Skoczek. Ryzykowne związki - ebook
Skoczek. Ryzykowne związki - ebook
JEDNO ZDARZENIE MOŻE POCIĄGNĄĆ ZA SOBĄ WIELE KONSEKWENCJI. Ludzka pamięć jest bardzo podatna na sugestie. Czasami nieprawdziwe informacje z zewnątrz mogą spowodować, że stworzymy fałszywe wspomnienia, tym bardziej gdy ktoś nie chce, by prawda wyszła na jaw. Mikołaj, ambitny sportowiec, ulega wypadkowi samochodowemu. Za wszystko obwinia młodą kobietę, która prowadziła drugi pojazd. Skoczek chce oczyścić swoje dobre imię, choć to nie będzie łatwe. Jest też pewny, że już spotkał tę dziewczynę. Amelia nie pamięta swojego życia. Przede wszystkim okazuje się, że jest mężatką. Dziewczyna stara się odzyskać pamięć, ale każde wspomnienie budzi jej niepokój. Kiedy pamięć zawodzi, wie, że musi w inny sposób dotrzeć do prawdy. Pod wpływem chwili Amelia i Mikołaj postanawiają sobie zaufać. Dokąd zaprowadzi ich ta droga? Czy wspólnie uda się im rozwiązać zagadkę?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-118-4 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MIKI
W drodze do domu słucham wiadomości sportowych i zerkam na radio, żeby je pogłośnić. Nagle widzę przed sobą światła; sekunda, która trwa wieczność. Skręcam kierownicą, noga odruchowo naciska hamulec i po chwili czuję już tylko uderzenie.
Odzyskuję świadomość. Jestem w samochodzie i nie mogę złapać oddechu. Zaczynam się szamotać z białym materiałem poduszki powietrznej. Ciągnę za klamkę i drzwi się otwierają, ale pas nadal trzyma mnie w siedzeniu. Naciskam przycisk raz za razem, w końcu zaczep puszcza i wypadam na ulicę. Łapię płytkie, upragnione oddechy i staram się podnieść. W obłokach kurzu unoszącym się na poboczu, dostrzegam w porośniętym trawą rowie jakieś czerwone auto. Dym wydostaje się spod maski.
Dwa motocykle zatrzymują się niedaleko. Podbiega do mnie obcy mężczyzna, coś krzyczy, ale w uszach mam tylko głośny szum. Po chwili jednak docierają do mnie jego słowa.
– Nie ruszaj się, karetka jest już w drodze!
Siadam na asfalcie i widzę, że z czerwonego samochodu ten drugi wyciąga jakąś dziewczynę. Układa ją na trawie, a jej brązowe włosy rozsypują się wokół zakrwawionej twarzy.
– Jest nieprzytomna! Ale żyje. Jak ten drugi? – krzyczy gruby, męski głos.
– Przytomny – odkrzykuje facet w czarnym kombinezonie, stojący koło mnie.
– Nic mi nie jest – mówię i znowu próbuję wstać.
– Pomogę ci. Usiądź na trawie i się nie ruszaj – nakazuje i pomaga mi wstać. – Masz w sobie tyle adrenaliny, że nie czułbyś nic, nawet gdybyś miał mózg na wierzchu. Wiem, co mówię. Jestem po dwóch wypadkach.
– Przeparkuj swój motocykl z drugiej strony i rozłóż trójkąt. Jesteśmy na środku tego zakrętu. Ja będę pilnował tej dziewczyny. – Odruchowo spojrzałem na młodą kobietę. Za młodą, żeby umierać. Powieki ma zamknięte, ręce leżą luźno wzdłuż szczupłego ciała. Dlaczego jest tylko w szortach i koszulce? Mamy październik.
Oba motocykle mrugają awaryjnymi światłami na środku drogi. Mężczyzna odchodzi, wsiada na jeden i przestawia go na drugą stronę zakrętu. Z oddali słyszę już syreny. Po kilku minutach na miejsce dojeżdżają strażacy, a zaraz za nimi karetka i policyjny radiowóz. Wokół zaczyna się kręcić mnóstwo ludzi.
Siedzę w swoim samochodzie, został ściągnięty już na pobocze.
– Źrenice w normie, brak widocznych obrażeń, kości ruchome, problemy z oddychaniem, możliwe, że to przez pas – stwierdza sanitariusz podczas krótkiego badania.
– Zabieramy dziewczynę, musi jak najszybciej trafić do szpitala. Drugi zespół jest w drodze – ratownik medyczny informuje funkcjonariusza, jakby mnie tutaj nie było. Zaczyna mi się kręcić w głowie.
– Nie trzeba, zadzwonię po swojego lekarza. Mogę coś zjeść? Jestem po treningu.
– Lekarze są w szpitalu. Jedziemy – rzuca na odczepnego sanitariusz i wsiada za kierownicę ambulansu, po czym odjeżdżają na sygnałach.
– Pan jest sprawcą zdarzenia? – pyta policjant.
– Nie. Ten samochód jechał prosto na mnie – wyjaśniam.
– Czyli sprawcą jest kobieta z czerwonego mercedesa?
– Na to wygląda.
– Nie możemy teraz przesłuchać drugiej strony. O dalszym postępowaniu i tak zadecyduje to, czy obrażenia ciała uczestnika zdarzenia będą wymagały leczenia dłużej niż siedem dni. Wezwiemy pana na komisariat w celu złożenia wyjaśnień.
– Procedury, rozumiem – oznajmiam.
– Jak się pan nazywa?
– Mikołaj Cadler.
Patrzę, jak zapisuje to, co mówię i na początku nazwiska stawia literę K. Chowam papierek po batonie do kieszeni.
– Przez C – informuję.
– Jak ten skoczek... Zaraz, to pan?
– Tak – mówię obojętnie.
Drugi ambulans dociera na miejsce i mam już wejść do środka, ale zatrzymuje mnie straszy mundurowy.
– Da pan radę dmuchnąć? Muszę sprawdzić trzeźwość.
– Tak – stwierdzam – przecież mówiłem, że nic mi nie jest.
Wyciąga alkomat i zakłada przezroczysty ustnik. Biorę głęboki wdech, przy którym teraz odczuwam ból, i dmucham jednostajnie.
Po chwili urządzenie pika, a po minie mężczyzny mogę się tylko domyślać, że coś jest nie tak.
– W wydychanym powietrzu znajduje się alkohol. Musimy z panem jechać na badanie krwi.
Kiedy policjant pokazuje mi mały ekran, alkomat wyświetla 0.20.
– Co? Mogę zadzwonić do ojca?
– Radziłbym zadzwonić do adwokata.
– Na jedno wychodzi.
AMELIA
Budzę się i chwilę zajmuje mi zorientowanie się, gdzie jestem. Leżę na metalowym, szpitalnym łóżku, a na głowie mam duży opatrunek z plastrem. W prawą dłoń jest wbity wenflon, do którego podłączone są wężyki od torebek z płynami. Monitor wyświetla funkcje życiowe. Staram się podnieść, ale nie mam siły. Co ja tutaj robię? Jakim cudem znalazłam się w szpitalu?
– Dzień dobry. Proszę leżeć spokojnie. Już wołam doktora. – Nade mną nachyla się starsza kobieta w niebieskim, medycznym uniformie, wypina szybko jedną torebkę i znika za drzwiami.
Po chwili do sali wchodzi wysoki mężczyzna w białym kitlu. Przeciera czoło pod ciemnymi włosami, a na szyi wisi stetoskop.
– Nazywam się Damian Orłowski i jestem pani lekarzem prowadzącym. Jak się pani czuje? – pyta bez jakichkolwiek emocji, jakbym przychodziła sobie tutaj poleżeć co dwa dni.
– Nie wiem. Dziwnie. Dlaczego tutaj jestem?
– Miała pani wypadek samochodowy, doznała pani urazu głowy i straciła przytomność. Doszło do wstrząśnienia mózgu, złamaniu uległa kość śródręczna w lewej dłoni, nie jest skomplikowane, więc użyliśmy opatrunku termoplastycznego. Ma pani wiele stłuczeń, w tym najbardziej ucierpiały żebra oraz lewa kończyna górna i dolna. Na szczęście nie ma żadnego urazu kręgosłupa.
Słucham, co do mnie mówi i nie dowierzam. Jaki wypadek? Dlaczego tego nie pamiętam?
– Kiedy to się stało?
– Dziś w południe. Spokojnie. Może być pani jeszcze pod wpływem szoku pourazowego. Podajemy leki przeciwbólowe, przeciwzakrzepowe, konieczne będzie też pozostanie parę dni na obserwacji w szpitalu. Ponownie zbada panią neurolog.
– Jechałam sama?
– Tak, prócz mężczyzny z drugiego samochodu nie było innych poszkodowanych. Pewnie policja będzie miała do pani kilka pytań. Proszę się nie martwić, podczas zdarzenia nie była pani pod wpływem żadnych środków odurzających, to już sprawdziliśmy.
– Co z nim?
– Lepiej niż z panią. Więcej powiedzieć nie mogę. Pani mąż jest już w drodze.
O czym on mówi? Jaki mąż? Biorą mnie za kogoś innego.
– Ja nie mam męża – oznajmiam, chcąc wyprowadzić go z błędu.
Lekarz patrzy na mnie podejrzliwie, jakbym go okłamywała.
– Pamięta pani jak się nazywa?
Boże, co to w ogóle za pytanie?
– Amelia Jabłońska.
– Ile ma pani lat?
– Dziewiętnaście.
– Co pani robiła ostatnio? Co pani pamięta?
Mam pustkę w głowię. Leżę i myślę, a doktor przygląda mi się z uwagą.
– Już wiem. Byłam z siostrą i naszym psem nad stawem. Uwielbia pływać. Pies – tłumaczę, kiedy widzę jego ściągnięte brwi.
– O tej porze roku? Mamy środek października. Z dokumentów, które miała pani przy sobie wynika, że ma pani skończone dwadzieścia lat, a po ślubie przyjęła pani nazwisko męża. Amelia Czarnyk – oznajmia.
Milczę. Staram się przyswoić to, co właśnie powiedział. Co oznacza, że mam skończone dwadzieścia lat i jest październik? Leżałam tu w śpiączce przez rok? Nie. Wyraźnie powiedział, że wypadek był dziś. Amelia Czarnyk. To jakiś koszmar, zaraz na pewno się obudzę.
– To niemożliwe. To nie jest prawda – odpowiadam ze łzami w oczach, które w końcu spływają mi po twarzy. O czym on do cholery mówi. Niech to będzie tylko zły sen…
– Spokojnie, pani Amelio. Proszę się nie denerwować. Takie sytuacje się zdarzają, szczególnie po urazach głowy. Sprawdzimy ponownie, czy nie doszło do uszkodzenia struktur mózgu. Najwidoczniej mamy do czynienia z amnezją pourazową, ale w większości przypadków to nie jest trwałe. Musi pani odpocząć. Mamy tu wielu specjalistów, którzy pani pomogą.
– Mogę zadzwonić do siostry? – pytam spanikowana. To najbliższa mi osoba i ufam tylko jej.
– Oczywiście. Siostro! Proszę przynieść telefon. Zostawię panią. W razie jakiejś potrzeby, wystarczy nacisnąć czerwony przycisk.
Po chwili ta sama pielęgniarka wręcza mi przenośną słuchawkę od stacjonarnego telefonu i od razu wybieram numer siostry.
– Przepraszamy, wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie. – Taki komunikat słyszę w słuchawce i łzy ponownie zaczynają płynąć po mojej twarzy.
– Odbierz, Wiktoria, proszę – szepczę, ponownie wybierając numer, ale znowu to samo. Telefonuję więc do rodziców. I jest sygnał! W brzuchu mnie ściska i czekam, aż ktoś z nich odbierze. Trzeci, czwarty, piąty… Nic. Dzwonię jeszcze raz. I tym razem też nikt nie odbiera, ale nagrywam się na sekretarkę.
– Mamo… To ja, Amelia. Jestem w szpitalu. Oddzwoń do mnie na ten numer – mówię błagalnie. – Jestem tutaj sama, boję się. Mam jakieś problemy z pamięcią. Nie wiem nawet, jak się tutaj znalazłam. Zadzwoń. Proszę.
Rozłączam się i oddaję telefon pielęgniarce, która czeka już w drzwiach.
– Mogę iść do toalety? – pytam przy okazji.
– Tak – odpowiada, zakręca małe pokrętło na rurce od leków i odpina je od wenflonu, przytrzymywanego przez biały plaster na mojej dłoni. – Pomogę pani wstać. Teraz jest jeszcze pani pod wpływem środków przeciwbólowych, ale kiedy leki przestaną działać, to niestety nie będzie tak kolorowo – oznajmia, machając głową z lokowaną krótką fryzurą.
– Dziękuję – mówię, kiedy wstaję na nogi. – Poradzę sobie. Gdzie jest toaleta?
– Naprzeciwko tej sali – informuje mnie i opuszcza pokój.
Bardzo powoli zmierzam do wyjścia. Zatrzymuję się w pół kroku, gdy za ścianą słyszę nazwisko, które wymienił wcześniej lekarz.
– Maksymilian Czarnyk. Moja żona miała wypadek – oznajmia tajemniczy głos. Popycham lekko białe drzwi i patrzę przez szparę. Widzę doktora i jakiegoś mężczyznę średniego wzrostu. Ciemne blond włosy, niewielki zarost, ubrany w garniturowe spodnie i niebieską koszulę. Czuję przerażenie na samą myśl o tym, że człowiek, którego nie znam, mógłby być moim mężem.
– Tak. Już się obudziła.
– Jak ona się czuje? Chce się z nią zobaczyć… I co z dzieckiem?
– Dzieckiem? Pana żona jest w ciąży?
– Tak! To szósty, może siódmy tydzień.
– Rozumiem. Przykro mi. Nastąpiło krwawienie z dróg rodnych. Wykonaliśmy badanie USG, ale nie było oznak ciąży. Uznaliśmy to więc za zbieg okoliczności i miesiączkę, ale… w tak wczesnym etapie ciąży mogło dojść do poronienia zupełnego. Organizm się oczyści. Proszę nie tracić nadziei. Pana żona jest zdrowa i młoda. Nie ma żadnych przeszkód, żeby w przyszłości starali się państwo o dziecko.
W tym momencie czuję napływ gorąca i upadam na podłogę.
Otwieram oczy i znowu leżę w szpitalnym łóżku. Dlaczego to nie może być tylko koszmar?!, krzyczę w myślach. Na krześle obok zauważam mężczyznę. Jest ubrany tak samo. Z wyczekiwaniem wpatruje się we mnie niebieskimi oczami. To nie jest twarz nastolatka, z pewnością jest ode mnie starszy.
– Kochanie… – mówi i jego oczy robią się szkliste.
Podnoszę się do pozycji siedzącej. Wtedy wstaje i poprawia mi poduszki za plecami.
– Dziękuję.
– Pamiętasz mnie? – pyta niepewnie.
Kręcę głową przecząco.
– Niestety. Nie wiem, kim pan jest – oznajmiam zgodnie z prawdą.
– To nic. Wszystko będzie dobrze. Wszystko ci opowiem.
– Mogę zadzwonić do siostry?
– Yyy… Tak. Tylko… Jak ja mam ci to powiedzieć.
– Co takiego?
– Twoja siostra nie rozmawia z tobą od roku. Pokłóciłyście się.
– To niemożliwe. A rodzice?
Mężczyzna wypuszcza głośno powietrze z płuc.
– Zerwałaś z nimi kontakt w momencie, gdy się wyprowadziłaś z domu. Zresztą nigdy nie mieliście dobrych relacji.
– To akurat pamiętam – przyznaję. Moje życie z nimi nie było usłane różami. – Gdzie się wyprowadziłam?
– Zamieszkaliśmy razem w dniu naszego ślubu – mówi i dopiero teraz zobaczyłam, że kręci złotą obrączką na serdecznym palcu.
Kiedy spostrzega, że się temu przyglądam, otwiera szufladę szpitalnej szafki i wyciąga drugi złoty krążek.
– Ta należy do ciebie. – Podaje mi obrączkę, więc biorę ją w dłoń. Wewnątrz spostrzegam grawer. Maks 12.09.2020
– Ja… Przepraszam. Mogłabym zostać sama? Potrzebuję sobie to wszystko poukładać. Właśnie się dowiedziałam, że mam męża i że całe moje życie wygląda inaczej niż je zapamiętałam.
– Rozumiem. Załatwię kilka spraw i wrócę tutaj jutro, dobrze?
– Dobrze.
– Potrzebujesz czegoś? Masz na coś ochotę?
– Nie… Dziękuję.
– Może… Zapisz sobie pytania. Wszystkie, jakie przyjdą ci do głowy. Postaram się na nie odpowiedzieć. Porozmawiam jeszcze z lekarzem. – Wstaje i całuje moje włosy. Moje ciało przechodzi lekki dreszcz. To przystojny mężczyzna. Ale czy nie jest dla mnie za stary? Jak to się stało, że wzięłam ślub?
– Ile masz lat? – pytam, zanim wyjdzie. Odwraca się z lekkim uśmiechem.
– Trzydzieści.
– Do zobaczenia – mówię i Maks znika za drzwiami.
MIKI
Kiedy lekarz kadry opuszcza salę, ojciec nadal chodzi w tę i z powrotem. Jest wkurwiony, to widać.
– Na szczęście nie masz żadnej kontuzji. Ale jesteś poobijany niczym bokser. Odpoczniesz tydzień, tak jak mówił doktor. Fizjoterapeuci się tobą zajmą, a później musisz wrócić do solidnych treningów.
– Igor. Mógłbyś przynieść kawę? Od tego wszystkiego już rozbolała mnie głowa – prosi mama.
– Przyniosę. Mnie też się przyda. Zadzwonię przy okazji do znajomego – mówi ojciec i wychodzi.
– Jak się czujesz, synku?
– W miarę, mamo. Nie wiem, po co mam tutaj zostawać.
– To tylko jeden dzień. Wytrzymasz – mówi z troską w oczach. – Miki. Powiedz mi jeszcze raz. Jak do tego doszło? Słyszałam, że dziewczyna, która prowadziła samochód była w ciąży.
– Tak mówią koledzy lekarze? Co ja mam z tym wspólnego? Przecież mówię, że to ona jechała wprost na mnie. Ledwo zdążyłem odbić.
– Nie, nie lekarze. Przypadkiem usłyszałam rozmowę jej męża na korytarzu. I nie myśl, że cię o coś obwiniam! Po prostu staram się zrozumieć całą tę sytuację.
– Czyli mi wierzysz?
– Oczywiście, że ci wierzę. Jednak tata obawia się, że zakończy się to procesem, jeśli ta kobieta będzie miała jakieś poważne obrażenia.
– To śmieszne. Omal mnie nie zabiła i jeszcze będzie się sadzić?
– Nie wiem, chyba chodzi o proces z urzędu.
– Jasne. Nie wiem, co to za dziewczyna, ale już mam jej dość. Wystarczy, że będę cały tydzień do tyłu z treningami.
– Może odpoczynek dobrze ci zrobi. Zbierzesz siły przed sezonem.
– Sama mówiłaś, że muszę się ukierunkować na jedną rzecz i na tym się skupić. Skupiam się na skokach. I nie znoszę, kiedy ktoś mi w tym przeszkadza. – Przewracam oczami i nie chcę dłużej już ciągnąć tego tematu. Wstaję z łóżka i podchodzę do okna, zaczyna robić się ciemno.
Ojciec wchodzi do szpitalnej sali z trzema kubkami kawy, ale jego humor nie wydaje się być lepszy. Czarny garnitur, biała koszula opięta na brzuchu i nieznacznie oprószone siwizną włosy nad ściągniętymi brwiami.
– Coś się stało? – pyta mama.
– Dzwoniłem do znajomego. Policja zebrała materiały dowodowe, ale nie ustaliła sprawcy. Kobieta z drugiego samochodu ma jakieś złamanie, więc nie będzie to kwalifikowane jako kolizja tylko jako wypadek drogowy.
– I co to oznacza? – Mama mimo wszystko zachowuje spokój.
– Prawdopodobnie wezwą obie strony na przesłuchanie i odbędzie się sprawa karna.
– Chyba że zgodnie z prawdą przyzna się do winy – oznajmiam. – Zresztą nie jest tak, że w razie wątpliwości co do okoliczności zdarzenia, uważa się, że to „osoba pokrzywdzona” jest winna spowodowania wypadku? – przypominam. Trochę nauczyłem się w tej jego kancelarii.
– A widziałeś kogoś, kto się przyznał do spowodowania wypadku? Wszystko ma swoje konsekwencje – odpowiada gorzko ojciec.
– Czyli będzie słowo przeciwko słowu? – mówię rozjuszony.
– Pewnie powołają biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków – mówi ojciec, coraz dosadniej gestykulując.
– I dobrze. Przecież nic nie zrobiłem.
– To może ciągnąć się latami. I tym zajmę się ja. Ty myśl o Pucharze Świata. Skup się na zawodach.
– Czy to możliwe, że ktoś chce po prostu wyciągnąć ode mnie odszkodowanie? – dopytuję.
– Żeby wyciągnąć odszkodowanie, najpierw trzeba wygrać sprawę karną. – Ojciec znowu sprowadza mnie na ziemię.
– Pesymiści! Dwaj pesymiści. Wydobrzej, odpocznij i dopiero wtedy wróć do sportu.
– Racja, nie ma co gdybać. Jedźcie do domu. Taka afera o nic.
– To tylko przejściowe, wszystko się ułoży, zobaczysz – uspokaja mama i czochra mnie po głowie jakbym miał trzy lata, a nie dwadzieścia trzy. Poprawiam ciemne włosy, przeczesując je na bok.
– Mamo… – mówię, karcąc ją wzrokiem, ale ona w odpowiedzi tylko się śmieje. I nic nie poradzę, że ten jej uśmiech jest zaraźliwy.
– Odpocznij. Na razie – mówi ojciec i oboje wychodzą.
A ja pewnie znowu sprawdzę, co nowego o mnie napisali. Media szaleją, a cała ta sprawa niszczy moją reputację. Nic nie zrobiłem, do cholery, więc to kto inny powinien się tłumaczyć.
AMELIA
Wieczorem do sali wchodzi jakaś kobieta, ale jej także nie rozpoznaję. Falowane, miodowe włosy, buty na obcasie, ciemne spodnie i obszerna długa marynarka w kolorze niebieskim, z paskiem w talii. Wygląda jakby wyszła właśnie z okładki jakiegoś magazynu.
– Dobry wieczór, mogę? – pyta, wskazując krzesło.
Kiwam tylko głową, więc podchodzi bliżej, po czym siada. Czy ją znam? Czy ona zna mnie?
– Kim pani jest? – pytam w końcu.
– Pracuję w CARO-MED, jestem psychologiem i jeśli możesz, jeśli czujesz się na siłach, to chciałabym z tobą porozmawiać.
– Dobrze.
– Mogę mówić ci po imieniu?
– Tak.
– Więc jak masz na imię?
– Amelia – odpowiadam i cieszę się, że w końcu znalazła się jakaś osoba, która wie o mnie mniej niż ja sama.
– Dobrze. Amelia – mówi i uśmiecha się nieznacznie. – Wiem, że jesteś teraz w bardzo trudnej sytuacji. W obliczu takiej tragedii możemy doświadczać wielu emocji: poczucia winy, złości do innych, żalu, smutku, rozczarowania. Szczególnie nam, kobietom trudno jest się pogodzić ze stratą. Chciałabym ci pomóc przez to przejść.
Straciłam gdzieś rok swojego życia. Ale czy ma znaczenie to, jakiej jestem płci?
– Nie wiem, co mam robić – przyznaję.
– Rozumiem i to jest zupełnie normalne. Poradzimy sobie z tym razem. Sama kiedyś doświadczyłam podobnej sytuacji, pracuję z wieloma kobietami po stracie dziecka. Mamy też grupę wsparcia…
Wybucham płaczem. Więc po to ją tu przysłali?
– Ja nie pamiętam żadnego dziecka! Nic nie pamiętam! Traci pani swój czas! – szlocham tak głośno, że aż pielęgniarka wchodzi do sali, ale po chwili zawraca.
– Co to znaczy, że nie pamiętasz? – Kobieta wpatruje się we mnie niebieskimi oczami.
– Nie pamiętam niczego, co się działo przez ponad rok mojego życia. Niczego.
– Miałaś dziś wypadek. Tego też nie pamiętasz?
– Nie. – Kręcę głową przecząco.
– Dobrze. Przepraszam. Zacznijmy od początku. – Kobieta patrzy na mnie ze współczuciem. – Czy podczas wypadku doznałaś urazu głowy?
– Tak. Lekarz twierdzi, że mogę mieć amnezję.
– Wszystko wskazuje na amnezje wsteczną. Ale… z jakiego dnia zapamiętałaś ostatnie wydarzenia?
– 21 sierpnia 2020. Byłam z siostrą.
– Gdzie?
– Niedaleko domu, nad Stawem Płaszowskim.
– Nie mieszkasz w Wiśle?
– Nie, w Krakowie. Dlaczego pani pyta?
– Jesteśmy w szpitalu w miejscowości Wisła.
Zaniemówiłam. Dlaczego wcześniej o to nie zapytałam? Dlaczego nikt mi nie powiedział?
– Jesteś zdziwiona, może też przerażona, ale poradzimy sobie z tym – kobieta kontynuuje. – Jest 15 października 2021 roku, znajdujemy się w Wiśle, miałaś dziś wypadek samochodowy. To wiemy na pewno. Postaram się pomóc ci odzyskać resztę wspomnień.
– Ale jak?
– Leczenie nie zawsze wygląda tak samo. Czasami objawy ustępują samoistnie. Najczęściej pacjent po pewnym czasie zaczyna przypominać sobie coraz więcej faktów z życia. Niestety to, kiedy pamięć wróci całkowicie, jest sprawą indywidualną.
– To jedyna dobra wiadomość tego dnia – przyznaję. – Dziękuję.
– Jest późno. Jeśli chcesz, możemy zacząć terapię już jutro. To moja wizytówka. – Zanim mi ją podaje, zapisuje coś na odwrocie. – To numer bezpośrednio do mnie, możesz dzwonić zawsze, kiedy będziesz potrzebowała porozmawiać.
Zerkam na napis „Nina” i pod spodem na dziewięciocyfrowy numer telefonu. Na odwrocie CARO-MED, godziny otwarcia, numer do rejestracji i zielona ilustracja.
– Dobrze – zgadzam się, bo w jakiś sposób wzbudza moje zaufanie. Kobieta wyciąga kalendarz i chwilę przegląda zapiski. Przekreśla coś długopisem.
– Może być jedenasta? Nadal będziesz w szpitalu?
– Tak. Nigdzie się stąd nie wybieram, chyba nawet nie mam dokąd – oznajmiam, a ona znowu coś notuje.
MIKI
Po nieprzespanej nocy sprawdzam, w której sali leży niejaka Amelia C. Na białej tablicy znajduję ją pod numerem 207. Nie czekając ani chwili, idę do tego pokoju, by rozprawić się z kimś, kto właśnie wywraca moje życie do góry nogami.
Pukam dwukrotnie i otwieram drzwi. Ogarniam wzrokiem pomieszczenie, a na łóżku jakby nigdy nic śpi sobie dziewczyna. Ona odpoczywa, a ja przez nią nie zmrużyłem oka. Jeszcze bardziej mnie to denerwuje.
Przyglądam się jej twarzy otulonej ciemnymi kosmykami włosów. Jest piękna, to muszę przyznać. Pełne usta, gładka opalona skóra i wachlarz ciemnych rzęs. Porusza się lekko i łapię się na tym, że nie mogę oderwać od niej spojrzenia. To taka syrena. Tyle że syreny wabiły głosem i pożerały tych naiwniaków, którzy ulegli ich powabowi. Ona wabi swoim pięknem i niszczy ludziom kariery. Ale spokojnie, jeszcze nie wie, że trafiła na lepszą wersję Odyseusza. Dziewczyna nagle otwiera duże, zielone oczy i jestem pewny, że widziałem już to spojrzenie.
– A ty to kto? – Siada na łóżku i marszczy brwi.
– Jeszcze pytasz? Widziałaś, co się dzieje w Internecie?
– Nie? – mówi niepewnie.
– Sprawdź, poczekam. Mam czas.
– Nie mam telefonu – odpowiada.
– Jest dwudziesty pierwszy wiek. Kto w tych czasach nie ma telefonu? Nieważne, zacytuję ci – mówię i wyciągam smartfon z kieszeni jeansów. – To same nagłówki: „Koniec kariery dwudziestotrzyletniego skoczka? Mamy zdjęcia z wypadku, który spowodował”, „Niepewny udział Mikołaja Cadlera w Pucharze Świata”, „Najlepszy polski skoczek oskarżony o spowodowanie wypadku, poszkodowana to dwudziestoletnia Amelia C.”, „Mikołaj Cadler prowadził pod wpływem alkoholu, znamy wyniki oficjalnych badań”. Wystarczy?
– Nie rozumiem – oznajmia i chyba sobie kpi.
– Czego nie rozumiesz? Jechałaś prosto na mnie, ten wypadek to wyłącznie twoja wina i ja tu jestem jedynym poszkodowanym. Kiedy zamierzasz się do tego przyznać?
– Jechałam prosto na ciebie? – pyta z wyrzutem. – Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła!
– Chryste! Szlag mnie trafi. Mogłaś mnie zabić, a teraz twierdzisz, że byś tego nie zrobiła?
– Piszą tam coś jeszcze o mnie?
– A jak myślisz?! – warczę.
– Nie wiem, ty mi powiedz. Skoczku.
– Nie? Nie wiem, jakie masz zamiary, ale radzę ci się przyznać do winy. W trakcie sprawy i tak tego dowiodę.
– Posłuchaj. Mogę tylko się domyślać, że chcesz wykorzystać moją amnezję, żeby zrzucić winę na mnie. Nic z tego. Nie wjechałabym w nikogo. Ja praktycznie nie jeżdżę samochodem, a jeśli już to nigdy nie przekraczam dozwolonej prędkości.
– Amnezję? Tak to sobie wymyśliłaś?!
– Niczego nie wymyśliłam! – mówi i jej oczy robią się szkliste.
Oddycham ciężko i staram się uspokoić. Patrzę, gdy obciera łzę.
– Widziałam cię już. Teraz pamiętam. Wpadłaś na mnie miesiąc temu…