Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sielsko, nie anielsko, czyli mieszczuch w oparach inwentarza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 kwietnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,90

Sielsko, nie anielsko, czyli mieszczuch w oparach inwentarza - ebook

Życie iluzją to gotowy przepis na kłopoty. Czy można nauczyć się życia na wsi po całym życiu spędzonym w mieście, bez pojęcia o twardych prawach natury? Baśka urodziła się mieszczuchem. Nie miała miłości do ziemi. Miłości? W jej mieszkaniu usychała każda roślina. Ale jakby na przekór wszystkiemu uważała, że mały domek na wsi, wśród łąk i pól, wieczne wakacje i dużo czasu dla siebie to jest to. Tak postrzegała wieś. Zmęczona pracą w korporacji, codziennym pośpiechem, szukała sielskości, obecnej w literaturze z wieków minionych. Tomasz wychował się na wsi. Od czasów studenckich mieszkał w Warszawie. Kiedy nadarzyła się okazja kupienia gospodarstwa wraz z inwentarzem – całkiem żywym – namówił swoją żonę na przeprowadzkę. Zarówno dom, jak i zabudowania gospodarskie czasy świetności miały dawno za sobą. Wymagały nakładów finansowych oraz pilnych prac remontowych. Mówiąc wprost: kasy i roboty. Czy Baśka nauczy się żyć według zasad, o których istnieniu nie miała pojęcia? Na nieobytą z życiem wiejskim kobietę zewsząd czyhało niebezpieczeństwo. Zewsząd. I wszelkie. Obornik zamiast zapachu kwiatów, rymsnięcie dołem pleców w świeżo wydalone odchody zwierzęce – to jedynie drobiazg. Na Baśkę na wsi zło czyhało wszędzie. Częsty brak prądu, samotne dni wśród inwentarza i obcych ludzi, konieczność nauczenia się nowych słów, praca fizyczna, ręczne czerpanie wody ze studni, napór rogacizny, wyjazdy Tomasza. Czy Baśka da radę? Czy ucieknie, nim wróci Tomasz? W książce została opisana twarda rzeczywistość i życie na wsi, takie, jakim jest, w konfrontacji z wyobrażeniami. Wyobrażenia o sielskości w zderzeniu z rzeczywistością. Jest to swoisty poradnik na bazie historii osoby, która podjęła decyzję o zmianie dotychczasowego sposobu życia i przeprowadzce na wieś. Nie tylko po to, by mieszkać, ale i prowadzić gospodarstwo. Droga od mieszczucha do rolnika, choć z przeszłością korporacyjną. Wątki fabularne zostały przeplecione rozdziałami o treści edukacyjnej. Książka zawiera trzy spojrzenia na wieś: jak było kiedyś naprawdę, jaką wieś spodziewała się zastać Baśka i jaką zastała. Nostalgia kontra rzeczywistość – podsypana nawozem. Publikację niniejszą polecam wszystkim, którzy zastanawiają się nad zmianą stylu życia, rzuceniem pracy i wyjazdem w Bieszczady. Nie ma tu gotowej recepty. Raczej opis rzeczywistości i mnóstwo wskazówek. Reszta zależy od Ciebie. Dzięki książce łatwiej Ci będzie podjąć decyzję. I wystartować w nowej rzeczywistości. Ktoś już przechodził przez to, o czym jeszcze nie wiesz, że przejść trzeba. Czy warto – decyzja należeć będzie do Ciebie. PS: Czy ktoś z Was zauważył wystraszone oczy w wycięciu na kształt serduszka w drzwiach wychodka? Jak myślicie, kto się tam schronił?

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8290-134-4
Rozmiar pliku: 7,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Złote myśli

Życzenia noworoczne

Wstęp

Na gospodarce

Jak ta historia się zaczyna?

O wodzie i chlebie, ale u siebie

BARDZO WAŻNE: O szpilkach zapomnij!

Wstaje nowy dzień

GS i buciki Piotrusia Pana

Bez gumofilców ani rusz!

Gówniany problem

Toaleta

Ja mu w gaz, a on trzasł

Zimno, ciemno, do domu daleko…

Umiesz liczyć, licz na siebie

Samodzielność

Środa minie, tydzień zginie…

Awarie na wsi

Nieproszeni goście

Strachy w ciemności

Instynkt przetrwania

Życie i Śmierć

Konie, gzy i byki

Kładzenie byków, zaloty i inseminacja

Jeśliś na wsi, patrz pod nogi i dookoła też!

Narzekając, tracisz siłę

Olaboga, koguty się rozregulowały…

Przepis na kłopot, czyli jak dzikie pola przedmieściem się stały

Sobota na wsi

Niedziela na wsi

Dożynki

Grabie, widły, zwózka, codzienność dawniej i obecnie

Chowaj się kto może, idą miastowi

Nie twoje – nie rusz, a jeśli zepsujesz – napraw

Kto śmieci w lesie, tego dzik poniesie

Wojna pokoleń – o śmieciach i porządku

W obejściu

Rude to wredne

Zwierzęta na wsi

Słuchaj, Ada, po prostu dramat

Prądu ni ma, wielka bida

Wkoło domu zawsze praca

Studnia

Kosałka i opałka

Gawęda o solance i piecu

Franiu, ratuj!

Pranie

Na wódeczkę pod jelenia przyjdź od zastodola

Odwiedziny

Wypad do miasta

Natura sanat, medice curat

Na zakończenie

Iluzja czy rzeczywistość, co wybierasz?

Z ogródka Matki Natury

Podziękowania

Utrwalone na fotografii

Bibliografia

Książki

Źródła internetowe

PiosenkiZłote myśli

Nie trać energii na to, na co wpływu nie masz, a będziesz zdrowszy.

Stara kowbojska mądrość powiada, że wszystko, co ma chuja, atakuje. Kogut, baran, knur, byk i… chłop.

Starego wróbla na plewy nie weźmiesz.

Stać jak widły w gnoju1.

Kiedy wszyscy próbują żyć w wirtualnym świecie, ja poznaję ten prawdziwy2.

------------------------------------------------------------------------

1 Określa się tak najczęściej kogoś, kto nic nie robi albo jest niezorientowany w sytuacji i zamiast działać, trwa w bezruchu. Nie polecam na podryw.

2 Cytat z reklamy telewizyjnej Nowe Renault KADJAR – Poznaj Liv. https://www.youtube.com/watch?v=eqWnkmrJpXw&t=1s .Wstęp

Oczyma wyobraźni widzisz mały domek na wsi. Godzinami rozmyślasz o dniu, kiedy na zawsze opuścisz miasto i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znajdziesz się w tej krainie szczęścia, gdzie świeże owoce i warzywa codziennie trafiają na stół. Jeśli wyobraźnia podsuwa ci dodatkowo obraz, jak w ciszy kontemplujesz niezmącony niczym widok łanów zboża muskanych lekkim wiatrem, poruszających się rytmicznie w idealnej harmonii, niczym fale oceanu, to…

Obudź się!

Żyjąc na wsi, nieczęsto będziesz mieć czas na kawę na tarasie, a już żeby odbyło się to przy akompaniamencie li tylko ptasich treli i w towarzystwie upojnych zapachów dojrzałych truskawek… to wariant co najmniej rzadki. Częściej będą to kombajny i podkaszarki, jeśli już, i twój hart ducha, ale przede wszystkim nos zostaną wystawione na próbę niejeden raz.

W tej książce snuję opowieść o wsi. Jakiej? Prawdziwej, takiej, która nie udaje przedmieść, miasta, jest sobą – społecznością ludzi żyjących wśród natury. Przytaczam historie, te zabawne i te smutne. Czasem sypnę garścią porad, okraszę łyżką dziegciu.

I po co mi to?

Ano po to, żeby ułatwić życie – dotychczasowym mieszkańcom i tobie też.

Jeśli nigdy wcześniej nie mieszkałeś na wsi, obraz w twojej głowie może być dość iluzoryczny. Podobnie rzecz się ma z dwiema ekranizacjami „Dumy i Uprzedzenia”. Ekranizacja w adaptacji BBC skupiona została wokół pięknych sukien i jeszcze piękniejszych, i bardziej okazałych posiadłości. W nakręconej kilka lat później wersji z Keirą Knightley uwzględniono również świnie, błoto i typowy wiejski rozgardiasz. Może dlatego wielu uznało tę ekranizację za bulwersującą i wiele opinii o filmie było negatywnych. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że nakręcona została przez amerykańską wytwórnię filmową. Wręcz przeciwnie, autorami tego obrazu są Brytyjczycy. Mniemam, że mogli coś wiedzieć o warunkach bytowych panujących w tamtym czasie, także we dworach, wśród arystokracji.

Dlatego, zanim podejmiesz decyzję o przeprowadzce, poznaj miejsce, w które się udajesz, poczuj jego temperaturę, zapach. Zobacz, jak się tam żyje. Zastanów się, jak chcesz żyć? A potem, kiedy już podejmiesz decyzję, nie narzekaj. Działaj. Tylko to ma sens.

O czym więc piszę?

Ta książka jest o życiu na wsi, nie na przedmieściu. Oddzielam w niej iluzję i wyobrażenia od rzeczywistości. Dzisiaj zapraszam cię w podróż sentymentalną do czasów wcale jeszcze nie tak dalekich, a tak odległych jednocześnie, bo sprzed elektryfikacji. Jak się wtedy żyło i do czego i po co używało się aż tylu rodzajów wideł i grabi? Opowieść będę przeplatać nowinkami o tym, jak się żyje teraz.

Kimkolwiek jesteś, Drogi Czytelniku, i jakiekolwiek są twoje doświadczenia życiowe, jeśli myślisz o zamieszkaniu na wsi, dobrze by było, abyś zdał sobie sprawę z najważniejszego aspektu. Mieszkając tu, trzeba dostosować się do panujących tu warunków, takich, jakie są na danym terenie. Tak wygląda życie w tych stronach. Przybyło maszyn. Traktorem już nie orze się jak kiedyś koniem, na skibę czy dwie – to dopiero była radość – tylko na jakieś osiem. Są jednak pewne cechy tego rodzaju życia, które pozostają niezmienne, na przykład zapachy towarzyszące hodowli zwierząt i hałas maszyn rolniczych oraz to, że wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich.Jak ta historia się zaczyna?

Malwina: Nie mogę uwierzyć, że się przeprowadzasz. I to na wieś?! Do jakiejś wioski z dala od wszystkiego.

Baśka: Ja też nie.

Malwina: Co z naszą cotygodniową kawą?

Baśka: Dam znać, jak będę się wybierać do miasta w najbliższym czasie.

Rozmowa na Messengerze, na dzień przed przeprowadzką

/27 lutego, poniedziałek/

Step. Na wpół uschnięte badyle i błotnista, nieurodzajna gleba. Dookoła i aż po horyzont. Tak wyglądała działka, którą pokazywał mi mąż. Rozpierała go duma. Chodził już tak dobrą godzinę po tym zapuszczonym gospodarstwie i wszystkim się zachwycał. Choć był to luty, temperatura była na plusie, śnieg stopniał. Nie tylko podwórko, pastwisko, ale i okoliczne drogi zmieniły się w błotne pobojowiska. Cała okolica wyglądała gorzej niż Serbinów z filmu „Noce i Dnie”. Dodatkowo na sąsiedniej posesji, tuż za ogrodzeniem, piętrzyły się hałdy ziemi, gruzu i piasku. Podobno sąsiad mieszał tutaj ziemię, którą potem sprzedawał.

– Nasza ziemia, nasze miejsce na świecie – mówił mąż.

Wyglądało na to, że cieszył się tym miejscem.

A ja… Nie podzielałam jego spojrzenia, entuzjazmu ani też nie umiałam się tym zachwycić. Myślałam, co ja, u licha, tutaj robię. Było mi zimno, bo przez cały dzień padał deszcz, a ten lubiłam tylko w jednej postaci – za oknem. Nie rozumiałam też, o co chodzi w tym całym umiłowaniu ziemi – babraniu w niej, sadzeniu warzyw, pieleniu grządek. Wystarczyło mi w zupełności kupowanie ich w sklepie pozbawionych już tej całej brudnej otoczki. Podobnie rzecz się miała z kwiatami w domu. Nie miałam ich. Usychały od samego patrzenia, nieważne, czy pamiętałam o podlewaniu ich, czy nie. Urodziłam się mieszczuchem, bez miłości do ziemi, a teraz miałam się jej zacząć uczyć. Nie tylko jej zresztą. Ziemia była w pakiecie ze… stadem koni i kilkoma sztukami byków rasy bodajże hereford. Niewielki tabun koni – niespełna dwadzieścia sztuk, wtórnie zdziczałych, ważących coś po siedemset, siedemset pięćdziesiąt kilogramów zwierząt. Co do byków zaś, to były masywniejsze, ważyły koło tony. I jak to byki – niebezpieczne… choć było ich niewiele, to każdy w oddzielnym stanowisku, wzmocnionym stalowym orurowaniem. Poza tym jedne i drugie były upaprane błotem, z wianuszkiem much krążącym dookoła. Przerażały mnie. Nie miałam najmniejszej ochoty zbliżać się do nich. W przeciwieństwie do mojego męża. Wyglądał jak dziecko, które właśnie trafiło do Disneylandu. Cieszyło go wszystko, a ja czułam obrzydzenie do tego „wszystkiego”.

Zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie moje dorosłe, wymarzone życie.

Dwudziesty pierwszy wiek, rozwój technologii, nowe odkrycia naukowe w wielu dziedzinach, a tymczasem mnie czekał powrót do gnoju i korzeni słowiańskości, w każdym razie tych co bardziej brudnych.

Brakowało jeszcze tylko tego, żeby dom był kryty strzechą – pomyślałam i naprawdę z trudem udało mi się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem na tę myśl.

Poza tym dom od chałupy z czasów króla Ćwieczka odróżniała doprowadzona sieć elektryczna. Ujęcie wody było własne, bo ze studni głębinowej, podobno niedawno wywierconej, na środku podwórza zaś stała stara studnia z kołowrotem. Agent nieruchomości twierdził, że nie tylko była w niej woda, ale nawet nadawała się do picia, a nie co najwyżej do podlewania ogródka. Aktualne badania wody miał przesłać mailem, bo gdzieś mu się zapodziały. No, świetny początek – pokręciłam głową z oszołomienia torem, który obierała moja najbliższa przyszłość.

Kolejny nieprzyjemny odgłos mlaśnięcia skierował moją uwagę z obłoków rozmyślań w kierunku ziemi. Błoto chlupnęło niebezpiecznie wysoko, kiedy zrobiłam krok bez patrzenia, gdzie stawiam stopę. Miałam chociaż tyle rozsądku, żeby na przyjazd tutaj wygrzebać z szafy buty, w których kilka razy wybrałam się na wycieczkę po górach. No, po górach to za dużo powiedziane, ledwie po dolinach – Chochołowskiej i Kościeliskiej. Były jednak wysokie, sznurowane, na solidnej, płaskiej podeszwie i co najważniejsze, podgumowane do wysokości kostki, co na tutejsze błoto ledwie wystarczało. W tej chwili były już ubłocone aż do samej granicy podgumowania z miękką skórą cholewek. Pomyślałam o moim pozostałym obuwiu – szpilki, szmaciane trampki, espadryle, buty na koturnie. Poza gumowymi laczkami nic chyba nie nadawało się na te warunki. No, zawsze mogłam jeszcze chodzić boso. Nogi można jakoś domyć, ale zamszowe kozaki byłyby po kontakcie z tym błotem do wyrzucenia. Aż wzdrygnęłam się z obrzydzeniem.

Co mnie podkusiło, żeby zakochać się w chłopaku, który wychował się na wsi, no co?

Klata i bicepsy.

No i niejaki wpływ miał też jego dobry charakter.

Wtedy nie było jednak mowy o tym, że w pakiecie z nim i ze wspólnym życiem jest wymiana szpilek na traktor, widły i gnój.

Zachciało mi się dorosłości, decyzyjności i podejmowania wyzwań, to mam, co chciałam, albo za swoje – cóż, czas pokaże.

Pierwsze bolesne zderzenie z naturą miało nadejść już wkrótce. Już następnego dnia po przeprowadzce i o nieboskiej godzinie, bo o szóstej rano, obudził mnie hałas pił i jakiegoś silnika, możliwe, że od traktora. I to w czasie, kiedy wreszcie udało mi się jakoś rozgrzać i zasnąć. Dom był duży i od dawna nieogrzewany, mury wyziębione, miejscami zawilgocone. Kominek w tym przypadku dawał tyle ciepła co minispódniczka na zimnym wietrze. Ściany zostały zbudowane jeszcze z dawniejszej cegły. Był w tym wszystkim potencjał, lecz dom wymagał remontu od fundamentów po ściany i dach. Wyglądało na to, że pierwsi fachowcy właśnie się pojawili…

Opatulona w koce, jakby to była co najmniej polarna stacja badawcza, a nie zaniedbane gospodarstwo w wysokomazowieckim, poczłapałam do kuchni. Tam już mąż uwijał się przy starej kuchni kaflowej3 i naleśnikach. Nie wiem, jak mu się udawało na tym gotować, bo nie miała pokręteł, tylko żeliwne kręgi i zdaje się, że to ich liczbą regulowało się temperaturę. Mieszkał od dawna w Warszawie, choć możliwe, że nie zapomniał wszystkiego, czego nauczył się w latach dziecięcych. Czuł się tu nad wyraz swobodnie. Zupełnie inaczej niż ja.

– Ile naleśników chcesz? – zaświergotał.

– Nie wiem, czy w ogóle coś przełknę, jest mi strasznie zimno – burknęłam spod warstwy koców.

– Lepiej najedz się do syta, czeka nas dużo pracy. Trzeba uprzątnąć stajnię ze starej słomy i gówna. A wcześniej naszykować paszę i wodę dla zwierząt. Wolisz je nakarmić? Czy zająć się pracami w stajni?

– Że co proszę?

Aż mnie zamurowało.

– Pytałem, czy wolisz je nakarmić i zanieść wodę, czy zająć się stajnią? Bo jeśli tym pierwszym, to około dwa wiadra na głowę potrzebują… – Podrzucał kolejny naleśnik jakby nigdy nic.

– Hola, hola, hola, w tym całym pomyśle o zamieszkaniu na wsi i czerpaniu z uroków życia blisko natury nie było nic na temat zapieprzania w polu, o wstawaniu bladym świtem tym bardziej!

No tu już się zagotowałam.

– No nie było, bo nie przypuszczaliśmy, że trafi nam się gospodarstwo ze stadem hodowlanym. Zanim zorganizuje się kogoś do pomocy, trochę to potrwa. A zwierzęta czekać nie mogą. No i nie w polu, jeśli już, tylko w stajni. Byków będę doglądał sam, dopóki kogoś się nie znajdzie. Co do reszty, pokażę ci, co i jak, i pomogę. Ale jeszcze nie odpowiedziałaś, jak się podzielimy pracą dzisiaj… – Spojrzał na mnie, a ja zwiesiłam głowę.

Zaczynała do mnie docierać powaga sytuacji. Nie było tutaj nikogo więcej, wyłącznie my dwoje. Praca sama się nie zrobi, to wszystko trzeba będzie ogarniać każdego dnia, a harmonogram będzie z grubsza taki sam. Oczywiście, mogłam się „obfoszyć” i pojechać w Polskę w poszukiwaniu lepszego, a w każdym razie czyściejszego miejsca do życia, znaleźć pracę gdzieś w jakimś cieplutkim biurze w branży IT, ale tego też już nie chciałam.

No tak…

– Dobra, co jest w tej stajni do zrobienia? Zwierząt się boję. Ale pusty budynek mogę ogarnąć. – Trzęsąc się z zimna, wyciągnęłam rękę po szklankę z herbatą. To, że więcej udało mi się wypić, niż rozlać, odnotowałam jako sukces.

– Trzeba uprzątnąć starą słomę i odchody, podścielić nową. Dobrze, że przed przyjazdem tutaj odwiedziliśmy lokalny GS4. Gumiaki na tę okoliczność będą jak znalazł. A i ubierz się ciepło. – To mówiąc, postawił przed moim nosem puchate naleśniki pełne sera ze śmietaną i cukrem. – Jedzmy.

Cóż, w tym momencie nie chciałam pytać ani wiedzieć, co jeszcze będzie „jak znalazł”… Zajęłam się jedzeniem.

Mając w pamięci słowa dziadka: „Zawsze miej, dziecko, suche stopy. Jak są suche, człowieka zimno nie złapie i nie zachoruje”, złapałam najgrubsze wełniane skarpety, jakie znalazłam w stosie pudeł; nierozpakowanych po przeprowadzce, bo i mebli nie było. Nie było też co dłużej zwlekać. Z tą myślą podreptałam do stajni. Mąż już tam na mnie czekał otoczony różnymi sprzętami.

– No to tu masz widły, pozbierasz nimi słomę z wierzchu. Widać, że tu od dawna nie było wybierane. Zbierali tylko z lekka i podścielali nową, więc pod tą wierzchnią warstwą będzie raczej dość mocno ubite. – Zebrał kawałek, przerzucił na taczkę. Było, jak mówił. Za chwilę widłami nie dało się już zbierać. – Ważne, przekładaj sobie co jakiś czas widły i kopacz z jednej ręki na drugą – inaczej na drugi dzień będziesz mieć mocno przeciążoną jedną stronę ciała. Raz zagarniasz, trzymając je w lewej ręce, druga podtrzymuje, raz w prawej i tak samo druga podtrzymuje. Tu masz kopacz, jak już się nie da zbierać widłami, będziesz nim zahaczać i ciągnąć, i tak po kawałku. Podścielali „żytnianką5”, a ona jest tak długa, jak wysokie urośnie żyto… tworzy warstwy, o… widzisz, tak jak tutaj. O, tak.

Dobrze, że pokazywał mi w trakcie. Widły, widłami, ale tego urządzenia w życiu na oczy nie widziałam.

– Potem wszystko wieziesz taczkami na pryzmę za stajnią. Przyjdę pomóc ci, jak ogarnę karmienie i pojenie. Potem zainstaluje się automatyczne poidła. No, a na razie trzeba zapierdalać.

I tyle go widziałam. Poszedł do swojej roboty. No cóż, Augiasz nie powstydziłby się takiego bajzlu. Petunią to nie pachniało. Co to, to nie. Ze stropu zwisały pajęczyny, były nimi pokryte także okienka. Gdzieniegdzie jakieś robaczki zrobiły sobie wełniste, białe kokony. Robali się nie bałam, nie groziło mi, że wybiegnę stąd, wrzeszcząc w niebogłosy ku uciesze dekarzy i ślubnego. Zawsze to jakaś pociecha. Na dole zaś było pełno słomy i gówna. A ja tak stałam i patrzyłam na to wszystko… Tak wyglądała prawda o życiu, które wybrałam.

– Ja stąd przez tydzień nie dojadę z robotą do końca choćby tylko jednego rzędu, a jest jeszcze drugi. Dramat, po prostu dramat.

Ale nikt mnie tu nie mógł wysłuchać. Byłam wyłącznie ja. Sama ze sobą, widłami i całą resztą. Dobrze, że włożyłam ciepłe skarpety. I miał rację mój mąż, gumiaki na tę okoliczność były najbardziej odpowiednim obuwiem. Przypomniałam sobie, że dziadek mi kiedyś pokazywał, jak się owija nogi onucami, skarpet nie uznawał. A ja już teraz nie byłam małą wnusią. Byłam dorosła…

– No dobra, skoro skarpety już mam, to zacznijmy od tych wideł…

Co mi pozostawało więcej? Nic. Wzięłam się do roboty. Pracowałam tak do wieczora z przerwą na obiad. Kolację wchłonęłam już na autopilocie. Siły starczyło mi jeszcze tylko na jako takie umycie się w zimnej wodzie.

Trzeba jutro zadzwonić do Pana Piecucha, fachowca, który w okolicy zajmował się serwisem pieców i instalacji grzewczych, może wciśnie nas na wcześniejszy termin naprawy pieca CO – zdążyłam jeszcze pomyśleć, zanim zasnęłam.

------------------------------------------------------------------------

3 Nie, nie chodzi tutaj o kuchnię typu westfalka – ta ma jedną dużą fajerkę. Zdarzały się też kuchnie na dwie fajerki, zwane angielkami. W tym budynku była kotlina – kuchnia kaflowa z piecem do chleba. Rozpalało się drewnem, potem podsypywało węgla. Kuchnia miała płytę i dwie fajerki, a część z piecem drzwiczki do podłożenia opału i drzwiczki do włożenia ciasta lub chleba.

4 Zwyczajowo przyjęta nazwa na określenie sklepu z zaopatrzeniem dla rolników, chociaż gminne spółdzielnie w związku z prowadzoną działalnością produkcyjno-handlowo-usługową sprzedawały wiele rodzajów towarów i to nie tylko rodzimej produkcji. W miastach ich odpowiednikiem w zakresie zaopatrzenia spożywczego były spółdzielnie „Społem” („I za późno wstołem. Społem, bo się przepracowołem…” – od razu łezka mi się w oku kręci na wspomnienie Benefisu Zenona Laskowika, czyli z Tyłu sklepu, autorstwa Kabaretu Tey, założonego przez Zenona Laskowika i Bohdana Smolenia)

5 Żytnianka – potoczna nazwa słomy z żyta. Uprzedzając pytania, a co to jest – otóż słoma to ta część rośliny, która zostaje po wymłóceniu ziaren z kłosa – najczęściej sama łodyga – na przykład z żyta, jęczmienia, pszenicy, rzadziej łodyga z liśćmi – na przykład z kukurydzy. Obecnie słomę kostkuje się maszynowo już na polu lub zwija w baloty, kiedyś proces pozyskiwania słomy wyglądał inaczej – ale o tym później.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: