- W empik go
Ślad motyla. Oswald w Mińsku - ebook
Ślad motyla. Oswald w Mińsku - ebook
Lee Harvey Oswald, człowiek, który oddał śmiertelny strzał w stronę Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, przez prawie trzy lata przebywał na terenie ZSRR. Dziewiętnastoletni zdemobilizowany żołnierz z prowincji, oczarowany marksizmem, demonstracyjnie zrzekł się amerykańskiego paszportu i w latach 1959-1962 mieszkał i pracował w Mińsku. Początkowa fascynacja z czasem jednak osłabła i Oswald, wraz ze świeżo poślubioną żoną Mariną Prusakową, wrócił do USA, by w 1963 roku na Dealey Plaza w Dallas dokonać zamachu na prezydenta Kennedy’ego.O trzech latach spędzonych przez Oswalda w ZSRR opowiada książka „Ślad motyla. Oswald w Mińsku”. Alaksandr Łukaszuk, autor książek poświęconych historii XX. wieku, tłumacz, dziennikarz i redaktor, dyrektor sekcji białoruskiej radia Swaboda, szczegółowo opisuje miński okres życia Oswalda.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7893-021-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W 1952 roku, kiedy bohater tej książki Lee Harvey Oswald miał trzynaście lat, a nastolatkowie zaczytywali się fantastyką, amerykański pisarz Ray Bradbury opublikował swoje słynne opowiadanie Grzmot (które zajmuje w swoim gatunku pierwsze miejsce na świecie pod względem liczby wznowień).
Rankiem następnego dnia po wyborach prezydenta Stanów Zjednoczonych bohater opowiadania Bradbury’ego udaje się do biura organizującego podróże w czasie. Przedwyborcze obawy się rozwiały, istniało bowiem duże prawdopodobieństwo, że zwycięży niebezpieczny dyktator. Bohater rozważał nawet pozostanie w przeszłości, gdyby wynik przechylił się na korzyść despoty. Z lekkim sercem wyprawia się więc na wycieczkę, by zapolować na tyranozaura. W jej trakcie, pomimo surowych ostrzeżeń, by niczego nie naruszyć w strukturze pradawnego świata, przypadkowo rozgniata motyla. Kiedy myśliwy powraca do współczesności, okazuje się, że jego nieostrożność zmieniła bieg historii i poprzedniego dnia prezydentem został dyktator. Ciszę przerywa głuche, dudniące echo wystrzału – ostatnie, co usłyszał zrozpaczony bohater, zanim skończyło się jego życie i rola w historii.
Zamach na amerykańskiego prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, dokonany przez Lee Harveya Oswalda, stał się przyczyną największego śledztwa w historii. Same akta liczą ponad cztery miliony arkuszy oryginalnych dokumentów, nie wspominając już o książkach, filmach, serialach telewizyjnych – w tym jednym o podróży w czasie do 1963 roku, aby powstrzymać zabójcę. Był nawet musical.
Wtrąciłem swoje trzy grosze do tej historii, kiedy w obiegu były jeszcze kopiejki z godłem ZSRR: przetłumaczyłem i wydałem Historic Diary (Dziennik historyczny) Oswalda, później byłem konsultantem amerykańskiej ekipy z telewizji Frontline, która na początku lat dziewięćdziesiątych nagrywała w Mińsku materiał do filmu Who Was Lee Harvey Oswald? (Kim był Lee Harvey Oswald?). Podczas wyjazdów do USA udzielałem wywiadów, prowadziłem wykłady dotyczące mińskiego okresu jego życia.
W ZSRR lat sześćdziesiątych Amerykanin, który z własnej woli przybył, żeby tu zamieszkać i pracować, był postrzegany jak motyl z innej planety. Dzisiaj z kolei to Mińsk czasów Oswalda przeniósł się już na inną planetę, nad którą szybuje zagadkowa cudzoziemska istota – pod bacznym nadzorem nieustannie obserwującego oka i nasłuchującego ucha systemu.
Oswalda w Mińsku poddawano obserwacji z drobiazgowością entomologa prowadzącego badania nad cyklem życiowym stawonoga rzędu łuskoskrzydłych, analizującego poszczególne etapy – od jaja, przez gąsienicę, poczwarkę i imago, rejestrującego zwyczaje, ruchy, trasy, odżywianie, funkcje seksualne, zdolność do mimikry, interakcje ze środowiskiem, specyficzne nawyki, reakcje na czynniki drażniące, ekosystem…
Dział entomologii zajmujący się badaniem motyli jest zwany lepidopterologią. W aparacie państwa takim laboratorium badawczym było KGB.
Amerykański pisarz Norman Mailer jako pierwsza i jedyna osoba zajmująca się sprawą Oswalda otrzymał dostęp do „kolekcji” dokumentów KGB w Mińsku, wprawdzie ograniczony i fragmentaryczny, ale w połączeniu ze wspomnieniami krewnych, przyjaciół i znajomych bohatera zupełnie wystarczający, by jego książka Opowieść Oswalda poszybowała w górę na liście bestsellerów.
Zeszłej wiosny zaniosłem kwiaty na grób dawnego znajomego, amerykańskiego weterana, na Cmentarzu Narodowym w Arlington koło Waszyngtonu, a potem wspiąłem się na wzgórze, na którym spoczywa trzydziesty piąty prezydent Stanów Zjednoczonych.
Podchodziły rodziny, grupy turystów, studenci. Pamięć narodu do tej pory nie może uporać się z taką nagłą i bezsensowną stratą.
Ta książka nie jest o tym, kto i jak zabił Kennedy’ego.
To raczej próba ponownej wędrówki śladami, które w mińskim powietrzu zostawił pół wieku temu pewien motyl.
Krajobraz literacki po Oswaldzie wygląda jak po bitwie z udziałem ciężkich bombowców, a jego biografia – jak historia wojen światowych.
Chociaż ten motyl przeleciał naprawdę.Tylnym wejściem do domu towarowego
Rankiem 7 stycznia 1960 roku, o godzinie 8:23 z wagonu sypialnego pociągu numer 9 z Moskwy na peron mińskiego dworca wysiadł dwudziestoletni obywatel amerykański w żołnierskiej czapce uszance, bez paszportu (zostawił go w ambasadzie USA w Moskwie, deklarując chęć pozostania w ZSRR), aby po dwóch i pół miesiącu oczekiwania oraz próbie samobójczej otrzymać pięć tysięcy rubli z Czerwonego Krzyża, skierowanie do pracy i mieszkanie w stolicy Białorusi, gdzie rok później się ożenił, a po narodzinach dziecka wraz z rodziną wyjechał do Stanów Zjednoczonych i o godzinie 12:30 w sobotę 22 listopada 1963 roku w Dallas, z okna szóstego piętra Składnicy Podręczników, z odległości pięćdziesięciu metrów, z włoskiego karabinu mannlicher-carcano kalibru 6,5 milimetra pierwszym strzałem zranił trzydziestego piątego prezydenta USA Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, drugim – gubernatora Teksasu Johna Conally’ego, trzecim dobił prezydenta, a następnie na ulicy rewolwerowym strzałem w głowę zabił oficera policji J.D. Tippita i po czterdziestu sześciu godzinach i pięćdziesięciu jeden minutach, kiedy był transportowany z posterunku do więzienia, na oczach amerykańskich telewidzów został trafiony z bliska strzałem z colta cobry 38 należącego do mieszkańca Dallas Jacka Ruby’ego, a po przeniesieniu zwłok do kostnicy i dokonaniu innych formalności pochowano go na cmentarzu miejskim w Fort Worth, gdzie w sąsiedztwie jego grobu przez dziesięciolecia nie było żadnych innych pochówków.
Tak skończyło się jedno życie Lee Harveya Oswalda i zaczęło się drugie.
W tym nowym życiu zjawisko znane jako „Lee Harvey Oswald” albo „LHO” stało się przedmiotem gorączkowego zainteresowania polityków, dziennikarzy, pisarzy, licznych analiz, publikacji, książek, filmów, punktem obrad Kongresu USA i biura politycznego KC KPZR, bolączką FBI, CIA i KGB. Przeprowadzono ekshumację zwłok Oswalda, nazywano go zabójcą-psychopatą, kubańskim agentem, sobowtórem podstawionym przez KGB, a także niewinną ofiarą mafii, amerykańskich służb specjalnych, prawicowych/lewicowych radykałów, potajemnych eksperymentów biologicznych, przywódcą światowego spisku okultystycznego.
Dzień, w którym pociągnął za spust, na pół wieku stał się w Stanach Zjednoczonych datą uświęconą. „A ty gdzie byłeś, kiedy zabili Kennedy’ego? Co robiłeś w tym czasie?”
W Związku Radzieckim długo jeszcze jego nazwisko będzie prawie nieznane, choć niemal ani jeden dzień, który spędził w Mińsku od 7 stycznia 1960 roku do 22 maja 1962 roku, żaden list i żadna rozmowa nie umknęły uwadze KGB.
Raport z obserwacji KGB
10.01.1960
08:00–24:00
O 11:00 Lee Harvey wyszedł z hotelu „Mińsk” i udał się do Państwowego Domu Towarowego. Tam zaszedł do działu elektrycznego, zapytał o coś sprzedawcę, wyciągnął pieniądze z kieszeni i podszedł do kasy. Za nic nie zapłacił, włożył pieniądze znów do kieszeni i zaczął chodzić po parterze sklepu tam i z powrotem, oglądając różne towary. Następnie wrócił do działu elektrycznego, zapłacił 2 ruble 25 kopiejek za wtyczkę, włożył ją do kieszeni i wszedł na pierwsze piętro. Tam spędził trochę czasu w dziale odzieżowym, pooglądał garnitury na wystawie, a następnie szybko wyszedł ze sklepu. Wrócił do hotelu o 11:25.
O 12:45 wyszedł ze swojego pokoju i poszedł do restauracji. Zajął wolny stolik i zaczął jeść. (Obserwacji podczas posiłku nie prowadzono, gdyż nikogo więcej nie było).
O 13:35 Lee Harvey wyszedł z restauracji i wrócił do swojego pokoju.
O 18:10 wyszedł z pokoju hotelowego i poszedł do restauracji. Zajął wolny stolik, zjadł, wyszedł z restauracji o 18:45, wsiadł do windy, pojechał na czwarte piętro i poszedł do swojego pokoju.
Nie wychodził z pokoju do 24:00, następnie aż do rana przerwano obserwację.
Obserwator jak beznamiętna kamera rejestruje nawet gest sięgania do kieszeni i przytacza takie przekonujące szczegóły jak cena wtyczki.
Ale po co Amerykaninowi w hotelu wtyczka? Żeby przygotować odbiornik detektorowy i wysłać wiadomość do CIA, bo amerykańska wtyczka z płaskimi bolcami nie pasuje do białoruskiego gniazdka z okrągłymi dziurkami?
Około kilometra drogi z hotelu do domu towarowego, zapłacenie przy kasie, przechadzka po dziale na parterze, potem garnitury na pierwszym piętrze plus droga powrotna – i na to wszystko dwadzieścia pięć minut, jeśli wierzyć KGB?
A tak to się ma do zapisków z 10 stycznia w dzienniku samego Oswalda:
Cały dzień dla siebie. Chodzę po mieście – bardzo ładne.
Jak było naprawdę? Gdzie właściwie był Oswald?
Archiwalne dokumenty mają własne porachunki z czasem – jak kamienie w rzece odsłaniają się z różnych stron, czasem znikają bez śladu i wyłaniają się na powierzchnię w innym kontekście, a wokół nich przepływają nowe sensy i akcenty. Sięgnięcie po nie w celu chronologicznego uporządkowania wydarzeń przypomina próbę przypomnienia sobie trasy z poprzedniego dnia i cofnięcia się po niej tylko na podstawie widoku we wstecznym lusterku. Napór nowego ruchu, remonty dróg i nieoczekiwane zdarzenia sprawiają, że taka rekonstrukcja byłaby beznadziejna. Można tylko znowu wyruszyć z punktu wyjścia i powtórzyć trasę, aby dotrzeć do czegoś, co zostało poza kadrem.
A jeszcze lepiej pójść piechotą, pospacerować.
Wskazówki zegara pokazały godzinę jedenastą, portier otworzył drzwi restauracji odremontowanego hotelu „Mińsk”. Wyszedłem na Prospekt Niepodległości, który nosił imię Stalina, gdy Oswald przyjechał, a Lenina, gdy odjeżdżał. Popatrzyłem na kolumny najpiękniejszego budynku w mieście, mińskiego urzędu pocztowego, skręciłem w lewo i poszedłem do głównego domu towarowego po wtyczkę.