Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Skazana - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skazana - ebook

Oto pierwszy dzień wolności Łucji – prawniczki, która właśnie opuszcza więzienie po zakończeniu odsiadki. Nie ma dokąd wracać, nie ma już domu ani męża, który przekreślił ich małżeństwo, gdy ogłoszono wyrok. Posiada natomiast niewielką reklamówkę z ubraniami, parę groszy i… upór, który stanie się jej siłą napędową w nowym życiu.

Łucja wie, że musi zacząć od zera – znaleźć nową pracę, dach nad głową, poszukać miłości… Ma też świadomość, że większość członków jej rodziny nie chce mieć z nią nic wspólnego. Zdana tylko na siebie, chowa dumę w kieszeń i rozpoczyna pracę jako salowa w szpitalu. Jednak czy wystarczy jej determinacji, by nauczyć się żyć na zupełnie nowych warunkach? Czy znajdzie się ktoś, kto pomoże jej odzyskać wiarę w siebie?

A chociaż była już na wolności, to nadal nie miała dokąd iść. I mimo że odpokutowała grzech, którego dopuściła się z miłości, to nadal była zakałą rodziny. Ale ta myśl nie bolała już tak bardzo. Zdążyła uodpornić się na okazywanie uczuć i samotność. Miała na to dużo czasu. Czas za kratami wyleczył ją także z romantyzmu. Bezpowrotnie odsunął też wiarę w ułudne słowa pełne obiecanek, a tym samym mocno postawił ją na twardej ziemi.
Z takim podejściem do życia łatwiej jej będzie teraz walczyć o siebie. Wiedziała, że do wyuczonego zawodu nie ma powrotu. Tak niesprawiedliwie ten świat jest urządzony.
Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-098-9
Rozmiar pliku: 836 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Świtało. Kiedy usłyszała za sobą zgrzyt ciężkiej zasuwy, nagle poczuła słabość w kolanach. Oparła się o metalową furtkę sprytnie wkomponowaną w szeroką bramę i przymknęła oczy. Na myśl o tym, że stoi w znienawidzonym miejscu, szybko oderwała się od zimnej blachy, zrobiła kilka niepewnych kroków, aż zatrzymała się przy zmurszałym murze. Z ulgą dotknęła jego szorstkości i znów przymknęła oczy. Wreszcie pod palcami miała rzecz, która nie należała do miejsca, które niedawno opuściła. Z przyjemnością pogładziła chropowatą powierzchnię ściany, czując sypkie grudki za paznokciami. Czynność tę przerwała dopiero wtedy, gdy poczuła ostry ból palców zdartych do krwi. Wówczas oderwała dłoń od starego muru. Wzięła głębszy oddech, a potem powoli wydmuchiwała z płuc stare powietrze, to stęchłe powietrze przesiąknięte pleśnią, papierosowym dymem i zaduchem spoconych ciał. Brała kolejne hausty rześkiego świtu tak długo, aż wyrównała oszalałe szamotanie serca. Wtedy dopiero uniosła powieki.

Szara ulica tonęła w brzasku wschodzącego słońca. Od razu oślepiło ją światło poranka. Szybko zasłoniła oczy nieprzywykłe do tak intensywnego blasku. Po chwili jednak z cichym westchnieniem rozejrzała się wokół. Nie znała tej dzielnicy ze zniszczonymi kamienicami. Widząc to, znów wzięła kilka dłuższych oddechów i nie oglądając się za siebie, ruszyła naprzód, byle dalej od tego miejsca. Bez celu jednak.

Przed nią rozciągał się niewielki skwerek. Bujne źdźbła młodej trawy mieniły się drobnymi kropelkami porannej rosy. Błyszczały niczym malutkie perełki, które kiedyś lubiła nakładać na uszy na uroczysty wieczór. Ta rosa, słońce o świcie i świeży zapach mgły porannej wzruszyły ją nieco. Te zjawiska przyrodnicze były teraz unikatowym wydarzeniem w jej nowym życiu.

Tego właśnie brakowało jej w tym miejscu, w którym spędziła prawie rok wyrwany ze swego życiorysu. A tam nigdy nie widziała wschodzącego dnia. Zachłysnęła się teraz tym zjawiskiem i chociaż dotąd jej wiara była uśpiona, dziś uwierzyła, że to całe piękno wokół jest jednak dziełem niepojętego stwórcy. Poczuła kropelki wilgoci w oczach i aby nie pozwolić łzom popłynąć, przymknęła na chwilę powieki. I wtedy pod nimi pojawiły się szare obrazy stamtąd. Szybko otrząsnęła się z tego wspomnienia, przyspieszyła kroku w drodze do nikąd, łapczywie przyswajając chłodne powietrze, by uspokoić znów nierówne bicie serca.

Budził się nowy dzień. W jego blasku zaczynała inny rozdział życia teraz bez swoich pasji i ukochanej pracy, której oddawała do niedawna całą siebie. Zaczynała nowy dzień z garstką monet i kilkoma banknotami, które z pogardą wręczył jej strażnik razem ze zwolnieniem. Bo była wolna!

Cóż z tego, kiedy nie miała co zrobić z tą swoją wolnością. Tłamsiła bezmyślnie w kieszeni spodni te liche pieniądze zarobione za kratami za dodatkową pracę. Sama zgłaszała się do trudnych robót, żeby tylko wyrwać się choć na krótko z tego wspólnego przymusowego lokalu. Żeby uwolnić się od ciągłych przekleństw, nie słuchać złorzeczeń, fałszywych śpiewów, zwierzeń, głośnej modlitwy, a nawet płaczu – tylko dlatego szorowała oblepione brudem łóżka i posadzki więziennego szpitalika, a także śmierdzące klozety. Tam przynajmniej była cisza i mogła usłyszeć własne myśli. I tylko to, że posiadała bujną wyobraźnię odziedziczoną po matce, ratowało ją przed utratą zmysłów. Nie na próżno przesiedziała niejedną godzinę za kulisami teatru podczas próby sztuki, z główną rolą jej mamy. I tylko dlatego, że jeszcze umiała wspominać, marzyć i udawać – tak jak Klara Odrowąż przygotowująca się do swej nowej roli – że to wszystko dzieje się na scenie, że to tylko gra aktora dla wybrednych widzów siedzących na widowni, że zaraz zabrzmią pochwalne oklaski i opadnie ciężka kurtyna, ratowało ją przed zwariowaniem, a także pozwalało zachować namiastkę człowieczeństwa.

Na myśl o tym przyspieszyła, aby być jak najdalej od tego miejsca, o którym starała się zapomnieć całkowicie. Na zawsze! Ale myśli uparcie wracały do pracowitego czasu za kratami, pełnego pogardy oraz upokorzenia. Pod wpływem więziennych obrazów znów osłabły jej kolana. Wsparła się o pień wiekowego dębu, który znalazła na swej drodze. Chciała wyrównać oddech, a także choć trochę uciszyć szalejące stukanie serca. Uniosła twarz ku słońcu i z wdzięcznością uśmiechnęła się do nieba. Po czym ruszyła dalej. Zaczynała wyłaniać się przed nią dzielnica bogatsza w kolory, renomowane marki samochodów, zieleń przed domem i spokój dobrobytu. Ale to jeszcze nie był rejon jej zamieszkania. I chociaż w tej części miasta nie była nigdy, wiedziała, że jej dom mieści się daleko stąd…

Dom, do którego ona już nie miała wstępu. Taką wiadomość przekazał jej mąż przez adwokata, jak również i to, że nie ma już męża. Jest już od teraz kobietą rozwiedzioną, z tobołkiem rzeczy osobistych wyniesionych z willi, a przechowywanych na tyłach posesji w domku ogrodnika. Sama go niedawno urządzała dla człowieka z kraju ogarniętego wojną, który poza paszportem i plecakiem niczego więcej nie miał. Tak więc te dwie izby z prowizoryczną łazienką, które mu Cyryl przeznaczył na pewien czas, wydały jej się teraz luksusem po tej zagęszczonej celi pełnej dymu, smrodu i hałasu. Ale i do tego domku też nie miała już wstępu, mimo że ogrodnik zmienił zamieszkanie i miejsce pracy. Teraz inny ogród upiększa według narzuconego mu gustu. A tak bardzo była z niego zadowolona. Potrafił zadbać o ogród tak, że prawie cały rok różnymi barwami mieniły się byliny. Jedne przekwitały, drugie pokazywały kolory i stale było zielono.

Bo zawsze było kolorowo w jej ogrodzie. Tam spędzała spokojne chwile z książką i kodeksem prawnym, tam podejmowała przyjaciół kawą i ciastem, tam też Cyryl prawił jej miłe słówka, a nieraz też obdarowywał prezentami. Dziś wie, że wszystko robił na pokaz! Dziś wie, że to robił po to, aby uśpić jej czujność. Bo w tym samym czasie prowadził drugie życie, które okazało się ważniejsze od niej. Przypadek zadecydował, że dowiedziała się o tym. Nie od niego, niestety. Nie poczuła wtedy złości, lecz ból. Odkrycie to zabolało tak bardzo, że zrobiła głupotę, za którą przecierpiała kilka smutnych i długich miesięcy w odosobnionym miejscu. Karę wreszcie odbyła, zrozumiała swój błąd prowokujący męża do następnych wyskoków. Niczego budującego nie osiągnęła, siedząc za kratami, jedynie przybyło jej rozsądku, a równocześnie wyleczyła się z miłości do męża…

Ale i tak teraz nie ma do kogo wracać, chociaż ma brata. On jeden odwiedzał ją w tym zamkniętym miejscu, wspierał duchowo i obiecywał, że wydrze Cyrylowi pieniądze, aby za kaucję wyrwać ją zza krat przed planowym zwolnieniem. Widać nie udało się, a kaucja chyba nie została przyjęta. Ona zaś musiała odbyć całość zasądzonego wyroku. Przypłaciła to tym, że znajomi naraz odsunęli się od niej. Boleśnie przeżyła ich bojkot. Ale ten ostracyzm nie bolał tak mocno, jak odrzucenie przez środowisko prawnicze, o czym Cyryl zdążył z prawdziwą satysfakcją poinformować ją już podczas pierwszego widzenia. Okazał też wielką złość, że i on ma przez nią zmniejszone grono przyjaciół. Oskarżał ją o to, że musi wyjaśniać znajomym, że on nie ma z nią już nic wspólnego, nawet wspólnych myśli, że wina leży tylko po jej stronie. Użalał się przy tym tak skutecznie, że wszyscy uwierzyli w to, jak bardzo go skrzywdziła.

To właśnie wypominał jej zawsze przy okazji tych kilku króciutkich spotkań w sali widzeń. Złość na nią okazywał jeszcze podczas ostatniego widzenia, na którym pojawił się opalony, pachnący dobrą wodą, w eleganckim jasnym garniturku. Okazywał wyraźne zniecierpliwienie, dreptał i przytupywał, jakby szykował się do biegu, i nawet miejsca nie zajął na drewnianym krześle. Pewno obawiał się o swoje nieskazitelnie czyste ubranko. Nadal wypominał jej, że przez nią musi się szlajać po takich nieestetycznych miejscach, że wstyd mu przynosi, i długo karcił ją nie tylko wzrokiem. Zapomniał przy tym, że to on dopuścił się niejednej zdrady, czym właśnie ją skrzywdził najbardziej, a tym samym doprowadził do tego, że znalazła się za kratami. Zaślepiony w swojej złości, a może też już i nienawiści, nawet nie próbował powiedzieć jej, czy stara się o to, by skrócić jej karę, by wyszła przed zasądzonym terminem. A tak bardzo liczyła na jego wsparcie i pomoc. Wspomniał tylko, jak tę zmianę w jej życiu znoszą dwa rozpieszczone przez nią psy, których nie tolerował, a po jej aresztowaniu szybko oddał je pod opiekę ogrodnikowi. Złość jego długo nie mijała. A trwała już od początkowej fazy kary przez nią odbywanej. Złość tkwiła w nim prawie przez cały czas jej odsiadki, toteż po kilku pierwszych widzeniach przestał odwiedzać ją zupełnie. Cierpiała z tego powodu i tęskniła. Jeszcze wtedy go kochała. Równocześnie usprawiedliwiała Cyryla, ale drzazga bólu została w sercu. Nawet nie próbowała żalić się ani pytać, dlaczego zadawał jej tyle bólu. Nadal nie wiedziała, co złego zrobiła, że poszedł do innej kobiety. Ta krzywda bolała najbardziej. Nie mogła pogodzić się ze zdradą męża. Żyła niczym w amoku, pewnie dlatego porwała się na ten nieprzemyślany czyn. Chciała uciec od Cyryla daleko, by nie patrzeć na jego nowe szczęście. Jeszcze wtedy był jej jedynym, najlepszym mężczyzną, któremu przyrzekała miłość do śmierci. A skoro śmierć za szybko nie chciała przyjść, skazana była na tę miłość. Cyryl zaś przysięgę rozumiał trochę inaczej niż ona, toteż uwolnił ją od siebie. Była więc wolna. Nie tylko od miłości.

A chociaż była już na wolności, to nadal nie miała dokąd iść. I chociaż odpokutowała grzech, którego dopuściła się z miłości, to nadal była zakałą rodziny. Ale ta myśl nie bolała już tak bardzo. Zdążyła uodpornić się na okazywanie uczuć i samotność. Miała na to dużo czasu. Czas za kratami wyleczył ją także z romantyzmu. Bezpowrotnie odsunął też wiarę w ułudne słowa pełne obiecanek, a tym samym mocno postawił ją na twardej ziemi.

Z takim podejściem do życia łatwiej jej będzie teraz walczyć o siebie. Wiedziała, że do wyuczonego zawodu nie ma powrotu. Tak niesprawiedliwie ten świat jest urządzony. A ma przecież jeszcze niewyczerpane pokłady metod i wiadomości w doradztwie ewentualnym klientom, którzy zechcieliby szukać u niej sprawiedliwości. Ale ona nie będzie mogła już doradzać pokrzywdzonym i szukać dla nich dogodnego rozwiązania zagmatwanych spraw. Bo już jej nie ma, wie to na pewno, nie ma tej sprawiedliwości. Przekonała się o tym w dość bolesny sposób za kratami poniżającej niewoli. A przypłaciła to tym, że swój beztroski śmiech straciła bezpowrotnie, również i specyficzne poczucie humoru odeszło chyba na zawsze.

Ale jednak poczucie humoru nie opuściło jej całkowicie, czym zadziwiła pracownika więziennego. Bo kiedy wręczał jej torbę ze skromną zawartością garderoby, w której przyszła w to miejsce, opanował ją głupi śmiech, śmiech głośny, pusty, nieprzerwany, aż do łez, mimo szeroko otwartych oczu zdziwionego strażnika. Bo dziwił się trochę tym wybuchem, choć spotkał się w tym miejscu niejednokrotnie z różną reakcją więźniów otrzymujących wypis na wolność. Ta kobieta zaś słynęła z tego, że nigdy się nie uśmiechała w tych murach, choć nie była ponura. Może dlatego, że wykonywany przez nią dotąd zawód wymagał powagi, skupienia i wielkiej mądrości.

Teraz szła bez celu nieznaną ulicą, ściskając w spoconej dłoni cały swój dobytek ukryty w papierowej torbie z reklamą firmy produkującej biustonosze. Tam, skąd wracała, nie było jej do śmiechu, ale tutaj, w pierwszym dniu nowego życia, ten kolorowy nadruk na szarym papierze torby ze sznurkowym uchwytem ponownie ją rozbawił. Porównała wyraźny nadruk bielizny intymnej z tym biustonoszem ukrytym teraz pod złożoną w przechowalni zagniecioną bluzką, którą otrzymała do ubrania na wolność. Parodią była jej własna bielizna w porównaniu z tym, co widniało na papierowej reklamie biustonoszy, którą pokazywała teraz całemu światu. Ta reklama na sztywnym szarym papierze torby, do której o świcie wrzucała różne części swojej dawnej świetnej garderoby, rozśmieszyła ją wtedy do łez, gdy porównała biustonosz reklamowanej firmy z tym, co aktualnie okrywało jej drobne piersi.

Rozbawienie nagle zgasło, gdy dotarło do niej, że nadal jednak nie ma dokąd pójść. Zatrzymała się na tym małym skwerku, który ją przed chwilą zachwycił. Przysiadła na ławce przed fontanną. Zapatrzyła się w tę kolorową kaskadę wyrzucaną w górę silnym strumieniem, a spadającą z sykiem. I to starczyło dziś do szczęścia. Na razie. Bo kiedy poczuła skurcz pustego żołądka, nagle zatęskniła do codziennego skromnego więziennego posiłku. A zgodnie z ustawą nie przysługiwał jej dziś o świcie. Z myślą zakupu bułki wymacała więc w kieszeni monetę wśród banknotów, tych zbawczych niewielu, które w trudzie uczciwie zarobiła. Zapragnęła wejść do piekarni pachnącej świeżym chlebem, zakupić chrupiącą bułeczkę i ze spokojem skonsumować w samotności bez obawy, że ktoś dla hecy wytrąci jej chleb z ręki albo skromną kromkę opluje przez przypadek. Na myśl o tym zapomniała o głodzie. Mocniej ścisnęła banknoty w kieszeni i już niczego nie pragnęła więcej. Chciała tylko w ciszy posiedzieć, napawać się widokiem kolorowej fontanny, oddychać czystym powietrzem poranka, posłuchać dźwięcznych treli ptaków i cichego poszumu drzew. Wreszcie. Bo tego też jej brakowało. A najbardziej spokoju. Zatopiona we własnych niezbyt wesołych myślach, nie liczyła czasu zasłuchana w tę ciszę poranną bez planów życiowych.

Nie wie, jak długo to trwało. Ssanie w pustym żołądku zmusiło ją do powrotu do rzeczywistości. Niechętnie podniosła się z ławki, desperackim ruchem szarpnęła nieświeży uchwyt torby papierowej, wysupłała z kieszeni monetę jednozłotową i rozejrzała się wokół. Szukała sklepiku, gdzie mogłaby dokonać swojego skromnego, a jakże koniecznego zakupu. Nabrała ochoty na bułkę białą, z chrupiącą skórką, taką, jaką gardziła w lepszych czasach, gdzie wszystko było w zasięgu ręki. W tamtym czasie dobrowolnie narzuciła sobie dietę odchudzającą, wykluczającą jakiekolwiek pieczywo. Dawniej byłaby dumna z tej figury, którą aktualnie wyszlifowała nie głodówką, lecz karą za głupi czyn. Dziś jednak nie miała się czym szczycić, gdy wyczuwała sterczące kości biodrowe oraz zapadnięty brzuch pod lekką sukienką.

Bo takie właśnie powiewne szmatki do ubrania Cyryl przekazał jej przez adwokata. Sam się nie fatygował, by spojrzeć jej w oczy i omówić niejasną ich sytuację. Odepchnął się od tego, a tylko przysłał kilka przypadkowych ciuszków na okrycie wychudzonego grzbietu oraz kilka banknotów z wizerunkiem króla polskiego na beżowym papierze z mennicy. Wartość tych pieniędzy w dawnych, beztroskich, a rozpasanych czasach, starczała na wykwintną kolację przy świecach i muzyce cygańskiego zespołu. Dziś miała jej starczyć na dalsze życie. I za to też była mu wdzięczna i zadowolona, że nie podesłał jej piżamy albo i koszuli nocnej! Stać go było na letnią sukienkę i wełniane poncho, które wygrzebał z jej szafy. Tylko nie stać go było na ładne opakowanie. Te przypadkowo z jej sypialni wyłapane rzeczy wcisnął do plastikowej reklamówki, która znienacka wpadła mu w rękę, gdy otworzył szufladę kuchenną. Łaskę wielką okazał już tym gestem, dobry pan! A ona głupia była mu za to wdzięczna i cieszyła się jak dziecko, że w ogóle przysłał jej jakieś ubranie i trochę pieniędzy. Miał gest dobry pan!

Nie zauważył jednak, że zimna wiosna za oknem, a ona poszła za kraty w środku lata, ale kto by tam zwracał uwagę na takie drobiazgi w chwili, gdy intensywne rozrywki wypełniały jego życie. Nie przemyślał, co jej przesłać do ubrania w pierwszym dniu wolności, bo myślami był już przy tych pakach, których chciał jak najszybciej pozbyć się z domu. Tak samo jak jej – swojej żony. Ona też mu obrzydła, podobnie jak jej strojne szaty.

A nie były to byle jakie rzeczy. Sam wybierał butiki, w których zostawiał duże pieniądze, nabywając sukienki na różne okazje dla niej w czasie, kiedy jeszcze jego żoną była. Dziś ona i jej ubrania przeszkadzały w jego domu. Dla pękatych kartonów z jej odzieżą znalazł miejsce, tylko nie zatroszczył się o lokal dla niej. Jej osobiste rzeczy kazał przechować w domku ogrodnika. Ale jeszcze nie zadecydował, czy kiedyś odda jej tę własność. Niech więc się cieszy, była żona, że w ogóle zechciał wydać choć coś ze swego domu.

I za tę namiastkę ubioru była mu teraz wdzięczna. Ale tylko za to, bo za wszystko inne z prawdziwą przyjemnością posłałaby go do diabła! Toteż ucieszył ją widok domowej sukienki i wełnianej peleryny, gdy wczesnym rankiem narzucała na siebie całą garderobę, która znalazła się w jej posiadaniu. I tak odziana bez żadnych planów z podniesioną głową ruszyła ku wolności. Poczucie humoru, nie tylko z racji obcowania z artystką, jaką była jej matka, pozwalało jej wierzyć, że jest modną kobietą, a nawet ekstrawagancką w tej nieznanej dzielnicy. Tu miasto jeszcze było uśpione, a te pojedyncze osoby, które pędziły do pracy, nie miały czasu przyglądać się ekscentrycznie odzianej kobiecie, samotnej o tej porze na ulicy. Jej też nie szokował własny strój wyjściowy, który na siebie narzuciła. Z upodobaniem przejrzała się w wielkiej szybie wystawowej zamkniętego jeszcze sklepu i zadowolona ze swego widoku, ruszyła dalej. Nie widziała nic nadzwyczajnego w tych czarnych obcisłych spodniach i białej bluzce, na którą narzuciła grafitową sukienkę z długim rękawem i popielate poncho. Było jej przynajmniej ciepło, wygodnie bez więziennego drelichu, pachniało domem i wolnością, no i wreszcie spodobała się sobie.

Ściskając w dłoni zimną monetę, wstąpiła do narożnej piekarni, pokonując cztery stopnie w górę. Kiedy otworzyła drzwi, od razu buchnął w nozdrza zapach świeżego wypieku. Wówczas poczuła prawdziwy głód. Głośno przełknęła ślinę. W popłochu spojrzała na kobietę za rozświetloną ladą. Miała nadzieję, że nie zauważyła jej głodu w oczach, którymi wodziła po zapełnionych półkach. Ekspedientka, niezdziwiona milczeniem klientki, cierpliwie czekała, aż ta zastanowi się i dokona wyboru odpowiedniego pieczywa. Wszystko na półkach zachęcało do konsumpcji. Klientka jednak nie umiała się zdecydować. Nadal w milczeniu stała przy ladzie. Miała czas. Prócz nich w sklepie nie było nikogo o tak wczesnej porze. Uśmiechając się, po chwili jednak sprzedająca spytała:

– Słucham panią, co podać?

– Proszę bułkę. Bułkę poproszę – szepnęła zapatrzona w przeróżne ciasteczka rzęsiście oświetlone pod szklanym blatem.

Równocześnie położyła monetę na szkle blatu, mocno przyciskając ją wskazującym palcem. Cały czas z opuszczoną głową świdrowała wypieki pod szkłem, czując ich nęcący zapach. I zanim sprzedająca zrobiła jakiś ruch, powtórzyła z palcem na monecie:

– Bułkę proszę, białą bułkę…

– Są tylko grahamki. Może być ta bułka?

Pytanie było zbyteczne, bo nie czekając na potwierdzenie, sprzedająca już upychała grahamkę do paczki. Jednak milczenie klientki opartej o ladę kazało jej spojrzeć na nieznaną kobietę ze wzrokiem wbitym w ciastka, rogale i chałki pod szkłem. W jej oczach tkwiła podejrzana wilgoć. Ekspedientka sprawnym ruchem pochyliła się szybko, na chwilę zniknęła pod ladą, by po chwili wyłowić stamtąd maślaną bułeczkę z kruszonką. Delikatnie, by nie osypać apetycznej kruszonki, dołożyła i tę bułkę do tej ciemnej samotnie tkwiącej w papierowej tytce. Kiedy wyprostowała plecy, klientka już była przy drzwiach. Zanim schwyciła klamkę, zatrzymała ją ekspedientka z paczką w dłoni.

– Grahamka będzie gratis jako rekompensata za brak pszennych bułek.

– Chciałam w tej piekarni kupić białą bułkę, dlatego tu przyszłam – szepnęła nieznajoma wśród cieknących po policzkach łez i bez słowa pożegnania otworzyła drzwi.

– Niech pani zaczeka! – Sprzedająca z paczką wyszła aż na próg. – Nasza piekarnia jest najlepsza przy tej ulicy. Często się zdarza, że już rano brakuje białego pieczywa. Ale bułki już pieką. Za parę minut będą gorące. A teraz niech pani weźmie grahamkę, jest pyszna. Proszę, to na koszt firmy z przeprosinami.

I bezceremonialnie uchyliła papierową reklamówkę, którą nieznajoma mocno ściskała, wrzuciła tam paczkę z bułkami i szybko zniknęła w sklepie. Po chwili stała znów po drugiej stronie lady. Głodna kobieta zaniemówiła. Kiedy ochłonęła, ponownie zaczęła grzebać w kieszeni, by wymacać dwie monety. Chciała uiścić zapłatę za bułki leżące w jej torbie. Popchnęła automatyczne drzwi piekarni i zanim przestąpiła jej próg, usłyszała spokojny głos sprzedawczyni:

– Już wszystko uregulowane. Smacznego życzę i miłego dnia.

– Ale ja…

– Do widzenia. Zapraszam na świeże bułeczki, do widzenia. Nie mogę dłużej rozmawiać, mam klientów.

Rzeczywiście tak było. W progu mijali ją różni ludzie, niektórzy potrącali bez przeprosin, inni uśmiechali się zdawkowo, a ona stała tam jak posąg. Wreszcie pokonała cztery schodki w dół i skierowała się w tę stronę, z której przyszła. Minęła miły skwerek, gdzie fontanna nadal strzelała w górę podświetlonym strumieniem, ominęła ławkę, na której niedawno odpoczywała oczadzona wolnością, i parła naprzód. Nadal bez celu.

Pod wpływem jakiejś myśli, cofnęła się i zajęła tę ławkę, na której niedawno odpoczywała. Zajrzała do paczki, którą sklepikarka wrzuciła jej do torby. Zapach unoszący się z tytki i głód, o którym już częściowo zapomniała, zachęciły ją do spróbowania bułki. Była pyszna. Nawet okruszki, które zatrzymały się na wełnie poncha, zebrała skrupulatnie. To ciemne pieczywo zupełnie inaczej smakowało niż to, które dotąd z przymusem konsumowała za kratami wyłącznie z konieczności. Z drugiej bułeczki także skubnęła kilka kęsów ze słodką kruszonką i zakończyła śniadanie.

Jednak wędrówka donikąd się nie zakończyła. Milszym okiem spojrzała teraz na otaczający ją świat, westchnęła bez powodu, po czym zaczęła grzebać w papierowej reklamówce. Przejrzała cały swój dobytek, zdziwiona, że prócz dowodu osobistego, arkusza papieru z pieczątką zakładu karnego, karty płatniczej do pustego konta w banku, kluczy, grzebienia, majtek spranych oraz pocerowanej trykotowej bluzki bez rękawków niczego innego nie posiadała na własność. Zdecydowanym więc ruchem do kieszeni bluzki wsunęła sztywne kartoniki dokumentów i ten miękki papier mówiący o jej wolności. Zapięła guziczek kieszonki, zdziwiona, że ten nie oberwał się jeszcze podczas poniewierki w przechowalni. Poklepała i wygładziła materiał na piersiach, by się upewnić, że dokumenty są bezpieczne. Sprawdziła głęboką kieszeń spodni, czy aby i tam są dobrze przechowane pieniądze. Dorzuciła tam jeszcze grzebień, a także klucze i odetchnęła pełną piersią.

Słoneczna a pusta dotąd ulica zapełniła się tymczasem. Pośpiesznie mijali ją przechodnie z teczkami, pewno udawali się do biur swoich firm. Krzykliwa młodzież z plecakami, kobiety z dziećmi, a także opiekunki z niemowlętami w wózkach również nie zwracali na nią najmniejszej uwagi. Wszyscy spieszyli gdzieś, tylko ona miała czas na obserwacje i poranny spacer po mieście. Rozpoczęła nowy rozdział życia. Dla tych, co ją mijali, także zaczął się nowy dzień z pospolitą codziennością. I nikt nie rzucił okiem na samotną osobę na skwerku. Ruch samochodowy też wyraźnie był zauważalny. Auta z szumem opon przemieszczały się z pośpiechem w różne strony miasta. Każdy miał cel, ku któremu dążył. Tylko ona go nie miała.

Tylko ona nie spieszyła się nigdzie. Wystawiła więc twarz ku słońcu, szczęśliwa, że może bezkarnie korzystać z takiego dobrodziejstwa natury. Ciepło słoneczne rozlewało w niej błogość, lenistwo i bezpieczeństwo. Nawet myśleć o przyszłości zaniechała. A rozbiegane myśli uparcie wracały za kraty i trudno jej było nastawić się na teraźniejszość. Teraz dla niej nie istniało jeszcze. Bo ten papierek więzienny nie mógł jej zapewnić ani dachu nad głową, ani pełnego talerza. Szybko otrząsnęła się z tych niewesołych myśli. Chciała się też pozbyć wszystkiego, co mogłoby jej przypominać czas upodlenia. Natychmiast zwinęła w rulon papierową reklamówkę z całą, aczkolwiek niewielką zawartością i wrzuciła do kosza na śmieci. Zachowała tylko tytkę z pachnącą resztką bułki, ale po krótkim namyśle z nowym apetytem szybko ją skonsumowała, zachwycając się słodyczą kruszonki. Wraz z pełnym żołądkiem przyszły lepsze myśli. Już wiedziała, dokąd pójdzie i co zrobi.

Po jakimś czasie stanęła przed własnym domem. Brama była zamknięta, jak zwykle zresztą. Ale nie odważyła się skorzystać z kluczy, które miała przy sobie. Stanęła przy furtce i zachłannie patrzyła na luksus, którego została pozbawiona przez własną głupotę z miłości do niewiernego mężczyzny. Dziś pojęła, że w miłości nie warto się zatracać, że żaden mężczyzna nie jest wart całkowitego oddania, że każdy chłop w uczuciach kieruje się innymi aspektami niż kobieta, a myśli nie głową, lecz… rozporkiem.

Bolesną dostała nauczkę od życia za to, że bezgranicznie kochała. Bo Cyryl był jej całym światem, prócz pracy zawodowej, oczywiście. Jeszcze do niedawna mąż potrafił ją zrozumieć, zapewniał, że kocha, okazywał dowody na to, ale… Właśnie, gdyby nie to „ale”, nigdy nie odważyłaby się wyjechać z kraju. Zatraciła się w tej ślepej miłości do niego tak skutecznie, że popełniała głupotę za głupotą. A już największym szaleństwem życia było to, co zrobiła podczas lotu. Zupełnie niepotrzebnie wyskoczyła z pomysłem uprowadzenia samolotu. Zagroziła, że dojdzie do wybuchu bombowego, jeżeli pilot nie spełni jej skromnych wymagań.

Traktowała to jako dobry żart, który może się udać. Chciała w ten sposób wymusić na Cyrylu odpowiedzialność za jej życie, chciała, aby przypomniał sobie, że ma wobec własnej żony obowiązki. Czekała też na odruch jego dobrego serca. Myślała, że kaucja, jako odszkodowanie za nieprzemyślany jej czyn, wszystko załatwi, że Cyryl opamięta się, nie pożałuje i sypnie kasą, której im nie brakowało, że wykupi ją od kary za ten wygłup, że uchroni ją od uwięzienia. Szybko przekonała się, jak bardzo się myliła w ocenie męża. Teraz dopiero poznała prawdziwe oblicze człowieka, któremu zaufała i którego do niedawna jeszcze darzyła wielkim uczuciem. Wtedy jeszcze miała cichą nadzieję, że jednak Cyryl wykupi ją z aresztu, opamięta się i wróci do niej.

Stało się zupełnie inaczej. Skończyło się to bardzo poważnie i nieprzyjemnie. I zupełnie niepotrzebnie, bo przecież już miała zapewnione lokum u przyjaciółki w Anglii, do której leciała. I co ją podkusiło, by sprowokować uprowadzenie samolotu? Zakończyło się to tak, że teraz stoi z kluczami w kieszeni i kluchą w gardle przed własnym domem, do którego ma kategorycznie wstęp zabroniony.

A tutaj prawie nic się nie zmieniło. Przed garażem nie było żadnego samochodu. Cyryl pewno wyruszył do swojej firmy zarabiać grube pieniądze. I to ona głupia podpowiedziała mu, jak się zarabia grubą forsę, nie robiąc za wiele, tylko pieczątki przystawiając z wyraźnym tekstem zakończonym krótką frazą: „Prezes firmy”. Stało się to po tym, jak nie chciał figurować w jej kancelarii jako współwłaściciel. Dała więc mu samodzielność i wolność wyboru firmy. A tego dziś żałuje. Żałuje tak mocno, jak bardzo Cyryl odsunął się od niej, od jej spraw, uczuć i wspólnego życia. Tak bardzo odsunął się od niej, wykorzystując swobodę interesów, którą mu zapewniła, że ona na świat przez krótki czas patrzyła przez kratę, a on w ich domu umieścił tą, przez którą ona właśnie miała wiele przykrości.

Otrząsnęła się teraz z tych smutnych wspomnień. Już nie chciała wracać do złych chwil i przerażających wydarzeń z dawnego czasu. Chciała tylko popatrzeć na swój dom i choć przez pręty pogłaskać ukochane psy, które zostały pod opieką człowieka źle nastawionego do zwierząt domowych. Z tą myślą stała tu pod płotem, aby chociaż szczekanie ich usłyszeć, taki miły gest powitania. Ale one pewno nie wyczuły jeszcze obecności swojej pani, bo z głębi domu nie dochodziły żadne dźwięki. Czyżby psy też zapomniały o niej, jak większość jej znajomych? Mazdy swojej też nie zauważyła na podjeździe.

W panice rozglądała się wokół, by chociaż na czymś swojskim i znajomym zawiesić oko z radością. Niechby choć lichy przedmiot powitał jej powrót. Ale niczego takiego nie znalazła. Zastała tu ład i ciszę. A w tej ciszy usłyszała tylko łomot w wychudzonej piersi, nieznane dotąd dziwne bicie serca. Wzięła kilka głębszych oddechów, ale to i tak nie wyrównało niespokojnego rytmu serca. Wprost przeciwnie, szalało jak ogłupiałe, kiedy ona przez pręty ogrodzenia napawała się swojskim widokiem. Zachwycił ją trawnik świeżo skoszony, pewno przez nowego ogrodnika, o którym wspomniał mecenas. Także ten uroczy kwietnik na klombie, którego za jej czasów panowania nie było tutaj, przykuł jej uwagę. Przesunęła się wzdłuż parkanu bliżej domku ogrodnika, ale i tu cisza była taka sama, jak na całej posesji.

Naraz nogi jej zmiękły, przytrzymała się ogrodzenia i lekko zawisła na metalowych prętach. Stało się to w chwili, gdy na górnym tarasie pojawiła się jakaś postać podświetlona słońcem. Postać ta przeciągnęła się, rozpuściła jasne włosy, które zaraz wiatr potargał, i leniwie umieściła wiotkie ciało na leżaku. Tak zagapiła się na tę kobietę odpoczywającą na jej balkonie, że zatraciła się w czasie. Przymknęła oczy po to, by wymazać ten obraz pełnego szczęścia, ale postać nadal tkwiła na tarasie i pod jej powieką.

Kiedy otworzyła oczy, w których już zebrała się podejrzana wilgoć, od razu wróciły piękne chwile spędzone w tym domu. Powróciły z pamięci miłe przyjęcia, jakie tu urządzała, i wszystko inne wspaniałe, co tu przeżyła, też wróciło naraz. Na samą myśl o gorącym słońcu Hiszpanii i Wysp Kanaryjskich uśmiechnęła się wreszcie swobodnie po opuszczeniu celi więziennej. Od razu też na plecach poczuła kłujące promyki ciepła zniewalające, rozleniwiające, pozwalające nie myśleć o jutrze. I już czuła ten zbawczy chłód oceanu, jaki może dać woda po zanurzeniu się w jej głębinie. I wyobraziła sobie niepokój Cyryla, jeszcze wtedy zakochanego w niej, troskliwego i opiekuńczego, gdy z rozwianym włosem i przerażeniem w oczach wraz z przyjaciółmi, z którymi wówczas razem udali się na wakacje, poszukiwał jej na ogromnej plaży. Bo ona wczesnym rankiem wybrała się w samym opalaczu i przezroczystej chuście na biodrach na powitanie wschodzącego słońca. A że akurat zawędrowała nad ocean, skorzystała z błogiej kąpieli. Wyszła z wody dalej od miejsca, w którym porzuciła pareo, i opalała się na ciepłych skałkach. Tymczasem Cyryl szalał z przerażenia. Kiedy więc wreszcie znalazł ją na plaży oddalonej od pensjonatu, to gotów był nią potrząsnąć, by się opamiętała. A jej dreszczyk podniecenia przebiegał wtedy po plecach z radości, że mąż martwił się o nią, że nadal mu zależy na jej zdrowiu i bezpieczeństwie, że chce się nadal nią opiekować oraz wspierać w różnych, nie zawsze przyjemnych sytuacjach życiowych. Kiedy więc do niej dopadł, przycisnął ją do swojej już słońcem nagrzanej piersi, objął ramionami silnymi niczym kleszczami i bladymi wargami wyszeptał:

– Co ty wyprawiasz, Łucjo! Giniesz o poranku niekompletnie ubrana i to bez żadnego znaku, bez powiadomienia, gdzie jesteś…

– Tak trudno się domyślić, dokąd poszłam – przerwała mu z uśmiechem, gładząc jego policzek. – Przecież tutaj jest tylko plaża i woda…

– Otóż to, woda! Kochanie! – Teraz on wtrącił swoje ciche słowa pełne troski i obawy. – Cóż mogłem myśleć, widząc na plaży porzuconą twoją chustę? Oślepłem od wypatrywania cię w wodzie i zachrypłem od nawoływania. Przeraziłaś mnie. Kochanie, nie rób tego więcej, bo oszaleję.

– Przepraszam, mój drogi, przepraszam – powtarzała czule przytulona do męża, kiedy już wracali do pokoju. – Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy…

I nie powtórzyło się więcej. Teraz na gorące wyspy Cyryl zabiera inną kobietę, która być może nie sprawia mu żadnych kłopotów i o którą już nie musi się zamartwiać. Bo ta nowa jest posłuszna i wykonuje to, co on chce. Bo on lubi mieć władzę i rozkazywać. I wszyscy są zadowoleni.

Szybko otrząsnęła się z tych bolesnych myśli i jeszcze półprzytomnie rozejrzała się wokół. Opamiętała się dopiero, kiedy przed nią, po drugiej stronie ogrodzenia stanęła obca kobieta. Łucja spłoszyła się natychmiast. Nie znała tej blondyny. To nie była ta, przez którą ona doznała tak wiele zła w życiu. Kim więc była ta młoda, zadbana kobieta, bo chyba gosposią nie była w tym domu? Co zatem ta młoda tu robi?

– Co pani tu robi? – Usłyszała cichy głos.

– Stoję sobie.

– Tu nie wolno stać. Proszę stąd odejść.

– Niczego mi pani nie zabroni. Chcę tu stać i będę tu stać tak długo, aż się znudzę. A pani nic do tego. Stoję przecież na ulicy – rzekła hardo Łucja.

– Powodzenia zatem. Uprzedzam, że zaraz wezwę policję.

– Co? Policję? Dlaczego policję? Po co zaraz wzywać policję? – Przeraziła się trochę. – Ulica jest dla wszystkich. To już stać na ulicy nie można?

– Można. Tylko pani sterczy tak niepewnie pod moim płotem. Pani nie ma wyglądu kobiety z uczciwymi zamiarami. Kto wie, po co pani tu przyszła. Co pani chce zrobić?

– Przecież niczego nie ukradnę! Poza tym nie jestem złodziejką. Tylko stoję sobie! Stoję za metalowym ogrodzeniem, choć klucze do furtki i tego domu mam w kieszeni.

– Klucze do domu? Ma pani klucze do tego domu? Kim pani jest? Po co pani tu przyszła?

– Chcę popatrzeć na mój dom…

– To pomyłka. Ten dom nie należy do pani. To mój dom, wiem o tym dobrze. Nie znam pani, ale wiem, że tu nie ma niczego, co mogłoby być pani własnością.

– Tu są moje psy…

– Ależ tu nie ma niczego, co mogłoby należeć do pani. Tu wszystko jest moje. Już to pani mówiłam przed chwilą. Niechże pani zrozumie, że tu pani nie mieszka. Pomyliła pani adresy. Proszę natychmiast stąd odejść! – rzekła niecierpliwie i ze złością. – Pani chyba jest chora. A pani klucze, o których pani wspomniała, na pewno do tego domu nie pasują, bo to mój dom.

– W tym domu spędziłam kilka szczęśliwych lat…

– Pani się tylko tak wydaje. Pani tu nie mieszka. To mój dom! – zaakcentowała wyraźnie blondyna i dodała łagodniej. – Proszę stąd odejść, póki jeszcze jestem dobra i chcę z panią rozmawiać. Powtarzam, tu nie ma niczego, co mogłaby pani uważać za swoją własność.

– Tu są moje ukochane psy – powtórzyła roztrzęsionym głosem z wilgocią w oczach. – Chciałabym je chociaż usłyszeć. Długo ich nie widziałam, bo…

– Psy? Zaraz… Długo tu nie byłaś… To ty jesteś… Łucja, o której uprzedził mnie pan Cyryl? Ta Łucja, która…?

– Tak, ja jestem Łucja! I chcę zobaczyć psy moje.

– Psów dawno już tu nie ma… A twój dom, ten dom, został sprzedany. Ja go niedawno kupiłam. Ty już tu nie mieszkasz. Idź już sobie. Zostaw mnie w spokoju. Tutaj już nie ma niczego, co było twoje. Odejdź stąd, kobieto! Pozwól mi spokojnie żyć!

– Gdzie są moje psy? – szeptała, wciskając twarz między pręty ogrodzenia. – Co się z nimi stało? Tylko to chcę wiedzieć!

– Już ci raz mówiłam, tu wszystko jest moje. Musisz stąd odejść i to prędko! Ty już tu nie mieszkasz – powtórzyła kobieta i dodała groźnie. – Nie jesteś tu potrzebna! Nie ma tu nic twojego. Idź sobie stąd, kryminalistko! Natychmiast!

– Tu są moje osobiste rzeczy… w domku ogrodnika… Może mogłabym na krótko zająć jego domek … – szepnęła błagalnie – dopóki się nie urządzę… bo nie mam dokąd iść…

– Wynoś się stąd, ale już! – krzyknęła nieznajoma gniewnie, potrząsając jasną głową, aż włosy zatańczyły rozwiane jej nastrojem.

Mówiąc to, blondyna zdecydowanym ruchem wyjęła telefon ukryty między fałdami zamaszystej sukienki i przyłożyła do ucha. Odwróciła się tyłem do Łucji i powoli oddalała od parkanu. Mówiła głośno, ale i tak Łucja nie wyłapała sensu rozmowy. Zrozumiała jednak, że jest zagrożona i co to dla niej, zwolnionej zza krat, znaczy.

I to wystarczyło, by roztrzęsiona odkleiła spocone dłonie od zimnych prętów metalowych. Nie oglądając się za siebie, ruszyła na drugą stronę ulicy. Pod wpływem nagłej myśli desperackim ruchem wyszarpnęła pęk kluczy z kieszeni spodni i energicznie przerzuciła klucze przez wysokie ogrodzenie. Natychmiast usłyszała zgrzyt metalu po zderzeniu z kamieniem i głuche plaśnięcie. Równocześnie w piersi poczuła takie samo uderzenie i ciężar głazu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: