Siedem tajemnic. O sakramentach - ebook
Siedem tajemnic. O sakramentach - ebook
Jak rozumieć sakramenty? Wiemy, że dzięki nim mamy dostęp do życia Chrystusa, do tego, co robił żyjąc na Ziemi. Zbyt rzadko jednak myślimy o sakramentach jako codziennym sposobie Bożego działania w świecie. Tymczasem wszystkie siedem sakramentów ma ostatecznie jeden cel: upodobnić nas do Chrystusa Pana. Tomasz Grabowski OP i ks. Krzysztof Porosło wprowadzają nas w misteria chrześcijańskie, pasjonująco przybliżają sakramentalną rzeczywistość, która wciąż pozostaje tajemnicą – choć obcujemy z nią na co dzień.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7906-586-8 |
Rozmiar pliku: | 6,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
U początków tej książki było spotkanie środowisk liturgicznych, które z inicjatywy Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, kierowanego wtedy przez o. Tomasza Grabowskiego OP (proszę mi wybaczyć, że z racji przyjacielskiej relacji dalej będę pisał po prostu Tomasz), odbyło się 28 lutego 2012 roku w benedyktyńskim opactwie w Tyńcu. Byłem wówczas klerykiem piątego roku, który za niespełna trzy miesiące miał przyjąć święcenia diakonatu. Tomasz, z którym znaliśmy się już kilka lat i współpracowaliśmy przede wszystkim przy organizacji rekolekcji liturgicznych _Mysterium fascinans_, __ zaproponował mi wtedy wygłoszenie referatu na temat problemu popularyzacji liturgii w Polsce. Spośród kilku wątków, które wtedy przedstawiłem, najważniejszy wydał mi się ten dotyczący mistagogii, a dokładniej tego, jak powinna wyglądać katecheza mistagogiczna. To, co w referacie tylko zarysowałem, stało się jednym z najważniejszych tematów w mojej pracy naukowej teologa, ale nade wszystko w posłudze duszpasterza. Myślę, że nie skłamię, jeśli powiem, że dla Tomasza to również jedno z ważniejszych zagadnień jego duszpasterskiej działalności.
Streszczając wszystko to, o czym mówiłem przed dziesięciu laty w Tyńcu, istotę tematu można zamknąć w stwierdzeniu – liturgia musi łączyć dwie rzeczywistości: życie człowieka i jego wiarę. Liturgia ma być tą rzeczywistością, która je integruje, która pozwala nam przeżywać życie w perspektywie wiary, która sprawia, że to, w co wierzymy, staje się skuteczne i obecne w naszej codzienności. Paryski biskup i kardynał Jean-Marie Lustiger wyraził to kiedyś w dobitnym stwierdzeniu, że „wiara bez liturgii byłaby ideologią”. Rzecz w tym, że bardzo często, mówiąc o liturgii, podkreślamy jedynie autonomię wszystkich trzech rzeczywistości: codziennej egzystencji, wiary jako systemu prawd i moralności oraz liturgii jako form pobożnościowych częściej lub rzadziej praktykowanych. Innymi słowy, człowiek, owszem, wierzy, ale ta wiara nie wpływa na konkretne decyzje w jego życiu. W liturgii również bierze udział, ale coniedzielna Eucharystia nie przemienia jego problemów, codziennych moralnych i życiowych wyborów. Człowiek ten nie widzi związku między tym, w co wierzy, co celebruje w liturgii i jak żyje. Chodzi tymczasem o to, żeby liturgii nie praktykować, ale w niej celebrować wiarę dla przemiany naszego życia. Dlatego też pierwszym zadaniem katechez mistagogicznych jest takie tłumaczenie symboli i rytuałów liturgicznych, aby ukazywać je w kontekście historii zbawienia. Taka katecheza odpowiada wrażliwości współczesnego człowieka, który choć coraz bardziej traci wyczucie symboliki kosmicznej, to jednak ważne są dla niego konkretne sytuacje, których doświadcza: samotność, wspólnota, niewola, wolność, potępienie czy uniewinnienie. Liturgia i Boże działanie podczas niej dotykają i przemieniają właśnie tę konkretną ludzką egzystencję. Tylko w takim modelu katechezy liturgia jest ukazana jako scalająca doświadczenie wiary i życie człowieka. Warto również wspomnieć, że w takiej katechezie liturgię tłumaczymy przede wszystkim w odniesieniu do Biblii. A to nas odnosi do drugiego aspektu katechez mistagogicznych. Kiedy katecheza wprowadzająca do uczestnictwa w liturgii opiera się na modelu mistagogicznym, czyli ukazywaniu związku wydarzeń zbawczych z celebracjami liturgicznymi, wtedy dostrzegamy, że sakramenty odsłaniają nam życie Chrystusa Pana i dają w nim realny udział. Charakterystyczną cechą właściwej mistagogii jest to, że ożywia ona naszą wiarę, iż przez sakramenty mamy rzeczywisty dostęp do Chrystusa i Jego tajemnic.
Po wygłoszeniu przeze mnie referatu, w którym mówiłem o katechezach mistagogicznych, podszedł do mnie Tomasz i powiedział mniej więcej: „Bardzo fajny model, a czy ktoś w ogóle w Polsce głosi takie katechezy mistagogiczne?”. Można powiedzieć, że od tego pytania wszystko się zaczęło, gdyż wtedy postanowiliśmy, że nie tyle będziemy mówić o tym, jak się robi mistagogię, ile po prostu głosić takie katechezy. Na pierwszą naszą wspólną serię katechez mistagogicznych wprowadzających w celebrację Triduum Paschalnego, zatytułowaną _Krzew, baranek, ryba_, nie trzeba było długo czekać. Wygłosiliśmy ją miesiąc później w klasztorze Ojców Dominikanów w Krakowie (29–31.03.2012). Następnie – w tej metodzie dwugłosu – z racji ogłoszonego przez Benedykta XVI Roku Wiary (2012–2013) przygotowaliśmy serię katechez wygłaszanych przed ważniejszymi uroczystościami kościelnymi oraz przed rozpoczęciem kolejnych okresów liturgicznych. Wygłosiliśmy wtedy siedem takich katechez w auli św. Tomasza w klasztorze dominikańskim w Krakowie oraz ósmą, o święcie Podwyższenia Krzyża, w auli krakowskiego seminarium w ramach VI rekolekcji liturgicznych _Mysterium fascinans_. Nagrania wideo wszystkich tych katechez można odnaleźć m.in. na stronie www.liturgia.pl.
Liczna frekwencja oraz bardzo pozytywny odbiór tych pierwszych serii skłoniły nas do kontynuacji przedsięwzięcia. W następnym roku akademickim (2013/2014) zaczęliśmy głosić katechezy mistagogiczne poświęcone kolejnym sakramentom. I tak powstała seria katechez _Siedem tajemnic_, których spisana i zredagowana wersja zawarta jest w niniejszym tomie. Wszystkie rozdziały książki – z wyjątkiem dwóch – są zapisem głoszonych przez nas wtedy katechez. Katechezę o sakramencie pokuty i pojednania głosiliśmy w czasie siódmej edycji rekolekcji _Mysterium fascinans_ we wrześniu 2014 roku. Z kolei nagranie katechezy o Eucharystii w ramach serii _Siedem tajemnic_ po prostu zniknęło z dyktafonu. Tak, zniknęło, nie wiemy, co się z nim stało. Postanowiliśmy tę lukę wypełnić serią krótkich nagrań youtubowych, które w 2019 roku wygłosiliśmy dla portalu dominikanie.pl. Seria _Cud cudów_ zebrana razem stanowi rozdział poświęcony teologii Eucharystii. Cztery katechezy (o bierzmowaniu1, pokucie i pojednaniu2, sakramencie święceń i małżeństwie3), stanowiące cztery z dziewięciu rozdziałów niniejszej publikacji, ukazały się wcześniej drukiem w ramach serii „Modlitwa Kościoła” Wydawnictwa Tyniec.
Wyrażamy serdeczne podziękowania wszystkim, bez których pomocy ta książka nigdy by nie powstała. Szczególnie słowo wdzięczności należy się „marudom” ciągle wiercącym nam dziurę w brzuchu (one wiedzą, o kogo chodzi) i nietracącym nadziei, że po tylu latach uda się wszystkie teksty zebrać, spisać, znacząco zredagować i wydać w postaci zwartej publikacji. Z serca dziękujemy Justynie Olszewskiej, redaktorce prowadzącej, oraz osobom, z którymi współpracowała, za cały ich trud, aby wygładzić ten tekst i sprawić, że oryginalnie głoszone na żywo katechezy teraz będą nadawały się do czytania. Świadomie jednak zachowaliśmy w wielu miejscach raczej styl tekstu mówionego, co – ufamy – nie będzie przeszkodą w lekturze książki, ale pozwoli czytelnikom doświadczyć pierwotnego charakteru głoszonych katechez i indywidualnego stylu każdego z głoszących.
Życzę owocnej lektury – a taką będzie, jeśli uda się nam choć trochę zrealizować ambitny cel, jaki stawialiśmy sobie zawsze, kiedy zabieraliśmy się do wspólnego głoszenia katechez mistagogicznych. Tomasz Grabowski sformułował ów cel tak: „Dobre przeżycie liturgii polega na połączeniu swojego życia z wyznawaną wiarą. Takie połączenie pozwala celebrować wiarę i życie w liturgii. Tego uczymy się na tych katechezach”.
ks. Krzysztof PorosłoROZDZIAŁ PIERWSZY.
SIEDEM TAJEMNIC – WPROWADZENIE DO SAKRAMENTÓW
KP4: Czym są sakramenty, jak o nich myśleć, jak je rozumieć? Zacznijmy od fragmentu z Ewangelii św. Marka o uzdrowieniu kobiety cierpiącej na krwotok. Od zdjęcia fresku z rzymskich katakumb, przedstawiającego tę scenę z Markowej Ewangelii, rozpoczyna się druga część _Katechizmu Kościoła katolickiego_, która mówi o sakramentach.
Poszedł więc z nim , a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc przyszła od tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto się dotknął mojego płaszcza?”. Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął”. On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!” (Mk 5,24–34)5.
Kobieta cierpiała od dwunastu lat na upływ krwi. W judaizmie upływ krwi był związany z utratą życia, ponieważ Żydzi byli przekonani, że życie jest w niej zawarte. Dlatego nie można było spożywać żadnego pokarmu z krwią. Samo jej wypłynięcie było oznaką śmierci. W mszy świętej konsekrujemy osobno chleb w ciało Chrystusa i wino w krew, dlatego że ciało rozdzielone od krwi jest symbolem śmierci. Kiedy krew wypływa z ciała, to ktoś umiera. Skoro ta kobieta traciła krew, to znaczy, że umierała, że traciła swoje życie od dwunastu lat. A dwunastka oczywiście jest symboliczna, oznacza pełnię.
Zatem tekst mówi, że ta kobieta była martwa, i to na wielu poziomach. Również z tego powodu, że osoba, u której dochodziło do utraty krwi, także tej związanej z krwawieniem miesięcznym u kobiet, uważana była za nieczystą. Od dwunastu lat musiała chodzić ulicami, krzycząc: jestem nieczysta. Od dwunastu lat nikt jej nie mógł dotknąć, ponieważ gdyby to zrobił, zaciągałby nieczystość rytualną. Człowiek, który przez dwanaście lat przez nikogo nie był dotknięty, nie ma żadnego kontaktu z innymi, jest martwy w relacjach społecznych, jest martwy także w całym swoim świecie emocjonalnym. Śmierć dotyka nie tylko ciała kobiety, ale przede wszystkim bardzo głęboko dotyka jej ducha, jej duszy. Ponadto całe swoje mienie włożyła w to, żeby być uzdrowiona. Chodziła do wszystkich lekarzy, ale nic się nie udało zrobić.
I wtedy ona postanawia, wbrew jakimkolwiek konwenansom religijnym i społecznym, dotknąć frędzli u płaszcza Jezusa. Nie wolno jej przebywać tam, gdzie jest dużo ludzi, bo jest spore prawdopodobieństwo kontaktu z nią, dotknięcia jej. Kobieta nie może narażać innych na to, że zostaną oddzieleni od Pana Boga, bo zaciągnąwszy nieczystość, nie mogą uczestniczyć w kulcie. A jednak decyduje się na wejście w tłum. Przestaje krzyczeć, że jest nieczysta, przeciska się między ludźmi i „zaraża” ich tą nieczystością. Mało tego, ściąga nieczystość na kogoś, kogo uznaje za Mesjasza bądź proroka – w każdym razie osobę, w której widzi ostatnią deskę ratunku. Musi być już bardzo zdesperowana. I musi mieć olbrzymią wiarę, bo zdaje sobie sprawę, że jeżeli inni się dowiedzą, że jest nieczysta i do tego zrobiła coś takiego, to poniesie konsekwencje w rozumieniu prawnym i religijnym.
I co się wtedy dzieje? Jak mówi tekst: „Jezus poczuł, że moc wyszła z Niego”, a kobieta natychmiast została uzdrowiona. Tak gwałtownie i w sposób tak jednoznaczny, że od razu o tym wie. Nie musi czekać do następnego dnia, nie dzieje się to za jakiś czas. W momencie, w którym dotknęła płaszcza Chrystusa, stała się zdrowa i jest tego świadoma. Inni nie wiedzieli. Inni się dziwili. Jezus pyta: „Kto się Mnie dotknął?”. A uczniowie mówią: „Przecież wszyscy Cię dotykają, każdy się na Ciebie pcha, no to co się pytasz”. A kobieta wiedziała, co się stało. I od razu to wyznała. To musiała być jakaś faktycznie niezwykła moc, żeby tak ją odczuć.
Jean Corbon, który miał wpływ na część fundamentalną wykładu o sakramentach w _Katechizmie_, uznał, że to jest najlepszy obraz i najlepsza scena biblijna do mówienia o tym, czym są sakramenty. Dalej _Katechizm_ mówi:
Słowa i czyny Jezusa już w czasie Jego życia ukrytego i misji publicznej miały charakter zbawczy. Uprzedzały one moc Jego Misterium Paschalnego. Zapowiadały i przygotowywały to, czego miał On udzielić Kościołowi po wypełnieniu się wszystkiego. Misteria życia Chrystusa są podstawą tego, czego Chrystus udziela teraz przez szafarzy swojego Kościoła w sakramentach, ponieważ „to, co było widzialne w naszym Zbawicielu, przeszło do Jego misteriów” (KKK 1115).
Zatem wszystko, co się działo w życiu Chrystusa, wszystkie konkretne uzdrowienia, Jego czyny, były działaniem Pana Boga na rzecz człowieka, a równocześnie stanowiły zapowiedź tego, w jaki sposób Bóg będzie działał później, w czasach Kościoła. Pan bardzo konkretnie interweniował w życiu ludzi, a równocześnie był w tym prorocki znak tego, co się będzie działo później, kiedy Chrystus dopełni swojego misterium przez śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Jak to ujął św. Leon Wielki, to co było widzialne w życiu Jezusa, przeszło teraz do Jego misteriów. Czyli to, jak Chrystus działał, w jaki sposób widział całą biedę człowieka i na nią odpowiadał, to wszystko teraz dokonuje się dokładnie tak samo, tylko że przez sakramenty. To jest ten sam Chrystus, tak samo skuteczny, tak samo działający. Przeczytajmy _Katechizm_:
Sakramenty, będące „mocami, które wychodzą” z zawsze żywego i ożywiającego Ciała Chrystusa, oraz działaniami Ducha Świętego urzeczywistnianymi w Jego Ciele, którym jest Kościół, są „arcydziełami Bożymi” w nowym i wiecznym Przymierzu (KKK 1116).
Rzadko myślimy o sakramentach jako o normalnym sposobie Bożego działania. Próbujemy sobie wyobrażać, że Pan Bóg może jakoś oddziaływać na nasze życie, że może wysłuchać naszej modlitwy, spełnić jakąś prośbę, np. kogoś uzdrowić, ale rzadko myślimy, że aktualnie – w czasach Kościoła – pierwszym sposobem działania Boga w świecie są sakramenty. Jak definiuje je _Katechizm_, są one mocami, które wychodzą z zawsze żywego ciała Chrystusa. To słowo „moce” może nam się trochę źle kojarzyć, może trochę magicznie, że wychodzi __ z Niego _power_, strumień światła. Tymczasem ono oznacza łaskę. W teologii wschodniej używa się słowa „energia”, które dla języka teologii zachodniej jest z jednej strony nieco obce, z drugiej trochę się go boimy za względu na herezje z nim związane. Jesteśmy zatem bardzo ostrożni w używaniu słowa „energia” czy „moc”, wolimy mówić „łaska”. Myślę, że zasadniczo są to bardzo zbliżone pojęcia. Łaska – inaczej życie samego Pana Boga, które jest udzielane w bardzo konkretny sposób. Nie chodzi o to, że łaska jest jakąś rzeczą podarowaną przez Boga, to też nie jest jakaś tam moc, która wychodzi nie za bardzo wiadomo jak i może jakoś się do mnie dopasuje. Nie, łaska to jest konkretny sposób działania Pana Boga w mojej konkretnej sytuacji. Tak naprawdę to On sam, który zamieszkuje w mojej duszy i mnie przemienia, upodabniając do siebie. Przez sakramenty mamy realny dostęp do Chrystusa, do Jego życia, do Jego tajemnic.
TG: Przez różne przypadki odmieniamy słowa „sakrament”, „tajemnica” i „misterium”. Wiąże się z tym pewne niebezpieczeństwo. Posługujemy się słowami, które wydają się zrozumiałe, a zrozumiałymi być nie muszą. Mówiąc o sakramencie jako „tajemnicy”, na pewno nie mamy na myśli zagadki, którą zdołamy rozwiązać przez wysiłek intelektualny, ani sekretu, który możemy poznać przez to, że ktoś nam go wyjawi. Misterium pozwala uczestniczyć w pewnym wymiarze rzeczywistości, przez nie możemy doświadczyć czegoś, co nas przekracza. Nie możemy jednak do końca poznać ani zrozumieć tego, czego doświadczamy dzięki misteryjnemu rytuałowi. Podobnie możemy uzyskać dostęp, ale nie możemy posiąść ani ogarnąć całkowicie tego, na co otwiera nas sakrament. Możemy powiedzieć, że siedem tajemnic jest sposobem dostępu do Tego, który nas nieskończenie przekracza – do Chrystusa. One same są widzialnymi i słyszalnymi obrzędami, dość prostymi w formie; łączą znane elementy i słowa, a dzięki nim otwierają nas na świat duchowy.
Wróćmy do kobiety chorej na krwotok. Ucieka z niej życie. Przecisnęła się do Chrystusa, dotyka Go z wiarą i doświadcza uzdrowienia. Skutek jej działania przykuwa naszą uwagę. Zapytajmy jednak: dzięki czemu doświadcza uzdrowienia? Dzięki mocy, która wyszła z Niego. Oto przybliżenie tego, czym jest sakrament, czym jest tajemnica narzędzia dającego dostęp do Chrystusa. Niewidzialna strona rzeczywistości dała o sobie znać przez odczucia: Chrystus Pan poczuł, że moc wyszła z Niego, a kobieta odczuła, że jest uzdrowiona. Elementem widzialnym, pośredniczącym pomiędzy wiarą kobiety a mocą Pana, okazał się Jego płaszcz. Podobnie w sakramentach mamy element widzialny i coś ukrytego – doświadczenie mocy Chrystusa. Nie jesteśmy w stanie objąć tej mocy naszym intelektem ani wolą, ale możemy doświadczyć jej działania w duszy i ciele.
Jakiej tajemnicy w sposób szczególny doświadczamy w sakramentach? Wydarzenie, na które się powołujemy, udziela zaskakującej odpowiedzi: tajemnicy życia Chrystusa. Z kobiety uchodziło życie, a Pan, dzięki jej wierze i dotknięciu się płaszcza, zahamował upływ krwi i przywrócił jej pełnię życia. Konkludując: sakrament pozwala otrzymać jakąś „cząstkę” i uczestniczyć w życiu Chrystusa Pana. Jest udziałem w Jego tajemnicach, przede wszystkim w jedynej tajemnicy Jego życia. Możemy doświadczyć go w siedmiu różnych perspektywach naszkicowanych przez sakramenty.
Tajemnicza moc Chrystusa i tajemnica Jego serca były dostępne ludziom w czasie, gdy Pan przebywał w Galilei i Judei. Przez ciało, a więc przez człowieczeństwo Mesjasza, mogli poznawać Go i uczestniczyć w Jego życiu. Dotknąć, usłyszeć, widzieć… Dziś nie mamy bezpośredniego dostępu do Jego ciała, ale doświadczamy Jego ciała mistycznego, czyli Kościoła. Aby zrozumieć sakramenty, trzeba przyglądać się ciału Chrystusa Pana: Jego człowieczeństwu i ciału, jakim jest Kościół.
Pierwsze spojrzenie na cielesność Pana odkrywa, że Chrystus Pan – podobnie jak sakramenty – sam jest znakiem. Dzięki człowieczeństwu jest widzialnym znakiem niewidzialnej łaski. Już przy narodzinach anioł mówi do pasterzy: „znakiem dla was będzie Dzieciątko położone w żłobie”. Symeon prorokuje: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2,34). Chrystus Pan sam mówi, że temu plemieniu zostanie dany znak Jonasza, a mówi to w kontekście swojego umęczonego i złożonego w grobie ciała i z martwych powstania (por. Łk 11,29–30). Podczas oczyszczenia świątyni, gdy żądano od Chrystusa znaku, Pan zapewnił, że Jego ciało jest znakiem, którego się domagają adwersarze: „»Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo«. Powiedzieli do Niego Żydzi: »Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?«. On zaś mówił o świątyni swego ciała” (J 2,19–21). Ciało Pana jest znakiem. Podobnie Paweł Apostoł w Liście do Tytusa i w Liście do Kolosan, by wymienić jedynie dwa miejsca, mówi o Chrystusie jako o obrazie Boga niewidzialnego. Sam Chrystus również powie: „Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał” (J 12,44) oraz „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9). Chrystus jest obrazem, znakiem Ojca. Uczniowie patrzyli na Jego człowieczeństwo i widzieli obraz Ojca. Czy i dla nas możliwe jest poznanie Chrystusa w człowieczeństwie, abyśmy mogli oglądać Ojca?
Podczas śpiewu prefacji na Boże Narodzenie słyszymy słowa: „Albowiem przez tajemnicę Wcielonego Słowa zajaśniał oczom naszej duszy nowy blask Twojej światłości; abyśmy poznając Boga w widzialnej postaci, zostali przezeń porwani do umiłowania rzeczy niewidzialnych”. Zatem celem oglądania widzialnej postaci Syna Bożego jest pokochanie rzeczy niewidzialnych. Jego widzialna natura, człowieczeństwo, jest znakiem niewidzialnej rzeczywistości Jego bóstwa. Zatrzymanie się jedynie na ciele byłoby błędem. Nie jest konieczne, abyśmy widzieli ciało Pana, to, które otrzymał od Maryi Panny; istotne jest, abyśmy pokochali niewidzialne bóstwo. Niemniej nie jesteśmy pozbawieni tego, co widzialne: ciała Kościoła, znaków sakramentalnych.
Na początek jednak powinniśmy sprecyzować nasze myślenie o działaniu Pana Boga w świecie. Bóg nie jest materialny, wobec tego nie można Go odczuwać ani widzieć, ani słyszeć. To, co nazywamy doświadczeniem Bożej obecności, Jego głosu, słów, jest wyłącznie doświadczeniem psychicznym, a więc jakimś wewnętrznym poruszeniem. Bezpośrednio nie doświadczam Boga. To jest zwyczajnie niemożliwe, bo Bóg nie ma ciała. Doświadczam jednak jakiegoś cudownego skutku działania Boga. Działanie nie jest tożsame z tym, który działa. Gdy teraz mówię do was, to w bębenku ucha odczuwacie drganie powietrza, wzbudzone wypowiadaniem słów. Nie mnie odczuwacie, ale skutek mojego działania. Podobnie odczuwamy cudowne skutki działania Boga na zmysły wewnętrzne, a niekiedy zewnętrzne. Niestety pewność takich doświadczeń jest niewielka, ponieważ zawsze doświadczamy samych siebie (swoich zmysłów) i z trudem potrafimy rozróżnić, kiedy dane zjawisko psychiczne jest jedynie wytworem psychiki, a kiedy prawdziwie jest skutkiem Bożego poruszenia. Natomiast całkowitą pewność mamy co do tego, że Chrystus Pan działa w sakramentach, które możemy widzieć, słyszeć lub czuć.
Przywołajmy doświadczenie znaków sakramentalnych. Chrystus Pan odpuścił mi grzechy, kiedy ostatni raz kapłan wypowiedział nade mną słowa: „I ja odpuszczam tobie grzechy”. Kiedy przyjmowałem ciało Chrystusa Pana pod postacią chleba i wina, przyjąłem prawdziwą obecność Boga. To są znaki widzialne, rzeczy materialne, które mogę usłyszeć, dotknąć czy posmakować. Mogę doświadczyć namaszczenia olejem, polania głowy wodą – oto widzialne znaki, w których działa Chrystus, przez nie daje mi dostęp do tajemnicy swojego życia.
Należy dodatkowo pamiętać, że sakramenty nie są pretekstem, abyśmy doświadczyli łaski, ale są w nas przyczyną życia i mocy Chrystusa Pana. Ten rodzaj przyczyny nazywamy „przyczyną narzędziową”, oznacza ona, że sakrament nie jest obrzędem, na który Bóg odpowiada, ale jest rytuałem, przez który Bóg działa. Jego działanie jest ściśle związane z obrzędem. Sakrament jest widzialnym znakiem niewidzialnej łaski w tym sensie, że poprzez znak stwarzana jest łaska dla mnie. Sakrament jest nierozłączny od Chrystusa, jak ciało od Jego osoby.
I teraz staje się jasne, dlaczego zaczęliśmy od człowieczeństwa Chrystusa Pana. Tak jak Chrystus był dostępny dla swoich uczniów poprzez ciało, a człowieczeństwo było skutecznym znakiem Ojca i narzędziem zbawienia, tak teraz sakrament jest skutecznym znakiem łaski i narzędziem zbawienia. Tak jak Chrystus Pan posługiwał się swoim człowieczeństwem, by dla uczniów być obrazem niewidzialnego Boga, Jego świątynią i źródłem Jego łaski, tak teraz sakrament stoi jakby w miejscu człowieczeństwa Chrystusa.
Należy dopowiedzieć jeszcze jedną rzecz: Chrystus Pan, który w niebo wstąpił, przez dar Ducha Świętego, na mocy ofiary krzyżowej, przyłączył do siebie swój Kościół tak ściśle, że Kościół stał się Jego ciałem. Chrystus Pan utożsamia się z Kościołem jak z własnym ciałem. Przez analogię możemy powiedzieć, że Kościół, ciało Pana, jest skutecznym znakiem łaski i narzędziem zbawienia. Dlatego też nie ma sakramentów poza Kościołem, ponieważ ich naturalnym ekosystemem jest ciało Pana. Istotne jest jednak, że sakramenty nie są własnością Kościoła, lecz zostały mu udzielone, aby stanowiły drzwi, sposób dostępu do Chrystusa.
KP: Skoro zatem sakramenty dają nam dostęp do życia Chrystusa, do tego, co robił wtedy, kiedy chodził po ziemi, to zastanawiające jest, dlaczego ojcowie Kościoła tłumaczą sakramenty przede wszystkim wydarzeniami Starego Testamentu. Oto fragment _Katechez_ Jana Chryzostoma:
Chcesz poznać moc tej krwi? Wróćmy do jej figury, do starych wydarzeń w Egipcie. Bóg zagroził Egipcjanom dziesiątą plagą. Miał zgładzić ich pierworodnych synów za zatrzymanie swego pierworodnego ludu. Cóż uczynił, aby nie ucierpieli mieszkający razem z Egipcjanami Żydzi? (…) Ofiarujcie – mówi Mojżesz – baranka bez skazy i jego krwią naznaczcie drzwi! (…) Dzięki krwi na drzwiach nie śmiał wejść do domu anioł śmierci. Gdy teraz szatan widzi nie krew figury na drzwiach, lecz krew prawdy na wargach wiernych znaczącą drzwi świątyni Chrystusowej, czyż nie ustąpi o wiele prędzej? (…) Żydzi patrzyli na cuda. Ty widzisz teraz większe, o wiele wspanialsze niż Żydzi wychodzący z Egiptu. Nie widziałeś wprawdzie Faraona zatopionego z wojskiem, widziałeś jednak szatana pochłoniętego wraz z wojskiem. Żydzi przeszli przez morze, ty przeszedłeś przez śmierć6.
To jest passus, w którym Jan Chryzostom tłumaczy chrzest i Eucharystię. Odwołuje się do bardzo popularnej sceny, jaką było przejście przez Morze Czerwone czy szerzej: tajemnica pierwszej żydowskiej Paschy. I oczywiście wtedy, kiedy ojcowie wyjaśniali chrzest, wykorzystując scenę przekroczenia wód Morza Czerwonego czy wydarzenie potopu, czy też przejście przez Jordan, to mamy proste skojarzenie: wszędzie tam była woda. Logicznie nas to odwołuje do chrztu świętego, który również dokonuje się przez znak wody. Ale Jean __ Daniélou, wybitny francuski teolog, jeden z ojców soborowych, mówi, że jeżeli byśmy tę analogię zastosowaną między wydarzeniami Starego Testamentu a sakramentami sprowadzili do poziomu znaków, czyli do poziomu rzeczywistości widzialnych, to jesteśmy w grubym błędzie i tracimy całą istotę tych analogii. Dlatego że te analogie nie tyle chcą powiedzieć o znaku, o wodzie, ile o pewnej rzeczywistości, którą Daniélou nazywa rzeczywistością egzystencjalną. Tak naprawdę sakramenty powinny przede wszystkim interesować nas dlatego, że to Boże działanie jest bardzo konkretne i dotyka naszych sytuacji egzystencjalnych. Nie woda jest najważniejsza w sakramencie chrztu. Nie to, co widzialne, jest najważniejsze. Przez rzeczywistość widzialną mamy dojść do umiłowania rzeczywistości niewidzialnej. Skuteczny znak ma w nas coś konkretnego sprawić. I dużo bardziej wartościowe jest zastanowienie się nad tym, co ów sakrament sprawia, na czym polega Boże działanie, zapośredniczone tym znakiem. Jean __ Daniélou mówi, że najważniejsza nie jest analogia znaków, lecz analogia rzeczywistości.
Jak to się ma do powyższego fragmentu z katechezy Jana Chryzostoma? Kiedy Izraelici pokropili krwią baranka swoje drzwi, anioł śmierci tam nie wszedł. A co to dla nich oznacza? Że ich dzieci żyją. To jest dla nich ważne. Ostatecznie nie jest dla nich istotne to, że drzwi są pokropione krwią baranka. Nawet nie konkretne zwierzę ma tu znaczenie. Jeżeli to miałaby być krew gołębicy, bo Bóg tak powiedział, to wtedy użyliby krwi gołębicy. Najważniejsze jest to, że ich dzieci żyją, to się dla nich liczy. W trakcie przejścia przez wody Morza Czerwonego, owszem, ważne było, że wody się rozstąpiły, bo dzięki temu mogli przejść, ale świętują nie z powodu rozstąpienia się wód, tylko dlatego, że są wolni. To ma dla nich znaczenie – osiągnięta wolność. Liczy się dla nich doświadczenie życia; istotne jest to, że przeciwnik został pokonany. Cudownie, że Pan Bóg to zrobił w taki sposób, ale najważniejszy jest skutek. I kiedy ojcowie Kościoła biorą te sceny starotestamentalne i odnoszą je do celebrowanych sakramentów, znów pokazują sytuacje życiowe: ważne jest życie, które masz, to, że zanurzając się lub przechodząc przez wodę chrztu, wychodzisz jako nowy człowiek z nowym życiem. Ważne jest to, że kiedy przyjmiesz Komunię św. i krew Baranka paschalnego skropi twoje usta, będziesz broniony przed tym, żeby Zły nie wszedł do ciebie, nie wszedł do domu twojego serca, do twojego życia. Ważne jest to, że twoje serce będzie chronione przez Pana przed pokusami, przed atakami Złego, przed jego obecnością. Ważna jest analogia wydarzeń, nie tylko znaków.
Patrząc w taki sposób, możemy każdy sakrament przypisać do konkretnej rzeczywistości egzystencjalnej. Istotne dla nas jest doświadczenie miłości albo jej braku; doświadczenie bliskości drugiego człowieka albo właśnie nieobecności; doświadczenie wolności albo zniewolenia; doświadczenie zdrowia albo choroby; doświadczenie pełni życia albo życia byle jakiego. I sakramenty są takimi Bożymi działaniami, które odpowiadają na nasze sytuacje egzystencjalne. Chodzi o to, żeby nie myśleć o działaniu Pana Boga jako o czymś niekonkretnym. Sam się na tym łapię, że czasami ciężko mi uwierzyć, nawet z perspektywy szafarza, że naprawdę dany sakrament może odpowiedzieć konkretnej sytuacji egzystencjalnej tego człowieka. Idę z sakramentem namaszczenia chorych i niełatwo w sobie wzbudzić wiarę w to, że ten sakrament może przynieść chorującemu zdrowie, zarówno to duchowe, jak i fizyczne. Jego nie tylko interesuje to, że ja przyjdę i będę celebrował ten sakrament, namaszczę jego czoło i dłonie olejem. On mnie zaprosił po to, żebym jako kapłan modlił się nad nim i sprawował sakrament, który ma go uzdrowić. Pan Bóg, kiedy działa przez sakramenty, odpowiada na te konkretne sytuacje. Łaska nie jest garścią cukierków rzuconych na salę – kto złapie, ten będzie miał. Nie, Pan Bóg nie ofiaruje łaski na chybił trafił. On działa bardzo konkretnie.
Korzystając z tej analogii wydarzeń, warto jeszcze sobie usystematyzować jedną rzecz. Jest to wręcz cudowne, że konkretne działania Pana Boga dokonują się w historii przez te same znaki. Bóg, kiedy wyzwalał w Starym Testamencie, używał wody, np. w scenie potopu czy przejścia przez Morze Czerwone. Kiedy robi to w Nowym Testamencie, dalej używa wody, jak w scenie chrztu w Jordanie, czy kiedy na krzyżu zostaje przebity bok Jezusa, z którego wypływa krew i woda. I kiedy robi to w swoim Kościele, przez sakramenty, to nadal używa wody. Dlaczego nie zmienia tego znaku? Dlatego, żeby wzbudzić w nas wiarę w to, że zwyczaje Boga się nie zmieniają, Jego działanie nadal jest tak samo mocne i skuteczne. Nie tylko w Starym Testamencie Pan Bóg czynił cuda. Nie tylko przez człowieczeństwo Jezusa Chrystusa, który chodził po palestyńskiej ziemi, uzdrawiał i wyrzucał złe duchy. Dokładnie tak samo działa teraz, przez sakramenty. Mamy te same znaki, żeby nam było łatwiej uwierzyć, iż naprawdę działanie Boga nie jest zależne od zmienności Jego humorów i kaprysów, o co podejrzewali bogów starożytni Grecy i Rzymianie. To nie jest tak, że parę tysięcy lat temu Bóg działał z mocą i uzdrawiał, a w naszych czasach jest na nas obrażony i nie będzie tego robił. Nie, zwyczaje Pana się nie zmieniają. To jest Jego piękna cecha: stałość.
Jeśli stosujemy analogię między sakramentami a wydarzeniami Starego Testamentu, to nie zapominajmy o różnicach. Jeżeli nie byłoby żadnych różnic, to mówilibyśmy o identyczności, a nie analogii. Jaka jest różnica? Mianowicie w wydarzeniach Starego Testamentu Bóg działa w taki sposób, że równocześnie zapowiada swoje przyszłe działanie. Czyny Pana były od razu profetyczne. Wraz z rozwojem historii zbawienia to Boże działanie będzie na wyższym poziomie skuteczności i powszechności. Wszystko wychodzi od Izraela, od małej wspólnoty, po to, żeby kiedyś dotyczyć każdego człowieka. Boże działanie osiąga pełnię w Jezusie Chrystusie. To jest piękne w naszej religii, że pełnia wydarzeń już się dokonała, nie spodziewamy się niczego większego i wspanialszego. Nic więcej, nic lepiej, nic skuteczniej nie da się zrobić, jak zrobił to Chrystus w swoim człowieczeństwie. Żyjemy teraz w czasach Kościoła, które charakteryzują się tym, że wydarzenie pełni mają za sobą. Tylko że owoce działania Pana Boga jeszcze się nie objawiły w nas wszystkich. I po to jest czas Kościoła, żeby cała moc i skuteczność Bożego działania stała się naszym udziałem. Po to celebrujemy sakramenty.
TG: Uporządkujmy jeszcze kilka pojęć. Przede wszystkim sakrament to nie jest coś, co się wydarza tylko w danym momencie, kiedy jest celebrowane. To dosyć powszechny błąd w myśleniu. Myślimy na przykład, że sakrament chrztu przyjąłem jako niemowlę, dlatego jestem pokrzywdzony, ponieważ gdybym przyjął go jako człowiek dorosły, byłbym bardziej świadomy i mógłbym głębiej przeżyć swój chrzest. Moment chrztu – owszem, chrzest – niekoniecznie. Przecież skoro przyjąłem Komunię św. na mszy przed obiadem, to nie oznacza, że po obiedzie ona już nie działa, prawda? Podobnie sakrament małżeństwa nie ogranicza się do chwili jego zawarcia.
Sakrament jest obrzędem sprawowanym w konkretnym momencie, doświadczamy w nim mocy wychodzącej od Jezusa. Ale kobieta, która odeszła od Chrystusa, dotknąwszy się frędzla Jego płaszcza, została uzdrowiona. Skutek sakramentu, tajemnicy, której doświadczyła, trwał. Dlatego w sensie szerszym mówimy, że sakrament to również jego owoce.
Kolejną sprawą, o której warto nadmienić, jest fakt, że każdy sakrament został ustanowiony przez Chrystusa. To nie znaczy, że Pan Jezus wymyślił ryt małżeństwa czy formułę rozgrzeszenia, tylko że sakrament z Niego czerpie całą swoją moc. Notabene jest tylko połową prawdy to, że małżonkowie udzielają sobie sakramentu małżeństwa, ponieważ każdego sakramentu udziela Chrystus, inaczej skąd miałaby płynąć moc sakramentu?
Dalej pamiętajmy, że każdy sakrament jest skuteczny na mocy jego sprawowania. Nie jest skuteczny na mocy świętości szafarza ani na podstawie dyspozycji wiernego, który dany sakrament przyjmuje. Dlaczego? Dlatego, że Chrystus Pan przez Kościół (szafarzy) sam udziela sakramentów. Chrystus Pan, Syn Boży, który stał się człowiekiem, w swoim mistycznym ciele posługuje się sakramentami. Nieważne, czy ten konkretny ksiądz, szafarz, jest tego godny czy niegodny, czy ten wierny ma jakąś szczególną otwartość na Pana Boga, czy jest jej pozbawiony.
Co zależy od dyspozycji wiernego? Owocność sakramentu. To znaczy, na ile wierny, doświadczając mocy Bożej w sakramencie i dzięki niemu, wykorzysta łaskę, czyli działanie Boże. W jakiej mierze będzie z nią współpracował. Sakrament wymaga naszej woli, nie jest jak magiczne zaklęcie, które ignoruje wolność. Od nas zależy, w jakim stopniu współdziałamy z Panem. Zresztą wiele innych aspektów wiary to pokazuje. To, że słyszę słowo Boże, jeszcze nie znaczy, że według tego słowa myślę, że według niego kształtuję działanie. Słowo Boże nie przestaje być żywe i skuteczne, ale owocne jest o tyle, o ile chcę z nim współdziałać. Podobnie mogę przyjąć Komunię, to znaczy sakrament jedności, ale to jeszcze nie oznacza, że z automatu zapanuje we mnie miłość i jedność.
Kolejna istotna rzecz: łaska związana z sakramentem jest niezbędna do zbawienia. Może nam się to wydawać bulwersujące, natomiast Kościół się tym nie gorszy, przeciwnie, cieszy się tym faktem. W _Katechizmie_ czytamy, że dla wierzących łaska sakramentalna jest konieczna do zbawienia. Dla wierzących. Kościół nie głosi, że będą potępieni ci, którzy nie przyjmują sakramentów, ale mówi, że jeśli wierzący chce być zbawiony, to konieczne jest, by korzystał z sakramentów. Bo to podstawowy sposób przyjmowania działania Boga w naszym życiu. Otrzymaliśmy narzędzie pojednania z Bogiem przez oczyszczenie w chrzcie i odnawiania tej łaski przez pojednanie i pokutę. Narzędziem zjednoczenia z Bogiem jest z kolei sakrament ołtarza, a z cierpiącym Synem Bożym – sakrament namaszczenia chorych, i tak dalej. Jeśli wierzysz, wiedz, że są to pewne sposoby przyjęcia łaski Bożej, która dla twojego zbawienia jest konieczna.
Porządkując pojęcia, wspomnijmy jeszcze o sakramentach, które wyciskają charakter. Są nimi chrzest, bierzmowanie i święcenia. Czym jest ten charakter? Zgodnie z greckim źródłosłowem jest to rodzaj pieczęci, którą – jak czytamy w Liście do Efezjan – jest Duch Święty. „W Nim także i wy usłyszawszy słowo prawdy, Dobrą Nowinę waszego zbawienia, w Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią Ducha Świętego” (Ef 1,13). I w czwartym rozdziale tego samego listu: „nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia” (Ef 4,30). A w Drugim Liście do Koryntian Paweł mówi: „On też wycisnął na nas pieczęć i zostawił zadatek Ducha w sercach naszych” (2 Kor 1,22). Czyli sakramenty, które są związane z nadaniem charakteru, wyciskają w nas pieczęć, którą jest Duch Święty. Nie należałoby tego widzieć jak znakowania bydła. Z pewnością nie chodzi o to, że Duch Święty jest jak rozżarzony metal, którym znakuje chrześcijanina.
Charakter, który wyciskają sakramenty, można rozumieć w trzech aspektach. Po pierwsze, jest nim powołanie, którym człowiek zostaje obdarzony przez przyjęcie daru Ducha Świętego w danym sakramencie. Chrześcijanin poprzez chrzest jest powołany do tego, żeby przeżyć swoje życie w jedności z Chrystusem.
Po drugie, to jest nadanie dyspozycji, to znaczy zdolności do przyjmowania łaski. Staje się to czytelne, kiedy uświadomimy sobie, że nie można rozgrzeszyć człowieka nieochrzczonego. On nie ma dyspozycji do darowania mu grzechów przez sakrament pokuty i pojednania. Nie ma takiej zdolności. Dlaczego? Dlatego, że przez chrzest nie został w nim odciśnięty charakter chrześcijanina.
Po trzecie, charakter to niezniszczalny, niezacieralny znak przynależności do Pana Boga. Możemy przez grzech odwrócić się od Boga, ale ten, kto przyjął sakramenty wyciskające charakter, jest zawsze uznawany przez Boga jako „swój”, dlatego zawsze może zwrócić się do Pana jako do miłosiernego Ojca i odnowić łaskę sakramentów.
Można powiedzieć więcej. Sakrament, który wyciska charakter, to taki, którym się stajemy, to znaczy, że ogarnia całą naszą osobę. Cały człowiek staje się chrześcijaninem w momencie chrztu. Cały człowiek staje się obdarzony Duchem Świętym i gotów do działania według Jego natchnień, gdy przyjmuje bierzmowanie. Cały człowiek staje się kapłanem, kiedy przyjmuje święcenia. Sakrament chrztu świętego nie dotyczy jakiegoś aspektu naszego życia, on ogarnia całe nasze życie, podobnie bierzmowanie i święcenia. Nasza osoba jest naznaczona całkowicie przez charakter, który sakrament nam nadaje. Pewną analogią jest tutaj charakter w znaczeniu osobowości. Choleryk jest cholerykiem zawsze i całym sobą.
Dlatego naturalną konsekwencją wyciśniętego przez sakramenty charakteru jest przeznaczenie danej osoby do kultu. Dar Ducha Świętego uzdalnia nas do oddania Bogu chwały. Chrześcijanin jest kapłanem całego stworzenia, przez jego usta całe stworzenie może Boga uwielbić. Każdą dziedzinę życia może wykorzystać na chwałę Pana. Wszystko, co podejmuje, może być czynione w imię Jezusa Chrystusa. Działa jako Jego wysłannik, jako Jego uczeń. Sakrament bierzmowania, który jest ściśle związany z chrztem, umacnia tę łaskę. Natomiast sakrament święceń przeznacza konkretnych ludzi do tego, żeby uczestniczyli w składaniu Bogu ofiary w sposób jeszcze bardziej specyficzny: w imieniu Chrystusa Pana wobec Kościoła, w imieniu Kościoła wobec Chrystusa Pana.
Co z pozostałymi czterema sakramentami? Odsłaniają swoją moc nie tylko w chwili, kiedy je przyjmujemy, ale także w przyszłości, ponieważ na różne sposoby są wyposażeniem umożliwiającym prowadzenie Bożego życia. Sakrament pokuty najbardziej wydaje się skierowany ku przeszłości. Tymczasem nie! Teraz twoje grzechy są odpuszczane, żebyś mógł żyć jako dziecko Boże w przyszłości. Ten sakrament jest daniem Bożej mocy po to, żebym żył, a nie po to, żebym jedynie opatrzył rany.
Sakrament małżeństwa nie jest zwieńczeniem narzeczeństwa, ale rozpoczęciem małżeństwa, które będzie trwało do śmierci, w dobrej i złej doli, w chorobie i w zdrowiu, w szczęściu i w nieszczęściu. To dopiero będzie się wydarzać. Podobnie w namaszczeniu chorych chodzi o umocnienie chorego, uzdrowienie lub o przeprowadzenie przez śmierć do pełni życia. Chrystus Pan leczy rany i daje siłę, by odzyskane życie zostało przeżyte w sposób właściwy.
KP: Nie wspomnieliśmy jeszcze o tym, do czego prowadzi działanie Chrystusa w siedmiu sakramentach. Wszystkie one ostatecznie mają jeden skutek, jeden cel: upodobnić nas do Chrystusa. Celebrujemy je po to, żeby otrzymać Boże życie. Święty Paweł bardzo często będzie mówił o życiu w Chrystusie, z Chrystusem, o umieraniu z Chrystusem, zmartwychwstaniu z Chrystusem. „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). W różny sposób można opisać tę kwestię upodobnienia do Jezusa. Najważniejsza jednak biblijna kategoria będzie mówiła o przemienieniu nas w ciało Jezusa Chrystusa. Podstawowy skutek Eucharystii to jest stanie się ciałem Jezusa Chrystusa, nie metaforycznie, tylko w sposób najbardziej realny jak się da.PRZYPISY
1 Zob. _Żyć w Chrystusie według Ducha. Teologia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego_, red. K. Porosło, Tyniec 2014, s. 129–150.
2 Zob. _W Jego ranach nasze zdrowie. Teologia sakramentów uzdrowienia_, red. K. Porosło, Tyniec 2015, s. 99–125.
3 Zob. _Wolą Boga jest wasze uświęcenie. Teologia sakramentów uświęcenia_, red. K. Porosło, Tyniec 2016, s. 159–216.
4 W całej książce skrót KP odnosi się do ks. Krzysztofa Porosły, a TG do o. Tomasza Grabowskiego OP.
5 Cytaty z Pisma Świętego za _Biblią Tysiąclecia_ _online_.
6 Św. Jan Chryzostom, _Catecheses ad illuminandos_, 3, 13–15. 24.O AUTORACH
TOMASZ GRABOWSKI OP (ur. 1978) – dominikanin, ceniony rekolekcjonista, duszpasterz. W latach 2005–2016 prezes Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny, a od września 2016 roku prezes Wydawnictwa W drodze.
Autor e-booka _Wiara w czasach zarazy_ (2020). Współautor książki _Liturgia krok po kroku_ (2021) napisanej wspólnie z ks. Wojciechem Nowickim oraz publikacji w imprincie dominikanie.pl: _Decyzje, które zmieniły świat_ (2020), _Droga do zbawienia_ (2020), _Prosta modlitwa_ (2020).
KS. KRZYSZTOF POROSŁO (ur. 1988) – doktor teologii dogmatycznej, pomysłodawca i współorganizator rekolekcji liturgicznych Mysterium fascinans, Archidiecezjalny Duszpasterz Akademicki w Archidiecezji Krakowskiej przy DA św. Anny, wykładowca na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie, Dominikańskiego Studium Filozofii i Teologii w Krakowie, Studium Dominicanum w Warszawie, Studium Muzyki Liturgicznej w Poznaniu.
Autor kilkunastu książek, m.in. _Święta codzienność, Zobaczyć Boga, Kościół. Kocham i rozumiem_. Redaktor książki _Życie ze stratą. Pomoc dla rodziców po odejściu dzieci nienarodzonych_. Prowadzi stronę baptysterium.pl.