Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sklepik przeciwzmarszczkowy - ebook

Data wydania:
20 października 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sklepik przeciwzmarszczkowy - ebook

Historia, które roznieci optymizm!

W sztokholmskiej dzielnicy Aspudden owdowiałe siostry Vera i Mimmi prowadzą swój projekt marzeń: second-hand Po Siostrze. Pomagają im w tym przebojowa stażystka Lotta, markotna, ale zdolna krawcowa Margot i kierowca Bosse.

Second-hand Po Siostrze to miejsce, gdzie ciągle coś się dzieje. Klienci zachowują się dziwacznie, ktoś kradnie ubrania sprzed sklepu, ktoś próbuje rozwiązać problemy osobiste. Na szczęście miłe właścicielki second-handu razem z Bossem potrafią poprawić samopoczucie, a nawet odjąć niechcianych zmarszczek. I odmienić życie!

„Sklepik przeciwzmarszczkowy” to pierwsza część serii „Nikt nie ma wszystkiego, każdy ma coś” szwedzkiej autorki Evy Swedenmark, w których skupia się na życiu dojrzałych kobiet i oczekiwaniach wobec nich.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8034-748-8
Rozmiar pliku: 984 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

– Mamo! Ale będę za tobą tę­sk­nić! Obie­caj, że znaj­dziesz so­bie mnó­stwo cie­ka­wych za­jęć, to w mig znowu się zo­ba­czymy. – Po po­licz­kach Amandy pły­nęły łzy.

Jej torby stały już przy drzwiach do windy, po­de­szła ostatni raz przy­tu­lić mamę na po­że­gna­nie. Pe­tra uśmiech­nęła się i wzięła córkę w ra­miona. Już za nią tę­sk­niła.

– Kto wie, może ja też prze­pro­wa­dzę się do No­wego Jorku! – od­po­wie­działa. Uśmiech uwie­rał ją w ką­ci­kach ust, kiedy stała w otwar­tych drzwiach i pa­trzyła, jak Amanda tasz­czy cięż­kie torby do wą­skiej windy. Jej po­liczki wciąż były mo­kre od łez.

Pe­tra uśmiech­nęła się, ma­cha­jąc.

Uśmiech znik­nął, gdy winda ru­szyła w dół. Pe­tra za­mknęła drzwi. Oparła się o nie, dała pły­nąć łzom, które wcze­śniej po­wstrzy­my­wała.

Amanda, jej je­dyne dziecko. W dro­dze do No­wego Jorku, gdzie bę­dzie śpie­wać i tań­czyć w mu­si­calu. Córka bar­dzo się tym cie­szyła, ale miała też wy­rzuty su­mie­nia, że zo­sta­wia mamę w Sztok­hol­mie.

Pe­tra nie­dawno się tu prze­pro­wa­dziła, zdą­żyła się za­do­mo­wić w Aspud­den, nie­da­leko miesz­ka­nia Amandy, które te­raz zo­stało wy­na­jęte. Zo­sta­wiła swoje ży­cie w Här­nösand, żeby mo­gły miesz­kać bli­sko sie­bie, spę­dzać ze sobą czas i so­bie po­ma­gać.

– To nowy po­czą­tek dla nas obu – zgo­dziły się.

Pe­tra źle się czuła w Här­nösand, od­kąd Amanda prze­pro­wa­dziła się do Sztok­holmu i po­szła do szkoły mu­si­ca­lo­wej. Sprze­dała więc dom i wy­je­chała.

Było wspa­niale. Przez trzy mie­siące. Do­póki Amanda nie do­stała fan­ta­stycz­nej roli w te­atrze off-broad­way­ow­skim.

Pe­tra rów­nież bar­dzo się z tego cie­szyła i do­brze ukry­wała ból i tę­sk­notę, które jed­no­cze­śnie czuła. Nie miała za­miaru ich oka­zy­wać.

– Jedź! – po­wie­działa córce. – To twoja ży­ciowa szansa. Bę­dziesz ża­ło­wać, je­śli jej nie wy­ko­rzy­stasz.

– Ale mamo, zo­sta­niesz sama…

– Ni­gdy nie będę sama, mam mnó­stwo za­jęć i kiedy wró­cisz, to ja będę po­ka­zy­wać ci wszyst­kie fajne knajpki i kli­ma­tyczne miej­sca w dziel­nicy Söder – za­pew­niła Pe­tra, ale sama mu­siała przy­znać, że brzmi to aż na­zbyt dziar­sko.

Jed­nak Amanda po­sta­no­wiła jej uwie­rzyć.ROZ­DZIAŁ 2

Winda, cho­lerna stara winda. Dzia­łała prze­cież do­brze rano, kiedy Amanda wy­jeż­dżała. Pe­tra od­cze­kała chwilę, za­nim wy­szła, żeby ku­pić cro­is­santy na śnia­da­nie. A ta nie­szczę­sna winda nie dzia­łała. Pe­tra była od niej za­leżna. Ope­ra­cja stawu bio­dro­wego wpraw­dzie po­mo­gła, ale ból wciąż do­ku­czał ko­bie­cie.

Była zmu­szona zejść scho­dami. Tro­chę ru­chu to samo zdro­wie, po­wta­rzała so­bie ci­cho. Ze­szła już do dru­giego pię­tra, za­raz bę­dzie na dole. Za­trzy­mała się. Bo­lało ją.

Co za kre­tyń­ski po­mysł, żeby scho­dzić na sam dół scho­dami. Ból nie ustę­po­wał. Przed ope­ra­cją zbie­gała ta­necz­nym kro­kiem, nie zjeż­dżała windą. Te­raz mu­siała to ro­bić. Kiedy winda stała w miej­scu, tak jak te­raz, Pe­tra była po pro­stu uzie­miona. I nie umiała się z tym po­go­dzić.

Usia­dła na scho­dach. Po­sta­no­wiła chwilę od­po­cząć, za­nim pój­dzie da­lej.

Była prze­ra­żona, że ktoś może ją zo­ba­czyć, miała swoją dumę. Jed­no­cze­śnie na­słu­chi­wała kro­ków, może ktoś miły mógłby po­móc jej wstać i wejść z po­wro­tem do miesz­ka­nia. Tam mu­sia­łaby po­cze­kać, aż winda za­cznie znowu dzia­łać.

Co za po­rażka.

Ale je­śli uda jej się zejść, jak ma wejść z po­wro­tem na górę? Je­śli nie­szczę­sna winda da­lej bę­dzie straj­ko­wać. To py­ta­nie zo­sta­wiła na póź­niej.

Usły­szała kroki.

To ser­wi­sant wind. Ły­sie­jący, ciężko od­dy­cha­jący męż­czy­zna w śred­nim wieku.

– Ale czemu bab­cia tu sie­dzi? – za­py­tał zdzi­wiony.

– Nie twój in­te­res! – od­po­wie­działa. – Dziadku!

Wstała z god­no­ścią i z wy­soko unie­sioną głową ze­szła dwa schodki z kij­kami spo­czy­wa­ją­cymi bez­czyn­nie pod pa­chą.

Nie mo­gła znieść, że pa­trzy na nią jak na biedną starą ba­bu­leńkę. Sześć­dzie­siąt pięć lat to chyba nie tak znowu wiele!

Ale może przez kijki wy­glą­dała sta­rzej? Musi wię­cej ćwi­czyć, żeby móc cho­dzić bez nich.

Za­gry­zła zęby, da so­bie radę. Za­wsze sama da­wała so­bie radę. Te­raz po­zwoli so­bie na do­dat­ko­wego cro­is­santa z cze­ko­la­do­wym na­dzie­niem, w na­grodę i na po­cie­sze­nie za to, że Amanda sie­działa te­raz w sa­mo­lo­cie do USA.

Po­tem wej­dzie na samą górę scho­dami. Obie­cała so­bie, że już ni­gdy nie usią­dzie na scho­dach, żeby od­po­cząć, na­wet je­śli mia­łaby ze­mdleć z wy­cień­cze­nia drogą w górę lub w dół.

Nikt nie bę­dzie ro­bił z niej babci!ROZ­DZIAŁ 3

Vera znowu się spóź­niała. Te­raz pe­da­ło­wała tak szybko, jak się da, żeby zdą­żyć na czas. Dzi­siaj jej ko­lej na otwar­cie sklepu.

Mżyło, po­wie­trze było rześ­kie. Była roz­grzana od prze­jażdżki ro­we­rem, kiedy skrę­ciła z ulicy Häger­sten­svägen na ry­ne­czek przy sta­cji me­tra Aspud­den. W jed­nym z pięk­nych sta­rych ka­mien­nych do­mów znaj­do­wał się Po Sio­strze. Sklep, który otwo­rzyły po przej­ściu na eme­ry­turę ra­zem z Mimmi, jej sio­strą, żeby po­ma­gać lu­dziom w po­trze­bie. Jak za­wsze ucie­szyła się, kiedy zo­ba­czyła szyld. Ich sklep, ich speł­nione ma­rze­nie. Po dwóch la­tach cią­gle nie mo­gła uwie­rzyć, że sen stał się rze­czy­wi­sto­ścią. Za­częło się od żartu, długo przed tym, jak prze­szły na eme­ry­turę, od chęci zro­bie­nia cze­goś do­brego dla świata, by nie po­paść w bez­czyn­ność po za­koń­cze­niu ży­cia za­wo­do­wego.

– Wy­obraź so­bie, że bę­dziemy ra­zem pra­co­wać, ja i ty – mó­wiła Mimmi, gdy zbli­żał się czas przej­ścia na eme­ry­turę. – Że otwo­rzymy ten skle­pik, o któ­rym za­wsze żar­to­wa­ły­śmy, bę­dziemy zbie­rać uży­wane ubra­nia, książki i róż­no­ści, sprze­da­wać je i prze­zna­czać do­chody na coś, co po­może po­trze­bu­ją­cym.

– Po Sio­strze – wy­my­śliła na po­cze­ka­niu Vera.

Przez wiele lat pla­no­wały otwar­cie wy­ma­rzo­nego skle­piku. Kiedy Vera jako pierw­sza prze­szła na eme­ry­turę, długo szu­kała lo­kalu, na który mo­gły so­bie po­zwo­lić. Wie­czo­rami my­ślały o wszyst­kim, co zro­bią. Rok póź­niej, po tym, jak Mimmi rów­nież prze­stała pra­co­wać, otwo­rzyły swój skle­pik w lo­kalu w Aspud­den, który le­żał do­kład­nie po­środku mię­dzy ich do­mami. Vera miesz­kała w Mid­som­mar­kran­sen, a Mimmi w Mälar­höj­den.

Te­raz sen stał się rze­czy­wi­sto­ścią.

Cho­lew­cia. Vera zo­ba­czyła, że Mimmi już czeka przed skle­pem, sku­lona w pu­cho­wej kurtce, bez czapki i pa­ra­solki.

– Je­steś w końcu – po­wie­działa Mimmi. – Stoję i się trzęsę już całą wiecz­ność, czy to nie ty mia­łaś otwie­rać w tym ty­go­dniu? Nie wzię­łam ze sobą klu­cza. – Spoj­rzała wy­mow­nie na ze­ga­rek na ko­mórce.

Vera, chcąc unik­nąć roz­mowy o cza­sie, ski­nęła głową na stos to­reb pod dasz­kiem przy drzwiach.

– Hojni byli dzi­siaj w nocy lu­dzie. Dużo to­reb. Wnie­siemy je od razu i po­sor­tu­jemy? – za­py­tała Vera, przy­pi­na­jąc ro­wer do słupa la­tarni.

Mimmi otrze­pała się jak mo­kry pies i od­su­nęła wil­gotną grzywkę znad oczu.

– Nic nie zro­bię, za­nim nie do­stanę kawy. Cze­kały całą noc, to po­cze­kają jesz­cze pół go­dziny. Są prze­cież pod da­chem. A dzi­siaj nie było ni­kogo, kto chciałby coś z nich ukraść.

Vera otwo­rzyła drzwi i we­szły tyl­nym wej­ściem do za­wa­lo­nego bi­be­lo­tami po­miesz­cze­nia. Wszę­dzie stały torby, kar­tony i wiel­kie po­jem­niki na kół­kach na to­wary. W ką­cie, pra­wie nie­wi­doczna spod stosu ubrań, skry­wała się ma­szyna do szy­cia.

Po­kój twór­czego cha­osu, jak na­zy­wała go Vera, kiedy Mimmi mam­ro­tała coś o gra­ciarni. Za skła­dzi­kiem znaj­do­wał się przy­jemny po­kój so­cjalny, oczy­wi­ście bez okien, ale z wy­słu­żoną we­lu­rową ka­napą pełną po­du­szek, ob­dra­pa­nym sto­łem z drewna te­ko­wego, kil­koma fo­te­lami, wy­god­nymi, cho­ciaż nie do kom­pletu, czaj­ni­kiem I eks­pre­sem do kawy.

Vera po­śpiesz­nie za­pa­rzyła kawę. Mimmi z wdzięcz­no­ścią przy­jęła ku­bek i piła, prze­glą­da­jąc ga­zetę i roz­ma­wia­jąc. To była ich chwila dla sie­bie, kiedy mo­gły przez mo­ment po­roz­ma­wiać i za­pla­no­wać dzień, za­nim przy­szli klienci. Zer­kała tro­chę na ga­zetę, głów­nie na na­główki. Na­gle ze­sztyw­niała.

– Sły­sza­łaś, że ma być re­mont? Pi­szą tu, że tę starą ru­derę prze­ro­bią na blok miesz­kalny i ma się stać „klasy luk­su­so­wej”.

– Za­wsze tak stra­szą tymi dro­gimi apar­ta­men­tow­cami, ale zwy­kle na stra­sze­niu się koń­czy – od­po­wie­działa Vera. – To na pewno tylko plotki.

Mimmi pod­nio­sła ga­zetę.

– Ale to stoi tu czarno na bia­łym. Całą oko­licę mają od­no­wić i nadać jej naj­wyż­szy stan­dard, będą tu same luk­su­sowe apar­ta­menty i eks­klu­zywne bu­tiki po prze­bu­do­wie kilku sta­rych bu­dyn­ków. Spójrz na plan. Wi­dzisz, gdzie te ele­ganc­kie sklepy mają stać? Tu­taj, na rogu. – Wska­zała pal­cem. – Na­szym rogu. Te­raz bę­dziemy mu­siały za­mknąć sklep, wie­dzia­łam, że tak to się skoń­czy.

– Wie­dzia­łaś? – zdzi­wiła się Vera.

– Wie­dzia­łam, że coś ta­kiego się sta­nie, za do­brze nam szło, tak nie może być, coś się musi zmie­nić. Znowu wszystko się po­psuje, jak za­wsze – stwier­dziła, gło­śno wzdy­cha­jąc. – Bę­dziemy mu­siały za­mknąć nasz sklep.

– Ech, Mimmi, nie bądź taką fa­ta­listką, wszystko bę­dzie do­brze, nie przej­muj się. Mu­simy tylko po­roz­ma­wiać z wła­ści­cie­lem lo­kalu. – Vera też za­częła się de­ner­wo­wać. Ale w ich sio­strza­nej re­la­cji ona za­wsze wi­działa szklankę w po­ło­wie pełną, a Mimmi w po­ło­wie pu­stą.

Mimmi prych­nęła.

– Jakby to miało w czymś po­móc. Je­dyny ję­zyk, jaki ro­zu­mie, to _mo­ney, mo­ney, mo­ney_. – Po­nuro za­nu­ciła starą pio­senkę Abby. – Od po­czątku tak mó­wi­łam – kon­ty­nu­owała – po­win­ny­śmy były ku­pić od niego lo­kal, a nie tylko wy­naj­mo­wać.

Vera po­krę­ciła głową.

– A skąd mia­ły­by­śmy wziąć na to pie­nią­dze? Masz może ja­kieś ukryte fun­du­sze? Ja nie mam. Cie­szę się, że mo­żemy za­pła­cić za czynsz, już on słono kosz­tuje.

Oby­dwie umil­kły.

– Na­pijmy się jesz­cze kawy, Mimmi, to ci po­prawi hu­mor. A wczo­raj­sze bu­łeczki cy­na­mo­nowe będą jak świeże, je­śli pod­grze­jemy je w pie­kar­niku.

– Gąb­cza­ste mi­ni­buły – prych­nęła Mimmi. – A po­tem mu­simy się wziąć za torby przed drzwiami, za­nim za­in­te­re­sują ko­goś o lep­kich rę­kach.ROZ­DZIAŁ 4

Znowu po­ja­wili się ci, któ­rzy kra­dli w ich uro­czym skle­piku Po Sio­strze, za­uwa­żyła Pe­tra. Prze­ka­zy­wała tam ubra­nia, gdy ją na­szło, żeby zro­bić po­rządki w swo­jej do­brze wy­po­sa­żo­nej gar­de­ro­bie. Albo gdy wresz­cie ze­brała się do przej­rze­nia rze­czy po jej uko­cha­nym Pe­tru­sie.

Ale czę­sto wi­dy­wała zło­dziei, któ­rzy zu­peł­nie bez­ce­re­mo­nial­nie wyj­mo­wali ubra­nia i inne przed­mioty z to­reb, które wspa­nia­ło­myślni lu­dzie sta­wiali tam po za­mknię­ciu. Wy­da­wało się, że w ogóle nie mieli wy­rzu­tów su­mie­nia, tylko bez że­nady przed otwar­ciem sklepu brali so­bie rze­czy.

Wła­śnie ku­piła cro­is­santy w pie­karni na rogu po tym, jak w końcu udało jej się po­ko­nać schody. W dro­dze na wy­cze­ki­waną kawę znowu to zo­ba­czyła. Kilka osób zu­peł­nie bez wstydu grze­bało w tor­bach i kra­dło. Na­wet bez­czel­nie je przy­mie­rzali, za­nim zde­cy­do­wali, czy prze­ło­żyć je do swo­ich to­reb.

Te­raz już ko­niec z tą gra­bieżą w biały dzień!

Pe­tra po­sta­no­wiła in­ter­we­nio­wać, za­miast zro­bić jak wszy­scy inni, któ­rzy byli świad­kami tego pro­ce­deru. Od­wra­cali wzrok i uda­wali, że nic się nie dzieje.

Ciężko wbi­jała kijki w zie­mię, prze­cho­dząc przez ulicę do skle­piku na rogu.

Pe­tra sta­nęła obok schod­ków, na któ­rych stały torby. Dar­czyńcy na pewno schlud­nie je za­pa­ko­wali, a te­raz ubra­nia, buty i książki le­żały nie­dbale po­roz­rzu­cane po mo­krych ka­mie­niach.

– Mu­si­cie prze­stać kraść! – po­wie­działa.

Ele­gancko ubrana ko­bieta rzu­ciła torbę, w któ­rej grze­bała, i czmych­nęła w kie­runku me­tra.

Te­raz Pe­tra zwró­ciła się bła­gal­nie do mło­dego dłu­go­wło­sego chło­paka, który wła­śnie wcią­gnął na sie­bie skó­rzaną kurtkę, na któ­rej sklep na pewno za­ro­biłby dużo pie­nię­dzy.

– Nie ro­zu­miesz, że to dla po­trze­bu­ją­cych, dla gło­du­ją­cych dzieci? Nie wy­glą­dasz, jak­byś cier­piał biedę.

Był wy­stra­szony, ale też wy­raź­nie zbun­to­wany.

– A skąd ty mo­żesz wie­dzieć, co ja cier­pię? – syk­nął.

Spoj­rzała na niego wy­zy­wa­jąco, on się w nią wpa­try­wał, ale nie pu­ścił torby, tylko da­lej w niej grze­bał.

Reszta zgro­ma­dzo­nych wy­co­fała się ra­kiem.

– Wy­noś się stąd i zo­staw, co ukra­dłeś, bo dzwo­nię po po­li­cję – za­gro­ziła Pe­tra, pod­no­sząc ko­mórkę, żeby zro­bić mu zdję­cie. Złość za­wsze do­da­wała jej od­wagi.

Wy­pu­ścił torbę, w któ­rej wcze­śniej prze­bie­rał. Książka, ubranka dla dzieci, ku­bek, który roz­bił się na as­fal­cie.

– Nie wtrą­caj się w nie swoje sprawy! – wy­mam­ro­tał, pa­trząc na nią krzywo.

– Odłóż w tej chwili to, czego na­kra­dłeś, bo za­dzwo­nię po po­li­cję. – Zła­pała skó­rzaną kurtkę i po­cią­gnęła za nią.

Ucie­ka­jąc, chło­pak szarp­nął kurtkę tak mocno, że Pe­tra się za­chwiała. Prze­bie­ga­jąc tuż obok niej, po­pchnął ją, a ta stra­ciła resztki rów­no­wagi. Upa­dła i ude­rzyła głową pro­sto w as­falt chod­nika.ROZ­DZIAŁ 5

Gdyby ten po­kój prze­stał się krę­cić! Co to za miej­sce? Gdzie ona jest? Sły­szała gwar gło­sów, ale nie mo­gła roz­róż­nić żad­nych słów. Pró­bo­wała wstać, lecz opa­dła z po­wro­tem na mięk­kie po­duszki.

– Gdzie je­stem? Co się stało? – wy­szep­tała Pe­tra, czu­jąc jed­no­cze­śnie roz­pacz­liwy ból twa­rzy i głowy.

Czuła się jak na ka­ru­zeli. Naj­pierw wszystko gwał­tow­nie się krę­ciło, ale po chwili za­częło się po­ru­szać w zwol­nio­nym tem­pie. Znowu spró­bo­wała otwo­rzyć oczy. Z półki nie­ru­cho­mymi oczami spo­glą­dał na nią rząd la­lek. To były stare, znisz­czone lalki, jed­nej bra­ko­wało ręki, in­nej nogi. Jedna ze szcze­gól­nie in­ten­syw­nym spoj­rze­niem i sta­rymi, brud­nymi ubra­niami pa­trzyła na nią wy­zy­wa­jąco. Pe­tra za­mknęła oczy. Czy to jej się śniło?

Czy umarła? Czy w końcu znowu spo­tka Pe­trusa?

Ostroż­nie otwo­rzyła oczy.

Wpa­try­wała się w parę ludz­kich nie­bie­skich oczu przy swo­jej twa­rzy. Do­okoła nich roz­po­ście­rała się siatka przy­ja­znych zmarsz­czek.

– Bu­dzi się! – krzyk­nął ja­kiś głos. – Leż, nie ru­szaj się, za­raz przy­je­dzie ka­retka – po­wie­dział do niej nie­bie­sko­oki męż­czy­zna. Miał za­nie­po­ko­jony głos, po­gła­skał ją po twa­rzy szorstką dło­nią i wziął ją za rękę.

Te­raz do­cie­rały do niej też słowa ko­biety:

– Wszystko wi­dzie­li­śmy przez okno. Jak na­krzy­cza­łaś na chło­paka, który wy­kra­dał rze­czy z na­szych to­reb. Ale je­steś od­ważna!

Inny głos:

– Wi­dzia­ły­śmy go już wiele razy, ale kto by się od­wa­żył za­czy­nać z mło­dym, zde­ner­wo­wa­nym chło­pa­kiem? Nie mamy nie­stety żad­nych su­per­mocy.

Po­kój za­czął znowu szybko się krę­cić.

Pe­tra szep­nęła sła­bym gło­sem:

– A ja naj­wy­raź­niej mam.

– Je­steś tu u nas, w Po Sio­strze – wy­tłu­ma­czyła ko­bieta. – Bosse cię wniósł. Ze­mdla­łaś, a ten chło­pak, który cię prze­wró­cił, uciekł.

– Za­brał skó­rzaną kurtkę? – wy­szep­tała Pe­tra.

– Rzu­cił ją na chod­nik i po­pę­dził, jakby się pa­liło, gdy my wy­szli­śmy, a ty stra­ci­łaś przy­tom­ność. Mo­głaś umrzeć! – Ko­bie­cie za­szkliły się oczy.

– A ty py­tasz o skó­rzaną kurtkę! A nie o swoją ko­mórkę albo kijki do cho­dze­nia! – do­dał męż­czy­zna z sym­pa­tycz­nymi oczami. – Tu masz zresztą te­le­fon, zdaje się, że się ura­to­wał, za­ję­li­śmy się też two­imi kij­kami.

– Ale je­steś od­ważna, że zwró­ci­łaś im uwagę. Wszy­scy inni udają, że nic nie wi­dzą! – rzu­ciła ko­bieta.

Po­kój da­lej wi­ro­wał. Pe­tra le­żała na sta­rej, wy­sie­dzia­nej we­lu­ro­wej ka­na­pie z po­dusz­kami pod głową i ple­dem w kratkę na no­gach. Ktoś zdjął jej buty.

– Nie trzeba ka­retki – po­wie­działa. – Mam twardą głowę. Ale może tro­chę wody i kawy?

– Mie­li­śmy wła­śnie pić kawę. Dasz radę wstać?

Bo­lała ją noga i hu­czało jej w gło­wie.

– Nie, Vera – usły­szała przy­ja­zny głos męż­czy­zny. – Ma nie wsta­wać ani tym bar­dziej nic nie jeść ani nie pić. Musi szybko je­chać do szpi­tala. Gdzie ta prze­klęta ka­retka?!

Pe­tra się bała, ale czuła też coś in­nego. Miło było, że ktoś się nią zaj­mo­wał.

Znowu od­pły­nęła my­ślami i ze­mdlała.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: