Siedem szczęść Daniela Obajtka. Biografia - ebook
Siedem szczęść Daniela Obajtka. Biografia - ebook
Mamy w Polsce takiego niezwykłego człowieka. Nazywa się Daniel Obajtek. Zanim został szefem jednego i drugiego koncernu, był wójtem gminy Pcim. Otóż on w tej gminie dokonywał cudów.
cytat z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego
To rzeczywiście cud, że technik weterynarii, który był dwukrotnie wyrzucany ze szkoły – i przywracany przez właściwy urząd, po zdobyciu średniego wykształcenia tak szybko zrobił karierę w Elektroplaście.
To cud, że posądzany o działania na szkodę rodzinnej firmy i przyjęcie łapówki, czego jednak sądowi nie było dane rozstrzygnąć, objął stanowisko urzędnika państwowego.
To cud, że człowiek, który otarł się o kontakty z grupą przestępczą, jest jednym z najbardziej zaufanych ludzi partii rządzącej. Ale takich cudów jest więcej. W odróżnieniu od legend, które budują wizerunek Daniela Obajtka, wieloletnie śledztwo Figurskiego i Sidorowicza odsłania same fakty. Dziennikarze „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski, autorzy cyklu „Afera Daniela Obajtka”, zdobywcy nagrody Grand Press za najlepszy dziennikarski materiał śledczy w roku 2021 – ujawnienie taśm prezesa Obajtka, pokazują prawdę o powiązaniach, spektakularnych awansach, majątkach i układach skromnego wójta, który dokonywał „niesłychanych rzeczy”.
Daniel Obajtek ma niesamowite szczęście. Jak długo może się go trzymać?
Paweł Figurski
Dziennikarz Wirtualnej Polski, wcześniej związany z „Gazetą Wyborczą” w Krakowie. Laureat nagrody Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze (2021) oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za dziennikarstwo najwyższej próby (2022). Otrzymał również Nagrodę Dziennikarzy Małopolski (2018), a także nominację do nagród: Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego (2021) i Festiwalu Wrażliwego (2023). fot. Jakub Włodek, Agencja Wyborcza.pl
Jarosław Sidorowicz
Dziennikarz „Gazety Wyborczej”, od lat zajmuje się tematyką śledczą. Laureat nagrody Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze (2021, wspólnie z Pawłem Figurskim za cykl artykułów o karierze Daniela Obajtka), Nagrody im. Dariusza Fikusa za dziennikarstwo najwyższej próby (2022, za ten sam cykl) oraz Nagrody Dziennikarzy Małopolski (2011 i 2012).
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-4343-3 |
Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Człowiek sukcesu, kariera jak ze snów. Godna podziwu? To stanowczo za mało powiedziane.
Daniel Obajtek ledwo skończył 40 lat i stanął na czele największej firmy Europy Środkowo-Wschodniej. Orlenem kieruje od 2018 r., dłużej prezesował jedynie Jacek Krawiec – od 2008 do 2015 r.
Na szczyt pnie się wytrwale i zdaje się, jakby nie musiał się zatrzymywać na zaczerpnięcie oddechu. Po szkole Obajtek trafia do firmy z branży elektroinstalacyjnej. Zaczyna jako pracownik fizyczny, gdzie objawiają się jego talenty do zarządzania, i szybko zostaje kierownikiem. Pracę w przedsiębiorstwie postanawia łączyć ze służbą dla społeczności lokalnej i zyskuje mandat radnego w niewielkiej gminie Pcim w Małopolsce. Jest młody, aktywny, pełen pomysłów. W kolejnych wyborach walczy już o fotel wójta. Od razu z sukcesem. Zdobywa poparcie 55 proc. głosujących i pokonuje wieloletniego włodarza.
Mieszkańcy chwalą wójta Obajtka za inwestycje i „ludzkie podejście”. Nazywają go „wójtem-czekoladką”, bo odwiedza pcimian w ich domach i zawsze wręcza coś słodkiego.
W kolejnych wyborach, w 2010 r., nikt nie decyduje się wystąpić przeciw Obajtkowi, więc ten startuje samodzielnie. Już jako kandydat Prawa i Sprawiedliwości zdobywa 86,6 proc. głosów i zaczyna kolejną kadencję rządów. Cztery lata później już ma kontrkandydata, ale niewiele sobie z tego robi. Obajtka popiera 84 proc. mieszkańców.
W 2015 r. talenty Obajtka dostrzega szefostwo Prawa i Sprawiedliwości, które dopiero co wygrało wybory parlamentarne, a wcześniej wprowadziło do Pałacu Prezydenckiego swojego człowieka – Andrzeja Dudę.
PiS jest u szczytu, a Obajtek korzysta z rzuconej liny i wciąż pnie się do góry.
Pierwszy przystanek to obracająca miliardami Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Daniel Obajtek nie musi ubiegać się o stanowisko dyrektora w konkursie, bo rządzący PiS znosi obowiązek ich rozpisywania. Obajtek pokazuje charakter twardego zawodnika, co na własnej skórze odczuwają setki pracowników, którzy tracą pracę w Agencji.
Ale Obajtek nie rozsiada się w ARiMR na długo. Rządzący widzą go jeszcze wyżej. Tym razem potrzebny jest w spółkach Skarbu Państwa. I tak pochodzący ze wsi w Małopolsce Obajtek ląduje nad polskim morzem – w Enerdze. Tam też wchodzi razem z drzwiami i zapowiada koniec Bizancjum. Dziennikarzom chwali się, że pracuje po 16 godzin dziennie i „nadaje kierunek zmianom i reformom”.
W Enerdze nie wytrzymuje nawet roku, by znów awansować. Tym razem do Orlenu, gdzie rządzi do dziś. Inwestuje i kieruje firmę do – jak sam mówi – koncernu multienergetycznego, a jego ulubionym słowem, powtarzanym przy kolejnych przejęciach przez Orlen, jest „synergia”.
Obajtek to menedżer z perspektywami na karierę w polityce. Choć na razie powtarza, że nie ma ambicji politycznych, to jego nazwisko wielokrotnie pojawiało się na karuzeli potencjalnych następców premiera Mateusza Morawieckiego.
Daniel Obajtek pierwszą pracę zaczął zaraz po ukończeniu technikum. Na długo poprzestaje na tym etapie edukacji, ale jako wójt Pcimia uzupełnia wykształcenie i zdobywa tytuły inżyniera i magistra. Potem, gdy kieruje największymi polskimi firmami, kończy studia Master of Business Administration.
Dziś jest milionerem, zarabiającym dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy złotych miesięcznie, posiada też kilkadziesiąt nieruchomości.
Nie przyszło to łatwo. Prokuratura stawiała mu zarzuty. Co rusz musi odpowiadać na nieprzychylne komentarze oponentów politycznych i mediów.
Historia Daniela Obajtka to opowieść o człowieku wielkiego szczęścia, a właściwie wielu szczęść. Bo który wójt niewielkiej miejscowości poznaje najsłynniejszego komika świata? Kto ma matkę, która wykonując niskopłatne zajęcia fizyczne, jest w stanie odłożyć setki tysięcy złotych i po latach pracy jako krawcowa ruszyć w świat biznesu? Kto poznaje brutalnych gangsterów, którzy zamiast – co mają w zwyczaju – wymusić coś siłą, zapraszają na smaczny obiad? Kto będąc postawiony w stan oskarżenia, ma to szczęście, że akurat tak zmienia się prawo, by prokuratura mogła wycofać sprawę z sądu? Za kim, kto spędził kilkadziesiąt godzin za kratami, opowiadają się lider największej partii opozycyjnej i przyszła premier? Kto kupił już działkę nieopodal planowanej pierwszej elektrowni atomowej w Polsce, a z której zakupu zrezygnowała państwowa agencja?
Siedem szczęść, sporo, ale przecież to jeszcze nie wszystkie. W biografii Daniela Obajtka znajdziemy ich więcej.
DANIEL OBAJTEK I KOMIK Z MONTY PYTHONA
MAM DOŚĆ . PRZEZ CLEESE’A WSZYSCY SZUKAJĄ W NASZEJ GMINIE CZEGOŚ ŚMIESZNEGO . NIE POZWOLĘ .
„Naprawdę? Wszyscy Polacy biorą?” – pyta John Cleese, angielski aktor komediowy, członek legendarnej grupy Monty Python w reklamie banku BZ WBK. Występem w klipie kierowanego wówczas przez Mateusza Morawieckiego banku wzbudził niemałą sensację. Oto światowej sławy artysta, który kilkadziesiąt lat temu bawił widzów, gdy wił się i podskakiwał w drodze do pracy w Ministerstwie Głupich Kroków, teraz reklamuje Polakom kredyty. W marketingowej ofensywie banku obok Cleese’a wystąpili również holenderski trener reprezentacji Polski w piłce nożnej Leo Beenhakker oraz Danny DeVito, gwiazdor amerykańskich filmów komediowych.
Brytyjskiemu artyście w pytaniu bynajmniej nie chodzi o łapówki, a o tani kredyt gotówkowy, który – jak dowiadujemy się z klipu – łatwo dostać w banku Mateusza Morawieckiego. Ale nie komikowi, bo ten nie jest Polakiem. Zawiedziony Cleese wymienia więc związki z naszym krajem: „Uwielbiam pierogi, byłem na Wembley w ‘73, moja ciocia jest z Pcimia!”.
Ten ostatni argument wywołał burzę w małej miejscowości pod Krakowem, położonej przy słynnej Zakopiance. W centrum miasta stoi budynek urzędu gminy, otoczony kilkoma sklepami – naprzeciw delikatesy „Centrum”, za plecami „Pokusa”. Obok strumyk dopływający do rzeki Raby, a przy nim fontanna. Gdy w 2012 r. została zdemolowana, wójt Obajtek w lokalnych mediach ostrzegał sprawców wandalizmu: „Za niszczenie i uszkadzanie cudzego mienia, zgodnie z art. 288 kk, grozi kara od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności”.
W tle słychać szum samochodów mknących dwupasmową ekspresówką w stronę Podhala.
Historia Pcimia sięga XIII wieku, gdy książę Leszek Biały sprowadził pierwszych mieszkańców. Pierwszy kościół wzniósł i ustanowił parafię św. Mikołaja Kazimierz Wielki. Jak wskazują legendy, kościół miał zostać zniszczony przez samego diabła. „Kiedy w Pcimiu kościół stawiali, diabeł niósł olbrzymi kamień i chciał go spuścić na kościół, aby go zburzyć, ale się spóźnił i kury już piać zaczęły, więc diabeł musiał kamień puścić. Ten też spadł na Kotoń i tam dotąd leży” – głosi legenda, o której gmina Pcim informuje na swojej stronie internetowej. Do „Diabelskiego Kamienia” dotrzemy, idąc z Pcimia żółtym szlakiem na Kotoń.
Inna legenda mówi o krzyżu, który stoi w Pcimiu. „Niegdyś przez Pcim przebiegał szlak handlowy zwany solnym. Wyprawiano nim z Wieliczki i Krakowa sól i gorzałki na Orawę, leżącą w krańcach państwa węgierskiego. Stamtąd przywożono wyborne węgierskie wina. Trakt ten przechodził przez teren przykościelny, a następnie przez potok Kącankę prowadził pod rolę Godawową. Tu droga zwężała się i na odcinku stu kilkudziesięciu metrów szła wzdłuż stromego brzegu podcinanego przez Rabę, która miała w tym miejscu ponoć 18 stóp (czyli prawie 5,5 m) głębokości.
Pewnego razu, gdy przez Pcim jechali z Węgier kupcy z winem w beczkach, zerwała się potężna ulewa i Raba silnie wezbrała. Woźnice nie chcieli jechać dalej. Musieli jednak słuchać rozkazu kupca, Żyda – który jak najspieszniej chciał zawieźć wino do Krakowa. Kiedy jeden z wozów wjechał nad stromy brzeg, osunęła się ziemia. Wóz wraz z końmi i woźnicą wpadł do rzeki. Potonęły beczki z winem, utonął woźnica. A wszystko przez chciwość kupca.
Mieszkańcy Pcimia postawili w tym miejscu krzyż z piękną figurą Chrystusa. Stoi do dziś, choć wkopane w ziemię drzewo wielokrotnie butwiało i trzeba je było reperować”.
W historii Pcimia ród Obajtków nie zapisał się w szczególny sposób. W 189-stronicowej monografii geograficzno-historycznej nazwisko to pada przy statystykach dotyczących mieszkańców Pcimia w 1844 r.
„Łącznie Pcim zamieszkiwało 467 rodzin. Poniżej przedstawiono pełny wykaz ówczesnych 124 nazwisk pcimian z podaniem liczby noszących je rodzin. Dziadkowiec (35 rodzin), Zięba (27), Kozak (23), Muniak (18), Ulman (16), Sraga (14), Kolbiarz (13), Koźmic (11), Starmach (10), Druzgała, Spórna (po 8 rodzin), Depta, Kubic, Kudłacz, Róg (po 7), Dyrda, Leksander, Obajtek, Stanek, Trojan, Ulmaniec (po 6), Bzowski, Konarski, Marszalik, Strączek, Szarek (po 5), Bodzioch, Chmielowski, Figuła, Filipiec, Flazik, Gracz, Guśpiel, Kałafut, Kotoński, Łopata, Mastela, Pieron, Prośniak, Zdun (po 4), Banek, Brzeziński, Gromek, Habieda, Jakubiak, Jędrzejak, Kaliszowski, Marszałek, Olszowski, Paś, Piwowarczyk, Raźniak, Serafin, Skalski, Słowik, Tupta, Tyrpuła, Uchacz (po 3), Bartosik, Bednarczyk, Brzana, Czernecki, Dróżak, Gazdecki, Godawa, Górecki, Kaczmarczyk, Klakurka, Oboński, Pandyra, Pietrzak, Piętka, Pilsak, Różanecki, Sabała, Ślusarczyk, Węgrecki (po 2), Biedroń, Biela, Bierówka, Buksiak, Burdelik, Bylica, Ciapała, Fudalej, Galas, Janicki, Jąkała, Kluska, Kniarz, Kowalczyk, Koźmik, Kuboń, Majchrzak, Mizera, Nawara, Nizielski, Ornat, Pachura, Pawlik, Pawlikowski, Pilch, Piszczek, Proszek, Saletra, Senderek, Słowiak, Stożek, Sularczyk, Sularz, Szczepaniak, Świątek, Świętek, Tajs, Talaga, Telczyński, Walasik, Wątor, Więciak, Wincenciak, Wójtoiec, Wróbel, Żyła (po 1)”.
Ze 124 nazwisk występujących w 1844 r. w Pcimiu, trzy znajdziemy na innej liście – obecnego zarządu PKN Orlen. To Obajtek, Róg oraz Węgrecki. Rody reprezentują prezes zarządu Daniel Obajtek, Członek Zarządu ds. Handlu Hurtowego i Międzynarodowego Michał Róg oraz Członek Zarządu ds. Operacyjnych Józef Węgrecki.
We współczesnych czasach Pcim kojarzony jest z żartami i anegdotami, w których symbolizuje zaścianek i znajdującą się na końcu świata pipidówkę tak małą, że w autobusach zatrzymujących się w miejscowości otwierają się tylko środkowe drzwi. Bo przednie i tylne to już nie Pcim.
W tej kategorii z Pcimiem konkurować mogą tylko Wąchock lub Cyców.
– DLACZEGO W PCIMIU DO DZISIAJ CHODZI POCHÓD PIERWSZOMAJOWY?
– NA RONDO TRAFILI...
– DLACZEGO MIESZKAŃCY PCIMIA TRZYMAJĄ ŻARÓWKI W ZĘBACH?
– ŻEBY WYRAŻAĆ SIĘ JASNO!
– WIECIE, CZEMU SOŁTYS W PCIMIU POMALOWAŁ SOBIE DOM NA BIAŁO?
– BO GDZIEŚ USŁYSZAŁ, ŻE JAK WYBUCHNIE WOJNA ATOMOWA, TO OCALEJE TYLKO BIAŁY DOM.
Niektórzy nawet nazywają go „Pcimiem Dolnym”, choć takiej miejscowości na mapie Polski nie ma.
Po emisji reklamy z Johnem Cleese’em do śmiechu nie było jednak wójtowi Pcimia. „Mam dość” – mówił Daniel Obajtek w 2008 r. „Przez Cleese’a wszyscy szukają w naszej gminie czegoś śmiesznego, a nikt nie chce zobaczyć osiągnięć. Przecież nazwa naszej gminy pada z ust człowieka, który całe życie ze wszystkiego robi sobie jaja” – złościł się wójt na łamach „Dziennika”.
Wypowiedział się też dla „Gazety Wyborczej”. Wtedy nie miał z tym problemu. Dziś komunikuje się tylko za pośrednictwem swojego pełnomocnika.
„Jako gospodarz gminy muszę dbać o jej dobre imię. Nie pozwolę, aby ktoś robił cyrk z naszej miejscowości. Na siłę próbuje się nas ośmieszać” – oceniał w wywiadzie z 3 marca 2008 r. Wtedy po raz pierwszy Polska usłyszała o wójcie Danielu Obajtku.
Szef gminy prezentuje się profesjonalnie. W mediach występuje w dobrze skrojonym ciemnym garniturze, lśniącej białej koszuli z mankietami zapinanymi na spinki oraz niebiesko-szarym grubym krawacie. Kiedy się wypowiada, sporo gestykuluje, co chwilę zerkając na rozmówcę zza okularów bez oprawek.
Obajtek ma wówczas 32 lata, jest ambitny i pewny siebie. Nie daje sobie w kaszę dmuchać, gdy coś mu nie pasuje, odważnie o tym mówi. Jak o dziennikarzach stacji TVN, którzy – zdaniem wójta Pcimia – skrzywdzili jego gminę w programie telewizyjnym.
„Dziennikarz stacji TVN rozmawiał ze mną kilkanaście minut, a puścił raptem tylko parę sekund w telewizji” – żalił się reporterowi „Wyborczej”, gdy za sprawą reklamy z brytyjskim aktorem zrobiło się głośno o Pcimiu. Bo zamiast prezentacji lokalnych sukcesów na ekranie obejrzał m.in. miejscowych pijaczków, którzy przed kamerą chwalili sobie życie w Pcimiu. Wtedy, jak mówił dziennikarzom, nie wytrzymał i postanowił zadziałać.
„Zaprosiłem przedstawicieli banku z brytyjskim aktorem. Niech zobaczą na własne oczy, że tutaj nie jest śmiesznie, że to cywilizowana gmina” – oświadczył butnie. Bo Obajtek, jak mówił reporterom, chciał pokazać im piękne krajobrazy, świetnie prosperujące firmy, nową kostkę wzdłuż drogi...
Dwie katowickie agencje PR i reklamy, które wyczuły materiał na niezłą akcję promocyjną i zgłosiły się do Obajtka, podpowiedziały mu, że zamieszanie z brytyjskim aktorem można przekuć w złoto i wypromować miejscowość. A przy okazji samego Obajtka.
Obajtkowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. Zwietrzył szansę. Jednym z pomysłów był billboard z podziękowaniem od cioci. Agencja Imago Public Relations tłumaczyła, że to sposób na promocyjne wykorzystanie tej sytuacji. Wcześniej firma została nagrodzona branżowym „Złotym Spinaczem” za tzw. komunikację kryzysową. W 2007 r. pomagała Jastrzębskiej Spółce Węglowej w relacjach z mediami podczas strajku w kopalni „Budryk”. Protest przeszedł do historii jako najdłuższy podziemny strajk okupacyjny w powojennej Europie. W Pcimiu agencja nie mogła wykorzystać wizerunku Johna Cleese’a, bo nie miała na to zgody.
Billboard stanął i głosił: „Dziękuję, że o nas pamiętałeś, John” z podpisem „Ciocia z Pcimia”, a niżej: „Thank You – gmina Pcim”.
Zmianę frontu w sprawie reklamy banku tak później Obajtek tłumaczył dziennikarzom: „Walczyłem tylko z produktem ubocznym tej reklamy – szukaniem u nas na siłę czegoś śmiesznego: jakiegoś pijaczka, budki z piwem, zabiedzonego psa na łańcuchu”.
Niedługo potem, w połowie marca 2008 r., władze gminy wystosowały list do brytyjskiego komika: „Mamy nadzieję, że nasza postawa i zasygnalizowane pomysły spotkają się z Pana przychylnością i że w efekcie zechce Pan wyrazić zgodę na użyczenie swego wizerunku do lokalnej kampanii promującej »miejscowość ciotki Johna Cleese’a«. Poza argumentami natury symbolicznej mamy propozycję o wartościach pragmatycznych – gmina Pcim proponuje zameldowanie na swoim terenie, co umożliwi otwarcie rachunku w polskim banku BZ WBK!” – czytamy w nim.
Dowcipny list, jaki wójt Pcimia wysłał do Cleese’a, podkreśla obeznanie Daniela Obajtka z twórczością Monty Pythona: „Meczu piłkarskiego największych nowożytnych filozofów na razie nie przewidujemy. Obawiamy się, że ewentualna kłótnia Sokratesa z Heglem mogłaby wywołać zainteresowanie nie tylko krajowych telewizji, ale również BBC czy CNN. A tego nasza mała, spokojna miejscowość mogłaby nie wytrzymać”.
Jednocześnie Obajtek w mediach kreślił szeroko plany promocyjne: przy wjeździe i wyjeździe z Pcimia staną billboardy z wizerunkiem aktora, będzie też oczywiście festiwal kabaretowy. Kulminacją imprezy miał być Festiwal Dziwnych Kroków. Nazwa nawiązywała do słynnego skeczu Monty Pythona, w którym John Cleese przechadza się po Ministerstwie Głupich Kroków.
W konkursie „Dziwnych Kroków” wystąpiło w końcu czterech panów, ale zawody przemknęły bez echa. Dużo większe zainteresowanie mediów wzbudził zorganizowany przez gminę konkurs na „ciocię z Pcimia”.
„A co trzeba zrobić, żeby zostać ciotką z Pcimia?” – pytała Obajtka w lipcu 2008 r. dziennikarka „Wyborczej”.
„Zwrócić na siebie uwagę. Chcemy wybrać osobę, która będzie miała wszelkie walory. Nie możemy dopuścić do tego, żeby pan Cleese pomyślał, że ma rodzinę niekumatą” – odpowiedział Obajtek. Oczywiście dodał, że najlepsza „ciotka z Pcimia” musi mieszkać na terenie gminy, wykazać się znajomością jej historii, mieć miłą aparycję i poczucie humoru. Nagrodą był telewizor ufundowany przez bank. W trakcie konkursu kandydatki, a było ich dziewięć, odpowiadały m.in. na podchwytliwe pytania, np.: „Kto namalował Bitwę pod Grunwaldem Jana Matejki?”.
„Wszelkie walory”, według konkursowego jury, miała Justyna Urban, wówczas pracownica sekretariatu urzędu gminy.
Po konkursie samorządowcy z Pcimia z wójtem Obajtkiem na czele i „ciotką z Pcimia” pojechali do Warszawy na spotkanie z Cleese’em. Delegacja umówiła się z komikiem w hotelu Bristol. Urban wyrecytowała wtedy wiersz, który specjalnie napisała dla Brytyjczyka: „Czasami tak w życiu bywa, że stała się rzecz niemożliwa”, po czym wyściskała i wycałowała Cleese’a.
W medialnych relacjach zmieścił się tylko powyższy fragment wiersza. Dzieło Justyny Urban jest jednak bardziej rozbudowane. Odnaleźliśmy je w archiwum „Gazety Wyborczej”. Urban napisała:
JOHN CLEESE NIECH ŻYJE NAM DZIŚ
I BANK WBK, CO REKLAMĘ Z NIM MA.
I JAK TO CZASEM W ŻYCIU BYWA,
STAŁA SIĘ RZECZ NIEMOŻLIWA.
WYOBRAŹCIE SOBIE, MOI MILI,
KREDYTU W BANKU JOHNOWI NIE UDZIELILI.
BO ON ANGLIK Z POCHODZENIA,
MIAŁ TYLKO TO DO POWIEDZENIA,
ŻE MOJA CIOCIA JEST FROM PCIM.
I TU SIĘ ZGADZAM Z NIM,
WIĘC DZIŚ, JANKU, CI OBIECUJĘ,
ŻE PÓJDĘ DO BANKU WBK SA
I KREDYT CI ZACIĄGNĘ, JEŚLI SIĘ DA.
BOŚ TY MOJA JEST RODZINA,
TO CI ZAPEWNI CIOTKA Z PCIMIA,
JUSTYNA
Od Justyny Urban komik otrzymał również kosz z prezentami. Na jednym ze zdjęć przypatruje się słoikowi, prawdopodobnie z marynowanymi grzybami. Artysta dostał też niewielką statuetkę z rogami łosia, za promowanie gminy. Nie omieszkał jednak nieco zakpić sobie z wójta Pcimia, bo pozując do zdjęcia razem z nim, trzymał z tyłu nad nim statuetkę, by Obajtek miał rogi nad głową. Przyznał też, że nazwa „Pcim” jest najgłupszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszał.
Media donosiły jednak o sukcesie nie tylko gminy Pcim. Liczba udzielonych przez bank kredytów miała wzrosnąć o blisko 40 proc. Obajtek na spotkaniu z Cleese’em podpowiadał, by i kolejna reklama banku nawiązywała do Pcimia. Tak się jednak nie stało.
* * *
Na zamieszaniu skorzystały bank i niewielka miejscowość pod Krakowem, ale nie tylko. Uwagę skutecznie zwróciła na siebie także Justyna Urban, zwyciężczyni plebiscytu na „ciocię z Pcimia”. Na początku 2008 r., kilka miesięcy przed konkursem, jej sylwetka pojawiła się w regionalnym „Dzienniku Polskim” w ramach cyklu „Poznajmy się”. Tam informowała, że w Urzędzie Gminy w Pcimiu pracuje na stanowisku sekretarki oraz studiuje w Wyższej Szkole Ekonomii Turystyki i Nauk Społecznych w Kielcach. Na pytanie, co najbardziej lubi w Pcimiu, odpowiedziała, że mieszkańców, „którzy tworzą przyjazny klimat tej miejscowości”. Stwierdziła, że to „ludzie szczerzy, na których można zawsze polegać”. „W dzisiejszych czasach to rzadkość” – dodała.
Po historii z Johnem Cleese’em kariera Justyny Urban nabrała rozpędu, szybko została dyrektorką gminnego ośrodka kultury i rządziła tam do 2015 r. Tego roku zdążyła jeszcze zorganizować gminne dożynki. „Gwiazdą wieczoru był zespół Piękni i Młodzi, których sprowadziliśmy tutaj, wcześniej zbierając opinie od ludzi i pytając ich, jaką muzykę preferują. W każdym roku staramy się, aby dożynki wyglądały inaczej, aby zawsze było na nich coś nowego. W przyszłym roku, podobnie jak w tym, będziemy stawiać na regionalizm, nie chcę zdradzać, o co chodzi, ale mogę powiedzieć, że będzie to coś z kabaretu” – mówiła „Gazecie Myślenickiej”.
Kolejnych dożynek już nie organizowała, a rok 2015 okazał się dopiero początkiem jej błyskotliwej kariery w Warszawie.
Kiedy po wyborczym zwycięstwie PiS Daniel Obajtek już w listopadzie 2015 r. zamienił fotel wójta na prezesurę w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, nie zapomniał o „ciotce z Pcimia”. Urban pojawiła się w ARiMR w lutym 2016 r. i objęła funkcję szefa departamentu administracyjno-gospodarczego. Jak donosiły media, niedługo po objęciu stanowiska jednego dnia zwolniła 304 z 314 zastępców kierowników w biurach powiatowych.
Gdy po latach sprawdzamy, co dzieje się z Justyną Urban, okazuje się, że nie jest już dyrektorem departamentu. W Agencji słyszymy, że nie pracuje tam od ok. 2018–2019 r. Nic nie wiadomo o jej dalszych losach zawodowych. Słuch zaginął też o samym konkursie na „ciocię z Pcimia”, który skończył się po jednej edycji, oraz o nagrodzie Łosia dla osoby najlepiej promującej medialnie gminę Pcim. Jej jedynym laureatem był John Cleese.
Kiedy już szum wokół Cleese’a i Pcimia nieco przycichł, Obajtek w wywiadzie z grudnia 2009 r. dla „Gazety Myślenickiej” kreował się na demiurga całej sytuacji. „Powiem szczerze: od samego początku, korzystając z podpowiedzi ludzi, którzy się zajmują reklamą, chciałem, aby ten szum medialny trwał jak najdłużej. On mógł skończyć się po tygodniu, a trwał półtora miesiąca. I wie pan dlaczego? Bo wiedzieliśmy, jak to rozegrać, w jakim czasie zaprotestować, przeciwko czemu i jak to rozdmuchać. W pewnym momencie mówiono nawet, że ja jestem przeciwny...” – tłumaczył dziennikarzowi.
„Ale przecież tak było, w »Gazecie Wyborczej« powiedział pan, że: »Jako gospodarz gminy muszę dbać o jej dobre imię. Nie pozwolę, aby ktoś robił cyrk z naszej miejscowości«. Media donosiły, że nie wykluczał pan podjęcia kroków prawnych, jeśli bank będzie używał nazwy Pcim w telewizyjnej reklamówce” – dopytywał reporter „Gazety Myślenickiej”.
„I ma pan tutaj słuszną rację! Nie zapisali, czego ta wypowiedź dotyczyła, a nie dotyczyła reklamy, tylko tego, co pokazał TVN. Obojętnie jaką pan wypowiedź weźmie, to nie było tak” – tłumaczył mętnie wójt Pcimia.
Ale najważniejsze było jedno: nazwisko wójta niewielkiej miejscowości w Małopolsce zapamiętali wszyscy.
DANIEL OBAJTEK I WŁADZA W SZKOLE
ZAKUPILIŚMY DREWNO NA WYBICIE KORYTARZY, ZROBILIŚMY WŁASNY GABINET, KUCHENKĘ . PROWADZILIŚMY KAWIARNIĘ , ORGANIZOWALIŚMY DYSKOTEKI, WYDAWALIŚMY PISMO „ESKULAP”. WSZYSTKO TO ZOSTAŁO NAM ODEBRANE. KUCHNIĘ DANO W DZIERŻAWĘ, NASZ GABINET DOSTAŁA PANI OD NIEMIECKIEGO.
Daniel Obajtek urodził się w piątek 2 stycznia 1976 r. Jest starszym o dwa lata bratem Bartłomieja. Rodzina Obajtków nie należała do zamożnych. Ojciec Daniela, Jan, był malarzem pokojowym. O matce wiadomo więcej. Halina pracowała jako krawcowa w zakładach Vistuli, potem jako szeregowa pracownica w Elektroplaście, firmie krewnego jej męża. Wyjeżdżała również – przynajmniej według relacji Daniela Obajtka – do pracy za granicę.
Roman Lis, właściciel Elektroplastu, na chwilę się zamyśla, gdy pytamy, jak wspomina młodego Daniela.
– Jako dziecko był nadpobudliwy, wtrącał się w rozmowy dorosłych. Daniel był samolubem, inaczej niż jego brat, który był koleżeński – wyrzuca w końcu z siebie.
Roman Lis mówi, że Daniel był raczej samotnikiem, co nie ułatwiało mu kontaktu z rówieśnikami. Jego brat, Bartłomiej, przeciwnie. Towarzyski, nie narzekał na brak kolegów.
Kiedy pojawiły się problemy w szkole, rodzice Daniela poprosili Romana Lisa o wsparcie.
„Na prośbę jego matki pojechałem do Nowego Targu i rozmawiałem z dyrektorem szkoły. Wiedziałem więc, że ma tam jakieś kłopoty. On jednak zawsze mówił, że go w tej szkole krzywdzą. Rodzina też tak przedstawiała jego problemy” – wspominał w wywiadzie dla „Wyborczej”.
Szkolne problemy Daniela, o których opowiada Roman Lis, dotyczą już czasów jego nauki w technikum. Dowiedział się o nich cały kraj, a Obajtek po raz pierwszy zaistniał w mediach ogólnopolskich.
Był 1994 r., Obajtek miał 18 lat i był uczniem czwartej klasy technikum weterynaryjnego w Nowym Targu. Naukę łączył z przewodniczeniem nowo wybranej Krajowej Radzie Młodzieży Samorządów Uczniowskich. Próżno szukać informacji na temat organizacji. Spytaliśmy obecnie istniejące organizacje uczniowskie, czym była wspomniana KRMSU, ale nikt nie potrafił odpowiedzieć na nasze pytanie. Znajomy Daniela Obajtka ze szkolnych czasów, do którego dotarliśmy, twierdzi, że organizację, której przewodniczył Obajtek, założyła nieżyjąca już senator Maria Łopatkowa. Polityczka była ściśle związana z edukacją. W 1993 r. zainicjowała nawet powstanie Partii Dziecka, przekształconej później w Partię Dzieci i Młodzieży.
– Każdego miesiąca w Warszawie było spotkanie przedstawicieli województw. Tam też pojawiał się Obajtek – twierdzi jego dawny znajomy.
Dyrektor technikum zarzucał Obajtkowi: „destabilizację samorządu, szkalowanie dobrego imienia wychowawcy, szantażowanie rady pedagogicznej, korzystanie z pomieszczeń samorządu do celów prywatnych (a właściwie przenocowanie pijanych absolwentów), uchylanie się od przedstawienia pełnego rozliczenia z działalności gospodarczej samorządu, notoryczne kłamstwa i arogancję w stosunku do nauczycieli, niewypełnianie podstawowych obowiązków ucznia (nieobecności i wyniki w nauce)”.
Artykuł w „Rzeczpospolitej” z 27 grudnia 1994 r. daje obraz nastoletniego Daniela Obajtka. „Wychowawca twierdzi, że kiedy w klasie przeprowadził anonimową ankietę, to Daniel wypadł jako najbardziej nielubiana osoba w klasie i osoba, do której nie ma się zaufania. Daniel mówi, że tylko dwie osoby napisały, że nie mają do niego zaufania” – czytamy w artykule, a dziennikarka Anna Paciorek relacjonowała: „Polonista próbuje mnie przekonać, że Daniel był zawsze wyalienowany, stał z boku, nie miał przyjaciół ani kolegów, był postrzegany jako dziwak”.
O co poszło? Polonista Bogusław Pachniowski wyjaśniał w dzienniku: „Tłumaczyłem mu, że szkoła to nie barykada, a na niej ludzie uzbrojeni w maczugi. Jeżeli radykalnie domagasz się wszystkiego od nauczyciela i dyrektora, to zrozum, że stwarzasz sytuację, w której nauczyciele będą w taki sam sposób traktować ucznia. On dla nas stał się typowym działaczem jak w czasach ZMP: »ja jestem społecznik, za mną jest partia (czyli samorząd, kuratorium), ja tu zrobię porządek!«. Dla mnie cała ta sprawa jest przykra i niezwykle boląca. Teraz dla większości rady pedagogicznej, a dla mnie na pewno, kwestia dobra Daniela i dobra szkoły to są dwie różne sprawy. Dla swojego dobra Daniel być może powinien zostać w tej szkole, ale wtedy, gdyby był w tej szkole autorytet, który mógłby nim pokierować. A my nim nie jesteśmy, z różnych przyczyn”.
Obajtek nie był dobrym uczniem. Oceny? Na zakończenie trzeciej klasy miał cztery mierne: z matematyki, fizyki, wychowania fizycznego i chorób wewnętrznych; pięć ocen dostatecznych (z j. polskiego, j. niemieckiego, chemii, nauki o lekach i religii) oraz pięć ocen dobrych: z historii, biologii, hodowli zwierząt, chirurgii i zajęć praktycznych. Zachowanie: nieodpowiednie.
– W nauce to on wybitny nie był. On to był szalonym działaczem, a nie uczniem – słyszymy od jego znajomego.
Daniel Obajtek miał jednak swoich obrońców. Nauczyciel Wojciech Kudasik oceniał go jako najbardziej operatywną osobę ze wszystkich dotychczasowych przewodniczących samorządu. Mówił, że przy Obajtku samorząd rozkwitł. Sam Daniel wymieniał swoje dokonania: „Wystaraliśmy się o pieniądze od sponsorów, zakupiliśmy drewno na wybicie korytarzy, zrobiliśmy własny gabinet, kuchenkę, zorganizowaliśmy dni sportu. Samorząd zakupił część sprzętu do szkoły, np. piłki, lampy do dyskoteki. Prowadziliśmy kawiarnię, działalność gospodarczą, kulturalną, organizowaliśmy dyskoteki, wydawaliśmy nasze pismo »Eskulap«. Wszystko to zostało nam odebrane. Kuchnię dano w dzierżawę, nasz gabinet dostała pani od niemieckiego. Samorząd nie może się zbierać, bo dyrektor nie wyraża na to zgody”.
Kudasik nie potwierdzał zarzutu, jakoby Daniel Obajtek był notorycznym, aroganckim kłamcą. Rodzice chłopca mówili, że w stosunku do nich nie jest arogancki ani ich nie okłamuje.
Pół roku później „Rzeczpospolita” znów pisze o niesfornym nastolatku: „Dwukrotnie wyrzucany ze szkoły Daniel Obajtek, uczeń IV klasy Technikum Weterynaryjnego w Nowym Targu, zabrał w końcu swoje dokumenty ze szkoły, bez zakończenia nauki”. Jak informował dziennik, młody Obajtek nie zaliczył wychowania fizycznego, miał też problemy z matematyką. Powód? „Szukanie” sprawiedliwości w urzędach skutkowało nieobecnościami na lekcjach. Choć to „szukanie” sprawiedliwości się opłacało. Urząd Wojewódzki w Nowym Sączu, do którego Daniel się odwoływał, dwukrotnie przywracał go do szkoły. Urzędnicy wskazywali na naruszenie prawa przy decyzji dyrektora szkoły o skreśleniu Daniela z listy uczniów.
Nauce nie sprzyjała też atmosfera panująca w szkole. „Gdy poloniście prof. Pachniowskiemu powiedziałem na korytarzu »dzień dobry!«, to krzyczał: »Jak możesz mówić do mnie dzień dobry, nie życzę sobie, jesteś śmieciem. Dlaczego do mnie się odzywasz?«” – żalił się Daniel Obajtek w „Rzeczpospolitej”. Nauczycielowi odpowiedział: „Z szacunku i obowiązku”.
Część rady pedagogicznej i dyrektor szkoły byli zadowoleni z odejścia Daniela Obajtka. Jeden z nauczycieli miał nawet powiedzieć, że „skończył się obrzydliwy serial, gdy na skutek plugawych donosów gówniarza przyjeżdżają do takiej »pipidówki« jak Nowy Targ senatorowie”. Chodziło o senatorów Marię Łopatkową i Andrzeja Chronowskiego. Senator Łopatkowa już nie żyje, senator Chronowski dziś nie pamięta szczegółów zamieszania wokół Obajtka.
Cała afera odbiła się na stanie zdrowia Daniela Obajtka. 18-latek miał nie wytrzymać stresu i pewnego dnia – jak podała „Rzeczpospolita” – wylądował w szpitalu.
Losami Obajtka w technikum zajął się również „Tygodnik Podhalański”, a dziennikarka pisma już na wstępie wskazywała, że Daniel podczas spotkania próbował ukryć nerwowy tik. „Nabawił się go przez kilka ostatnich miesięcy. W grudniu, z powodu dusznicy wywołanej zażyciem środków uspokajających – ze szkoły zabrała go karetka pogotowia” – pisze tygodnik.
„TP” wspomina, że dłuższy kontakt z uczniem Obajtkiem miała psycholog Maria Świst z międzyszkolnej poradni psychologiczno-zawodowej, ale jej opinia jest objęta tajemnicą lekarską. Dziwi ją jednak sposób postępowania w tej sprawie. „Skoro zostałam wezwana przez Radę Pedagogiczną i przywieziona przez wychowawcę klasy, myślałam, że moja wypowiedź będzie wzięta pod uwagę. Ale okazało się, że grono wie lepiej. Wysłaliśmy potem z poradni do szkoły opinię, która zawierała różne zalecenia, lecz nie było wśród nich sugestii wyrzucenia ze szkoły” – opowiedziała tygodnikowi.
Tygodnik odnotowuje też wpływ Obajtka na szkolną gazetkę „Eskulap”. Ta, według części nauczycieli, stała się „forum dyskredytowania dyrekcji, szkoły i profesorów w oczach uczniów”. To interesujący szczegół w kontekście przejęcia przez Orlen grupy wydawniczej Polska Press prawie trzy dekady później.
Na temat ucznia Obajtka wypowiadał się też burmistrz Nowego Targu, Czesław Borowicz: „Jest on niewątpliwie wielką indywidualnością i może to jest przyczyną konfliktu. Bardzo pozytywnie odbierałem go jako działacza, natomiast często powtarzam: »nie zapominaj, że jesteś uczniem«”.
Kolejna, choć anonimowa, opinia o Obajtku cytowana przez „Tygodnik Podhalański”: „Jest inteligentny, ale bardzo podatny na obce wpływy, jeśli chodzi o pieniądze i o władzę. Kiedyś może go to doprowadzić do katastrofy”.
Anonimowy przyjaciel Daniela: „On w tej szkole jest spalony. Dziś wygląda to na wojnę między uczniem a nauczycielem. Przez odsunięcie któregoś nauczyciela pozornie można wygrać, ale przecież zastąpią go inni z grona. On za bardzo poświęcił się obowiązkom, które wziął na swoje barki, przez co musiał zaniedbać naukę. Gdyby nauczyciele wiedzieli, że chodzi mu o zdobycie wiedzy, a nie o wygranie wojny – może jeszcze wszystko byłoby dobrze”.
Katecheta ks. Kazimierz Szelest: „W zeszłym roku sam zwracałem mu uwagę, że jest bardziej działaczem niż uczniem. Zaważyłem też jego idealistyczne nastawienie do świata”.
„Zawsze taki był. Ambitny i całkowicie bezwzględny” – wspominał w rozmowie z „Newsweekiem” Bogusław Pachniowski, emerytowany polonista z technikum weterynaryjnego w Nowym Targu. Nauczyciel zapamiętał byłego ucznia jako odludka. „Dziwny. Zakompleksiony, milczący, bez kolegów . Kiedy zaczęliśmy się przyglądać finansom samorządu, oskarżył nas o szykanowanie go i niszczenie, zwyczajnie zaczął nas szkalować. Był nieprawdopodobnie arogancki. Koniec końców rzeczywiście nasłał na nas polityków i urzędników z resortu edukacji” – wylicza pedagog w rozmowie z 2018 r.
W 2021 r., po 27 latach, „Tygodnik Podhalański” przypomniał czytelnikom szkolną historię Daniela Obajtka. Odnotowała to prorządowa „Niezależna”: „Jak można przeczytać, już w 1994 r. dzisiejszy prezes PKN Orlen miał smykałkę do zarządzania. I już wtedy wielu osobom się to nie podobało...”.
Znajomy Obajtka po latach wspomina:
– Nie miał przyjaciół, bliskich kolegów. Raczej wszyscy go znali i on też znał wszystkich. Do wszystkich podchodził, poklepał, pogadał. Mam wrażenie, że to zawsze było związane z jakimś interesem. Daniel, mówiąc po góralsku, jojcył. Lamentował, prosił, męczył. „No weźże mnie wybierz, weźże mnie wybierz”. Dla świętego spokoju ludzie robili to, co chciał. Co ciekawe, została mu pewna poza, którą stosuje, by kogoś przekonać. Nachyla się, patrzy trochę z byka i mruży jedno oko. Pamiętam ją z czasów technikum i widzę teraz, gdy występuje w telewizji. Trzeba mu przyznać, że zawsze był obecny, zawsze aktywny.
Miał dar zakręcenia się w jakichś strukturach. Szukał opiekuna, w którego łaski może się wkraść. W szkole to był jeden z nauczycieli, który wówczas walczył o pozycję dyrektora. Co ciekawe, był siwy, krępy i niskiego wzrostu. Może kogoś przypominać. On też podpuszczał Daniela do pewnych działań, które przy okazji miały budować jego pozycję – dodaje.
Inny kolega:
– On miał bardzo ważny dar, który pozwolił mu dojść tam, gdzie jest. Wiedział, z kim rozmawiać, komu coś podsunąć, gdzie się zakręcić. Umiał i nadal umie ładnie pogadać. Większość to irytowało.
Maturę Daniel Obajtek zdał już w technikum rolniczym w Myślenicach, a po otrzymaniu świadectwa dojrzałości w 1995 r. podręczniki do nauki na wiele lat odłożył na półkę. Wrócił do nich, gdy rządził już Pcimiem.