Skuteczna terapia - ebook
Skuteczna terapia - ebook
Emily wraca do szpitala, w którym przed trzema laty pracowała jako pielęgniarka. Z cichej i nieśmiałej dziewczyny stała się silną niezależną kobietą, gotową stawić czoła całemu światu. Ma tylko jeden słaby punkt. To doktor Chase Montgomery, przystojny chirurg, którego nie spodziewała się tu spotkać. Kiedyś byli parą, lecz ich związek nie przetrwał ciężkiej próby. Jednak dawne uczucie nie wygasło...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2472-7 |
Rozmiar pliku: | 703 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szpitalny oddział ratunkowy w pełnym pogotowiu czekał na pacjenta transportowanego helikopterem. Śmigłowiec wylądował na dachu budynku, w powietrzu rozniósł się lekki zapach spalin. Pielęgniarka Emily Hoover stała w holu, wskazując ratownikom salę przygotowaną na przyjęcie ofiary wypadku.
Pacjent w stanie krytycznym. W szpitalu znajdującym się w pobliżu autostrady taka sytuacja to chleb powszedni. Na oddziale ratunkowym bezustannie coś się dzieje, nie ma chwili wytchnienia. Ani czasu na rozpamiętywanie przeszłości. To dlatego Emily zdecydowała się wrócić do rodzinnego miasta. Chciała zacząć życie od nowa, to po pierwsze. A po drugie, przepracować traumę, jaka jej ciążyła. Przynajmniej tak to widziała, tak to sobie tłumaczyła. Znowu znalazła się w szpitalu, w którym wtedy pracowała. I miała wrażenie, że czas się cofnął.
Nagle stało się coś, czego nie oczekiwała. Nad zakrwawionym pacjentem leżącym na szpitalnym wózku pochylał się zachlapany krwią chirurg. Na widok lekarza nogi się pod nią ugięły, na plecach poczuła strużki potu. O Boże, poznała go, serce mocniej jej zabiło. Nieco się postarzał przez te trzy lata, lecz nadal był zabójczo przystojny. Na jego twarzy malowało się intensywne skupienie i pewność siebie, której wcześniej u niego nie widziała. Ciemnobrązowe, lekko falowane włosy, teraz w nieładzie. Niebieskie oczy płonące żarem, którego nie zapomniała mimo tych trzech lat.
– Proszę trzy jednostki pełnej krwi. Trzeba natychmiast zrobić wkłucie centralne. I powiadomić blok operacyjny. – Doktor Chase Montgomery błyskawicznie rzucał polecenia, gdy pacjenta wwożono do sali.
Życie mężczyzny wisiało na włosku. Emily zdusiła emocje, wprawnie podłączyła aparaturę monitorującą ciśnienie i pracę serca. Choć inni tego nie widzieli, dłonie jej drżały. Nie dlatego, że to jej pierwszy dzień w nowej pracy, bo miała za sobą dziesięć lat doświadczenia. Jednak to miejsce, ten mężczyzna. To dlatego się trzęsła. Z powodu wspomnień ich wspólnej przeszłości.
– Trzeba mu zrobić narkozę. I zaraz intubować.
– Spróbuję kogoś ściągnąć. – Liz, przełożona pielęgniarek, chwyciła za telefon.
– Niech zejdzie chirurg. Ja zajmę się intubacją, przez ten czas niech ktoś podłączy kroplówkę dożylną. Trzeba jak najszybciej zrobić wkłucie centralne.
– Już dzwonię.
– Zestaw do kroplówki jest przygotowany. Jeśli najpierw go intubujemy, to zaraz podam narzędzia – skupiając spojrzenie na pacjencie, powiedziała Emily w kierunku chirurga.
Stojąc do niej tyłem, zdejmował kitel. Znieruchomiał. Po chwili się odwrócił i przez kilka sekund wpatrywał się w nią z niedowierzającym zdumieniem.
Poczuła skurcz w żołądku, serce zabiło jej szaleńczym rytmem. Chase wyglądał znakomicie, nie była w stanie zapanować nad emocjami. Wpatrywał się w nią rozszerzonymi oczami, otworzył usta i poruszył się gwałtownie, jakby go ktoś uszczypnął. Trwało to mgnienie, lecz bolesne zaskoczenie w jego oczach na zawsze wryło się w jej pamięć. Skrzywdziła go. Przeżył szok na jej widok, lecz nie zmienił się przez te lata, odkąd się rozstali. Od kiedy od niego odeszła.
– Emily? – Zrobił krok w jej stronę i przystanął. – Co ty tu robisz? – Przesuwał po niej wzrokiem, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. – Co się stało z twoimi włosami?
Nim zdążyła otworzyć usta, do sali wpadła gromadka ludzi. Chyba cały zespół chirurgów, łącznie z rezydentami. W szpitalu klinicznym szkoliło się wielu specjalistów. Widać lubili działać grupowo.
– Kto wzywał chirurga? Jesteśmy gotowi.
Chase przeniósł wzrok na lekarza.
– Ktoś mógłby założyć wkłucie centralne? Ja zajmę się intubacją. – Chase rzucił w kąt zakrwawiony fartuch.
Najstarszy chirurg kiwnął głową.
– Nie ma sprawy. – Zdjął fartuch i podał go studentowi.
– Będę panu asystować, doktorze. – Emily skorzystała z okazji, by oderwać się od przenikliwego wzroku Chase’a i bijącej od niego wrogości. Atmosfera i tak była pełna napięcia. Wprawdzie zdawała sobie sprawę, że dojdzie do konfrontacji, lecz nie spodziewała się, że stanie się to już pierwszego dnia. – Narzędzia są przygotowane.
– To świetnie. A już myślałem, że to nie będzie takie proste. – Z uśmiechem puścił oko do Emily.
Pewność siebie i bezczelna arogancja, jaką często wykazywali chirurdzy, zawsze budziły w niej mieszane uczucia. Z jednej strony wiedziała, że może zdać się na ich wiedzę i umiejętności, z drugiej – takie podejście ją szokowało.
– Czy my się nie znamy? Nie pracowała tu pani wcześniej? – Zmarszczył brwi, starając się ją sobie przypomnieć.
– Owszem. I wróciłam. Tutaj, doktorze Blaze. – Wskazała gestem, by przeszedł na drugą stronę pacjenta i stanął obok niej. Cieszyła się, że najwyraźniej pamiętał ją tylko jako jedną z pielęgniarek. Przynajmniej nic innego nie dał po sobie poznać.
– Doktorze Blaze. Ha! Od lat nikt tak do mnie nie mówił.
– Pamiętam, że zawsze był pan jak piorun, biegał pan po szpitalu, aż furczało – dodała z uśmiechem, kątem oka chwytając posępne spojrzenie Chase’a.
– Och, to były czasy. – Potrząsnął głową. – Co z tym pacjentem? – zapytał, zwracając się do Chase’a. – Widzę, że stracił rękę.
– Wypadek. Ciężarówka go przygniotła. Musiałem na miejscu amputować rękę. – Nie miał wyjścia. Priorytetem zawsze jest ratowanie życia. I na tym musi się skupić. Teraz tylko to jedno się liczy, nie ma nic ważniejszego. Jest tu po to, by ratować pacjenta.
Przeżył szok na widok Emily, w dodatku w tak nieoczekiwanych okolicznościach. Musi się ogarnąć, uciszyć wzburzone emocje. Wprawnie ustawiał głowę pacjenta, szykując go do intubacji.
– Kiedy jego stan się ustabilizuje, zabierzcie go na blok operacyjny i oczyśćcie ranę. Na miejscu musiałem działać szybko, a warunki były nieszczególne.
Był opanowany i wyważony, ale w jego tonie Emily czuła napięcie. Surowe spojrzenie i lekko zaciśnięty mięsień szczęki zawsze go zdradzały. Stężała, mimowolnie spodziewając się ostrych słów. Czuła się winna. Powinna go uprzedzić o powrocie, ale stchórzyła. Bała się, jak zareaguje, słysząc jego głos. Teraz żałowała, że tak postąpiła. I dla niej byłoby lepiej, żeby ktoś wcześniej mu powiedział.
– Liz, zaczynamy intubować. Czy udało się powiadomić jego rodzinę? – Chase przejął inicjatywę. To jego pacjent, póki nie przekaże go pod opiekę innego lekarza.
– Rodzina już jedzie. – Liz przygotowała dla Chase’a zestaw narzędzi.
– No to robimy wkłucie i zaraz poda mu pani krew, zgoda? – zarządził doktor Blaze.
Wiele razy asystowała przy takich zabiegach. Wcześniej, pracując na etacie, i teraz, gdy przez agencję pielęgniarek zawierała kontrakty czasowe. Poznała różne szpitale, od kameralnych po wielkie kliniki, ale nigdy dotąd nie zdarzyło się jej pracować, czując na karku oddech byłego kochanka. Wzięła kilka głębokich wdechów i powoli wypuszczała powietrze, próbując uspokoić nerwy. Jak mogła myśleć, że powrót tu to dobry pomysł? Wmawiać sobie, że powinna stawić czoło lękom? Co za bzdura. Czuła narastającą panikę i najchętniej do końca zmiany przesiedziałaby w ciemnej szafie.
Doktor Blaze założył ostatnie szwy i pacjent był gotowy na przyjęcie krwi. Im szybciej się ją uzupełni, tym większe ma szanse na przeżycie.
Cichy gwar był znajomy i działał uspokajająco. Kilka osób znała wcześniej, inni wydawali się obcy. Niektórzy wesoło machali na powitanie, choć potem nieco sztywnieli. Spodziewała się, że powrót nie będzie łatwy. Część osób pamiętała ją z pracy, inni tylko słyszeli o tym, co ją spotkało.
Wszyscy sprawnie robili, co do nich należało. Teraz, gdy najgorsze było za nimi i napięcie nieco opadło, zaczęły się rozmowy o pogodzie i zbliżających się regatach w Chesapeake Bay. Wreszcie mogli trochę się odprężyć. Z wyjątkiem jej. Chyba już nigdy nie będzie do tego zdolna. Bywały dni, że pomagało jej tylko absolutne skupienie na pracy. Od koszmaru, który zmienił jej życie, minęły trzy lata, mimo to czasem miała wrażenie, jakby to było wczoraj.
– Liz, może jeszcze raz zadzwonię na blok operacyjny? – Chciała wyjść z sali, znaleźć się dalej od Chase’a, zaczerpnąć powietrza. Źle się czuła w zatłoczonych i ciasnych pomieszczeniach. Podobnie na klatkach schodowych i korytarzach.
Lęk cały czas się w niej czaił i nie potrafiła się od niego uwolnić. Jeszcze nie. Teraz, kiedy znalazła się tak blisko Chase’a, było jeszcze trudniej. Strach ściskał ją za gardło. Przełknęła ślinę, próbując odepchnąć od siebie wspomnienie rąk zaciskających się na jej szyi, atakujących ciało. Kaszlnęła, zwinęła dłonie w pięści.
– Nie, zostań tu i miej na oku pacjenta. Ja do nich zadzwonię. Już powinni po niego schodzić. – Gdy sięgnęła po telefon, w progu pojawił się wózek.
– Spokojnie, już jesteśmy. – Jeden z postawnych mężczyzn podniósł ręce do góry i rozejrzał się. – Chyba jeszcze nie skończyliście. Zaczekamy na zewnątrz.
– Nie, już możecie go brać. Pójdę z wami i po drodze wszystko opowiem. – Chase popatrzył na lekarza. – Po dachowaniu wypadł z ciężarówki i wrak przygwoździł mu lewą rękę – wyjaśnił, podczas gdy zespół przygotowywał pacjenta do transportu.
– Działał pan błyskawicznie, skoro zdążył pan tu go dowieźć. – Chirurg spokojnie poprawił kołnierz fartucha, jakby szykował się do biura, a nie do skomplikowanej operacji. Musiał mieć nerwy ze stali.
– Przywieźliśmy go helikopterem. To dlatego. – Chase nabrał powietrza, jakby wspomnienie wypadku było dla niego przykre, ale Emily wiedziała swoje. Był odporny na takie przeżycia. Wszystko spływało po nim jak po kaczce. Nie dlatego, że był zimny i nieczuły; po prostu wszystko sobie szufladkował. Jej też przydzielił rolę, w której nie mogła się odnaleźć, która ją przytłaczała. Uciekła więc i uciekała, póki nie dotarła do kresu.
Ucieczka nigdy nie jest rozwiązaniem, ale do tego wniosku musiała dojść sama.
– Świetnie. Wzięliście kończynę? Może uda się ją doszyć? Mamy wspaniałych naczyniowców.
Chase wskazał lodówkę stojącą na blacie, sanitariusz szybko umieścił ją pod wózkiem. Po chwili wszyscy ruszyli w stronę wind. Głosy z korytarza cichły.
– Emily, wszystko w porządku? – zapytała Liz, zaczynając szykować salę na przyjęcie kolejnego pacjenta. – Hej, obudź się! Dobrze się czujesz?
– Słucham? – Zamrugała, dopiero teraz uświadamiając sobie, że wpatruje się w pusty korytarz. – Tak, oczywiście. – Chcąc ukryć zakłopotanie, sięgnęła po zużyte opatrunki i włożyła je do kosza na odpady. – Mogę posprzątać, jeśli masz coś innego do zrobienia. – Chętnie zostanie sama, otrząśnie się z szoku.
– Posprzątamy razem. Taki tu mamy zwyczaj. – Liz włożyła zużyte igły do specjalnego pojemnika na ścianie. – Gdzie indziej może bywa inaczej, ale u nas wszystkie pielęgniarki są traktowane tak samo. Również te pracujące czasowo. – Uśmiechnęła się do Emily. – Już od wejścia trafił ci się trudny przypadek, więc na resztę dnia przydzielę ci łatwiejszych pacjentów. Nie mogę tego zagwarantować, ale spróbuję.
– Dzięki. – Miło słyszeć, że nic się nie zmieniło od czasów, kiedy tu pracowała.
Uśmiechnęła się i poczuła raźniej.
Wkrótce sala była gotowa na nowego pacjenta. Bo to, że taki niedługo się pojawi, było więcej niż pewne.
– Coś mi się widzi, że już znasz doktora Montgomery’ego? Mam rację? – Liz miała dobre oko. Nic jej nie umykało. – Część personelu chyba też cię zna.
– Tak, pracowaliśmy razem. Trzy lata temu. – Opuściła wzrok i starała się zapanować nad sobą. Niegdyś Chase był całym jej światem i przyszłością. Dopóki wbrew sobie od niego nie odeszła. – Znam tu jeszcze kilka innych osób. – Ludzi, którzy uratowali jej życie.
– To chyba coś więcej niż zwykła znajomość z pracy. – W głosie Liz zabrzmiała ciekawość i współczucie, jakby intuicyjnie domyślała się odpowiedzi.
– To prawda. – Ile może powiedzieć, nie mówiąc wszystkiego? – Chodziliśmy z sobą, ale to dawne dzieje. – Teraz to dla niej wieczność. Nie musi mówić Liz, że byli parą, że to był poważny związek, dopóki nie padła ofiarą seryjnego gwałciciela i musiała całkowicie odmienić swoje życie. Zacząć je od nowa. Już bez Chase’a.
Liz popatrzyła na nią uważnie.
– Czy to nie wpłynie na wasze relacje? Czy będziesz mogła z nim pracować? Chase to jeden z naszych najlepszych lekarzy. Jeśli taki układ ci nie odpowiada, to może zastanówmy się, czy czegoś nie zmienić? Przenieść cię na inny oddział czy coś w tym stylu?
– Nie, nie ma problemu. Będę z nim współpracować wyłącznie zawodowo. Jestem pewna, że będzie dla mnie miły. – Praca zawsze była dla niego numerem jeden. Kariera, praca, ratowanie ludzi. To było ważniejsze niż ona.
– Skoro jesteś pewna. – Liz zasunęła zasłonę oddzielającą pomieszczenie. – Liczę, że dasz mi znać, jeśli coś się zmieni.
– Oczywiście. Dzięki. – Wsunęła ręce w kieszenie. Jest dorosła i będzie się zachowywać jak dorosła. Zresztą Chase zapewne będzie ją ignorować.
Jej brat nie ukrywał, że Chase fruwał z kwiatka na kwiatek, zmieniał panienki jak rękawiczki. Ona pewnie już nic dla niego nie znaczy.
– To co teraz? – Woli coś robić, bo wtedy nie wraca myślami do przeszłości, nie roztrząsa, co by było gdyby.
– Pracy nie zabraknie. Szpital nie jest duży, ale non stop mamy młyn. Autostrada jest blisko i nie ma dnia bez wypadku. – Liz prowadziła ją do dyżurki pielęgniarek. – Nawet jeśli teraz urazy cię nie ruszają, to pod koniec kontraktu zmienisz zdanie.