siebie z góry, jakby był obserwatorem całej sytuacji. Odnalazł się wśród tłumu przybyłych gości. Stał nad przyszłym grobem swojego ojca. Położył kwiat róży na wieko trumny. Kontemplował nad dołem, który niedługo potem został zasypany. Zaproszone osoby już się rozeszły. Został tylko on. Sam.

Przebudził się. Trwał minutę w bezruchu, zawiesiwszy bezwiednie wzrok w jednym punkcie na suficie. Zrozumiał, że wpadł w objęcia Morfeusza. Zaczął się zastanawiać nad sensem tego snu. Nick doszedł do ważnego wniosku. Ojciec bezsprzecznie dał mu znak. Wyruszy na wyspę.

Stary przyjaciel

Noc minęła wyjątkowo spokojnie. Nie licząc oczywiście tego jednego incydentu. Nick obudził się wypoczęty i odświeżony. Zaparzył sobie herbatę i delektując się nią, spoglądał przez okno na okoliczne ulice i domostwa. Jego myśli znowu spowiły wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Nawet gdyby miał polecieć na wyspę, nie mógł udać się tam samotnie. Potrzebował wspólnika. Kogoś, kto pomógłby mu w razie sytuacji kryzysowej.

Nick przypomniał sobie przyjaciela ze szkolnych lat. To Matt Coliway — szczupły brunet o piwnych oczach. Raczej pesymista, choć miewał i optymistyczne skłonności. Posiadał niewiele zainteresowań. Jego głównym i jedynym zajęciem było kolekcjonowanie monet i banknotów z czasów Generalnego Gubernatorstwa. Nade wszystko zatracił się w zbieraniu marek polskich z lat 1916—1917 z charakterystycznym błędem na awersie — słowem „jenerał” zamiast „generał”. O ówczesnej walucie wiedział niemal wszystko. Był zapalonym numizmatykiem. Zresztą pieniądze kochał bodaj najbardziej. Materializm przejawiał się w nim niejednokrotnie, lecz w jakiś sposób udawało mu się go dotychczas utrzymywać w ryzach.

Mimo iż był dusigroszem, starał się walczyć ze swoją słabością i słynął z serdeczności. Czasami jednak wykazywał się obojętnością i lekceważąco podchodził do wielu spraw. Krytycznie oceniał swoją postawę i próbował się zmienić. Bywał leniwy i niedbały, ale jeżeli przyjaciele potrzebowali jego pomocy, zawsze był punktualnie o czasie. Nie przypisałby sobie miana filantropa. Po prostu żył własnym życiem i chciał je przeżyć jak najlepiej, nie wchodząc w paradę innym. Nie szukał zwady, ale był gotów zawalczyć o swoje w razie potrzeby.

Nick pamiętał nawet, jak robili razem niejednokrotnie uszczypliwe psikusy szkolnym pedagogom. Kiedyś włożyli zużytą gumę do żucia w otwór od klucza. Przez to nauczyciel nie mógł otworzyć drzwi, a że wszystkie inne sale były zajęte, ich sprawdzian z matematyki uległ przesunięciu.

Odszedł od okna i spokojnym krokiem udał się do telefonu. Sumiennie wystukał numer na klawiszach i przyłożył słuchawkę do ucha. Minęło kilka sygnałów. Po kilku sekundach przywitał go znajomy głos.

— Słucham?

— Matt, stary druhu! Ile lat myśmy się nie widzieli?

— Nick, to ty? Długo nie dawałeś o sobie znać.

— Sam rozumiesz. Nowa praca, nowe obowiązki. Jakoś nie było okazji wcześniej zadzwonić.

— Jak się czujesz? Słyszałem, że… no sam wiesz.

— Tak, jest w porządku. Na pogrzebie było więcej osób niż się spodziewałem. Wszyscy z rodziny.

— Każdy przez to przechodził lub dopiero przejdzie. Nie zamartwiaj się.

— Dziękuję za wsparcie. Odchodząc od tematu, masz jakieś plany na dzisiejsze popołudnie? Chciałem o czymś pogadać. Można zdobyć parę centów.

— Mam nadzieję, że nie wpakowałeś się w żadne nielegalne interesy…

— Nie, nie o to chodzi! Jest szansa, żeby dorobić sobie do pensji. Tylko wymaga to więcej czasu i zaangażowania.

— Brzmi nieco podejrzanie, ale w zasadzie mi też przydałoby się trochę funtów. Gdzie i kiedy miałoby być to spotkanie?

— Tam, gdzie zawsze. O siedemnastej.

— Pasuje. Do zobaczenia.

— Trzymaj się.

Tę parę godzin ciągnęło się jak ciepłe, serowe _fondue_. Na zegarze wybiła szesnasta trzydzieści. Nadszedł czas, by zacząć szykować się do wyjścia. Nick włożył czarny golf, a do kieszeni schował pamiętnik. Upewnił się, że zamknął drzwi i wyszedł. Spokojnie przemierzał londyńskie przedmieścia, podziwiając wspaniałe drzewa i ptaki. Po skończonym spacerze wszedł do ich ulubionej herbaciarni i zaczekał na przyjaciela.

Otworzyły się mahoniowe wejściowe drzwi. W progu Nick dostrzegł swojego przyszłego kompana. Machnął mu dłonią i obaj spoczywali już na swoich miejscach. Matt zdjął swój filcowy kaszkiet i obydwaj zerknęli do menu. Po chwili pojawiła się sympatyczna i uprzejma kelnerka. Nick zażyczył sobie earl grey, a Matt poprosił o filiżankę assam.

— Słuchaj Nick. Skoro mam brać udział w tym twoim biznesie, to wyjaśnij mi, co w trawie piszczy.

— Spokojna głowa. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to się dorobimy i trochę świata zwiedzimy.

Matt milczał w skupieniu.

— Sprawa jest prosta — podjął. — Najpierw udamy się do Portugalii, a potem polecimy na wyspę.

— Jaka Portugalia? Jaka wyspa? — przerwał mu Matt. — Czy ty siebie słyszysz?

— Wiem, jak to brzmi, ale musisz mi zaufać.

— Po co to wszystko? Co niby mamy robić na tej wyspie? — pociągnął łyk herbaty i kontynuował swój wywód. — Chyba nie myślisz, że się na to piszę…

Nick wyjął z kieszeni pamiętnik i przedstawił pokrótce swój plan koledze.

— Mam polecieć z tobą na jakieś odludzie, bo twój tatko nabazgrał sobie coś w notesie? Sam nie wiem.

— W skarbcu ma czekać na nas wielki majątek. Mój ojciec tak twierdzi. Przecież by mnie nie okłamał, prawda?

— A skąd on to wszystko wie, co?

— Tata prowadził tam swoje badania antropologiczne.

— I to ma niby dowodzić, że ukryto jakiś skarb? Poza tym, jaką mam gwarancję, że nie kantujesz?

— Musisz mi zaufać.

— Możesz mnie zapewnić, że na tej bezludnej wyspie nadal są te kosztowności?

— Ta wyspa nie jest bezludna. Mówiłem ci. — Matt przewrócił oczami z dezaprobatą. — Pewności nie mam, czy je znajdziemy, ale jak nie sprawdzimy, to się nigdy nie dowiemy. Co będzie, jak takie pieniądze umkną nam sprzed nosów?

— Może i masz rację. Powiedziałeś coś o tubylcach. Możesz rozwinąć ten temat?

— Ojciec wspomniał, że tubylcy mogą nie być zbyt przyjaźnie do nas nastawieni. Powinniśmy na nich uważać, a najlepiej unikać i nie wtrącać się w ich sprawy, bo inaczej znajdziemy się między młotem a kowadłem.

— No to weźmy jakąś strzelbę albo…

— Żadnej broni! — bezpardonowo uciął Nick. — To będzie misja pokojowa. Zresztą jak chcesz przemycić flintę do samolotu? Schowasz do nogawki?

— A jak natkniemy się na jakiegoś dzikiego zwierza?

— Nie przesadzaj, Matt. Tata pewnie chciał mnie tylko nastraszyć.

— Niemniej jednak pobędziemy tam kilka dni. W takim razie jak zamierzasz się wyposażyć?

— Spakuję najpotrzebniejszy sprzęt: zapałki, konserwy, wodę, sznur i inne przydatne szpargały. Tobie radzę to samo.

— Jeszcze nie powiedziałem, że z tobą pojadę.

— Pojedziesz.

— Tak myślisz?

— Przyjaciołom się nie odmawia.

— Nawet jak się zgodzę, to jak zorganizujesz kasę na bilety? Wyczarujesz?

— O to zatroszczył się już mój tata. Zostawił mi co nieco na podróż. Chyba wyraziłem sprawę już wystarczająco jasno. Mogę na ciebie liczyć?

Matt zdążył zmienić zdanie już z kilka razy, ale ostatecznie utwierdził się w swojej decyzji.

— Oby tam była fortuna, Nick, bo sam będziesz popijał tę swoją herbatkę.

— Wiedziałem, że mogę na tobie polegać.

Obaj dopili już letnie napoje. Zapłacili, pożegnali się i rozeszli do swoich mieszkań.

Big Ben — wizytówka Londynu
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: