- W empik go
Skrzydła - ebook
Skrzydła - ebook
Nikt nie mówił, że cena przetrwania będzie niska
Patrzę na was, gdy rozbijacie obóz na podgrodziu. I później, gdy przekraczacie bramę miasta. Najpierw twoja matka. W jej ślad ty, jak jej młodsza wersja. Ledwo za nią nadążając, wchodzisz na obcy ci teren. Potem będziesz się zastanawiać: czy to się zaczęło właśnie wtedy? Co wprawiłyście w ruch? Co można było zrobić inaczej?
Oto Rasenna – kraj, którego pierwotni mieszkańcy panowali nad przyrodą i materią, a metropolie powoływano do istnienia jednym życzeniem. Rasennę podbito, a potomkowie najeźdźców pragną udaremnić powrót magii, która przeraża ich i brzydzi. Jedynymi bezpiecznymi punktami są miasta znajdujące się pod opieką bóstw.
Młodziutka Zaihab potajemnie zbiera pieśni i historie o dawnych magach. Gdy zostaje uwięziona przez patrona stolicy, stara się odkryć, co tak naprawdę wydarzyło się podczas podboju. Nie przypuszcza, jak daleko sięga intryga, w którą została wplątana, ani jaką przyjdzie jej odegrać w niej rolę.
Skrzydła to brawurowy debiut, który olśniewa rozmachem i oryginalnością wizji. Relacja niewidomej pieśniarki i chimerycznego dziecięcego bóstwa wpisuje się w historię uciemiężonej ziemi, której przeszłość daje o sobie znać nieustannie i boleśnie.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8129-391-4 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W drodze wciąż mijali ślady podbitej Rasenny. Wynaturzone drzewa o liściach w niemożliwych kolorach, uginające się pod ciężarem owoców, z których wydostawały się żywe zwierzęta; ruiny domów, wczepione korzeniami w ziemię i kryształowe igły, jakby ktoś nakazał skale rosnąć, po czym stracił siłę lub zainteresowanie; czasem – zatopione w drewnie czy kamieniu sylwetki ludzi. Twarze, które zdawały się nieruchome, ale gdy spojrzeć na nie kątem oka, opuszczone powieki drgały. Prawdziwie groźne były jednak jałowe pola, miejsca śmierci magów.
***
Uciekły bogi w krainy fantasy. Skryły się w gościnnym cieniu fikcji, znalazły nowy dom na wyspach wyobraźni. Po zwycięskiej epoce oświecenia, w której rozgorzał zimny płomień Rozumu, ziemscy bogowie chyba nigdy nie byli tak blisko ludzi jak właśnie tu: w literackich neverlandach spod znaku magii i miecza, w krainach na rubieżach wyobraźni. Każda szanująca się kreacja fantasy ma wszak swój panteon, mitologię i bóstwa, czasem wzorowane na religiach ziemskich, czasem dużo bardziej egzotyczne, wywiedzione z magicznych założeń napędzających maszynerię danego świata.
W high fantasy bogowie to najczęściej superbohaterowie w typie bogów z greckiego Olimpu, z ich schyłkowego okresu, kiedy nawet Hellenowie podawali w wątpliwość ich nazbyt ludzkie kształty i zachowania. Ale przecież literatura fantasy zna i inne mitologie, dużo subtelniejsze i bardziej wieloznaczne. Wydaje się, że właśnie dołączyła do nich kolejna – ta, którą na kartach swojej debiutanckiej powieści powołuje do istnienia Karolina Fedyk.
***
To teza głoszona nie od dziś, że właśnie fantastyka – bękart literatury wysokiej i jarmarcznej sztuczki – jest obecnie miejscem, gdzie najchętniej kryje się metafizyka. Najbardziej znaną beletrystyczną ilustracją podobnej tezy są Amerykańscy bogowie Neila Gaimana, w których znani z historii bogowie, wypierani przez nowych idoli Technologii i Kapitalizmu, muszą raz jeszcze stanąć do walki o należne im miejsce w rzeczywistości, rząd dusz coraz mniej licznych wyznawców. Dyskursywnie z kolei rzecz wyłożyła na przykład Victoria Nelson, która w Sekretnym życiu lalek pisze otwarcie o XX-wiecznej fantastyce jako o tym zakątku kultury, w którym wciąż na poważnie – to znaczy bez poczucia obciachu – można było zastanawiać się nad pierwiastkiem Nadnaturalnym, wypartym prawie zupełnie z głównego obiegu kulturalnego, opanowanego przez protestancką nieufność względem wszystkiego, co cudowne i irracjonalne. Choć i jej teza nie jest nowa – podobny proces, tylko w przełożeniu na poezję XVIII i XIX stulecia, opisywał już kongenialny Roberto Calasso w erudycyjnym zbiorze Literatura i bogowie. Nie trzeba jednak znać tych prac, żeby mieć pewność, że bogami fantasy stoi.
Pytaniem pozostaje, jacy to bogowie, co symbolizują i jakie lustro podsuwają epokom, w których zostali opisani. Nieprzypadkowo na frontonie świątyni Apollona w Delfach, kwaterze głównej najsłynniejszej antycznej Wyroczni, widniał napis: „Poznaj samego siebie”. Co próbują nam powiedzieć bogowie współczesnego fantasy?
***
Wbrew temu, co może się wydawać na podstawie tego, co powiedziane powyżej, Skrzydła nie są twórczością stricte „metafizyczną” – tak jak można za taką uważać Władcę pierścieni J.R.R. Tolkiena, Opowieści z Narnii C.S. Lewisa czy Gar’Ingawi, Wyspę Szczęśliwą Anny Borkowskiej. Stworzyciele – bóstwa opiekuńcze miast, które chronią je przed rozciągającą się poza ich murami entropią – mają w debiucie Fedyk bardzo materialną reprezentację; są to siły przynależne do świata przedstawionego, a nie wykraczające poza jego ontologię, istoty, z którymi można się wadzić, którym można służyć, które można zabić. Być może z jednym wyjątkiem. Oto jedna z legend o pochodzeniu magii opowiada o ludziach, którzy zdobyli swoje moce, ucztując na truchle boga. Jeśli to on był tym „Jedynym”, prawdziwym Bogiem tego świata – to wszystko, co wydarzyło się później, jest już rozciągniętym w czasie Ragnarokiem, historią po końcu historii, kiedy to, co metafizyczne, już się dokonało. W tym świetle dużo wyraźniejsze stają się powiązania Skrzydeł z konwencją postapo i tym jej niezbyt wyeksploatowanym podgatunkiem, który można nazwać „postapokalipsą fantasy”. Sam widziałbym ten świat gdzieś na przecięciu linii łączących Mad Maxa z kolejną rozbuchaną magicznie kreacją Brandona Sandersona – i religioznawczymi pracami Mircea Eliade.
Jeszcze przed polem czuć było ten dziwny chłód zastałego powietrza: jakby od lat nie przemknął tędy najmniejszy podmuch wiatru. Zimno wnikało w kości, a każdy oddech smakował popiołem. Konie zaczynały parskać i zarzucać łbami, próbując zmusić jeźdźców do zmiany kierunku. Wystarczyło przycupnąć na krawędzi jałowego pola, by zapaść w lepki sen i nigdy się nie obudzić.
Szukając analogii do naszego świata, na myśl nasuwa się ponowoczesność, która też została wyrwana z korzeniami ze swojej „religijnej” przeszłości i zaszczepiona na stosunkowo nowym, laickim gruncie. Nowym, bowiem wszystko wskazuje na to, że co najmniej w ciągu ostatnich 50 tysięcy lat swojej historii (mierząc mniej więcej od czasów pojawienia się języka) ludzkość pozostawała „zwierzęciem religijnym” i dopiero ostatnich 200–300 lat po rewolucji przemysłowej spowodowało nowe rozdanie cywilizacyjnych kart. Bez dużego uproszczenia można powiedzieć, że XX wiek stał na pięciu głównych filarach – pracach Nietzschego, Darwina, Marksa, Freuda i Einsteina, które określiły kształt współczesności. Ale nie znaczy to, że przemiana dokonała się bez bólu i bez komplikacji. Proces wykluwania się przyszłości trwa zresztą nadal i trudno przewidzieć, jakie będą jego ostateczne skutki. Może oprócz tego, że bogowie, jak można było podejrzewać, nie poddadzą się łatwo i coraz częściej wracają do mainstreamu w zaskakujących obszarach. Renesans wszelakich fundamentalizmów to tutaj tylko jeden z przykładów.
Bielone ściany domów zdobiła też kaligrafia. Litery przeplatały się z motywami roślinnymi: kwiatami o płatkach jak klejnoty, pnączami wijącymi się według zasad geometrii… Nie było w tym rozbuchanej dzikości zdobień Rasenów, ktoś jednak zniszczył to dzieło, ciskając w ścianę kubłem farby. Z zacieków wyłaniał się pośpiesznie namalowany napis. „Wszyscy nas zostawiliście”.
***
Główna oś fabularna Skrzydeł opowiada o Zaihab, nastoletniej pieśniarce, która wskutek splotu niekorzystnych okoliczności zostaje przymuszona, by stać się hierodulą Vesui, ptasiego bóstwa miasta Sahit. W ziemskiej starożytności hierodulowie to byli „niewolnicy bogów”, osoby ofiarowane bóstwom na własność; nie inaczej jest w Skrzydłach. By ratować rodziców, Zaihab przyjmuje na siebie rolę, o którą nie prosiła i której nie zamierza wypełniać. Zaczyna się walka o emancypację, wolność do decydowania o własnym losie, przynajmniej w tym zakresie, w którym każdy z ludzi ma na niego wpływ – tylko jak zerwać okowy wykute przez magię?
To zresztą tylko jeden z wątków tej misternej, bogatej kreacji. W debiutanckiej powieści Fedyk roi się od bohaterów pierwszo- i drugoplanowych, a każdy z nich ma swoje motywacje, historie i cele, o które warto walczyć. Rzadko zdarza się – a już zwłaszcza w debiutach – żeby każdy z literackich statystów okazywał się postacią z krwi i kości, która wymyka się łatwym stereotypom i psychologicznym uproszczeniom. Do tego dochodzą różne plany czasowe, dawna wojna z Rasenami, w czasie której prawie zniknęła magia, ziemie jałowe – pozbawione życia miejsca, gdzie umierali magowie – bogowie-stworzyciele patronujący wybranym miastom, czy nimrodowie – magowie wyspecjalizowani w likwidowaniu magii… Już po tym blitzkriegu przez główne motywy widać, że Skrzydła to powieść-zagadka: gęsta, pełna koronkowych detali i przeznaczona do uważnego rozplątywania.
– Och, proszę – przerwał jej. – Najpierw niszczycie wszystko, co znaliśmy, a potem opowiadacie sobie mity o bezlitosnych bóstwach. Jedyne, co wam dobrze wychodzi, to bezczeszczenie naszej pamięci i odmawianie nam prawa do… Puste nieba, do wszystkiego.
***
Czy to nie znamienne, że powieściowe pola jałowe – owe chłodne pustynie, z których wyciekło życie – to miejsca śmierci magów: miejsca, gdzie umierała magia? Owszem, bogowie z powieści Fedyk to może przebiegłe skurczybyki, i może od początku wydaje się, że magia niesie więcej niebezpieczeństw niż błogosławieństw. Jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że świat pozbawiony magii też nie przypomina arkadii. Gdzie zatem leży klucz do samostanowienia człowieka? W nauce? W świecie Skrzydeł da się odnaleźć zalążki nieudanej rewolucji naukowej, więc wydaje się, że to nie jest odpowiedź, której poszukiwaliby bohaterowie; na pewno nie jedyna. Więc gdzie? Skrzydła zdają się wskazywać, że pierwsze kroki na drodze do wolności wiodą przez uczciwość rozumu, determinację ducha i otwartość serca. Istnieją tęsknoty, których nawet najskuteczniejsi nimrodowie nie są w stanie zabić.
Nigdy wcześniej nie zastanawiała się nad tym, przed czym przestrzegali ją rodzice: poza upiornym chłodem pól jałowych i zwodniczymi kołysankami magicznych istot stworzyciele – bóstwa dawnej Rasenny – wydawali się odlegli, może nie niegroźni, ale przecież dający się obłaskawić. Lub oszukać. Bała się ich, ale tak, jak bała się obcych ludzi: dało się z nimi rozmawiać, mogła ich przekonać lub ignorować.
Aż do dziś.
Michał Cetnarowski