- W empik go
Skarb zakopany - ebook
Skarb zakopany - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 159 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z wysokości, na której znajdujemy się obecnie, wzrok nasz ogarnia płat ziemi o kilkomilowym promieniu.
Okolica pełna wzgórz, wąwozów i lasów. Ten jasny pas, który w mnogich zakrętach zieloną przebiega łąkę, niknie wśród trzcin lub, rozszerzywszy się nagle, odbija w sobie połowę nieba, to rzeczka, którą podsycają liczne źródła, tryskające z pod stóp gór, albo z zarośniętych gąszczem wąwozów. Struga ta przepływa szeroką na paręset sążni, o wzniesionych i ostro zarysowanych brzegach dolinę, która krajobraz dzieli na dwie połowy.
Na lewym brzegu rozwielmożnił się już człowiek, na prawym panują jeszcze najstarsze dzieci przyrody – lasy. Ten ciemny, tu zapadły, tam wydęty, ówdzie rozdarty, a wszędzie ogromny szmat, z pod którego kiedy niekiedy wydobywa się krótki pisk, nagły łoskot, albo przeciągłe i odległe dudnienie – to puszcza.
Olbrzymie kępy, obejmujące po kilkaset i kilka tysięcy wiekowych drzew, wyzierają z głębokich przepaści, pną się po bokach gór, lub na ich szczytach piętrzą się jedne nad drugie. Ożywiona tchnieniem wiatru masa ta poczyna niekiedy falować, a wówczas z poza odchylonych drzew widać białe, szare i czerwone skał wierzchołki; niekiedy także z wnętrza jej chyży wylatuje sokół, wzbija się pod obłoki i znowu szybko jak piorun w tajemnicze gęstwiny zapada.
O ile prawy brzeg doliny jest dziki i posępny, o tyle lewa jej strona jest wesołą i jasną. Najbardziej ku południowi wy – sunięty punkt tej połowy krajobrazu zajmuje miasteczko, od którego, równolegle do rzeki, biegnie kilkomilowy gościniec, łączący się gdzieś na północy z traktem głównym. Na falistym gruncie rozciągają się obszerne łany już żółtawego zboża, między którem tu i ówdzie zieleni się okrągła głowa dzikiej gruszy. Z poza starych lip i drzew owocowych przeglądają wieże kościołów, żórawie studzien i dachy budynków z gniazdami bocianiemi na szczytach. Po łączkach i polach snują się drogi i ścieżyny, łączące między sobą wsie i odznaczone wysmukłemi topolami, czerwieniejącą jarzębiną, czarnym krzyżem lub białą kapliczką.
Na wzgórzu, panującem nad okolicą, wznosi się majestatyczna rezydencja właściciela tych wsi, łanów i lasów, stanowiących jeden wielki majątek, nazwany od głównej wsi Gródka kluczem Gródeckim.
Murowana brama, zamknięta żelazną kratą, patrzy na drogę, biegnącą z miasta. Z poza krat wygląda potężny, siwy pałac z piaskowca, mający trzy piętra wzwyż, trzydzieści okien wzdłuż, ganek na czterech kolumnach, a pod nim ogromne drzwi rzeźbione. Dwie armaty, paszczami wkopane w ziemię, strzegą schodów ganku, a dwie okrągłe baszty – skrzydeł pałacu.
Pan przez frontowe okna widzi setki pługów na swoich łanach, albo powozy gości, spieszących do jego domu. Z okien tylnych gmachu przypatruje się tysiącznym stadom, które się pasą w dolinie, albo puszczy, w której prawica jego waliła nieraz dziki i niedźwiedzie.
Między pałacem i doliną, na łagodnie pochylonych wzgórzach, rozciąga się stary angielski ogród, pełen kamiennych ław, posągów i ciemnych alei. Krynica, wytryskująca z pod prawej baszty, czystą i zimną wodą zasila dużą sadzawkę, która znowu podsyca rzekę w dolinie.
Na południe od angielskiego, leży ogród owocowy i warzywny, a przy nich osiem wielkich murowanych budynków.
W stronie północnej zaś ogród angielski styka się z obszernym zwierzyńcem, dziś już zaniedbanym i gęsto krzakami zarosłym.
W korpusie zamku, prócz obszernej sieni z marmurową posadzkę, znajdują się sale: balowa, jadalna, bilardowa i fechtunkowa. Wszystkie piętra lewego skrzydła obejmują pokoje dla gości, a prawego dla gospodarza. Parter przeznaczony jest dla służby.
Z dwu czteropiętrowych baszt lewa mieściła w sobie zbrojownię, prawa – bibljotekę.
W zbrojowni, posuwając się od dołu ku górze, widziałeś dawne łuki, dzidy i topory; wyżej zbroje, kopje i wielkie miecze jazdy pancernej, jeszcze wyżej ciężkie muszkiety różnych narodów, a najwyżej myśliwską broń i, ostatnie słowo ówczesnej techniki wojennej: skałkowy karabin z bagnetem.
Nie mniejszy ład panował w bibljotece. U podstawy jej umieszczono dzieła rolnicze i przyrodnicze; wyżej matematyczne, inżynierskie i artyleryjskie, które gospodarz czytywał najchętniej. Na szczycie mieściła się historja i filozof ja, najwznioślejsze dzieła ludzkiego ducha.
Wszystkie te dobra, po długim szeregu przodków, dziedziczył obecnie stary jenerał artylerji, Stefan Gosiewski. Żona jego oddawna już zmarła, a dwaj synowie, Władysław i Marek, od kilku lat służyli w wojsku; jenerał więc gospodarował sam.
Pozbawiony tym sposobem rodzinnego kółka, pan Stefan nie miał bynajmniej pustelniczych instynktów. Przy nim też w zwykłych okolicznościach dom jego był ludny i wesoły. Oprócz licznej służby, zapełniali go rezydenci, zazwyczaj dawni podkomendni jenerała, a i gości nie brakło.
Jedni przyjeżdżali do Gródka po radę, inni po pieniądze; ten prosił w kumy, tamten na wesele, a ktoś trzeci znowu wstępował po drodze do pałacu i bawił w nim dnie lub tygodnie. Od czasu do czasu zbierało się też i całe sąsiedztwo z odległości kilku i kilkunastu mil na polowanie, zapusty lub jakąś uroczystość rodzinną; wtedy pokoje roiły się gośćmi, a na obszernym dziedzińcu trudno się było przecisnąć między zajeżdżającemi powozami.
Dwa razy do roku przechodziły tędy wojska na manewry do stolicy, a wówczas w zamku bywało ciasno. Z sąsiadów przyjeżdżał kto żył, wioząc ze sobą żony, siostry i córki z mnóstwem pudełek i węzełków.
Dzień przybycia wojsk był uroczysty. Dziedziniec wysypywano piaskiem, a we wszystkich oknach pałacu jaśniały wesołe twarze świątecznie wystrojonych kobiet.