- W empik go
Skradziony król. Przygody słynnego detektywa amerykańskiego - ebook
Skradziony król. Przygody słynnego detektywa amerykańskiego - ebook
Nick Carter – prowadzący podwójne życie detektyw z tanich amerykańskich powieści, wymyślony przez Ormonda Smitha i Johna Coryella. W Polsce wydano serię ok. 18 tłumaczeń z języka angielskiego powieści w cyklu „Nick Carter. Najsławniejszy Detektyw Ameryki”. W Niemczech, oprócz tłumaczeń oryginalnej serii pt. Nick Carter, składającej się 375 pozycji, wydawano w latach 1929-1930 także serię pt. „Der neue Nick Carter. Der Weltdetektiv”, składającą się z 44 prac niemieckich autorów. Początek tej serii (12 początkowych tytułów), był tłumaczony na język polski. (za Wikipedią).
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-336-0 |
Rozmiar pliku: | 90 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Niezmiernie doniosłe wypadki, które o mało co nie zepchnęły dwa państwa w odmęt strasznej wojny, jak wszystkie wielkie zdarzenia, miały zgoła niewinny początek.
Pewnego wiosennego poranka fotograf Stanisław Raczo, przedstawił ochmistrzowi dworu wydane przez ministerstwo pozwolenie na odwiedzenie zamku w celu sfotografowania Króla Illirji.
W jaki sposób nieznany nikomu fotograf otrzymał pozwolenie, którego odmawiano miejscowym zakładom, można było objaśnić sobie tylko tem, iż pozwolenie owo było sfałszowane, choć i takie tłumaczenie nie dawało jeszcze odpowiedzi na pytanie, skąd ono pochodziło, tembardziej, że następnie stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, iż dokument był bezwzględnie autentyczny, zaopatrzony był bowiem na jednym z rogów w umówiony tajny znak.
Zdjęcie odbyło się przy zachowaniu zwykłego ceremonjału i zwykłych ostrożności.
Tajny policjant ani na chwilę nie odstępował fotografa.
Czterej urzędnicy rozstawieni byli w czte- rech rogach sali i bacznie śledzili każdy ruch fotografa.
Z niedopuszczalną wprost powolnością rozstawiał on swój aparat, badał oświetlenie, zsuwał i rozsuwał portjery, czuł się wogóle panem sytuacji: szeptem zwrócił się nawet do towarzyszącego mu policjanta, aby pozwolił mu z innej strony zbliżyć się do Króla.
Tego odmówiono mu naturalnie, gdy jednak nastawał dalej, pozwolono mu podejść do Króla nieco bliżej, niż na przepisowe 3 kroki.
Wzruszając ramionami, przystąpił wreszcie do zdjęcia. Zwyczajowe „proszę o miły wyraz twarzy“ zostało naturalnie usunięte z repertuaru.
Trach!... Zdjęcie zostało dokonane. W dziesięć minut potem fotograf opuścił zamek...
W kilka dni jednak po tym fakcie zaczęły się dziać rzeczy niezwykłe. Kontrola graniczna została do tego stopnia obostrzona, że ze wszystkich niemal poselstw nadchodziły codziennie skargi na szykany straży granicznej. Dziennik anarchistyczny został zawieszony, w kołach rewolucyjnych dokonano licznych aresztowań. Na wszystkich rogach ulic stały posterunki w ostrem pogotowiu. Odlot samolotów pasażerskich został wstrzymany, że jednak codziennie przylatywały nowe, lotnisko było formalnie zapchane. Jak ciężkie chmury kłębiły się nad stolicą groźne roje wszelkich pogłosek i plotek. Mówiono, że bank państwa został okradziony, że jedna z księżniczek wyjechała potajemnie, że bankierowi amerykańskiemu Morganowi skradziono dziesięć sztab złota. Nikt nie wiedział, co się stało rzeczywiście, więc każdy wiedział coś napewno.
W kilka dni potem w nowojorskiem „Evening Post“ ukazała się wiadomość pod sensacyjnym tytułem: „Król Illirji skradziony“.ROZDZIAŁ 2.
Depesza, wysłana z Illirji, przybyła do Paryża, powędrowała stamtąd do Madrytu, a wreszcie na Lido. Tam została ona doręczona pewnemu panu wysokiego wzrostu, około lat trzydziestu, mocno opalonemu przez południowe słońce.
Depesza była zaadresowana do Nicka Cartera i zawierała tylko trzy wyrazy, które brzmiały krótko: „Król Illirji zniknął“. Jako podpis widniało pod depeszą nazwisko prezesa ministrów.
W godzinę potem lekki samolot sportowy uniósł się z lotniska i w karkołomnem tempie pomknął z Nickiem Carterem do Illirji.
Prezes ministrów odetchnął głęboko, gdy mu doniesiono, że Nick Carter jest już w drodze. To, czego pragnął od samego początku, miało urzeczywistnić się dopiero teraz, po upływie ośmiu dni.
Wszyscy słyszeli zapewne o Nicku Carterze, wielu znało go nawet, ale mało kto miał sposobność oglądać jego prawdziwe oblicze. Jako mistrz charakteryzacji ukrywał się on stale pod coraz to innemi maskami i stawał się przez to nieuchwytnym.
Wskutek tego stał się on wkrótce legendarną postacią: wiele osób przypuszczało, że jest on wymysłem literackim, połączeniem w jednej osobie właściwości tysiąca jednostek. A jednak był on takim samym człowiekiem jak my i miewał swe wesołe i smutne godziny...
Z trudem wynaleziono na zapchanem lotnisku wolne miejsce, aby Nick Carter mógł wylądować. Przed lotniskiem oczekiwało auto. Dokładnie w czternaście minut po wylądowaniu wjeżdżał już Nick Carter do bramy zamkowej.
Nie dano mu nawet tyle czasu, by mógł przebrać się; w zapylonym kostjumie poprowadził go oficer służbowy przez puste schody i komnaty do okrągłej sali, w której przy świetle świecznika siedziała za ogromnem biurkiem jakaś postać kobieca.
– Serdecznie witam pana na ziemi Illiryjskiej, ozwała się królowa Illirji. Jesteśmy w ogromnym kłopocie. I naturalnie natychmiast pomyśleliśmy o panu. Nick Carter pochylił się nisko, z rycerską galanterią całując wyciągniętą doń rękę.
– Żałuje tylko, iż wcześniej nie było mi dane usunąć troski z nad głowy Waszej Królewskiej Mości.
– Wówczas w Raguzie miał pan istotnie prawo powiedzieć o sobie: veni, vidi, vici! Przyszedłem, spojrzałem, zwyciężyłem! Ale mam nadzieję, że i tym razem nie zawiedzie pan naszego zaufania.
Właściwym jej ruchem odrzuciła głowę wtył i wskazała oczyma na trzech panów, którzy trzymali się w pełnem szacunku oddaleniu,
Przedstawiła ich kolejno: prezes rady ministrów, minister sprawiedliwości i minister wojny.
– Siądźmy, dodała i usiadła sama, a za jej przykładem czterej panowie zajęli miejsca dokoła małego stolika. Na nowe jej skinienie zabrał głos prezes rady ministrów.
– Na życzenie Jej Królewskiej Mości zwróciliśmy się do pana, panie Nick Carter z prośbą, aby dopomógł nam pan w odnalezieniu zaginionego Króla Illirji.
4-go marca, a więc akurat przed tygodniem, o godzinie 10-ej i pół Król był widziany poraz ostatni przez kamerdynera i dwóch wartowników. Następnie sala została zamknięta. Warta pozostała przez całą noc pode drzwiami. Wartownicy są ludźmi nieposzlakowanymi i od wielu lat pełnią swą odpowiedzialną służbę bez zarzutu. Jakiekolwiek podejrzenia co do nich są wykluczone. Zresztą posiadają oni tylko jeden klucz, drugi zaś odnosi kamerdyner do pokoju Jej Królewskiej Mości, gdzie nazajutrz znaleziono go na tem samem miejscu.
Sala ma tylko jedno wyjście, te właśnie drzwi, koło których przez całą noc czuwa warta. Przewodów kominowych niema w niej wcale. Okna są zakratowane, ściany były kilkakrotnie, lecz daremnie badane w przypuszczeniu iż mogą w nich istnieć ukryte drzwi. Sala sama znajduje się na parterze w starej części zamku. Nie wykryto też żadnych śladów włamania. Drzwi i okna są nienaruszone. Zniknięcie więc Króla Illirji jest zwłaszcza z tego powodu niezmiernie przykre... zająknął się.
Królowa referowała dalej sama: – Musi pan wiedzieć i o tem. Chcielibyśmy jednak, aby zatrzymał pan to przy sobie. W chwili obecnej prowadzimy rokowania z pewnem konsorcjum amerykańskiem w sprawie pożyczki. Tymczasem wobec zniknięcia Króla Illirji musiałyby uledz pewnej zwłoce. Nadomiar złego mamy obecnie nieurodzaj w kraju. Zatroskana pochyliła głowę.
Nick Carter odparł, unosząc się lekko z fotela:
– Znając obecnie niebezpieczeństwo, w jakiem znajduje się Illirja, ze zdwojoną energją zabiorę się do wyświetlenia tej przykrej zagadki.
Królowa uprzejmie kiwnęła mu głową: – Jestem zadowolona. Wiedziałam, że nie zapomni pan Raguzy, odrzekła.
Powstała, wszyscy poszli za jej przykładem. Na pożegnanie podała znów rękę Carterowi, i rzekła serdecznym tonem: Mam nadzieję, że da nam wkrótce znać o sobie. Bankierzy zgodzili się na krótką zwłokę.
Wyszła, a Nick Carter patrzył jeszcze chwilę w ślad za nią.
Wychodząc z sali, detektyw odezwał się do prezesa ministrów. – Co się stało z fotografem Raczo? Czy mógłby mi pan powiedzieć, gdzie on mieszkał?
– Mieszkał?.... On mieszka tu jeszcze. Naturalnie jest pod obserwacją. Ale skąd pan wie już o nim?
– Przed przybyciem na miejsce informuję się zawsze o szczegółach sprawy, którą mam się zająć, abym następnie odrazu mógł wziąć się do pracy.
Gdzie więc mieszka ten człowiek?
– Plac Selima 2....
– Dziękuję. – Dziwne, mruknął następnie do siebie. To obala wszelkie domysły.ROZDZIAŁ 3.
W towarzystwie prezesa rady ministrów przechodził Nick Carter następnego ranka szerokie korytarze zamkowe. Komnaty urządzone były z nadzwyczajnym przepychem, wszędzie stały warty, które z szacunkiem ustępowały na widok premjera.
Doszli wreszcie do niewielkiej sali, wyglądającej na poczekalnię.
Przy następnych drzwiach dwóch uzbrojonych ludzi stało na warcie. Ogromne pieczęcie, widniejące na drzwiach, wskazywały, że są już u celu swej drogi.
Na znak, dany przez premiera obaj odsunęli się ode drzwi. Pieczęcie wyobrażały herb państwa Illiryjskiego. Były nienaruszone.
Zerwał je, w zamku zgrzytnął klucz, ciężkie drzwi rozchyliły się na zawiasach, oczom wchodzących ukazała się duża, z przepychem urządzona sala.
Nick Carter zatrzymał się przy drzwiach. Zapewne nie znajdzie tu nic szczególnego, ale może uda mu się przynajmniej logicznie odtworzyć scenę, jaka musiała się tu rozegrać.
Sala miała formę kwadratu, ściany były prawie puste, zrzadka tylko rozmieszczono na nich niewielkie obrazy. W lewej ścianie znajdowały się trzy okna, mocno okratowane. W czterech rogach stały wygodne fotele, pośrodku zaś wznosił się masywny postument, mający około 70 centymetrów wysokości i ze dwa metry obwodu. Udrapowana malowniczo spadała z niego ciężka, brokatowa materja. Postument był pusty.
Stąd zniknął słynny Król Illirji.
Po dwóch godzinach wytężonych poszukiwań przekonał się Nick Carter, że ściany i okna były nienaruszone i nie zawierały żadnych sekretów. Masywne sklepienie wymagało jeszcze gruntownego zbadania od strony znajdujących się nad niem apartamentów. Staranne opukiwania nie wykazały również nic podejrzanego pod posadzką.
Postument zrobiony był z jednego bloku granitu i nie dawał żadnych powodów do jakichkolwiek podejrzeń. Wobec tego przestępstwo mogło być dokonane jedynie tylko z zewnątrz.
Ale jak? którędy?
Detektyw jeszcze raz obejrzał się dokoła. Początkowa jego praca była skończona. Twarz jego była marmurowo niema, gdy wyszedł do oczekujących nań ministrów.
– Znalazł pan coś? zapytał, nie kryjąc swego wzburzenia, premjer i odciągając go na stronę, dodał: Czy domyśla się pan już, w jaki sposób....
Nick Carter zaśmiał się. – Jasnowidzem nie jestem. Muszę najpierw porządnie popracować, a potem dopiero biada sprawcom przestępstwa!
Przy ostatnich słowach głos jego nabrał twardości stali.
Jak przystało na wytrawnych dworaków, żaden z trzech ministrów najlżejszem drgnieniem twarzy nie zdradził swych myśli.
Nick Carter wyraził chęć zwiedzenia sali znajdującej się nad komnatą Króla, gdzie też zaprowadzono go natychmiast. Sala ta była również prawie pusta, tylko dokoła stały fotele, cały środek zaś był pusty. Detektyw przemierzył go kilkakrotnie krokami wszerz i wzdłuż, pilnie badając posadzkę, poczem wzruszając ciągle ramionami, kazał zaprowadzić się do piwnicy.
Tutaj wznosiły się potężne kolumny. W tem miejscu, gdzie według obliczeń Cartera, musiał znajdować się postument stał olbrzymi słup z takiego samego granitu. Być może, że był to ten sam blok, który przechodząc przez posadzkę, tworzył u góry postument.
To było wszystko, co mógł zaobserwować.
Kazał następnie odprowadzić się do hotelu, a choć nie odczuwał wyczerpania, postanowił posilić się, aby nabrać siły do dalszej pracy, z której trudności zdawał sobie sprawę.
Z apetytem zabrał się do obiadu, przyrządzonego na sposób wschodni i zajęty własnemi myślami, nie zwrócił uwagi na dwoje czarnych, jak węgle, oczu, które obserwowały go pilnie.