Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Słowacki i nowa sztuka (modernizm): Twórczość Słowackiego w świetle poglądów estetyki nowoczesnej: Studyum krytyczno-porównawcze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Słowacki i nowa sztuka (modernizm): Twórczość Słowackiego w świetle poglądów estetyki nowoczesnej: Studyum krytyczno-porównawcze - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 490 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Ogół lu­dzi, pra­gnąc so­bie uświa­do­mić rze­czy nie zu­peł­nie ja­sne w spo­sób moż­li­wie przy­stęp­ny a pro­sty, two­rzy for­muł­ki syn­te­tycz­ne, od­zna­cza­ją­ce się zwię­zło­ścią i do­sad­no­ścią i da­ją­ce skrzy­wio­ny nie­co i jed­no­stron­ny, ale za to wy­raź­ny, ja­skra­wy na­wet ob­raz ja­kiejś praw­dy mo­ral­nej, fi­lo­zo­ficz­nej i t… p. Sen­ten­cye po­dob­ne rzad­ko by­wa­ją owo­cem wy­ro­zu­mo­wa­ne­go ba­da­nia; zwy­kle po­wsta­ją in­tu­icyj­nie, jako bez­więd­na kry­sta­li­za­cya pew­nej sumy wra­żeń, do­star­czo­nych przez ży­cie, li­te­ra­tu­rę, lub sztu­kę; ale wła­śnie dla­te­go, po­mi­mo swej jed­no­stron­no­ści, za­słu­gu­ją na uwa­gę, gdyż bę­dąc: szcze­rym wy­ra­zem gu­stów i aspi­ra­cji i upodo­bań ogó­łu, ma­lu­ją do­sko­na­le sto­su­nek więk­szo­ści do pew­nych za­wi­łych pro­ble­ma­tów. Sto­su­nek ten, zwłasz­cza je­że­li idzie o kwe­stye sub­tel­niej­sze, róż­ni się bie­gu­no­wo od sto­sun­ku do nich in­te­li­gent­nej mniej­szo­ści. Wi­dać to naj­wy­raź­niej w po­ezyi i sztu­ce, w któ­rej ide­ały więk­szo­ści są zwy­kle star­sze o lat kil­ka­dzie­siąt od ide­ałów szczu­płej garst­ki es­te­tów i ar­ty­stów.

Był czas, kie­dy wul­ka­nicz­ny wy­buch na­sze­go ro­man­ty­zmu ogło­szo­no za obłęd i cha­rak­te­ry­zo­wa­no bru­tal­nie jako kie­ru­nek, w któ­rym:

Ciem­no wszę­dzie, głu­pio wszę­dzie,

Nic nie było, nic nie bę­dzie.

Po­wo­li, rze­czy­wi­stość za­da­ła kłam temu pro­roc­twu; ale acz­kol­wiek ro­man­tyzm, jako prąd, jako ca­ło­kształt pew­ne­go sys­te­ma­tu es­te­tycz­ne­go, zwy­cię­żył, a na­wet zdo­łał się już prze­żyć i ustą­pić miej­sca now­szym stru­mie­niom i wi­rom, wpływ ato­li po­je­dyn­czych jego przed­sta­wi­cie­li na spo­łe­czeń­stwo i li­te­ra­tu­rę nie ustał i nie­pręd­ko usta­nie. Raz dla­te­go, że jesz­cze na to za wcze­śnie, po­wtó­re zaś z po­wo­du, że ko­ry­fe­usze szko­ły byli nie­tyl­ko ro­man­ty­ka­mi, lecz i ge­niu­sza­mi, a wpły­wy ge­niu­szów się­ga­ją da­le­ko po za epo­kę, któ­ra ich wy­da­ła.

Po­nie­waż jed­nak trzej ty­ta­ni ro­man­ty­zmu na­sze­go, jako in­dy­wi­du­al­no­ści sa­mo­dziel­ne, róż­ni­li się od sie­bie na wie­lu punk­tach, prze­to każ­dy z nich w od­mien­ny spo­sób od­dzia­ły­wał na po­tom­ność.

* * *

Wpływ Mic­kie­wi­cza uwy­dat­nił się naj­wcze­śniej, się­gnął naj­głę­biej i roz­lał się naj­sze­rzej. Sło­wac­ki, nie­do­ce­nia­ny za ży­cia, wol­niej zdo­by­wał so­bie uzna­nie i sym­pa­tye i nie prze­nik­nął do­tąd wca­le do tych warstw na­ro­du, w któ­rych Mic­kie­wicz cie­szy się już znacz­ną względ­nie po­pu­lar­no­ścią. Kil­ka dra­ma­tów, po­ema­tów i nie­wiel­ka licz­ba utwo­rów li­rycz­nych – oto wszyst­ko, co zna szer­sza pu­blicz­ność. "Be­niow­ski", " Król-Duch", oraz mnó­stwo in­nych, zwłasz­cza z wy­da­nych po­śmiert­nie prac au­to­ra "Bal­la­dy­ny", nie zna­la­zło do­tąd sta­łe­go miej­sca w bi­blio­te­kach do­mo­wych. Prze­szka­dza­ły temu po czę­ści wa­run­ki ze­wnętrz­ne, a mia­no­wi­cie: mała licz­ba, oraz nie­kom­plet­ność edy­cyi tań­szych, po czę­ści zaś brak łącz­no­ści du­cho­wej po­mię­dzy po­etą a spo­łe­czeń­stwem, dla któ­re­go Sło­wac­ki był "za wiel­kim ar­ty­stą".

Bio­rąc wy­raz "wiel­ki ar­ty­sta" w cu­dzy­słów, nie chcie­li­śmy nada­wać wy­gło­szo­ne­mu przez nas są­do­wi ko­lo­ry­tu iro­nicz­ne­go. By­najm­niej. Cu­dzy­słów był tu ko­niecz­ny, po­nie­waż zda­nie po­wyż­sze jest tyl­ko pa­ra­fra­zą jed­nej z owych, wspo­mnia­nych na po­cząt­ku, for­muł syn­te­tycz­nych, two­rzo­nych nie­wia­do­mo przez kogo, a po­wta­rza­nych przez ogół. Ogół, czu­jąc więk­szą sym­pa­tyę dla Mic­kie­wi­cza, a nie mo­gąc igno­ro­wać Sło­wac­kie­go, pró­bo­wał zdać so­bie spra­wę z róż­ni­cy uczuć, ja­kie w nim dzie­ła tych mi­strzów bu­dzi­ły, i re­zul­tat po­rów­na­nia za­mknął w for­mu­le: "Mic­kie­wicz jest więk­szym po­etą, Sło­wac­ki – więk­szym ar­ty­stą".

* * *

Na po­zór to jest ab­sur­dem, po­mię­dzy po­etą i ar­ty­stą bo­wiem es­te­tyk współ­cze­sny nie wi­dzi żad­nej za­sad­ni­czej róż­ni­cy, prócz tej chy­ba, że… ar­ty­sta jest po­ję­ciem ogól­niej­szem, po­eta – bar­dziej szcze­gó­ło­wem. W grun­cie rze­czy prze­cie każ­dy po­eta jest ar­ty­stą, każ­dy ar­ty­sta – po­etą!

Ter­mi­no­lo­gia es­te­ty­ków fa­cho­wych jed­nak nie obo­wią­zu­je ogó­łu, któ­ry ma swo­je wła­sne po­gląd)' na sztu­kę i jej przed­sta­wi­cie­li. Po­glą­dy mgli­ste, nie­okre­ślo­ne, trud­ne do uję­cia w sys­te­mat, ale tkwią­ce głę­bo­ko i sil­nie w uczu­ciu i ner­wach sze­ro­kich mas, któ­re nie­słusz­nie zu­peł­nie po­są­dza się o zu­peł­ny brak zmy­słu es­te­tycz­ne­go. Sze­ro­ka masa jest rów­nie czu­łą na pięk­no, jak i prze­ra­fi­no­wa­ni de­ka­den­ci, tyl­ko in­a­czej so­bie to pięk­no wy­obra­ża, na inne wra­że­nia re­agu­je. Bę­dzie pa­trza­ła obo­jęt­nie, a na­wet nie­chęt­nie na sym­bo­licz­ne tra­ge­dye Ma­eter­linc­ka, ale za to me­lo­dra­mat ogród­ko­wy wzru­szy ją do łez. Dla­cze­go? Bo na­tu­ry ele­men­tar­ne łak­ną wra­żeń ele­men­tar­nych, sil­nych, a za ra­zem wy­po­wie­dzia­nych w spo­sób moż­li­wie pro­sty i, że się tak wy­ra­zi­my, do­gma­tycz­ny, bez psy­cho­lo­gicz­nych za­strze­żeń i na­stro­jo­wych dy­gre­syi.

Ogół lubi, "żeby kota na­zy­wać ko­tem, a łaj­da­ka – łaj­da­kiem". To samo lu­bi­li, jak wia­do­mo kla­sy­cy; otóż es­te­ty­ka więk­szo­ści stoi do­tych­czas na­tem sa­mem sta­dy­um, na ja­kiem sta­ła es­te­ty­ka Bo­ile­au i jego zwo­len­ni­ków, któ­rzy chcie­li twór­czość po­etyc­ką okieł­znać wę­dzi­dłem zdro­we­go roz­sąd­ku.

Na­tu­ral­nie, twier­dze­nie to nie może się obejść bez licz­nych a waż­nych za­strze­żeń.Przedew­szyst­kiem, es­te­ty­ka po­pu­lar­ną nie jest sys­te­ma­tem wy­ro­zu­mo­wa­nym i kon­se­kwent­nym i wsku­tek tego za­wie­ra mnó­stwo po­zor­nych sprzecz­no­ści. Kult zdro­we­go roz­sąd­ku go­dzi się tam np. do­sko­na­le z po­trze­bą pew­nej ro­man­tycz­nej ja­skra­wo­ści, któ­rej nie­na­wi­dzi­li kla­sy­cy. Po­cho­dzi to stąd, że isto­ta sztu­ki spo­czy­wa przedew­szyst­kiem w for­mie, nie tre­ści. Je­że­li więc treść, choć­by naj­bar­dziej fan­ta­stycz­ną skry­je się pod for­mą dys­kret­ną, pro­stą, lo­gicz­ną utwór nie razi i nie od­py­chaj je­że­li jed­nak osno­wa dzie­ła ob­le­cze się w dra­pe­ryę wzo­rzy­stą, barw­ną, bo­ga­tą i ory­gi­nal­ną, a nie­uwy­dat­nia­ją­cą wy­pu­kłe kon­tu­rów my­śli prze­wod­niej po­spo­li­ty a nie­przy­go­to­wa­ny czy­tel­nik stoi wo­bec ta­kie­go zja­wi­ska jak wo­bec sfink­sa i nie wie­dząc z któ­rej stro­ny do nie­go przy­stą­pić od­cho­dzi znie­chę­co­ny.

* * *

Są pi­sa­rze, któ­rzy umie­ją po­łą­czyć wiel­ką głę­bo­kość tre­ści z nad­zwy­czaj­ną pro­sto­tą for­my, u któ­rych "myśl, le­cąc z du­szy pro­sto", nie ła­mie się w sło­wach, jak w pry­zma­cie, lecz kon­cen­tru­je w nich, jak w so­czew­ce, two­rząc zwar­ty snop ja­snych i cie­płych pro­mie­ni. Do ta­kich au­to­rów na­le­żał u nas Mic­kie­wicz, któ­ry też, po­mi­mo swej wiel­ko­ści, mógł stać się po­pu­lar­nym i miał pra­wo ma­rzyć o tem, by dzie­ła jego "zbłą­dzi­ły pod strze­chy", gdyż na­wet tam nie będą one księ­gą za­mknię­tą na siedm pie­czę­ci.

Sło­wac­ki ta­kich ma­rzeń nie ży­wił, bo cho­ciaż uwa­żał dzia­łal­ność po­etyc­ką za wiel­ką i waż­ną mi­syę spo­łecz­ną, nie był w sta­nie pi­sać dla wszyst­kich. Wy­ni­ka­ło to nie ze świa­do­mej dumy i po­gar­dy dla ma­lucz­kich, lecz z na­tu­ry jego ta­len­tu, w któ­rym tkwi­ła ary­sto­kra­tycz­na skłon­ność do trak­to­wa­nia for­my, jako sa­mo­dziel­ne­go czyn­ni­ka twór­cze­go, nie­pod­po­rząd­ko­wa­ne­go, lecz rów­no­upraw­nio­ne­go z tre­ścią.

* * *

U Mic­kie­wi­cza ję­zyk jest tyl­ko słu­gą my­śli, jest in­stru­men­tem, któ­ry wtó­ru­je w sze­ro­kich i po­tęż­nych akor­dach wznio­słej me­lo­dyi uczuć, nie przy­głu­sza­jąc jej ani na chwi­lę. U Sło­wac­kie­go in­stru­ment zmie­nił się w całą or­kie­strę, a akom­pa­nia­ment, jak w ope­rze no­wo­cze­snej, w sa­mo­ist­ną Sym­fo­nię.

Po­eta czuł swo­ją siłę na tym punk­cie i nie­jed­no­krot­nie szczy­cił się nią w "Be­niow­skim".

Ktoś to po­wie­dział, że gdy­by się sło­wa

Mo­gły stać na­gle in­dy­wi­du­ami,

Gdy­by oj­czy­zną był ję­zyk i mowa, –

Po­sąg­by mój stał, stwo­rzo­ny gło­ska­mi,

Z na­pi­sem: Pa­tri pa­triae… Jest to nowa

Kry­ty­ka… Stój!… ten po­sąg bły­ska skra­mi,

Spo­glą­da z góry na wszyst­kie ję­zy­ki,

Lśni jak mo­zaj­ką, śpie­wa jak sło­wi­ki.

Otocz go la­sem cy­pry­sów, mo­drze­wi:

On się roz­ję­czy, jak har­fa Eola,

W róże się same, jak Dry­ada, wdrze­wi,

Gło­sem wy­le­ci za lasy, na pola,

I roz­ła­bę­dzi wszyst­ko, ro­ze­śpie­wi,

Jak smu­kła, peł­na sło­wi­ków to­po­la,

Co kie­dy w nocy za­cznie pieśń skrzy­dla­tą,

My­ślisz, że w nie­bo ula­tu­jesz z cha­tą…

Trud­no o lep­szą i praw­dziw­szą sa­mo­cha­rak­te­ry­sty­kę. Rze­czy­wi­ście Sło­wac­ki był nie­tyl­ko wiel­kim po­etą, lecz i wiel­kim mi­strzem, a nie­kie­dy na­wet wir­tu­ozem for­my. Czu­jąc, że "rym sam się do nie­go na­gi­na", że "okta­wa pie­ści, ko­cha go sek­sty­na", pod­da­wał się tym piesz­czo­tom z lu­bież­ną roz­ko­szą i po­zwa­lał cza­sa­mi pięk­nu for­mal­ne­mu przy­ćmie­wać pięk­no du­cho­we. Sło­wa nie były dla nie­go, jak dla Mic­kie­wi­cza, so­czew­ką, sku­pia­ją­cą pro­mie­nie my­śli w jed­no po­tęż­ne ogni­sko, lecz pry­zma­tem, w któ­rym myśl owa ła­ma­ła się i roz­sz­cze­pia­ła, two­rząc wspa­nia­łą ka­ska­dę tę­czo­wych barw i har­mo­nij­nych dźwię­ków.

* * *

Ten stru­mień pe­reł i bry­lan­tów tak olśnie­wa w pierw­szej chwi­li, tak po­chła­nia uwa­gę na­szą, że pa­trząc na cza­row­ne zja­wi­sko, za­po­mi­na­my o źró­dle, z któ­re­go ono wy­try­ska, i o celu, do któ­re­go pły­nie.

A jed­nak i cel i źró­dło ist­nie­je nie­wąt­pli­wie.

Pod dy­amen­to­wą pia­ną for­my rwie głę­bo­ki prąd uczuć i my­śli, bio­rą­cy po­czą­tek w ser­cu po­ety i to­czą­cy w swych krysz­ta­ło­wych fa­lach nek­tar, któ­ry miał "zja­da­czów chle­ba w anio­łów prze­ro­bić"…

A jed­nak, po­mi­mo, że nie­po­dob­na wąt­pić o in­ten­cy­ach au­to­ra "Smut­no mi, Boże", więk­szość nie prze­sta­je wi­dzieć w nim tyl­ko wir­tu­oza, "ar­ty­sty", od­ma­wia­jąc mu mia­na "po­ety"! I trud­no się temu dzi­wić. Mic­kie­wicz, któ­ry po­sia­dał wszel­kie dane na to, by są­dzić in­a­czej, na­zy­wał po­ezyę Sło­wac­kie­go "ślicz­nym, wznio­słym ko­ścio­łem, w któ­rym – nie­ma Boga!…

Na­wet Kra­siń­ski, je­dy­ny ze współ­cze­snych, któ­ry ro­zu­miał i oce­niał na­le­ży­cie Sło­wac­kie­go, prze­ciw­sta­wia­jąc go Mic­kie­wi­czo­wi, jako rów­no­upraw­nio­ną "siłę od­środ­ko­wą" – "do­środ­ko­wej", na­wet on uwa­żał, że tę­czom po­ety brak nie­kie­dy "gra­ni­to­wej pod­sta­wy".

Ogół czy­tel­ni­ków epo­ki ro­man­tycz­nej był o wie­le su­row­szy od po­etów i na­zy­wał Sło­wac­kie­go wprost pi­sa­rzem "nie­zro­zu­mia­łym" i "nie­na­ro­do­wym".

Dzi­siaj rze­czy zmie­ni­ły się o tyle, że sąd ogó­łu zbli­żył się do sądu naj­lep­szych jed­no­stek epo­ki współ­cze­snej po­ecie: Sło­wac­ki nie bu­dzi jesz­cze en­tu­zy­azmu, ale bu­dzi po­dziw – to już ol­brzy­mi krok na­przód w ewo­lu­cyi gu­stu po­pu­lar­ne­go.

Po­eci i es­te­ty­cy doby obec­nej po­szli, rzecz pro­sta, pod tym wzglę­dem znacz­nie da­lej i nie­tyl­ko wy­mie­rzy­li Sło­wac­kie­mu cał­ko­wi­tą spra­wie­dli­wość, lecz uzna­li go za swe­go mi­strza i prze­wod­ni­ka w kra­inie twór­czo­ści. Czem był Szek­spir dla ro­man­ty­ków nie­miec­kich, tem stał się Sło­wac­ki dla mo­der­ni­stów pol­skich. Przy­czyn tego zja­wi­ska na­le­ży szu­kać nie­tyl­ko w nor­mal­nem dzia­ła­niu cza­su, któ­ry prę­dzej czy póź­niej na­pra­wia krzyw­dy, wy­rzą­dzo­ne ge­niu­szom przez współ­cze­snych, i ka­su­je ich nie­słusz­ne wy­ro­ki.

Do sta­łych wa­run­ków i sprę­żyn ewo­lu­cyi do­łą­czy­ły się tym ra­zem bodź­ce spe­cy­al­ne, a mia­no­wi­cie: sa­mo­ist­ny zwrot sztu­ki i es­te­ty­ki no­wo­cze­snej, nie­tyl­ko u nas, lecz w ca­łej Eu­ro­pie ku ide­ałom, któ­rych więk­szość zna­la­zła wcie­le­nie ar­ty­stycz­ne w twór­czo­ści po­etyc­kiej Sło­wac­kie­go.

Kwe­styę tę zba­da­my szcze­gó­ło­wo w na­stęp­nych roz­dzia­łach

* * *

Cha­rak­te­ry­zu­jąc ze­wnętrz­ną stro­nę utwo­rów Sło­wac­kie­go, po­wie­dzie­li­śmy, że jej sa­mo­ist­ność, oraz sto­su­nek do stro­ny we­wnętrz­nej, przy­po­mi­na rolę, jaką w ope­rze wa­gne­row­skiej za­ję­ła or­kie­stra, ilu­stru­ją­ca "na­strój" dra­ma­tycz­ny ak­cyi, od­gry­wa­nej na sce­nie przez śpie­wa­ków, wy­po­wia­da­jąc współ­cze­śnie, przy po­mo­cy bo­ga­tych efek­tów sym­fo­nicz­nych, to, cze­go ogra­ni­czo­na po­tę­ga sło­wa ludz­kie­go wy­ra­zić bez­po­śred­nio nie może.

Po­rów­na­nie to nie jest by­najm­niej zwy­kłą fi­gu­rą re­to­rycz­ną. Nie, to fakt, któ­re­go bliż­sze roz­pa­trze­nie od­sło­ni nam może wę­zły, łą­czą­ce twór­czość Sło­wac­kie­go ze sztu­ką no­wo­cze­sną i wska­że źró­dła sym­pa­tyi, jaką ży­wią "mo­der­ni­ści"*) nasi dla zmar­łe­go przed pół­wie­kiem ro­man­ty­ka.

–-

*) Wy­ra­zy "mo­der­nizm", "mo­der­ni­sta" acz­kol­wiek brzmią bar­ba­rzyń­sko, są jed­nak lep­sze od in­nych ter­mi­nów, uży­wa­nych na ozna­cze­nie prą­dów i kie­run­ków sztu­ki no­wo­cze­snej, gdyż obej­mu­ją wszyst­kie po­krew­ne jej typy. Sym­bo­lizm, se­ces­sy­onizm, de­ka­den­tyzm i t… p… mają zna­cze­nie zbyt spe­cy­al­ne, albo też, dzię­ki przy­pad­ko­wo­ści po­wsta­nia swe­go, nie­do­kład­ne i fał­szy­we. Wy­ra­zu "mo­der­nizm" więc uży­wać bę­dzie­my jako sy­no­ni­mu tego, co Przy­by­szew­ski na­zwał "nową sztu­ką", sztu­ką pod­mio­to­wą w prze­ciw­sta­wie­niu do sztu­ki przed­mio­to­wej, któ­rą re­pre­zen­to­wał na­tu­ra­lizm.

KSIĘ­GA PIERW­SZAI.

CHA­RAK­TER SZTU­KI NO­WO­CZE­SNEJ. PRZE­WA­GA LI­RY­ZMU. ZMYSŁ HI­STO­RYCZ­NY. BRAK MIA­RY. PO­CIĄG DO NIE­SKOŃ­CZO­NO­ŚCI. SZTU­KA I CZŁO­WIEK.

Co od­róż­nia sztu­kę no­wo­cze­sną od sztu­ki sta­ro­żyt­nej?

Więk­sze bo­gac­two i za­wi­łość mo­ty­wów wo­gó­le, a psy­cho­lo­gicz­nych w szcze­gól­no­ści. Dra­mat Szek­spi­ra, ze­sta­wio­ny z tra­ge­dyą So­fo­kle­sa, wy­glą­da jak buj­ny las dzie­wi­czy obok utrzy­ma­ne­go sta­ran­nie par­ku.

"Moj­żesz" Mi­cha­ła Anio­ła wię­cej ma du­cho­wej po­tę­gi i wy­ra­zu, ni­że­li" Zeus" Fi­dy­asza. " Wio­sna" Bot­ti­cel­le­go zda­je się skła­dać z sa­mych ner­wów, gdy Afro­dy­ta Me­dy­cej­ska ude­rza przedew­szyst­kiem har­mo­nią kształ­tów cie­le­snych.

Im bar­dziej zbli­ża­my się ku cza­som no­wo­żyt­nym, tem bar­dziej kom­pli­ku­je się i przed­ucha – wia sztu­ka. Je­den roz­dział ro­man­su Bal­za­ca wię­cej za­wie­ra i po­ru­sza pro­ble­ma­tów psy­cho­lo­gicz­nych, niż" Ilia­da" i" Ody­se­ja" ra­zem wzię­te.

Roz­wój es­te­ty­ki – to cią­gły pro­ces róż­nicz­ko­wa­nia się i roz­kła­da­nia rze­czy pro­stych po­zor­nie na licz­ne czyn­ni­ki ele­men­tar­ne. Jak fi­lo­zo­fia sta­ro­żyt­no­ści uwzględ­nia tyl­ko ' czte­ry za­sad­ni­cze ży­wio­ły, tak i es­te­ty­ka owo­cze­sna zna­ła i uzna­wa­ła tyl­ko pew­ną ogra­ni­czo­ną licz­bę zja­wisk ty­po­wych. Jak z ognia, zie­mi, po­wie­trza i wody wy­ło­ni­ło się z cza­sem mnó­stwo pier­wiast­ków, tak i typy roz­pa­dły się na in­dy­wi­dua, a in­dy­wi­dua – na na­stro­je.

Sztu­ka sta­ro­żyt­na, oraz zro­dzo­na z niej pseu­do­kla­sycz­na, two­rzy­ły po­sta­ci o cha­rak­te­rze ogól­no­ludz­kim, uoso­bio­ne abs­trak­cye cnót, wad i na­mięt­no­ści, ode­rwa­ne pra­wie od wa­run­ków cza­su i prze­strze­ni. Ro­man­tyzm za­czął się trosz­czyć o" ko­lo­ryt lo­kal­ny", uwzględ­niał skru­pu­lat­nie psy­cho­lo­gię na­ro­do­wą i ra­so­wą, a na miej­scu sche­ma­tycz­nych ty­pów po­sta­wił żywe in­dy­wi­dua. Re­ali­ści i na­tu­ra­li­ści po­szli jesz­cze da­lej i bio­rąc w ra­chu­bę wpły­wy, ja­kie na czło­wie­ka wy­wie­ra dzie­dzicz­ność, oto­cze­nie, wy­cho­wa­nie i pra­ca za­wo­do­wa, po­głę­bi­li znacz­nie pro­ble­ma­ty psy­cho­lo­gii in­dy­wi­du­al­nej.

Tu­taj skoń­czył się pro­ces roz­kła­du ty­pów na in­dy­wi­dua, któ­re uzna­wa­no przez czas dłu­gi za pier­wiast­ki osta­tecz­ne, za jed­nost­ki du­cho­we, nie da­ją­ce się es­te­tycz­nie roz­sz­cze­pić na czyn­ni­ki prost­sze.

Ewo­lu­cya jed­nak nie za­trzy­mu­je się nig­dy. Skoń­czyw­szy z ty­pem, wzię­to się do in­dy­wi­du­ów i pro­ces róż­nicz­ko­wa­nia trwa bez prze­rwy, przy­no­sząc co­raz to nowe nie­spo­dzian­ki. Jaźń ludz­ka przed­sta­wia się mo­der­ni­stom nie jako ca­łość jed­no­li­ta, lecz jako sze­reg sta­nów," na­stro­jów" psy­chicz­nych, z któ­rych każ­dy moż­na wy­dzie­lić z resz­ty i trak­to­wać sa­mo­ist­nie.

* * *

Nie jest to w grun­cie rze­czy nic in­ne­go, jeno zwy­cię­stwo ży­wio­łu li­rycz­ne­go nad ży­wio­łem epicz­nym. Sztu­ka sta­ro­żyt­na była epicz­ną par excel­len­ce, dba­ła bo­wiem wię­cej o czy­ny, ni­że­li o mo­ty­wy czy­nów, od­twa­rza­ła chęt­niej ze­wnętrz­ną, ni­że­li we­wnętrz­ną stro­nę dzia­łal­no­ści ludz­kiej, przed­sta­wia­ła pla­stycz­nie zda­rze­nia i wy­pad­ki ży­cio­we, nie wni­ka­jąc zbyt ści­śle w to, co się dzie­je w ser­cu i mó­zgu bo­ha­te­rów.

Dzi­siaj dra­mat we­wnętrz­ny do­mi­nu­je nad ze­wnętrz­nym.

Pro­to­ty­pem es­te­tycz­nym epo­ki jest, nie sko­ry do czy­nu Orest, lecz ele­gij­ny Ham­let, któ­ry za­miast dzia­łać, ana­li­zu­je swo­je uczu­cia i od­sła­nia przed wi­dzem za­krwa­wio­ne włók­na cier­pią­cej du­szy.

Li­ryzm opa­no­wał na­wet sztu­ki pla­stycz­ne. Ma­larz współ­cze­sny nie od­twa­rza na­tu­ry, lecz wra­że­nia, któ­re w nim na­tu­ra bu­dzi: pej­zaż, we­dług es­te­ty­ki dzi­siej­szej, nie jest przed­mio­to­wym ob­ra­zem ka­wał­ka przy­ro­dy, lecz od­bi­ciem" sta­nu du­szy" ma­la­rza w da­nym mo­men­cie.

Wszyst­ko, co się sty­ka ze sztu­ką i pięk­nem, skła­nia się ku pod­mio­to­wo­ści; na­wet kry­ty­ka sub­jek­tyw­na i wra­że­nio­wa za­czy­na brać górę nad daw­nym ob­jek­tyw­nym sto­sun­kiem do pro­duk­tów ar­ty­zmu.

W mu­zy­ce, nie­sły­cha­ny roz­wój har­mo­nii po­zwo­lił na od­twa­rza­nie ta­kich sub­tel­no­ści li­rycz­ne­go na­stro­ju, o ja­kich sta­rzy, pro­ści mi­strzo­wie, dla któ­rych me­lo­dya była alfą i ome­gą eks­pre­syi, na­wet ma­rzyć nie mo­gli.

* * *

Nie­tz­sche, któ­re­go dzie­ła moż­na uwa­żać za naj­do­sko­nal­szą kry­sta­li­za­cyę li­te­rac­ką ide­ałów es­te­ty­ki mo­der­ni­stycz­nej, a któ­ry, zgod­nie ze swo­ją pa­ra­dok­sal­ną na­tu­rą, gro­mił nie­kie­dy w teo­ryi to, co sze­rzył w prak­ty­ce, tak cha­rak­te­ry­zu­je no­wo­cze­sną sztu­kę i no­wo­cze­snych ar­ty­stów:

" Kto zdo­ła wy­po­wie­dzieć do­kład­nie to, cze­go ci mi­strze no­wych na­rzę­dzi wy­ra­zu wy­po­wie­dzieć do­kład­nie nie zdo­ła­li?… Wszy­scy po­grą­że­ni w li­te­ra­tu­rze po oczy i uszy: pierw­si ar­ty­ści wy­kształ­ce­ni na li­te­ra­tu­rze wszech­świa­to­wej, po­śred­ni­cy i mą­ci­cie­le róż­nych sztuk i zmy­słów (Wa­gner jako mu­zyk na­le­ży do ma­la­rzy, jako po­eta do mu­zy­ków, a jako ar­ty­sta wo­gó­le do ak­to­rów); fa­na­ty­cy eks­pre­sji" za wszel­ką cenę", wiel­cy od­kryw­cy w dzie­dzi­nie wznio­sło­ści, a tak­że brzy­do­ty i okrop­no­ści; jesz­cze więk­si, jako dkryw­cy efek­tów, wir­tu­ozi na wskróś zna­ją­cy ta­jem­ne i przy­kre ścież­ki do wszyst­kie­go, co kusi, wabi, uwo­dzi, przy­na­gla wy­wra­ca; uro­dze­ni wro­go­wie lo­gi­ki i li­nii pro­stych, żąd­ni wszyst­kie­go, co obce, eg­zo­tycz­ne, po­twor­ne, krzy­we, sprzecz­ne same z sobą… Wo­gó­le zu­chwa­le-śmia­ła, wspa­nia­le-po­tęż­na, wy­so­ko­lot­na i wy­so­ko po­ry­wa­ją­ca rasa wyż­szych lu­dzi" *) .

Sło­wa po­wyż­sze, w któ­rych poza ja­skra­wą i pa­ra­dok­sal­ną for­mą ukry­wa się znacz­na doza praw­dy, sto­so­wał Nie­tz­sche głów­nie do Wa­ga­era i póź­niej­szej ge­ne­ra­cyi ro­man­ty­ków fran­cu­skich (r. 1840), ja­ko­to Bal­za­ca, De­la­cro­ix… etc. To jed­nak, co mówi o sztu­ce i li­te­ra­tu­rze współ­cze­snej so­bie, nie róż­ni się w za­sa­dzie od przy­to­czo­ne­go wy­żej po­glą­du.

We­dług Nie­tz­sche­go, dzię­ki" zmy­sło­wi hi­sto­rycz­ne­mu", któ­ry nas na­uczył ro­zu­mieć to, co od­le­głe i obce, po­sia­da­my ta­jem­ny do­stęp do wszyst­kie­go," zmysł, in­stynkt, smak i ję­zyk do wszyst­kie­go". Ro­zu­mie­my np. Ho­me­ra, któ­re­go" dys­tyn­go­wa­ni" XVII stu­le­cia –" nie czu­li"; po­do­ba nam się Szek­spir," ta za­dzi­wia­ją­ca, hisz­pań­sko-mau­ry­tań­sko-an­glo­sa­ska syn­te­za", któ­ra po­bu­dzi­ła­by do -

*) Jen­se­its von Gut und Böse, str. 229 – 230.

śmie­chu i gnie­wu ateń­czy­ka z epo­ki Eschy­lo­sa; " ta dzi­ka pstro­ci­zna, ta plą­ta­ni­na sub­tel­no­ści, bru­tal­no­ści i sztucz­no­ści naj­wyż­szej" po­cią­ga nas wła­śnie, ale za to" brak nam zmy­słu do rze­czy skoń­czo­nych i osta­tecz­nie doj­rza­łych". Nie po­do­ba nam się w dzie­łach i lu­dziach" to, co jest praw­dzi­wie dy­sy­gno­wa­nem (vor­nehm), co od­da­je chwi­lę gład­kiej ci­szy mor­skiej i hal­ki­joń­skie­go wy­star­cza­nia sa­me­mu so­bie". Nie po­do­ba­ją nam się" po­zło­ta i chłód, ce­chu­ją­ce rze­czy, któ­re doj­rza­ły… ani owe chwi­le i cuda, kie­dy wiel­ka siła za­trzy­ma­ła się do­bro­wol­nie przed bez­mia­rem i nie­okre­ślo­no­ścią".

" Mia­ra jest nam obcą – przy­zna­je­my się da tego. Na­sza wraż­li­wość re­agu­je tyl­ko na bodź­ce nie­skoń­czo­no­ści i bez­mia­ru. Niby jeź­dziec na roz­hu­ka­nym ko­niu, pusz­cza­my, sty­ka­jąc się z nie­skoń­czo­no­ścią, cu­gle, my lu­dzie współ­cze­śni, my pół­bar­ba­rzyń­cy i czu­je­my się szczę­śli­wy­mi wów­czas, gdy nam gro­zi naj­więk­sze nie­bez­pie­czeń­stwo" *).

* * *

Tak okre­śla na­strój i kie­ru­nek sztu­ki no­wo­cze­snej je­den z naj­wy­bit­niej­szych jej przed­sta­wi­cie­li, ty­po­wy" pół­bar­ba­rzyń­ca", praw­dzi­wy" czło­wiek współ­cze­sny", uro­dzo­ny wróg" pro­stych li­nii"," lo­gi­ki" i" mia­ry"," fa­na­tyk eks­pre­syi", -

*) Jen­se­its von Gut und Böse, 178 – 9.

" mistrz no­wych na­rzę­dzi wy­ra­zu", sta­ra­ją­cy się od­czuć i od­dać" wszyst­ko", zna­ją­cy nie­bez­piecz­ne ścież­ki do tego, co" kusi, uwo­dzi, wy­wra­ca, co po­twor­ne, krzy­we i sprzecz­ne same z sobą".

Cha­rak­te­ry­sty­ka mo­der­ni­zmu na­pi­sa­na przez Nie­tz­sche­go jest za­ra­zem sa­mo­kry­ty­ką, ale sa­mo­kry­ty­ką, uzna­ją­cą ko­niecz­ność ta­kie­go, a nie in­ne­go sta­nu rze­czy. Nie­tz­sche sta­wia wy­so­ko mia­rę i spo­kój kla­sycz­ny, a na­wet pseu­do­kla­sycz­ny, ale ro­zu­mie, że du­sza współ­cze­sna już do tych mo­men­tów wró­cić nie może – przy­najm­niej w da­nej chwi­li.

Dla­cze­go?

Bo, dzię­ki zbie­go­wi róż­nych oko­licz­no­ści, roz­wi­nął się w nas" zmysł hi­sto­rycz­ny", t… j… zdol­ność wczu­wa­nia się i wży­wa­nia w du­cha cy­wi­li­za­cyi umar­łych, ob­cych, od­le­głych w cza­sie i prze­strze­ni, eg­zo­tycz­nych; roz­bu­dzi­ła się w nas cie­ka­wość po­zna­nia wszyst­kie­go, nie wy­łą­cza­jąc rze­czy naj­dzi­wacz­niej­szych i naj­po­twor­niej­szych *) .

–-

* ) Ca­mil­le Mauc­la­ir w swo­jej do­sko­na­łej cha­rak­te­ry­sty­ce sym­bo­li­stów fran­cu­skich za­zna­cza jako rys zna­mien­ny ich po­ciąg do eru­dy­cyi i do rze­czy rzad­kich:" Con­tra­ire­ment aux na­tu­ra­li­stes, igno­rants to­ute tra­di­tion lit­téra­ire, les jeu­nes gens sa­va­ient be­au­co­up et sérieu­se­ment. Ils sa­va­ient même trop, éga­rant leurs lec­tu­res sur des sin­gu­la­ri­tés lit­te­ra­ires et s'épre­nant des cho­ses qu­ine dépas­sa­ient pas la cu­rio­si­té, dans leur zéle exces­sif à tout con­nâi­tre.

Umysł nasz stał się przez to bo­gat­szym, wraż­li­wość głęb­szą i ela­stycz­niej­szą, ale zy­ski te oku­pi­li­śmy za­tra­tą po­czu­cia jed­no­li­to­ści i we­wnętrz­ne­go spo­ko­ju. Może to stan przej­ścio­wy, może z cza­sem opa­nu­je­my ten nad­miar wra­żeń i wzru­szeń, któ­re rwą na­szą du­szę na strzę­py, dzi­siaj jed­nak jesz­cze do tego nie przy­szło.

Sztu­ka no­wo­cze­sna jest tyl­ko od­zwier­cie­dle­niem na­stro­ju, albo, ści­ślej mó­wiąc, le­gio­nu" na­stro­jów" psy­chicz­nych ludz­ko­ści dzi­siej­szej.

Na­stro­jów tych nie­po­dob­na ująć nie­tyl­ko w jed­ną, ale wo­gó­le w żad­ną ja­sną i ze środ­ko­wa­ną for­mu­łę. Stoi temu na prze­szko­dzie za­rów­no zbyt wiel­ka ob­fi­tość i róż­no­li­tość wzru­szeń, jak i ich sub­tel­ność, lot­ność i nie­po­chwyt­ność.

Dla­te­go li­nie pro­ste i lo­gi­ka nor­mal­na, któ­re wy­star­cza­ły Gre­kom, Rzy­mia­nom i Fran­cu­zom XVII stu­le­cia, nie wy­star­cza­ją współ­cze­sne­mu ar­ty­ście. Jest on nie­ty­le" uro­dzo­nym wro­giem lo­gi­ki" – jak go na­zy­wa Nie­tz­sche – ile wro­giem wnio­sków wy­pro­wa­dzo­nych ongi z prze­sła­nek, któ­rych war­tość i zna­cze­nie ule­gły ra­dy­kal­ne­mu prze­obra­że­niu.

Zmie­nił się czło­wiek, a z nim zmie­nił się świat i sto­su­nek ludz­ko­ści do świa­ta. To, co sta­ro­żyt­nym wy­da­wa­ło się ja­snem, pew­nem i pro­stem, wy­da­je nam się ciem­nem, wąt­pli­wem i za­wi­kła­nem: wy­ra­zi­ste kon­tu­ry daw­nych syn­tez fi­lo­zo­ficz­nych zo­sta­ły za­tar­te przez ry­lec kry­ty­cy­zmu.

Po­ję­cia praw­dy i pięk­na roz­sze­rzy­ły się, ale i roz­wia­ły za­ra­zem w coś nie­skoń­cze­nie wiel­kie­go i nie­skoń­cze­nie – mgli­ste­go. Na miej­scu do­gma­tów ob­jek­tyw­nych sta­nę­ły sub­jek­tyw­ne po­glą­dy, wra­że­nia i wy­obra­że­nia. Jed­no­li­ty nie­gdyś świat roz­padł się na tę­czo­wy cha­os zja­wisk, w któ­rym, pew­ny sie­bie ongi, a dzi­siaj nie­śmia­ły i nie­spo­koj­ny czło­wiek szu­ka po omac­ku wła­snej dro­gi i punk­tu opar­cia…

Jaki czło­wiek – taka sztu­ka: ewo­lu­cya sztu­ki jest tyl­ko skut­kiem i wy­kład­ni­kiem ewo­lu­cyi du­cha ludz­kie­go.II.

SŁO­WAC­KI NIE­GDYŚ I DZI­SIAJ. SĄDY MIC­KIE­WI­CZA I KRA­SIŃ­SKIE­GO. ZDA­NIA KRY­TY­KÓW DZI­SIEJ­SZYCH. EWO­LU­CYA W PO­GLĄ­DACH NA" KRÓ­LA-DU­CHA. "

Przyj­rzyj­my się te­raz twór­czo­ści Sło­wac­kie­go i zo­bacz­my, czy rze­czy­wi­ście po­sia­da ona ce­chy po­krew­ne ide­ałom no­wo­cze­sne­go po­ko­le­nia ar­ty­stów.

Naj­pierw jed­nak mu­si­my zro­bić małe za­strze­że­nie. Je­że­li, po­rów­ny­wa­jąc dzie­ła Sło­wac­kie­go z pro­duk­cyą doby obec­nej, od­naj­dzie­my pew­ną ilość ry­sów wspól­nych, to nie mamy pra­wa wy­cią­gać z tego fak­tu ja­kich­kol­wiek bądź wnio­sków co do war­to­ści prac au­to­ra" Bal­la­dy­ny".

War­tość twór­czo­ści po­etyc­kiej nie mie­rzy się ety­kie­tą, jaką na dzie­łach da­ne­go wiesz­cza przy­le­pić moż­na. Sło­wac­ki po­zo­sta­nie Sło­wac­kim bez wzglę­du na to, czy w po­ezyi jego brzmią, czy nie brzmią tony mu­zy­ki mo­der­ni­stycz­nej.

Do­szu­ku­jąc się więc w utwo­rach Sło­wac­kie­go ist­nie­nia czyn­ni­ków es­te­tycz­nych, któ­re dzi­siaj wy­su­nę­ły się na plan pierw­szy, chce­my tyl­ko rzu­cić świa­tło na na­tu­rę ta­len­tu po­ety i na sto­su­nek jego do młod­szej ge­ne­ra­cyi ar­ty­stów i czy­tel­ni­ków.

Nie pi­sze­my oce­ny, nie wy­da­je­my sądu, lecz pra­gnie­my tyl­ko przed­sta­wić ob­raz fak­tycz­ne­go sta­nu rze­czy.

* * *

Roz­pa­trz­my naj­pierw ze­wnętrz­ną stro­nę kwe­styi.

Czy Sło­wac­ki rze­czy­wi­ście mu­siał cze­kać pół wie­ku prze­szło na uzna­nie, zro­zu­mie­nie i po­pu­lar­ność?

Jest to mnie­ma­nie po­wszech­ne i na­szem zda­niem uza­sad­nio­ne. Mimo to jed­nak nie­któ­rzy z tych, co przed pa­ro­ma laty gło­si­li, że wiersz Sło­wac­kie­go w po­rów­na­niu z wier­szem Mic­kie­wi­cza dźwię­czy jak" brzęk tłu­czo­ne­go szkła" w po­rów­na­niu z to­nem spi­żo­we­go dzwo­nu, ciż sami do­wo­dzą dzi­siaj, kie­dy koło wiel­bi­cie­li śpie­wa­ka" w Szwaj­ca­ryi" wzro­sło nie­sły­cha­nie, że wła­ści­wie Sło­wac­ki był za­wsze po­pu­lar­ny wśród ogó­łu, i że tyl­ko kry­ty­cy nie wie­dzie­li o tem i do­pie­ro pod wpły­wem" mo – dy za­czę­li chwa­lić i ana­li­zo­wać to, co przed­tem ne­go­wa­li lub ga­ni­li.

Jest to zwy­kła tak­ty­ka umy­słów cia­snych i "nie­omyl­nych ", któ­re zwal­cza­ją każ­dy nie­sym­pa­tycz­ny so­bie ob­jaw, czy po­gląd do­pó­ty, do­pó­ki nie zy­ska on apro­ba­ty ogó­łu. Z chwi­lą jed­nak, kie­dy nie­uzna­wa­na i po­nie­wie­ra­na praw­da wej­dzie, dzię­ki pra­wom ewo­lu­cyi i wy­sił­kom czci­cie­li, do urzę­do­we­go pan­te­onu, byli prze­ciw­ni­cy ma­sku­ją swo­ją po­raż­kę, gło­sząc urbi et orbi, że wła­ści­wie nic się nie zmie­ni­ło, bo nowa praw­da jest tak sta­ra jak świat, a że wszy­scy wie­dzie­li o tem od nie­pa­mięt­nych cza­sów, nie ma więc z cze­go się cie­szyć, ani cze­go po­dzi­wiać.

Otóż, je­że­li idzie o Sło­wac­kie­go, to nie ule­ga naj­mniej­szej wąt­pli­wo­ści, że w cza­sach ostat­nich do­pie­ro za­czę­to go trak­to­wać i są­dzić tak, jak na to za­słu­gi­wał. Współ­cze­śni, z ma­łym bar­dzo wy­jąt­kiem, nie­do­ce­nia­li go i nie ro­zu­mie­li.

Po­twier­dza­ją to fak­ty.

Nie bę­dzie­my się za­trzy­my­wać nad zda­nia­mi kry­ty­ków mi­no­rum gen­tium, któ­rzy szar­pa­li Sło­wac­kie­go, jak sza­ka­le: tego ro­dza­ju wy­bry­ki bo­wiem nie sta­no­wią prze­ko­ny­wa­ją­ce­go do­wo­du. In­a­czej jed­nak rzecz się przed­sta­wia, je­że­li idzie o sądy ta­kich oso­bi­sto­ści, jak Mic­kie­wicz i Kra­siń­ski.

* * *

Mic­kie­wicz w swo­ich wy­kła­dach o li­te­ra­tu­rze nie wspo­mniał o po­ezy­ach Sło­wac­kie­go ani jed­nem słów­kiem *). Dla­cze­go? czy przez złą wolę? To przy­pusz­cze­nie by­ło­by nie­do­rzecz­no­ścią. Gdzież więc na­le­ży szu­kać po­wo­dów tego wy­mow­ne­go mil­cze­nia? W tem naj­praw­do­po­dob­niej, że au­tor Pana Ta­de­usza" lek­ce­wa­żył twór­czość au­to­ra "Li­lii We­ne­dy", że jej nie­do­ce­niał, że przy­kła­dał do niej nie­wła­ści­wą mia­rę.

A Kra­siń­ski?

Kra­siń­ski wo­gó­le czcił, ce­nił i ro­zu­miał Sło­wac­kie­go – ale tyl­ko do pew­ne­go punk­tu.

"Kil­ka słów o Jul­ju­szu Sło­wac­kim", dru­ko­wa­ne w po­znań­skim " Ty­go­dni­ku li­te­rac­kim", za­wie­ra tak do­sko­na­łą cha­rak­te­ry­sty­kę ta­len­tu Sło­wac­kie­go, iż dzi­siaj moż­na się na nią zgo­dzić bez za­strze­żeń.

A jed­nak ten sam Kra­siń­ski, któ­ry był nie­tyl­ko ge­nial­nym po­etą, ale i es­te­ty­kiem nie­zwy­kłej mia­ry, pi­sze po prze­czy­ta­niu "Kró­la Du­cha".

"Nic pra­wie nie zro­zu­mia­łem w "Kró­lu Du­chu", je­śli dwa­dzie­ścia strof, to naj­wię­cej; wiersz prze­ślicz­ny, ale to jak w ka­lej­do­sko­pie, ry­sun­ki -

*) Nie moż­na uwa­żać za cha­rak­te­ry­sty­kę po­ety je­dy­nej wzmian­ki, wtrą­co­nej na­wia­so­wo w toku wy­kła­du o pew­nym odła­mie li­te­ra­tu­ry pol­skiej, że "mamy na­wet jed­no dzie­ło Sło­wac­kie­go, któ­re­go cały przed­miot roz­wi­ja się na pół­no­cy. I nic wię­cej, ani ty­tu­łu, ani oce­ny, ani żad­ne­go epi­te­tu (Lek­cya XXIII).

barw peł­ne, lecz bez tre­ści żad­nej (?), dźwię­ki naj­wdzięcz­niej­sze, ale bez my­śli (?). Przy­najm­niej tak scho­wa­na, że jej ja nie mogę dojść, może też zgłu­pia­łem. Już­ci wiem, że idzie o me­temp­sy­cho­zę du­cha czło­wie­cze­go i to przez wie­ki wszyst­kich pol­skich dzie­jów; to wiem, ale nic wię­cej. Al­bom ja wa­ry­at, czy­tel­nik, albo au­tor ( sic!), co pi­sał. To nie­bez­piecz­ne ta­kie pi­sa­nie, bo go­tów­by czy­tel­nik w za­pa­sy pójść z au­to­rem, wo­ła­jąc w roz­pa­czy: ty, ty, ty, nie ja wa­ry­at" *).

Za­rzut ten, tak po­dob­ny w tre­ści i for­mie do za­rzu­tów, sta­wia­nych dzi­siaj mo­der­ni­stom przez ich prze­ciw­ni­ków, brzmi w ustach Kra­siń­skie­go tem dziw­niej, że w in­nem miej­scu au­tor "Nie­bo­skiej", bro­niąc przy­ja­cie­la przed nie­spra­wie­dli­wo­ścią współ­cze­snych, na­pi­sał: "Za­praw­dę, za­praw­dę po­wia­dam wam, wy się na nim nie zna­cie; przyj­dzie czas, w któ­rym się po­zna­cie. Wszy­scy krzy­cze­li na By­ro­na, wszy­scy na Fau­sta, wszy­scy na pana Ada­ma, że ciem­ny – a dziś dzie­ci go ro­zu­mie­ją, bo, co się prze­pro­wa­dza w mó­zgu oj­ców, to do serc dzie­ci prze­cho­dzi i ro­dzi się z nie­mi in­stynk­tow­nie".

* * *

Były to sło­wa pro­ro­cze. Wpraw­dzie da­le­ko jesz­cze do tego, żeby Sło­wac­kie­go ro­zu­mia­ły "dzie­ci", -

*) Li­sty do Ga­szyń­skie­go. Lwów 1882, str. 307.

ale, bądź co bądź, nikt z lu­dzi wy­kształ­co­nych li­te­rac­ko nie ośmie­li się dzi­siaj na­zwać "Kró­la Du­cha " wa­ry­ac­twem. Mu­sia­ła więc zajść w gu­stach es­te­tycz­nych ogó­łu ol­brzy­mia zmia­na. Za­zna­cza to w swo­jej "Hi­sto­ryi li­te­ra­tu­ry po­le­skiej" Chmie­low­ski, ba­dacz trzeź­wy i su­mien­ny, któ­re­go o ja­kieś spe­cy­al­ne sym­pa­tye dla mo­der­ni­zmu po­są­dzać nie moż­na.

"Sło­wac­ki jako po­eta – czy­ta­my na str. 192 tomu IV – nie ma tego przy­wi­le­ju, co ge­niusz Mic­kie­wi­cza, nie jest dla wszyst­kich. Pew­ne tony uczu­cio­we on tyl­ko je­den z wiel­kich po­etów na­szych umiał wy­do­być z lut­ni i pod wzglę­dem "na­stro­ju" da­le­ko jest bliż­szy na­szym cza­som, ani­że­li Mic­kie­wicz; stąd licz­ni jego na­śla­dow­cy w młod­szem po­ko­le­niu. Nie­któ­re jego po­ema­ty są dzi­siaj da­le­ko sil­niej od­czu­wa­ne, ani­że­li daw­niej: "W Szwaj­ca­ryi", "Król – Duch".

Co do "Kró­la – Du­cha", to gi­gan­tycz­ny ten po­emat, któ­ry przed pół wie­kiem nie zna­lazł ja­ke­śmy to wi­dzie­li – uzna­nia na­wet u naj­ge­nial­niej­szych i naj­życz­liw­szych kry­ty­ków, dzi­siaj sta­wia­ny bywa na jed­nym po­zio­mie z "Pa­nem Ta­de­uszem".

W pięk­nej roz­pra­wie Ka­zi­mie­rza Wło­stow­skie­go (I. T. Ho­die­go) p… t: "Po­ezya pol­ska o świ­cie XX stu­le­cia" ( Ate­neum 1900) czy­ta­my:

"Po­ezya pol­ska zdo­by­ła się na dwa wiel­kie, naj­więk­sze w XIX i może w cza­sach nowo – żyt­nych ar­cy­dzie­ła, nie­rów­nej ziem­skiej ob­ję­to­ści i wagi, rów­nie prze­cież ja­sno i wspa­nia­le przy­świe­ca­ją­ce wid­no­krę­gom cu­dow­no­ści twór­czej. Hi­sto­rycz­ność le­gen­do­wa, prze­tka­na wszyst­ki­mi cza­ra­mi stu­barw­nej fan­ta­zyi gmin­nej, roz­to­czy­ła cały swój prze­pych w "Kró­lu – Du­chu"; zwy­czaj i oby­czaj na­ro­do­wy, mie­nią­cy się wszyst­ki­mi bla­ska­mi uczuć przy­ro­dzo­nych i przy­ro­dy uczu­cio­wej, siel­skiej spo­czął w ma­je­sta­cie nie­spo­ży­tych pięk­no­ści "Pana Ta­de­usza". To wschód i za­chód pierw­sze­go, skoń­czo­ne­go, do­ko­na­ne­go po­ema­tu na­sze­go ży­cia".

* * *

Twier­dze­nie, że "Król – Duch" jest ko­ro­ną twór­czo­ści Sło­wac­kie­go i ar­cy­dzie­łem rów­nem "Panu Ta­de­uszo­wi" brzmia­ło­by, nie­ty­le 50, ale 20 lat temu jesz­cze jako he­re­zya *). Na­wet naj­su­mien­niej­szy i naj­głęb­szy z ko­men­ta­to­rów i bio­gra­fów Sło­wac­kie­go, Ma­łec­ki, chwa­li "Kró­la – Du­cha" tyl­ko za prze­dziw­ny ję­zyk i zda­je się wca­le nie do­strze­gać owe­go "po­tęż­ne­go, bi­ją­ce­go w nas wi­chru na­tchnie­nia*, o któ­rym wspo­mi­na A. G. Bem ( Praw­da 1900).

Gdy­by­śmy do zdań kry­ty­ków star­szych do­łą­czy­li gło­sy pi­sa­rzów młod­sze­go po­ko­le­nia, prze­paść -

*) Wy­ją­tek sta­no­wi Asnyk, któ­ry na­pi­sał do­sko­na­łe stu­dy­um o "Kró­lu – Du­chu", a w "Śnie Gro­bów" wstę­po­wał wy­raź­nie w śla­dy swe­go "mi­strza".

po­mię­dzy daw­ny­mi a no­wy­mi po­glą­da­mi na­twór­czość Sło­wac­kie­go za­ry­so­wa­ła­by się jesz­cze wy­raź­niej.

Nie bę­dzie­my jed­nak prze­dłu­żać tej li­ta­nii cy­tat, są­dzi­my bo­wiem, że to, co­śmy przy­to­czy­li wy­star­czy do stwier­dze­nia fak­tu ewo­lu­cyi w są­dach o Sło­wac­kim.

Miej­sce obo­jęt­no­ści, lub chłod­ne­go po­dzi­wu za­jął dziś en­tu­zy­azm, uwiel­bie­nie i go­rą­ca sym­pa­tya.

Mamy tu więc do czy­nie­nia z ob­ja­wem po­waż­niej­szym od prze­lot­ne­go wy­bry­ku mody, z fak­tem, rzu­ca­ją­cym cie­ka­we świa­tło na ewo­lu­cyę du­cho­wą spo­łe­czeń­stwa i za­słu­gu­ją­cym na po­waż­ne roz­pa­trze­nie.

Nie jest to spra­wa wy­dę­ta sztucz­nie przez gru­pę am­bit­nych li­te­ra­tów, lecz zja­wi­sko re­al­ne, owoc i sku­tek róż­nych czyn­ni­ków, któ­rych na­tu­ręi cha­rak­ter zba­dać na­le­ży.

Po­nie­waż po­eta po­zo­stał tem, czem był, mu­siał się nie­wąt­pli­wie zmie­nić na­strój psy­chicz­ny epo­ki dzi­siej­szej, a przy­najm­niej naj­wy­bit­niej­szych jej przed­sta­wi­cie­li i ste­row­ni­ków.III.

RO­MAN­TYZM I MO­DER­NIZM RE­AK­CYA PRZE­CIW MA­TE­RY­ALI­ZMO­WI I NA­TU­RA­LI­ZMO­WI. KLA­SY­CYZM I NA­TU­RA­LIZM. NA­TU­RA­LIZM I RE­ALIZM.

Po­mię­dzy epo­ką ro­man­tycz­ną, a dobą dzi­siej­szą ist­nie­je wie­le ana­lo­gii.

Ro­man­tyzm był re­ak­cya nie­tyl­ko prze­ciw kla­sy­cy­zmo­wi, lecz i prze­ciw­ko opty­mi­stycz­ne­mu, a su­che­mu ra­cy­ona­li­zmo­wi w. XVIII, któ­ry są­dził, że ująw­szy roz­wój du­cha czło­wie­cze­go w pro­stą, ale cia­sną for­mu­łę lo­gicz­ną, otwo­rzy mu dro­gę do szczę­ścia na zie­mi i za­pew­ni spo­kój na wie­ki.

Po­dob­ne ma­rze­nia ży­wił i po­zy­ty­wizm, z któ­re­go wy­ro­sła ostat­nia wiel­ka syn­te­za fi­lo­zo­ficz­na, co ogar­nę­ła wszyst­kie dzie­dzi­ny umy­sło­wo­ści ludz­kiej i pod na­zwą ma­te­ry­ali­zmu w na­uce, ka­pi­ta­li­zmu i so­cy­ali­zmu w ży­ciu spo­łecz­nem, mi­li­ta­ry­zmu w po­li­ty­ce, uty­li­ta­ry­zmu w ety­ce, a na­tu­ra­li­zmu w es­te­ty­ce, kró­lo­wa­ła a po czę­ści i kró­lu­je do­tąd nad świa­tem.

Zo­sta­wia­my na boku po­li­ty­kę, eko­no­mię i so­cy­olo­gię, cho­ciaż i w nich rów­nież bu­dzi się teo­re­tycz­na *) , jak do­tąd, re­ak­cya prze­ciw­ko ma­te­ry­ali­stycz­ne­mu poj­mo­wa­niu ce­lów i przy­czyn roz­wo­ju pań­stwo­wo – spo­łecz­ne­go. Nie bę­dzie­my za­trzy­my­wać się dłu­żej i nad na­uką wo­gó­le, któ­ra wy­ro­sła dość pręd­ko z cia­snej sza­ty ma­te­ry­ali­zmu i zło­ży­ła ją do skarb­ca pa­mią­tek hi­sto­rycz­nych. Ob­cho­dzi nas w da­nym wy­pad­ku sztu­ka, ta naj­lot­niej­sza i naj­ru­chliw­sza z cór du­cha ludz­kie­go, któ­ra ze- -

*) Zwra­ca­my uwa­gę na spo­łecz­ne teo­rye Ru­ski­na i jego szko­ły, któ­ra kwe­styę ro­bot­ni­czą prze­no­si z grun­tu czy­sto eko­no­micz­ne­go na grunt etycz­no – es­te­tycz­ny; na t… zw. "Ruch etycz­ny", oraz wal­kę z mi­li­ta­ry­zmem i dą­że­nia do usu­nię­cia wo­jen.

rwa­ła naj­wcze­śniej i naj­ra­dy­kal­niej so­jusz z ma­te­ry­ali­zmem, co w es­te­tycz­nem swo­jem wcie­le­niu no­sił mia­no na­tu­ra­li­zmu.

* * *

Je­że­li więc słusz­nie moż­na uwa­żać ma­te­ry­alizm dzi­siej­szy za syna i dzie­dzi­ca ra­cy­ona­li­zmu en­cy­klo­pe­dy­stów, to nie ma naj­mniej­szej wąt­pli­wo­ści, że "mo­der­nizm" za­słu­gu­je na mia­no "neo­ro­man­ty­zmu", ja­kie mu nie­któ­rzy es­te­ty­cy na­da­ją *).

Za­rów­no ro­man­tyzm jak i mo­der­nizm są to prą­dy par excel­len­ce in­dy­wi­du­ali­stycz­ne i es­te­tycz­ne.

Kie­dy kla­sy­cyzm i na­tu­ra­lizm pod­da­wa­ły się chęt­nie pod ber­ło na­uki i uwa­ża­ły sztu­kę tyl­ko za je­den ze środ­ków do roz­sze­rza­nia wśród ogó­łu prawd zdo­by­tych przez ro­zum, ro­man­ty­cy i mo­der­ni­ści wię­cej wie­rzą wła­sne­mu "czu­ciu" ni­że­li "szkieł­kom i oczom mę­dr­ców" i gło­szą zu­peł­ną au­to­no­mię sztu­ki, któ­ra jest sama so­bie ce­lem i nie ma obo­wiąz­ku zni­żać się do roli mo­ra­li­za­tor­ki i na­uczy­ciel­ki mas.

Kla­sy­cyzm i na­tu­ra­lizm były to prą­dy jed­no- -

*) Por. przed­mo­wę do "Die blaue Blu­me", Eine An­tho­lo­gie ro­man­ti­scher Ly­ryk von Frie­drich v. Op­peln – Bro­ni­kow­ski und Lu­dwig Ja­co­bow­ski mit Ein­le­itung der He­raus­ge­ber. Lipsk 1900. Bro­ni­kow­ski mówi o sztu­ce dzi­siej­szej, że "stoi pod zna­kiem neo­ro­man­ty­zmu".

lite, gdyż opie­ra­ły się na wie­rze w ob­jek­tyw­ną praw­dę pew­nej syn­te­zy na­uko­wo – ro­zu­mo­wej, ro­man­tyzm i mo­der­nizm są kie­run­ka­mi roz­bi­ty­mi na mnó­stwo stru­mie­ni in­dy­wi­du­al­nych, gdyż, ne­gu­jąc przed­mio­to­wą war­tość wie­dzy, opie­ra­ją się tyl­ko na syn­te­zach pod­mio­to­wych.

Kla­sy­cy i na­tu­ra­li­ści pięt­no­wa­li nad­uży­cia spo­łecz­ne, ale nie prze­ciw­sta­wia­li swo­jej oso­bi­sto­ści spo­łe­czeń­stwu jako sa­mo­ist­ne­go rów­no­upraw­nio­ne­go świa­ta, co czy­ni­li ro­man­ty­cy i czy­nią mo­der­ni­ści.

Kla­sy­cy nie po­sia­da­li ani odro­bi­ny tego, co Nie­tz­sche na­zy­wa na­szym "szó­stym" hi­sto­rycz­nym zmy­słem, na­tu­ra­li­ści zaś, po­mi­mo po­stę­pu ba­dań dzie­jo­wych i et­no­gra­ficz­nych, pra­gnę­li, cho­ciaż bez­sku­tecz­nie, ubez­wład­nić dzia­ła­nie tego zmy­słu i wy­łą­cza­li ze sztu­ki wszel­kie mo­ty­wy hi­sto­rycz­ne i eg­zo­tycz­ne: ro­man­ty­cy sta­li przedew­szyst­kiem na hi­sto­ryi, le­gen­dzie i eg­zo­ty­zmie, a mo­der­ni­ści idą w tym kie­run­ku jesz­cze da­lej.

I kla­sy­cy i na­tu­ra­li­ści sta­ra­li się trzy­mać fan­ta­zyę na wo­dzy; pierw­si za po­mo­cą wę­dzi­dła lo­gicz­ne­go, dru­dzy przez od­da­nie jej pod kon­tro­lę ob­ser­wa­cyi: u ro­man­ty­ków i mo­der­ni­stów fan­ta­zya cie­szy się bez­względ­ną swo­bo­dą i może bu­jać po ca­łym ob­sza­rze re­al­ne­go i ide­al­ne­go świa­ta. Dla­te­go też kla­sy­cy i na­tu­ra­li­ści czu­li wstręt do wszyst­kie­go, co mgli­ste, nie­ja­sne, nie­okre­ślo­ne, mi­stycz­ne, co się nie da ująć w kar­by lo­gi­ki, co się wy­my­ka z pod spraw­dzia­nu ob­ser – wa­cyi, co tchnie prze­są­dem, za­bo­bo­nem, co trą­ci nad­na­tu­ral­no­ścią, gdy ro­man­ty­cy i mo­der­ni­ści, lek­ce­wa­żąc świat skoń­czo­ny, re­al­ny, cią­żą wła­śnie ku owym za­gad­ko­wym ot­chła­niom i czu­ją się naj­le­piej w odu­rza­ją­cej at­mos­fe­rze me­ta­fi­zy­ki i okul­ty­zmu.

Kla­sy­cy i na­tu­ra­li­ści są w pierw­szej li­nii epi­ka­mi, t… j… upra­wia­ją sztu­kę ob­jek­tyw­ną, w któ­rej oso­ba twór­cy ukry­wa się dys­kret­nie po za dzie­łem, gdy ro­man­ty­cy i mo­der­ni­ści są ego­ty­sta­mi i li­ry­ka­mi.

Kla­sy­cy i na­tu­ra­li­ści pod­po­rząd­ko­wy­wa­li w swo­ich teo­ry­ach es­te­tycz­nych część ca­ło­ści, wy­ją­tek re­gu­le: pierw­si byli psy­cho­lo­ga­mi ty­pów ode­rwa­nych, dru­dzy psy­cho­lo­ga­mi grup i mas spo­łecz­nych; pierw­si gu­bi­li się w uogól­nie­niach lo­gicz­nych, dru­dzy to­nę­li w sza­rej prze­cięt­nej po­spo­li­to­ści. Ro­man­ty­cy i mo­der­ni­ści uni­ka­ją jak ognia wszyst­kie­go co nor­mal­ne, a go­nią za barw­ną wy­jąt­ko­wo­ścią, oraz, jak po­wie­dział cy­to­wa­ny wy­żej Nie­tz­sche, za­tem co " nie­lo­gicz­ne, krzy­we i sprzecz­ne same z sobą".

* * *

Na­ko­niec jesz­cze jed­na uwa­ga.

Kla­sy­cyzm i na­tu­ra­lizm były wy­łącz­ny­mi i ty­po­wy­mi wy­two­ra­mi rasy la­tyń­skiej, któ­ra od­zna­cza­ła się za­wsze zdol­no­ścią do bu­do­wa­nia pro­stych, lo­gicz­nych i re­gu­lar­nych syn­tez we wszyst­kich dzie­dzi­nach my­śli, gdy ro­man­tyzm i mo­der­nizm roz­wi­ja­ją się sa­mo­dziel­nie u róż­nych na­ro­dów, ale naj­sil­niej­szy bo­dziec do tego roz­wo­ju wy­cho­dzi za każ­dym ra­zem od rasy ger­mań­skiej, któ­ra była od da­wien daw­na rzecz­nicz­ką in­dy­wi­du­ali­zmu, nie­ty­le może w sfe­rze czy­nu, ile w sfe­rze du­cha.

Cho­ciaż bo­wiem pierw­szych śla­dów ro­man­tycz­ne­go po­glą­du na ży­cie na­le­ży szu­kać u Ro­us­se­au'a, to jed­nak sil­niej, głę­biej i trwa­łej od­dzia­ły­wa­li w tym kie­run­ku Go­ethe ("Wer­ther", "Wil­helm Me­ister", "Faust"), oraz szko­ła ro­man­ty­ków nie­miec­kich, któ­ra ska­na­li­zo­wa­ła po­stu­la­ty es­te­tycz­ne ro­man­ty­zmu w je­den po­tęż­ny stru­mień i roz­la­ła go po świe­cie. Da­lej, cho­ciaż Cha­te­au­briand uwa­ża się z nie­ja­ką słusz­no­ścią za po­przed­ni­ka By­ro­na, to jed­nak wła­ści­wym pro­ro­kiem ro­man­ty­zmu, jego ar­ty­stycz­nem i ży­cio­wem wcie­le­niem i kry­sta­li­za­cyą był By­ron, któ­ry ode­grał w ewo­lu­cyi tego prą­du taką samą rolę, jaką w roz­wo­ju mo­der­ni­zmu ode­gra­li Wa­gner i Nie­tz­sche, a w ostat­nich cza­sach i po za gra­ni­ca­mi Wiel­kiej Bry­ta­nii za­czął od­gry­wać wiel­ki re­for­ma­tor ma­lar­stwa an­giel­skie­go w du­chu ide­ałów no­wo­cze­snych – Ru­skin *).-

*) W ru­chu mo­der­ni­stycz­nym fran­cu­skim, któ­ry po­cho­dzi od Bau­de­la­ire'a (prze­sy­co­ne­go Ed­ga­rem Poe i Hof­f­ma­nem), wiel­ką rolę od­gry­wa­ją pi­sa­rze po­cho­dze­nia cu­dzo­ziem­skie­go, Szwaj­ca­rzy, Gre­cy (Mo­re­as), a zwłasz­cza Fla-

Rzecz pro­sta, że ze­sta­wie­nie kla­sy­cy­zmu z na­tu­ra­li­zmem i ro­man­ty­zmu z mo­der­ni­zmem i prze­ciw­sta­wie­nie tych dwóch par rów­no­le­głych kie­run­ków nie do­wo­dzi by­najm­niej toż­sa­mo­ści po­krew­nych so­bie dok­tryn: wnuk bywa czę­sto po­dob­ny do dzia­da, ale jest mimo to inną zu­peł­nie oso­bą.

Już sam fakt, że na­tu­ra­lizm na­stą­pił po ro­man­ty­zmie a mo­der­nizm po na­tu­ra­li­zmie wpły­nął głę­bo­ko na cha­rak­ter tych prą­dów, wpro­wa­dza­jąc do nich nowe pier­wiast­ki i for­mu­ły es­te­tycz­nop­sy­cho­lo­gicz­ne. Fale ży­cia i my­śli jak fale mo­rza za­cho­dzą wciąż jed­ne na dru­gie tak, że nie­po­dob­na po­chwy­cić po­mię­dzy nie­mi li­nii gra­nicz­nej. Ro­man­tyk Bal­zac uwa­ża­ny jest słusz­nie za ojca na­tu­ra­li­zmu, a w twór­czo­ści – nie w dok­try­nie – Zoli na­wet nie­zbyt wpraw­ne oko doj­rzy gru­be war­stwy ro­man­tycz­nych osa­dów. Po­dob­nie przed­sta­wia się sto­su­nek mo­der­ni­zmu do na­tu­ra­li­zmu – o tem jed­nak po­mó­wi­my w in­nem miej­scu.

* * *

Na­ko­niec, aże­by za­po­biedz moż­li­wym a nie­uza­sad­nio­nym ko­men­ta­rzom, pra­gnie­my wy­ja­śnić – man­dzi, w któ­rych ży­łach pły­nie krew ger­mań­ska. W Bel­gi po­wsta­ła cała szko­ła sa­mo­ist­na, pi­szą­ca po fran­cu­ski i zwią­za­na z li­te­ra­tu­rą fran­cu­ską, ale po­sia­da­ją­ca wła­sny ty­ra­so­wo-ger­mań­ski (Ma­eter­linck, Ro­den­bach, Ver­ha­eren).

dla­cze­go w toku na­szych ro­zu­mo­wań uży­wa­li­śmy sta­le wy­ra­zu "na­tu­ra­lizm" nie "re­alizm". Otóż, po­nie­waż ze­sta­wia­li­śmy ze sobą dok­try­ny, prą­dy, nie dzie­ła, mu­sie­li­śmy się trzy­mać ter­mi­no­lo­gii przy­ję­tej przez dane szko­ły. Re­alizm zaś nie sta­no­wi wła­sno­ści żad­nej szko­ły, nie jest, jak na­tu­ra­lizm, prą­dem przej­ścio­wym, lecz sta­łym, choć by­najm­niej nie je­dy­nym czyn­ni­kiem wszel­kiej szcze­rej i uczci­wej twór­czo­ści ar­ty­stycz­nej. Błąd na­tu­ra­li­zmu po­le­gał na­tem, że je­den z wie­lu czyn­ni­ków ar­ty­zmu pod­niósł do god­no­ści je­dy­ne­go czyn­ni­ka. Re­alizm więc go­dzi się do­sko­na­le ze wszyst­ki­mi ty­pa­mi sztu­ki.

Re­ali­stą był Ho­mer, Dan­te, Szek­spir, Mic­kie­wicz, By­ron, Go­ethe, Bal­zac, ale każ­dy z nich był tak­że czemś wię­cej: był bo­wiem twór­cą nie ko­pi­stą.

Ob­ser­wa­cyą re­ali­stycz­na jest tyl­ko środ­kiem, nie ce­lem, środ­kiem da­ją­cym się zu­żyt­ko­wać z ko­rzy­ścią za­rów­no w epi­ce, jak w li­ry­ce, za­rów­no przy kre­śle­niu scen ro­dza­jo­wych, jak i mo­nu­men­tal­nych fre­sków hi­sto­rycz­nych, lub mi­to­lo­gicz­nych, za­rów­no w po­wie­ści spo­łecz­nej, jak i w ro­man­tycz­nej fan­ta­zyi, za­rów­no przy przed­mio­to­wem od­twa­rza­niu zja­wisk ży­cia co­dzien­ne­go, jak i w ul­tra­pod­mio­to­wych spo­wie­dziach po­etyc­kich i ezo­te­rycz­nych " na­stro­jach".

Zja­wi­ska świa­ta we­wnętrz­ne­go, wra­że­nia, my­śli i uczu­cia pod­mio­to­we są prze­cież fak­ta­mi re­al­ny­mi, a samo-ob­ser­wa­cya jest tak­że – ob­ser­wa­cyą re­ali­stycz­ną.IV.

SŁO­WAC­KI I MO­DER­NIZM. STA­NO­WI­SKO SŁO­WAC­KIE­GO W RO­MAN­TY­ZMIE. SPRZECZ­NO­ŚCI WE­WNĘTRZ­NE RO­MAN­TY­ZMU. IN­DY­WI­DU­ALIZM W EPO­CE RO­MAN­TYCZ­NEJ I DZI­SIEJ­SZEJ. DĄ­ŻE­NIE DO OD­RĘB­NO­ŚCI.

Jak już wy­ka­za­li­śmy wy­żej, mo­der­nizm – a pod mia­nem tem ro­zu­mie­my wszyst­kie jego odła­my: de­ka­den­tyzm, sym­bo­lizm, pre­ra­fa­eli­tyzm etc… – jest do pew­ne­go stop­nia zwro­tem do ide­ałów es­te­tycz­nych ro­man­ty­zmu. Wsku­tek tego po­eci szko­ły ro­man­tycz­nej, a mię­dzy in­ny­mi i Sło­wac­ki mu­szą cie­szyć się dzi­siaj więk­szem uzna­niem ani­że­li w okre­sie, po­prze­dza­ją­cym dobę obec­ną.

I tak jest rze­czy­wi­ście. Dla­cze­go jed­nak Sło­wac­ki u nas, a Shel­ley, No­va­lis, Ed­gar Poe *) i t… p… w ca­łej Eu­ro­pie wy­su­nę­li się dzi­siaj na plan pierw­szy? Dla­cze­go sym­pa­tye, je­że­li nie ogó­łu to es­te­ty­ków i po­etów, pły­ną prze­waż­nie ku tym a nie in­nym wiel­kim po­sta­ciom po­krew­nej nam
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: