Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Siedem wieczorów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Siedem wieczorów - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 240 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Opo­wia­da­nia z ży­cia spo­łecz­ne­go, Od­dziel­ne wy­da­nie szó­ste, przej­rza­ne i znacz­nie po­mno­żo­ne.

Kra­ków.

Na­kład G. Ge­be­th­ne­ra I Spół­ki.

1883.

Wy­da­nie ni­niej­sze szó­ste z ko­lei, wy­no­si wraz z po­przed­nie­mi 20.000 eg­zem­pla­rzy.

Wy­da­nia trze­cie i czwar­te wy­szły w skró­ce­niu, bez­i­mien­nie i pod ty­tu­łem „Po­ga­dan­ki o rze­czach po­ży­tecz­nych

Uwa­ga: W wy­da­niu ni­niej­szem ob­ję­te są licz­ne ustę­py po­wy­kre­śla­ne przez cen­zu­rę war­szaw­ską w 5cio-to­mo­wem (tom IV, str. 255 i dal­sze). Za­czem oso­by po­sia­da­ją­ce tam­to po­win­ny dla kom­ple­tu do­łą­czyć do nie­go ni­niej­sze.

kra­ków. – W dru­kar­ni Wł. L. An­czy­ca i Spół­ki.

OD WY­DAW­CY PO­PRZED­NIE­GO) WY­DA­NIA.

Oświa­ta ludu jest dziś na ustach nie­mal wszyst­kich; a i pu­bli­ka­cye dzie­łek lu­do­wych po­ja­wia­ją się od cza­su do cza­su. Wszak­że są to w więk­szej czę­ści utwo­ry, któ­re za­spo­ko­ić zdo­ła­ją za­le­d­wie naj­pierw­sze wy­kształ­ce­nia po­trze­by, na­da­ją­ce się jako lek­ki ma­te­ry­ał do ćwi­cze­nia w czy­ta­niu, za­ba­wia­ją­ce ra­czej niż po­ucza­ją­ce. Lud ato­li, do któ­re­go oświa­ty zdą­ża się, nie jest to je­dy­nie dziec­ko, na któ­re­go przy­ję­cie wy­cze­ku­je szkół dłu­gi sze­reg; ale jest to albo mąż, któ­ry wy­ro­ku­je już o spra­wach pu­blicz­nych, i rzu­ca głos swój wraz z naj­oświe­ceń­szym ua sza­lę wy­mia­ru praw oby­wa­tel­skich, – albo jest to pa­cho­lę, dla któ­re­go szkół­ka wiej­ska po­zo­sta­nie szko­łą głów­ną, wszech­ni­cą.

Siedm Wie­czo­rów. G.

1

Książ­ki prze­to pi­sa­ne dla ludu po­win­ny po­pu­la­ry­zo­wać wszyst­kie na­uki, przede wszyst­kiem po­da­wać wia­do­mo­ści te, któ­re lud za­sto­so­wać i zu­żyt­ko­wać może w ży­ciu prak­tycz­nem, – po­win­ny być prak­tycz­ne. Ta­kie też książ­ki cie­szą się po­wo­dze­niem u ludu, przy­czy­nia­ją się rze­czy­wi­ście do jego rze­tel­nej oświa­ty; prze­cho­dzą bo­wiem w krew i kość ludu.

Do ta­kich­to wła­śnie dzieł na­le­żą „Siedm Wie­czo­rów” J. Su­piń­skie­go, któ­re w tej ksią­żecz­ce po­da­ję; za­wie­ra­ją one bo­wiem przy na­der po­pu­lar­nym i zwię­złym wy­kła­dzie głów­nych za­sad go­spo­dar­stwa spo­łecz­ne­go, wie­le in­nych zaj­mu­ją­cych i po­ży­tecz­nych wia­do­mo­ści, a któ­re tez prze­to przez każ­de­go mogą być z przy­jem­no­ścią od­czy­ta­ne.

Po­nie­waż zaś zda­rza się, iż rze­czy na­wet rzad­kiej war­to­ści i do­nio­sło­ści prze­su­wa­ją się nie­po­strze­że­nie z po­wo­du, że na nie do­sta­tecz­nej nie zwró­co­no uwa­gi ogó­łu, prze­to przy­ta­czam tu ury­wek z oce­ny „Sied­miu Wie­czo­rówk­tó­rą za­wie­ra mię­dzy in­ne­mi „Ty­dzień”1 I. J. Kra­szew­skie­go w nrze 13 z d. 2 kwiet­nia 1871 r. Oto treść uryw­ku tego:

„Imię au­to­ra już tę miłą a po­ży­tecz­ną ksią­żecz­kę za­le­ca; któż bo­wiem nie zna eko­no­mi­sty na­sze­go, któ­ry ory­gi­nal­ne­mi po­my­sły szczu­płą li­te­ra­tu­rę na­szą, tego przed­mio­tu zbo­ga­cił – snu­jąc sam z sie­bie, i od­ga­du­jąc pra­wa bytu spo­łecz­ne­go? Z każ­dym dniem Su­piń­ski wzra­sta w sza­cun­ku po­wszech­nym i w uzna­niu swych za­sług. Lecz nie tu miej­sce nad nie­mi się roz­sze­rzać. Ksią­żecz­ka, któ­rą mamy przed sobą, prze­zna­czo­ną jest dla ludu, w niej scho­dzi zna­ko­mi­ty my­śli­ciel do po­zio­mu jego po­jęć i kład­nie pierw­sze po­sa­dy wia­do­mo­ści ży­ciu nie­zbęd­nych. Im błęd­niej­sze są po­ję­cia wa­run­ków ogól­ne­go bytu, obo­wiąz­ków spo­łecz­nych, zja­wisk ży­wo­ta po­wszech­ne­go, tem więk­szą cenę ma taki ele-men­ta­rzyk, taka na­uka dla po­cząt­ku­ją­cych my­śleć, na­pi­sa­na z pro­sto­tą, z mi­ło­ścią, z da­rem wy­kła­du nie­po­spo­li­tym, zaj­mu­ją­ca przy tem, żywa, i przy­kła­da­mi wła­ści­we­mi po­par­ta”.

„By­ło­by to za­praw­dę bar­dzo po­żą­da­nem, aże­by te po­ję­cia roz­sze­rzy­ły się, roz­po­wszech­ni­ły, utkwi­ły w umy­słach. Po­słu­ży­ło­by to wło­ścia­nom do grun­tow­niej­sze­go za­sta­no­wie­nia się nad sobą, swem po­ło­że­niem i jego wy­ma­ga­nia­mi”.

„Nig­dzie może więk­sza nie oka­zu­je się tego po­trze­ba jak Ga­li­cyi. Przy nada­niu praw i swo­bód no­wych lu­do­wi, wy­ni­ka­ją na­wet z naj­do­bro-czyn­niej­szych in­sty­tu­cyj nie­bez­pie­czeń­stwa, gdy lud praw swych i obo­wiąz­ków nie zna; jed­ne prze­są­dza, dru­gie od­py­cha, i daje się po­wo­do­wać ide­om fał­szy­wym. Spo­łecz­ność wol­na musi być oświe­co­ną, lub bę­dzie nie­moż­li­wą do rzą­dze­nia i po­chop­ną do po­wo­do­wa­nia się wła­sne­mi i cu­dze­mi na­mięt­no­ścia­mi; będą ją wy­zy­ski­wać lu­dzie am­bit­ni, albo bez­myśl­ni, i to co do naj­po­myśl­niej­sze­go bytu pro­wa­dzić­by mo­gło, do zgu­by pro­wa­dzić może”…

„Ksią­żecz­kę tę szcze­gól­niej za­le­ca­li­by­śmy do gło­śne­go czy­ta­nia i ob­ja­śnia­nia na­uczy­cie­lom wiej­skim i na­uczy­ciel­kom na­szym, któ­rych los ludu zaj­mu­je. Gdzie­in­dziej ksią­żecz­ka taka jak Su­piń­skie­go ro­ze­szła­by się w stach ty­się­cy eg­zem­pla­rzy; – u nas, lę­ka­my się o los jej za­py­tać

Po tej oce­nie J. I. Kra­szew­skie­go, nie śmiał­bym już nic do­ło­żyć z mo­jej stro­ny; – zwra­cam je­dy­nie uwa­gę pp… na­uczy­cie­li na sło­wa jego za­le­ca­ją­ce ksią­żecz­kę tę szcze­gól­nie do gło­śne­go czy­ta­nia.

Jan We­li­chow­ski (wy­daw­ca po­przed­ni).

Wie­czór pierw­szy.

O czło­wie­ku praw­dzi­wym.

Gdy król pol­ski Ste­fan Ba­to­ry ob­jeż­dżał kraj, aże­by się prze­ko­nać, czy wszyst­ko idzie jak na­le­ży, do­strzegł w jed­nej szkół­ce chło­pa­ka, któ­ry się do­sko­na­le uczył. Król tedy rzekł do nie­go te sło­wa:

„Di­sce puer, fa­ciam te Mo­ści Pa­nie”, mie­sza­jąc ła­ci­nę z pol­sz­czy­zną. – Sło­wa zaś te zna­czą: „Ucz się chłop­cze, a uczy­nię cię pa­nem*. Otoż ko­cha­ni mło­dzi wie­śnia­cy! Nie ci sa przy­ja­ciół­mi wa­sze­mi, któ­rzy chcą w mło­dych ser­cach wa­szych roz­bu­dzić za­zdrość i nie­na­wiść ku wa­szym współ­ro­da­kom, współ­o­by­wa­te­lom i są­sia­dom, dla­te­go że oni mają wię­cej niż wy grun­tów, la­sów, łąk i pa­stwisk. Nie było nig­dy i nig­dy nie bę­dzie ta­kie­go kra­ju, gdzie­by wszy­scy miesz­kań­cy byli za­rów­no bo­ga­ci lub za­rów­no ubo­dzy, z wy­jąt­kiem dzi­kich lu­dów, gdzie wszy­scy cho­dzą nago, cho­wa­ją się w jamy przed dzi­kim zwie­rzem albo spią sie­dząc na ga­łę­ziach; żyją ko­rze­nia­mi lub su­ro­wem ścier­wem, gdy im się uda zło­wić ja­kie zwie­rzę.

W kra­jach urzą­dzo­nych choć­by naj­mniej oświe­co­nych, do rów­no­ści ma­jąt­ku przyjść nie może, bo choć­by kto użył gwał­tu, to nie tyl­ko w na­stęp­nem po­ko­le­niu, ale już na­wet za ży­cia tych sa­mych lu­dzi za­czę­ła­by po­wsta­wać daw­na nie­rów­ność przez sche­dy, po­dzia­ły, sprze­da­że i mar­no­traw­stwo. Były wpraw­dzie kra­je, gdzie ro­bio­no pró­by utrzy­ma­nia wszyst­kich lu­dzi przy jed­na­ko­wym ma­jąt­ku, ale te pró­by nie przy­da­ły się na nic. – W sta­ro­żyt­nej Gre­cyi roz­dzie­lo­no z razu zie­mię po­mię­dzy wszyst­kich po rów­nej czę­ści. W za­mor­skim kra­ju zwa­nym Peru roz­dzie­la­no co wio­sna zie­mię mię­dzy ro­dzi­ny, przy wrza­wie trąb, bęb­nów i śpie­wa­ków, zkąd wy­ni­kło, że tam był cią­gły nie­do­sta­tek; bo nikt się nie sta­rał o to, żeby się na do­bre za­go­spo­da­ro­wać. W daw­nej oj­czyź­nie ży­dów, któ­ra się zwa­ła Pa­le­sty­ną, co lat siedm za­bie­ra­no wszyst­kim, ja­kie kto miał za­pa­sy i roz­da­wa­no je mię­dzy tych, któ­rzy nic nie mie­li. Ży­dzi ze­szli na nę­dzę i roz­pierz­chli się po świe­cie, a dziś każ­dy z nich co ma, to trzy­ma dla sie­bie, jak wia­do­mo.

W kra­jach do­brze urzą­dzo­nych i ile tyle oświe­co­nych, każ­dy dojść może do po­sia­da­nia pew­nej wła­sno­ści, któ­rej mu nikt ode­brać nie śmie, choć­by wła­sno­ścią tą była tyl­ko jego odzież. W kra­jach tych, jak do­pie­ro nad­mie­ni­łem, jed­ni są pra­co­wi­ci, za­po­bie­gli­wi, oszczęd­ni, inni mar­no­traw­ni i le­ni­wi. Jed­ni przy­mna­ża­ją swo­je mie­nie, dru­dzy je msz­czą, prze­pi­ja­ją lub za­nie­dbu­ją. – Na jed­nych spa­da sche­da po ro­dzi­cach albo krew­nych, ua dru­gich nig­dy nic nie spa­dło. Je­st­to szczę­ście, gdy na kogo jaki ma­ją­tek spad­nie, ale tego nikt wzbro­nić nie może; bo jak czło­wiek za ży­cia ma pra­wo da­ro­wać coś dru­gie­mu, tak ma tak­że pra­wo po­wie­dzieć, że mu to da­ru­je po swo­jej śmier­ci. Jed­ni po­ro­dzi­li się w ro­dzi­nach bo­ga­tych, inni w ubo­gich, a temu tak­że nikt za­po­biedz nie może.

Gdy­by lu­dzie nie­bo­ga­ci, jak na­przy­kład go­spo­da­rze wiej­scy, mie­li pra­wo za­brać dwo­ro­wi część la­sów lub pa­stwisk, to ci co po­sia­da­ją mniej… od nich albo nic wca­le, mie­li­by ta­kie samo pra­wo za­brać go­spo­da­rzom za­moż­niej­szym po ka­wał­ku zie­mi, albo po jed­nej kro­wie. Jak tu, tak tam za­bie­ra­nie cu­dzej wła­sno­ści by­ło­by tyl­ko ra­bun­kiem, przy któ­rym nikt­by nie prze­spał nocy spo­koj­nie.

Otóż przy­ja­ciół­mi wa­sze­mi mło­dzi wie­śnia­cy sa ci, któ­rzy pra­gną, aże­by­ście wy­szli z ciem­no­ty, aże­by­ście się cze­goś na­uczy­li, aże­by­ście przej­rze­li praw­dę wła­sne­mi ocza­mi, aże­by­ście się nie dali ba­ła­mu­cić lu­dziom złej wia­ry, któ­rzy was ją­trzą, krew wam psu­ją, na­peł­nia­ją cią­głym nie­po­ko­jem, kłó­cą z bo­gat­sze­mi są­sia­da­mi, a tem sa­mem od­pro­wa­dza­ją od szczę­ścia praw­dzi­we­go. Ci praw­dzi­wi przy­ja­cie­le wasi za­kła­da­ją szkół­ki wiej­skie. Jed­ni zgro­ma­dza­ją się po mia­stach i ra­dzą, jak­by te szkół­ki naj­le­piej urzą­dzić; inni ro­bią skład­ki na te szkół­ki po ca­łym kra­ju, inni znów dają na nie albo ma­te­ry­ał z lasu, albo ka­wa­łek ogro­du, albo nie­co zbo­ża co­rocz­nie, albo nie­co pie­nię­dzy; inni jesz­cze dru­ku­ją dla was ksią­żecz­ki bez żad­ne­go zy­sku, a czę­sto na­wet da­jąc je dar­mo.

Ci co w ten spo­sób zaj­mu­ją się wami, są wa­sze­mi praw­dzi­we­mi przy­ja­ciół­mi. Uzna­cie to sami, gdy doj­dzie­cie do lat doj­rza­łych, a sy­no­wie wasi uzna­ją to le­piej jesz­cze.

Ci co was na­ma­wia­ją, aby­ście cho­dzi­li do szko­ły, lub na­ma­wia­ją wa­szych ro­dzi­ców i opie­ku­nów, aby was tam gwał­tem po­sy­ła­no, choć do tego nie ma­cie ocho­ty, przed­sta­wia­jąc im i wam, jak to jest pięk­nie i wy­god­nie po­mo­dlić się z książ­ki w ko­ście­le albo w cer­kwi, prze­czy­tać so­bie sa­me­mu pi­smo, któ­re przyj­dzie z po­wia­tu, prze­czy­tać so­bie ga­zet­kę, żeby wie­dzieć, co się dzie­je w świe­cie, a nie wszyst­kie­mu wie­rzyć, co lu­dzie so­bie opo­wia­da­ją; na­pi­sać list do bra­ta, któ­ry jest w woj­sku, za­pi­sać so­bie co się ma do zro­bie­nia, ob­li­czyć co się ma ku­pić albo sprze­dać i tak da­lej. – Ci co tak mó­wią, mó­wią rze­tel­ną praw­dę, a ja wam po­wiem jesz­cze co in­ne­go: oto, że kto cho­dzi do szko­ły, ten się uczy my­ślić, a ten co nie umie my­ślić zdro­wo, nie jest jesz­cze czło­wie­kiem zu­peł­nym.

Wszedł­szy do szko­ły uczy­li­ście się na­przód abe­ca­dła. Czy po­my­śle­li­ście tez kie­dy nad tem, co to jest za ogrom­ny, nad­zwy­czaj­ny, pra­wie nad­ludz­ki wy­na­la­zek! wy­na­la­zek więk­szy od ko­lei, od te­le­gra­fów i od wszyst­kich ma­szyn; bo na tym jed­nym wy­na­laz­ku stoi wszyst­ko co tyl­ko póź­niej zro­bio­no do­bre­go i wy­na­le­zio­no, i wszyst­kie na­uki, wszyst­kie pra­wa, i wszyst­ko co jest na świe­cie. Aż gło­wa się krę­ci, jak czło­wiek po­my­śli, że dwa­dzie­ścia i kil­ka zna­ków, któ­re gło­ska­mi czy­li li­te­ra­mi na­zy­wa­my, wy­star­cza na przy­twier­dze­nie do pa­pie­ru wszyst­kich wy­ra­zów, ja­kie czło­wiek wy­mó­wić może we wszyst­kich ję­zy­kach na świe­cie. Ko­cha­ni mło­dzień­cy za­sta­nów­cie się nad tem, a bę­dzie to już wiel­ki po­czą­tek ura­bia­nia się wa­szej my­śli, wa­sze­go po­ję­cia, wa­sze­go sądu. Pa­mię­taj­cie, że czło­wiek nie umie­ją­cy my­ślić, nie jest jesz­cze czło­wie­kiem zu­peł­nym.

Na­uczy­cie­le wasi po­wie­dzie­li wam lub po­wie­dzą wam póź­niej, że mowa ludz­ka skła­da się z wy­ra­zów, któ­re przy­bie­ra­ją roz­ma­ite od­mia­ny, we­dług na­tu­ry swo­jej w licz­bie, przy­pad­ku, ro­dza­ju, oso­bie, stop­niu, a to we­dług tego, co czło­wiek chce po­wie­dzieć. Kto nie zna na­tu­ry wy­ra­zów, któ­rych uży­wa, i nie wie dla­cze­go ich uży­wa tak a nie in­a­czej, ten gada jak pa­pu­ga. Kto zaś wie, że rze­czow­nik ma licz­by i przy­pad­ki; cza­sow­nik licz­by, oso­by, ro­dza­je i cza­sy; przy­miot­nik licz­by, ro­dza­je i stop­nie, ten zro­bił już wiel­ki po­stęp w sztu­ce my­śle­nia, tego już nie wy­wie­dzie w pole lada kto. Kto nie wie jak i dla­cze­go wy­ra­zy zga­dzać się mu­szą mię­dzy sobą, ten po­peł­nia mnó­stwo błę­dów

Iw ich koń­ców­kach przy pi­sa­niu, cze­go się nie do­strze­ga, gdy mówi. Nie­zgod­ność wy­ra­zów, to zwi­kła­nie my­śli. Był to wiel­ki my­śli­ciel ów czło­wiek, któ­ry pierw­szy do­pa­trzył i upo­rząd­ko­wał te roz­ma­ite wła­ści­wo­ści mowy ludz­kiej.

Nie mam za­mia­ru tłó­ma­czyć wam tych rze­czy. Ci po­mię­dzy wami, któ­rzy o tem jesz­cze nie sły­sze­li, nie­chaj pro­szą na­uczy­cie­li swo­ich, by im to wy­ło­ży­li ja­sno i do­kład­nie. Ja chcę je­dy­nie po­mó­wić z wami o tem, co naj­bli­żej ob­cho­dzi wa­szych ro­dzi­ców, a co wkrót­ce was sa­mych naj­bli­żej ob­cho­dzić bę­dzie.

Oj­co­wie wasi, wasi stry­jo­wie i są­sie­dzi wy­bie­ra­ją rad­nych do gmi­ny, człon­ków do rady po­wia­to­wej, wy­bor­ców sej­mo­wych, a nie­któ­rzy za­sia­da­ją sami w gmi­nie, w po­wie­cie, albo w sej­mie kra­jo­wym. O waż­nych tam rze­czach przy­cho­dzi im ra­dzić: o po­rząd­ku, o środ­kach bez­pie­czeń­stwa, o szko­łach, o go­ściń­cach, o są­dach, o po­dat­kach i o mnó­stwie in­nych rze­czy, bez któ­rych kraj, po­wiat albo gmi­na obejść się nie mogą. Trud­ne to, bar­dzo trud­ne za­da­nie! Każ­de­mu się wy­da­je, że wie prze­cież co jest do­bre a co złe; lecz nie jest to już to samo co umieć uchwa­lić pra­wo, aby złe­go nie do­pu­ścić, a do­bre spro­wa­dzić. Na to po­trze­ba zdro­we­go sądu, i trze­ba ja­sno poj­mo­wać co być może, a co nie, – co z cze­go wy­ni­ka i co spro­wa­dzić może zło za­miast do­bre­go dla na­ro­du. Otoż chciał­bym wam do­po­módz do za­sta­no­wie­nia się nad tem, co to jest na­ród i jak się to wszyst­ko ob­ra­ca w na­ro­dzie.

Po­my­śl­cie na­przód o tem, na co zwró­ci­łem uwa­gę wa­sze wy­żej. Po­my­śl­cie i po­mów­cie o tem po­mię­dzy sobą, a te­raz zwró­cę uwa­gę wa­sze na waż­ny szcze­gół, o któ­rym każ­dy z was wie, a prze­cież mało któ­ry za­sta­no­wił się nad nim.

Stwór­ca tak świat urzą­dził, że wszyst­ko, co na nim ist­nie­je za­le­ży od cze­goś dru­gie­go. Słoń­cu Bóg nadał naj­więk­szą siłę-, od nie­go za­le­ży cie­pło i zim­no, za­tem: wio­sna, lato, je­sień i zima; od nie­go za­le­ży ja­sność i ciem­ność, za­tem noc i dzień. Słoń­ce jest źró­dłem wszech­ży­cia; bez nie­go zie­mia by­ła­by bry­łą lodu i bło­ta, wśród wie­ku­istych ciem­nic.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: