- W empik go
Skarbiec cudów w życiu nastolatków - ebook
Skarbiec cudów w życiu nastolatków - ebook
Oto niezwykła kolekcja wyjątkowych opowieści o działaniu Boga w życiu młodych ludzi. Karen Kingsbury zabrała jedyne w swoim rodzaju historie, w których stojące u progu dorosłości osoby mierzą sie z pokusami i odkrywają cudowne działanie Boga w swoim życiu. Te wspaniałe świadectwa dają dowód na to, jak bezgranicznie wyrozumiałym Nauczycielem i kochającym Ojcem jest Bóg.
Wspaniałe przypomnienie, że Bóg nas kocha...
Niezwykła lektura umacniająca w wierze, dla każdego nastolatka.
Melody Carlson, laureatka nagród za serię powieści Dziennik Nastolatki
Karen Kingsbury autorka bestsellerów na liście "New York Timesa", jej książki sprzedano już w ponad dwudziestu milionach egzemplarzy na całym świecie. Kilkanaście z jej powieści zajęło pierwsze miejsce w rankingach najlepiej sprzedających się książek, m.in. W Odcieniach błękitu (2012). Autorka mieszka w Tennessee wraz z mężem, mają córkę oraz pięciu synów )w tym trzech adoptowanych).
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66494-35-0 |
Rozmiar pliku: | 328 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prawdziwe historie o Bożej obecności w dzisiejszych czasach
Karen Kingsbury
Donaldowi, mojemu księciu z bajki. Jesteś spełnieniem moich marzeń, podziwiam Cię i polegam na Tobie. Kocham Cię i zawsze będę;
Kelsey, Tylerowi, Austinowi, EJ, Seanowi i Joshui – jesteście słowami w mojej pieśni;
oraz Bogu Wszechmogącemu, najwspanialszemu ze wszystkich autorów, który dziś błogosławi
mi Waszą obecnością.
WSTĘP
Nietrudno, patrząc na życie, zastanawiać się, o co w nim chodzi. Zwłaszcza jeśli dopiero wkraczasz w dorosłość. Oglądałeś ataki terrorystyczne, obserwowałeś dramaty, które przykuwały uwagę całego kraju. Nietrudno o nerwy, wszyscy się denerwują – począwszy od kolegi, który siedzi obok Ciebie na matematyce, na politykach skończywszy. Oglądanie telewizji czy czytanie gazet może Cię zniechęcać, możesz zacząć myśleć, że nie ma żadnego Boga albo – jeśli jest – to niewiele Go obchodzi ten świat.
Jeśli tak myślisz, sięgnij po tę książkę.
W ostatnich latach rozmawiałam z wieloma nastolatkami takimi jak Ty – chłopakami i dziewczynami – którzy czytali moje powieści i zdecydowali się podzielić ze mną swoimi niesamowitymi historiami. W niektórych z nich pojawiają się tajemniczy ludzie, którzy mogli być aniołami. Inne pokazują, na jak wiele sposobów działa w ludzkim życiu Bóg. Tak czy inaczej, wszystkie prowadzą do tego samego wniosku: Bóg się o Ciebie troszczy. Wie, że dojrzewanie jest drogą trudną i wyboistą, ma więc dla Ciebie dobrą wiadomość: nie jesteś sam. Jeśli jesteś dziewczyną, która podczas obiadu siedzi sama przy stoliku w szkolnej stołówce, Bóg jest przy Tobie. Jeśli jesteś tym popularnym chłopakiem, który niby szeroko się uśmiecha, a w środku umiera ze strachu, Bóg czeka, aż Mu zaufasz. Jeśli czujesz się samotny, przestraszony czy choćby nieco zmartwiony tym, co przyniesie jutro, Bóg chce, abyś przestał się martwić. Ma plan na każdy z Twoich dni. I to nie byle jaki! Przygotował dobry, wspaniały plan.
Czas, aby zacząć. Znajdź spokojne miejsce albo zadzwoń do przyjaciela, z którym będziecie czytać sobie książkę na głos. Weź głęboki oddech. Książka, którą trzymasz w dłoniach, to skrzynia pełna skarbów. Zawarte w niej historie – to cenne klejnoty. Każdy z nich ma przypomnieć Ci o najwspanialszej prawdzie.
Bóg Cię kocha.
Zapnij pasy i przygotuj się na poszukiwanie skarbów. To doświadczenie może zmienić Twoje życie na zawsze.
CUD MIŁOŚCI
To lato mogło być najlepszym w życiu Tannera Wood-
sa. Miał piętnaście lat, był wysoki i przystojny, ponadto odnosił sukcesy w drużynie piłkarskiej szkoły średniej Thousand Oaks1 w Południowej Karolinie. Był także świetnym uczniem. Wraz z nadejściem jesieni jego grafik miał się całkowicie zapełnić. Ale był lipiec, a Tanner i jego rodzina spędzali wakacje na południu Francji. Dni były długie i beztroskie. Nic nie wskazywało na to, że ma wydarzyć się coś dziwnego czy cudownego. Coś, co na zawsze zmieni jego życie.
Siostra Tannera, Erin, była od niego o dwa lata młodsza, ale od zawsze dobrze się dogadywali. Niemal każdego dnia wakacji grali we frisbee na plaży albo kąpali się w morzu, podczas gdy ich rodzice grali w tenisa albo pływali w basenie oddalonym o niecałe dwieście metrów. Ich rodzina spędzała długie godziny w pobliżu plaży – zarówno w Kalifornii, jak i na wakacjach. A jednak rodzice ciągle napominali Tannera i Erin, aby byli ostrożni.
– Uważajcie na prądy – co rano powtarzała im mama. – Wiem, że znacie ocean, ale pilnujcie się nawzajem.
Tanner i Erin byli zachwyceni wolnością, tym, że mogli przebywać na plaży całkiem sami. W połowie lata oboje mieli już wielu nowych znajomych.
Pewnego popołudnia, zaraz po lunchu, koło ich ręczników usiadła kobieta z dwiema małymi dziewczynkami. Obie miały blond włoski, cała rodzina miała też bardzo jasną karnację, więc Erin i Tanner zgadywali, że pochodzili z któregoś ze skandynawskich krajów, może Szwecji albo Norwegii.
– Pewnie są tu nowi – szepnął Tanner do siostry. Ta pokiwała głową. Żadne z nich nigdy wcześniej nie widziało tej rodziny. Przyglądali się, jak dziewczynki, na oko siedmio- i czteroletnia, zepchnęły do wody gumowy materac i wdrapały się na niego.
– Ciekawe, czy wiedzą o prądach… – zastanawiała się Erin na głos.
Tanner zmrużył oczy, czując, że serce bije mu dwa razy szybciej. W wodzie nie było prawie nikogo i właśnie dotarło do niego dlaczego. Prądy! Pojawiały się codziennie o tej porze, ale tego dnia były silniejsze niż kiedykolwiek. Tanner spojrzał na materac i aż zaparło mu dech. Woda niemal zasysała go coraz dalej od lądu, a dziewczynki, skulone, przytulały się do siebie, z przerażeniem malującym się na twarzach.
– Patrz! – Szturchnął siostrę i wskazał na materac. – Przecież się utopią!
Zerwał się na równe nogi i podbiegł do kobiety, która siedziała niedaleko.
– Tanner! – krzyknęła za nim Erin. – Bądź ostrożny!
On jednak ledwo zarejestrował ostrzeżenie siostry. Czuł tylko wszechogarniający strach i kiedy się zatrzymał, nie mógł złapać tchu.
– Proszę pani! – krzyknął. – Pani córeczki! Są w niebezpieczeństwie!
Wskazał ręką w stronę morza, skąd dobiegały ledwo słyszalne krzyki dzieci. Ich materac znajdował się dwa razy dalej niż przed chwilą. Kobieta zerwała się na nogi. Na jej twarzy malowała się panika.
– Dziewczynki! – krzyknęła. – Niech ktoś pomoże! –
W jej głosie pobrzmiewała nuta histerii. Spojrzała na Tannera z obłędem w oczach.
– Nie umiem pływać!
Erin, która do tej pory przyglądała się wszystkiemu z boku, przecięła plażę kilkoma szybkimi susami.
– Nie możesz tego zrobić! – zawołała, widząc, że brat szykuje się na ratunek. – Zginiesz!
– Muszę, Erin! Te dziewczynki nie mają żadnych szans.
Nie wahał się ani przez moment, ale kiedy biegł w stronę wody, odwrócił się i zawołał przez ramię:
– Módl się o mnie, Erin! Proszę!
– Tanner, nie! Proszę, nie idź!
W całym swoim życiu Erin nie była tak przerażona. W pobliżu nie było nikogo dorosłego, nie było też czasu, żeby pobiec po rodziców. Obok matki dziewczynek zebrał się mały tłum, ludzie pocieszali ją i modlili się. Erin chciało się krzyczeć: A co z moim bratem? Co, jeśli on umrze, ratując je?!
Tymczasem Tanner wbiegł do wody i zanurkował. Natychmiast porwał go ten sam prąd, który ściągał w głąb morza materac. Młócił wodę rękami, próbując go dosięgnąć.
– Tanner! – Erin zaczęła szlochać. – Nie utop się, proszę, nie utop się.
Czuła, jak ogarnia ją coraz większa panika. Złapała się za włosy i kurczowo zacisnęła ręce. Była niemal pewna, że jej brat zginie, a jedyne, co mogła zrobić, to bezczynnie go obserwować. Wtedy przypomniało jej się, co powiedział Tanner, zanim zniknął w wodzie: Módl się o mnie.
Wciąż przerażona, Erin upadła na kolana i zakryła twarz dłońmi.
– Boże, proszę… spraw, aby stał się cud. Uczyń cud dla mojego brata i tych dziewczynek. Proszę…
Podczas gdy dziewczyna błagała Boga o ratunek, Tanner – oddalony o pięćdziesiąt metrów od brzegu – zmagał się z silnym prądem, niemal nie mogąc oddychać. Próbował nie poddawać się panice, która oblewała go z każdą rozbijającą się o niego falą. Dobra, Boże. Naprawdę przydałaby mi się Twoja pomoc. Tracąc kilka cennych sekund, zrzucił buty i koszulkę, a potem popłynął dalej. Nigdy jeszcze woda nie była dla niego tak złowroga. Co chwila połykał słony haust, a serce dudniło mu w piersi.
– Dziewczynki! – z trudem łapał powietrze. – Już po was idę!
Woda była wzburzona i tylko wyciągając szyję, dostrzegał zarys materaca. Walczył o każdy ruch, prąd ciągnął go prosto na niego. Słyszał krzyki dziewczynek i pozwolił, aby prowadziły go w ich stronę. Nie pozwól mi utonąć, Panie. One mnie potrzebują.
Kiedy od materaca dzieliły go może trzy metry, po cichu podziękował Bogu. Uda mu się do nich dotrzeć! To była dobra wiadomość. Niestety, była też zła. Tanner czuł, że drętwieją mu kończyny. Wiedział dlaczego – powoli kończył mu się zapas sił. Jednak jakimś cudem udało mu się wytrwać. Minuta po minucie, w końcu dosięgnął materaca. Przyciągnął go do siebie i zerknął do środka na przerażone dzieci.
– W porządku. Nic nam się nie stanie.
Nie był pewien, czy mówiły po angielsku, ale na szczęście okazało się, że tak.
– Proszę, pomóż nam! – zaczęły wyciągać ręce w jego stronę, przez co ponton zaczął przechylać się na bok. Natychmiast zaczęły krzyczeć, bo do środka wlewała się woda. Tanner rozpaczliwie szukał rozwiązania, z każdą sekundą prąd odciągał ich dalej od brzegu.
- Ćśś, nie płaczcie i nie ruszajcie się. Nic nam się nie stanie.
Krzyki dziewczynek ucichły, jedynie pochlipywały cicho. Był tylko jeden sposób, w jaki mogli dotrzeć z powrotem do brzegu. Muszę popłynąć, Panie Boże. Proszę, daj mi siły.
Tanner wziął głęboki oddech i spojrzał na ludzi stojących na brzegu. Gdzieś tam była Erin – modliła się o niego, czekała. Zebrał resztki sił i jedną ręką ściskając ponton, zaczął płynąć w stronę brzegu. Był niecałe sto metrów od niego, ale prąd nie ustępował. Przez kilka minut kopał wodę, machał rękami i próbował pokonać siłę wody, ale jego wysiłki zdały się jedynie na tyle, że ponton nie odpływał dalej. Tkwili jednak w miejscu. Starsza z dziewczynek zauważyła jego zmagania i ponownie zaczęła krzyczeć na całe gardło.
– Utoniemy, utoniemy!
– Wcale nie. – Tanner odwrócił się i spojrzał na nią. Jego głos był opanowany mimo paniki, która go ogarniała. – Usiądź obok siostry i nie krzycz.
Kiedy dziewczynki się uciszyły, Tanner mógł skupić całą swoją uwagę na dotarciu do brzegu. Minuty mijały, a wydawało się, że przepłynęli może ze trzy metry. Czuł skurcz w nogach i coraz większe osłabienie. Pomyślał o piłce nożnej i o treningu, jaki przeszedł zeszłego lata. No dalej, Tanner. Bądź twardy, dasz sobie radę! Niemal słyszał w głowie głos swojego trenera. A może to wcale nie był trener?
Panie? Czy to Ty? Pomóż mi! Nie dam sobie rady.
Tanner, mocą Chrystusa możesz zrobić wszystko. Nie poddawaj się.
Tym razem chłopak był pewien, że to nie głos trenera. Usłyszał swój ulubiony biblijny werset – ten sam, który wisiał na ścianie w jego pokoju. Zawsze powtarzał, że z pomocą Bożą może zrobić wszystko.
Czując przypływ nowych sił, zaczął młócić wodę nogami. Obejrzał się przez ramię i zobaczył dziewczynki, ich blond włosy przyklejone były do twarzy, jasnoniebieskie oczy szeroko otwarte ze strachu. Nie podda się. Jeśli one utoną, to on też. Pomagając sobie jedną wolną ręką, płynął dalej. Prąd był tak silny, że czuł, jakby wciągał ponton na wysokie wzgórze. Płynął jednak dalej.
Na plaży Erin wciąż klęczała i modliła się o brata. Tłum zebrał się na brzegu. W wodzie nie było już nikogo oprócz jej brata i nieszczęsnych dzieci. No dalej, Panie Boże, pomóż mu dotrzeć do brzegu, proszę!
Z napięciem wpatrywała się w brata, czując, jak jej ciało paraliżuje strach. Tanner był doskonałym pływakiem. Jeśli powrót do brzegu zajmuje mu tyle czasu, to coś musiało pójść nie tak. Słyszała kiedyś o prądach, które dosłownie wciągają ludzi pod wodę na pewną śmierć. Modliła się, żeby to nie był ten przypadek, nie spuszczając z brata wzroku. Na brzegu nie było łodzi ratunkowych. Erin słyszała, jak ktoś wołał ratowników, ale była to prywatna plaża, minie więc trochę czasu, zanim na nią dotrą. Zaś pośród zebranych na plaży ludzi nikt nie wyglądał na zdolnego do przeprowadzenia akcji ratunkowej. Nikt z wyjątkiem Tannera.
– Potrzebujemy Twojej pomocy, Boże. Potrzebujemy cudu – powiedziała na głos, jednak wiatr porwał jej słowa.
Tanner wiedział, że nie ma już więcej sił. Jego łydki i stopy przeszywały skurcze i ledwo potrafił utrzymać otwarte oczy. Ciągnęło go coś jeszcze oprócz prądów morskich – czuł przemożną chęć, by puścić ponton i poddać się falom. Ale ilekroć wpadał pod wodę, sól szczypała go w usta i oczy i motywowała do dalszej walki. Stracił poczucie czasu. Adrenalina buzowała w żyłach, popychając go naprzód.
Proszę, Boże – modlił się w myślach. Pomóż mi uratować te dzieci.
Gdyby poddał się zmęczeniu, które ogarniało jego ręce i nogi, dziewczynki utonęłyby, a on razem z nimi. A nawet gdyby nie, prąd odpływowy zaprzepaściłby cały jego dotychczasowy wysiłek. Przypomniał sobie swój pokój. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia, w Chrystusie. Ten werset nieustannie krążył mu po głowie. Zacisnął usta i z determinacją parł naprzód.
Mniej więcej w tym samym czasie Erin usłyszała kroki. Odwróciła się i zobaczyła biegnących do niej rodziców.
– Gdzie Tanner?! – krzyknęła mama, będąc wciąż w sporej odległości od Erin. W jej szeroko otwartych oczach widać było strach.
– To on? Tam, w wodzie? – ojciec wskazał palcem na widoczny w oddali ponton.
– Mamo, tato, tak się boję! – nim Erin zdążyła cokolwiek wyjaśniać, rodzice chwycili ją w objęcia. – Tanner nie chciał, żeby utonęły.
– Wchodzę – odparł bez zastanowienia ojciec, idąc w stronę morza.
– Tato, nie! Prąd jest za silny!
– Ma rację. Poza tym Tanner zbliża się do brzegu. Nie wchodź, chyba że będzie cię potrzebował – poparła Erin matka.
Przez kilka kolejnych przerażających minut Erin i jej rodzice przyglądali się wysiłkom Tannera. Stali nieco na uboczu od tłumu otaczającego matkę dziewczynek, przytuleni, pogrążeni w modlitwie. Tanner i dziewczynki byli coraz bliżej brzegu. Kiedy od plaży dzieliło ich niecałe dziesięć metrów, ojciec wbiegł do wody i wyciągnął ich na brzeg. Podczas gdy tłum otoczył dziewczynki, a ich matka próbowała ogrzać je i wytrzeć, ojciec Tannera wziął go na ręce i zaniósł na leżak.
– Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało! – Oczy matki i Erin zaszły łzami ulgi i wdzięczności.
Ręce i nogi Tannera były opuchnięte, a jego twarz niemal szara. Jęknął głośno.
– Synu, nic ci nie jest? – zapytał ojciec, otulając go kocem. – Słyszysz mnie?
Do Tannera ledwo docierały dźwięki z plaży. Otworzył oczy, ale wszystko było zamazane.
– Wody – wymamrotał tylko.
– Przyniosę!
Wydawało mu się, że ten głos należał do Erin, ale był zbyt zmęczony, by cokolwiek naprawdę go obchodziło. Zamknął oczy i natychmiast zapadł w sen. Chwilę później poczuł, że mama próbuje delikatnie go obudzić.
– Napij się, synku – przysunęła mu do ust butelkę z wodą.
Po kilku łykach Tanner nagle usiadł i otworzył oczy. Rozejrzał się, spoglądał w stronę matki dziewczynek. Coraz rzadszy tłum, a także dziewczynki i ich matka szli w głąb lądu.
– Nic im nie jest? – zapytał Tanner, zerkając na rodziców i siostrę.
– Są całe i zdrowe – odparła mama, przykładając dłoń do czoła Tannera. – Powinni byli przynajmniej ci podziękować.
– Cóż, pewnie chcieli ogrzać dzieci. Najadły się strachu.
Tanner z powrotem opadł na leżak i zamknął oczy. Był wyczerpany, ale przeżył, za co był niezwykle wdzięczny. Bóg pomógł mu przez to przejść. I tylko Bóg wie, jak mało brakowało, aby Tanner się poddał i pozwolił falom zabrać go na dno.
Do końca tygodnia wieść o heroicznym wyczynie Tannera rozeszła się po okolicy i zaczęto traktować go jak gwiazdę. Ludzie pokazywali go sobie palcami i szeptali, kilkunastu podeszło też do niego, aby mu pogratulować. To od nich chłopak dowiedział się, że ojcem dziewczynek jest Peter Schiling, bardzo bogaty handlowiec. Nie lubił Amerykanów i nie omieszkał wspominać o tym przy każdej nadarzającej się okazji. Tannera trochę zdziwiło, że niechęć do Amerykanów była silniejsza niż wdzięczność za uratowanie życia jego dzieciom – ale starał się o tym nie myśleć. Mężczyzna musiał wiedzieć, gdzie Tanner i jego rodzina się zatrzymali, a jednak nawet nie spróbował się z nimi skontaktować, by podziękować za uratowanie córek.
Czas płynął i miesiąc we Francji dobiegał końca. Nadszedł czas, aby spakować walizki i wrócić do Kalifornii. Wchodząc do samolotu, Tanner po raz ostatni zerknął w stronę lotniska. Po cichu liczył na to, że pan Schiling wybierze ten moment, żeby osobiście mu podziękować. Ale kiedy nie zobaczył nikogo, postanowił już więcej o tym nie myśleć.
Minęło piętnaście lat. Tanner skończył szkołę i college. Jego siostra wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci, Tanner jednak nie spotkał tej jedynej. Był prawnikiem. Od czasu do czasu umawiał się na randki, ale z takiego czy innego powodu nigdy się z nikim nie związał.
– Czas, żebyś poszukał sobie żony, braciszku – żartowała czasami Erin.
Tanner tylko potrząsał głową. Był dużo mniej otwarty niż Erin i nie tak łatwo przychodziło mu nawiązywanie bliskich relacji z ludźmi. Dziewczyny interesowały się nim, ale nigdy w żadnej się nie zakochał.
Gdy skończył 30 lat, postanowił pojechać na samotne wakacje do Francji i zatrzymać się w tym samym porcie, gdzie on i jego rodzina wypoczywali piętnaście lat wcześniej. Zbliżała się rocznica dnia, w którym uratował te małe dziewczynki i z jakiegoś powodu czuł potrzebę uczczenia jej właśnie na tej plaży.
– Nie wiem, o co chodzi, Erin. Po prostu coś mnie tam ciągnie – zwierzył się siostrze.
– Chodzi o uratowanie tych dzieci?
– Nie wiem – mężczyzna wzruszył ramionami. – Po prostu nie mogę przestać o tym myśleć. Muszę tam wrócić.
Zatrzymał się w tym samym hotelu, co piętnaście lat wcześniej. Spędzał dnie, rozmyślając o swojej przyszłości. Codziennie chodził też na plażę. Pływał, wdawał się w krótkie pogawędki z ludźmi, których spotykał i po tygodniu czuł się wypoczęty, gotów na powrót do domu.
W niedzielę, w piętnastą rocznicę cudownego ocalenia, poszedł na plażę i usiadł pod drzewem niedaleko miejsca, z którego woda porwała dziewczynki. Nagle usłyszał, że ktoś się do niego zbliża. Odwrócił się i zobaczył piękną kobietę. Miała jasne blond włosy, a jej niebieskie oczy zdały mu się dziwnie znajome. Poczekał, aż podejdzie bliżej, a potem przywitał się.
– Cześć.
– Jesteś Tanner Woods, prawda? – zapytała miękko.
Tanner wstał, czując ogarniające go zdziwienie.
– Przepraszam, czy my się znamy?
Kobieta uśmiechnęła się zakłopotana i odwracając wzrok, odpowiedziała:
– Oficjalnie nie. – Odrzuciła włosy na plecy i dodała: – Jestem Heidi Schiling, córka Petera Schilinga.
Tanner natychmiast zrozumiał.
– Byłaś w tym pontonie… wtedy, kiedy was uratowałem.
Heidi skinęła głową.
– Miałam cztery latka. Moja siostra siedem. Chciałyśmy popływać, ale porwał nas prąd.
– I zanim ktoś się zorientował, co się dzieje, miałyście spore kłopoty – dokończył za nią Tanner.
Kobieta zamilkła na chwilę. W jej oczach odbijało się migoczące morze.
– Przez całe życie chciałam cię spotkać, podziękować ci za to, co wtedy dla nas zrobiłeś. Wiem, że ryzykowałeś życie.
Tanner nie mógł w to uwierzyć. Co za niesamowity przypadek, że spotkali się tu po tylu latach!
– Więc teraz masz dziewiętnaście lat?
Heidi kiwnęła głową i uśmiechnęła się.
– Skąd wiedziałaś, że to ja?
– Ludzie w miasteczku gadają. To nieduża miejscowość, nigdy nie przestali opowiadać o tym, jak jakiś Amerykanin uratował córki Petera Schilinga. Kiedy wróciłeś, niektórzy cię rozpoznali. Miałam nadzieję, że cię tu spotkam… w końcu to rocznica. Kiedy zobaczyłam, że tu siedzisz, zaryzykowałam.
Tanner skinął głową. To miało sens. Powiedział niektórym w hotelu, jak się nazywa, a ci, którzy pracowali tutaj piętnaście lat temu, nadal pamiętali wypadek z plaży.
Nagle piękna twarz Heidi zmarszczyła się w grymasie smutku.
– Chciałabym cię przeprosić. Za mojego ojca. Był nieugięty, sztywno trzymał się tego, co sobie ubzdurał. Czasem zastanawiam się, czy w ogóle obeszło go to, że nas uratowałeś. Wiem, że nigdy ci nie podziękował i przez całe życie chciałam to zmienić.
Tanner uśmiechnął się.
– Właśnie ci się udało.
Czuł się dziwnie w obecności tej dziewczyny. Tak jakby znał ją od lat. Była młodziutka, to prawda, lecz wydawała się o dziesięć lat starsza.
– Może pójdziemy na kolację? – zaproponował.
Uśmiechnęła się szeroko i nie uszło jego uwadze, że lekko się zarumieniła.
– Z przyjemnością.
Resztę wieczoru spędzili, rozmawiając o tym, jak wyglądało ich życie przez ostatnie piętnaście lat. Po kolacji wrócili na plażę i wybrali się na długi spacer. Tanner odkrył, że Heidi była bardzo samotna. Ojciec nigdy nie traktował jej tak samo, jak drugiej córki. Oskarżał matkę Heidi o romans z Amerykaninem, uważał też, że Heidi jest córką tego właśnie człowieka, nie jego własną – dlatego tak bardzo nie znosił Amerykanów.
– Właśnie dlatego ci wtedy nie podziękował. – Heidi spuściła głowę. – Czasami wydaje mi się, że chciał, żebym wtedy umarła.
– To straszne… – Tanner chwycił ją za rękę.
Opowiedziała mu potem, że w ciągu minionych piętnastu lat jej matka zmarła, siostra zaś wyszła za mąż i wyprowadziła się. Tanner czuł, jak serce coraz mocniej bije mu do tej dziewczyny. Nim wieczór dobiegł końca, miał przedziwne przeczucie, że któregoś dnia się z nią ożeni. Zaplanował, że zostanie we Francji dłużej i umówi się z nią następnego dnia. A potem następnego. Ostatecznie został o wiele dłużej, niż pierwotnie planował. Po kilku miesiącach powiedział jej o swoich uczuciach.
– Wiem, że jesteś młoda – zaczął, ujmując jej dłonie w swoje. – Ale wyjdź za mnie. Zostaw za sobą to smutne, samotne miejsce i pojedź ze mną do Stanów.
Oczy Heidi wypełniły się łzami i wydała z siebie dziwny dźwięk, ni to szlochu, ni śmiechu.
– Mówisz poważnie?
– Tak poważnie, jak poważny byłem w tym dniu, kiedy wyciągnąłem cię z wody.
Tego wieczoru podzielili się radosną informacją z ojcem Heidi. Ten odparł tylko:
– Jedź, proszę bardzo. Ale jeśli ożenisz się z Amerykaninem, nie wracaj.
Reakcja ojca zasmuciła Heidi, ale nie zaskoczyła. Jeszcze w tym samym tygodniu ona i Tanner wyruszyli do Stanów.
Rodzina Tannera nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. Pojechał na wakacje jako zdeklarowany kawaler, a wrócił zaręczony z piękną młodą kobietą. Kiedy dowiedzieli się, że była jedną z ocalonych przez niego dziewczynek, byli w szoku. Ale także bardzo się ucieszyli!
Tanner i Heidi wzięli ślub. Jakiś czas później na świecie pojawiła się mała Amy, która miała złote włosy i niebieskie oczy – jak jej mama. Ludzie, którzy ich znali, nie mogli się nadziwić ich miłości i często mówili, że ci dwoje są dla siebie stworzeni, są jak gdyby częścią siebie nawzajem.
– Nigdy się nie kłócicie? Nie macie gorszego dnia? – zapytała go kiedyś Erin.
Tanner pokręcił głową.
– Miałem trzydzieści lat, kiedy ją spotkałem, ale Bóg wybrał ją dla mnie, kiedy byłem nastolatkiem. Myślę, że nadrabiam stracony czas. Kocham ją i Amy tak, jak nigdy nikogo nie kochałem, Erin. Czasem wydaje mi się, że to było częścią naszych modlitw tamtego dnia na plaży.
– Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób – odparła cicho siostra.
– Kto by pomyślał? Tyle lat temu ocaliłem dziewczynkę, która pewnego dnia miała stać się miłością mojego życia. Wtedy myślałem sobie, że Bóg odpowiedział na moje modlitwy, ale teraz myślę, że… to był prawdziwy cud.