Skrywane marzenia - ebook
Skrywane marzenia - ebook
Małżeństwo księżniczki Tobi i księcia Akila to układ, który zawarli, by on mógł otrzymać rodzinny majątek, a ona – zyskać wolność od ojca tyrana. Zaraz po ślubie rozstają się, by realizować swoje plany i marzenia. Tobi skrycie kocha Akila, lecz wie, że nie może liczyć na wzajemność z jego strony ani wspólne życie. A jednak trzy lata później pojawia się nadzieja. Po nagłej śmierci brata Akil musi wrócić do kraju i objąć rządy. Potrzebuje u swego boku małżonki…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9783-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Badagry, Nigeria_
Nadszedł czas panny młodej. Mimo niebotycznie wysokich szpilek wysadzanych małymi rubinami, księżniczka Tobi Obatola lekkim krokiem płynęła po kamiennej posadzce. Rozglądała się wokół, choć widok nieco jej przysłaniała delikatna woalka przetykana nićmi ze szczerego złota.
Nie musiała się martwić. Towarzyszyły jej druhny. Wokół unosił się delikatny zapach drogich perfum – mieszanki róży wodnej i cytrusów. Na gościach wszystko to sprawiało wrażenie, że do przodu sunie jedna wielka pachnąca i obsypana złotem masa kobiecych ciał. Dwie druhny wdzięcznym krokiem sunęły za Tobi. Dwie inne tuż obok niej gotowe doprowadzić księżniczkę Gbale do czekającego na nią pana młodego. Za chwilę Tobi miała stracić ten tytuł i przybrać nowy – księżniczki królewskiej krwi księstwa Djoboro.
Zgromadzeni wokół dostojni goście czekali, by obsypać młodą parę deszczem złotych monet. Był to ślub, jakiego Nigeria dawno nie widziała.
Uszu Tobi dobiegł głos z ustawionych wzdłuż ścian głośników.
„Nasza panna młoda, córka Jego Królewskiej Mości, który sam zaszczycił nas swoją obecnością!”
Tobi ledwie zdołała stłumić ironiczny uśmiech. Nawet podczas ślubu córki król nigeryjskiego księstwa Gbale musiał zadbać, by to on był bohaterem wieczoru. Rzuciła wzrokiem w stronę swojej starszej siostry Kemi. Ta przesłała jej pełne ciepła, ale i ostrzegawcze spojrzenie.
– Zachowuj się – odczytała Tobi z ruchu jej warg.
W odpowiedzi siostrze potrząsnęła głową. Ten drobny gest sprawił, że wysadzane rubinami złote kolczyki Tobi przez chwilę zatańczyły i błysnęły jak gwiazdy. O tak, dziś z pewnością się zachowa!
Na tę chwilę czekała od lat.
A może przez całe życie.
Muzycy trzymający pod pachami swoje _dundun,_ bębny o kształcie klepsydr, zaczęli wybijać nęcący rytm, który nabierał tempa z chwili na chwilę. Miał on przyspieszyć pochód panny młodej i jej świty w stronę pana młodego. Tobi łączyła drobne kroczki skromnej panny młodej z wdzięcznym ruchem talii doświadczonej kobiety. Jej biodra falowały. Lekko sunęła do przodu, wachlując się wachlarzem, z którego niemal do ziemi zwisały złote nitki z nawleczonymi na nie rubinami.
Główny bębniarz ogłosił przybycie Tobi. Dźwięczny język joruba brzmiał w jego ustach jak żywy potok słów. W ten sposób zachęcał gości i członków rodziny królewskiej do przywitania panny młodej.
– Tańcz, nasza panno młoda, tańcz! To twoje święto! – melodyjnym głosem zaintonował starą pieśń weselną.
W ogromnej długiej sali rozległy się oklaski. Strzeliły korki od szampana. Tobi zaczęła tańczyć, wyrzucając ręce w górę.
Ale w głowie miała tylko jedną myśl: Udało się. Jestem wolna.
Wolna od ojca tyrana. Wolna od życia pod kluczem przerywanego tylko krótkimi chwilami radości, gdy, przekupując drogą biżuterią pałacowych strażników, udawało jej się wymknąć z pałacu, by spędzić noc na tańcach.
Gdy tanecznym krokiem płynęła przez salę, wspomnienia powoli zacierały się gdzieś w zakamarkach świadomości. Zastępowała je rzeczywistość. Kątem oka Tobi widziała okrągłe stoły dla gości. Na środku każdego z nich stał wysadzany rubinami wielki puchar z różami. Sztućce i talerze były ozdobione cienkimi jak pajęczyna misternie rzeźbionymi złotymi listkami. Członkowie rodziny królewskiej mieli na sobie ręcznie wyszywane eleganckie mundury zwane _aso ebe_.
Wszyscy goście trzymali w rękach telefony komórkowe lub tablety, którymi filmowali tę pełną niezwykłego przepychu uroczystość. Na końcu sali stał on – pan młody – i jego książęca świta. Miał na sobie powłóczyste błyszczące szaty w kolorze czerwieni rubinu. I tylko on naprawdę się liczył. Książę Akil Al-Hamri z Djoboro. Obok niego stał jego brat książę Malik.
Obaj mieli łagodniejsze charaktery od ich ojca króla Al-Hamriego III, który tego wieczora zasiadał na replice wielkiego tronu, który służył mu w Djoboro. Patrząc na nich, nikt nie mógł mieć wątpliwości, że cała trójka jest odlana z tego samego stopu. To małe północnoafrykańskie księstwo leżało tuż przy wybrzeżach Maroka. Legenda głosiła, że założyli je potomkowie historycznego Mansa Musy, który wieki temu opuścił ciągnącą z pielgrzymką do Mekki karawanę. Później wraz z towarzyszami długo tułał się po pustyni w poszukiwaniu morza, aż w końcu doń dotarł i nad brzegiem zbudował małą osadę. Uważny obserwator zauważyłby u ludzi Djoboro ślady ich malijskich przodków. Widać je było w dumnie wychylonej do przodu szyi, pełnych ustach i łagodnie brązowawej skórze – o ton lub dwa ciemniejszej od ich marokańskich sąsiadów. Jednak zawierane przez wieki mieszane małżeństwa poddanych obu krajów stworzyły oszałamiającą różnorodność ludzkich typów. Kobiety były piękne. Mężczyźni byli smukli i wspaniale zbudowani. Jak pierwsi nomadzi.
Akil był wyjątkowym dowodem tej niezwykłej wędrówki genów. Tobi spojrzała na niego i przez chwilę poczuła, jak schną jej wargi. Na chwilę mocno zacisnęła usta. W wieku dwudziestu jeden lat powinna już umieć odrzucić dziewczęce zakochania tam, gdzie ich miejsce – między karty pamiętników disnejowskiej księżniczki.
Tobi doszła do marmurowego podwyższenia, gdzie stali głównie mężczyźni.
Znała ceremoniał na pamięć. Uklękła przed ojcem. Gdy nad jej głową odmawiał modlitwy, skromnie zamknęła oczy. Swoje modły odmówiła też macocha. Jej głos brzmiał nisko i sztucznie taktownie. Nic dziwnego, bo przez lata na próżno próbowała naśladować spontaniczny charakter Tobi.
Swoje modlitwy odmówił też król Djoboro. Były krótkie i płynęły z serca. Gdy skończył, uniósł dłonią podbródek Tobi i spojrzał jej twarz.
– Jestem szczęśliwy, że nasze dynastie się jednoczą – powiedział głośno, tak by słyszano go w całej sali. – Król Gbale jest moim przyjacielem od czasów szkolnych. Teraz nasze dzieci razem znajdują szczęście i wspólną drogę. To wielka radość na moje stare lata.
Tobi wstała z kolan, podeszła do Akila i z szacunkiem schyliła przed nim głowę. Czuła pod szpilkami twardy marmur, od którego wiało chłodem. Miała poczucie, że sztywnieje od niego jej wyszywana perłami suknia ślubna.
Nie unosząc woalki, spojrzała na twarz Akila. Malował się na niej stoicki spokój, choć w kącikach usta tańczył cień lekkiego porozumiewawczego uśmiechu. Akil wiedział, w jakiej cichej zmowie uczestniczy. Smukłymi palcami ujął rąbek jej woalki i uniósł ją do góry.
Przez tłum gości przebiegło głośne westchnienie.
– Udało się, Tobi – szepnął przez zaciśnięte zęby.
I głośno, żeby wszyscy słyszeli, dodał własne życzenia. Zdrowia, długiego życia i dzieci.
Na jej twarzy zapłonął rumieniec. Nie były to życzenia dla niej, bo oboje mieli się rozwieść tak szybko, jak to tylko możliwe. Taka była umowa. Akil wziął z nią ślub, by dostać spuściznę i stać się pełnoprawnym królewskim dziedzicem. Ona z nim – by zyskać wolność. Nie pobierali się z miłości. Ta bajka nigdy nie miała mieć szczęśliwego zakończenia. Nie było po co z nadzieją patrzeć Akilowi w oczy, wspominając swoje dawne dziewczęce w nim zakochanie. Nigdy nie będą razem. Nie w ten sposób. Co z tego, że był wysoki i smukły? Wyrzeźbiony jak młody bóg? Obdarzony uroczym dołkiem w brodzie, który gdyby nie to, że był sporej wielkości i świadczył o pewności siebie Akila, wyglądałby może absurdalnie? Tobi nie miała powodu, żeby wyobrażać sobie, jak czułaby się w ramionach tego pięknego mężczyzny lub w jego łożu.
Nie miała czasu myśleć. Akil skończył mówić. Drżącymi rękoma Tobi założyła mu na głowę ceremonialne przybranie. Potem włożyli sobie na palce obrączki i z uczuciem ulgi odwrócili się w stronę klaszczącego tłumu. Byli podekscytowani. Wreszcie skończyła się sztywna ceremonia. Nadszedł czas tańców i biesiady.
Tobi została żoną.
Ale nie to było najważniejsze.
Była wolna!
– Cholernie męcząca droga do nocy poślubnej, bracie – Akil usłyszał głos Malika.
Zamrugał, wciąż jeszcze oszołomiony weselną wrzawą. Spojrzał na starszego brata. Ogromna sala specjalnie wynajętej dla króla Djoboro i jego świty rezydencji już prawie opustoszała. Większość drużbów i jego przyjaciół poleciało wynajętymi samolotami do stolicy kraju Logos na wędrówkę po nocnych klubach. Akil domyślał się, że po paru drinkach niejeden wyląduje tej nocy w ramionach jakiejś pięknej Nigeryjki.
Sam miał zgoła inne plany.
– Czemu nie poleciałeś z innymi do Lagos? – spytał Malika, pakując do niewielkiej torby podróżnej dwie śnieżnobiałe koszule. Zwykle pakowaniem jego rzeczy zajmował się służący, ale dziś Akil potrzebował dyskrecji. Rankiem miał po cichu wylecieć z Lagos i musiał być na lotnisku o świcie. Tylko on i sowicie opłacony pilot djoborskich Królewskich Linii Lotniczych znali cel podróży.
– Jamila by mnie zabiła, gdybym włóczył się z nimi po nocnych klubach – odparł z uśmiechem Malik. – A ty co? Planujesz ucieczkę? – dodał, wskazując głową na torbę Malika.
– Moja sprawa, co planuję – odparł szorstko Akil.
– Gdzie panna młoda? – nie ustępował Malik.
Akil spojrzał na swój złoty, wysadzany rubinami zegarek. Tobi była pewnie w swoich pokojach i robiła dokładnie to samo – pakowała walizkę. Ich tajny plan zakładał, że pod osłoną nocy polecą do Lagos. Oficjalnie, by tam zacząć miesiąc miodowy. To była wersja dla mediów. W rzeczywistości Tobi już kupiła bilet do Dubaju, gdzie miała wielu przyjaciół.
Nikt nie miał pojęcia, że „zakochani państwo młodzi” polecą ze stolicy Nigerii w zupełnie innych kierunkach.
Akil spojrzał na Malika. Brat był w dobrym humorze, ale popatrywał na Akila nieco podejrzliwie. Malika zbiło z tropu nagłe pragnienie ożenku brata. Nie wierzył, że Akil aż tak zakochał się w Tobi. Od tego czasu Malik zachodził w głowę, po co naprawdę bratu ten ślub.
Ale ten miał w nosie domysły Malika.
Nie obchodziło go, co myśli rodzina. Wreszcie zaczynał własne życie. Czekał na tę szansę równie niecierpliwie, co Tobi na swoją. Ucieczkę planował drobiazgowo przez parę ostatnich lat. Czekały go ekscytujące wyzwania biznesowe. Od dzisiaj miał polegać tylko na swoich talentach, a nie na sławie kogoś, kto czeka na swoje miejsce na tronie Djoboro. Wiedział zresztą, że nigdy na nim nie zasiądzie. I wcale tego nie pragnął. Spędził całe lata pod irytującym wzrokiem Malika. W niczym nie pomagał też ich ojciec Al-Hamri III. O pewnych zbyt mrocznych nawet dla niego sprawach Akil nigdy z bratem nie rozmawiał. Spróbował raz jeden, ale dziś wieczorem nawet nie chciał pamiętać, jak żałośnie skończyła się ta próba.
Olśniewający przepychem pałac władców Djoboro krył mnóstwo mrocznych tajemnic. Jedną z nich było właśnie to, jak traktowano samego Akila, drugiego królewskiego syna. Akil bardzo kochał swój kraj. Tak bardzo, że pozostawał w nim jeszcze długo po tym, gdy gospodarczo księstwo zaczęło chwiać się na nogach. Ale wszystko ma swoje granice. Akil wiedział, że właśnie wybiła jego godzina.
– Tobi jest u siebie – odezwał się znów Akil. – I też się pakuje. Chyba mamy prawo do prywatności po całym tym przedstawieniu?
– Ach tak…
Malik był na tyle przyzwoity, że potrafił udać zakłopotanie.
– Nie bój się bracie. Książę zaprzaniec tym razem nie czmychnie. Nie narobię ci kłopotów.
– Akil.
– Wiesz co? Daj spokój choć w dniu mojego ślubu.
Akil posłał bratu sardoniczny uśmiech, zarzucił torbę na ramię i wyszedł z sali.
Nawet na niego nie spojrzał.
Gdy opuszczał rezydencję, wokół panowała już cisza. Nawet zwykle głośne w nocy cykady zdawały się odpoczywać po hucznych zaślubinach książęcej pary. Akil stanął, odetchnął głęboko i spojrzał na rozgwieżdżone niebo.
Nagle usłyszał odgłos otwieranych drzwi.
– Limuzyna już jedzie pod bramę. – Tobi na chwilę zawiesiła głos. – Ruszasz?
– Ty też. Do Dubaju, tak?
– Tak. – Tobi mimowolnie poprawiła palcami swoją ślubną koafiurę, którą wciąż miała na głowie.
– Czym lecisz? – zapytał.
– Liniami Etihad.
– Mam nadzieję, że klasą biznes.
– Dzięki twojej hojności – odparła.
Nawet w ciemności dostrzegł, jak Tobi obnaża w uśmiechu szereg śnieżnobiałych zębów.
Wypłacił jej potężną sumę. Jednak po ślubie sam miał otrzymać majątek powierniczy, przy którym pieniądze te były po prostu śmieszne. Wbrew sobie Akil nagle poczuł się niezręcznie.
Znał Tobi prawie od dziecka jako córkę przyjaciela ojca. Patrzył, jak dorastała i z dziewczynki stawała się młodą dziewczyną. Latami brali udział w tych samych przyjęciach i imprezach na dworach swoich ojców. Pamiętał ją głównie jako czarującą i śliczną dziewczynkę, której nigdy nie zamykały się usta. Zawsze miała coś do powiedzenia. Sam był wtedy chłopakiem i niezbyt zwracał na nią uwagę.
Poza jednym zajściem, gdy doszło do niego, jak buntowniczą naturę ma Tobi. Jego ojciec i Malik rozmawiali o wizycie u króla Gbali, podczas której stary król narzekał, że starsza córka, Kemi, jest do rany przyłóż, a Tobi to dla niego prawdziwe skaranie boskie.
– Nie mogę się doczekać, kiedy stanie się kłopotem innego mężczyzny, a nie moim – powiedział wtedy ojciec Tobi.
Akil odczuł to na własnej skórze, gdy tego samego wieczora spotkał nieletnią wciąż Tobi na mieście pod jednym z nocnych klubów. Djoboro słynęło z bogatego nocnego życia. Miał wtedy osiemnaście lat, ona musiała mieć piętnaście. Miała na sobie wyzywający makijaż i strój, który, jak pewnie sądziła, dodawał jej lat.
– Nie miałeś być na balu weteranów? – warknęła w jego stronę.
– A ty nie w łóżku ze swoim pluszowym misiem? – odparował.
Rozbawiła go. Jawne zlekceważenie książęcych obowiązków nie świadczyło o nim zbyt dobrze, lecz Akil wiedział, że gdy w balu uczestniczy Malik, jego samego nie będzie żałował nawet pies z kulawą nogą. Jednak niedorosłemu jeszcze dziewczęciu nic do tego. To, że w tym wieku musiał chyłkiem czmychać na noc, i tak było dla Akila rzeczą wystarczająco wstydliwą. Tobi przynajmniej rozumiała niuanse afrykańskiej kultury. Jawny bunt zawsze był w niej źle widziany. Zwłaszcza w przypadku królewskiego syna.
Jednak nie miał ochoty tłumaczyć się przed Tobi.
Zmrużyła oczu, a ich spojrzenia na chwilę się spotkały. Po chwili zarzuciła na ramię nieprzyzwoicie drogą designerską torebkę.
– Będę siedzieć cicho, jeśli i ty będziesz – rzuciła.
W pierwszym odruchu chciał roześmiać się jej w twarz. Ale powstrzymała go szczerość jej słów.
– Jak wrócisz? – zapytał.
– Już zamówiłam taksówkę – odparła, machając przed nosem telefonem ozdobionym złotem i kością słoniową.
– Dobrej zabawy!
Wsadził ręce w kieszenie i odszedł. Ale po chwili ze śmiechem rzucił przez ramię.
– Jeszcze coś, Tobi. Jak wrócisz, wysiądź przy północnej bramie. Na straży stoi Ahmed. Będzie milczał jak grób. Inni plotkują jak baby.
Dziś imprezowa księżniczka była jego żoną. I oboje właśnie wprowadzali w życie plan wielkiej ucieczki. On – żeby być sobą. Nie kimś przywiązanym tylko do korony. A Tobi? Czego pragnęła? Kilka lat temu z desperacją w głosie wyznała mu, że pragnie wolności. Pamiętał tę chwilę. Rozmawiali na przyjęciu weselnym po ślubie Kemi. Twarz Tobi zdradzała przygnębienie. Akil był już po kilku drinkach, więc zdobył się na odwagę.
– Będę za nią tęsknić – powiedziała Tobi. – Życie w pałacu to koszmar.
– Naprawdę? – spytał.
– Ojciec jest tyranem – odparła.
Na jej twarzy pojawił się wyraz smutku. W tej samej chwili Akil wyczuł w niej bratnią duszę.
– Musisz wyjść za mąż i uciec spod jego kurateli.
– Gdybym tylko miała okazję. – Tobi zawiesiła głos. – To absurd w dwudziestym pierwszym wieku rozmawiać o tak oczywistych rzeczach…
– Twoje życie nie jest takie, jak innych – odparł spokojnym tonem. – Moje też – dodał.
Słyszał pogłoski o surowym charakterze króla. Obie córki trzymał krótko. Rozmowa z Tobi zeszła na inne tematy, ale ziarno zostało rzucone. Akil przysiągł sobie, że należne mu po ślubie powiernictwo przeznaczy na podwaliny swojego nowego życia. Potrzebował cichej wspólniczki. Od razu przyszła mu na myśl Tobi.
Dlatego stali teraz oboje przed opustoszałą rezydencją.
Było coś kojącego w ich rozmowie w otoczonym wilgotną mgłą półmroku. Akil widział szczegóły, których przedtem nie chciał lub nie miał czasu zauważyć. Tobi miała na sobie obcisłą, ledwie sięgającą ud sukienkę z głębokim wycięciem, która idealnie podkreślała jej smukłą, ale i krągłą figurę. Akil łapał się na tym, że co chwila wraca wzrokiem do żony.
Miał poczucie, że po raz pierwszy naprawdę na nią patrzy. Naprawdę ją widzi.
Jest śliczna i urocza, pomyślał.
Tobi miała wielkie czarne oczy i pełne usta. Jej skóra była gładka jak jedwab. Ukryte pod sukienką miękkie krągłości zdradzały pełne piersi i biodra. Akil ukradkiem rzucił okiem na lekko rysujące się pod delikatnym materiałem ciemniejsze obwódki sutków.
Gdzie, do diabła, leci tak ubrana?
Tobi zrobiła krok naprzód i stanęła tuż przed nim. Akil mimowolnie zadrżał. Nie mógł odczytać wyrazu jej twarzy.
– Dziękuję ci – mruknęła ciepło i na krótko objęła ramionami jego szyję.
Szepnęła coś jeszcze, ale Akil nie zrozumiał, bo przeszył go tak silny dreszcz podniecenia, że niemal chciał się cofnąć.
Jej piersi miękko oparły się o jego tors. Naprawdę nie zauważał dotąd jej zmysłowego ciała? Nie czuł otaczającego ją jak mgiełka słodkiego zapachu róży i jaśminu? Tobi była uosobieniem ciepła i miękkości. Akil przez chwilę nie mógł dojść do siebie, bo czuł, że straci kontrolę nad własnym ciałem. Spotykał w życiu kobiety, których pragnął niemal natychmiast. Cały dzisiejszy wieczór mógł jakoś zmierzać do tej chwili. Wspólny taniec młodej we wzajemnych gorących objęciach. Sesja zdjęciowa, gdzie oboje stali mocno do siebie przytuleni.
Ale to, co teraz przeżywał…
Tobi cofnęła się o krok. Akil usłyszał podjeżdżającą pod bramę limuzynę. Instynktownie ujął lewą dłoń Tobi i podniósł do góry. Spojrzał na jej złoty wysadzany rubinami ślubny pierścionek.
Tobi zakłopotana cofnęła rękę.
– Mam go oddać?
Potrząsnął przecząco głową.
– Nie, dopóki nie porozmawiamy o rozwodzie – odparł z uśmiechem i objął ją ramionami.
– A powinniśmy – powiedziała.
Ale Akil nie chciał o nim rozmawiać. Nie teraz. Pragnął tylko zanurzyć się w tym niezrozumiałym, spadłym nań jak z nieba pożądaniu, które sprawiało, że krew szybciej krążyła mu w żyłach. Widział, że Tobi chce tego samego. Oddychała szybko. Zsunął dłonie na jej biodra. Zadrżała.
Ona cię pragnie, pomyślał. Był na tyle doświadczony, że był tego pewien. A ona na tyle niedoświadczona, by to ukryć. Akil nieraz uwodził nieznajome. A Tobi w gruncie rzeczy była nieznajomą. Ale była też jego żoną. I mieli cichy układ.
Przysiągł sobie, że nic nie przeszkodzi mu zacząć nowego życia. Wplątanie się w uczuciowy romans z młodą kobietą, która teraz kieruje w jego stronę pełne zmysłowe wargi, jakby zapraszając do pocałunku.
Przyszły mu na myśl słowa ojca: „Nigdy nie miałeś tyle samokontroli, by cokolwiek osiągnąć”. Słowa twarde. Jedne z wielu. I wcale nie najgorsze z tych, jakie słyszał latami. Na szczęście Malik urodził się pierwszy.
Akil zdjął ręce z bioder Tobi. Spojrzała na niego zmieszanym wzrokiem.
– Podrzucę cię – powiedział z uśmiechem.
– Podrzucisz? Dokąd?
– Do Dubaju. Mam królewski odrzutowiec. I tak myślą, że nim polecisz.
– Ale dla ciebie to nie pod drodze.
Powoli przesunął wzrokiem po jej twarzy.
– Może to fatalny pomysł – przyznał. – Ale przecież świętuję dzisiejszy dzień, a tylko ty wiesz, dlaczego. I rozumiesz. Lecimy?
– Jasne – odparła z uśmiechem. – Limuzyna czeka.