- W empik go
Smętarz - ebook
Smętarz - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 226 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
STANISŁAWA WIRGIŃSKIEGO
poświęca
AUTOR
"Nic tu nie jest, jedno dom Boży, a tu brama Niebieska,"(Gen. XXVIII, w. 17).
Wybacz mi, gościu mój drogi, że cię na smętarzu przyjmuję! wybacz, a nie zawracaj od progu przykrej na pozór gościny, bo w rzeczy nic w niej wstrętnego nie ma. Cichy ten zakątek ziemi tak dobry, jak i wszelkie inne ustronie, a że grobami okryty, to nie różnica, bo gdzież grobów nie ma? tu one tylko krzyżami znaczone, a ileż to ich bez krzyżów codzień depczemy? Od grobu Abla, od wielkiej potopowej mogiły, do tej która się w to mgnienie otwiera, ileż to ich powstało przez wieki wieków, i w waśniach bratobójczych i wkrwawych potopach, i w cichem pielgrzymstwie rodu ludzkiego ku wieczności! Weź garsteczkę piasku, choćby z pod nóg weselnego orszaku, wpatrz się w nią duszy oczyma, a zawahasz się pewno, czy ją rzucić napowrót, czy złożyć w urnie grobowej i uczcić modlitwą za umarłych, i łzą żalu poświęcić; bo jestże jaki marny pyłek na ziemi, coby się z prochami ojców naszych nie mieszał?
bo czemże ta ziemia cała, jeśli nie jednym wielkim smętarzem wszech ludów, jedną olbrzymią, urną ludzkości, uwieńczoną ś. Krzyżem Golgoty? Świat w ręku Zbawiciela w obrazach Bizantyńskich, to jakby symbol tej prawdy; ta kula ziemska ze znakiem zbawienia na szczycie, to popielnica wszystkiej Bożej dziatwy, krwią jego odkupionej, z tryumfem podniesiona ku Niebu.
Nie gardź więc gościu mój miły smętarną moją gościną, jak i gościną świata nie gardzisz; a jeśliś opłakał choć jednę drogą istotę, jeśli masz w Niebie bratnią jaką duszę, do której tęsknisz na ziemi, to klęknij ze mną u krzyża na grobie, a duch twój oskrzydlony modlitwą, jak Aniół po drabinie w śnie Jakubowym, po krzyżu wstąpi pod szczyty Niebieskie i ujrzy Boga swojego i ukochanych swoich w Jego świętej chwale, i rzekniesz z patryarchą: "Nic tu nie jest, jedno dom Boży, a tu brama Niebieska."
Na Podolu, na Dniestrzańskiem porzeczu, w okolicy najgłębszych jarów i skał najfantastyczniejszych, jest wiele miejsc przecudnych, bogatych w tak urocze, a razem tak oryginalne wdzięki, jakich daremniebyś szukał w najsławniejszych z malowniczości krajach Europy.
Otośmy pośród równiny: jak okiem rzucić, dokoła niezmierzona pól szachownica, gdzieniegdzie tylko urozmaicona kępą zielonych brzóz lub dębów, przydrożną figurą między topolami, stertą pszenicy, albo karczemką, czatującą jak zbójca na łup na rozdrożu. Powiada nam przewodnik, że tuż tuż miasteczko; ale go nigdzie nie dojrzeć, choć dla oczu widok taki rozległy. Jeszcze kilkaset kroków – o dziwy! przepaść otwiera się przed nami – droga spada gwałtownie w olbrzymią kotlinę, przez którą biegnie ku Dniestrowi jedna z najważniejszych hołdowniczek jego, i tu, groblą przecięta, rozlewa się ogromnym stawem. Niżej za groblą wzdłuż rzeki ciągną się rzędy bieluchnych domków o czerwonych dachach, jedne u samej wody, przez pół na palach, drugie na wybrzeżu, te znowu wyżej na skalistym terasie, i jeszcze wyżej i wyżej, coraz już mniejsze, coraz bezładniej, jak stado kóz dzikich rozpierzchłe między skałami;… jest to miasteczko……Lecz mniejsza tam o nie – wróćmy do stawu; wyniosłe boki kotliny po obu jego stronach, wygięte w amfiteatr, nagie, jałowe, nastrzępione tylko skałami, najrozmaitszych kształtów, barwy i rozmiarów, że to się zdają zwaliskami baszt starych, to olbrzymami w kamiennych hełmach i kamiennej zbroicy, to (gdzie się po nich ciągną wapienne smugi) kościotrupami tytanów, przywalonych głazami od pamiętnego boju z Jowiszem, to wreszcie gromadką zaczarowanych pielgrzymów, o których bajka mówi, że w czarodziejskiej krainie, w drodze do zamierzonego celu obejrzawszy się po za siebie, skamienieli, i tak czekają nim je kto wodą żywiącą odczaruje. Gdzieniegdzie tylko u źródła, co srebrzystym paskiem tryskając ze skały, szeleszcząc zbiega po kamykach, szumi zielone drzewko i stoi stary krzyż kamienny; gdzieniegdzie w głębokiej grocie ukryta kapliczka błyska świętym obrazem Bogarodzicy; a zresztą pusto i dziko…..Lecz za to patrzmy tam w górę rzeki – cóż to za urok! jar główny tam się rozdziela na kilka promieni, rozpostartych jakby olbrzymi, cudowny wachlarz, rzeźbiony i malowany mistrzowską ręką jakichś nadziemskich istot. Z naszego punktu widzenia wszystkie pióra tego wachlarza, objąć możemy jednym rzutem oka, choć w taki sposób trudno skupić wrażenie, trudno zdać sobie sprawę z oglądanego obrazu, bo tyle tam krasy nieporównanej, tyle… rozmaitości w tej krasie, że raz spojrzawszy, oczy się rozbiegną., i już ani rady z niemi!…. Wszystkie te jary głębokie o stromych, skalistych bokach, szersze lub węższe, to proste, to zygzagowate, wysłane przepyszną zielenią sadów, ogrodów i lewad, na tle których świecą, bieluchne chatki, zbiegające bezładnie z wyniosłych wybrzeży tam wgłąb' ku wodzie, nad rzeczkę lub stawek, osadzony powiewnemi wierzbami. Czasem stroma ściana parowu tak ślicznie ci się postawi, jak gdybyś obraz powiesił! przeliczysz wszystkie lepianki, wszystkie sterty zboża, wszystkie ule śród sadu; dojrzysz każdej krówki, każdej owieczki na lewadzie, każdego dzieciaka wypasającego się na gruszy, zrachujesz wszystkie kawony i melony na basztanach, i wszystkie kaczany na kukuruzie, wszystkie grona w winnicy; zdejmiesz najdokładniej plan wszystkich ogrodów, porozdzielanych okopami, misternie ułożonemi z darni i kamieni, obsadzonych wieńcami licjum i dzikich bluszczów. – A czasem znowu zębate boki jaru tak zazdrośnie wszystko zamaskują, że z poza sadów, z poza skał ogromnych gdzieniegdzie tylko migną, błyszczące kopuły cerkiewki, wynurzą, się wyniosłe wierzchy stert zbożowych, zamajaczeją… wysokie kosze na kukuruzę, a wysmukłe piramidalne topole każą się domyślać karczmy lub ekonomii. Zresztą wszystko ukryte w tajemniczym cieniu zieleni – na pierwszym planie tylko młynek turkocze między wierzbami, pasie się trzódka nad wodą, baby piorą bieliznę, stojąc na kamiennych płytach pod łotokami, a zgraja dziatwy pluska się w wodzie, lub się po skałach czepia nad rzeczką z wędkami, albo siatkami…… Chyba gdzie rezydencja dziedzica, tam już inaczej! Tam, gdzieś na miejscu najokazalszem, gdzie skały najfantastyczniejsze, gdzie stawek najczystszy, prześliczne klomby kasztanów, akacji, świerków, sumaków, wskażą ci ogród angielski, z pomiędzy nich migną altanki, minarety, posągi, zaświecą sztuczne kaskady i kanały z wiszącemi mostami, i zgrabniutkiemi czółenkami, i zażółcieją tu ówdzie żwirowane ulice; a między szczyty drzew kędzierzawe ujrzysz czerwone dachy i białe mury pałacu, i szklanne ściany trebhauzów i oranżerji…. Inaczej znowu, kiedy w owym jarze głębokim, w cienistej ustroni, zarosłej gęstą leszczyną, lipą i grabem, kryje się futor szlachecki. Patrz oto bieluchny, słomą kryty dworek, z gniazdem bocianiem, tuli się w zielem wielkiego sadu, otoczonego płotem chróścianym na pochyłości parowu. U dołu grusze, jabłonie, wiśnie i znakomite węgierki; na, wyższym tarasie piękna winnica, a obok basztan wspaniały; w sadzie suszarnia, w winnicy buda słomiana dla stróża. Tam znowu nieco opodal, między lipiną drugi sadek się kryje, a w nim prześliczna pasieka. Obok lepianki pasiecznika, niziuchna, przygarbiona, w ziemię zapadła, ale bielusieńka, jak łabędź! powój i fasola wkoło ją oplotły, rosochate jabłonie strzechę gałęziami okryły, i ciekawe harbuzy z niewielkiego ogródka poufale na nią powyłaziły, i wygrzewają się na słońcu, i z dumą patrzą w dół na ogórki, a nawet na kukuruzę i na słoneczniki. W pasiece pod gruszą siedzi siwy staruszek i struże obręcze, lub ule snozi, rojów wyglądając, a przy nim czujny kundys rozciągnął się na trawie, złożył mordę na przednich łapach i pilnie się przygląda świegotliwym wróblom, uwijającym się na płocie. A między dworkiem i pasieką nie wielka szyba wody, niby to stawek, sztucznie zebrany z okolicznych źródlisk, co tu ówdzie z pod skał się sączą, znaczne po wierzbach zielonych, a czasem to i po figurze lub kapliczce, obsadzonej drzewami i bujnem kwieciem. A dalej wzdłuż jaru leży kilka chatek wieśniaczych, opodal jedna od drugiej, każda swoim dworem, jakby szlachecka zagroda;
przy każdej sadek prześliczny, a przynajmniej kilkanaście wisien i czereśni, przy każdej choć jedna stertka pszenicy, każda ma i swój ogród warzywny, i zieloną lewadę, i swoję krynice…..
Między niemi ściele się droga, nie droga a raczej ścieżka skalista, dziwnie pokręcona i połamana, to wspinająca się na urwiska, to stromo spadająca w wąwozy, to wijąca się po samym brzeżku przepaści, że straszno przejść po niej, a cóż dopiero przejechać; lecz za to jaka malownicza, jaka urocza! a gdy na domowe potrzeby wystarcza, to i dzięki Bogu.