Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Siostry - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Siostry - ebook

Pola po niemal trzech dekadach spędzonych w USA wraca do rodzinnego domu w Starej Wsi. Stoją przed nią niełatwe zadania: musi nie tylko poukładać swoje życie uczuciowe, nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości, ale także zająć się swoją niepełnosprawną siostrą, Emilią. Sprawy dodatkowo komplikują się, gdy na jej drodze staje dawny narzeczony, który wydaje się zainteresowany odnowieniem bliższej relacji z Polą.

Kiedy pod jednym dachem spotykają się dwie gospodynie, wiadomo, że nie będzie łatwo. A jeśli dodać do tego różnice charakterów, odmienne style życia i skomplikowane rodzinne relacje, nie da się opędzić od wizji nadciągającej katastrofy. Co zwycięży: zadawnione urazy czy więzy krwi, które nakazują się wspierać bez względu na wszystko?

Emilka, która w odróżnieniu od siostry nie opuściła swojej wsi i gospodarstwa, miała inne podejście do drobiazgów, którymi już od dzieciństwa zamartwiała się ładniejsza od niej Pelasia. Teraz jednak Emilię zajmuje, a raczej ciekawi, zupełnie coś innego niż rozmyślania nad urodą. Chciałaby wiedzieć, dlaczego Pelagia, czyli Pola, porzuciła USA wraz z tamtejszym obywatelstwem, pięknym mieszkaniem (obciążonym niewielką końcówką kredytu do spłacenia), licznym gronem przyjaciół, i przyjechała do kraju, aby zająć się siostrą. Nigdy nie były ze sobą zżyte jak typowe szczebiocące psiapsiółki, o których reżyserzy kręcą łzawe filmy. Nie wierzy, że w dawnej Pelasi obudziły się uśpione więzy krwi. Zapomniała o chorych i starych rodzicach, których nie odwiedziła na łożu śmierci, a miałby ją wzruszyć los siostry na wózku?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-395-9
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– Po pierwsze, mojego powrotu tutaj nie traktuję jak zsyłki na Sybir, a gdyby tak było, to znasz mnie chyba, że…

– Któregoś dnia budzę się rano, a tu cicho, więc krzyczę „Pooola”, ale nikt nie odpowiada. Wpadam do twojego pokoju, a tam pościel schowana, karteczka na poduszce…

– Na której ci napisałam, że poszłam na długi spacer i wrócę na śniadanie! – wtrąca Pola, puka się w czoło i wychodzi.

Po chwili woła z kuchni, że za pół godziny chce widzieć siostrę na śniadaniu. Czy uspokoiła Emilię? Kiedy bez ceregieli każda na swoim talerzyku posypuje obficie naleśnik cukrem, a potem zwija go w rulon, znów stają się siostrami ze starannie splecionymi przez mamę warkoczykami. Spokojny posiłek przypominający powtórkę z dzieciństwa przerywa nagle Emilia, która łapie się za policzek i przerażona patrzy na Polę, szukając u niej pomocy. Jeszcze nie wie, że nie złamał jej się ząb, lecz spadła koronka z górnej, ważnej jednak trójki. Niewiele brakowało, aby ją połknęła. Wszystko się wyjaśnia, emocje opadają, ale Pola szybko postanawia, że jeszcze przed południem, czyli zaraz po śniadaniu, pojadą do dentysty.

W powrotnej drodze zatrzymały się przy cmentarzu z nowymi lampkami i dwoma wiązkami czerwonych róż kupionych w Biedronce. Pola je wybrała, tłumacząc, że żona powinna kolorem kwiatów przypominać o miłości łączącej ją ze zmarłym mężem.

– Od ciebie kwiatki, a ja dla szwagra zapalę znicze! – mówi i głośno czyta imię i nazwisko ułożone ze złotych liter, które ostro wybijają się na błyszczącej, wypolerowanej płycie z czarnego marmuru. – Jakoś nigdy nie miałam odwagi spytać, jak Dominik umarł. Wiem, że to prawdopodobnie był zawał, bo nagle. Długo chorował na serce?

– W ogóle nie chorował, a przynajmniej o tym nie wiedzieliśmy. Nigdy na nic się nie skarżył. Był piękny maj jak teraz. Nie za gorący i nie za zimny, bez przymrozków. Chodził po sadzie i cieszył się, że będzie dużo jabłek. Gdy widział, że jabłonie przekwitają, zawsze wołał mnie, aby mi pokazywać pierwsze jeszcze malutkie zawiązki owoców. Często siadaliśmy tam na górce od północy i marzyliśmy, że wreszcie wybierzemy się w podróż poślubną. Nie gdzieś na Malediwy, ale może do Karpacza zimą, gdzie byliśmy dwa razy z dzieciakami…

Pola odbierała głos siostry jakby dochodził z bardzo daleka. Wyobrażała sobie, jak siedzą obydwoje pod którymś drzewem na mokrej wiosennej trawie, jak wreszcie wstają, otrzepują się, a Dominik obejmuje głowę Emilii. Całuje ją w ucho, może w skroń, i spokojni wracają do domu. Zamyśliła się nad tym obrazkiem, zapominając o siostrze, która przerwała swoją opowieść, widząc, że słuchaczka gdzieś daleko błądzi myślami.

– Ej, obudź się! Nad czym tak się zastanawiasz?

– Przepraszam, wyobrażałam sobie, jak cudownie wygląda sad, gdy kwitnie, pszczoły brzęczą i wy tam razem jesteście.

– Tylko że… tydzień później Dominika już nie było. Zjedliśmy kolację, ja wstałam pierwsza i wyszłam z talerzami do kuchni. Odstawiłam naczynia do zlewu i w tym momencie usłyszałam hałas przewracającego się krzesła, więc krzyknęłam, co się tam dzieje. Gdy wpadłam do pokoju, leżał na podłodze i tak jakoś dziwnie machał rękami. Chwyciłam go za dłonie i spojrzałam na twarz, a on już odpływał. Umierał. Nie powiedział ani jednego słowa, a ja półprzytomna wrzeszczałam „Nie umieraj!”, zamiast dzwonić po karetkę. Nie rozumiałam, że to już naprawdę się stało, że nie wstanie, nie usłyszę jego głosu…

Wracając z cmentarza, czują, jak trudno w takich chwilach podziwiać zielony, majowy krajobraz.

Ranek przywitał Polę pochmurnym niebem i siąpiącym deszczem, który nie wydawał odgłosu na szybach i nie dźwięczał w rynnach. Był cichy, jakby niepewny, czy jest oczekiwany, czy niechciany. Wyszła na schody boso i w nocnej przykrótkiej koszuli, aby poczuć na sobie poranny prysznic, jak kiedyś, gdy była dzieckiem. Zamknęła oczy i wystawiła twarz wprost na szare, niskie chmury. Deszcz przybierał na sile, a ona z zamkniętymi oczami łapała ustami krople, rozmazywała strugi na szyi, oklepywała piersi, do których przylgnęła mokra tkanina koszuli.

– Woda obmywa wszystkie brudy, a człowiek czysty i rozgrzeszony rodzi się na nowo. Niech ten pierwszy naturalny chrzest da mi siły na wszystkie dni, które tutaj przeżyję – szepnęła, a może tylko pomyślała.

– Zwariowałaś?! Pola, chcesz się przeziębić? – słyszy za plecami głos Emilii.

– Nie jestem niemowlakiem, ale zahartowaną kobietą, więc co mi zrobią drobne opady, których nawet nie poczuje wysuszona, spragniona Matka Ziemia? Chodź i zobacz, że to całkiem przyjemne orzeźwienie – zachęca.

– Tak miałabym się wystawić na wózku? Wszystko mi zmoknie. Taka rozrywka raczej nie dla mnie.

– No chodź! Przebierzesz się, nic ci się nie stanie! – Wyciąga rękę w stronę siostry, która przestaje się opierać i wyjeżdża spod wąskiego zadaszenia mającego nie więcej niż półtora metra.

Teraz stoją obie ramię w ramię, a Pola zachęcona nagłą odwagą siostry, która z półuśmiechem także przyjmuje na siebie wiosenne strugi deszczu, ściąga przemoczoną koszulę i wystawia nagie ciało na deszczówkę. Czuje lekki chłód, ale wymachiwanie rękami i przysiady przywracają normalną temperaturę obnażonemu ciału.

– Ty wcale nie masz brzucha! – słyszy zdziwienie w głosie Emilki, która obrzuca naguskę wzrokiem.

– Nie mam? Zobacz teraz, gdy go nie wciągnęłam. Ale dałaś się nabrać!

– Eee, wygłupiasz się, naprawdę nieźle wyglądasz – dociera do niej siostrzana opinia wypowiedziana szczerze i serdecznie.

– A teraz koniec z przedstawieniem dla wiejskiej gawiedzi, bo frekwencja nie dopisała, więc wracamy do domu – mówi Pola, popychając wózek z przemoczoną Emilią i obserwując mokre ślady kół podobne do tych na piasku.

Przy śniadaniu, już wysuszone i pogodzone z porannym deszczem, jakże potrzebnym, dyskutują o suszy i łapaniu opadów. Odkąd wieś ma wodociąg i kranówkę głębinową, filtrowaną, studnia z twardą wodą zeszła na drugi plan. Nikt też nie podstawia jak dawniej wiadra pod rynny, bo włosy, których nie myje się mydłem, jak pół wieku temu, nie wymagają zbierania miękkiej deszczówki. Obie doszły do porozumienia, że powinny włączyć się do awangardy walczącej ze zmianą klimatu.

– Słuchaj, jeżeli ludzie zobaczą, że do podlewania nie używamy wody z kranu, a pod rynnami stoją pojemniki, to zaczną nas naśladować. Przekonasz się i to szybko – stwierdza Pola.

– A ja, pamiętają mnie jako nauczycielkę biologii, dotrę do szkoły, żeby i tam zadziałać. – Milcząca do tej pory słuchaczka dorzuca kolejny pomysł. – Od czego więc zaczniemy, żeby nie skończyło się na gadaniu?

– Pojadę, ale sama, bo będzie prędzej, do powiatu i kupię jakieś bajeranckie beczki. Ktoś je potem musi podłączyć do rynien – oznajmia, a Emilka nie protestuje, chociaż nie lubi, gdy zostaje tylko w towarzystwie Rosoła.

Gdy przejeżdża bramę, a potem chwilę czeka, aby usłyszeć szczęknięcie metalu przy zamykaniu, wpada w lekkie podniecenie na myśl o nowym zadaniu. Ten nastrój nie opuszcza jej aż do kasy, gdy płaci za dwa plastikowe pękate naczynia w kolorze terakoty. Sprzedawczyni, która poinformowała, że jest pierwszą osobą niedecydującą się na zielony kolor, wyjaśniła:

– Lubię zachodzące słońce.

Czy dziewczyna zrozumiała, czy popukała się w czoło na takie dictum, to już Polę nie obchodziło. Z impetem wcisnęła zakup między siedzenia i gdy wyjechała ze sklepowego parkingu, powędrowała myślami do chłopaków, młodych Polaków, z którymi przez trzy lata spotykała się i którym w skromnym zakresie zawsze pomagała. Każdy przyjeżdżał tam z własnymi wyobrażeniami o nowym świecie i możliwościach. Powody były różne. W Polsce miał już dosyć pracy w filharmonii, bo granie na etacie wymagało systematycznych, nieraz morderczych ćwiczeń. Innemu znudziło się brzdąkanie na gitarze z objazdowymi kapelami. Jeszcze inny marzyciel nie lubił wyczerpujących i nudnych lekcji muzyki z rozkojarzonymi dzieciakami.

Tylko niektórym udawało się gdzieś zaistnieć, by zarobić na zupę i hot doga. Sceną ich występów najczęściej była ulica. Pola z grupą starszych polonusów zaangażowała się w pomaganie takim przyjezdnym artystom. Bardzo przeżywała ich frustracje i załamania, a kiedy dowiedziała się o śmierci jednego z nich, który zaćpany wpadł pod ciężarówkę i zginął, przepłakała pół dnia. Do dzisiaj nie może zapomnieć jego twarzy i zdania wypowiedzianego, gdy obiecała mu bilet na lot do domu w Łodzi i zachęcała do powrotu:

– Mój widok zabiłby matkę, tego jej nie zrobię.

Zdarzały się też małe sukcesy, jak ten, gdy udało się jej znaleźć uliczną kapelę bluesową, która wzięła do siebie Maksa (jego prawdziwego imienia nie znała) spod Lublina. Miał zaledwie dwadzieścia dwa lata, gdy go spotkała. Był drobnej postury, wiecznie uśmiechnięty, a gdy usłyszała pierwszy raz, jak grał na organkach i wybijał rytm na dziecięcym bębenku, nie mogła powstrzymać łez. Dzięki jej wsparciu szybko stał się ulubieńcem grających w grupie muzyków i bez oporów dopuszczali go do solowego grania takiego hitu, jak _Walk a Mile in My Shoes_.

Pola nie każdemu się przyznaje, że rytm bluesa, dla wielu nudny, a nawet zmieniający nastrój w molowy i depresyjny, dla niej jest czymś wyjątkowym, wprawiającym duszę i ciało w odmienny stan. Nie potrafi tego nazwać ani dokładnie opisać, co się wtedy z nią dzieje. Tę muzykę czuje w nerkach i wątrobie, w szyi i kolanach. W każdym mięśniu i w całym mózgu. Czy to echo jakiegoś przelotnego romansu dalekiego czarnego przodka? Kiedyś nawet nad tym się zastanawiała i żartowała, że to całkiem możliwe. Znalazła na to konkretne dowody. Dwóch czarnych żołnierzy walczyło z Polakami przeciw bolszewikom w 1922 roku, a przed wojną czarny muzyk mieszkał w Warszawie i regularnie grywał w lokalach. Kiedy dodała do tych faktów obecność Afrykanerów na dworach szlachty polsko-litewskiej, skąd pochodzili jej dziadkowie, i dorzuciła lokaja rodem z Afryki na dworze Jana III Sobieskiego, takiego przypadku wykluczyć nie mogła. Szanse jak w totka, ale można się ich uczepić. W końcu uznała, że z takimi dowodami nie przebije się do historii i porzuciła pomysł szukania kropli afrykańskiej krwi w swoich żyłach. I słusznie, bo niedawno trafiła na zdanie, które ją upewniło, że jej muzyczna fascynacja nie ma nic wspólnego z genami: _The blues chooses you, you don’t choose the blues_.

Rozmyśla nad zagadkami osobowości człowieka, u którego podobno o wiele później niż dotąd sądzono pojawiła się świadomość, gdy nagle widzi przed sobą bramę, Emilkę i Rosoła merdającego ogonem. Wtedy przychodzi jej do głowy myśl, że brak kontroli nad nieustannie napływającymi wspomnieniami i myślami nie jest usterką w rozwoju _homo sapiens_. To nie błąd natury, a jej celowe działanie, które umożliwia w naszych głowach odtwarzanie dawnych projekcji i tworzenie nowych.

– Czy nie było już innych kolorów, tylko taka wściekła pomarańcza? – Siostra niemal krzykiem budzi ją z zamyślenia, zobaczywszy kadzie w samochodzie.

– Nazywasz to „wściekłą pomarańczą”? Masz coś z oczami albo daltonizm, którego u ciebie nie rozpoznano – odpiera atak.

– Przepraszam, ale ty jak zwykle szukasz medycznej diagnozy, a tutaj potrzeba po prostu kogoś, kto się zna na kolorach. Ty na pewno nie. – Emilka nie odpuszcza.

– Jesteś głupia, uparta koza, z którą w żadnej sprawie nie można się dogadać, a jeżeli myślisz, że ja zaraz wrócę i oddam je, bo tobie się nie podobają, to się mylisz.

– A jaki to jest według ciebie kolor?

– Terakoty!

– Ale wymień paletę kolorów, jakie są w przyrodzie, a nie wymyślaj.

– Przestań się czepiać i mnie egzaminować! Poszukaj w Internecie, jaki kolor ma terakota, bo pewnie tego nie wiesz – odgryza się Pola, wyciągając pojemniki na środek podwórka.

– Wiesz, one zdecydowanie lepiej wyglądają, gdy schowało się słońce. Kiedy je zobaczyłam w promieniach za szybą auta… – kapituluje i zmienia zdanie Emilka.

Obie jak na komendę wybuchają śmiechem. Pola odstawia taniec brzucha między pojemnikami i klaszcze, porykując i pogwizdując niczym australijski Aborygen. Emilia jej wtóruje, kręcąc młynka na wózku i krzycząc: „Chu! Chu! Cha!, Chu! Chu! Cha! Nasza Pola zła”.

Po obiedzie Pola rezygnuje z obowiązkowego spaceru, jaki sobie narzuciła wiosną, gdy mogła już wyjść z domu bez zakładania niewygodnych kaloszy z cholewkami do połowy łydek. To nie jest zwykłe lenistwo, gdy nie chce się podnieść tyłka po obfitszym niż zwykle obiedzie. Czuje zmęczenie w całym ciele po zwiedzaniu sklepów, a przede wszystkim targowiska organizowanego dwa razy w tygodniu. Nie chciała sobie odpuścić przeglądu świeżych warzyw i owoców, które w Stanach zawsze kupowała umyte i zafoliowane na tackach. Tutaj jest inaczej. Lubi przystawać i oglądać nieprawdopodobnie misternie ułożone góry pomidorów prosto od plantatorów. Docenia, że za każdym razem, gdy się zatrzymuje, sprzedawca podrywa się z niewygodnego plastikowego krzesełka z nadzieją, że właśnie u niego coś kupi. I kupuje. Bez pośpiechu dobiera kształtne, malinowe, mniej kwaśne pomidory i równe, okrągło zakończone marchewki, bo ktoś jej powiedział, że takie mają więcej karotenu. Po ziemniaki zawsze kieruje się do tego samego straganiarza, a on już wie, że jest jedyną gospodynią, która nie grzebie, żeby wynajdywać największe bulwy, lecz szuka malutkich, bo krótko gotują się na parze.

– Jesteś nie w sosie, czy mi się zdaje? – pyta Emilia, obserwując minę siostry.

– Nic z tych rzeczy, o co mnie posądzasz. Rozmyślam nad tym, że prawdziwą frajdę sprawia mi bazarek, gdzie można kupić chińskie kapcie, hiszpańskie melony, rosyjskie bawełniane firanki, które trzeba krochmalić, składać w kostkę i prasować, jak przed wojną. I oczywiście najpiękniejsze, najsmaczniejsze na świecie pomidory, ogórki, ziemniaki, truskawki… Do pełnego szczęścia dzisiaj brakowało mi tylko czereśni! – wzdycha.

– Nikogo znajomego nie spotkałaś? Nie poznajesz dawnych kumpli, czy co?

– A wiesz, że na Warszawskiej chyba natknęłam się na Darka. Przecież nie mogłam aż tak się pomylić. Obrzucił mnie wzrokiem, ale był pochłonięty rozmową z jakimś starszym mężczyzną i przeszliśmy obok siebie bez dzień dobry. Na sto procent nie wiem, czy był to Darek. Musiałabym obejrzeć jego lewą łopatkę, na której miał małe różowe znamię – wyjaśnia ze śmiechem.

– Łopatkę czy raczej pośladek? Z tym będzie trudno, bo wiesz, że się ożenił i jest już dziadkiem? Ale gdyby to był rzeczywiście Darek, to dzisiejsze spotkanie po waszym burzliwym rozstaniu wyglądałoby inaczej.

– Tak sądzisz?

– Pola, przecież gdybyś go nie rzuciła, bo tak bardzo chciałaś wyjechać do Stanów, to dzisiaj bylibyście małżeństwem – stwierdza autorytatywnie Emilia.

– Zapomniałaś, dlaczego tak się stało? Przecież przespał się z jakąś cizią! I nawet tego nie ukrywał. Przyznał, że był nachlany, ale co to zmienia? Finał tamtego jednego wieczoru był taki, że przestaliśmy być parą. O mały włos poszłoby z dymem także małżeństwo Mundka, który na kawalerski wieczór zaprosił wtedy miejscową dziwkę. Nie chcę do tego wracać. To było tak dawno!

– Nie znałam wszystkich szczegółów, ale nie byłaś w nim zakochana, jeżeli mu nie odpuściłaś.

Nie była zakochana? Dobre sobie! Szalała z zazdrości, ale nie chciała słuchać żadnego tłumaczenia. Nie pomogło wstawiennictwo przyszłego teścia. Płakała i wściekała się na zmianę. Tak bardzo ucierpiała jej kobieca duma, że zupełnie nie docierały do niej argumenty i błagania Darka. Serce wyło z rozpaczy, ale nikomu nie zamierzała wyznawać prawdy. Wyjeżdżała na stałe do USA niepogodzona ze wszystkimi i zrozpaczona. Była obrażona na cały świat i nie miała ochoty, aby komukolwiek się przyznawać, co działo się w jej ciele i duszy.

– Pamiętam, jak ryczałaś na ślubie z Witkiem. – Emilia testuje swoją pamięć w nadziei, że słuchaczka uzupełni ewentualne braki. – Wściekał się, bo zaraz po wyjściu z urzędu zamknęłaś się w toalecie i zalewałaś się łzami, zamiast bawić gości. Ten jego stryj czy wuj, cholera go wie, był jakimś ważniakiem. Liczyło się z nim nawet KC PZPR. Podobno był generałem? On właśnie dopytywał się, kiedy piękna żona pana młodego pokaże się weselnikom. Nie wiem, jak cię Witek tłumaczył, ale widziałam, jak był wkurzony. A nasza mama ciągle waliła w drzwi toalety i pytała: „Pela, co się stało? Otwórz wreszcie! Otwórz, bo wszyscy zaczynamy się martwić”. Myślisz, że Witek domyślał się powodu twojego ryku? Przecież nie był debilem, więc nie sądził, że to były łzy radości – wspomina weselne przyjęcie zepsute przez pannę młodą.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: