- W empik go
Skarb - ebook
Skarb - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 144 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kawaler to był podówczas pięknego rodu, który się z najlepszymi w Rzeczypospolitej mógł mierzyć, ale dziwnymi losy, szczególniej wojnami, w których dziad i ojciec służyli na własnym żołdzie, podupadły tak, że mu się parę wsi zostało i zameczek opustoszały, w którym mieszkać nie było można jeno sowom i puszczykom. W jednej ze wsi dwór stary mieścił jego kawalerskie gospodarstwo; niewiele by był o to dbał, bo pieszczochem nie był, a na łowach głównie czas przepędzał, ale gdy pannę wojewodziankę Anielę zobaczył i zakochał się, dopiero mu ubóstwo zaciężało. Człek był takiego humoru, że choć go owa miłość bez nadziei trapiła, z wesołą twarzą mawiał, gdy go prześladowano, iż mu panny nie dadzą: – Ano, dobrze i popatrzeć, miło i powzdychać, choć wspomnienie potem zostanie! Pannę inny weźmie, a ja się uraduję, żem ją czcił i kochał!
Dobra psu i mucha!
Wojewodzianka była jedynaczką, pan wojewoda wdowiec, wielkiego animuszu mąż i wysoko patrzący. Niektórym ciarki chodziły po grzbiecie, gdy na niego patrzeli, jak się w bok wziąwszy jedną ręką, drugą miotlanego wąsa pokręcał. Przysłowiami stary mawiał i tłustymi często, więc gdy się chłopaki kręciły koło córki takie, którym do niej daleko było, zwykł był powtarzać: nie dla psa kiełbasa, nie dla kota sadło.
Z daleka i podczaszyc nieraz to fatalne słyszał proroctwo, ale się nim nic a nic nie mieszał, i twarz mu się nawet nie mieniła. Wojewoda go lubił, lecz żeby mu się nie zdawało, iż tę miłość dlań za daleko posunąć może, otwarcie mu powiadał, że dla córki koligacji i męża szukać będzie między senatorskimi krzesłami. Podczaszyc mu na to odpowiadał: panna wojewodzianka królewicza warta…
Ze go tam wszyscy w domu miłym okiem widzieli, a panna pono najwyraźniej swoją estymę poznać dawała, o ile jej skromność dziewicza dozwalała, podczaszyc, mieszkający w sąsiedztwie, bywał bardzo często. Drudzy się też kręcili, a wojewoda tylko ostrzegał córkę:
– Mościa panno, trzymaj ich z daleka, wszystko to drobne ptactwo, szkoda naboju! Znajdzie się co lepszego.
Jakoż i senatorowicze, i senatory jawili się także, ale żaden do smaku nie przypadł ani ojcu, ani pannie.