- promocja
- W empik go
Siódme gniazdo - ebook
Siódme gniazdo - ebook
Nigdy nie wiesz, dokąd zaprowadzą cię twoje wybory
Sara jest młodą, niezależną podróżniczką, która prowadzi popularny kanał na YouTube. Dawno postanowiła, że nie wróci do rodzinnego kraju, co pcha ją do odkrywania nowych miejsc i korzystania z życia pełną piersią. Robi to z niemałymi sukcesami… do czasu otrzymania niepokojącego listu.
Wstrząsająca wiadomość o śmierci siostry zmusza Sarę do pokonania dwóch tysięcy kilometrów i powrotu do miasta, w którym jej noga miała nigdy więcej nie stanąć. Na miejscu kobieta musi zmierzyć się z trudną przeszłością, przeżyć żałobę i… zapewnić opiekę jedenastoletniej siostrzenicy. Wkrótce Sara przekona się, że powrót do gniazda, z którego raz się odleciało, może przynieść zaskakujące rezultaty.
„Siódme gniazdo” to ciepła i wzruszająca powieść, która poza chwytającą za serce historią gwarantuje czytelnikom dreszcz emocji.
Sarze łzy napłynęły do oczu. Zaczęła głośno szlochać. Nie była w stanie dokładnie przeczytać całego pisma, miała bowiem problemy z samym jego utrzymaniem w spoconych i drżących dłoniach. Język używany w dokumencie i gmatwanina sformułowań prawnych powodowały dodatkowe trudności w zrozumieniu treści.
– Moja siostrzyczka!!! Dlaczego?! – płakała bezradna i pełna żalu Sara. – List leżał przeszło miesiąc w skrzynce! Nie miałam szansy nawet być na jej pogrzebie!!! Dlaczego?!!
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8373-342-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sara obudziła się tego dnia bardzo późno. Nie otwierając oczu, na pamięć sięgnęła po zegarek leżący na przyłóżkowej szafce. Zerknęła na jego tarczę. Dochodziła jedenasta. A więc spała ponad dwanaście godzin… W zasadzie nic dziwnego. Poprzedniego dnia wróciła w nocy bardzo wyczerpana. Po powrocie starczyło jej jedynie sił na krótki prysznic oraz dokończenie kawałka focacci, zakupionej po drodze w małej piekarni działającej nieopodal jej miejsca zamieszkania.
W pokoju nowocześnie urządzonego mieszkania panował półmrok. Zamknięte okiennice nie wpuszczały światła, poza kilkoma cienkimi smugami, którym udało się przedrzeć przez nieszczelne szczebelki żaluzji, a które teraz delikatnie muskały podłogę oraz meble umiejscowione blisko okna.
Powoli wstała z łóżka. Podeszła do drzwi balkonowych, otworzyła je szeroko i uchyliła na zewnątrz skrzydła okiennic. Gwar ulicy natychmiast wdarł się do dotychczas sennego wnętrza. Wyszła na niewielki taras. Panowało bardzo przyjemne ciepło, a błękit bezchmurnego nieba i blask słońca wywołały na twarzy kobiety poranny uśmiech.
Przez moment delektowała się urokliwym widokiem otoczenia oraz jakże lubianego codziennego zgiełku centrum miasta, po czym wróciła do wnętrza i postawiła mokę na płycie grzewczej. Po chwili espresso było gotowe. Sącząc kawę, przypomniała sobie, że musi natychmiast podłączyć do ładowarki całkowicie rozładowany smartfon. Wczoraj zupełnie o tym zapomniała. Była wówczas zbyt zmęczona.
W jednej z szafek kuchennych znalazła nieduże pudełko marketowych croissantów, które wraz z kawą musiały dzisiaj wystarczyć za całe śniadanie. Sara zawsze dbała o to, żeby na półkach znajdowało się chociaż kilka gotowych do zjedzenia produktów o długim okresie przydatności do spożycia. Między innymi właśnie na taki wypadek, jaki miał miejsce w tym dniu.
Rozejrzała się po mieszkaniu. Nie było jej tutaj ponad dwa miesiące… Wydawało się, że porządek był wystarczający, żeby powrotu nie rozpoczynać od sprzątania. Pozostało jedynie wielkie pranie oraz opróżnienie skrzynki z listami, wiszącej na parterze klatki schodowej.
Zerknęła na poziom ładowania telefonu. Za mało, żeby go odłączyć, ale wystarczająco, żeby zacząć przeglądać materiały filmowe oraz zdjęcia z ostatniej wyprawy. Usiadła na wygodnym fotelu nieopodal gniazdka z ładowarką i włączyła swój smartfon.
Dwumiesięczna wyprawa do Afryki równikowej była najdłuższym z jej dotychczasowych wyjazdów na ten kontynent. Kenia, Tanzania, Uganda, Rwanda, Burundi, Zambia, Malawi, Mozambik – i wszystko to w trakcie jednej podróży. Ogrom rzeczy, których była świadkiem, zdobyta wiedza i nowe doświadczenia były prawie niewyobrażalne z punktu widzenia normalnego człowieka. Nawet kogoś, kto uważa się za zagorzałego turystę czy obieżyświata. Marzenie nieosiągalne dla większości, zarówno z punktu widzenia finansowego, jak i organizacyjnego, dla niej nie było niczym wyjątkowym. To praca. Praca połączona z życiową pasją – pasją poznawania tego, co nowe i inne, zdobywania świata i kolekcjonowania miejsc. Przez ostatnie tygodnie na własne oczy widziała niesamowitą liczbę przepięknych rzeczy: krajobrazy, faunę, florę, prawdziwe cuda natury, bardzo zróżnicowaną i jakże inną od europejskiej kulturę ludów zamieszkujących Czarny Ląd. Dwa miesiące bez zawijania do portu, bez powrotu do cywilizacji… Sama… Kobieta… Na takie doznania może sobie pozwolić jedynie cząstka promila całej ludzkiej populacji. Tak. To prawda. Była z siebie dumna i uważała się za szczęściarę, mogącą prowadzić życie w taki właśnie sposób.
Wszystkie swoje podróże uwieczniała na fotografiach i filmach, opatrywanych najczęściej własną narracją, czasami jedynie uzupełnianą cytatami lub intelektualnymi przemyśleniami znanych powszechnie osób. Każdego dnia na bieżąco zamieszczała je na swoim profilu. Nawet w okresach pomiędzy wyprawami zawsze codziennie co najmniej jedno sympatyczne zdjęcie lub filmik lądowały w sieci w formie posta, rolki lub relacji. Tradycją było także, że raz w tygodniu przygotowywała, a następnie publikowała kolejny odcinek autorskiego programu związanego z przeżyciami towarzyszącymi podróżowaniu, a także radami, adresowanymi głównie do osób planujących zagraniczne wyjazdy w różne zakątki świata. O swoich cotygodniowych programach nie zapominała nigdy, nawet będąc aktualnie na „końcu świata”, nie mając w tym czasie możliwości właściwego przebrania się czy też zrobienia choćby podstawowego make-upu.
To wszystko pozytywnie wpływało na popularność jej profilu oraz zwiększanie grona fanów, ale również na zainteresowanie jej osobą różnego typu donatorów. Każdy bowiem mógł mieć pewność, że Sara zawsze zamieści coś interesującego w sieci, a kolejny odcinek jej programu zostanie wyemitowany, choćby się waliło i paliło.
Zupełnie czymś innym było z kolei przygotowywanie reportaży, które Sara opracowywała i emitowała na zakończenie każdego ze swoich wyjazdów. Obszerne relacje video, uzupełniane komentarzami oraz zdjęciami, zamieszczane były zarówno na jej profilu, jak i we wszystkich social mediach. Dotyczyły one podsumowania podróży, a także opisu poszczególnych zwiedzanych miejsc, z uwzględnieniem różnego rodzaju spostrzeżeń, wniosków i rekomendacji. Opracowanie takiego materiału wymagało sporo czasu i koncentracji, często nawet wymuszało na Sarze wycofanie się z pozostałej aktywności życiowej przez kilka kolejnych dni. W tym okresie nie wychodziła nigdzie z mieszkania, zamykała się w swoim domowym studiu oraz pracowała ze smartfonem, komputerem, mikrofonem i kamerą.
Było to zdecydowanie cięższe zajęcie niż jej pozostałe formy funkcjonowania w Internecie. Niemniej lubiła to, uważając swoje reportaże za najambitniejszą rzecz, jaką tworzy. I rzeczywiście publikując do dziesięciu takich produkcji rocznie, przez kilka lat od pierwszych emisji, Sara stała się rozpoznawalna, a nawet dosyć popularna w sieci. W pewnym momencie zainteresowanie środowisk medialnych jej aktywnością zrobiło się tak duże, że zaczęła być traktowana jako pewnego rodzaju autorytet w tematyce podróżowania.
Czy istotnie czuła się ekspertką? Z punktu widzenia posiadanego doświadczenia, ogólnej liczby zwiedzonych państw oraz dni spędzonych w podróży – z pewnością tak. Natomiast nigdy zbytnio nie interesowało jej zagłębianie się w aspekty socjalne zwiedzanych miejsc, kwestie polityczno-gospodarcze, bariery mentalne poszczególnych społeczności ani też wnikliwsze poznawanie ludzi i utrzymywanie z nimi trwalszych więzi. Czytanie innych nie wydawało się najmocniejszą stroną Sary, chociaż paradoksalnie znacznie jej to pomagało w podróżowaniu po odległych i obcych krajach. Uśmiech bowiem zawsze oznaczał dla podróżniczki uśmiech, a więc sympatię, natomiast zaciśnięte pięści zawsze oznaczały zaciśnięte pięści, przed którymi należy uciekać. Nigdy jednak nie traciła czasu na analizowanie pod względem przyczynowo-skutkowym różnorodnych aspektów, w tym na przykład kwestii możliwości lub ograniczeń rozwoju turystyki w danym regionie.
Czy się przygotowywała do podróży? Tak, oczywiście. Sporo czytała na temat objętego planem wyjazdu regionu, a także dokładnie wiedziała, jakie interesujące punkty chce zaliczyć w trakcie tripu. Ale już na miejscu zazwyczaj opierała się na spontaniczności, własnych impresjach, swobodnym opisywaniu tego, co widzi i czego jest świadkiem.
Część spośród użytkowników Internetu zarzucała jej przez to powierzchowność, brak empatii i zainteresowania istotnymi problemami odwiedzanych destynacji, a nawet naiwność. Ktoś nazwał ją kiedyś „internetowym płytkim beztalenciem”. Innym razem „babą, która rzadko podróżuje z mózgownicą, ale zawsze ze smartfonem”. Nie bardzo się tym przejmowała. Potwierdzeniem jej wartości była popularność w sieci, a także suma kwot inkasowanych od różnego rodzajów sponsorów.
Sara, pomimo swojego stosunkowo młodego wieku, była już znaną youtuberką turystyczną i stać ją było na sporo, w tym przede wszystkim na łączenie pasji z pracą, polegającą na zwiedzaniu całego świata. Z jej zdaniem liczyły się dziesiątki tysięcy osób zainteresowanych podróżowaniem, a z radami – wszyscy wyjeżdżający za granicę, a w szczególności ci zaciekawieni bardziej egzotycznymi kierunkami. Liczba subskrypcji oraz reakcji i przychylnych komentarzy pod jej publikacjami utwierdzała ją w stałym przekonaniu, że osiągnęła sukces, a dla wielu jest wzorem.
Spośród wszystkiego najistotniejsze dla kobiety było to, że swoją aktualną pozycję zawdzięczała samej sobie. Według niej pozostawało to również bez związku z fenomenem funkcjonowania mediów społecznościowych i rozlicznych możliwości promowania się za ich pośrednictwem, które Sara, bez przesady, przyswoiła sobie w podstawowym zakresie, niezbędnym w internetowej aktywności. Sukces związany był przede wszystkim z własną przebojowością, pracowitością, odwagą, kreatywnością oraz umiejętnościami organizacyjnymi. W tym miejscu, w którym znajdowała się dzisiaj, była wyłącznie dzięki własnej determinacji, jak również pasji, którą przekuwała w pracę. Nie pomogli jej w tym żadni ludzie, więc nikomu nic nie musiała zawdzięczać.
Sara nie była nadto zainteresowana utrzymywaniem bliższych relacji z innymi. Tym bardziej, że nie przywiązywała się również do miejsc, a częste jej przeprowadzki oraz same podróże także tego nie ułatwiały. Oczywiście, po blisko dziesięciu latach zwiedzania miała wielu znajomych na całym globie. Gdziekolwiek się znalazła, miała gdzie zacumować. Jej smartfon zawierał mnóstwo rekordów w książce telefonicznej, a liczba znajomych w social mediach była przeogromna. Jednakże częstsze, szczersze kontakty mogły tak naprawdę ograniczać się jedynie do kilkunastu, może dwudziestu paru osób…
Dla Sary była to liczba wystarczająca na zapewnienie sobie szczęścia bez zbytniego obarczania się cudzymi problemami, a jednocześnie pozwalająca na uniknięcie posądzania o izolowanie się czy tendencję do zrywania wcześniejszych znajomości. Dokładnie tak… Poukładane w ten sposób życie dawało jej komfort i niezależność. Można powiedzieć, że aktualnie czuła się szczęśliwa i była całkowicie samowystarczalna.
*
– Tak, są jeszcze dostępne pojedyncze kabiny w tym terminie. – W słuchawce usłyszała wyjaśnienia uprzejmie brzmiącej konsultantki.
– To w takim razie poproszę o kalkulację ceny rezerwacji kabiny dla jednej osoby z opcją _all inclusive_ – kontynuowała Sara. – Zaraz prześlę SMS na ten numer z moim adresem mailowym. … Tak, oczywiście poczekam. … Dziękuję i pozdrawiam.
Sara po zakończonej rozmowie telefonicznej spojrzała na leżący na biurku stosik dokumentów. Skończyła właśnie montować swoją najnowszą produkcję i dosłownie kilkanaście minut wcześniej opublikowała ją na swoim profilu.
– Kilka dni wyłączonych z życiorysu, ale teraz mogę mieć wreszcie czas na chwilę nieróbstwa – powiedziała do siebie na głos z poczuciem zadowolenia.
W planach miała teraz co najmniej dwa tygodnie odpoczynku spędzonego w mieszkaniu na słuchaniu muzyki i oglądaniu filmów, na które zazwyczaj nie miała czasu, wyjście na plażę, bezcelowe szwendanie się po Starym Mieście i od czasu do czasu zjedzenie czegoś ciekawego lub wysączenie lampki Aperol Spritz… Wizyta u kosmetyczki i fryzjera… Kilka spotkań ze znajomymi… Może krótka podróż poza miasto… Koniecznie chciała odwiedzić nową wystawę w Teatro Margherita… Ale równocześnie musiała zaplanować dwie kolejne wyprawy, w tym jedną luksusowym wycieczkowcem po kilkunastu wyspach karaibskich.
Karaiby nie były jej obce, ale pierwszy raz planowała odbyć swoją podróż luksusowym trzystupięćdziesięciometrowym nowo oddanym do eksploatacji ekskluzywnym statkiem. Od kilku miesięcy jeden z pośredników oferował jej sponsoring takiej wycieczki w zamian za profesjonalne relacje z rejsu. Zgodziła się na to i dzisiaj postanowiła rozpocząć załatwianie spraw związanych z rezerwacją. Sama podróż miała się rozpocząć za cztery miesiące, ale lepiej wszystko zrobić wcześniej, żeby nie było żadnych problemów. Sara przez lata nauczyła się minimalizować ryzyko związane z planowaniem i organizowaniem swoich wyjazdów. Czuła się w tym dobra i pewna, ale nie zawsze tak było.
Kiedy zaraz po maturze bez grosza przy duszy wyjechała ze swojego kraju w celach zarobkowych, świat wydawał się dużo większy oraz agresywniejszy, niż jawił się on jej obecnie. Pierwsze dwa lata, z krótką przerwą, spędzone w Irlandii, szczególnie wdarły się w pamięć Sary. Walka o przetrwanie… I o zdobycie środków na lepsze przyszłe życie. Potem już było lepiej. Kilka zmienianych w krótkich okresach miejsc, czasem bardzo od siebie odległych. I wreszcie stanięcie na nogi i dotarcie do punktu, w którym była obecnie.
Powrót do Europy i zamieszkanie na jej południu. Sara uwielbiała mieszkanie, które zdecydowała się kupić blisko trzy lata temu. Kochała spędzać w nim swój wolny czas. Lubiła też miasto, które od trzech lat stanowiło dla niej stały adres korespondencyjny, a także doskonałą bazę wypadową. Wybór miejsca zamieszkania na południu Włoch może nie był przypadkowy, ale trochę spontaniczny. Nigdy jednak tego nie żałowała.
Doskonała komunikacja ze światem, otwartość ludzi, klimat miasta. A jednocześnie doskonała pogoda niemal przez cały rok oraz bogactwo zabytków i piękno natury. To wszystko było wystarczającym argumentem do budowania właśnie tutaj swojego bardziej trwałego gniazda.
Na miejscu dorobiła się również niewielkiego grona znajomych lokalsów, z którymi starała się spotykać od czasu do czasu. Lubiła wesołe biesiady południowców oraz ich beztroskie towarzystwo. Niezobowiązujące tematy, nikt nie starał się wnikać w życie innych. Oczywiście znajomi wiedzieli, czym Sara się zajmuje, i zawsze z zainteresowaniem wsłuchiwali się w jej opowieści z wypraw oraz anegdoty przywiezione z poszczególnych podróży. Ona z kolei z nieukrywaną satysfakcją lubiła opowiadać o swoich przeżyciach, okraszając poszczególne historie prezentacją zdjęć i filmików. Wiedziała, że większość z towarzystwa zazdrości jej takiego życia, jakie ma, chociaż nigdy nie spotkała się z ich strony z choćby minimalnymi przejawami zawiści. Raczej wszyscy podziwiali jej sposób łączenia pasji z zarabianiem pieniędzy.
Czuła się w tym środowisku i w tym towarzystwie po prostu dobrze i mogła bez wahania nazywać to miejsce swoim domem, pomimo że spędzała tutaj jedynie kilka miesięcy w roku.
Ostatnio czuła się podobnie, kiedy mieszkała w Kostaryce, ale to były zupełnie inne czasy i nieco inne jej możliwości finansowe. Wówczas nie mogła sobie pozwolić na to wszystko, na co mogła sobie pozwolić obecnie. Niemniej sentyment do tamtego okresu pozostał… Pozostały tam również wspomnienia i emocje.
Sara ponownie zwróciła swój wzrok w kierunku leżącej od kilku dni na biurku sterty listów, wyciągniętych ze skrzynki zaraz po przyjeździe. Nie miała dotąd ani czasu, ani ochoty ich przeglądać. Ze wszystkich dostępnych form korespondencji to listowną lubiła najmniej. A w zasadzie jej nie znosiła.
Po pierwsze dlatego, że zdaniem Sary listami przychodzą wyłącznie nieprzyjemne informacje związane z rachunkami do zapłacenia czy też reklamami czegoś, czego w ogóle się nie potrzebuje. A po drugie – koperty, a często i ich zawartość, stanowią zwykłą makulaturę, która zapycha kosze na śmieci, tworzy bałagan na klatkach schodowych, a także na chodnikach i ulicach. Dodatkowo Sara od lat, ze względu na prowadzony tryb życia, miała wszystkie płatności poustawiane automatycznie, a wszelką korespondencję prowadziła za pośrednictwem Internetu. Nie potrzebowała więc dodatkowej informacji listownej.
Niemniej trzeba się było w końcu zająć tym nieprzyjemnym zadaniem i dokonać przeglądu poczty otrzymanej podczas długiej nieobecności. Zawsze po powrocie z wypraw miała skrzynkę zapchaną listami, pismami, a także reklamami, chociaż na szczęście w ostatnich latach tych ostatnich było już dużo mniej. Tym razem sterta miała wysokość około dziesięciu centymetrów.
Sara bez entuzjazmu sięgnęła po stosik papierów, a następnie powoli zaczęła otwierać kolejne koperty i czytać ich zawartość. Reklamy bez kopert od razu zmięte lądowały na podłodze. Natomiast pisma dotyczące opłat oraz rachunki odkładała, aby potem dokonać weryfikacji, czy w ostatnim czasie coś się nie zmieniło, coś nie podrożało, czy nie pojawiła się jakaś nowa opłata… Bardzo nieprzyjemna czynność. Ale jeśli miało się określone majętności, to trzeba było raz na jakiś czas popracować, aby na przykład ustawić na koncie nowe stawki opłat.
Wśród listów znalazło się między innymi pismo dotyczące kończącej się polisy ubezpieczeniowej. Sara dbała o to, aby jej ubezpieczenie było godne jej aktywności, godne podróżnika z jej pozycją. Kompleksowość ubezpieczenia zawsze była ważna, chociaż na szczęście, poza drobnymi sytuacjami awaryjnymi, nigdy nie przydarzyło jej się nic poważniejszego. Drugą bardzo istotną rzeczą, na którą nigdy nie szczędziła środków, było zapewnienie smartfonowi dostępności od Internetu z każdego miejsca na świecie. Te dwie sprawy, czyli dobre ubezpieczenie oraz dostępność do Internetu, nigdy nie mogły być zaniedbane w tego typu pracy. Kobieta miała tego świadomość.
Jeden z ostatnich listów pochodził z Polski i był nadany przez jakąś krakowską kancelarię prawniczą. Sara przyjrzała się dokładniej kopercie. Obracała ją w dłoniach przez kilka sekund, ale w końcu nie zdecydowała się na jej otwarcie. List ten odłożyła na później.
*
Słońce już dawno zaszło, kiedy Sara wracała do swojego mieszkanka z tak zwanych babskich ploteczek na mieście. Od kilku dni z dwójką znajomych miejscowych dziewczyn umawiały się na spotkanie. I wreszcie doszło ono do skutku. Było bardzo sympatycznie. Stuprocentowe kobiece towarzystwo oraz luźne rozmowy o wszystkim i o niczym.
Kobieta uśmiechała się do siebie, wolno krocząc chodnikiem wzdłuż miejskiej ulicy podświetlanej blaskiem sklepowych witryn oraz rozmaitych form iluminacji licznych w tym miejscu restauracji, trattorii, osterii, spagheterii, pizzerii, bistr, kawiarni i piekarni. Dodatkowe światło zapewniały raz po raz przejeżdżające skutery oraz samochody osób zmierzających o tej porze albo z pracy do domów, albo wprost przeciwnie – z domów na starówkę, na kolację lub spotkanie ze znajomymi.
Gwar wieczornej ulicy, grupki miejscowych prowadzących ze sobą przeróżne dyskusje, mijane po drodze spożywcze bazarki oraz wydobywające się z lokali gastronomicznych aromaty tworzyły typową południowowłoską atmosferę. Sara zawsze poruszała się po mieście piechotą. Co prawda, co najmniej od kilku lat popularne stało się tutaj używanie elektrycznych rowerów i hulajnóg, których obecnie w mieście było już tak dużo, że należało uważać na nie bardziej niż na samochody, jednak ona zawsze preferowała spacer. Miała nawet własny e-scooter, ale jeździła nim raptem kilkanaście razy. W zasadzie to, co było tutaj najciekawsze, było tak blisko, że według Sary całkowicie irracjonalne było korzystanie z pojazdów kołowych. Co innego, kiedy chciało się jechać poza centrum lub za miasto…
Sara w tym momencie przypomniała sobie, że w najbliższym czasie musi zajrzeć na pobliski parking piętrowy, w którym od wielu miesięcy przebywa jej autko – mały smart. Nie odwiedzała go bardzo dawno.
Może zdążyło już zejść z opon powietrze? Musi być już bardzo zakurzony… – pomyślała.
Uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
O ilu sprawach materialnych można zapomnieć, prowadząc niestresujący tryb życia…
Ostatnio swojego autka używała przeszło trzy miesiące temu, kiedy dla relaksu robiła kilkudniowy wypad na półwysep Gargano. Tak często podróżowała samolotami, że zapominała o swoich własnych, biednych i zaniedbywanych pojazdach, to jest o małym smarcie oraz e-scooterze. Z drugiej strony to tylko urządzenia służące do przemieszczania się. A dla niej podstawowym środkiem komunikacji był samolot, a w drodze na lotnisko – taxi.
Szła wolno, zaglądając przez witryny do otwartych jeszcze lokali, dla których często późna pora wieczorna była najbardziej pracowita lub w których praca właśnie dobiegała końca, a ich właściciele przygotowywali się do zamykania swoich małych biznesów.
Wracając do domu, miała już zaplanowaną końcówkę wieczoru, który zamierzała wykorzystać na obejrzenie konkretnego filmu przy lampce wina. Wiedziała też, że kolejny dzień poświęci na beztroski wypoczynek na plaży z książką o Karaibach, która od kilku dni, nowa i pachnąca, leżała u niej w mieszkaniu.
*
Zaraz po wejściu do swojego przytulnego apartamentu Sara ściągnęła buty, włączyła telewizor i przyniosła z kuchni pękaty kieliszek oraz do połowy pełną butelkę czerwonego wina. Nalała sobie sporą porcję trunku, po czym odłożyła wszystko na niewielki, stojący przy zestawie wypoczynkowym stolik. Wygodnie usiadła na umiejscowionej naprzeciwko odbiornika telewizyjnego kanapie. Wzięła do ręki pilot, aby rozpocząć wyszukiwanie interesującego ją filmu.
Rozejrzała się po pokoju. Do szczęścia brakowało jej jeszcze nastrojowego światła i ulubionej poduszki. Wstała więc, aby zgasić główne oświetlenie, włączyć lampkę nocną oraz przynieść z pobliskiego fotela swojego kudłatego jaśka. Mimochodem spojrzała w kierunku biurka. Jej wzrok zatrzymał się na nierozpakowywanej dotąd kopercie adresowanej z Polski. Wzięła ją, po czym wróciła na sofę. Jeszcze raz spojrzała na adresata – Kancelaria Miler&Wilk z Krakowa. Nic jej to nie mówiło. Rozerwała powoli kopertę, a następnie wyjęła złożone na cztery, kilkustronicowe, urzędowo wyglądające pismo.
Przed przystąpieniem do czytania zerknęła przelotnie na rozłożony dokument. Takie rzucenie okiem jednak wystarczyło, aby natychmiast serce Sary zamarło. Zaczęło jej brakować tchu. Głośno oddychając, zaczęła czytać poszczególne akapity.
„Szanowna Pani, z ogromnym bólem zawiadamiamy o tragicznej śmierci Pani siostry Anny… Pomimo kilkukrotnej próby skontaktowania się z Panią oraz problemów wiązanych z ustaleniem Pani aktualnego miejsca pobytu… Wobec zaistniałych okoliczności czujemy się w obowiązku poinformować, że w przypadku braku ustanowienia opieki prawnej nad osieroconą jedenastoletnią córką… Może Pani liczyć na nasze całkowite wsparcie… Prosimy o jak najpilniejszy bezpośredni kontakt w przedmiotowej sprawie… Pozostajemy do pełnej dyspozycji…”.
Sarze łzy napłynęły do oczu. Zaczęła głośno szlochać. Nie była w stanie dokładnie przeczytać całego pisma, miała bowiem problemy z samym jego utrzymaniem w spoconych i drżących dłoniach. Język używany w dokumencie i gmatwanina sformułowań prawnych powodowały dodatkowe trudności ze zrozumieniem treści.
– Moja siostrzyczka!!! Dlaczego?! – płakała bezradna i pełna żalu Sara. – List leżał przeszło miesiąc w skrzynce! Nie miałam szansy nawet być na jej pogrzebie!!! Dlaczego?!!
Kobieta nie mogła sobie poradzić ze sobą. Ból ściskał ją tak mocno w środku, że myślała, iż serce zaraz odmówi jej posłuszeństwa. Zarówno sama treść pisma, jak również bezsilność związana z tym, że tragiczne zdarzenie miało miejsce tak dawno, a ona nic o tym nie wiedziała, potęgowało przeżywane chwile. Sara miała także problemy z pełnym zrozumieniem treści pisma. Wynikało z niego na pewno, że siostra zginęła nagle i że pozostawiła jedenastoletnią córkę, z którą coś się stanie, jeśli nie będzie opiekunów prawnych. Nie było ani słowa o ojcu dziecka. Nie było nic o innej rodzinie.
– Dlaczego nie zostawiłam nikomu namiarów na siebie? Dlaczego nie utrzymywałam z Anią kontaktu? Dlaczego byłam tak głupia? – obwiniała się Sara, wciąż płacząc i wycierając twarz z płynących po niej łez.
Mniej więcej po kwadransie uspokoiła się nieco. Była wyczerpana płaczem i przygniatającym bólem.
– Co mam teraz robić? – zaczynała myśleć logiczniej. – Na pewno muszę jechać do Krakowa i skontaktować się z tą kancelarią… Do kogo jeszcze mogłabym zadzwonić? Oczywiście nie dzisiaj, bo już jest prawie północ, ale jutro…
Zaczęła przeglądać bazę teleadresową w swoim smartfonie, ale po kilku minutach poszukiwań znalazła zaledwie jeden przydatny kontakt – do swojej przyjaciółki ze szkolnych lat. Znowu zaczęła szlochać – i z bólu, i z żalu, i z bezsilności. Po dłuższej chwili, całkowicie wymęczona, zasnęła na sofie skulona w kłębek. Jak małe dziecko. Jak porzucony psiak.