Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Siostry z Titanica - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
11 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Siostry z Titanica - ebook

Opowieść oparta na prawdziwej historii trzech sióstr Fortune, które wyruszyły w życiową podróż na pokładzie legendarnego RMS Titanic!

Kwiecień 1912 roku. Siostry Fortune wchodzą na pokład największego i najbardziej luksusowego liniowca, jaki kiedykolwiek zbudowano. Alice targają złe przeczucia, po tym jak wróżka ostrzegała ją przed podróżowaniem. Flora, która wkrótce ma poślubić zamożnego bankiera mierzy się z nowymi uczuciami: jej myśli zajmuje inny czarujący mężczyzna. Najmłodsza siostra – Mabel – w sekrecie przed rodziną zgłębia idee prawa wyborczego i możliwości przeprowadzania politycznych reform – nawet jeśli miałoby to doprowadzić do rozłamu w rodzinie.

Barwna, zaskakująca, pełna emocji powieść o tęsknocie za niezależnością i miłością. Opowieść o chwilach, które nieodwołalnie zmieniają nawet najlepiej ułożone plany.

Jak dziewiczy rejs odmieni ich życie w głęboki i nieoczekiwany sposób?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8329-649-4
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WY­STĘ­PUJĄ:

Ro­dzina For­tune’ów z Win­ni­peg w Ka­na­dzie

Mark For­tune – 64-letni mi­lio­ner za­wdzię­cza­jący wszystko wła­snej pracy.

Mary – 60 lat. Matka szóstki dzieci.

Flora – 28 lat. Za­rę­czona z Craw­for­dem Camp­bel­lem, ban­kie­rem.

Alice – 24 lata. Za­rę­czona z Hol­de­nem Al­le­nem, agen­tem ubez­pie­cze­nio­wym.

Ma­bel – 23 lata. Zwią­zana z Har­ri­so­nem Dri­scol­lem, mu­zy­kiem z Min­ne­soty.

Char­lie – 19 lat.

Ro­bert – 34 lata. Żo­naty z Almą. Mieszka w Van­co­uver.

Clara – 30 lat. Żona Her­berta Hut­tona.

Chess Kin­sey – od­no­szący suk­cesy te­ni­si­sta i praw­nik z No­wego Jorku.

Wil­liam Slo­per – miły młody czło­wiek z Con­nec­ti­cut, któ­rego pań­stwo For­tune’owie po­znali pod­czas po­dróży do Eu­ropy.

Trzej Musz­kie­te­ro­wie – sym­pa­tyczni ka­wa­le­ro­wie po­dró­żu­jący z pań­stwem For­tune’ami z Win­ni­peg

Thom­son Be­at­tie – przy­ja­ciel Flory.

Tho­mas McCaf­fry – po­cho­dzi z Ir­lan­dii.

John Hugo Ross – za­padł na dy­zen­te­rię w Egip­cie.

Tho­mas An­drews – bu­dow­ni­czy stat­ków i in­ży­nier, który za­pro­jek­to­wał Ti­ta­nica.

J. Bruce Ismay – dy­rek­tor za­rzą­dza­jący White Star Line.

Ofi­ce­ro­wie i za­łoga Ti­ta­nica

Ka­pi­tan E. J. Smith.

Pierw­szy ofi­cer Wil­liam Mur­doch – Szkot.

Drugi ofi­cer Char­les H. Li­gh­tol­ler – „Li­ghts”.

Piąty ofi­cer Ha­rold G. Lowe – Wa­lij­czyk.

Dok­tor Wil­liam O’Lo­ugh­lin – chi­rurg po­kła­dowy.

Ste­ward Ryan.

Ste­war­desa Ben­net.

Ste­war­desa Mary Sloan.

Puł­kow­nik Ar­chi­bald Gra­cie – uprzejmy au­tor książki o woj­nie se­ce­syj­nej.

Pan i pani Strau­so­wie – były kon­gres­men i współ­wła­ści­ciel domu to­wa­ro­wego Macy’s i jego żona.

Ja­cques i May Fu­trelle’owie – au­tor po­pu­lar­nych hi­sto­ry­jek kry­mi­nal­nych o „ma­szy­nie my­ślą­cej” i jego żona – rów­nież pi­sarka.

Char­lotte Drake Car­deza – za­można wdowa, za­re­zer­wo­wała je­den z luk­su­so­wych apar­ta­men­tów.

Tho­mas Car­deza – 36-letni syn Char­lotte.

Puł­kow­nik John Ja­cob „Jack” Astor i Ma­de­la­ine Astor – naj­bo­gat­szy czło­wiek na Ti­ta­nicu i jego druga żona.

Karl Behr – gwiazda te­nisa, po­dró­żuje do Eu­ropy za panną He­len New­som, którą za­mie­rza po­ślu­bić.

Sir Co­smo Duff-Gor­don – szkocki ba­ro­net i spor­to­wiec.

Lady Duff-Gor­don – pro­jek­tantka mody Lu­cile.

He­len Chur­chill Can­dee – pi­sarka, pro­jek­tantka wnętrz i su­fra­żystka.

Mar­ga­ret Brown – lwica sa­lo­nowa i fi­lan­tropka z De­nver.

He­len New­som – 19-let­nia przy­ja­ciółka sio­stry Karla Behra.

Pań­stwo Bec­kwi­tho­wie – matka i oj­czym He­len.

Pań­stwo Ry­er­so­no­wie i ich dzieci – po­dró­żują do domu po tra­gicz­nej śmierci naj­star­szego syna.

Pań­stwo Thay­ero­wie – J. B. Thayer (wi­ce­pre­zes Pen­n­sy­lva­nia Ra­il­road Com­pany), żona Ma­rian, 17-letni syn Jack.

Qu­igg Ba­xter – były ho­ke­ista z Mont­re­alu to­wa­rzy­szący matce i sio­strze w dro­dze z Eu­ropy do domu i w ta­jem­nicy wio­zący swoją ko­chankę, Ber­the Mayné, żeby się z nią oże­nić.

Pani Héléne Ba­xter – za­można wdowa z Mont­re­alu.

Zette Ba­xter Do­uglas – sio­stra Qu­igga.

Pań­stwo Hay­so­wie – pan Char­les Me­lville, pre­zes Ka­na­dyj­skich Pań­stwo­wych Li­nii Ko­le­jo­wych, i jego żona Clara Jen­nings.

Orian i Thorn­ton Da­vid­so­no­wie – córka pań­stwa Hay­sów i jej mąż.

Fran­cis Browne – fo­to­graf ama­tor, który po­dró­żo­wał Ti­ta­ni­kiem z So­uthamp­ton do Qu­een­stown.

Pod­puł­kow­nik Ar­thur Peu­chen – pre­zes Stan­dard Che­mi­cal Com­pany i ofi­cer w Qu­een’s Own Ri­fles, z To­ronto.

Dok­tor Alice Le­ader – le­karka pro­wa­dząca pry­watną prak­tykę w No­wym Jorku.

Pani Mar­ga­ret Swift – przy­ja­ciółka dok­tor Le­ader. Ukoń­czyła prawo.

Ma­rie Young – to­wa­rzyszka pani White. Kie­dyś uczyła mu­zyki dzieci Ro­ose­velta.

Ella White – za­można wdowa po­dró­żu­jąca z panną Young.

Pań­stwo Al­li­so­no­wie z ro­dziną – młody mi­lio­ner Hud­son; jego żona Bes­sie; 2-let­nia córka Lor­ra­ine; 11-mie­się­czyny syn Tre­vor.

Alice Che­aver – nowa nia­nia Tre­vora.

Henry B. i René „Harry” Har­ris – dy­rek­to­rzy te­atru i pro­du­cenci z No­wego Jorku.

Hugh Wo­ol­ner – an­giel­ski przed­się­biorca. Ad­o­ra­tor pani Can­dee.

Harry Wi­de­ner – bi­blio­fil i przed­się­biorca. Syn Geo­rge’a i Ele­anor Wi­de­ne­rów.

Dok­tor Wa­shing­ton Do­dge – le­karz i ban­kier z San Fran­ci­sco.

Harry Mar­kland Mol­son – naj­bo­gat­szy Ka­na­dyj­czyk na po­kła­dzie Ti­ta­nica. Prze­żył dwie ka­ta­strofy mor­skie.

Do­ro­thy Gib­son – mo­delka i gwiazda fil­mowa.

Mi­chael i Ed­mond Na­vra­ti­lo­wie – dwóch chłop­ców po­dró­żu­ją­cych z oj­cem pod przy­bra­nym na­zwi­skiem Hof­f­man.

Ne­shan Krec­ko­wian – Ar­meń­czyk imi­gru­jący do Ka­nady, po­dró­żuje trze­cią klasą.PRO­LOG

12 lu­tego 1912 roku
Kair, Egipt

Alice For­tune była urze­czona. Ro­biła, co w jej mocy, żeby się na­sy­cić tym, co ją ota­czało, od po­kry­tych bujną zie­le­nią ga­łęzi ni­sko­pien­nych palm w ka­mien­nych do­ni­cach sto­ją­cych po obu stro­nach sze­ro­kich scho­dów, po­przez ka­felki na pod­ło­dze ta­rasu w ja­skra­wych od­cie­niach nie­bie­skiego, zie­leni i po­ma­rań­czu, aż po lekki wie­trzyk prze­sy­cony za­pa­chami ja­śminu i fig po­ru­sza­jący ko­smy­kami jej wło­sów, które wy­swo­bo­dziły się ze spi­nek i ła­sko­tały ją po karku.

To uczu­cie było dla niej nowe. To pra­gnie­nie, żeby zo­ba­czyć, po­zna­wać i do­świad­czyć wszyst­kiego wo­kół. Ni­gdy nie od­da­liła się od domu da­lej niż do To­ronto, więc jej ape­tyt na eks­plo­ra­cję był nie­na­sy­cony.

Nie­stety jej matka chciała od­po­cząć od upału, a reszta ro­dziny po­sta­no­wiła do­łą­czyć do niej. Alice była jed­nak zbyt pod­eks­cy­to­wana, żeby się po­ło­żyć. Nie, kiedy wciąż miała tak wiele do od­kry­cia. Co prawda nie mo­gła opu­ścić ho­telu, ale gdy w przy­po­mi­na­ją­cym świą­ty­nię holu zja­wił się przy­ja­ciel ro­dziny i współ­to­wa­rzysz po­dróży po­wra­ca­jący z po­ran­nej prze­chadzki, skwa­pli­wie sko­rzy­stała z moż­li­wo­ści wy­mi­ga­nia się od po­kut­nego wy­glą­da­nia przez okno, pod­czas gdy jej sio­stry za­ży­wały drzemki.

W taki wła­śnie spo­sób zna­la­zła się na we­ran­dzie ho­telu She­phe­ard’s w sercu Ka­iru, gdzie po­pi­jała her­batę z przy­stoj­nym, ja­sno­wło­sym Wil­lia­mem Slo­pe­rem z Con­nec­ti­cut. Uśmiech­nął się do niej po­błaż­li­wie, gdy unio­sła szklankę z zimną her­batą hi­bi­sku­sową i spoj­rzała na niego, chyba po raz pierw­szy, od­kąd usie­dli przy rat­ta­no­wym sto­liku. Inny męż­czy­zna mógłby się po­czuć ura­żony bra­kiem jej uwagi, ale nie Wil­liam. Był nie­po­praw­nym flir­cia­rzem, cho­ciaż zu­peł­nie nie­szko­dli­wym, poza tym za­cho­wy­wał po­godę du­cha i nie brał tego zbyt po­waż­nie. Ro­ze­śmiała się, a jej śmiech roz­brzmiał wy­raź­nie na tle ści­szo­nych, kul­tu­ral­nych gło­sów oraz ło­skotu wóz­ków i sa­mo­cho­dów ja­dą­cych ulicą.

– Nie wy­obra­żam so­bie, aby mo­gła pani wy­pić her­batę na ta­ra­sie swo­jego domu w Win­ni­peg o tej po­rze roku – za­uwa­żył.

– Do­bry Boże, nie – zgo­dziła się. – No chyba że chcia­ła­bym za­mar­z­nąć na kość w ciągu kilku se­kund. Mu­szę jed­nak przy­znać, że Win­ni­peg zimą ma także swoje za­lety. – Po­czuła się zo­bo­wią­zana do wy­ra­że­nia lo­jal­no­ści w sto­sunku do swo­jego miej­sca za­miesz­ka­nia, cho­ciaż w tej chwili nie mo­gła so­bie przy­po­mnieć żad­nej z jego za­let.

Slo­per mruk­nął coś pod no­sem i ski­nął głową.

– Do­my­ślam się, że nie po­trze­bu­je­cie tam lo­dó­wek.

Uśmiech­nęła się.

– Wy­daje mi się, że w Con­nec­ti­cut nie jest o wiele cie­plej.

– Dla­tego też je­stem tu­taj, a nie tam.

Upiła łyk her­baty. Było w niej dość cu­kru, by po­czuć smak hi­bi­skusa, ale za mało, by stłu­mić jego cierp­kość.

– Są­dzi­łam, że jest pan po­szu­ki­wa­czem przy­gód.

– Tak, ale za­wsze naj­le­piej wy­ru­szać na pod­bój świata zimą. – Ja­sno­nie­bie­skie oczy Wil­liama za­lśniły pod ron­dem ka­pe­lu­sza pa­nama. – I wra­cać do No­wej An­glii, w chwili gdy żon­kile za­po­wia­dają na­dej­ście wio­sny.

Alice nie była w sta­nie zbić tego ar­gu­mentu, po­nie­waż naj­wy­raź­niej jej oj­ciec, Mark For­tune, miał to samo na my­śli, kiedy za­sko­czył całą ro­dzinę tą wy­cieczką, grand tour po Eu­ro­pie i kra­jach śród­ziem­no­mor­skich. Po­zor­nie po­wo­dem była na­groda dla młod­szego brata z oka­zji ukoń­cze­nia szkoły, ale wszy­scy zo­stali za­pro­szeni do uczest­nic­twa. Na­mó­wie­nie czworga naj­młod­szych dzieci For­tune, by do­łą­czyły do ta­kiej eks­tra­wa­ganc­kiej po­dróży, nie było trudne. Na­wet Flora, star­sza o cztery lata sio­stra Alice, z chę­cią prze­ło­żyła swój wio­senny ślub, żeby z nimi wy­je­chać i słu­żyć jako przy­zwo­itka trójce młod­szego ro­dzeń­stwa. Ale oczy­wi­ście Flora już była taka obo­wiąz­kowa. Za­wsze zga­dzała się na wszystko, co wy­my­ślili ro­dzice.

Pań­stwo For­tune’owie wsie­dli do po­ciągu w Win­ni­peg za­raz po roz­po­czę­ciu no­wego roku i po­pły­nęli z No­wego Jorku do Trie­stu na statku Fran­co­nia ob­słu­gi­wa­nym przez Cu­nard. Tam wła­śnie po­znali Wil­liama Slo­pera, a także kil­ku­na­stu in­nych Ka­na­dyj­czy­ków wy­ru­sza­ją­cych na wa­ka­cje. Nie­któ­rzy z nich mieli po­dą­żać tą samą trasą co miesz­kańcy Win­ni­peg: przez Wło­chy do Egiptu, gdzie za­trzy­mali się w ka­ir­skim ho­telu She­phe­ard’s. Wszy­scy, któ­rzy się li­czyli, za­trzy­my­wali się w She­phe­ard’s, kiedy byli w Ka­irze, a przy­naj­mniej sto­ło­wali się w jego zna­ko­mi­tej re­stau­ra­cji.

– Kiedy wy­jeż­dża­cie? – za­py­tał Wil­liam.

Alice wie­działa, że ma na my­śli wy­cieczkę ło­dzią w górę Nilu do Luk­soru i Teb, po­nie­waż przez ostat­nie pół go­dziny mó­wiła o świą­ty­niach i pi­ra­mi­dach.

– Za kilka dni.

Od­wró­ciła się i omio­tła wzro­kiem in­nych go­ści za­sia­da­ją­cych przy sto­li­kach na ta­ra­sie po obu stro­nach głów­nego wej­ścia do ho­telu. Więk­szość z nich zgro­ma­dziła się pod mar­kizą chro­niącą przed sil­nymi pro­mie­niami słońca, ale dwie pa­nie w suk­niach z cien­kiego ma­te­riału za­sia­dły pod ga­łę­ziami ni­sko­pien­nej palmy na we­ran­dzie, czę­ściowo w cie­niu, czę­ściowo w prze­fil­tro­wa­nym przez ga­łę­zie słońcu.

– Dzi­siaj po po­łu­dniu uda­jemy się do Mu­zeum Egip­skich Sta­ro­żyt­no­ści. Mo­żesz pan do nas do­łą­czyć.

– Być może tak zro­bię – po­wie­dział.

Z ho­telu wy­ło­nili się go­ście; naj­pierw się za­trzy­my­wali, aby przy­zwy­czaić wzrok do ja­snego świa­tła sło­necz­nego. Na­wet cień na ta­ra­sie nie po­ma­gał, gdy wy­cho­dziło się z za­cie­nio­nego, ele­ganc­kiego wnę­trza z ala­ba­stro­wymi ko­lum­nami zwień­czo­nymi lo­to­so­wymi ka­pi­te­lami, peł­nego mar­mu­ro­wych i he­ba­no­wych ele­men­tów wy­po­sa­że­nia. Ele­gancko ubrana para za­mru­gała kil­ka­krot­nie, po czym ru­szyła po wy­ka­fel­ko­wa­nej pod­ło­dze, a na­stęp­nie ze­szła po scho­dach na ulicę, gdzie cze­kał na nich sa­mo­chód.

Wil­liam po­now­nie wspo­mniał o upal­nej po­go­dzie, ale Alice słu­chała go tylko jed­nym uchem, po­nie­waż za­in­te­re­so­wał ją nie­wielki męż­czy­zna w brą­zo­wym fe­zie, który sta­nął po dru­giej stro­nie ba­lu­strady i roz­ma­wiał z ele­gancką parą. Co­kol­wiek im mó­wił, wy­twor­nie ubrany męż­czy­zna nie chciał go słu­chać, po­nie­waż od­wró­cił się od niego i po­mógł ko­bie­cie wsiąść do po­jazdu.

Na­gle uwagę Alice przy­cią­gnął klak­son prze­jeż­dża­ją­cej cię­ża­rówki, od­wró­ciła się i przy­glą­dała cią­gnio­nemu przez osiołka wóz­kowi, któ­rego woź­nica pod­niósł rękę i krzyk­nął coś w od­po­wie­dzi. Kiedy spoj­rzała po­now­nie, od­kryła, że ni­ski męż­czy­zna pa­trzy na nią. Na jego ustach po­ja­wił się lekki uśmiech, gdy prze­ło­żył rękę przez me­ta­lową ba­rierkę, by wy­ko­nać w jej stronę przy­zy­wa­jący gest. Z po­czątku się za­sta­na­wiała, czy to nie ko­lejny uliczny sprze­dawca, który za­chwala swoje to­wary prze­chod­niom, ale on ni­czego nie trzy­mał w rę­kach. Poza tym taki han­dlarz nie mógłby ofe­ro­wać swo­ich to­wa­rów tak bli­sko ho­telu.

– Czego on, pana zda­niem, chce? – za­py­tała mi­mo­cho­dem.

Wil­liam spoj­rzał w tym sa­mym kie­runku, a męż­czy­zna po­now­nie wy­ko­nał przy­zy­wa­jący gest.

– No cóż, praw­do­po­dob­nie chce pani po­wró­żyć. Wró­żył już ktoś pa­nience?

– Nie. Ale... – Nie była pewna, czy matka i oj­ciec by się na to zgo­dzili, po­dob­nie jak jej star­sza sio­stra Flora, ale w końcu wy­je­chali w tę po­dróż, żeby do­świad­czać in­nych kul­tur i kon­ty­nen­tów. – Och... To chyba nic złego?

– A za­tem go przy­pro­wa­dzę – od­parł Wil­liam z uśmie­chem.

Alice wy­gła­dziła dłońmi spód­nicę w ko­lo­rze bła­watka, roz­pro­sto­wu­jąc za­gię­cia i uwa­ża­jąc, żeby nie prze­su­nąć rę­ka­wi­czek, które zło­żyła na po­dołku, po czym po­pra­wiła słom­kowy ka­pe­lusz z sze­ro­kim ron­dem, bo na­gle po­czuła się rów­nie zde­ner­wo­wana, jak pod­eks­cy­to­wana.

Ciemną skórę egip­skiego ja­sno­wi­dza prze­ci­nały zmarszczki, a jego szaty były za­ku­rzone, ale oczy lśniły cie­płem i ser­decz­no­ścią. Ukło­nił się grzecz­nie, po czym prze­mó­wił me­lo­dyj­nym gło­sem z sil­nym ak­cen­tem.

– Czy pa­nienka chcia­łaby, że­bym wy­czy­tał jej przy­szłość z dłoni?

Po­dała mu rękę, pa­trząc z za­in­te­re­so­wa­niem, jak ją od­wraca i przy­gląda się wnę­trzu dłoni, prze­su­wa­jąc krót­kimi pal­cami po li­niach. Wil­liam po­pra­wił szarą lnianą ma­ry­narkę i usiadł na swoim krze­śle, pusz­cza­jąc do niej oko.

– Grozi ci nie­bez­pie­czeń­stwo za każ­dym ra­zem, gdy po­dró­żu­jesz po mo­rzu.

Alice po­now­nie spoj­rzała na wróż­bitę i za­uwa­żyła, że do­bry hu­mor męż­czy­zny się ulot­nił.

– Wi­dzę, jak dry­fu­jesz po oce­anie na otwar­tej ło­dzi – cią­gnął, jakby prze­ma­wiał do niej z du­żej od­le­gło­ści. – Stra­cisz wszystko oprócz ży­cia. Zo­sta­niesz oca­lona, ale inni będą zgu­bieni.

Ci­sza, która za­pa­dła po tym oświad­cze­niu, prze­ry­wana była tylko stu­ka­niem oślich ko­pyt i brzdę­kiem za­stawy sto­ło­wej. Alice miała wra­że­nie, że zimny wiatr chło­dzi jej kark oraz ra­miona. Z ca­łych sił mu­siała się po­wstrzy­mać, żeby nie za­re­ago­wać na tę wróżbę.

Na szczę­ście na Wil­lia­mie nie zro­biła po­dob­nego wra­że­nia. Ro­ze­śmiał się gło­śno.

– Ja­kież to zło­wiesz­cze, nie są­dzisz? Mam dla cie­bie pewną radę, sta­ruszku. – Zni­żył głos. – Prze­po­wia­daj szczę­śliwą przy­szłość, je­śli chcesz, by do­brze ci pła­cili. Taką wy­peł­nioną bi­ciem ślub­nych dzwo­nów, zło­ci­stymi za­cho­dami słońca oraz tu­po­tem ma­łych stó­pek.

W tym mo­men­cie Alice się­gnęła do port­mo­netki, by wy­jąć mo­netę, i po­dała ją wróż­bi­cie, który nie za­re­ago­wał na słowa Wil­liama, tylko cały czas prze­szy­wał ją wzro­kiem. Ski­nął głową, cof­nął się, od­wró­cił i zbiegł po schod­kach, a na­stęp­nie znik­nął w tłu­mie lu­dzi spa­ce­ru­ją­cych ulicą.

– Co za za­bawny, mały czło­wie­czek. – Wil­liam się ro­ze­śmiał, krę­cąc głową.

Alice pod­nio­sła rękę, by do­tknąć sznura pe­reł udra­po­wa­nych wo­kół szyi, i nie od­ry­wa­jąc wzroku od miej­sca, w któ­rym wróż­bita znik­nął jej z oczu, ża­ło­wała, że jej na­rze­czony, Hol­den, nie do­trzy­muje jej to­wa­rzy­stwa. Wie­działby, co po­wie­dzieć. Cho­ciaż uwa­żała się za lo­gicz­nie my­ślącą osobę, nie­pod­da­jącą się prze­są­dom ani wy­bu­ja­łej fan­ta­zji, nie mo­gła za­prze­czyć, że ta prze­po­wied­nia oraz spo­sób, w jaki męż­czy­zna ją prze­ka­zał, po­ru­szyły w niej ja­kieś nie­chciane emo­cje. To nie był strach, ra­czej nie­okre­ślony nie­po­kój.

Wil­liam naj­wy­raź­niej to za­uwa­żył, po­nie­waż po­słał w jej stronę nie­do­wie­rza­jące spoj­rze­nie.

– No chyba panna nie bie­rze na po­waż­nie słów tego fa­kira, prawda?

– Nie... – od­po­wie­działa z wa­ha­niem.

– On praw­do­po­dob­nie bę­dzie prze­po­wia­dał tę samą przy­szłość dzie­siąt­kom in­nych tu­ry­stów. Ma świa­do­mość, że Ame­ry­ka­nie, Bry­tyj­czycy i Ka­na­dyj­czycy... – wska­zał na nią – mu­szą po­dró­żo­wać drogą mor­ską, żeby się tu do­stać. I bę­dziemy mu­sieli wsiąść na sta­tek, żeby wró­cić do domu. Do­sko­nale wie, gdzie nas szu­kać. – Ro­zej­rzał się wo­kół, by pod­kre­ślić, że jest to miej­sce, gdzie sie­dzą.

– To prawda – zgo­dziła się i w końcu udało jej się uspo­koić od­dech. She­phe­ard’s znaj­do­wał się w sa­mym cen­trum ży­cia to­wa­rzy­skiego Bry­tyj­czy­ków i wszyst­kich mó­wią­cych po an­giel­sku tu­ry­stów w Ka­irze. To było miej­sce, w któ­rym zbie­rali się za­możni i ważni lu­dzie.

– Zo­ba­czył piękną młodą ko­bietę, chro­niącą się przed ostrymi pro­mie­niami słońca, i do­my­ślił się, która z jego prze­po­wiedni może wy­wrzeć na niej naj­więk­sze wra­że­nie.

– Czy na­prawdę tak to działa? – za­py­tała, nie mo­gąc za­prze­czyć, że wy­ja­śnie­nie Wil­liama do­dało jej otu­chy. Nie żeby bez­brzeż­nie wie­rzyła w to, że mały czło­wie­czek po­trafi od­czy­tać przy­szłość za­pi­saną na jej dłoni. Sły­sząc, że jej bar­dziej obe­znany kom­pan cał­ko­wi­cie od­rzuca prze­po­wied­nie fa­kira, po­czuła ulgę.

Po­pa­trzył na nią nie­mal pro­tek­cjo­nal­nie.

– Oba­wiam się, że tak, moja droga.

Ski­nęła głową, wsty­dząc się tro­chę swo­jej na­iw­no­ści, i unio­sła szklankę z her­batą. Zmarsz­czyła brwi, pa­trząc na jej ciem­no­ró­żową za­war­tość.

– To dość okrutne z jego strony, że prze­po­wiada taką okropną przy­szłość.

– Być może, ale po­dej­rze­wam, że tak wła­śnie za­ra­bia na ży­cie i w pew­nym sen­sie tego wła­śnie spo­dzie­wają się tu­ry­ści. W końcu nikt nie chce usły­szeć, że jego przy­szłość bę­dzie nudna i prze­wi­dy­walna. Le­piej przy­pra­wić cię o dresz­cze, niż za­nu­dzić fra­ze­sami.

Chyba miał ra­cję. Prawdę mó­wiąc, nie była pewna, czy nie by­łaby rów­nie zde­ner­wo­wana, gdyby usły­szała, że wyj­dzie za mąż, uro­dzi pół tu­zina dzieci i ni­gdy nie ru­szy się da­lej niż sto mil od swo­jego wy­god­nego domu, bo prze­cież ta­kiej przy­szło­ści się spo­dzie­wała. Nie była jed­nak na nią go­towa, nie chciała za­ak­cep­to­wać tej rze­czy­wi­sto­ści, nie, kiedy miała jesz­cze tak wiele rze­czy do zo­ba­cze­nia pod­czas tej wy­prawy. Za mie­siąc czy dwa jej pra­gnie­nie przy­gody na pewno zo­sta­nie na­sy­cone i bę­dzie wię­cej niż ukon­ten­to­wana ta­kim lo­sem. Gdyby miała o nim usły­szeć te­raz, po­czu­łaby się roz­cza­ro­wana.

Czyż to nie czy­niło z niej naj­gor­szej na­rze­czo­nej na świe­cie, zwłasz­cza po tym, gdy otrzy­mała ostatni list od Hol­dena? Był kwin­te­sen­cją uwiel­bie­nia i uwagi, bar­dzo tę­sk­niła za na­rze­czo­nym. Ale to nie ozna­czało, że po­świę­ci­łaby ra­dość, jaką od­czu­wała, mo­gąc zwie­dzać świat, zwłasz­cza że to mo­gła być jej je­dyna szansa na po­dró­żo­wa­nie.

Mimo to ja­kaś jej część nie chciała cał­ko­wi­cie za­po­mnieć słów fa­kira. Wwier­cały się gdzieś w tył jej głowy, ni­czym nie­chciany gość, któ­rego nie dało się po­zbyć. Je­dyne, co mo­gła zro­bić, to mieć na­dzieję, że czas i szczę­śliw­sze wy­da­rze­nia zajmą ich miej­sce. Za­nim się tak sta­nie, bę­dzie uda­wała, że o nich nie pa­mięta. Na­piła się her­baty hi­bi­sku­so­wej, tak jakby od razu chciała udo­wod­nić to so­bie oraz panu Slo­pe­rowi.

.

The New York Ti­mes

10 kwiet­nia 1912 roku

DZIŚ WY­PŁYWA TI­TA­NIC

Naj­więk­szy sta­tek na świe­cie za­bie­rze wielu zna­nych pa­sa­że­rów. Spe­cjalna de­pe­sza „New York Ti­mesa”.

Lon­dyn, 9 kwiet­nia – Naj­więk­szy sta­tek na świe­cie, Ti­ta­nic, wła­sność li­nii White Star, od­pływa w po­łu­dnie.

Cho­ciaż przy­po­mina z wy­glądu i bu­dowy sio­strzany sta­tek Olym­pic, Ti­ta­nic pod wie­loma wzglę­dami jest jego ulep­szoną wer­sją. Ka­pi­tan Smith zo­stał prze­nie­siony z Olym­pica, by prze­pły­nąć nim Atlan­tyk. Ma dwóch za­stęp­ców: H. W. McEl­roya i R. L. Ba­kera.

Po­śród pa­sa­że­rów, któ­rzy ju­tro wy­płyną na Ti­ta­nicu, są: pań­stwo H. J. Al­li­so­no­wie, pani Au­bert, ma­jor Ar­chi­bald Butt, pani Car­deza, pań­stwo W. E. Car­te­ro­wie, pan Her­bert Chaf­fees z mał­żonką, Nor­man Craig, pan Wa­shing­ton Do­dge z mał­żonką, pan Mark For­tune z mał­żonką, pań­stwo W. D. Do­ugla­so­wie, puł­kow­nik Gra­cie, Ben­ja­min Gug­gen­heim, pan Henry Har­per z mał­żonką, pan Fre­de­rick Hoyt z mał­żonką, pan Isi­dor Straus z mał­żonką, pań­stwo Thay­ero­wie oraz pan Geo­rge Wi­de­ner z mał­żonką.ROZ­DZIAŁ 1

10 kwiet­nia 1912 roku, środa

Flora For­tune z wdzięcz­no­ścią wspie­rała się na sil­nym ra­mie­niu pana Be­at­tiego, gdy spie­szyli wzdłuż pe­ronu lon­dyń­skiej sta­cji Wa­ter­loo. Prze­dzie­rali się przez mo­rze lu­dzi od­dzie­la­ją­cych ich od wa­gonu pierw­szej klasy spe­cjal­nego po­ciągu zmie­rza­ją­cego na nową sta­cję w So­uthamp­ton. Ka­ko­fo­nia dźwię­ków od­bi­jała się echem od wy­so­kiego su­fitu sta­cji, skła­dały się na nią gwizdki, syk upusz­cza­nej pary, stu­kot kół, trza­ska­nie drzwi, pod­nie­sione głosy i tu­pa­nie stóp. Flora na­wet nie pró­bo­wała nic mó­wić.

Tak czy owak sta­rała się oszczę­dzać od­dech, żeby na­dą­żyć za tra­ga­rzami po­dą­ża­ją­cymi przed nimi i nio­są­cymi na no­szach bied­nego pana Rossa. Męż­czy­zna był tak osła­biony po dy­zen­te­rii, że na­wet nie mógł sam dojść do swo­jego prze­działu w po­ciągu. Mimo to był zde­ter­mi­no­wany, żeby wró­cić do Win­ni­peg. Nie mo­gła go wi­nić. Cho­roba była tak wy­czer­pu­jąca, że le­piej było ją prze­cho­dzić w za­ci­szu wła­snego domu.

Flora się sku­liła, chro­niąc się przed lo­do­wa­tym po­dmu­chem wia­tru na sta­cji. Miała na­dzieję, że na wy­brzeżu w So­uthamp­ton tem­pe­ra­tura bę­dzie ła­skaw­sza, po­nie­waż gdy obu­dzili się dziś rano, po­czuli zde­cy­do­wany chłód w po­wie­trzu. Po mie­sią­cach spę­dzo­nych w cie­plej­szym kli­ma­cie śród­ziem­no­mor­skim i na po­łu­dniu Eu­ropy ich ciała nie były już na­wy­kłe do zimna. W związku z tym zo­stali zmu­szeni do przy­wdzia­nia palt i cza­pek wy­ję­tych z głębi ku­frów. Oj­ciec żar­to­wał, że włoży swoje stare i po­gry­zione przez mole fu­tro z bi­zona, w ni­czym nie­przy­po­mi­na­jące gar­de­roby dżen­tel­mena. Na szczę­ście matka zdo­łała go prze­ko­nać, żeby za­miast niego wy­brał ciemne weł­niane palto. Oj­ciec na­dal się upie­rał, że szkoda zaj­mo­wać cenną prze­strzeń w ku­frach prze­zna­czo­nych do za­bra­nia do ka­biny i le­piej zło­żyć cie­płe ubra­nia w tych, które zo­stały opi­sane jako NIE­PO­TRZEBNE i zo­staną umiesz­czone w ła­downi na czas po­dróży do No­wego Jorku.

Flora wes­tchnęła z ulgą, gdy wy­pa­trzyli pana McCaf­fry’ego, który, ubrany w brą­zowy płaszcz, stał w drzwiach do prze­działu. Był ostat­nim dżen­tel­me­nem z trójki z Win­ni­peg, która to­wa­rzy­szyła pań­stwu For­tune’om pod­czas ich wy­prawy. Pan Be­at­tie, pan McCaf­fry i biedny pan Ross, te­raz le­żący na no­szach, zo­stali żar­to­bli­wie na­zwani Trzema Musz­kie­te­rami przez jed­nego z po­dróż­nych, i to za­bawne okre­śle­nie do nich przy­lgnęło. Ka­wa­le­rom jed­nak chyba to nie prze­szka­dzało, bo rze­czy­wi­ście czę­sto trzy­mali się ra­zem.

Pan McCaf­fry po­spie­szył przed nimi, aby przy­go­to­wać miej­sce dla cho­rego przy­ja­ciela, pod­czas gdy Flora i pan Be­at­tie cze­kali na tra­ga­rzy, któ­rzy mieli za­opie­ko­wać się pa­nem Ros­sem. McCaf­fry się od­su­nął i wy­gła­dził cienki wą­sik, pa­trząc, jak tra­ga­rze za­bie­rają się do de­li­kat­nej ope­ra­cji wno­sze­nia no­szy wraz z ich pa­sa­że­rem do po­ciągu.

– Za chwilę ko­niec, Hugo – po­cie­szył go pan McCaf­fry. – Thom­son, może byś od­pro­wa­dził pannę For­tune do ro­dziny? – za­pro­po­no­wał. – Ja zajmę się Hu­go­nem.

Pan Be­at­tie przy­tak­nął i skie­ro­wał ją w inną stronę.

– Tędy.

Zro­zu­miaw­szy, że nic wię­cej nie jest w sta­nie zro­bić, Flora dała się za­pro­wa­dzić do po­ciągu. Gdy wcho­dziła przez drzwi, ostroż­nie ma­new­ro­wała sze­ro­kim, pod­wi­nię­tym ron­dem ka­pe­lu­sza. Na­kry­cie głowy z je­dwa­biu, wstą­żek i piór było ostat­nim krzy­kiem mody, po­dob­nie jak jej ele­gancki ko­stium po­dróżny w ko­lo­rze kre­mowo-śliw­ko­wym, ale to nie ozna­czało, że taka gar­de­roba była prak­tyczna.

Ukło­niw­szy się po­zo­sta­łym pa­sa­że­rom, prze­szli ko­ry­ta­rzem do prze­działu, w któ­rym za­sia­dała jej ro­dzina. Nie­trudno go było zna­leźć. For­tune’owie ni­gdy nie byli po­ważni ani spo­kojni. Na­wet po­mimo nie­obec­no­ści dwóch naj­star­szych z sze­ściorga dzieci nie usta­wały dys­ku­sje i śmiech, a obec­ność pana Wil­liama Slo­pera spra­wiała, że roz­mowa to­czyła się bez żad­nych prze­sto­jów. Spo­tkali się z nim na sta­cji i matka za­pro­siła go, żeby do­łą­czył do nich w prze­dziale. To wła­śnie jego głos usły­szała Flora, gdy pan Be­at­tie otwo­rzył przed nią drzwi.

– Moi przy­ja­ciele zzie­le­nieją z za­zdro­ści, kiedy usły­szą, że pły­ną­łem do domu na Ti­ta­nicu. Po­dej­rze­wam, że dzięki temu przez wiele ty­go­dni będę bry­lo­wał na pro­szo­nych obia­dach – oświad­czył pan Slo­per ze śmie­chem.

Szcze­rze mó­wiąc, żadne z nich się nie spo­dzie­wało, że po­płyną do domu na no­wym fla­go­wym statku li­nii White Star pod­czas jego dzie­wi­czego rejsu. To była ostat­nia nie­spo­dzianka ich ojca. Po­cząt­kowo mieli wy­pły­nąć w trze­cim ty­go­dniu kwiet­nia na Mau­re­ta­nii, ale kil­koro człon­ków ich to­wa­rzy­stwa czuło prze­mę­cze­nie i pra­gnęło wró­cić do domu, w tym nie­szczę­sny Hugo Ross.

Flora usia­dła obok swo­jego dzie­więt­na­sto­let­niego brata Char­liego.

– Mó­wią, że pod­czas prób na mo­rzu wy­cią­gał dwa­dzie­ścia je­den i pół wę­zła – wtrą­cił, a jego nie­bie­skie oczy lśniły z en­tu­zja­zmu. – Twier­dzą też, że kiedy znaj­duje się na mo­rzu i dzia­łają wszyst­kie ko­tły, jest w sta­nie wy­cią­gnąć aż dwa­dzie­ścia cztery wę­zły.

– Może tak być – przy­znał pan Slo­per. – Ale nie zo­stał skon­stru­owany po to, by bić re­kordy szyb­ko­ści. Li­nia White Star sta­wia na wiel­kość i luk­sus. W końcu Ti­ta­nic jest o pięć­dzie­siąt pro­cent więk­szy od Mau­re­ta­nii, która nie jest w sta­nie mu do­rów­nać.

– Nie­ważne, jak szybko po­pły­nie, cho­dzi o to, że­by­śmy do­pły­nęli bez­piecz­nie – oświad­czyła matka, otwie­ra­jąc książkę, która spo­czy­wała na jej ko­la­nach. Jak za­wsze była ubrana w strój rów­no­wa­żący wy­godę i styl. Wy­cho­wała się na rów­ni­nach Ma­ni­toby jako jedna z czter­na­ściorga dzieci uro­dzo­nych w ro­dzi­nie szkoc­kich imi­gran­tów. Mó­wiła, że kiedy ktoś do­ra­sta, wie­dząc, jak to jest, gdy się prze­ma­rza do ko­ści, ni­gdy tego nie za­po­mina. Dla­tego też za­mie­niła ob­szerny ka­pe­lusz na bar­dziej roz­sądny mo­del z czar­nego ak­sa­mitu z szyn­szy­lową ob­wódką i złotą broszką, z któ­rej wy­sta­wały dwa stru­sie pióra.

– I tak też bę­dzie. – Pan Slo­per zwró­cił się do Alice, środ­ko­wej sio­stry For­tune, sie­dzą­cej po jego pra­wej stro­nie w su­kience ko­loru świe­żych ma­lin pod fio­le­to­wym płasz­czem. – Nie ma się czym mar­twić. Mó­wią, że jest nie­za­ta­pialny. Naj­bez­piecz­niej­szy sta­tek, jaki kie­dy­kol­wiek wy­pły­nął na mo­rze.

– Nie mar­twię się – od­po­wie­działa Alice. Wy­glą­dała na zu­peł­nie nie­wzru­szoną, lecz być może nieco po­iry­to­waną.

Pan Slo­per odłą­czył się od ich ro­dziny, od­kąd wy­je­chali z Ka­iru. Po­dró­żo­wali in­nymi tra­sami, ale kiedy spo­tkali się po­now­nie w Lon­dy­nie, twier­dził, że za­mie­rza wra­cać do domu na po­kła­dzie Mau­re­ta­nii. Jed­nakże skoro tylko Alice wspo­mniała, że pań­stwo For­tune’owie za­re­zer­wo­wali miej­sca na po­kła­dzie Ti­ta­nica, on także wy­mie­nił bi­let. Kiedy wró­cił, aby im o tym po­wie­dzieć, Alice przy­po­mniała mu wróżbę Egip­cja­nina, żar­tu­jąc, że nie­bez­piecz­nie jest po­dró­żo­wać w jej to­wa­rzy­stwie.

Ich brat Char­lie po­now­nie się ode­zwał.

– Kiedy we wrze­śniu Olym­pic, sio­strzany sta­tek Ti­ta­nica, zde­rzył się z Haw­kiem, miał w bur­cie dziurę o wiel­ko­ści cztery na dwa me­try oraz znisz­czone skrzy­dła śruby na­pę­do­wej na ster­bur­cie. Mimo tych uszko­dzeń stat­kowi nie gro­ziło za­to­nię­cie. – Ta uwaga praw­do­po­dob­nie miała pod­nieść Alice na du­chu.

– Prze­cież po­wie­dzia­łam, że się nie mar­twię – od­parła.

Roz­legł się gwiz­dek, który sy­gna­li­zo­wał od­jazd po­ciągu, co wy­wo­łało na­pływ róż­nych emo­cji. Flora po­czuła pod­eks­cy­to­wa­nie. Oczy­wi­ście, że tak. Jak mo­głaby się oprzeć en­tu­zja­zmowi swo­jego ro­dzeń­stwa, zwłasz­cza że Ti­ta­nic miał być ta­kim wspa­nia­łym stat­kiem, a oni będą jed­nymi z pierw­szych pa­sa­że­rów, któ­rzy nim po­płyną. Po­czuła także zna­jome zde­ner­wo­wa­nie, które za­czy­nało się głę­boko w żo­łądku i roz­pły­wało po ciele, oraz lekki smu­tek, że ich wielka po­dróż do­biega końca.

Po­śród wielu emo­cji znaj­do­wało się także wsty­dliwe uczu­cie stra­chu. Nie cho­dziło o ich bez­pie­czeń­stwo, Flora ni­gdy nie wie­rzyła w prze­sądne bzdury, ta­kie jak prze­po­wia­da­nie przy­szło­ści czy se­anse spi­ry­ty­styczne, więc i te­raz nie za­mie­rzała w nie wie­rzyć. Nie, ten strach do­ty­czył bar­dziej tego, co cze­kało na nią w domu. Pró­bo­wała o tym za­po­mnieć, ze­pchnąć to na dal­szy plan, ale te­raz, kiedy zmie­rzali już w kie­runku Win­ni­peg, uwie­rało ją to co­raz bar­dziej.

Zło­żyła ręce na po­dołku, pró­bu­jąc uspo­koić my­śli, i wtedy po­wró­cił oj­ciec z po­ga­wędki z pa­nem Be­at­tiem i usiadł po jej dru­giej stro­nie. Z wes­tchnie­niem, które przy­po­mniało Flo­rze, że ma­jąc sześć­dzie­siąt cztery lata, nie jest już młody, za­jął wy­ście­łane miękką skórą sie­dzi­sko. Ta po­dróż z całą pew­no­ścią była dla niego bar­dziej wy­czer­pu­jąca niż dla nich, któ­rzy byli o całe de­kady młodsi.

– Pan Be­at­tie i pan McCaf­fry za­mie­rzają spró­bo­wać za­mie­nić ka­biny, aby być bli­żej pana Rossa – zdra­dził jej, pod­czas gdy Char­lie i pan Slo­per na­dal za­chwy­cali się Ti­ta­ni­kiem. – Bio­rąc pod uwagę oko­licz­no­ści, po­dej­rze­wam, że kie­row­nik po­ciągu nie bę­dzie miał nic prze­ciwko.

– Czy sta­tek ma kom­plet pa­sa­że­rów? – za­py­tała Flora.

– Prze­ko­namy się. – Po­kle­pał ją po dłoni, która wciąż spo­czy­wała na jej ko­la­nach. – Je­żeli chce­cie, ty i twoje sio­stry bę­dzie­cie mo­gły od­wie­dzać pana Rossa. Za­kła­dam, że z przy­jem­no­ścią zo­ba­czy wa­sze ra­do­sne twa­rze, ale nie ży­czę so­bie, żeby któ­raś z was ba­wiła się w jego niań­cze­nie. – Jego głos i spoj­rze­nie były sta­now­cze. – Po­mocą będą mu słu­żyć Be­at­tie, McCaf­fry oraz ste­war­dzi, a także le­karz po­kła­dowy, je­śli zaj­dzie taka po­trzeba. Chcę, że­by­ście się ba­wiły, a nie spę­dzały ostat­nie dni po­dróży uwię­zione w ka­bi­nie z męż­czy­zną cier­pią­cym na nie­żyt żo­łądka. Zro­zu­miano?

Przy­tak­nęła, zda­jąc so­bie sprawę, dla­czego skie­ro­wał te słowa do niej, a nie do jej sióstr. Alice ze swoją hi­sto­rią cho­rób ni­gdy nie mo­głaby pie­lę­gno­wać pana Rossa, a naj­młod­sza sio­stra Ma­bel ni­gdy nie zgło­si­łaby się na ochot­nika do ta­kiego za­da­nia.

– Do­brze. – Po­kle­pał ją po­now­nie po dłoni, po czym zdjął ka­pe­lusz i oparł głowę o za­głó­wek. Rzad­kie brą­zowe włosy prze­ty­kane srebr­nymi pa­smami przy­lgnęły mu do bo­ków i tyłu głowy. Choć miał bujne wąsy, czu­bek jego głowy był łysy. Wi­dząc ojca ta­kiego, z za­okrą­gloną syl­wetką, trudno było jej so­bie wy­obra­zić go jako mło­dego, żąd­nego przy­gód męż­czy­znę, który wy­ru­szył do Ka­li­for­nii w po­szu­ki­wa­niu złota. Dwa lata póź­niej Mark For­tune zna­lazł się w Ma­ni­to­bie i szczę­śli­wie na­był czte­ry­sta hek­ta­rów ziemi nad rzeką As­si­ni­bo­ine, gdzie kilka lat póź­niej zbu­do­wano Por­tage Ave­nue, główną ar­te­rię ko­mu­ni­ka­cyjną Win­ni­peg. Za­nim do­biegł trzy­dziestki, stał się nie tylko bo­gaty, ale także sza­no­wany. Był ma­so­nem oraz człon­kiem To­wa­rzy­stwa Świę­tego An­drzeja. Za­sia­dał w ra­dzie miej­skiej i spra­wo­wał funk­cję za­rządcy w Ko­ściele Pre­zbi­te­riań­skim. Rok wcze­śniej zbu­do­wał trzy­dzie­sto­sze­ścio­po­ko­jowy dom w stylu Tu­do­rów w jed­nej z naj­zna­mie­nit­szych dziel­nic Win­ni­peg. Ale mimo zmian w wy­glą­dzie ze­wnętrz­nym Flora wciąż do­strze­gała de­ter­mi­na­cję oraz pew­ność sie­bie lśniące w jego oczach, które po­mo­gły mu w prze­mia­nie z chło­paka bez gro­sza przy du­szy w mi­lio­nera.

– Wiem, że nad­uży­li­śmy two­jej uprzej­mo­ści, na­ma­wia­jąc cię do prze­ło­że­nia ślubu oraz opieki nad młod­szym ro­dzeń­stwem, ale mam na­dzieję, że było to tego warte – po­wie­dział.

– Oczy­wi­ście – za­pew­niła go.

Przy­mknął po­wieki.

– Kiedy wró­cimy, mo­że­cie z Camp­bel­lem wy­zna­czyć nową datę na naj­szyb­szy moż­liwy ter­min. Wszyst­kiego do­pil­nuję.

Czuła, że po­winna coś po­wie­dzieć, ale ści­snęło ją w gar­dle. Na szczę­ście oj­ciec chyba nie ocze­ki­wał od­po­wie­dzi.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: