- W empik go
Słonecznikowa 5. Przyjaciele Tuptusia - ebook
Słonecznikowa 5. Przyjaciele Tuptusia - ebook
Poznajcie sympatyczne rodzeństwo – przedszkolaki Krzysia i Lilkę oraz ich młodszego braciszka Adasia. Maluchy mieszkają w domu z ogródkiem na ulicy Słonecznikowej z mamą, tatą i kudłatym urwisem – pieskiem Zadziorem. Są ciekawe świata, zadają mnóstwo pytań i nie potrafią się nudzić.
To już jesień! Ale w domku przy Słonecznikowej 5 próżno szukać jesiennych nastrojów. Jak zawsze jest tu wesoło i dużo się dzieje – głównie za sprawą trójki najmłodszych mieszkańców: bliźniaków Lilka i Krzysia oraz małego Adasia.
Gdy wyprawa do lasu na grzyby nie dochodzi do skutku, dzieci przygotowują grzyby… z papieru. Aby ulubiony pluszak Adasia jeż Tuptuś nie czuł się samotny, dzieciaki przygotowują kasztanowe jeże. Organizacja wesołego miasteczka w domu, gdy za oknem pada deszcz?
Krzysiowi, Lilce i Adasiowi nie brakuje pomysłów do wspaniałej zabawy!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8318-191-2 |
Rozmiar pliku: | 4,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pan Łukasz oderwał wzrok od laptopa i zadziwiony zaczął nasłuchiwać. Hm… Nie mylił się. W pokoju dzieci od co najmniej kilku minut panowała podejrzana cisza. W późne piątkowe popołudnie była to tak niecodzienna sytuacja, że postanowił zbadać ją bliżej. Przerwał pracę i podszedł do drzwi.
Na łóżku Krzysia piętrzyła się góra rzeczy: latarka, ilustrowany atlas świata, okulary przeciwsłoneczne, zabawkowa skrzynka z narzędziami i kolekcja kamieni. Chłopiec uparcie próbował wcisnąć wszystko do niewielkiego plecaka. Lilka pakowała właśnie ubranka dla ukochanej pluszowej myszki, a mały Adaś usiłował wepchnąć do kieszeni plecaczka jeża Tuptusia.
– Czy wy gdzieś wyjeżdżacie? – Pan Łukasz spojrzał ze zdziwieniem na całą gromadkę.
– No jak to, tato?! – oburzyła się Lilka, odrzucając na ramiona złociste warkocze. – Przecież jutro wszyscy jedziemy do dziadków na grzyby! Będziemy chodzić po lesie, zbierać prawdziwki, maślaki…
– I kije na miecze! – wtrącił z entuzjazmem Krzyś.
– Ale po co wam to wszystko? – Pan Łukasz wziął do ręki latarkę i zerknął pytająco na starszego syna. – Do lasu, na grzyby?
– Nie mieści się – usłyszał w odpowiedzi od Adasia. Chłopiec podszedł do taty z pomarańczowym plecaczkiem w jednym ręku i pluszowym jeżem w drugim. – A psecies Tuptuś musi jechać na gzyby.
– Tuptuś tak – zgodził się tata. – Ale nie ta góra klocków – dodał, zaglądając do plecaka. – W lesie nie przydadzą nam się zabawki, tylko…
Pan Łukasz nie zdążył jednak dokończyć, bo w tej samej chwili rozległ się głośny huk. ŁUBU-DU! Coś się przewróciło z łoskotem. Wszyscy gwałtownie wybiegli do przedpokoju.
– Ojej, mamusiu, nic ci się nie stało? – Dzieci otoczyły siedzącą na podłodze panią Natalię. Obok niej leżał przewrócony taboret, a pod ścianą toczył się duży wiklinowy kosz.
– Wszystko dobrze – odparła uspokajająco pani Natalia, masując kostkę u nogi. – Szukałam w szafie tego koszyka i jakoś źle stanęłam na taborecie. Na szczęście nic mi nie jest, tylko noga trochę mnie boli…
Niestety, wieczorem kostka rozbolała mamę jeszcze bardziej.Następnego ranka pan Łukasz postanowił zawieźć żonę do lekarza.
– Tak mi przykro, że zepsułam wam weekend – powiedziała mama, gdy wrócili do domu ze szpitala. – Cieszyliście się bardzo na ten dzisiejszy wyjazd. Może jednak pojechalibyście beze mnie? – Pani Natalia spojrzała pytająco na męża.
– O nie – zaprzeczył kategorycznie pan Łukasz, poprawiając poduszki na kanapie. – Nie możesz zostać sama, bo lekarz kazał ci leżeć i odpoczywać. Będziemy się wszyscy tobą opiekować, prawda? – zwrócił się do dzieci.
– Pewnie! – odpowiedziały z entuzjazmem bliźnięta i tylko Adaś miał nieszczęśliwą minkę.
– A gzyby? – zapytał, ściskając mocno Tuptusia i przytulając się do mamy. – A babcia i dziadek?
– Do dziadków już dzwoniłem – odparł tata, delikatnie biorąc Adasia na ręce. – Zamiast do lasu wybierzemy się do parku na spacer. Tymczasem mama sobie odpocznie. Co wy na to?
– Tak! – krzyknęło zgodnie rodzeństwo.
Pół godziny później przechadzali się parkowymi alejkami w towarzystwie poszczekującego wesoło Zadziora. Ze spaceru bliźnięta wróciły z pękiem dębowych liści o dziwacznych kulistych naroślach, a Adaś z wiaderkiem pełnym sosnowych igieł. Ku zadowoleniu taty dzieci od razu rozsiadły się przy kuchennym stole i zajęły swoimi skarbami. Adaś wyjął z szafki plastikową miskę, dwie łyżki i z zapałem gotował sosnową zupę. Krzyś zauważył, że kulki na liściach dębu wyglądają jak oczy i nosy, dlatego zaproponował Lilce zrobienie wielkiej liściastej rodziny dziwaków. Tymczasem mama spała, a tata zajął się przygotowaniem obiadu.
Niestety, spokój, którym cieszył się pan Łukasz, nie trwał zbyt długo. Po kilkunastu minutach zupa z igieł była gotowa, ludziki z dumą prezentowały swoje kuliste nosy, a przy stole zapanował chaos. Lilka i Krzyś urządzili sobie zawody w cięciu kartek na jak najmniejsze kawałeczki. Adaś najpierw z radością rozgarniał ścinki po całym stole, a potem zrobił z nich deszcz dla Tuptusia. Pan Łukasz właśnie sobie uświadomił, ile będzie sprzątania po tej zabawie, gdy nagle rozbawiony Krzyś zakrzyknął:
– Muchomor! Muchomor! Patrzcie! Lilka to muchomor!
Wszyscy z zaciekawieniem spojrzeli na dziewczynkę. Papierowe cętki poprzyczepiały się do wełnianej czerwonej sukienki, upodobniając ją do kapelusza muchomora.
– Adaś tes tak chce! – zawołał chłopczyk. Chwycił ze stołu garść ścinków i uniósł rączkę nad głowę.
– Mam lepszy pomysł. – Tata w ostatniej chwili złapał go za piąstkę. – Adasiu, nie marnuj takich wspaniałych kropek. Zrobicie sobie prawdziwe muchomory.