Słynni playboye PRL - ebook
Słynni playboye PRL - ebook
Szarobury, nijaki PRL miał też swoje drugie, zabawowe oblicze, którego emanacją byli chociażby mężczyźni powszechnie uważani nie tylko za łamaczy serc niewieścich, ale wręcz za playboyów, czyli wiecznych chłopców, oddających się z upodobaniem zabawie, drogim rozrywkom i zmieniających kobiety jak rękawiczki.
W galerii peerelowskich playboyów znalazło się pięciu polityków, w tym dwóch prezesów Radiokomitetu, a więc urzędników w randze ministra, trzech ludzi kultury i jeden kierowca rajdowy. Co ciekawe, wszyscy oni, z wyjątkiem jednego, bynajmniej nie uważali się za uwodzicieli, twierdząc, że łatkę playboya przypięto im niesłusznie. Przyjrzyjmy się, jacy byli naprawdę owi playboye minionej epoki, o których plotki, często wyssane z palca, bulwersowały do żywego opinię publiczną.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16310-2 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Playboyów PRL można porównać do dzisiejszych celebrytów – z jedną podstawową różnicą. Dzisiaj wystarczy wystąpić w reality show lub serialu i już można cieszyć się popularnością oraz regularnie gościć na łamach tabloidów. Za czasów PRL osoby znane coś sobą reprezentowały – należały do świata filmu, teatru, polityki czy muzyki. Na szczególne powodzenie mogli liczyć politycy, gdyż władza od najdawniejszych czasów jest jednym z mocniejszych afrodyzjaków i przyciąga kobiety niczym magnes opiłki żelaza.
Kim właściwie jest playboy? Termin ten wywodzi się z języka angielskiego i stanowi zbitkę dwóch słów _play_ – „zabawa” oraz _boy_ – „chłopiec”, a więc w wolnym tłumaczeniu _playboy_ oznacza po prostu chłopca lubiącego zabawę. No właśnie – chłopca, a nie mężczyznę. Wszak męskość to dorosłość: mężczyzna musi wziąć na siebie brzemię odpowiedzialności, a wiecznie szczęśliwy, beztroski chłopiec nie ma takiego obowiązku. Reguły świata dorosłych przecież go nie dotyczą, może się więc bawić, a najważniejszym elementem owej zabawy są żywe laleczki, piękne kobiety, które bez wyrzutów sumienia porzuca, kiedy tylko mu się znudzą. Tak też definiują playboya współczesne słowniki. _Wielki słownik wyrazów obcych PWN_ proponuje następującą definicję: „mężczyzna uwodzący kobiety, oddający się z upodobaniem zabawie i drogim rozrywkom”.
Z kolei socjolodzy i badacze kultury uznają często model playboya za przejaw tradycyjnego paradygmatu męskości, podkreślającego nie tylko asymetrię i specjalizację ról płciowych, ale przede wszystkim dominację mężczyzn w kulturze, polityce, życiu społecznym oraz rodzinnym. Nawet obecnie, w dobie aktywności ruchów feministycznych i gejowskich, mocno osadzony w naszej kulturze wizerunek playboya stoi na straży konserwatywnego typu relacji między płciami. Playboy z krwi i kości gardzi instytucją małżeństwa, żąda przyznania mężczyźnie (i tylko jemu) prawa do wolnych związków i niezobowiązującego seksu, a co za tym idzie – statusu wiecznego kawalera. Typowym playboyem jest chociażby stworzony przez Iana Fleminga James Bond, agent Jej Królewskiej Mości, który od ponad pół wieku króluje na ekranach kin, a w jego rolę wcielają się zabójczo przystojni aktorzy.
Jak się okazuje, także my mieliśmy swoich narodowych playboyów, a najsłynniejsi z nich żyli właśnie w dobie PRL. Z galerii peerelowskich uwodzicieli wybrałam dziewięciu najbardziej, oczywiście według mnie, interesujących panów. Każdy z nich cieszył się powodzeniem u kobiet. Korzystali z tego bardzo chętnie, choć zaledwie dwóch z nich mogło poszczycić się urodą amanta na miarę wspomnianego wcześniej agenta 007. Jednak nie dzięki opinii playboya zyskali rozgłos, było wręcz na odwrót: to sława sprawiła, iż stali się wytrawnymi uwodzicielami. Wśród mężczyzn opisanych w niniejszej publikacji znalazło się pięciu polityków, w tym dwóch prezesów Radiokomitetu, trzech ludzi kultury lecz jeden kierowca rajdowy. Ten ostatni, Andrzej Jaroszewicz, był też synem prominentnego polityka, premiera peerelowskiego, ale nie to, a jego sukcesy w rajdach i opinia „niegrzecznego chłopca” zapewniły mu zainteresowanie kobiet. Co ciekawe, żaden z nich, z wyjątkiem Włodzimierza Sokorskiego, nie uważał się za playboya. Ba, niektórzy twierdzili wręcz, że to kobiety ich wybierały, a oni po prostu łaskawie dawali się uwieść lub, jak Adam Hanuszkiewicz, mówili, że właściwie nigdy nie byli kawalerami, a że u ich boku co jakiś czas pojawiała się inna żona…
Niniejsza publikacja opowiada o życiu tych, którzy w dobie PRL cieszyli się mianem największych uwodzicieli. Gdyby istniały wówczas tabloidy czy też portale plotkarskie, bohaterowie tej książki zapewne pojawialiby się tam codziennie. Także w owych czasach opinia publiczna interesowała się ich życiem. Podstawą czerpania wiadomości na ich temat była plotka, która ma to do siebie, iż wylatuje wróblem, a wraca wołem. Stąd też nie brakuje mitów krążących na ich temat, które, o dziwo, są wciąż żywe i powtarzane bezkrytycznie. Pisząc o peerelowskich playboyach, chciałam przedstawić ich takimi, jacy byli naprawdę i jak wyglądali w oczach kochających ich kobiet. A często byli zupełnie zwyczajnymi ludźmi, marzącymi o rodzinie i szczęściu w zaciszu domowego ogniska, nieradzącymi sobie z łatką uwodziciela, którą im przypięto.Patrząc na zdjęcia bohatera niniejszej opowieści, trudno oprzeć się wrażeniu, że nie miał urody amanta filmowego. Wręcz przeciwnie, porażał nijakością. Pozory jednak mylą. Bolesław Bierut, bo to o nim mowa, wśród towarzyszy partyjnych miał opinię uwodziciela, a Włodzimierz Sokorski nazywał go nawet „Bolkiem jebaką”, co Bierut uznawał za wielki komplement. Cóż, słynnego Casanovę też trudno byłoby zaliczyć do przystojniaków, a jednak przebierał w kobietach jak w ulęgałkach. Podobnie było w przypadku pierwszego przywódcy Polski Ludowej, aczkolwiek, co trzeba uczciwie przyznać, towarzysz Bierut nie wykorzystywał swojej pozycji w celach seksualnych, jak czynił to chociażby Beria czy Mussolini, nigdy też nie zgwałcił kobiety. Wręcz przeciwnie, w kręgach partyjnych słynął z wyjątkowo dobrych manier i szarmanckości wobec przedstawicielek płci pięknej. Inny działacz komunistyczny, Jan Kwiatkowski, tak wspominał swego partyjnego kolegę: „Elegancki, powiedziałbym nawet – szarmancki, zwłaszcza wobec kobiet, pamiętał zawsze, by panią domu przy powitaniu pocałować w rękę, często przynosił jakiś kwiatek w podarunku, a dla dzieci cukierki lub inne upominki . Lubiłem, gdy czekając na umówione spotkanie, rozmawiał z gospodarzami lub ich żonami. Interesował się ich życiem i usposabiał do siebie przychylnie otoczenie”¹. Pozytywne świadectwo wystawiają mu także panie, z którymi dane mu było się spotkać, jak chociażby Julia Minc, żona Hilarego Minca, ówczesnego wiceprezesa Rady Ministrów, w wywiadzie udzielonym Teresie Torańskiej. Uważała ona komunistycznego dygnitarza za „przyjemnego, eleganckiego mężczyznę, szarmanckiego wobec kobiet”². Wspominała też o pewnej kłopotliwej sytuacji, z której wybawił ją właśnie Bierut. Otóż na jednym z oficjalnych przyjęć pani Minc pojawiła się w nieodpowiedniej do okazji letniej sukience. Jej mąż nie krył oburzenia, bezceremonialnie, aczkolwiek dyskretnie besztając małżonkę. A tymczasem „Bierut to usłyszał, wziął mnie pod rękę, przeszedł ze mną całą salę, mówiąc: »Macie najpiękniejszą suknię ze wszystkich«”³. Również Wanda Papiewska, siostra Jana Hempla – mentora Bolesława z czasów jego młodości – zwracała uwagę na jego maniery: „Posiadał zdumiewającą, jak na swój wiek i warunki, w których go wychowywano, kulturę zewnętrzną i takt: nigdy nie klął, nie używał ordynarnych wyrażeń”⁴. Być może to właśnie ta iście przedwojenna szarmanckość jednała mu serca kobiet.
Co ciekawe, choć towarzysz Bierut miał tylko jedną żonę, w różnych okresach jego życia aż cztery kobiety uważały się za jego małżonki. Tak więc, choć formalnie poligamii nie praktykował, faktycznie pierwszy włodarz Polski Ludowej uprawiał wielożeństwo niczym prawowierny muzułmanin – choć może bardziej uzasadnione byłoby w tym przypadku porównanie do europejskich monarchów, którzy obok poślubionej przed Bogiem małżonki mieli też oficjalne faworyty.
Bolesława Bieruta otacza aura tajemniczości – wiemy o nim zaskakująco mało. Może to dziwić, zwłaszcza że swego czasu w naszym kraju nie było budynku publicznego, w którym nie wisiałby przynajmniej jeden jego portret. Co więcej, Bierut był w zasadzie jedynym powojennym przywódcą, wokół którego udało się stworzyć coś na kształt kultu jednostki, podobnego do tego, którym otaczano Stalina. Wątpliwości dotyczą między innymi jego miejsca urodzenia, nazwiska, pochodzenia Niektórzy twierdzą nawet, że Bierut wcale nie był Bierutem, tylko „matrioszką”, czyli jego radzieckim sobowtórem, a jednocześnie świetnie przeszkolonym agentem sowieckim, na którego wymieniono potajemnie polskiego komunistę. Taką „matrioszką” był chociażby Hans Kloss, znany z serialu _Stawka większa niż życie –_ jego losy oparte są na życiorysie autentycznego sowieckiego agenta, oficera NKWD. Ponoć prawdę znał generał Karol Świerczewski, który przed śmiercią zdążył tę rewelacyjną wiadomość przekazać Piotrowi Jaroszewiczowi. Nawiasem mówiąc, to właśnie owa wiedza, a nie akcja bandy UPA, miała być przyczyną śmierci „człowieka, który się kulom nie kłaniał”. Według zwolenników tej teorii wtajemniczenie w tę kwestię przyczyniło się też do tajemniczej śmierci Jaroszewicza w 1992 roku, gdyż były premier planował jej ujawnienie na łamach przygotowanego do druku pamiętnika.
Kolejna wątpliwość dotyczy miejsca urodzenia Bieruta. Oficjalnie pierwszy prezydent powojennej Polski urodził się w Rurach Jezuickich, niewielkiej wiosce pod Lublinem, ale zgodnie z zapisem w księdze metrykalnej parafii św. Pawła w Lublinie miejscem urodzenia Bieruta była inna podlubelska miejscowość – Rury Brygidkowskie, natomiast syn Bieruta, Jan Chyliński⁵, pisze, że jego ojciec urodził się „na przedmieściu Lublina w Rurach Brygidkowskich, nazywanych także potocznie Rurami Jezuickimi”⁶. Obecnie wsie te stanowią część Lublina. Pewna za to jest data narodzin Bieruta – 18 kwietnia 1892 roku, a także imiona jego rodziców – Wojciech i Marianna Salomea z domu Wolska. Kontrowersje wzbudza także nazwisko Wojciecha, który według niektórych źródeł nie nazywał się Bierut, ale Biernacki. Niekiedy spotkać się można również z informacją, iż Wojciech był Żydem, a jego prawdziwe nazwisko brzmiało Rotenschwanz, ale uznaje się to za mało prawdopodobne. Używane w późniejszym okresie nazwisko Bierut miało być zlepkiem prawdziwego nazwiska działacza z jego pseudonimem używanym w sowieckim wywiadzie – Rutkowski. Większość historyków przeczy jednak tej tezie, uznając, że prawdziwe nazwisko działacza brzmiało rzeczywiście Bierut i pod takim właśnie nazwiskiem późniejszy I sekretarz KC PZPR figuruje w księgach parafialnych.
Komunistyczni biografowie robili, co mogli, by udowodnić, że działacz komunistyczny ma typowo robotniczy rodowód i, co ważniejsze, że komunistą był niemal od urodzenia. W biografii Bieruta z 1952 roku autorstwa Józefa Kowalczyka czytamy, że urodził się „w pamiętnym roku powszechnego strajku w Łodzi”⁷, natomiast po przeprowadzce rodziny do Lublina „rósł i dojrzewał w wilgotnej suterenie i już od najmłodszych lat doznawał wszystkich goryczy losu proletariackiego dziecka”⁸, co nie jest do końca zgodne prawdą. Rodzice Bieruta w 1891 roku przybyli na leżącą w Kongresówce Lubelszczyznę wprost z Galicji, a dokładnie – z Kępy Kaliszańskiej, miejscowości znajdującej się w dawnym powiecie aleksandryjskim, licząc na odmianę losu, który wcześniej nie szczędził im ciosów. Marianna Salomea urodziła ponoć kilkanaścioro dzieci, których większość umierała tuż po przyjściu na świat. Przeżyło jedynie dwóch synów i trzy córki. Gospodarowali na kilku hektarach ziemi, a kiedy po dziesięciu latach ciężkiej pracy zaczęło im się układać, zaledwie rok po urodzeniu Bolesława musieli wraz z krową, koniem i drobnym dobytkiem przenieść się do Lublina, gdyż ich gospodarstwo zniszczyła katastrofalna powódź. Przyszły prezydent nie miał więc sielskiego dzieciństwa i od wczesnych lat musiał pomagać rodzicom w utrzymaniu domu, a jednym z jego głównych obowiązków było pasienie krów. W Lublinie Bierutowie mieszkali rzeczywiście w suterenie, trudno byłoby ją jednak uznać za wilgotną. Józef Dominko, przyjaciel Bolesława z lat dziecięcych, wspominał, że państwo Bierutowie wraz z dziećmi zajmowali duży pokój z kuchnią w parterowym, murowanym domu, stojącym w ogrodzie owocowo-warzywnym, a „całe otoczenie tchnęło zaciszem wiejskim i stanowiło kontrast z bujnym życiem robotniczym, przelewającym się zaledwie o kilkaset metrów”⁹. Kiedy Bierutom skradziono konia, główne źródło utrzymania rodziny, znaczącą rolę w domowym budżecie odgrywać zaczęły dochody z handlu warzywami i owocami, w czym swój udział miał Bolek, który wraz z przyjacielem Józefem sprzedawał śliwki z sadu. Punkt handlowy znajdował się na skarpie naprzeciwko kościoła. Właściwie można przyjąć, iż chłopiec, jak na przyszłego komunistę przystało, już wówczas podjął walkę z „przedstawicielem drobnego handlu i kramarstwa”¹⁰, jakim był jego ojciec, choć przybrała ona dość osobliwą formę, ponieważ sprzedawany przez chłopców towar „w dużych ilościach znikał w kieszeniach kolegów i żołądkach samych sprzedawców (o co później awanturował się ojciec Bolka)”¹¹. Wojciech Bierut musiał mieć przynajmniej elementarne wykształcenie, skoro za jego sprawą mały Bolesław bardzo wcześnie poznał trudną sztukę czytania. Ponoć wykazywał tak wielkie zamiłowanie do nauki, że rodzicom marzyło się, by skończył seminarium duchowne i został księdzem, aczkolwiek Chyliński twierdzi, że jego dziadkowie mieli co do Bolesława zupełnie inne plany: „Matka pragnęła, aby związał swe życie z kościołem i został organistą. Ojciec widział go jako oficera w przyszłej suwerennej polskiej monarchii”¹². Przyszłość miała pokazać, że ich uzdolniony syn wybierze zupełnie inną drogę.
Chyliński wspomina, że najstarszy brat Bolesława, Andrzej, starszy od niego o całe dwadzieścia dwa lata, odegrał szczególną rolę w jego życiu: „Miał znacznie większy wpływ na wychowanie, kształtowanie charakteru i zainteresowań młodszego brata niż ktokolwiek inny w rodzinie, a szczególnie ojciec – zawsze surowy, zapracowany i niezwykle wymagający”¹³.
Według biografów pracujących nad życiorysem Bieruta, Bolesław od najmłodszych lat przejawiał zainteresowania rewolucyjne, o czym miał świadczyć fakt, iż w 1905 roku zainicjował strajk młodzieży szkolnej, domagając się wprowadzenia do szkół języka polskiego. Miał on cisnąć kałamarzem w portret cara wiszący w klasie, dając w ten sposób sygnał do rozpoczęcia akcji strajkowej. W następstwie został usunięty ze szkoły. Jest to tylko legenda, której Bierut zaprzeczył w 1955 roku podczas sesji naukowej poświęconej rewolucji. Ta wersja wydarzeń trafiła jednak na podatny grunt i do dziś można ją znaleźć w większości biografii prezydenta. Wydaje się, że Bierut musiał jednak uczestniczyć w strajku, skoro usunięto go ze szkoły. Jego syn po latach tak pisał na temat tych wydarzeń: „Bolesław brał niewątpliwie aktywny udział w organizacji strajku, skoro znalazł się wśród zaledwie kilku uczniów karnie usuniętych ze szkoły. Trudno jednak widzieć w nim aktywnego uczestnika działań rewolucyjnych. Taka ocena może dotyczyć tylko jego starszego brata, Andrzeja, kilkakrotnie aresztowanego i przetrzymywanego na Zamku w Lublinie za organizowanie strajków i pochodów”¹⁴.
Młody Bolesław został zmuszony do pracy na własne utrzymanie i chwytał się różnych zajęć: był pomocnikiem murarza, chłopcem na posyłki, a ostatecznie zatrudnił się w drukarni, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Inteligentny młodzieniec szybko nauczył się zecerki, a wkrótce zapisał się na kursy handlowe, na których także radził sobie bardzo dobrze. W 1908 roku wstąpił do związku zawodowego drukarzy.
Choć oficjalni biografowie Bieruta uważali, że już wówczas zaczął wyraźnie ciążyć ku ruchowi komunistycznemu, nie jest to jednak oczywiste. Od 1910 roku przyszły działacz komunistyczny znajdował się pod wpływem wolnomyśliciela i filozofa w młodości związanego z ruchem wolnomularskim, Jana Hempla, dziennikarza kierującego wówczas „Kurierem Lubelskim”. Był on wielkim zwolennikiem spółdzielczości, w której widział uwolnienie robotników od wyzysku kapitalistów, a także mesjanistą: wyznawał pogląd, że wyjątkowe cechy narodu polskiego sprawią, że niejako samoczynnie odzyska on wolność. Szczególnym kultem Hempel otaczał dawne wierzenia Słowian, natomiast chrześcijaństwo uznawał za religię niewolników. Mało tego, za punkt honoru uznał przywrócenie najstarszych pogańskich obyczajów i rytuałów; z tego powodu co roku w Wigilię zbierała się u niego grupka młodzieży, z którymi odprawiał prasłowiańskie obrzędy. W Zakopanem założył Towarzystwo Teozoficzne, którego członkowie, wzorem słowiańskich przodków, codziennie o świcie modlili się do słońca. Ponoć to właśnie pod wpływem Hempla Bierut zerwał z Kościołem, ale bynajmniej nie stał się ateistą. Wręcz przeciwnie, wzorem swego mentora oscylował w stronę mistycyzmu. Według jego ówczesnego przyjaciela Józefa Dominko Bierut, podobnie jak inni młodzi ludzie związani z Hemplem, w pewnym sensie wierzył w Boga, ale pojmował go jako swoisty rozum, logikę świata. Wówczas też, zdaniem Dominki, w głowie młodego Bolesława zrodził się bunt przeciwko niesprawiedliwości społecznej: „Przecież w obliczu naszego i zresztą niechrześcijańskiego Boga ludzie są równi: po cóż więc krzywda, wyzysk, niesprawiedliwość?”¹⁵.
Choć oficjalnie na terenie Królestwa Kongresowego obowiązywał zakaz zrzeszania się, można było formować stowarzyszenia, których przybywało na potęgę. Co ciekawe, były to głównie stowarzyszenia abstynenckie – i takim właśnie stowarzyszeniem była „Przyjaźń” założona przez Jana Hempla, do której wstąpił zafascynowany nim Bierut. Za sprawą swego mentora młodzieniec zainteresował się działalnością spółdzielczą, a w 1912 roku został członkiem PPS Lewicy. Ponoć panowie planowali wspólny wyjazd do Brazylii, do Parany, gdzie wcześniej Hempel uczył dzieci tamtejszej Polonii, by pracować tam nad odbudową wolnej od zaborców Polski. Ostatecznie z tych planów nic nie wyszło, ale Bierut rzeczywiście miał okazję budować Polskę – choć należy wątpić, by efekt końcowy zadowolił jego ówczesnego „duchowego ojca”.
We wczesnej młodości Bieruta próżno szukać w jego najbliższym otoczeniu jakiejś kobiety. Ponoć przyszły przywódca PRL był wyjątkowo nieśmiały, i to nie tylko w stosunku do przedstawicielek płci przeciwnej, o czym wspomina chociażby Wanda Papiewska: „był bardzo skromny, a nawet nieśmiały. Znana była jego skłonność do rumienienia się. Mówiono, że jest wstydliwy jak dziewczynka”¹⁶. Z tej przypadłości wyleczyła go zapewne Janina Górzyńska, którą poznał niedługo po tym, jak wstąpił do partii. Być może to właśnie Janina przełamała pierwsze lody. Była starsza od Bolesława o dwa lata i trudno posądzać ją o nieśmiałość. Pracowała w przedszkolu założonym przez Zofię Staniszewską, która wraz ze swoim mężem administrowała majątkiem Studzianki nieopodal Lublina. Bierut zawitał tam razem ze swym mentorem, by przeprowadzić prace miernicze – Hempel bowiem w 1913 roku podjął pracę mierniczego u geometry Stelmasiewicza w Lublinie i wkrótce potem zatrudnił Bieruta jako swego asystenta. Fachu nauczył się jeszcze podczas swego pobytu w Brazylii. Była to posada bardzo dobrze płatna, ale wymagająca nieustannych wyjazdów – i właśnie podczas jednego z nich Bierut poznał Janinę Górzyńską. Ładna, aczkolwiek skromna przedszkolanka wpadła mu w oko i wkrótce parę połączyło uczucie, a przynajmniej obopólna fascynacja. Zbuntowany przeciwko Kościołowi mistyk, jakim wówczas był Bolesław, nie miał najmniejszego zamiaru zawierać małżeństwa przed Bogiem, dlatego para przez wiele lat żyła w nieformalnym związku.
Według syna Bieruta znacznie większy wpływ na przyszłego działacza wywarła pracodawczyni jego późniejszej żony, Zofia Staniszewska: „Pani Zofia bardzo polubiła Bolesława i – nie mając własnych dzieci – traktowała go jak syna, nie szczędząc czasu na jego kształcenie. Miała rozległe wiadomości z dziedziny sztuki i literatury, malowała i była rozmiłowana w poezji. Wydaje mi się, że bardzo imponowała mojemu ojcu swoim sposobem bycia, nienagannymi manierami, wysoką kulturą i wiedzą. Stała się w pewnym sensie dla niego wzorem. To ona właśnie zaszczepiła mu wieczny »głód« czytania, wykształciła smak i wzbudziła zainteresowanie poezją”¹⁷. Ponoć nawet Bierut próbował swoich sił w poezji, ale, na szczęście dla literatury polskiej, stosunkowo szybko porzucił te zainteresowania, uznając (skądinąd słusznie), że nie ma do tego talentu.
W 1918 roku Bierut formalnie został komunistą, chociaż on sam miał niewiele do powiedzenia w tej sprawie, a bardziej niż polityka interesowała go wówczas praca w spółdzielczości. Tak się jednak złożyło, że partia, której był członkiem, czyli PPS Lewica, połączyła się z Socjaldemokracją Królestwa Polskiego i Litwy, tworząc Komunistyczną Partię Robotniczą Polski.
Trzy lata później Bierut zdecydował się na legalizację swego związku z Janiną, a jedyną możliwą formą zawarcia małżeństwa był ślub kościelny. Przyszły przywódca komunistyczny nie zamierzał bynajmniej wracać z tego powodu na łono Kościoła, ale para trafiła na wyjątkowo tolerancyjnego kapłana, który zgodził się udzielić im sakramentu bez koniecznej w takich przypadkach spowiedzi. Zresztą był to dość dziwny ślub: państwo młodzi nie mieli nawet strojów ślubnych, a ceremonia odbyła się podczas porannej mszy, po której zjedli wspólne śniadanie i wyjechali na wycieczkę za miasto. Wkrótce Janina miała się przekonać, że życie z Bierutem będzie dalekie od tradycyjnego pożycia małżeńskiego, o czym świadczył już tak inny od zwykłej ceremonii ślub. Nie będzie też usłane różami…
Na początku wszystko układało się pomyślnie. W 1923 roku para doczekała się córki Krystyny, a niedługo potem cała rodzina przeniosła się do Sosnowca, gdzie Bolesław stanął na czele miejscowej spółdzielni spożywców. Wówczas też po raz pierwszy zainteresowała się nim policja – za nieprawomyślne, zdaniem ówczesnych władz, poglądy Bierut w 1923 roku trafił nawet do aresztu. W październiku wyszedł na wolność, by już wkrótce ponownie trafić za kratki, tym razem na miesiąc. Wówczas miał już skrystalizowane poglądy i uważał się za komunistę. Wobec nasilonej akcji policyjnej skierowanej przeciwko komunistom w Zagłębiu Dąbrowskim Bierut wyjechał do Warszawy, gdzie pracował w aparacie partyjnym KPRP. Ponieważ czołowych działaczy aresztowano, dość szybko udało się mu wspiąć wysoko w hierarchii partyjnej: od maja do sierpnia 1925 roku był członkiem Tymczasowego Sekretariatu KC, a później – kierownikiem Wydziału Spółdzielczego Komitetu Central-nego.
W 1925 roku przyszło na świat drugie dziecko państwa Bierutów, syn Jan, ale jego ojcu nie dane było długo się nim cieszyć – już w maju tego samego roku Bolesław został skierowany do Moskwy, gdzie miał się uczyć na kursach partyjnych, na których obok języka rosyjskiego wykładano ponoć także zasady konspiracji wywiadowczej. Nawiasem mówiąc, syn Bieruta obecnie bardzo w to powątpiewa: uważa, że jego ojciec zupełnie nie nadawał się na agenta, chociażby dlatego, że nigdy nie nauczył się prowadzić samochodu.
W tym miejscu należy zauważyć, iż dla ówczesnych komunistów wyjazd do ZSRR miał niemalże takie znaczenie, jak, nie przymierzając, pielgrzymka do Mekki dla muzułmanów. Jak słusznie zauważył Marek Lipiński w swoim opracowaniu _Bolesław Niejasny. Opowieść o Bolesławie Bierucie, Forreście Gumpie polskiego komunizmu_: „Związek Radziecki nie był wówczas dla komunisty zwykłym, jeszcze jednym krajem na mapie świata. Był rajem na ziemi albo przynajmniej czymś najbliższym raju. Dla komunisty Związek Radziecki był czymś więcej niż Watykan dla katolika. Watykan to tylko Stolica Apostolska, a nie Królestwo Boże”¹⁸. Krótko mówiąc, wyjazd do bolszewickiej Rosji oznaczał ni mniej, ni więcej, tylko wniebowstąpienie.
Do Polski, która w opinii wielu w niczym raju nie przypominała, Bierut wrócił w 1926 roku, krótko po przewrocie majowym, który wyniósł do władzy obóz piłsudczykowski. Zajął się działalnością wydawniczą w Komunistycznej Partii Polski. Kiedy w styczniu następnego roku wybrał się do Warszawy, by odwiedzić mieszkającą tam żonę i dzieci, wpadł w ręce policji i trafił do więzienia w Będzinie, skąd wyszedł dzięki wpłaceniu przez partię kaucji w wysokości tysiąca złotych. Zresztą w oczach władzy był wówczas działaczem o niewielkim znaczeniu, luźno związanym z KPP, dlatego bez specjalnych trudności jeszcze przed rozprawą uciekł przez Gdańsk do Moskwy. Tam uczestniczył w zjeździe KPP, odbywającym się pod Moskwą, jak również pod pseudonimem Wagner uczył się w Międzynarodowej Szkole Leninowskiej.
Wśród słuchaczy tej placówki znalazła się młoda polska działaczka komunistyczna Małgorzata Fornalska. Chociaż w większości opracowań Fornalska wymieniana jest w jednym rzędzie z Wandą Wasilewską, trzeba zaznaczyć, że choć była zdeklarowaną komunistką, bardzo się od niej różniła. W przeciwieństwie do Wasilewskiej, która przyjęła obywatelstwo radzieckie i mówiła o sobie „bywsza Polka”, Fornalska nigdy nie wyrzekła się polskości, co więcej, w swoim mniemaniu służyła wyłącznie ojczyźnie. Sympatię do komunizmu miała niejako w genach, jej rodzicami byli bowiem działacze komunistyczni Antoni i Marcjanna Fornalscy. Już w 1918 roku Małgorzata wstąpiła do Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, a w okresie od lipca do grudnia tego roku służyła w Carycyńskim Batalionie Komunistycznym. W 1920 roku komuniści radzieccy skierowali ją do pracy partyjnej na terenie Polski, gdzie rok później wstąpiła w szeregi Komunistycznej Partii Polski. W sierpniu razem ze swoim bratem Aleksandrem działała w Tymczasowym Komitecie Rewolucyjnym Polski. Choć komuniści wszem wobec głosili, że nie mają ojczyzny, Małgorzata czuła się Polką – co więcej, uważała się za patriotkę i szczerze wierzyła, że jej rodzinny kraj powinien wkroczyć na drogę prowadzącą do komunizmu.
Władze Polski miały najwidoczniej zupełnie inne zdanie na ten temat, bowiem Fornalska kilkakrotnie była więziona właśnie za działalność komunistyczną. W więzieniu nabawiła się gruźlicy, a przeciągająca się kuracja spowodowała, że naukę w moskiewskiej szkole rozpoczęła z opóźnieniem. Braki pomagał jej nadrabiać starszy o kilka lat rodak, także studiujący w Międzynarodowej Szkole Leninowskiej, ukrywający się pod pseudonimem Wagner – Bolesław Bierut. Starszy kolega zapewne ujął młodą działaczkę swoimi manierami i szacunkiem do kobiet, jaki wyniósł z rodzinnego domu. Ona najprawdopodobniej wzbudziła jego zachwyt nie tylko urodą i młodością, ale też zaangażowaniem ideowym. W końcu narodziło się między nimi uczucie, które z czasem przekształciło się w romans. Jak wówczas wyglądał nasz bohater, możemy przekonać się, czytając materiały śledcze sporządzone przez policję polską, które zachowały się w Archiwum Akt Nowych: był szczupły, niewysoki (wg protokołów śledczych miał od 165 do 169 cm wzrostu), o gęstych ciemnoblond włosach układających się w fale. Z protokołów wynika, że brakowało mu trzech zębów, miał złote plomby. Trzeba przyznać, że nie jest to opis amanta filmowego, a jednak Małgorzata, opowiadając o nim swojej matce, przedstawiła go jako niezwykłego człowieka.
Bierut nigdy nie ukrywał przed kochanką, że w Polsce zostawił żonę z dwójką dzieci, ale dla Fornalskiej nie stanowiło to żadnego problemu. Pokochała Bolesława z dobrodziejstwem inwentarza i godziła się na wszystko, byleby tylko móc z nim być. Swojej matce tak tłumaczyła się z życiowego wyboru: „On mnie kocha i ja go kocham, ale na naszej drodze są wielkie trudności. Nie możemy zawrzeć małżeństwa – on ma rodzinę i obowiązki względem rodziny. Nie myśl, mateczko, że to ja rozbiłam tę rodzinę”¹⁹.
Trudno w tej sytuacji mówić o rozpadzie małżeństwa państwa Bierutów, ponieważ nie miał on najmniejszego zamiaru rozwodzić się z żoną. Co więcej, w 1932 roku sprowadził do Moskwy Janinę wraz z dziećmi, co nie było łatwe. Między II RP a Związkiem Radzieckim panowały napięte stosunki. Oczywiście polscy komuniści jeździli bardzo często do Rosji bolszewickiej, ale korzystali ze sfałszowanych dokumentów, zazwyczaj wystawionych na obywateli innych krajów, niejednokrotnie musieli podróżować drogą okrężną, wyjeżdżając z Polski najpierw do innego kraju graniczącego z ZSRR, skąd dopiero docierali do celu. Historycy podejrzewają więc, że wyjazd Janiny został zorganizowany przez Komintern. Radzieccy działacze nie mieli żadnego interesu w sprowadzeniu do Rosji rodziny polskiego komunisty, Bierut musiał więc osobiście zaangażować się w tę sprawę. Ale dlaczego mu na tym zależało, skoro miał już w Moskwie kochankę?
Po przyjeździe Janiny z dziećmi sytuacja bardzo się skomplikowała, bowiem przez pewien czas Małgorzata zmuszona była dzielić z nimi mieszkanie. Bierut nie ukrywał przed małżonką, co łączy go z Fornalską, zresztą byłoby to trudne, gdyż Małgorzata była wówczas w zaawansowanej ciąży. Jakimś cudem dwie towarzyszki życia przyszłego prezydenta nie tylko nie skoczyły sobie do oczu, ale zapałały do siebie niekłamaną sympatią. Nawiasem mówiąc, taka „poligamia” była częstym zjawiskiem w rodzinach ówczesnych działaczy komunistycznych, zwłaszcza radzieckich – Bierut nie był wyjątkiem. Także jego dzieci musiały się godzić na ten osobliwy stan rzeczy: „Wiosną 1932 roku – wspominał po latach jego syn Jan Chyliński – spotkałem się z ojcem ponownie – tym razem dłużej. Razem z matką i siostrą przyjechaliśmy do niego do Moskwy . Później dopiero zorientowałem się, w jak kłopotliwej sytuacji znaleźli się moi rodzice. Ojciec był już od pewnego czasu związany z inną kobietą – Małgorzatą Fornalską – którą poznał na studiach. Gdy przyjechaliśmy, była ona w zaawansowanej ciąży. W czasie naszego pobytu urodziła córkę, Oleńkę. Miałem więc drugą siostrę, a ojciec okropny problem ze znalezieniem dla nas mieszkania. Sam zajmował razem z Małgorzatą maleńki pokoik w hotelu Lux”²⁰. Co ciekawe, Chyliński starał się nawet zrozumieć i usprawiedliwić postępowanie Bieruta: „Moi rodzice żyli właściwie w ciągłym rozłączeniu – zbyt długie rozstania niszczą małżeństwo, a szczególnie wtedy, gdy mężczyzna nie jest skłonny do przelotnych związków (a taki właśnie był mój ojciec). Małgorzata Fornalska – »Jasia«, jak ją nazywali przyjaciele, nie miała w sobie nic z »wampa«. Posiadała jednak osobisty urok i ciepło, które zyskiwały powszechną do niej sympatię. Moja matka polubiła ją również. Obie kobiety utrzymywały przyjazny kontakt, trwający aż do tragicznej śmierci »Jasi« na Pawiaku”²¹. Jednym słowem – idylla w trójkącie.
Małgorzata wiedziała, że nie będzie mogła poświęcić się wychowaniu dziecka i postanowiła zrzucić to na barki swojej matki. Jeszcze będąc w ciąży, pisała do niej: „Jestem szczęśliwa, że będę miała dziecko. Ale i on, i ja jesteśmy członkami partii i mamy przede wszystkim obowiązki względem partii – jej musimy poświecić wszystkie nasze siły. Nasze sprawy osobiste są w tej chwili mało ważne. Ciebie, mateczko, przyszłam prosić o pomoc: czy zgodzisz się wychowywać to moje dziecko?”²².
Córka Małgorzaty i Bolesława, Aleksandra, urodziła się 15 czerwca 1932 roku. Jej ojciec żartobliwie mawiał, że jego młodsza córka przyszła na świat „jako procent od kapitału. Właściwie od »Kapitału« Karola Marksa”²³. Ledwie skończyła trzy miesiące, Bierut wyjechał z Moskwy, by objąć w Łodzi stanowisko sekretarza okręgowego i podjąć próbę odtworzenia mocno przetrzebionej aresztowaniami komórki partyjnej. Misja zakończyła się niepowodzeniem, a Bierut 18 grudnia 1933 roku został aresztowany. Tym razem stanął przed sądem, który skazał go na siedem lat więzienia. Choć działacz trafił do stosunkowo ciężkiego zakładu karnego w Rawiczu, wyrok okazał się istnym darem losu, bowiem pobyt za kratkami pozwolił Bierutowi uniknąć czystki stalinowskiej, której ofiarą padło 7–8 milionów osób, w tym niemal wszyscy członkowie KPP. Na fali tych prześladowań życie stracił też niegdysiejszy mentor Bolesława Jan Hempel. Bierut opuścił więzienie na mocy amnestii z 11 grudnia 1938 roku, by zamieszkać ze swoją „legalną” żoną Janiną. Udało mu się też znaleźć pracę w Spółdzielni Spożywców, gdzie pracował aż do wybuchu wojny. Ponieważ ze względu na wiek (w 1939 roku Bierut miał już 47 lat) nie podlegał mobilizacji, wyjechał do Lublina, skąd po zajęciu miasta przez wojska niemieckie uciekł do Kowla, a następnie do Kijowa, gdzie mieszkał aż do 1941 roku. Komunistyczni biografowie dopisali mu kolejny chwalebny, aczkolwiek nieprawdziwy epizod w biografii: w tym okresie późniejszy prezydent kierował rzekomo międzynarodową grupą uchodźców pod opieką Kominternu. To właśnie jako ich formalny opiekun miał wyjeżdżać do Moskwy, gdzie spotykał się z działaczami radzieckimi oraz z Wandą Wasilewską. W rzeczywistości Bierut przyjeżdżał do Moskwy nie na spotkania z działaczami, ale jedynie po to, by odszukać kochankę i córkę.
Fornalska opuściła swoje dziecko, kiedy Oleńka ukończyła rok, by poświęcić się działalności komunistycznej. Aleksandra została oddana pod opiekę babci, Marcjanny Fornalskiej i wraz z nią zamieszkała w Moskwie, w hotelu Międzynarodówki Komunistycznej. Babcia opowiadała dziecku, że jej rodzice wyjechali w delegację. Matkę Oleńka zobaczyła dopiero w swoje ósme urodziny i bardzo była jej widokiem rozczarowana. Spodziewała się zobaczyć młodą i piękną kobietę, a tymczasem Małgorzata wydała się jej stara i brzydka. Dziewczynce nie podobał się zwłaszcza jej nos – długi i spiczasty, przywołujący na myśl nos bajkowego kłamcy – Pinokia. W międzyczasie los obszedł się dość okrutnie z rodziną Fornalskich: trzej bracia i ciotka Małgorzata, siostra Marcjanny, zostali aresztowani w ramach wspomnianej już czystki stalinowskiej. Bracia zapłacili najwyższą cenę za swoje przekonania, ciotka natomiast miała więcej szczęścia, została bowiem zesłana na Kołymę, skąd uwolniono ją w 1945 roku dzięki interwencji Bieruta. Represje dotknęły też Oleńkę i opiekującą się nią Marcjannę: „Mnie z babcią wyrzucono z hotelu Lux, przeprowadziłyśmy się do przybudówki nieopodal. Zamieszkałyśmy w maleńkim pokoiku z inną kobietą i jej siostrzenicą, której matkę również aresztowano. Cofnięto nam zapomogę z Międzynarodowej Organizacji Pomocy Robotnikom. Miałyśmy bardzo ciężki okres w życiu”²⁴. O dziwo, nikomu w rodzinie nawet nie przyszłoby do głowy, żeby obarczać winą za te tragiczne wydarzenia towarzysza Stalina. Wręcz przeciwnie, obowiązywała wersja, iż mężczyźni padli ofiarą tragicznej pomyłki.
W 1939 roku do ZSRR przyjechał także Bierut, który zatrzymał się w Czerwonym Chutorze pod Kijowem i od razu przystąpił do poszukiwań Małgorzaty i jej dziecka. Kiedy dowiedział się, że przebywają w Moskwie, postanowił je nielegalnie odwiedzić. Ponieważ nie udało mu się kupić biletu na pociąg, postanowił podróżować między wagonami. Musiał być bardzo zdeterminowany, gdyż jak wspominała po latach Aleksandra: „Przyjechał do Moskwy bez dokumentów, bez zezwolenia, bez pieniędzy, bez biletu kolejowego i bez palta. A był to grudzień 1939 roku, kiedy w Moskwie panowały czterdziestokilkustopniowe mrozy. I nie znalazł nas, gdyż zamieszkałyśmy gdzieś indziej. Nie znalazł też nikogo z naszych krewnych i bliskich, których zabrał rok 1937. Musiał więc wracać, a powrót był równie trudny jak droga do nas”²⁵. Z Małgorzatą udało mu się spotkać dopiero we wrześniu 1940 roku, w czasie drugiego pobytu w stolicy ZSRR, kiedy jego kochanka przyjechała tam na urlop. Okazało się, że wcześniej mieszkała w Białymstoku, gdzie udało się jej zdobyć posadę nauczycielki. Zamierzała tam wrócić i zabrać ze sobą Aleksandrę, jak również matkę, która wciąż opiekowała się dziewczynką. W Białymstoku chciał osiąść także Bierut, uprzednio ściągnąwszy tam swoją prawowitą małżonkę z dziećmi. Na drodze do szczęścia, jakim dla Bolesława musiało być życie w trójkącie, stanęła jednak władza radziecka, nie udzielając mu pozwolenia na wyjazd. Jednak na urlop w 1941 roku wyjechał właśnie do Białegostoku. Nie wiadomo, czy parę nadal coś łączyło, gdyż, jeśli wierzyć relacji Gomułki, „nie przebywali razem ze sobą, zamieszkali oddzielnie i chyba też nie utrzymywali między sobą kontaktów”²⁶. Ponoć Bierut związał się wówczas z pewną Niemką noszącą polskie imię Wanda, która wsławiła się denuncjowaniem osób pochodzenia żydowskiego. Jednak jest to tylko hipoteza i nic o owej kobiecie nie wiadomo.
Kiedy wojska niemieckie zaatakowały ZSRR, Bierut przebywał w Mińsku i pozostał tam, gdy miasto znalazło się w rękach hitlerowców. Spędził tam kolejne dwa lata, które w opinii historyków stanowią najbardziej tajemniczy okres w jego życiu. Z całą pewnością wiemy, że pracował w Wydziale Aprowizacji Zarządu Miasta i nawet awansował na stanowisko zastępcy kierownika, stąd wysuwane przez niektórych badaczy przypuszczenia o jego kolaboracji, które zresztą podzielał także Władysław Gomułka. Po latach tak pisał o tym okresie życia Bieruta: „w oczach mieszkańców rzeczywiście uchodził za osobnika współpracującego z okupantem, wysługującego się Niemcom. Po wyzwoleniu Polski, kiedy w prasie radzieckiej ukazały się fotografie Bieruta jako przewodniczącego Krajowej Rady Narodowej, mieszkańcy Mińska zgłaszali się do władz radzieckich i składali oświadczenia, że w fotografii tej rozpoznają osobnika, który wcześniej współpracował z Niemcami”²⁷. Według niektórych źródeł Bierut rzeczywiście współpracował z Niemcami, ale jako sowiecki agent, w co z kolei wątpi jego syn Jan. Jednak relacje ludzi znających go w tym okresie budzą takie podejrzenia. Jedną z osób, które zetknęły się wówczas z Bierutem, był kurier AK Kosowicz, który tak opisał gabinet przyszłego prezydenta Polski: „Znalazłem się w obszernym gabinecie o przyzwoitych, jak na zniszczony Mińsk, meblach: biurko, fotele, stolik, ściany zdobił jeden tylko obraz – wielki portret… Hitlera”²⁸. Jan Chyliński uważa, że Bolesław po prostu wykorzystywał swoje stanowisko do pomocy potrzebującym: wydawał nielegalnie dodatkowe przydziały, odszukiwał osoby w potrzebie, przede wszystkim rodziny poległych lub wziętych do niewoli żołnierzy.
W owym czasie w jego życiu pojawiła się kolejna kobieta. Była nią młodsza od niego o piętnaście lat Anastazja Kolesnikowa, formalnie żona kompozytora Izaaka Lubana, który krótko po wybuchu wojny uciekł z Mińska do Moskwy, porzucając małżonkę i dzieci. Bierut uwił sobie w jej trzypokojowym mieszkaniu całkiem wygodne gniazdko. W zamian za przygarnięcie pod swój dach i, jak należy przypuszczać, użyczenie mu swych wdzięków, Anastazja otrzymała od niego istotną pomoc, bowiem Bierut załatwił jej dzieciom aryjskie dokumenty. Nie było to łatwe: córce i synowi Kolesnikowej trzeba było bowiem „znaleźć” aryjskiego ojca, najlepiej Białorusina. Rolę tę wziął na siebie przyjaciel Anastazji z lat szkolnych Mikołaj Klaus. Bolesławowi zostało tylko wpisanie go do urzędowych dokumentów. Syn przyszłego prezydenta tak po latach opisał charakter znajomości łączącej Bieruta z Kolesnikową: „Ojciec i Anastazja stali się sobie bardzo bliscy. Nie wykluczam, że łączyły ich również intymne stosunki . On miał wówczas pięćdziesiąt lat, ona trzydzieści pięć. Oboje wiedzieli, że pobyt ojca w Mińsku nie może trwać długo i ewentualne ich wspólne życie nie ma żadnych trwałych perspektyw”²⁹.
Tymczasem jego była kochanka, Małgorzata Fornalska, wróciła na tereny okupowanej Polski na wiosnę 1942 roku, by jako członkini KC PPR współtworzyć i współredagować partyjny organ prasowy – „Trybunę Wolności”. Poza tym przejęła obowiązki po tragicznie zmarłym radiotelegrafiście Janie Turlejskim. Jej córka po latach wspominała, że Fornalska, żegnając się z nią, mówiła: „Pamiętaj, że jeśli zginę, to za Polskę”³⁰. Małgorzata, wróciwszy do kraju, wezwała do siebie Bieruta, zresztą ona ręczyła za niego, a do Fornalskiej Moskwa miała całkowite zaufanie. Ten chciał natychmiast wyruszyć w drogę, ale powstrzymała go przed tym Anastazja, błagając, by zaczekał, aż ona ukryje się z dziećmi. Istniało poważne ryzyko, że hitlerowcy po jego zniknięciu uznają, iż zbiegł do partyzantki, a ponieważ Kolesnikowa i jej dzieci uchodziły w Mińsku za rodzinę Bieruta, groziło im rozstrzelanie. Na szczęście kobiecie wraz z dziećmi udało się znaleźć schronienie w oddziale partyzantów działającym w okolicy Mińska, a następnie przerzucono ją do Moskwy, gdzie spędziła całą wojnę. Po jej zakończeniu wróciła do Mińska, a Bierut dyskretnie wspomagał ją finansowo. Ostatni list do niej napisał tuż przed śmiercią, podczas feralnego pobytu w Moskwie w 1956 roku: „Niestety nie mogę się z Wami zobaczyć. Byłbym bardzo zadowolony, gdybym mógł bardziej szczegółowo dowiedzieć się, jak Wy żyjecie i gdzie pracujecie. Będę oczekiwał Waszego listu, jeśli możecie go jutro napisać. Po list zgłosi się ten sam towarzysz, który wręczy Wam niniejszy list. Domyślając się, że potrzebujecie pomocy, przesyłam Wam niewielką sumę pieniędzy – wszystko, co w danym momencie posiadam”³¹. Anastazja najwyraźniej uważała się za żonę polskiego działacza, skoro w 1974 roku odważyła się napisać do ówczesnego pierwszego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka pismo z prośbą o przyznanie emerytury. W liście przedstawiła się jako „przyjaciel, żona i pomocnica jego wielkiego rodaka, wybitnego działacza partyjnego Bolesława Bieruta”³². Gierek, choć znał Janinę Górzyńską, jedyną żonę Bieruta, i bynajmniej nie podejrzewał zmarłego o bigamię, najwidoczniej uznał, że coś musi być na rzeczy, skoro osobiście interweniował w Moskwie i Anastazja otrzymała stosowne wsparcie finansowe w postaci godziwej emerytury. Co ciekawe, istnieje hipoteza, że Bierut doczekał się z nią dziecka. Przypuszczenie to sformułowano na podstawie relacji jego antagonisty Gomułki, który otwarcie stwierdził: „Swoim zwyczajem żył tam z jakąś babą, której zmajstrował bachora. Zostawił ją, bo ziemia paliła mu się pod nogami”³³.
Słowa Fornalskiej podczas pożegnania z córką okazały się prorocze i dziewczynce nie dane już było zobaczyć matki. Dwa lata później Małgorzata wpadła w ręce gestapo i została uwięziona na Pawiaku. 26 lipca 1944 roku rozstrzelano ją w ruinach warszawskiego getta.
Jeżeli wierzyć relacji księdza Jana Ziei, kapelana Szarych Szeregów, Małgorzata w więzieniu nawróciła się pod wpływem jednej ze współwięźniarek, byłej działaczki PPS. Kobieta ta miała więcej szczęścia od Fornalskiej, gdyż udało jej się przeżyć. Już po wojnie opowiedziała księdzu Ziei o swoich wojennych losach oraz o spotkaniu z kochanką Bieruta, a kapłan spisał pieczołowicie jej relację: „W tej celi więziennej, w której się znalazła, było już kilkanaście kobiet. Między nimi Małgorzata Fornalska. Większość kobiet nieraz wspólnie się modliła. Małgorzata trzymała się na uboczu i nie uczestniczyła w tych modlitwach. Któregoś dnia doszło do rozmowy między tą moją petentką a Małgorzatą Fornalską. Z tej rozmowy Małgorzata ze zdumieniem dowiedziała się, że w Polsce działały stronnictwa chłopskie, domagające się podziału wielkiej własności ziemskiej między chłopów pracujących na roli, i że działała też i działa Polska Partia Socjalistyczna wśród robotników fabrycznych.
– To nas w Rosji oszukiwali! – zawołała Małgorzata. – Mówili nam, że w Polsce to same »pany« i dopiero my wniesiemy tam socjalizm”³⁴. Choć Fornalska początkowo, jak na komunistkę z krwi i kości przystało, trzymała się na uboczu, z czasem stopniowo zaczynała włączać się do modlitw współwięźniarek, by wreszcie przed śmiercią pojednać się z Bogiem. Jednej z nich powierzyła też delikatną misję, zwracając się do niej ze słowami: „Mnie na pewno Niemcy zlikwidują. A pani może się uratuje. Mam prośbę do pani. Ja mam dwoje dzieci³⁵. Gdy pani znajdzie się na wolności, proszę odszukać moje dzieci i powiedzieć im, że ja, ich matka, przed swą śmiercią, proszę je, by przyjęły chrzest w Kościele katolickim, bo ja ich dotąd nie doprowadziłam do chrztu”³⁶.
Zapewne o Fornalskiej nie uczono by w szkole, a ona stałaby się jedną z wielu działaczek komunistycznych, które oddały życie za Polskę (oczywiście Ludową), gdyby nie romans z Bierutem, w który wplątała się podczas studiów w Międzynarodowej Szkole Leninowskiej w Moskwie. Jej kochanek, kiedy tylko został prezydentem, nie omieszkał uczcić pamięć Małgorzaty, co więcej, uczynił z niej niejako męczenniczkę komunizmu i w 1948 roku nadał jej pośmiertnie wysokie odznaczenie: Krzyż Grunwaldu I klasy.
Bierut niezbyt długo, o ile w ogóle, rozpaczał po stracie kochanki. Jeszcze czasie gdy Fornalska przebywała w więzieniu, a on mieszkał w Warszawie z żoną, poznał kolejną kobietę swego życia – Wandę Górską, młodszą od niego o 11 lat. Ich znajomość zaczęła się dość osobliwie: Bierut wezwał Wandę do swego mieszkania w Warszawie, korzystając z pośrednictwa swojej córki Krystyny. Ponoć towarzysz Tomasz chciał z nią o czymś pilnie porozmawiać. Kobieta po latach wspominała, iż była bardzo przejęta spotkaniem i tak onieśmielona, że nie miała odwagi sięgnąć po ciasto i kawę, którymi ją poczęstowano. Górska była z zawodu nauczycielką i wywodziła się z szacownej mieszczańskiej rodziny, a jej ojciec miał dom w podwarszawskiej Radości. Niektórzy historycy uważają ją za agentkę NKWD. Dowodem tego miał być fakt, iż Wanda była wcześniej związana z innym komunistycznym działaczem, Pawłem Finderem, o czym wspomina chociażby Władysław Gomułka: „Wanda Górska była nie tylko łączniczką Findera, lecz także jego bliską przyjaciółką. Zamieszkiwał u niej na Żoliborzu niemal od pierwszych dni po przybyciu do Warszawy. W 1943 roku zamieszkali wspólnie w Wesołej. Zdarzało się, że Finder zapraszał mnie do siebie na spotkania, które odbywały się w obecności Wandy Górskiej, co naruszało zasady konspiracji”³⁷. Kobieta, wiążąc się z Finderem, wiele ryzykowała, zwłaszcza mieszkając z nim pod jednym dachem. Finder był nie tylko komunistą, ale też Żydem, i aby się o tym przekonać, niepotrzebna była żadna kontrola. Mężczyzna miał bowiem wręcz wzorcowe semickie rysy twarzy, z czego doskonale zdawał sobie sprawę i ze względów bezpieczeństwa nigdy nie jeździł tramwajem. Nawiasem mówiąc, Górska nie była jedyną kobietą w życiu działacza – Finder, podobnie jak Bierut, był już żonaty. Jego małżonką była inna komunistka, Gertruda Pawlak. Zarówno jego małżeństwo, jak i pozamałżeński związek z Górską zakończyły się wraz z jego aresztowaniem. Złośliwy los zetknął go z kolejną kobietą Bieruta, Małgorzatą Fornalską, którą znał od dawna i z którą współpracował, ale tym razem spotkali się w tragicznych okolicznościach: 26 lipca 1944 roku został razem z nią rozstrzelany w ruinach warszawskiego getta.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki