- W empik go
Skrzypki grają – bieda gra - ebook
Skrzypki grają – bieda gra - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 163 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bory – to długa łąka u stoku góry, własność całej wsi Koniny. Nie ma granic ni kopców, a gazdowie po skoszeniu dzielą się kopami. W połowie sierpnia zaczyna się jej „siecenie”.
W piękną, jasną noc księżycową wychodzi z kosą najstarszy gazda do borów, a gdy echo osełki, jak tokanie głuszca, przeleci po wsi, jakby za czarodziejskim zaklęciem zjawia się cała gromada, klepie kosy, nabija i wnet bory ożywiają się szarymi postaciami; ciemne szeregi chylą się, to podnoszą, miarowo, w równym takcie, a miękka trawa z szelestem pada na długie, wilgotne pokosy… Czasem pieśń duszna, zgrzytliwa wyrwie się z gardła nędzą zdławionego i w czyściejszych echach obije się o pobliskę górę; czasem ostrzenie kosy, krótkie, urywane, zadźwięczy i ku okołom pustym poleci… i szelest znów ten sam, jednostajny, pomieszany z ciszą i migotliwe błyski ostrych kos.
„Bory sieką!…” – Dziewczęta się radują, bo po „siece – niu” grabienie, po grabieniu kopienie, a przy kopach nocą księżycową muzyka i tańce… Toż to uciecha, zabawa raz do roku! zwyczajowe, nocne święto…..Ino cy będzie pogoda?"
„Bory sieką!…” – dobiegła wieść do mnie i zbudziła silną chęć zobaczenia borów, setek kóp wonnego siana, śwarnych dziewcząt i wartkich tańców. Dzień jeden i drugi pogody, gwiazdy gęsto świecą, o deszczu ani słychu!… Na trzeci dzień chęć zamieniła się w czyn, poszedłem…
Kawałek już było z południa, kiedy przekroczyłem wysoki próg w chacie podwójciego, którego dom tuż tuż koło borów. Wszedłem do piekarni.
Podwójci, dobry mój znajomy, zerwał się z ławki, gdzie „strugał” konewkę, i wyciągnął ręce na powitanie. Uścisnęliśmy się serdecznie.
– Przejdźmy do izdebki!… – zaproponował – bo tu ani usiąść ka ni ma, ani nic…
Przeszliśmy. W izdebce widno, jasno, ściany jak malowane, słowem, jak u „porządnego” gazdy. – Cóż tu u was słychać? – pytam.
– E, staro bieda pcho sie ta tak pomalućku, jak może…
– No, chwała Bogu, że przynajmniej stara bieda, nie nowa…
– I za toć Bogu dziękować. A u was ta co nowego?
– U mnie?… nic nowego.