- W empik go
Słodko gorzko. Opowiadania o miłości - ebook
Słodko gorzko. Opowiadania o miłości - ebook
Miłość jest najpotężniejszą siłą życiową. Znacie ją? Mam nadzieję, że tak. Wiecie, jak to jest - kiwnie palcem, a my wyjemy do księżyca. Mrugnie okiem, a jesteśmy gotowi iść na wojnę z całym światem. A próbowaliście kiedyś stawić opór miłosnej wichurze, która budzi motyle w brzuchu?... Początkowo człowiek myśli, że da radę, ale potem coś zaczyna boleć w piersiach i gdy w końcu się podda, z ulgą łapie kolejne hausty tlenu. Bo walczyć z miłością, to jakby postanowić, że przestaje się oddychać. Nikt nie daje rady! Brak miłości boli, ale wiemy, że miłość bywa też przyczyną cierpienia. Cóż więc począć? Postanowiliśmy pomóc Wam z tym ambarasem. Na kartach Walentynkowego zbioru opowiadań „SŁODKO-GORZKO”, oferujemy za darmo dwadzieścia trzy lekcje oddychania. Przeczytacie o miłości radosnej, o nieszczęśliwej, o tej która łączy ludzi, ale też potrafi ich niszczyć. Życzymy miłej lektury! Z gorącym pozdrowieniem, Autorzy.
Z recenzji:
"Szczerze się przyznam, że podchodziłam do tomiku ,,Słodko Gorzko’’ jak przysłowiowy pies do jeża. Nigdy nie byłam zwolenniczką opowiadań, gdyż w moim przekonaniu są one zbyt krótkie, płaskie i bezpłciowe. Przełamałam jednak swoją niechęć i … przepadałam w czeluściach miłości. Moim zdaniem cała antologia jest naprawdę świetnie dopracowana, iż nie sposób się od niej choć na chwilę oderwać. Każda kolejna historia to doskonałe preludium uczuć powodujące śmiech, łzy a nawet erotyczne wibracje. Początkowo myślałam, że będzie tu przeważała słodka, wręcz cukierkowata otoczka swoistej namiętności między poszczególnymi bohaterami, jednak mile się zaskoczyłam, czytając o ,,prawdziwym życiu’’, w którym dominuje również szaleństwo, żal, rozpacz czy bezwstydny seks. Tak naprawdę ,,Słodko Gorzko'', to duża dawka różnorodnej tematyki np. randki w sieci, homoseksualna miłość, chore uczucie przyczyniające się do zbrodni, ale także obraz prawdziwych, ponadczasowych miłosnych wartości niosących optymizm i nadzieję na lesze jutro".
"Uważam, że cała trzynastka pisarzy wykonała naprawdę kawał porządnej roboty podejmując się tworzenia zbioru opowiadań ,,Słodko Gorzko’’. W mojej pamięci szczególnie utkwiły historie Kornelii Romanowskiej (,,Garstka urywanych oddechów’’), Doroty Pasek (,,Pośpij jeszcze trochę’’), Joanny Łukowskiej (,,Obraz’’), Macieja Ślużyńskiego (,,Prawie Święty Walenty’’), Anny Pasikowskiej (,,Między sztormami’’), Jana Siwmira (,,Współlokatorzy’’) oraz Grzegorza Krzyżewskiego (,,miłość.com’’). Nie oznacza to wcale, że postali autorzy byli gorsi, w żadnym wypadku tak nie jest. Po prostu wyżej wymienione opowiadania odrobinę bardziej podziałały na moją wyobraźnię, dając subtelną nutkę zmysłowości, romantyzmu, swoistego humoru, znaczącej przestrogi, wibrującego erotyzmu oraz swego rodzaju mądrości w dokonywaniu życiowych wyborów.
"Z okazji Walentynek pojawił się darmowy e-book „Słodko-gorzko”, zawierający 23 miłosne opowiadania. I co by nie przedłużać, już na początku powiem, że warto po niego sięgnąć, niekoniecznie tylko w Walentynki".
Spis treści
Autorzy:
* Andrzej Paczkowski
* Anna Pasikowska
* Anna Rybkowska
* Dorota Pasek
* Grzegorz Krzyżewski
* Jan Siwmir
* Joanna Łukowska
* Katarzyna Woźniak
* Kornelia Romanowska
* Maciej Ślużyński
* Magdalena Zimniak
* Piotr Mrok
* Zuzanna Lenska
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63111-63-2 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Natura dała nam popęd, a poeci ubrali go w słowa. Tak powstała miłość. I choć miłość szczęśliwa zdarza się jedynie w baśniach, w dodatku tuż przed zakończeniem, wszyscy chcielibyśmy kochać lub przynajmniej słuchać historii o zakochanych.
Autorzy antologii „Słodko Gorzko” zapraszają do spojrzenia na miłość rozgrywającą się w różnych dekoracjach, zniewalającą nagle, wracającą po latach, upominającą się o należną daninę serca.
Z zapartym tchem czytamy opowiadania o współczesnych kochankach, bo mit miłości ma nieskończenie wiele interesujących wcieleń.
Zachęcam do lektury
Małgorzata Gutowska-AdamczykRocznica
Magdalena Zimniak
Dziękuję mojemu bratu, Adamowi Stępniewskiemu, za konsultacje na temat żeglarstwa morskiego, i Marcinowi Gutkowi, pierwszemu czytelnikowi moich tekstów, którego uwagi są dla mnie zawsze bezcenne.
Mirek pił kolejną kawę w przytulnej kawiarni siedleckiego hotelu Janusz. Nie odrywał spojrzenia od włosów kobiety siedzącej przy stoliku przed nim. Miały piękny rudozłoty kolor i opadały luźno na ramiona. Tylko jedna ze znanych mu osób obdarzona została przez naturę takim kolorem włosów. Były dłuższe, sięgały pasa. Pamiętał wieczór w lesie, niemal równo dwadzieścia lat temu, kiedy wsuwał palce w te włosy, chował w nich twarz, chłonął zapach. Rok później wziął ślub. Dokładnie rok, jakby ktoś to zaplanował. Właśnie, pomyślał, spoglądając na zegarek. Żona. Wprawdzie powiedział, że spotkanie się przedłużyło, ale nie mógł siedzieć bez końca w kawiarni. Wzdrygnął się na myśl o powrocie. Jutro rocznica ślubu. Zamówiona sala, goście, kwiaty. Jego udział w tym wszystkim stawał się coraz bardziej mechaniczny. Nie, to nawet złe słowo. Każda tego rodzaju impreza coś w nim wypalała. Nigdy jednak nie pomyślał, żeby cokolwiek zmienić. Zresztą jak? A w ogóle po co? Kobieta zapłaciła, wstała i odwróciła się, a Mirkowi zabrakło tchu. To przecież niemożliwe, idioto, skarcił się w duchu. Zielone oczy napotkały jego wzrok, ale po twarzy rudowłosej nie przemknął cień rozpoznania. Mirek powoli się uspokajał. Duchy nie wracają. Całe szczęście. Kobieta, przechodząc koło jego stolika, szukała czegoś zawzięcie w torebce i upuściła pęk kluczy. Schylił się niemal automatycznie i podniósł je.
– Proszę – powiedział, wyciągając rękę.
Uśmiechnęła się promiennie.
– Dziękuję.
Ten sam głos.
– Ewa – szepnął, zanim zdołał nad tym zapanować.
Potrząsnęła głową, a jej niesamowite włosy rozsypały się wokół drobnej, delikatnej twarzy. Zupełnie jak...
– Mam na imię Ewa – powiedziała spokojnie – ale nie znam pana. Chociaż – zmarszczyła lekko brwi – kogoś mi pan przypomina.
Spojrzała Mirkowi prosto w oczy. W głowie mu zawirowało, serce zabiło jak szalone. Duchy nie wracają, próbował przekonać się w myślach.
– Pani Ewo. – Jego głos był opanowany; odnosił niemal wrażenie, że ktoś inny mówi za niego. – Jutro jest moja rocznica ślubu. Robimy z żoną małe przyjęcie, w tym hotelu, tylko w dużej sali i byłoby mi bardzo miło, gdyby pani wpadła.
To jakaś groteska – proponować coś podobnego obcej kobiecie. Co za różnica zresztą, ona i tak odmówi i nigdy jej nie zobaczy. Albo nie odmówi, bo... nie jest obca.
– Ja... – zawahała się i Mirek wszedł jej w słowo:
– Może to zaproszenie dziwi panią, ale pani również przypomina mi kogoś, kto był dla mnie ważny. Jeśli wolałaby pani nie przychodzić sama, proszę wziąć ze sobą osobę towarzyszącą. Naprawdę byłoby mi bardzo miło, gdyby pani przyszła – dodał z naciskiem.
Kąciki jej ust uniosły się leciutko.
– Przyjdę bardzo chętnie – powiedziała. – Sama. Nie znam w Siedlcach zbyt wielu osób. Daleko zresztą nie będę miała, zatrzymałam się tutaj.
Roześmiała się i wyciągnęła rękę. Uścisnął ją. Zdawał sobie sprawę, że nie wypuszcza jej zbyt długo, ale czuł się zdezorientowany, wstrząśnięty. Powoli cofnęła dłoń.
– Do zobaczenia – powiedziała i szybkim krokiem opuściła salę.
Opadł na krzesło. Powinien iść do domu. Agnieszka z pewnością zaczęła się już niepokoić.
Dwadzieścia lat wcześniej mieszkał jeszcze w Warszawie. Pochodził z Siedlec, ale w gruncie rzeczy nawet nie myślał, że sprowadzi się tu z powrotem. Dopiero kiedy wziął ślub, Witek, kumpel z czasów szkolnych, zaproponował założenie spółki w rodzinnym mieście. Wtedy, tuż po studiach, zdawało się, że stolica daje dużo większe możliwości. Niedawno się obronił i były to jego ostatnie wakacje przed podjęciem pierwszej poważnej pracy w dużej firmie międzynarodowej. Witek też się tam załapał, a trochę wcześniej zrobił patent sternika morskiego. Załatwił jacht i skompletował załogę. Rejs po Bałtyku nie brzmiał może tak oszałamiająco jak rejs po Morzu Śródziemnym, ale wszyscy nastawieni byli entuzjastycznie. Mirek, Witek, ich koleżanka z klasy Agnieszka, dwóch innych chłopaków z roku i cioteczna siostra jednego z nich – Ewa. Mirek był oczarowany Ewą od momentu, kiedy ją poznał. Spotykali się jedynie u Witka, omawiając trasę rejsu i szczegóły z nim związane, a później odprowadzał ją do domu i długo stali przed klatką, nie mogąc się rozstać. W końcu mówiła, że już naprawdę musi iść i całowała go szybko w policzek. Przytulał ją wtedy krótko, przelotnie; nie miał odwagi przytrzymać jej dłużej w ramionach. Wracał do domu i leżał bezsennie, wypełniony zielonością jej oczu, złotaworudym kolorem przepysznych włosów i miękkim dźwiękiem głosu.
Była inna od wszystkich znanych mu dziewczyn, sprawiała wrażenie znacznie dojrzalszej, może dlatego, że miała już dziecko – śliczną córkę Basię, którą wzięła na jedno ze spotkań. Dziewczynka nie wydawała się zainteresowana trasą rejsu, trzymała matkę kurczowo za rękę, od czasu do czasu mówiąc zawzięcie: „chodźmy już”. W końcu Ewa uśmiechnęła się przepraszająco i powiedziała, że naprawdę muszą iść. Mirek zerwał się, proponując, że je odprowadzi, ale stanowczo odmówiła.
– Nie. – Potrząsnęła głową, a Mirka jak zwykle przeszył dreszcz, kiedy patrzył, jak płomienne włosy rozsypują się wokół ślicznej twarzy. – To popołudnie jest tylko dla nas, prawda, Basiu?
Dziewczynka pokiwała poważnie głową, patrząc na Mirka z nienawiścią.
– Pójdziemy do Łazienek – ciągnęła Ewa z uśmiechem – i będziemy objadać się lodami.
Dziecko roześmiało się radośnie i demonstracyjnie otworzyło drzwi.
Kiedy Mirek odprowadzał Ewę po następnym spotkaniu, dziewczyna opowiedziała swoją historię. Zaszła w ciążę w klasie maturalnej. Była szaleńczo zakochana, zresztą z wzajemnością.
– Teraz jednak wiem – dodała gorzko – że zakochanie różni się bardzo od miłości.
Jej chłopak, rok starszy, student chemii na uniwersytecie, niemal zwariował ze szczęścia, kiedy mu powiedziała o ciąży. Postanowili pobrać się tuż po maturze Ewy. Zaczęli nawet załatwiać formalności. Któregoś dnia jednak Zbyszek oznajmił, że obiecał rodzicom wstrzymać się rok ze ślubem.
„Widzisz, oni uważają – tłumaczył osłupiałej Ewie – że to ślub pod presją. Powiedzieli, że jeśli za rok wciąż będziemy chcieli być razem, to nasza decyzja stanie się bardziej miarodajna. Przecież ten rok nie ma znaczenia, prawda, kochanie? A oni inaczej nie zaakceptują naszego małżeństwa”.
Czym zagrozili? Zerwaniem stosunków z synem? Wydziedziczeniem? Cofnięciem funduszy na wycieczkę zagraniczną? Ewa nie pytała, w ogóle nic nie mówiła.
– Nie spałam całą noc – opowiadała Mirkowi, śmiejąc się, choć jej zielone oczy pozostały poważne. – To była najgorsza noc w moim życiu, ale podjęłam decyzję.
Powiedziała Zbyszkowi, że dziecko, które się urodzi, jest ich wspólnym dzieckiem, ale ona nie może traktować go już jak partnera.
– To dobry chłopak – mówiła, zatrzymując się przed klatką. – Co miesiąc przysyła pieniądze – nie wnikam, swoje czy rodziców – i zajmuje się Basią. Na przykład ja jadę na rejs, a on bierze ją na wakacje na Mazury. Wiele razy po tamtej rozmowie prosił mnie, żebyśmy wrócili do siebie, ale ja nie mogę, chociaż wiem, że jest wspaniałym ojcem i że Basia bardzo go kocha.
Gardło Mirka było ściśnięte, w oczach mu pociemniało.
– Nie możesz – powtórzył zachrypniętym głosem, z całej siły ściskając pięści. – A ty... też wciąż go kochasz?
Roześmiała się, jakby powiedział świetny dowcip, po czym nagle spoważniała.
– Teraz wiem, że nigdy go nie kochałam. Tamto wtedy było zauroczeniem, namiętnością... zakochaniem. W odpowiednich warunkach mogłoby przerodzić się w miłość. Oczywiście, w pewnym sensie zawsze pozostanie mi bliski. Jest przecież ojcem mojego dziecka.
Mirek pokiwał ponuro głową. Tłumaczenie wydawało mu się mętne.
– Mogłam go pokochać, ale ta szansa została zaprzepaszczona w dniu, w którym powiedział, że na razie się ze mną nie ożeni. Nie twierdzę, że to jego wina. To raczej tkwi we mnie.
Mirek stał zdezorientowany. Nie wiedział, czy jej wierzyć i czy w ogóle ma prawo wypytywać o tego rodzaju sprawy.
– Dziękuję – powiedziała nagle.
Spojrzał zdziwiony.
– Za co?
– Że mnie wysłuchałeś... że zawsze mnie słuchasz.
Wtedy właśnie uwierzył w każde jej słowo.
– Muszę iść – szepnęła, zbliżając gorące usta do jego policzka. – Basia czeka.
Przytrzymał ją w ramionach nieco dłużej niż zwykle.
Melodyjka komórki przywróciła go do teraźniejszości. Nawet nie musiał patrzeć na wyświetlacz, żeby wiedzieć, kto dzwoni.
– Cześć, Agnieszko.
– Cześć. – Głos żony był jak zwykle łagodny. Tylko jeden raz w życiu zdenerwowała się na niego. – Wszystko w porządku?
– Tak – odpowiedział, jak robił to zazwyczaj. – Zaraz wracam.
– To na razie. Zaczynam odgrzewać obiad, kochanie.
Gardło miał tak ściśnięte, że nie był w stanie wykrztusić „dziękuję”. Wsunął telefon z powrotem do kieszeni, zapłacił za kawę i wolnym krokiem udał się do samochodu.
Do portu na Helu dotarli około siódmej wieczorem. Czekał na nich jacht, którym wszyscy zgodnie się zachwycili. Mieli spędzić na nim noc, jeszcze na lądzie, i wyruszyć z samego rana. Siedzieli przy ognisku, pijąc wino, żartując. Ewa opierała się o Mirka leciutko. Objął ją, przyciągając bliżej.
– Nie masz ochoty się przejść? – spytał, dotykając ustami jej włosów.
– Wielką. – Ścisnęła jego dłoń na swoim ramieniu.
Podnieśli się jednocześnie i poszli, trzymając się za ręce. Kiedy Mirek był już pewien, że nikt ich nie zobaczy, zatrzymał się, odwrócił ją ku sobie i zrobił to, o czym tak długo marzył w bezsenne noce. Wplótł palce w płomiennozłote loki i przysunął twarz do jej twarzy. Nie protestowała, sama otoczyła go ciasno ramionami i rozchyliła usta. Całowali się jak szaleni. Tylko całowali. Nie spieszyli się. W końcu mieli przed sobą rejs, a później całe życie.